-
Melanie to pani adwokat, która postawiła aktualnie na siebie i stała się może delikatnie samolubna
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Nie brała byle czego jeśli chodziło pracę, ale także w teorii starała się nie przyjmować zleceń od znajomych osób, czując, że ją to zgubi. Gdy jednak chodziło o coś tak banalnego jak rozwód, o solidarność jajników i damską siłę to jednak nie mogła tego zrobić. Co jak co ale znała Lakefield jeszcze z czasów szkolnych, a mało lat ich dzieliło, więc coś tam kiedyś do siebie zagadywały. Po czasie i pewnych problemach Mel, wpadła na nią już w dorosłym życiu, okazało się że kobieta to psychoterapeutka, a Campbell potrzebowała takiej pomocy, choćby po tych wszystkich kiepskich relacjach z mężczyznami. To jej pierwszej miała też zamiar się wyspowiadać jak księdzu gdy przyjdzie czas, o tym jak zajebiście poczuła się pukając byłego, ale bez spoilerów - na to też przyjdzie czas. W tamtej chwili kontakt się przydał, bo to teraz Melanie mogła pomóc jej przy rozwodzie. Nie czekała długo i zgodziła się, tym bardziej jeśli nasłuchała się co to był za kutas. Więc gdy uwzględniły jakiś plan i taktykę, to spotkali się na sali rozpraw i Campbell dała z siebie wszystko, aby wina o wszystko leżała po stronie mężulka, aby one mogły śmiało mieć powód do dumy i świętowania. Sam fakt, że już przed rozprawą uwzględniały szampana i dobrą zabawę, dawał im dodatkowego kopa do skilla na samej sali w sądzie. Wszystko przebiegło sprawnie, Mel swoje zdolności miała, także zmiotły tego gnojka jak kurz z torebek LV.
Przybiły sobie zwycięską piątkę, a na koniec umówiły na miłe tournee po klubach i mieście, w ramach świętowania wolności Mary. Wszystko to aby poczuła się jak nowo narodzona singielka, był tańce śpiewy oraz całkiem niezli panowie, kręcący zadkami. To brzmiało wszystko jak panieński, a nie coś powiązanego ze świętowaniem rozwodu. Ale kto wie, może i takie coś niedługo będzie na czasie? Tego typy imprezy?
Sama Mel czuła się w jej towarzystwie świetnie, prawie jakby to ona miała własny rozwód i przeżycia za sobą. Ciągle zmęczona i biegająca w szpilkach po korytarzach sądu, miała chwilami dość tego wspinania się na szczyt. Wrzód na dupie w postaci konkurencji, czasami trudne sprawy i chwiejny humor. Dziś więc czuła się jak wyzwolona, obie się czuły. Do tego stopnia chyba aż za bardzo skoro dały się spisać policji, a jednemu to nawet narzygały na buty. Wylądowały więc na dołku. Ups.
Z tego wszystkiego wyszła niezła chryja, a one same wylądowały za kratkami, jak jakieś menelki.
- Ja pierdole.... Czy wy wiecie kim ja jestem...? - zaczęła, szarpiąc za kratki, nakręcona zbyt mocno bąbelkami i traconym właśnie czasem. Rozumiała godzinę czy dwie aby odpoczęły, ale teraz? Ci z komendy chyba jaja sobie robili...
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Ja widać - nie było to normalne. Może już wtedy jej ciało wysyłało sygnały, że to nie jest facet dla niej i powinna spierdalać od niego jak najdalej? Prawdopodobnie czuła instynktownie, że to nie wypali. Jednak, w którym miejscu to tak naprawdę się rozpadło? Mara sobie w dniu dzisiejszym nie miała nic do zarzucenia oprócz tego, że nie była w stanie mu dać upragnionego potomstwa . Tego samego, co akurat miał dostać od swojej kochanki. Czy to była pierwsza i jedyna kobieta, z którą ją zdradził? A może przez ten cały czas trwania małżeństwa było ich znacznie więcej? Wiedziała już, że z tą ostatnią spotykał się od dwóch lat. Dwa lata ją okłamywał. Conajmniej. Wolała chyba nie wiedzieć, ile rzeczywiście był jej niewierny. W końcu im człowiek mniej wie, tym lepiej śpi.
Jednak jej małżeństwo nie do końca się skończyła wraz z pakowaniem jego walizek i wyrzuceniem zza drzwi. Należało przecież załatwić też wszelkie sprawy formalne. Miała przynajmniej akurat to szczęście, że kilka miesięcy wcześniej odnowiła kontakt z dawną znajomą, która potrzebowała jej wsparcia, a tym razem to ona mogła pomóc Lakefield. Znajomy prawnik jest zawsze mile widziany! Lakefield początkowo nie zależało na pieniądzach, mieszkaniu czy orzekaniu o winie. Chciała po prostu jak najszybciej nie mieć już zupełnie nic wspólnego z człowiekiem o imieniu Josh, którego przez wiele lat nazywała swoim mężem. Jednak Campbell nieco wybiła jej ten pomysł z głowy przedstawiając odpowiednie argumenty za tym, aby jednak chociaż udowodnić przed sądem , że to z jego winy rozpadło się małżeństwo. Marę to czasami zmuszało do refleksji czy aby na pewno wina leżała tylko po jego stronie? Czy dała z siebie wszystko w tym małżeństwie? Czy gdyby była na pewno odpowiednią partnerką, szukałby innej? Czy brak możliwości posiadania dzieci, to był jedyny powód zdrady? Mara nigdy się go o to nie zapytała, a może powinna.
Jednak na pewno nie zrobi tego dzisiaj. Dzisiaj był czas na orzeczenie sądu o końcu ich małżeństwa, a następnie na… świętowanie. Zdecydowanie impreza rozwodowa już jest na czasie. Mara nie raz o takiej słyszała od swoich pacjentek, więc przyszła pora i na nią! Nie była singielką już od dawna. Ba, nigdy tak naprawdę nawet nie szalała. Zawsze była nieco bardziej rozważna i roztropna. Więc pewnie lądując na dołku powinna być tym faktem przerażona, ale z drugiej strony czy ona pierwsza? To nie koniec świata.
- Chyba wylądowanie na dołku nie było w naszym bingo na ten wieczór- zaśmiała się w stronę Mel, gdy się przebudziła na tej cholernie twardej leżance. Mimo wszystko dobrze było się przespać, bo ten helikopter w jej głowie już zniknął. Zaraz jednak skrzywiła się na donośny dźwięk swojej prawniczki vel.koleżanki.- Daj spokój, krzykiem nic nie wskóramy. Trzeba ich jakoś inteligentnie ograć- poruszyła wymownie brwiami chociaż będąc w tym stanie wyglądała jakby próbowała się znowu nie porzygać. Dlatego położyła się z powrotem. Pobyt tutaj jej nie przeszkadzał. Wydawał się nawet lepszy niż powrót do pustego domu.- Albo odpuścić i odpocząć- zasugerowała przymykając oczy.
- No właśnie, przestań się drzeć paniusiu- nagle odezwała się jakaś kobieta z drugiego końca pokoju, w którym nie były same. Mara ponownie się roześmiała i spojrzała na Campbell, bo cóż - cała ta sytuacja ją bawiła. Liczyła na pobudkę nad ranem obok jakiegoś młodego przystojniaka, a nie z kacem i na dołku, ale jak się nie ma co się lubi…
Melanie Campbell
-
Melanie to pani adwokat, która postawiła aktualnie na siebie i stała się może delikatnie samolubna
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Mogły śmiało świętować, unieść dłonie w geście zwycięstwa, odtańczyć taniec Boga losusa czy inne cudeńka. Jak widać weszło im to dobrze w krew, bo nie zważały i popuściły nieco lejce. Ktoś z boku mógłby to uznać za drugi panieński, ale jak widać impreza rozwodowa to jeszcze lepszy shit, bo co jak co ale wolność trzeba świętować, nawet taką. Oczywiście nikt nie mówił o lądowaniu na wytrzeźwiałce czy w pace, ale cóż to już nie ich wina, a młodego policjanta dupka, który chyba chciał się pokazać.
Na pewno ciężko było ogarnąć tą sytuację w takim stanie, Campbell dużo mówiła i nawet wydawała się być jak taki mały chihuahua w każdym momencie ich zatrzymania. Może przegięła i to było w dużej mierze jej winą? Na pewno chłodziła swoją głowę i temperament o metalowe rurki kraty.
- Czy warto było szaleć tak... a mogłyśmy skończyć w trójkącie z tym brunetem. Pajac się nie mógł zdecydować.. - stwierdziła po chwili, trochę cichszym tonem. Zrozumiała, że darciem się i byciem mocną w gębie nic nie wskóra, więc może pora była na tryb seks bomby? Na pewno poprawiła swoje włosy oraz biust, co by wyglądać nieco mniej ścioraną wieczorem. - Jestem Melanie Campbell do chuja, ta komenda mnie zapamięta. - odparła mocno, w kierunku nawet tej cipy co się tam darła o coś i pluła. Nie lubiła siedzieć na tyłku, nawet jeśli faktycznie odbijało się jej martini sprzed godziny, to i tak była damą, okej. Chwilę pomilczała, zastanawiając się nad tym ile je tutaj będą jeszcze trzymać, nawet zegarka nie miała. - Zawołać tego ciecia? Wygląda kiepsko, ale może urokiem go oczaruje albo... cyckami. - odwróciła się do Mary rzecz jasna, aby zapytać ją o opinię. Znajoma jednak wyglądała na bardziej wychillowaną niż sama Mel, co nawet ją zaskoczyło. Myślała raczej o panice, że będzie chciała wrócić do domu, a tu proszę. Relaks, spanie, brakowało jeszcze skręta...
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
A wyjście na miasto ze swoją prawniczką? Było świetnym pomysłem. Minęło bardzo dużo czasu odkąd mogła odpalić wrotki i bawić się tak jakby nie było jutra. Jak widać, świętowanie weszło im bardzo mocno. Pewnie to też była wina, że znalazły się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze oraz trafiły na nieodpowiedniego policjanta, który był ślepy na ich uroki. A może po prostu był trzeźwy? Może to im alkohol przysłonił możliwość racjonalnej oceny sytuacji i poziom promili we krwi był już na tyle wysoki, że przestały być seksowne, a były po prostu żałosne. Cóż, Mara się tym kompletnie nie przejmowała. Leżała sobie całkowicie wyczilowana, bo wylądowanie na dołku , to nie koniec świata. Było ciepło, sucho i nawet kobieta obok wydawała się całkiem sympatyczna. Trzeba zawsze znajdować pozytywne aspekty w każdej sytuacji!
- Uwierz mi, że jak wytrzeźwiejesz, to będziesz się cieszyć, że z nim nie skończyłaś- zaśmiała się na wspomnienie bruneta, który tylko pijany wydawał się przystojny.- W dodatku serio myślisz, że dałby radę z nami obiema?- spojrzała na nią porozumiewawczo, bo Campbell wyglądała jej na wymagającą kobietę, która oczekuje pewnego poziomu. Dlatego kolejne słowa ją bardzo zaskoczyły. Uniosła się na łokciach i spojrzała zszokowana na koleżankę.
- Mel, chyba nie chcesz mu cycków pokazać. To jest zbyt cenny widok dla byle kogo- i nie było warto nimi świecić, żeby się stąd wydostać skoro i tak po kilku godzinach je wypuszczą.
Melanie Campbell
-
Melanie to pani adwokat, która postawiła aktualnie na siebie i stała się może delikatnie samolubna
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Impreza wydawała się rozsądna do momentu aż... nie wjechał solidny alkohol. Warto jednak było świętować, Mara uwolniła się od męża i mogła zacząć na nowo życie singielki. A i Campbell miała w tym swój udział i pomogła jej wygrać odpowiednie zadośćuczynienie od niewiernego mężulka, wygrały za tym obie. Chociaż znając serce Mel, policzyła jej za usługę po promocyjnej cenie, a więc... niech się znajoma wykosztuje w drinkach i takie tam. I naprawdę to wszystko trzymały w ryzach, ale skoro trafili się im tacy a nie inni policjanci to już inna para kaloszy. Melanie liczyła, że trafi na któregoś ze swoich znajomych, którzy jeszcze załatwią im podwózkę na chatę wozem policyjnym. Zamiast tego trafiły na dołek, a dla Mel była to trochę obraza. Chyba sama nigdy nie przegięła tak "pały", aby no tu się pojawić czy nawet zostać na nockę na tej kozetce. To w żadnym stopniu się jej nie podobało, stąd zatem cała irytacja i wycie jak do księżyca aby już je stąd wypuścili. - Myślisz? Był aż taki tragiczny czy nie wiem zamknęłam oczy pijąc tego shota? - spytała dla jasności sytuacji, ale dobrze mieć świadka. Przynajmniej w razie czego to Lakefield odciągnęłaby ją od owego amanta, z godnością i takie tam.
- No właśnie jak tak napomknęłaś to mam wątpliwości czy to by wskórał cokolwiek na nas dwie. Zresztą pewnie i tak miał małego... - wyznała, chociaż sama nie sprawdziła albo nie zdążyła tego zrobić, całe szczęście. Spoglądając na ciecia przy biurku, pewnie nie myślała o tym aby aż tak podejść do tematu, prędzej chciała tutaj marudzić aby się wkurwili i sami ją wypuścili z nerwów na których "zagra". - MARA! Strażniczko mej godności! Czy naprawdę myślisz, że bym mu pokazała? Za to by mi jeszcze klepnęli jakiś paragraf za obnażanie się i takie tam. Jestem prawniczką w końcu, no nie? Się wie co i jak. - odmachnęła swoją fryzurą teatralnie, głównie dla autoprezentacji gdyby ich koleżanka potrzebowała usługi na zaś, to ona by tutaj przynajmniej sobie robotę ogarnęła przy okazji. Tak czy inaczej po szarpaniu za kraty darowała sobie więcej i w końcu klapnęła obok obu kobiet z westchnięciem. Nic tu nie przyspieszy, proste.
Mara Lakefield