ODPOWIEDZ
25 y/o
Welkom in Canada
183 cm
nocą okradam ludzi, a za dnia tańczę jako backup z twoimi idolami
Awatar użytkownika
I’m not the good guy, remember? I’m the selfish one. I take what I want, I do what I want. I lie, I fall in love with a good girl. I don’t do the right thing. But I have to do the right thing by you.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Zjebał po całości.
Znowu.
To jednak stało się… niezależnie od niego. Te dwa słowa, to jedno wyznanie, całkowicie namieszały w jego życiu. W jego głowie i sercu. Poczuł się przytłoczony, a jedynym naturalnym instynktem w tamtym momencie była ucieczka. Jak najdalej. To było dla niego oczywiste. Zdystansować się, kiedy czuł w środku narastające uczucie paniki.
Kocham cię.
Ludzie mówili sobie to cały czas. Słyszał przecież te słowa w klubach, widział w filmach, reklamach. To nie było nic takiego, a kiedy jednak rozchodziło się o niego, o jego osobę, to… nie wiedział jak się zachować. Chciał po prostu schować się w sobie i zapaść pod ziemię.
Bo nigdy wcześniej nikt mu tego nie powiedział.
Słyszał wiele określeń skierowanych w swoim kierunku, ale nigdy nie słyszał, że ktoś go kocha. Że ktoś w ogóle mógł go pokochać. Żył w przekonaniu, że nie jest osobą, która mogłaby kogokolwiek rozkochać, bo przecież nie był dobrym człowiekiem. Nie miał niczego do zaoferowania. Był dobrym kolegą, może nawet przyjacielem, ale miłość? Miłość była mu obca. Miłości nigdy nie zaznał, a na pewno nie takiej oczywistej i otwartej. Nie było tam rodzicielskiego uczucia, a już na pewno nie takiego, które miałoby wyjść od jakiejś dziewczyny z którą miałby się związać.
I żył w przekonaniu, że to nie dla niego. Że po prostu taki jest.
Gdy Jiwoong i Sora sobie to mówili, to brzmiało naturalnie, normalnie. Jakby tak właśnie miało być, ale kiedy to on usłyszał te słowa, coś go sparaliżowało. Jego cały umysł i ciało się zawiesiło, jakby właśnie oberwało obuchem. To nie było dla niego naturalne. I dlatego chciał uciec. Odsunąć się od tego uczucia, którego nie znał, a które go wypełniło.
I to był błąd. Kolejny w jego relacji.
Odpowiadał jej na wiadomości, ale nie umiał się z nią spotkać. Nie umiał spojrzeć jej w twarz oraz oczy, bo pamiętał to co mu powiedziała. I to nie było nic strasznego, tylko przytłaczającego. Zwyczajnie nie wiedział co miał zrobić. Nie wiedział jak się zachować, ani co powiedzieć. Miał jej powiedzieć to samo? Czuł, że była dla niego ważna. Ważniejsza niż ktokolwiek wcześniej, bo przecież to za nią wyjechał, zostawiając wszystko za sobą. Całe życie.
Nie umiał jednak tego nazwać. Gdyby chciał, to i tak napotykał blokadę.
To był też kolejny powód dla którego nie umiał jej spojrzeć w twarz. Bo nie potrafił jej odpowiedzieć tym samym. Nawet jeśli czuł gdzieś w środku, że jest do niej bardziej przywiązany i może to być to uczucie, które nazwała, to zwyczajnie nie był w stanie tego powiedzieć. Obawiał się więc, że jak jej tego nie da, to wszystko się zakończy.
Bo trzymanie się na dystans było o wiele lepszą opcją.
Jiwoong go wyśmiał. Był jego zdrowym rozsądkiem w tej całej, pojebanej sytuacji. Możliwe, że gdyby nie godziny, jak nie dni czy tygodnie przegadane w tej sprawie, to Hunter nigdy nie znalazłby odwagi, aby zdecydować się z nią jednak zobaczyć.
W końcu jak długo mógł z nią rozmawiać tylko przez wiadomości?
Stresował się. Kurwa, jak on się stresował.
Stanął pod jej drzwiami i stał tam chyba z kilka minut, obawiając się co może usłyszeć. Jak może zareagować. Miała pełne prawe sprzedać mu lepę na mordę. Miała prawo zatrzasnąć mu drzwi przed nosem i nie wpuścić do domu. Miała prawo nie chcieć go widzieć, ani z nim rozmawiać. Miała prawo w zasadzie do wszystkiego, bo to on po raz kolejny ją zawiódł.
A obiecał sobie, że tego nie zrobi. I kurwa wyszło jak zawsze.
Jego ręka powędrowała do drzwi. Wziął cięższy oddech i zapukał w drewno. Zawiesił głowę, w myślach mieląc wszystko co powinien powiedzieć i zrobić. Bijąc się z ostatnimi chęciami odwrócenia się na pięcie by uciec. Całe jego ciało podpowiadało, że powinien. Zupełnie jakby miał zaraz stanąć twarzą w twarz z niebezpieczeństwem.
A to była tylko drobna dziewiętnastolatka.
Podniósł wzrok na doskonale mu znaną twarz, na której widok ścisnęło go w środku. Teraz, albo nigdy, Hunter. Jak raz stań na wysokości zadania i bądź facetem, a nie pizdą.
Możemy pogadać?

Raina Bouchard
20 y/o
Welkom in Canada
161 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
I've got thick skin and an elastic heart, but your blade it might be too sharp
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  Wina była po jej stronie.
  Od samego początku, odkąd tylko zobaczyła w jego oczach coś, czego nie potrafiła nazwać, wiedziała że popełniła błąd. Wiedziała, że nie powinna była. Była niemądra i egoistyczna, kiedy postanowiła tak po prostu pochwalić się swoim własnym uczuciem. A im dłużej się nad całą sytuacją zastanawiała, tym mocniej była przekonana o tym, że to jej błąd. Im dłużej analizowała to, co do tej pory jej pokazał, co strzępkowo o sobie opowiedział – głębiej o sobie, a nie o swoich życiowych przygodach – tym pewniejsza stawała się tego, że przekroczyła granicę, która miała być niewidzialna, a która – jeśli się nad tym zastanowiłaby dłużej – wcale nie była taka trudna do dostrzeżenia.
  Bolało ją, gdy nie odezwał się na następny dzień, jak powiedział. I bolała każda kolejna godzina następnych dni; aż sama się odezwała, by sprawdzić, czy u niego wszystko w porządku. Zastanawiała się nawet, czy nie powinna go przeprosić za to, co zrobiła, ale ostatecznie uznała, że lepiej będzie temat zostawić jako niebyły.
  Udawać, że nic takiego nie miało miejsca.
  Ale nie było to takie proste – miała problemy ze spotkaniami z nim. A raczej z tym, żeby w ogóle do nich doszło. Hunter był przez cały czas zajęty czymś, a ona coraz słabiej zwalczała myśli, że przestała być dla niego ważna. Stawiała im coraz mniejszy opór, aż była bliska przyjęcia tej narracji.
  Nie czuła w ogóle ducha świąt, ale to też dlatego, że nigdy tych świąt tak nie obchodziła. Również ze względu na to, że Boże Narodzenie wcale nie było tak popularnym świętem w Korei; a jeśli było już obchodzone, to prędzej jak Walentynki. Pomagała mamie stroić dom, wieszając lampki i girlandy; słuchała, jak kobieta nuciła pod nosem świąteczne piosenki – jedne radosne, drugie nostalgiczne; i w tym wszystkim próbowała złapać się czegoś, co pomogłoby się jej skupić na czymś innym niż obwinianie samej siebie za to, co się stało.
  Gdzieś po drodze, z wyrzutów nieco innych, powiedziała mamie o jej relacji – bo przecież nie uznawała jej jako nieistniejącej, a chciała też naprawić jeden z popełnionych błędów. Kobieta przyjęła to… z mieszaną reakcją. Nie potrafiła początkowo na dobre zdecydować się, czy jest zła, zawiedziona czy jednak powiedzieć, że Soojin jest na tyle rozsądna, że na pewno wie co robi. Przez pierwsze dni grudnia ciskała się jak rozzłoszczony niedźwiedź; ale gdzieś w połowie zapytała, czy jej chłopak – dało się usłyszeć, jak wciąż ciężko przeciskało się przez jej gardło to słowo – odwiedzi ich w święta.
  Soojin jedynie uśmiechnęła się przepraszająco, mówiąc że nie, bo spędza je ze swoją rodziną.
  Później, przy strojeniu domu, mama zaczynała pojednawczo pytać o chłopaka, a jej córka opowiadała. I nie mogła się nie uśmiechnąć, gdy mówiła o nim.
  Na parę dni przed świętami do domu przyjechała ciotka Soojin wraz ze swoją dwóją dzieci; kuzynami łyżwiarki, o kilka lat młodszymi od niej.
  I zaczęły się ostateczne przygotowania potraw; tym intensywniejsze w przeddzień świąt.
  Akurat wszystkie trzy kobiety były w kuchni, wykrawając wspólnie ciastka i przeżywając kolejną anegdotkę z życia kuzynów Soojin, kiedy rozległo się pukanie. Dziewczyna powiedziała uprzejmie do mamy, że otworzy, a potem wytarła dłonie w świąteczny fartuszek, kierując się z kuchni do hallu, a później do drzwi.
  Miała spodziewać się kolędników, tak zawołała jedna z kobiet, gdy opuszczała pomieszczenie.
  Ale to nie byli kolędnicy.
  Gdy tylko jej spojrzenie trafiło na doskonale znaną jej sylwetkę; na jeszcze lepiej znaną twarz, poczuła jak zimno, choć nie z dworu, wślizguje się pod jej skórę. Przez moment patrzyła na niego, jakby nie była pewna, czy to naprawdę on. Ale to był on.
  Uśmiechnęła się, ale nie z radości, choć do złudzenia mogło ją to przypominać. Uśmiechnęła się, bo ów wyraz narzuciła. Jej kąciki drgnęły i podniosły się lekko ku górze.
  To był uśmiech, który narzuciła sobie; taki, który miał chronić drugą osobę. Delikatna maska, która miała go nie obciążyć jej własnym bólem, ani nie przycisnąć go emocjami; taka, aby nie sprawić, że poczuje się winny. Coś, co miałoby dać mu miękką, bezpieczną powierzchnię do dialogu.
  Bo o dialog miało właśnie chodzić.
  Na jego pytanie odpowiedziała z milisekundowym zawahaniem; z chwilą której potrzebowała, aby precyzyjnie zachować maskę założoną na jej twarz.
  — Tak — odpowiedziała cicho, z lekkim napięciem. Wysunęła się przed drzwi, zamykając je za sobą. Dopiero teraz, gdy znalazła się na werandzie, mogła odczuć jak chłodna była Kanada nocą. Będąc bez kurtki, w samym kolorowym swetrze od ciotki i w fartuchu, mogła odczuć zimno dwa razy lepiej.
  Ale zimno przecież miało być jej żywiołem.
  Spojrzała w kierunku ławki na werandzie, samym spojrzeniem składając propozycję, by usiedli.
  — Dobrze cię widzieć, Hyunwoo-ya — powiedziała miękko i ostrożnie, jak gdyby w obawie, że jej słowa mogłyby spłoszyć cokolwiek, co jeszcze miało pomiędzy nimi zostać po tym wszystkim. Pilnowała się, aby nie powiedzieć znów za dużo; aby go nie nacisnąć. Wewnętrznie ją to wszystko bolało, ale jednocześnie chciała całą sobą ułatwić mu to wszystko, po co przyszedł.
  Choć teraz zaczęła się zastanawiać, czy po tych tygodniach unikania jej, nie przyszedł teraz tego wszystkiego zakończyć. Spięła się niekontrolowanie na samą tę myśl, bo dopiero teraz zaczęło się jej to składać w sensowną całość.
  Bo może nie chodziło o to, że za mocno go nacisnęła, a on się wycofał, tylko że przekroczyła granicę, której on po prostu nie chciał przekraczać.

Hunter Jang
25 y/o
Welkom in Canada
183 cm
nocą okradam ludzi, a za dnia tańczę jako backup z twoimi idolami
Awatar użytkownika
I’m not the good guy, remember? I’m the selfish one. I take what I want, I do what I want. I lie, I fall in love with a good girl. I don’t do the right thing. But I have to do the right thing by you.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Jak on się stresował. Chyba jeszcze nigdy nie miał tak wysoko serca w gardle. No dobra, może miał raz czy dwa, ze względu na przyjazd do Kanady. Pierwsze spotkanie z Soojin też przyprawiło go niemalże o mdłości z tych dziwnych emocji, bo nie wiedział czego się spodziewać. I w zasadzie teraz miało być podobnie. Zdawał sobie sprawę, że zachował się nie fair. Że był egoistą, w dodatku raz jeszcze. Ona się przed nim otworzyła, a on… uciekł.
I teraz musił raz jeszcze wypić piwa, które nawarzył.
To, że chciała z nim po tym wszystkim rozmawiać, było dobrym znakiem. Widział jednak jej twarz. Jej spojrzenie i ten uśmiech, który nauczył się już rozpoznawać. Wiedział, kiedy była autentyczna, a kiedy tylko udawała miłą, bo taką miała naturę. I wychowanie.
Dobrze cię widzieć, Hyunwoo-ya.
Taa… — mruknął, nieprzekonany. Jakąś wątpił czy faktycznie to było dobre. Zwłaszcza, że nie powinien w ogóle był stawiać ją w takiej sytuacji. Co mu było po tych wszystkich wiadomościach, kiedy wyczuć można było w powietrzu, że coś jest nie tak.
Nigdy wcześniej nie unikał z nią spotkania, a teraz? Teraz zawsze miał wymówkę. Praca, Hati, Jiwoong, pani Ahn, praca, zmęczenie. I robił to w pełni świadomie, nie umiejąc się z nią zmierzyć i spojrzeć w oczy. Jak ostatni tchórz.
Usiadł przy niej na ławce i wlepił spojrzenie w drewniane, ośnieżone deski, starając się zebrać myśli, które były w totalnej rozsypce. Serce waliło mu jak oszalałe. Podniósł na nią spojrzenie i… dopiero wtedy doszło do niego to, że jest bez żadnego okrycia.
Wstał i ściągnął z siebie swoją czarną kurtkę.
Masz, bo zmarzniesz — powiedział, zarzucając ubranie na jej ramiona, łącząc tkaninę pod jej szyją.
Chociaż jeden mały gest przez który mogło mu się wydawać, że wszystko jest dobrze.
Gdy już ją opatulił, wstał i odsunął się dwa kroki. Nie mógł usiąść, bo… nogi go nosiły. Przeszedł się kilka kroków tam i z powrotem. Otwierał usta tylko po to, aby zaraz je zamknąć. Przeczesał nerwowo włosy, zatrzymując się w końcu w miejscu.
Teraz, albo nigdy.
Soojin, przepraszam — wypalił w końcu, przenosząc na nią swoje zagubione spojrzenie. — Przepraszam, że spierdoliłem i znowu zjebałem po całości — dodał szybko, aby wiedziała, że jest mu głupio. Bo był świadomy swojego błędu. Był go świadomy praktycznie od samego początku, ale musiał najpierw samemu uporać się z samym sobą. To było również egoistyczne, ale… no całe jego życie opierało się na tym egoizmie. Pewne nawyki ciężko było zmienić. — Że cię skrzywdziłem, a obiecałem, że tego nie zrobię. — Bo przecież mówił, że będzie o nią dbał. Zawiódł ją oraz własne słowo, które jej dał.
To znaczyło, że jego obietnice były chuja warte.
Wziął głębszy oddech, starając się coś dodać, ale znowu żadne słowo nie umiało wyjść z jego gardła. Odwrócił wzrok, aby zrobić kolejnych kilka kroków, jakby to miało mu pomóc uporządkować cały ten chaos, który czuł w środku.
Ja się poczułem… — zaczął w końcu, zatrzymując się przed nią. — Kurwa, nie wiem, przytłoczony? — Nie umiał nazwać tego uczucia. Co z tego, że już gadał o tym z Jiwoongiem wielokrotnie i przyjaciel jak krowie na rowie tłumaczył mu rzeczy, jak teraz o wszystkim zapomniał. — Ale nie dlatego, że mi nie zależy czy ki chuj, po prostu… — No, Hunter? Dobrze ci idzie. — Kurwa, nie umiem ci tego wytłumaczyć. — Przynajmniej próbował.
Wziął głębszy oddech, starając się opanować. Dlaczego rozmawianie o takich rzeczach było ciężkie? Dlaczego nie umiał określić co czuł i jak się czuł? A no tak, pewnie dlatego, że nigdy nie musiał tego robić. Przed nikim. To był jego debiut.
Jesteś pierwszą osobą, która mi to powiedziała i… ja nie wiedziałem jak się zachować. W zasadzie to dalej nie wiem co mam z tym zrobić. Znaczy słyszę jak Jiwoong czy Sora to mówią, tylko nie robi to na mnie wrażenia, ale kiedy usłyszałem to od ciebie, to jakby mnie ktoś pierdolnął obuchem w brzuch. Ale nie, że źle, po prostu… dziwnie, to takie silne coś co siadło mi na żołądku — wyjaśnił, ale nie do końca wiedział czy zrozumie dokładnie to, co chciał jej przekazać. Było to wszystko mocno chaotyczne, ale właśnie tak działał jego umysł w tej chwili. — Gadam jak potłuczony.
Przeczesał raz jeszcze czarne włosy obiema rękami. Skup się.
Podszedł do niej i przykucnął przed nią. Sięgnął do jej nadgarstka, aby delikatnie go ująć. Zadarł nieco głowę, co by móc jak raz odnaleźć jej spojrzenie. Chyba pierwszy raz tego wieczora.
Nie umiem w uczucia, ok? Nie umiem ich nazwać i nie umiem sobie radzić z… tym wszystkim. — W sensie z tym, że komuś mogło na nim zależeć bardziej, niż kiedykolwiek komukolwiek. — Zjebałem, znowu, ale naprawdę nie umiałem inaczej. Fakt, że mnie… no wiesz, to dla mnie kurwa ważne, ale nie wiem co z tym zrobić. Ja, nie wiem, oczekujesz czegoś ode mnie innego? To coś zmienia? — Bo chociaż znał znaczenie słów „kocham cię”, to nie potrafił sam się do nich odnieść. Zupełnie jakby były w obcym języku. Jakby nie miał nigdy z nimi do czynienia. — Ja naprawdę nie wiem.

Raina Bouchard
20 y/o
Welkom in Canada
161 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
I've got thick skin and an elastic heart, but your blade it might be too sharp
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  Przyjęła bez dyskusji jego kurtkę, cicho dziękując i czując, jak rozgrzewa ją przyjemnie jego własnym ciepłem. Oczywisty spór o to, że teraz on zmarznie jak raz zostawiła bez komentarza, nie chcąc mieszać w tej całej sytuacji i tej wielkiej niewiadomej, wynikłej z jego obecności. Na pewnym etapie naprawdę zaczynała przekonywać samą siebie, że on jest tutaj, aby to wszystko skończyć. Bo to było dla niego za dużo, bo to nie było coś, czego on chciał tworząc relację.
  Coraz łatwiej było w to uwierzyć, jeśli brało się pod uwagę czas rozłąki i jego unikanie spotkań.
  Ale potem spadły na nią przeprosiny, które jednocześnie pozwoliły jej odetchnąć, ale także ścisnęły trzewia w niezrozumieniu. Dlaczego ją przepraszał. Nie zamierzała mu przerywać, ani odpowiadać, a po prostu milczała, wierząc że jest więcej, co chciałby powiedzieć. Chwyciła się jednak wspomnianej obietnicy, już wtedy chcąc zaprzeczyć.
  Ale milczała, wodząc za nim spojrzeniem, gdy dreptał po werandzie, wyglądając jak gdyby chciał zebrać myśli. Dlatego się nie odzywała.
  Jego kolejne słowa potwierdziły jej wcześniejsze obawy. Te same, które miała przed zrzuceniem na niego jej własnego wyznania. Spodziewała się, wcześniej robiąc dokładną i szeroką analizę tego, jak wyglądała relacja z nim i jak on sam w niej wyglądał, że to mogłoby go przytłoczyć. Dlatego tak to rozciągała w czasie, do samego końca nie będąc pewna – nie uczucia, ale tego, czy powinna o nim mówić.
  Ale nie chciała tego ukrywać. Uważała, że choć szokujące, mogłoby być mu potrzebne.
  Wciąż się nie odzywała, dawno już żegnając się z maską z uśmiechu, a wymieniając ją na… w zasadzie nic. Jeśli miało być temu bliżej czegokolwiek, to pewnie zamyśleniu.
  W głowie analizowała kolejną część jego wypowiedzi, gdy opowiadał jak się po tym wszystkim poczuł. Nie miała mu za złe tego, że po jej wyznaniu nie doznał jakiejś wewnętrznej eksplozji konfetti, brokatu i balonów, tylko wręcz przeciwnie – jakby ktoś go zbutował, odbierając całą wyniosłość tego wyznania i jego sens. Szczerze wierzyła i była przekonana, że to nie wynikało z tego, że jej słowa były dla niego nie do przyjęcia, bo ich nie chciał. Nie do przyjęcia z zasady, którą sam sobie narzucał przez lata.
   Gadam jak potłuczony.
      Nie. Mówisz z sensem.
  Opuściła na niego spojrzenie, gdy ukucnął przed ławką. Jego dotyk na jej skórze, choć tak subtelny, jakby prawie go nie było, rozhuśtał jej smutne serce, które aż podskoczyło w radosnej reakcji. Tak bardzo stęsknione za nim i jego bliskością.
  Wysłuchała go do końca – kiedy przedstawiał wszystko w sposób taki, że mogła już mieć pewność, co było przyczyną. A także mogła mieć świadomość, jak ciężkie poczucie winy dźwigał, kiedy tak naprawdę nie powinien. Jaką presję kładł na siebie, kiedy nie powinno jej nawet być.
  — Hyunwoo — zaczęła cicho, wysuwając swoją dłoń na tyle, by móc zaczepić swoimi palcami o jego. — Nigdy mi czegoś takiego nie obiecałeś. — Postanowiła najpierw odnieść się do zarzutu, który sam sobie postawił i za który sam pociągał się do odpowiedzialności. — Nigdy mi nie obiecałeś, że mnie już więcej nie skrzywdzisz. Powiedziałeś przecież, że nie możesz mi tego obiecać, bo często mówisz lub robisz rzeczy, których nie powinieneś, ale że się uczysz.
  Doskonale pamiętała to, co powiedział jej tamtego dnia, gdy zdecydowali się spróbować wszystko odbudować. Dla niej było to ważne wyznanie, bo było szczere – a przede wszystkim: samoświadome. Nie składał jej obietnicy, której wiedział, że nie będzie mógł zawsze dotrzymać, bo doskonale znał siebie. Istniała oczywiście granica dla tego stwierdzenia, granica rzeczy, które mogłaby mu odpuścić, bo wynikały z nauki, a między tymi, które były świadomą decyzją łamiącą jej serce. Jak to, że poszedłby na kluby po tym wszystkim, aby uciszyć w głowie to, że coś spieprzył czy aby przestać myśleć.
  Szczerze wierzyła, że tego nie zrobił; a jednocześnie postanowiła, że nie będzie o to pytała, bo – mimo wszystko – bała się odpowiedzi. A przy okazji obawiała się tego, jak ona wypadłaby z takim pytaniem w momencie, gdyby okazało się, że niczego takiego nie zrobił, a cały ten okres był po prostu dla niego trudny.
  — Odkąd cię poznałam, uczę się tego, jaki jesteś. Ale nie tego, jakiego pokazujesz tylko na co dzień, ale takiego, jakiego pokazujesz między wierszami, kiedy się nieświadomie odsłaniasz. Tego, jak odbierasz sobie swoją własną wartość — ukrywając ją za lekkodusznym usposobieniem — bo uważasz, że skoro od początku byłeś sam, bo twoja prawdziwa rodzina cię nie wybrała, ani żadna inna, to nikt inny tego też nie zrobi. Jiwoong to zrobił, od lat przecież wybiera ciebie. Na swojego najbliższego przyjaciela.
  Przez ten cały czas zdołała się nauczyć ich relacji; zawsze widziała, że kiedy Hunter opowiadał o Jiwoongu, to oczy mu się świeciły, a kąciki ust nierzadko drgał niekontrolowanie. Pewnie nawet sam nie był tego świadom. Ale kiedy miała nieliczne okazje obserwować dwójkę w swoim towarzystwie, potrafiła dostrzec to zżycie między nimi. I to była wyjątkowa więź, na poziomie niemal rodzinnym.
  — I ja też wybrałam ciebie. — Zsunęła się z ławki na tyle, by zejść do jego poziomu; by przyklęknąć przed nim. By pokazać mu, że nie ma podziału góra-dół; na kajającego się i przepraszaną, tylko wskazać, że jest z nim. Nie jako ktoś, kto dominuje czy poucza go, ale jako ktoś, kto mu w tym wszystkim towarzyszy. Bardzo ostrożnie, jakby nei była pewna, czy może, sięgnęła do jego policzka, podejmując dalej: — Każdego dnia wybieram. Każdego dnia po tym, kiedy odszedłeś wtedy też wybierałam. I zostanę. — To był świadomy dobór słów, bo kiedy spotkali się w jej domu po raz pierwszy od rozstania, i kiedy on odsłonił się przed nią po raz pierwszy bardziej, niż kiedykolwiek, to sam powiedział, że nie wierzył, że ktokolwiek może przy nim zostać. — Tak długo, jak mi na to pozwolisz. — Świadomie oddała sprawczość jemu, nie sobie. Nie żądała wzajemności, niczego nie rościła. Po prostu dała mu sygnał, że ona to robi, ale nie zabiera mu żadnego wyjścia.
  — A jeśli chodzi o to, że ja ciebie no wiesz — zaczęła, cieplejszym, troskliwym tonem, specjalnie – tak jak on – nie nadając temu teraz imienia — to nie musisz nic z tym robić. Ani nie musiałeś. Chciałam abyś wiedział, nic więcej. — Posłała mu delikatny, czuły uśmiech. Przede wszystkim – autentyczny.
  Nie oczekiwała odpowiedzi. Takiego samego wyznania, bo wręcz była pewna, że tak prędko go nie usłyszy po jego stronie. Ale chciała mu to powiedzieć, aby pokazać, że ktoś może. Go wybrać i zostać. Bo te dwa słowa, których się obawiał, oddawały to wszystko i jeszcze więcej.

Hunter Jang
25 y/o
Welkom in Canada
183 cm
nocą okradam ludzi, a za dnia tańczę jako backup z twoimi idolami
Awatar użytkownika
I’m not the good guy, remember? I’m the selfish one. I take what I want, I do what I want. I lie, I fall in love with a good girl. I don’t do the right thing. But I have to do the right thing by you.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Może brzmiało to chaotycznie, ale robił wszystko co mógł, aby chociaż w małym stopniu wytłumaczyć jej to, co siedziało mu w głowie. Było tego dużo. Naprawdę dużo. Była cała masa różnych uczuć i emocji, przemieszanych, przeplatanych i… generalnie jeden wielki miszmasz. W dodatku kto jak kto, ale Hunter był prawie ostatnią osobą, która nie umiała mówić o tym jak się czuła. Nie wiedziała jak opisać własne emocje oraz uczucia, nie mówiąc o obawach. Nigdy o nich nie mówił, bo to zwykle było wyśmiewane lub oznaczało jakąś słabość na ulicy. Nie mógł się popłakać gdy go obrażano czy pokazać, że coś go ubodło, więc przez te lata wyrobił sobie małą wrażliwość. Wszystko chował głęboko w sobie i zakładał maskę luźnego ekstrawertyka, jebanego śmieszka i cwaniaka, bo to najlepiej się sprawdzało.
Przynajmniej dopóki pewna łyżwiarka nie zmieniła jego życia.
Naprawdę nie chciał tego zjebać. Obawiał się, że to była druga żółta kartka, a jej cierpliwość nie była stała. Każdy mógł być w końcu zmęczony, zwłaszcza, że zjebał już drugi raz. Uciekł, nie tłumacząc niczego, w dodatku w taki sposób. I po takim wyznaniu.
Co z tego, że czuł się przytłoczony. Powinien był coś powiedzieć, nie?
Obawiał się, że spalił za sobą mosty. Że mimo tego przyjemnego uśmiechu na jej twarzy, który malał wraz każdym, kolejnym słowem, odwalił tak, że nie miał już co naprawiać. I nawet jeśli przeprosił, to było już za późno.
Hyunwoo.
Z jakiegoś powodu, za każdym razem jak się do niego zwracała jego normalnym, prawdziwym imieniem, coś w środku drgało. Z jednej strony zgrzytało, bo było to imię nadane przez rodzicielkę, której nie znał i nie akceptował. Coś co łączyło go z biedą, nędzą i samotnością w bidulu. Nie akceptował tego imienia, dlatego nadał sobie nowe. To, którym posługiwał się na codzień. To, które miało lepszą historię, stworzoną przez niego.
Z drugiej jednak strony było to imię, które jej zdradził i które ona wybierała raz za razem. Jako jedyna się tak do niego zwracała przez co z biegiem czasu zaczął się przyzwyczajać do jego brzmienia w jej ustach. Aż w pewnym momencie stało się… jej. I tylko jej.
Słuchał jej bardzo uważnie. Możliwe, że jak nigdy wcześniej. Każde jej słowo w niego uderzało, jak gdyby szykował się na atak. Jak gdyby czekał na najgorsze co mogło nadejść z jej strony. Nigdy nie miała do niego wyrzutów, nigdy na niego nie krzyczała, ale nie chciał jej rozczarowania jego osobą. To mogło być coś, czego by nie przeżył. Wolałby już, aby trzasnęła mu w mordę.
Ale to była Soojin. Nie była zdolna do krzywdy.
No… okay, ale to już kolejny raz jak wyszło, że jestem idiotą — rzucił, raz jeszcze oskarżając się i bijąc w myślach za to, co zrobił. Jiwoong też już go skwitował, że jest debilem za to, że uciekł i się nie odzywał. Że ją spławiał, że unikał. I miał rację. To było gówniarskie zachowanie z jego strony.
A ona wydawała się nie mieć do niego żalu. Jak?
Na kolejnych jej słowach morda mu się już w pełni zamknęła. Słuchał jej i czuł jak serce wali mu w piersi z tego dziwnego stresu. Wciąż czekał na jakieś podsumowanie, reprymendę, ale ta nie nadchodziła. Zamiast tego jego rozszalałe jak na morzu myśli, zaczęły się uspokajać. Nawet się nie spodziewał, że jej słowa tak na niego podziałają. Nie mówiąc o tym, że nie wiedział, że… tak dobrze go rozgryzła.
Z rodziną. Z nastawieniem. Z wyborem jego jako priorytetu.
Przełknął ślinę. Miała rację co do Jiwoonga. Był jak brat, którego nigdy, biologicznie nie miał. A przynajmniej o tym nie wiedział. Jego był pewien nawet jeśli odwalił coś, za co powinno się go rzucić pod koła pędzącej ciężarówki. Ale dziewczyna… z partnerką było inaczej. Związek był inny, bardziej angażujący. A on nie tylko nie miał nic do zaoferowania w posagu, ale też jako człowiek.
Przynajmniej w takim przekonaniu dorastał.
I ja też wybrałam ciebie.
Z jakiegoś powodu jego serce mocno się skurczyło w nieznanym dotąd odczuciu. Nieświadomie mocniej zacisnął dłoń wokół jej drobnych palców, gdy słuchał, że wybiera go każdego dnia. Z jakiegoś niezrozumiałego dla niego powodu.
Że zostanie. Tyle ile będzie chciał.
Chciał w to wierzyć. Naprawdę chciał w to wierzyć, że nawet jeśli znowu coś odwali, to ona będzie mieć do niego jeszcze cierpliwość. Nie był łatwym przypadkiem. Robił w życiu wiele głupot, mniej lub bardziej świadomie, dlatego też wiedział, że… nie jest najlepszym kandydatem na kogokolwiek poważnego. A już na pewno nie był dobrym człowiekiem do przedstawienia rodzinie.
Ale ona chyba uważała inaczej.
Całkiem się rozluźnił, gdy do niego zeszła i spotkał się z nią spojrzeniem. Mocniej zacisnął palce na jej dłoni, inną sięgając do jej drugiego przegubu, który ujął.
Nie zasługuję na ciebie — powiedział i to było na tyle szczere, że ta szczerość odbijała się w jego oczach. — Jesteś, kurwa, najlepszym co mnie spotkało — dodał, zaraz po tym opierając się czołem o jej własne. Miał ogromne szczęście. Takiego był zdania. Był jebanym farciarzem. Zwykle w życiu miał pecha, ale… — Jesteś jedną z niewielu dobrych rzeczy w moim pojebanym życiu. — Jeszcze jedną był Jiwoong, a inną Hati. Nie miał wiele osób czy rzeczy, których mógł się trzymać. Nie miał wielu rzeczy, które zrobił dobrze. — I jesteś, kurwa, moją najlepszą decyzją. — Że się nie poddał. Że o nią walczył, nawet jak zjebał. Że był upartym stalkerem na początku, który nie chciał jej dać spokoju. Dzięki temu był z nią teraz tutaj.
I kurwa wszystko się opłacało.
To więcej niż kiedykolwiek powiedział. I wszystko co mógł jej wyznać.
Odsunął się zaledwie na kilka centymetrów, aby móc na nią spojrzeć.
Czy to znaczy, że wybaczasz mi moją głupotę? Mogę ci nawet pierogi ulepić w ramach zadośćuczynienia, ale nigdy tego nie robiłem, więc będą chujowe. Lepiej wybierz coś innego. — Bo jeśli chodziło o pierogi, to musiałby gotować, a on… no wszyscy wiedzieli, że umiejętności kulinarne Huntera opierały się na zalaniu gorącą wody zupki. Więcej mogło się skończyć katastrofą.


Raina Bouchard
20 y/o
Welkom in Canada
161 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
I've got thick skin and an elastic heart, but your blade it might be too sharp
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

   Uśmiechnęła się łagodnie, bez protekcjonalizmu, słysząc jego wtrącenie. Normalnie puściłaby uwagę mimo uszu, ale zależało jej teraz, aby rozbić tę przykrą, autodestrukcyjną skorupę, którą na siebie założył. Zatrzymała się z myślami, z dalszym ciągiem, by odpowiedzieć:
  — Każdy czasem czuje się głupio, kiedy się uczy czegoś nowego, a ciężko mu to zrozumieć. Ale to nie oznacza, że jest idiotą.
  Dotyczyło to zasadniczo wszystkiego, nie tylko przedmiotów szkolnych, które omawiano na zajęciach, a później samodzielnie przerabiano domu. Nie zawsze wszystko wychodziło od razu, bo to był proces. Nie było nikogo, kto potrafiłby wszystko od razu – czasem było potrzeba czasu i wielu praktycznych powtórzeń, aby coś zaskoczyło tak, aby było właściwe.
  Bo jego reakcja nie była idealna, z relacyjnego punktu widzenia, ale była jego i wyprowadzona na podstawie tego, co sam w sobie krył. Na podstawie lęków i samokrytyki. Na podstawie braku doświadczenia i zderzenia z czymś absolutnie nowym.
  Soojin przede wszystkim starała się uregulować jego emocje; stawiała jego spokój psychiczny ponad swoje własne samopoczucie. Chciała rozbroić bombę, którą był, aby mógł spokojnie odetchnąć. Aby on sam poczuł się dobrze ze sobą. Ją cała ta sytuacja zabolała, pomimo świadomości tego, że nie zrobił tego specjalnie, by zadać jej przykrość. Pewnych jednak rzeczy nie dało się tak po prostu odsunąć, ale czy jej odczucia były w tym momencie istotne? Nie. Radziła sobie i tak z nimi znacznie lepiej, niż Hunter.
  Poza tym, to jej partner w tym wszystkim zarzucał sobie coś, co tak naprawdę nie było jego winą. Nie tak bezpośrednio, bo nie było świadomym wyborem. Dniami, a nawet tygodniami siedziała sama i rozmyślała o tym, czemu tak zareagował. Na poziomie ich relacji z przed rozstania w życiu by tego nie zrozumiała, bo wcześniej Hunter się nie odsłaniał przed nią z niczym. Twardo trzymał wiarygodną fasadę zabawnego lekkoducha, którego miało nic nie ruszać.
  Ale po tym, jak się wszystko posypało, posypała się także jego maska.
  I bardzo dobrze – w przeciwnym wypadku ta rozmowa mogłaby potoczyć się znacznie inaczej. Albo po prostu by jej nie było – bo nigdy by nie postanowiła mu dać drugiej szansy, gdyby nie ta kruchość, którą nieświadomie jej pokazywał.
  Nie zasługuję na ciebie
  — Hyunwoo — zaczęła cicho, tak jak gdyby chciała poprosić, aby tak nie mówił. Urwała jednak, zaraz słysząc jego kolejne słowa.
  Wypowiedź niosła za sobą więcej emocji, niż pewnie był świadom, a samo to wyznanie osiadło w jej głowie, całym sobą zajmując jej myśli. Czuła jego skórę na swojej, miała też wrażenie, że czuje jego gorący oddech z każdym kolejnym słowem. I każde kolejne wżynało się w jej umysł, zostawiając po sobie znaczący, niezbywalny ślad. Taki, którego – choćby nawet chciała – nie mogłaby już zmyć.
  Jej oczy zaszły taflą z łez, w żadnym stopniu niezwiązaną ze smutkiem, a dogłębnym wzruszeniem. Nie musiał mówić kwieciście i pięknie, bez wulgaryzmów, aby to do niej trafiło. Ba, gdyby tak zrobił, to jego wyznanie przestałoby być… jego. Byłoby po prostu pięknymi, wyuczonymi słowami, bez jego charakteru.
  — Dziękuję — powiedziała ledwie szeptem, drżącym na każdej sylabie. Chciałaby powiedzieć znacznie więcej, ale świadoma tego, jaki był i na co się właśnie zdobył, nie chciała tego rozciągać. Więcej nie potrzebowała od niego, a on już i tak sięgnął po zbyt dużą dawkę emocji i to własnych.
Nie zamierzała go dociskać, tylko podziękować. Za to, że jej to powiedział. Bo było to potężne w przekazie dla niej.
  Podniosła na niego spojrzenie swoich zaszklonych oczu i uśmiechnęła się delikatnie, z czułością na jego pytanie oraz późniejszą ofertę. Wzięła głębszy oddech, by ukoić nerwy i dopiero po nim, znalazła głos, aby mu odpowiedzieć.
  — Kiedy ja, tak naprawdę, nie mam ci czego wybaczać. — Mogła mu to powtarzać do samego końca. — To... bolało, kiedy odszedłeś, fakt; i kiedy odsuwałeś mnie od siebie także, ale nie zrobiłeś tego wszystkiego specjalnie. Tylko po to, aby mnie zranić. — Pewną była, że nie zrobiłby jej krzywdy umyślnie; przez własną, przemyślaną decyzję. — Hyunwoo, ja w ciebie wierzę, nawet bardziej niż ty sam; i tak jak Ty o mnie dbasz i chcesz chronić, tak samo musisz pozwolić mi na to samo. Tylko na mój sposób. — Nie potrafiła się bić, ani tym bardziej wykłócać o cokolwiek, ale potrafiła dbać o niej w ten nienamacalny sposób. Rozumiejąc go i widząc, może nawet lepiej niż on sam.
  Wychyliła się w jego stronę, by złożyć na jego zziębniętym policzku czuły pocałunek.
  — Co do twojej propozycji zadośćuczynienia, to po pierwsze – pierogi już mamy, a po drugie – dalej uważam, że nie musisz mi nic wynagradzać — powiedziała, posyłając mu pocieszny uśmiech. — Ale jeśli masz ochotę to możesz wpaść na zimową herbatę z prądem, autorski przepis mamy. — Na pewno zmarzł, tym bardziej teraz, kiedy to ona miała na ramionach jego kurtkę. Tylko, no właśnie, było coś na drodze. Coś przez co nie wpuściła go do środka, tylko była zmuszona rozmawiać na zewnątrz, na mrozie. Nie chciała go wciągać do domu pełnego obcych dla niego osób i zmuszać do przejścia z zapoznawaniem się z nimi, kiedy ledwie się pokazał. Znów – w ochronie jego własnych emocji. — Tak, jest w domu — doprecyzowała, aby był tego świadom. — I powiedziałam jej o tobie już jakiś czas temu. — Kiedy on milczał i wszystko było takie niepewne. — Jest gotowa, by cię poznać. Jest też ciocia z moimi kuzynami. Więc zrozumiem, jeśli będziesz wolał odpuścić. — Nie miałaby mu tego za złe, bo już i tak był wystarczająco przeciążony tym, co się właśnie wydarzyło. — Wtedy moglibyśmy się po prostu przejść. Naprawdę się za tobą stęskniłam.
  Albo zawsze mogła go wpuścić przez balkon własnego pokoju. Zaraz po tym, jak znalazłaby wymówkę, aby wymiksować się ze świątecznych przygotowań.


Hunter Jang
25 y/o
Welkom in Canada
183 cm
nocą okradam ludzi, a za dnia tańczę jako backup z twoimi idolami
Awatar użytkownika
I’m not the good guy, remember? I’m the selfish one. I take what I want, I do what I want. I lie, I fall in love with a good girl. I don’t do the right thing. But I have to do the right thing by you.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nie umiał być szczery jak chodziło o uczucia, emocje i całą tą resztę. Starał się, dla niej się starał, ale czasami sam się czuł przytłoczony wszystkim co czuł, bo to było dla niego nowe. Jego stare życie lekkoducha, człowieka, który się niczym nie przejmował i nie angażował nagle stanęło na głowie i całkiem się wywróciło. Wszystko przez tą jedną drobną osobę. I co ciekawe, kompletnie tego nie żałował. Sam, w pełni świadomie się w to zaangażował. Pierwszy raz, a potem kolejny.
I teraz klęczał przed nią. Nie po to, aby prosić ją o rękę, ale aby ją raz jeszcze przeprosić. I powiedzieć jak ważna dla niego była. Nie w ten romantyczny sposób, ale taki… jego. Nieco chaotyczny, zagubiony, ale w pełni szczery. To było i tak więcej niż kiedykolwiek komukolwiek powiedział.
Mama byłaby z niego dumna. Jakby wiedziała kim jest.
Chociaż może nie. Mama Ahn za to na pewno by była. Podobnie jak jego przyszywany brat.
Dziękuję.
To nie ty tu masz dziękować — powiedział, a kąciki ust mu drgnęły wysoko w wyraźnym wyszczerzu. Sięgnął dłonią do jej policzka, aby przejechać po nim kciukiem. Widział jej wzruszenie i z jakiegoś powodu było ono rozczulające, a on nie ogarniał tych odczuć. Ale Soojin wzbudzała w nim wszystko to, o czym zapomniał lub nie był świadomy.
Wysłuchał jej i westchnął pod nosem, na moment opuszczając wzrok, by wlepić go w jego dłoń, którą splótł z jej palcami. Zawsze to tak wychodziło. Nie chciał jej ranić, ale ostatecznie to robił. Prędzej czy później, mniej lub bardziej. Uczył się być w związku, uczył się komunikacji i całej reszty, ale to był długi i skomplikowany proces. Taki, który wymagał ogromu cierpliwości. I to nie od niego, ale od niej.
Staram się, ok? Nawet jeśli nie widać i pierdolę coś po drodze, to cały czas się staram, tylko nie zawsze mi wychodzi. — A tego nie można mu było odmówić. Sam fakt, że się pojawił przed jej domem i wyrzucił z siebie całą rzekę słów było większym wyczynem niż najlepszy skok na willę w jego wykonaniu.
Brew mu drgnęła wyżej. Instynktownie zerknął za siebie, w kierunku zamkniętych drzwi do domu, jak gdyby starając się przez nie przejrzeć. Domyślał się, że to był ten okres, gdzie wszyscy się już zjechali i Soojin nie była sama. Liczył się z tym, że to nie ona może otworzyć drzwi. Miał więc szczęście, że to jednak była ona i nie miał pierwszego starcia z jej rodziną.
Mamy? — powtórzył, wracając do niej spojrzeniem. Chociaż musiał przyznać, że herbata z prądem była ciekawą propozycją. Kto jak kto, ale on drinków nie odmawiał.
Zaskoczył się jednak w momencie gdy przyznała, że opowiedziała rodzicielce… o nim. O nich. Wiedział, że miała to zrobić na święta, ale ze względu na skomplikowanie ich sytuacji, to równie dobrze mogła go wykreślić z życia. I powiedzieć o tym co się działo między nimi.
Nie chce mnie zabić? — Już miała powody, aby to zrobić, a ostatnio mógł jej dać kilka nowych. Jak już mówił, nie był najlepszym materiałem na zięcia. — A mówiłaś jej też o… no wiesz, że jestem głupi? — To na pewno sama już zauważyła, Hunter.
W duchu chyba liczył, że Soojin pominęła kilka kwestii. Zwłaszcza tych z ostatnich kilku tygodni, kiedy stchórzył i nie umiał się ogarnąć z dwoma słowami, które padły między nimi.
Dla mnie spoko. Mogę wbić o ile się mnie nie wstydzisz. — A było czego, bo jak wiadomo, nie był zbyt inteligentny. Nie miał skończonej szkoły, ani wyższych studiów. Miał tylko pracę, ekstrawertyczne nastawienie i czasami był zabawny. Jeśli kogoś bawiły głupie żarty. — Albo czekaj, kurwa, wyglądam jak lump. — Czyli jak zawsze. Włosy rozwichrzone, przetarte spodnie, jakiś czarny podkoszulek spod którego widać było jego cały, wytatuowany rękaw. Jakby na niego spojrzeć, to wszystko wręcz krzyczało „kryminalista”. Kiepskie pierwsze wrażenie, zwłaszcza jeśli miałby poznać mamę swojej grzecznej, ułożonej dziewczyny. — Powinienem się jakoś przebrać, przynieść jakiegoś chabazia czy coś, nie? — No, wypadałoby. Zwłaszcza, że wkrótce święta, a to miałoby być wasze pierwsze spotkanie.

Raina Bouchard
20 y/o
Welkom in Canada
161 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
I've got thick skin and an elastic heart, but your blade it might be too sharp
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  Jego dotyk na skórze jej policzka uświadamiał jej, jak bardzo za nim tęskniła. Nie tylko za tym, jak jej dotykał, ale przede wszystkim – za jego obecnością. Za jego usposobieniem, za jego głupimi żartami, za szalonymi – jak na nią – pomysłami i w zasadzie: za całym nim. Każdym nieodłącznym elementem jego postaci.
  — Wiem — powiedziała, uśmiechając się delikatnie, w pocieszający sposób do niego. — Nauka to żmudny proces — dodała miękko, z delikatną nutą lekkiego żartu, by rozbić ciężkość tej sytuacji, która widocznie jeszcze mu ciążyła. Może niepotrzebne powiedziała mu, że faktycznie zabolało ją to, co zrobił, ale mimo iż była jego buforem, to chciała też mieć miejsce na powiedzenie o sobie – w domu u ojca nigdy nie było ku temu okazji. Nigdy nie było miejsca na to, jak ona się z czymś czuła.
  Też się leczyła, i również robiła to powoli.
  Nie była zaraz znowu taka pewna, czy proponowanie mu zapoznania się z jej mamą było rozsądne. Nie dlatego, że on mógłby źle wypaść – o to w ogóle się nie martwiła – ale przez to, że mogłoby to być dla niego za dużo, a Hunter był teraz w takim stanie, że nawet jeśli by naprawdę nie chciał i poczuł, że to go przytłacza, to nie powiedziałby jej o tym, tylko w ramach wspominanego wcześniej, choć według niej – niepotrzebnego, zadośćuczynienia zgodziłby się na to, aby to zrobić.
Dlatego musiała być czujna i badać uważniej jego każdą reakcję.
  — Hyunwoo, spokojnie — zaczęła łagodnie, tuż po jego drugim pytaniu. — Nikt nie chce cię zabić. Mama wie, że jesteś dla mnie ważny i że o mnie dbasz, to jej wystarcza. I powiedziałam jej, że wróciłeś na chwilę do Seulu, załatwić kilka spraw, dlatego się ostatnio z tobą nie widuję.
  To by znaczyło, że okłamała własną mamę tylko po to, by nie wciągać jej w ich własne zamieszanie i aby nie wyrabiała sobie opinii tylko i wyłącznie podstawie działań chłopaka. Wiedziała, że nie spojrzałaby na to wszystko w ten sam sposób, co ona – jedynie zdroworozsądkowo i nieempatycznie, ale to Soojin znała go lepiej.
  Jej mama zna całą historię z pominięciem tego, co zaszło parę tygodni temu. Opowiedziała jej wszystko, mocno akcentując każdy moment, w którym czuła się dobrze i bezpiecznie w jego towarzystwie, o tym jak pomagał się wyrwać z ucisku ojca. Nie pominęła jednak tego szczegółu o tym, jak doszło do ich rozstania – bo o tym mówiła już wcześniej. Nie mogła nie mówić, kiedy przepłakała dni i tygodnie. Jednak teraz broniła go, bo wiedziała, że miał powód i był on ciężki. Jej mama może nie rozumiała tego z początku, ani też nie była w stanie pojąć w pełni później, mimo konsekwencji Soojin w stawianiu Huntera w dobrym świetle, ale zdecydowała się zaakceptować fakt, że dziewczyna zeszła się ze swoim byłym partnerem. I nie zamykała się na ten fakt, jedynie chciała go poznać – to był zupełnie normalny cykl.
  Brwi nieznacznie jej drgnęły, kiedy w ostatniej chwili zatrzymała je, przed ściągnięciem się w zafrasowanym jego słowami wyrazie. Kolejnym autosabotażem, przemyconym pod luźnym komentarzem. Nie mówiła nic, bo nawet nie zdołała, zanim Hunter nie zaczął poddawać w wątpliwość własnej prezencji i braku prezentu. To drugie pewnie by się przydało, zrobiłoby dobre wrażenie, ale nie wydawało się jej aż tak konieczne. Zwłaszcza, że przyszedł tu w zupełnie innym celu – oficjalnie: po prostu się z nią zobaczyć zaraz po powrocie.
  — Oddychaj, oppa — powiedziała miękko i spokojnie, przeczesując delikatnie palcami jego włosy – w geście bardziej czułym, niż mającym na celu ułożenie jego fryzury. — Nie wstydzę się ciebie, bo nie mam czego. I nie musisz niczego udawać. Jeśli wejdziesz, to tylko jako mój chłopak, nie jako ktoś, kogo trzeba sprawdzić. — Przesunęła palcami po jego skalpie raz jeszcze. — Bądź sobą, bo taki jesteś najlepszy. — Domyślała się, że w jego sytuacji raczej trudno było w to uwierzyć, ale takiego go zaakceptowała. I świadomie wybrała, jeden raz, drugi. Wybierała każdego dnia. — Ale naprawdę nie musimy tego robić dzisiaj, bo to twój wybór. Chciałabym spędzić z tobą trochę czasu, nieważne gdzie.
  Forma była jej absolutnie obojętna, jedyne co się dla niej liczyło, to jego własny komfort. Chciała, aby mógł się poczuć swobodnie po tym wszystkim i nie czuł kolejnej presji; aby nic go nie przytłoczyło, bo i tak przeszedł dzisiaj bardzo dużo, za co była mu dogłębnie wdzięczna.

Hunter Jang
ODPOWIEDZ

Wróć do „#3”