ODPOWIEDZ
35 y/o, 178 cm
CEO Silktorch Global
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

1
outfit

Teren starej destylarni był jednym z jej ulubionych miejsc w Toronto. Ceglana zabudowa, stara architektura była miłą odmianą dla oka wobec wszędzie panującego szkła i stali, którym otaczała się na co dzień. Znajdował się również na tyle blisko jej apartamentu, że swobodnie mogła przejść spacerem z jednego punktu na drugi bądź zamówić krótką podwózkę, mogąc zostawić własne samochody schowane w podziemnym parkingu. Nawet aura tego miejsca była inna. Bardziej różnorodna, kolorowa, przystępna.
W dzisiejszy, ciepły, wieczór Tamarze wcale na tym nie zależało. Nie zależało jej nigdy. Nie czuła potrzeby być zauważoną, choć wysoka sylwetka oraz szyk, z jakim przemierzała następne kroki jej w tym zdecydowanie nie pomagały. Dziś chciała poczuć się swobodnie, jednocześnie czując obecność z innych.
Miejsce było idealne. Duża, otwarta przestrzeń zaprzeszłego budynku pozwalała na swobodne przemieszczanie się i zachowanie dystansu. Lokal nie był przeładowany, z racji iż większość powoli udawała się do klubów lub w poszukiwaniu innych, nocnych rozrywek. Ci bardziej spokojni, jak Tamara, zostawali w środku. Tego właśnie potrzebowała. Spokoju i relaksu poza trzema ścianami i wielkimi szybami jej perfekcyjnego mieszkania.
Z pochyloną głową wspięła się po schodach na górę, do głównej części. Ruszyła naprzód, dyskretnie rozglądając się na boki. Stukot obcasów wyznaczył stabilny, miarowy rytm. Znalazła się przy okrągłym, imponującym barze, który był pusty. Miejsce zarezerwowane dla samotników bądź tych bardzo pragnących się narzucić i pokazać.
Tamara odsunęła wysoki stołek i z gracją zajęła na nim miejsce. Odłożyła torebkę na blacie, w dłoni trzymając swój telefon. Jej niezbędnik i mały świat ulokowany w elektronicznym urządzeniu. Oparła się nieco wygodniej, odchylając ciało nieco do tyłu, zakładając nogę na drugą w kobiecej pozie.
- Wezmę martini. Trzy oliwki. - złożyła zamówienie, gdy została zauważona przez barmana. Nie zabrzmiała obcesowo. Głos miała miękki, lecz styl wypowiedzi był zawsze konkretny i rzeczowy. Zupełnie, jakby inaczej nie mogła, a wszelkie zmiany przychodziły z trudnością. Czasem karciła się za to w myślach. W końcu, chciała być bardziej przystępna.
Ze stoickim wręcz opanowaniem i cierpliwością oczekiwała swojego drinka, wpatrując się w butelki kraftowych alkoholi rozmieszczonych na półkach. Twarz jak zawsze była powściągliwa, wręcz bezemocjonalna. Nie inicjowała żadnej rozmowy oraz kontaktu, choć kilkoro mężczyzn próbowało podczas zamawiania kolejnych kolejek przy barze, nawiązując interakcję z barmanem, by zaraz spróbować włączyć ją do rozmowy. Nigdy nie miała nic przeciwko komplementom, choć wolała szczerość i konkrety. Schlebiała jej uwaga i atencja, jaką próbowali ją obdarzyć. W pewnym sensie również ich odwaga. Nawet, jeżeli mało kto się spodziewał, że spokojnie mogła wykupić cały ten lokal na własność.
Podziękowała za martini, które pojawiło się przed nią. Przezroczysta kombinacja ginu i wytrawnego wermutu. Jej klasyczny komfort drink. Cierpki i mocny. Sięgnęła po niewielką szpadkę, na której były nabite trzy owoce zielonych oliwek. Zjadła jedną z nich, mając wyjątkową słabość do tej goryczy. Dwie pozostała zsunęła prosto do drinka.
Na moment uniosła swój telefon, robiąc zdjęcie wypełnionej koktajlówki na tle baru. Nakładając spójnie stylistycznie filtry dodała je do kolekcji na swoim koncie społecznościowym. Nie szukała w ten sposób atencji ani adoracji. Nie zależało jej na internetowych fanach. Czy się chwaliła? Może trochę. Wolała myśleć o tym w kategoriach otwarcia się na świat. W ostatnim czasie trochę częściej dzieliła się swoim życiem. Luksusowym, niedostępnym dla większości.
Upijając łyk nie zauważyła od razu charakterystycznych, rudych włosów oraz nienagannej figury kobiety, która zajęła miejsce nieopodal niej. Odstęp między nimi był zachowany, lecz na tyle niewielki, by Tamara nie wyczuła obecności swoimi zmysłami. Tamara dyskretnie przesunęła wzrok w bok, lecz zamiast natychmiast go zabrać, wykazała większą uwagę dla drugiej kobiety, z którą spojrzenia skrzyżowała w tej samej sekundzie.
- Senator Matthieson. Co za spotkanie. - odparła swoim stonowanym głosem, w którym gdzieś z tyłu tlił się element zaskoczenia. Czy aby na pewno była to jedynie niespodzianka? Tamara dość sceptycznie podchodziła do wiary w przypadki i zbiegi okoliczności. - Gratuluję uchwalenia ustawy budżetowej. - dodała po chwili z wyuczoną grzecznością, obyciem i etykietą, wyniesioną jeszcze z domu. - Mam nadzieję, że wieczór również należy do udanych? - Tamara podtrzymała mały small talk, który w normalnych okolicznościach, odbywał by się na korytarzach gotyckiego Centre Block w stolicy kraju, gdzie niejednokrotnie gościła.

Savannah Matthieson
gall anonim
48 y/o, 168 cm
Senatorka w Senacie Kanadyjskim (Mandat w Ontario)
Awatar użytkownika
W polityce jest całkiem nowa, mimo wszystko dość dobrze sobie radzi. Pracowała jako adwokat, później była prokuratorem generalnym. Jedynie jej kariera rozwija się po jej myśli. W małżeństwie niestety jej nie wyszło.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

001.
[outfit]
Siła kobiety w polityce tkwi w jej autentyczności, w jej determinacji,
by walczyć o to, co słuszne, niezależnie od przeciwności

Miejsce to było dobrze jej znane, wręcz skupiało w sobie całą istotę jej politycznej kariery, a może tak tylko to miało wyglądać. Inicjować spotkania, które w istocie były dla niej ważne ale tylko z pozoru, bo przecież walka toczyła się cały czas. Nawet jej najmniejszy gest czy też pewność siebie, którą miała, emanowała zawsze i bez większego wstydu. Niby dlaczego miałaby udawać skromniejszą, niż była. Działało to jednak tylko na jej korzyść, ludzie wiedzieli, że pokładane w niej nadzieje, będą zrealizowane. Chciała spełniać swoją misję, radzić sobie z każdymi przeciwnościami losu na swój, żelazny sposób. Ktoś mógłby śmiało powiedzieć, że wyniosła to z sali sądowej. Chyba nie było w tym żadnego fałszu. Nie miała się też czego wstydzić, wręcz przeciwnie. Ciągle miała przewagę.
Chciała mieć przewagę.
Mogło to być nużące, gdy ciągle stawała to walk, ciągle udowadniając wszystkim, że nie jest kolejnym pionkiem, którym można było poruszać w taki sposób, jaki się chciało i jako pasował tylko tym, którzy sprawowali największą władzę. Władzę absolutną. Nie wstydziła się tego, że i ona dążyła do tego, by jednak spełniać swoje marzenia. Pragnienia, które dość często wychodziły poza to co dla wielu powinno być dla niej normalne. Zdawało się, że pomimo tego czym się zajmowała, nigdy nie utraciła siebie. Przecież chciała tego wszystkiego dla siebie, swoich własnych potrzeb, które wraz z czasem stawały się coraz bardziej ponure. Oczywiście, że nie chciała narażać się na to, że ktoś zacznie wyciągać trupy z jej szafy. Miała przecież nie jeden. Jednak nie chciała o tym nawet mówić, nikt nie wiedział, że jej życie nie mogło być tak krystaliczne. Świetnie radziła sobie przecież z tym by kreować siebie jako kobietę idealną, nieskazitelną. Mogła przecież mierzyć bardzo wysoko. Sama wyznaczała sobie granice, a to dawało jej tylko siłę. Siłę do tego by osiągnąć każdy możliwy cel.
Polityczne gierki. Kolejny dzień spędzony na rozmyślaniu, czy to jednak dobry pomysł by wszystko musiało kręcić się wokół tego. W jakimś sensie na pewno tak było, choć sama Savannah nie będzie mówiła o tym zbyt głośno. Zdarzało się, że czuła się okropnie poirytowana. Poirytowana tym, że nie mogła cieszyć się własną pracą, samą sobą. Ciągle tylko dążenie do tego, by walczyć o każdą sprawę, każdy dokument, który tworzyła ze swoją partią. Oczywiście, że włożyła zbyt dużo w wejście w politykę i bycie idealną senatorką, by to wszystko teraz tak po prostu porzucić. Nie była też jedną z tych osób, które po prostu nie kończą to czego zaczęły. Wręcz przeciwnie. Walczyła do końca, jakby od tego miało zależeć wszystko to co dotychczas miało jakikolwiek sens. W dodatku jest już zbyt mocno zaangażowana. Zbyt wiele planów, intryg pojawiło się po drodze by sobie dać z tym spokój. Czerpała z tego pewnego rodzaju przyjemność. Dziwne uczucie, które do tej pory rezerwowała sobie jego dostępność na sali sądowej. Przecież tam czuła się jak ryba w wodzie, wiedziała co zrobić, powiedzieć. Wykorzystać nie tylko swój wdzięk ale też ogromny talent i wiedzę. Ciągle się uczyła, ciągle łaknęła tego by nie stanąć w miejscu, co zdarzało się dość często w jej świecie. Wielu myśli, że największe osiągnięcie to zostanie sędzią ale ona miała inne plany. Czy bardziej ambitne?
Siedziała teraz jednak sama. Chyba nie do końca osamotniona, bo wreszcie była spokojna. Poczuła również ulgę, że nie musi teraz odgrywać żadnej roli. Nie musi się przesadnie uśmiechać, by zdobyć kolejne poparcie w osobie, która wydaje się nie myśleć o niczym innym a tylko o korzyściach. Oderwać od zgiełku, hałasu który panował wokół niej. Nabawiła się cholernej migreny przez to wszystko. Mruknęła niezadowolona pod nosem, kiedy jedna z barmanów przyniósł jej wcześniej zamówione czerwone wino. Najdroższe. Najbardziej wytrawne. Nigdy nie raczyła się badziewiem, o czym wiedzieli już chyba wszyscy. Ignorowała to wszystko co działo się wokół niej, to że ktoś mógł się jej teraz przyglądać a nawet ją obserwować. Naprawdę nie byłaby to pierwsza podobna sytuacja. Zwracała uwagę, już poza całą otoczką, jaka wytworzyła się wokół niej, kiedy dostałą się do Senatu. Pomimo swojego wieku, potrafiła zadbać o siebie, jej nieskazitelna, niemal porcelanowa cera i długie czerwono ogniste włosy, sprawiały że nie przechodziła niezauważona. Nie zawsze jednak pragnęła tego by wszyscy mieli się nią interesować. Właśnie w takich chwilach, kiedy bywała sama liczył się przecież święty spokój.
Nie udało się spełnić tego jednego, małego marzenia.
Nie prychnęła, nie odezwała się w sposób, który byłby źle odebrany. Zawsze byłą dobrze wychowana i wiedziała, że szacunek do drugiej osoby to podstawa. Nawet jeśli, nie do końca ktoś na to zasługiwał. Na szczęście Tamara nie należała do jej "wrogów", jeśli w ogóle zwracała na takie osoby uwagę. Delikatny uśmiech pojawił się na twarzy Matthieson, zmierzyła ją wzrokiem, ostatecznie zatrzymując się na jego twarzy.
- Panna Maschmeyer, zaskakujące spotkanie, mogłabym powiedzieć - mówiła to z pełną świadomością i szczerością w głosie, a przecież tak dobrze radziła sobie z blefowaniem. Delikatnie podniosła się na swoim siedzisku, odwracając w stronę kobiety - Och dziękuję, to jednak tylko początek walki - uśmiechnęła się delikatnie, wiedząc że będąc na początku swojej kariery jeszcze nie raz będzie musiała radzić sobie z ogromną frustracją, która towarzyszy każdemu głosowaniu - Oczywiście, że tak. Lampka czerwonego wina, to najlepsze lekarstwo. A jak Pani wieczór? - zaśmiała się cicho, powoli wpatrując w swój czerwony trunek. Przez krótką chwilę milczała, zastanawiając się czy skończy się na tylko jednej lampce, czy znowu będzie mogła sobie poszaleć. Powoli odwróciła się do niej ale teraz już na "stałe". Chciała przecież nawiązać bliższy kontakt z kobietą, która sama nawiązała rozmowę.
- Nie wiedziałam, że i ja wybieram to miejsce by oderwać się od całego tego zgiełku i zamieszania - próbowała w jakimś sensie usprawiedliwić swoją obecność tutaj, a może po prostu szukała odpowiedzi co Tamara może tutaj robić, czy i ona miała jakieś specjalne zadanie, które kryło się za tym, że odwiedzała Spirit of York Distillery Co.


Tamara Maschmeyer
bochenek
Nic co ludzkie nie jest mi obce.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Spirit of York Distillery Co.”