Tyla raz za razem przeklinała zarówno swojego kuzyna, jak i samą siebie za fakt, że zgodziła się na tak idiotyczny plan jakim była wycieczka rowerowa po Toronto. Zwłaszcza, że ona roweru nie widziała chyba jeszcze od czasu, gdy mieszkała jeszcze w Wilnie. I miała znajomych. Czyli mówiąc skrótem - baaaardzo dawno temu. Aż dziwne, że tutaj udało jej się dorwać jakiś używany rower miejski za niedużą kwotę praktycznie dzień przed wycieczką. A już chciała uwierzyć w fakt, że miała gotową wymówkę na wymiganie się od całego przedsięwzięcia.
Jej matka jednak też stała na posterunku, chcąc wypchnąć córkę w końcu z domu. Każdy na siłę wyciągał ją z miejsca, które było dla niej jedynym znośnym i komfortowym zakątkiem. Jaka była w tym filozofia? Było jej dobrze w czterech ścianach, więc co to innym przeszkadzało? Przecież nawet nie żaliła się na głos, że nie ma znajomych ani właściwie niczego poza komputerem i domem. I studiami, ale one to już były w takim pół-eterze. Niby są, ale ich nie ma. Taka perspektywa najlepiej jej leżała - gdyby jej nie posiadała, pewnie znowu miałaby problem z uczęszczaniem na zajęcia.
Ale, tak wracając do rowerowania - początek nie był zły. Gorzej było po pewnym dystansie, no i gdy zaczęły się górki. Tyla w ogóle nie miała kondycji, więc męczyła się bez przerwy, raz za razem przystając na kilka minut. Pewnie była z tym niemiłosiernie denerwująca, czym absolutnie się nie przejmowała. Zapas wody również uszczuplał się w zastraszającym tempie. Oczywiście, wolałaby napój gazowany lub colę, ale te wypiła już na starcie. I trochę żałowała.
Teraz pedałowali znowu, a Tyli znowu strasznie to wszystko się dłużyło. Dodatkowo, paliły ją mięśnie nóg, przez co praktycznie że ledwo nimi powłóczyła. Rzęziła też pewnie niczym jakiś stary gruchot, co skutecznie zagłuszał szum delikatnego wiatru. Ale już miała dość.
— Eric, przerwa! — wydarła się ochryple, niemalże wypluwając przy tym swoje płuca. Nie czekała na jego reakcję, tylko zwolniła, finalnie zatrzymując się przy jakiejś ławeczce na obrzeżach miasta. Na siedzenie padła niczym bezwładna lalka, wydając z siebie dźwięki podobne do balona, z którego spuszcza się powietrze. Pewnie wyglądało to komicznie, ale w jej głowie panował dramat spowodowany zmęczeniem, pragnieniem i zgrzaniem się.
Eric Stones