
Zrobiła licencjat z pielęgniarstwa. Nie, to nigdy nie było jej wielkie marzenie, ale jednocześnie chyba nigdy takiego nie miała. Była pragmatyczką. Potrzebowała pracy, pieniędzy na opłacenie rachunków, a gdzieś po drodze okazało się, że zwyczajnie jest w tym dobra. Szybko myśli, szybko działa, nie boi się podejmowania trudnych decyzji i ma zaskakująco dobre podejście do ludzi. Gdy rozpadał się jej ówczesny związek i musiała się wyprowadzić ze wspólnie wynajmowanego z chłopakiem mieszkania – była w kropce. I pewnie wtedy podjęła najdziwniejszą, najbardziej szaloną decyzję w swoim życiu.
Gdy złożyła swoje podanie do Canadian Armed Forces nie liczyła na powodzenie. Nie przypuszczała, że może przejść testy, późniejsze szkolenie i skończyć ze stopniem wojskowym. Okazało się jednak, że była dużo silniejsza niż sama początkowo przypuszczała – szczególnie psychicznie.
Nie przypuszczała też, że pierwsza misja wojskowa, na którą wyleciała będzie też jej ostatnią. To był specyficzny czas – jednocześnie najlepszy i najgorszy w jej życiu. Było ciężko, czasami ciągle męczą ją koszmary z tamtego okresu, ale z drugiej strony nigdy nie żałowała, że wyjechała. Dopiero tam uświadomiła sobie jak bardzo lubi swoją pracę i jaka jest w tym dobra. I bardzo źle zniosła, gdy zostało jej to zabrane.
Zaczęła czuć się źle. Z dnia na dzień stawała się coraz słabsza i chociaż bardzo starała się ignorować niepokojące objawy, nie wzbudzać podejrzeń i dalej pracować na najwyższych obrotach… wiedziała, że nie może tego ciągnąć w nieskończoność. Podstawowe testy, które jeszcze na Bliskim Wschodzie przeprowadził zaprzyjaźniony lekarz – nie pozostawiały złudzeń. Iris musiała wrócić do kraju i odejść ze służby. Zrobiła to wszystko szybko i w dużej tajemnicy – właściwie nikomu nie powiedziała jaka była prawda.
Po powrocie do kraju przeszła kolejne testy i jeszcze więcej testów. Postawiona diagnoza ją sparaliżowała, ale nie zamierzała się poddać. Walczyła sama. Nie chciała nikogo martwić, nie chciała współczucia i troski. Nawet to musiała zrobić po swojemu i na swoich warunkach. Dopiero w drugiej fazie chemioterapii, gdy już wiedziała, że ta działała i nie dała się chorobie zmieść z planszy – poinformowała o swoim powrocie i stanie zdrowia rodzinę. Oczywiście, że to też nie było sprawiedliwe i mądre, ale tak właśnie postępowała.
Żałowała, że po zakończonym leczeniu nie mogła wrócić do wojska. Próbowała, ale było to niemożliwe. Zaczęła więc pracę na oddziale ratunkowym w szpitalu w Toronto i stara się żyć najnormalniej jak to tylko możliwe. Bo przecież żyje, ma się dobrze i powinna sobie wreszcie poukładać tutaj życie.