ODPOWIEDZ
30 y/o
For good luck!
190 cm
lewy obrońca w Toronto Maple Leafs
Awatar użytkownika
If you focus on the hurt, you will continue to suffer.

If you focus on the lesson, you will continue to grow.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

001
50 shades of dark circles
under her eyes
outfit


Jak on, kurwa, nienawidził krawatów.
Mason niezdarnie wsunął palce pod pętlę u podstawy szyi i odciągając kark, przesunął węzeł w dół, tym samym uwalniając się od nieprzyjemnego ucisku. Ulga, chociaż niewielka, była natychmiastowa i zawtórowało jej ciężkie, udręczone westchnienie. Hayes oparł zesztywniały grzbiet o ścianę i pospiesznie poluzował pasek materiału, zaraz pozbywając się go całkowicie. Satyna zaszeleściła, ocierając się o kołnierzyk jego koszuli, ale nie zwrócił na to uwagi, od razu sięgając do guzików. Rozpiął jeden, a potem drugi i oderwał okrycie od rozgrzanego ciała, pozwalając aby dzianina ułożyła się na nowo, odsłaniając kawałek jego opalonej skóry.
Prawie dwie godziny, dłużej niż się spodziewaliśmy — zarechotał jeden z członków drużyny, zerkając na niego ponad wysokim stolikiem, a kilku innych zawodników zawtórowało z rozbawieniem.
Mase uniósł brwi i prychnął głośno, owijając sobie rozwiązany krawat wokół pobliźnionych kłykci. Nie pokusił się o komentarz, ale jego wymowne spojrzenie niosło jasny, klarowny przekaz — możesz mnie cmoknąć, Hudson.
Hudson, obrońca o szerokich ramionach i kwadratowej szczęce, nic sobie jednak nie robił z ostrzeżenia. Wyszczerzył tylko zęby w uśmiechu zanim wepchnął sobie do gęby jedną z tych absurdalnie małych przystawek, której nazwy prawdopodobnie żaden z nich nawet nie był w stanie powtórzyć i przełknął ją praktycznie bez przeżuwania. Po tylu latach Mason wciąż nie potrafił wyjść z podziwu nad tym, jak dobrze dogadywali się na lodowisku, podczas gdy poza nim nie mogliby się już chyba bardziej od siebie różnić…
Trener i tak jest zbyt zajęty wchodzeniem w tyłek naszej nowej sponsorce, żeby zwrócić na niego uwagę — skomentował ktoś, a pozostali od razu podłapali temat. — Swoją drogą, to całkiem niezły tyłek… — Kilka głów uniosło się, kilka spojrzeń przemknęło po salce bankietowej, próbując zlokalizować prawdopodobnie nie tyle coucha, co wspomnianą panią sponsor i jej zaplecze. Niekoniecznie finansowe.
Jak jej tam właściwie było? — zapytał jeden z napastników, a reszta zmarszczyła czoła, dumając intensywnie nad poruszoną kwestią.
Mayer? — podsunął niepewnie Hudson, sięgając po kolejną przekąskę.
Marshall — poprawił go Mase odruchowo i skrzywił się, kiedy zaskoczone spojrzenia wystrzeliły w jego kierunku. Odepchnął się od ściany i korzystając z okazji, że jeden z kelnerów akurat przemykał obok z pełną tacą, sięgnął po dwa kieliszki z szampanem. Jeden opróżnił od razu, a z drugim w dłoni cofnął się o kilka kroków.
Wszyscy w drużynie wiedzieli, że zapamiętywanie imion czy nazwisk nowo poznanych osób jest jego piętą achillesową, więc będąc w stanie rozpoznać sponsorkę, wzbudził wśród zebranych małą sensację.
Cholera, Hayes, jesteś dziś pełen niespodzianek — roześmiał się znów Hudson, a Mase wywrócił jedynie oczami. Zaskakujące, jak bardzo banda dorosłych typów mogła przypominać grupkę przedszkolaków. Na co dzień nieszczególnie mu to przeszkadzało, ale podczas tego typu eventów czuł się szczególnie przewrażliwiony na punkcie cudzego zachowania. Niemal słyszał obijające się wewnątrz czaszki upomnienia ojca czy nagabywania matki, którzy przez lata próbowali wpoić mu odpowiednie zasady etykiety. W takich momentach - chciał czy nie - wyłaził z niego prawdziwy snob.
O wilku mowa — rzucił ktoś i Hayes podążył za cudzymi spojrzeniami, prosto w kierunku Marshall.
Kobieta przecinała salę, ale to nie jej strój czy makijaż, a niepewny krok zwrócił jego uwagę. Nierówny rytm, co prawda świetnie maskowany emanująca pewnością siebie postawą, wydał mu się nienaturalny. Zbyt wiele razy miał okazję obserwować matkę w trakcie oficjalnych bankietów, aby mógł to przegapić. Zmrużył błękitne oczy i przeskoczył spojrzeniem na znajomą twarz. Ciężko było jednoznacznie stwierdzić czy jej pobladła nieco cera była efektem złego samopoczucia, czy może niefortunnego oświetlenia, ale wyprostował się odruchowo i odstawił kieliszek na stolik.
Dobrze się pani bawi, panno Marshall? — zagadnął ją któryś z członków drużyny, gdy przechodziła obok, a Mase zrobił krok w bok, zatrzymując się na linii jej wzroku.
Uniósł kącik ust w niezobowiązującym uśmiechu, gdy w końcu go dostrzegła i skinął leniwie na powitanie. Zaraz potem jego brwi uniosły się w niemym pytaniu.
Wszystko w porządku?

glina cherry
Mase
na pewno metagaming i posty pisane przy pomocy AI (szanujmy się), co do reszty - za długo by wymieniać; dam znać
30 y/o
CHRISTMASSY
164 cm
Pani Prezes Northland Power
Awatar użytkownika
Ho, ho, ho
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjityp narracji
czas narracjiPrzeszły
postać
autor

Mason Hayes

Próbowała lśnić jak gwiazda na niebie. Chociaż bardziej przypominała spadającą, wygasającą, czy wręcz umierającą. Ciała niebieskie tak jak każdy rodzaj materii miały własny cykl życia. Na samym początku był wielki wybuch, lśnienie, by później wkroczyć w fazę obumierania. Cherry właśnie w nią wkroczyła. Podkrążone oczy ukryte były pod korektorem, a blada cera pod odpowiednio dobranym makijażem. Włosy idealnie ułożone w fale. W delikatnym chaosie podobnie jak jej głowa. Idealnie skrojona pani prezes na uroczystość ogłoszenia objęcia opieką drużyny hokejowej.
Przyglądała się lekko nieobecnym wzrokiem ludziom dookoła. Ludziom kierującym drużyną, trenerom i samym zawodników. Na ustach miała wymalowany, wymuszony uśmiech, choć pod nim skrywało się znacznie więcej. Kiwała głową, udając zrozumienie. Niezrozumiałe dla niej hasła coraz częściej się pojawiały. Padały kolejne pytania, na które nie znała odpowiedzi. Uczucie znudzenia powoli się w niej pojawiało. Lekko uniesiona broda, tak jak miała to w zwyczaju, czując niepewność. Nie rozumiała, o czym mężczyźni ze sobą rozmawiają. Jedynie kiwała z grzeczności głową. Nie znała się na sporcie. Był dla niej nużący.
Panie Brown, nie mam ulubionego zawodnika — odpowiedziała lekko skonsternowana pytaniem Charity, unosząc delikatnie kąciki ust. Wzrokiem powędrowała w stronę drużyny. Nie znała żadnego z nich poza jednym.
Przymknęła na moment oczy, słysząc dalszą część rozmowy. Podania, bramki, kolejne wspomnienie o spalonym. Nawarstwiały się w jej głowie. Lekko ściśnięte usta, blaknący błysk w oku i to ciche drżenie kolana. Ludzie przemykali jeden obok drugiego, a jej serce zadrżało. Cięższy, drżący oddech. Mroczki przed oczyma. Potrząsnęła krótko głową. Musiała rozchodzić to uczucie. Pójść gdzieś indziej, byle odciąć się od frazesów, na które nie znała odpowiedzi.
Przepraszam panów, lepiej pójdę się napić... — powiedziała krótko grzecznie, wstając od stolika. Uniosła kąciki ust, zostawiając trenera w spokoju. Za to ruszyła po szampana. Na trzeźwo nie da rady spędzić z nimi dłużej chwili. Fasada królowej lodu powoli znikała. Mimika idealnie zakrywała jej zmęczenie. Przegryzła delikatnie wnętrze polika. Próbowała samą siebie przywołać do porządku. Liczyła na idealne otwarcie współpracy. Szła spokojnie, pewnym siebie krokiem. Dźwięk szpilek wybrzmiewał po sali. Tylko wytrawny obserwator byłby w stanie zauważyć, że coś nie grało. Albo ktoś kto znał ją nie od dziś.
Sięgała po kieliszek szampana niepewnie ręką. Odwróciła głowę, mrużąc oczy. Chwyciła szkło, a z jej ust wydobyło się ciche westchnięcie. Niesłyszalne dla nikogo. Przymusiła samą siebie do uśmiechu. Otworzyła szerzej oczy. Jeden z kącików ust delikatnie jej drgnął. Przeklinała się w środku. Mogła więcej zjeść, wtedy nie musiałaby udawać.
Gdyby było inaczej, nie sięgałabym po kolejny kieliszek — odpowiedziała spokojnym tonem, lustrując zawodników. Dopiero na Masonie zawiesiła wzrok kilka sekund dłużej — a drużyna gotowa na kolejne wyzwanie? Nie lubię przegrywać, a założyłam się o Waszą wygraną — zagadnęła z czystej grzeczności. Żaden zakład nie miał miejsca. Za to lubiła podbijać męskie ego. Czerpała satysfakcję z obserwowania uśmiechów na twarzach zawodników.
Doceniam, że mnie zauważyliście — mocniej zacisnęła chwyt na szkle. Powoli traciła kontrolę. Wróciła wzrokiem do Hayesa, posyłając mu słabszy uśmiech. Jeden z tych szczerszych pokazujących słabość, niedysponowanie — czy to pora zmienić towarzystwo? — rzuciła dość luźno, próbując utrzymać się przy jedynej osobie, którą kojarzyła. Powinna rozkwitać wśród elit, za to męczyła ją ta sztuczność. Uśmiechy nie mające żadnych podstaw.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Scotiabank Arena”