theodor "theo" Bauer

data i miejsce urodzenia
02/03/1996 I Berlin, Niemcyzaimki
męskiezawód
lewoskrzydłowy napastnikmiejsce pracy
Toronto Maple Leafsorientacja
heteroseksualnydzielnica mieszkalna
Distillery Districtpobyt w toronto
od 2008 rokuumiejętności
prawo jazdy typu G, uzdolniony artystycznie (gdyby nie hokej, robiłby tatuaże), z łatwością nawiązuje kontakty z innymi ludźmi, niezawodny refleks i dobra kondycja (związana z zawodowym sportem, jaki uprawia), mówi biegle po francuski, niemiecku i angielsku, całkiem dobrze tańczysłabości
problem z agresją; kompletnie nie radzi sobie z własnymi emocjami, kilka razy zdarzyło mu się zapomnieć co robi albo gdzie się znajduje (ale nie zagłębiał się jeszcze w ten temat, za przyczynę uważając brak snu), nad wyraz nieufny, rozrzutnyDelikatne dłonie kobiety z dbałością wymierzają odpowiednią ilość gliny, potem zanurzają się w wodzie, by ostatecznie wrzucić rozmiękły materiał na koło. Uważnie obserwuje cały proces, mama tworzy coś z niczego, gliniane rzeźby przyozdabiają całe pomieszczenie, a gdzieś daleko piec wypala właśnie kolejną partię misternie zdobionych talerzy i kubków.
W pracowni panuję upał, chociaż pogoda na zewnątrz nie rozpieszcza, na chwilę odwracam wzrok w stronę okna, gdzieś w tle dostrzegam białe płatki śniegu, opadające w równym tempie w stronę zamarzniętej ziemi.
Nie dostrzegam nagłej zmiany w matce, w niebieskich oczach, w których dotychczas panował bezkresny spokój, pojawia się burza, sztorm uczuć wiruję pod membraną skóry i dopiero zdecydowanie uderzenie pięści w centrum brei, wyrywa mnie z letargu. Powoli unoszę spojrzenie w górę, w stronę zarumienionych policzków i niezrozumiałych dla dziecka łez, mama zrywa się nagle na równe nogi i ucieka w niewiadomą mi stronę, pozostawiając z masą pytań, na które nigdy nie dane mi było uzyskać odpowiedzi.
Potem były już tylko krzyki; jestem trochę starszy i rozumiem trochę więcej, mama mówi coś o tym, że tacie nigdy na nas nie zależało, że powinien wracać do tych swoich francuskich koleżanek, i że ma się wynosić, i że już nie chce go znać. Kłótnie stały się normą, dwóm tak bardzo podobnym do siebie charakterom, zawsze towarzyszyły trakcje, ignoruje ich zachowanie, w mych oczach nie pojawia się już nawet zawód, powoli odwracam się na pięcie by sprawdzić co u Miribiel.
Jestem starszy i odpowiedzialny, ale w tamtym momencie to chyba, ja potrzebuje większego wsparcia, niezdarnie wdrapuje się na jej łóżko, i kładę gdzieś obok, nie jestem pewny czy dalej śpi. - Mama chce się wynieść - mówię cicho, gdy jej oczy się otwierają - Ojciec chciał żebym z nim został - wzdycham głęboko, przejeżdżając prawą dłonią po policzku, z tatą jestem trochę bliżej, ale nie potrafię zostawić młodszej siostry w towarzystwie tej wariatki. - Jadę z wami. - kończę szeptem, przymykam oczy i marzę o śnie, mój umysł napędzany tysiącem myśli, nieustannie biegnie, goni do przodu i do samego rana nie jest mi dane zmrużyć oka, na moich małoletnich barkach spoczywa zbyt wiele obowiązków.
W pracowni panuję upał, chociaż pogoda na zewnątrz nie rozpieszcza, na chwilę odwracam wzrok w stronę okna, gdzieś w tle dostrzegam białe płatki śniegu, opadające w równym tempie w stronę zamarzniętej ziemi.
Nie dostrzegam nagłej zmiany w matce, w niebieskich oczach, w których dotychczas panował bezkresny spokój, pojawia się burza, sztorm uczuć wiruję pod membraną skóry i dopiero zdecydowanie uderzenie pięści w centrum brei, wyrywa mnie z letargu. Powoli unoszę spojrzenie w górę, w stronę zarumienionych policzków i niezrozumiałych dla dziecka łez, mama zrywa się nagle na równe nogi i ucieka w niewiadomą mi stronę, pozostawiając z masą pytań, na które nigdy nie dane mi było uzyskać odpowiedzi.
Potem były już tylko krzyki; jestem trochę starszy i rozumiem trochę więcej, mama mówi coś o tym, że tacie nigdy na nas nie zależało, że powinien wracać do tych swoich francuskich koleżanek, i że ma się wynosić, i że już nie chce go znać. Kłótnie stały się normą, dwóm tak bardzo podobnym do siebie charakterom, zawsze towarzyszyły trakcje, ignoruje ich zachowanie, w mych oczach nie pojawia się już nawet zawód, powoli odwracam się na pięcie by sprawdzić co u Miribiel.
Jestem starszy i odpowiedzialny, ale w tamtym momencie to chyba, ja potrzebuje większego wsparcia, niezdarnie wdrapuje się na jej łóżko, i kładę gdzieś obok, nie jestem pewny czy dalej śpi. - Mama chce się wynieść - mówię cicho, gdy jej oczy się otwierają - Ojciec chciał żebym z nim został - wzdycham głęboko, przejeżdżając prawą dłonią po policzku, z tatą jestem trochę bliżej, ale nie potrafię zostawić młodszej siostry w towarzystwie tej wariatki. - Jadę z wami. - kończę szeptem, przymykam oczy i marzę o śnie, mój umysł napędzany tysiącem myśli, nieustannie biegnie, goni do przodu i do samego rana nie jest mi dane zmrużyć oka, na moich małoletnich barkach spoczywa zbyt wiele obowiązków.
Ciekawostki
WYPISZ, JEŚLI CHCESZ
zgoda na powielanie imienia
niezgoda na powielanie pseudonimu
nieZgody MG
poziom ingerencji
średnizgoda na śmierć postaci
niezgoda na trwałe okaleczenie
niezgoda na nieuleczalną chorobę postaci
niezgoda na uleczalne urazy postaci
takzgoda na utratę majątku postaci
niezgoda na utratę posady postaci
tnie