-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
1
outfit
Teren starej destylarni był jednym z jej ulubionych miejsc w Toronto. Ceglana zabudowa, stara architektura była miłą odmianą dla oka wobec wszędzie panującego szkła i stali, którym otaczała się na co dzień. Znajdował się również na tyle blisko jej apartamentu, że swobodnie mogła przejść spacerem z jednego punktu na drugi bądź zamówić krótką podwózkę, mogąc zostawić własne samochody schowane w podziemnym parkingu. Nawet aura tego miejsca była inna. Bardziej różnorodna, kolorowa, przystępna.
W dzisiejszy, ciepły, wieczór Tamarze wcale na tym nie zależało. Nie zależało jej nigdy. Nie czuła potrzeby być zauważoną, choć wysoka sylwetka oraz szyk, z jakim przemierzała następne kroki jej w tym zdecydowanie nie pomagały. Dziś chciała poczuć się swobodnie, jednocześnie czując obecność z innych.
Miejsce było idealne. Duża, otwarta przestrzeń zaprzeszłego budynku pozwalała na swobodne przemieszczanie się i zachowanie dystansu. Lokal nie był przeładowany, z racji iż większość powoli udawała się do klubów lub w poszukiwaniu innych, nocnych rozrywek. Ci bardziej spokojni, jak Tamara, zostawali w środku. Tego właśnie potrzebowała. Spokoju i relaksu poza trzema ścianami i wielkimi szybami jej perfekcyjnego mieszkania.
Z pochyloną głową wspięła się po schodach na górę, do głównej części. Ruszyła naprzód, dyskretnie rozglądając się na boki. Stukot obcasów wyznaczył stabilny, miarowy rytm. Znalazła się przy okrągłym, imponującym barze, który był pusty. Miejsce zarezerwowane dla samotników bądź tych bardzo pragnących się narzucić i pokazać.
Tamara odsunęła wysoki stołek i z gracją zajęła na nim miejsce. Odłożyła torebkę na blacie, w dłoni trzymając swój telefon. Jej niezbędnik i mały świat ulokowany w elektronicznym urządzeniu. Oparła się nieco wygodniej, odchylając ciało nieco do tyłu, zakładając nogę na drugą w kobiecej pozie.
- Wezmę martini. Trzy oliwki. - złożyła zamówienie, gdy została zauważona przez barmana. Nie zabrzmiała obcesowo. Głos miała miękki, lecz styl wypowiedzi był zawsze konkretny i rzeczowy. Zupełnie, jakby inaczej nie mogła, a wszelkie zmiany przychodziły z trudnością. Czasem karciła się za to w myślach. W końcu, chciała być bardziej przystępna.
Ze stoickim wręcz opanowaniem i cierpliwością oczekiwała swojego drinka, wpatrując się w butelki kraftowych alkoholi rozmieszczonych na półkach. Twarz jak zawsze była powściągliwa, wręcz bezemocjonalna. Nie inicjowała żadnej rozmowy oraz kontaktu, choć kilkoro mężczyzn próbowało podczas zamawiania kolejnych kolejek przy barze, nawiązując interakcję z barmanem, by zaraz spróbować włączyć ją do rozmowy. Nigdy nie miała nic przeciwko komplementom, choć wolała szczerość i konkrety. Schlebiała jej uwaga i atencja, jaką próbowali ją obdarzyć. W pewnym sensie również ich odwaga. Nawet, jeżeli mało kto się spodziewał, że spokojnie mogła wykupić cały ten lokal na własność.
Podziękowała za martini, które pojawiło się przed nią. Przezroczysta kombinacja ginu i wytrawnego wermutu. Jej klasyczny komfort drink. Cierpki i mocny. Sięgnęła po niewielką szpadkę, na której były nabite trzy owoce zielonych oliwek. Zjadła jedną z nich, mając wyjątkową słabość do tej goryczy. Dwie pozostała zsunęła prosto do drinka.
Na moment uniosła swój telefon, robiąc zdjęcie wypełnionej koktajlówki na tle baru. Nakładając spójnie stylistycznie filtry dodała je do kolekcji na swoim koncie społecznościowym. Nie szukała w ten sposób atencji ani adoracji. Nie zależało jej na internetowych fanach. Czy się chwaliła? Może trochę. Wolała myśleć o tym w kategoriach otwarcia się na świat. W ostatnim czasie trochę częściej dzieliła się swoim życiem. Luksusowym, niedostępnym dla większości.
Upijając łyk nie zauważyła od razu charakterystycznych, rudych włosów oraz nienagannej figury kobiety, która zajęła miejsce nieopodal niej. Odstęp między nimi był zachowany, lecz na tyle niewielki, by Tamara nie wyczuła obecności swoimi zmysłami. Tamara dyskretnie przesunęła wzrok w bok, lecz zamiast natychmiast go zabrać, wykazała większą uwagę dla drugiej kobiety, z którą spojrzenia skrzyżowała w tej samej sekundzie.
- Senator Matthieson. Co za spotkanie. - odparła swoim stonowanym głosem, w którym gdzieś z tyłu tlił się element zaskoczenia. Czy aby na pewno była to jedynie niespodzianka? Tamara dość sceptycznie podchodziła do wiary w przypadki i zbiegi okoliczności. - Gratuluję uchwalenia ustawy budżetowej. - dodała po chwili z wyuczoną grzecznością, obyciem i etykietą, wyniesioną jeszcze z domu. - Mam nadzieję, że wieczór również należy do udanych? - Tamara podtrzymała mały small talk, który w normalnych okolicznościach, odbywał by się na korytarzach gotyckiego Centre Block w stolicy kraju, gdzie niejednokrotnie gościła.
Savannah Matthieson
outfit
Teren starej destylarni był jednym z jej ulubionych miejsc w Toronto. Ceglana zabudowa, stara architektura była miłą odmianą dla oka wobec wszędzie panującego szkła i stali, którym otaczała się na co dzień. Znajdował się również na tyle blisko jej apartamentu, że swobodnie mogła przejść spacerem z jednego punktu na drugi bądź zamówić krótką podwózkę, mogąc zostawić własne samochody schowane w podziemnym parkingu. Nawet aura tego miejsca była inna. Bardziej różnorodna, kolorowa, przystępna.
W dzisiejszy, ciepły, wieczór Tamarze wcale na tym nie zależało. Nie zależało jej nigdy. Nie czuła potrzeby być zauważoną, choć wysoka sylwetka oraz szyk, z jakim przemierzała następne kroki jej w tym zdecydowanie nie pomagały. Dziś chciała poczuć się swobodnie, jednocześnie czując obecność z innych.
Miejsce było idealne. Duża, otwarta przestrzeń zaprzeszłego budynku pozwalała na swobodne przemieszczanie się i zachowanie dystansu. Lokal nie był przeładowany, z racji iż większość powoli udawała się do klubów lub w poszukiwaniu innych, nocnych rozrywek. Ci bardziej spokojni, jak Tamara, zostawali w środku. Tego właśnie potrzebowała. Spokoju i relaksu poza trzema ścianami i wielkimi szybami jej perfekcyjnego mieszkania.
Z pochyloną głową wspięła się po schodach na górę, do głównej części. Ruszyła naprzód, dyskretnie rozglądając się na boki. Stukot obcasów wyznaczył stabilny, miarowy rytm. Znalazła się przy okrągłym, imponującym barze, który był pusty. Miejsce zarezerwowane dla samotników bądź tych bardzo pragnących się narzucić i pokazać.
Tamara odsunęła wysoki stołek i z gracją zajęła na nim miejsce. Odłożyła torebkę na blacie, w dłoni trzymając swój telefon. Jej niezbędnik i mały świat ulokowany w elektronicznym urządzeniu. Oparła się nieco wygodniej, odchylając ciało nieco do tyłu, zakładając nogę na drugą w kobiecej pozie.
- Wezmę martini. Trzy oliwki. - złożyła zamówienie, gdy została zauważona przez barmana. Nie zabrzmiała obcesowo. Głos miała miękki, lecz styl wypowiedzi był zawsze konkretny i rzeczowy. Zupełnie, jakby inaczej nie mogła, a wszelkie zmiany przychodziły z trudnością. Czasem karciła się za to w myślach. W końcu, chciała być bardziej przystępna.
Ze stoickim wręcz opanowaniem i cierpliwością oczekiwała swojego drinka, wpatrując się w butelki kraftowych alkoholi rozmieszczonych na półkach. Twarz jak zawsze była powściągliwa, wręcz bezemocjonalna. Nie inicjowała żadnej rozmowy oraz kontaktu, choć kilkoro mężczyzn próbowało podczas zamawiania kolejnych kolejek przy barze, nawiązując interakcję z barmanem, by zaraz spróbować włączyć ją do rozmowy. Nigdy nie miała nic przeciwko komplementom, choć wolała szczerość i konkrety. Schlebiała jej uwaga i atencja, jaką próbowali ją obdarzyć. W pewnym sensie również ich odwaga. Nawet, jeżeli mało kto się spodziewał, że spokojnie mogła wykupić cały ten lokal na własność.
Podziękowała za martini, które pojawiło się przed nią. Przezroczysta kombinacja ginu i wytrawnego wermutu. Jej klasyczny komfort drink. Cierpki i mocny. Sięgnęła po niewielką szpadkę, na której były nabite trzy owoce zielonych oliwek. Zjadła jedną z nich, mając wyjątkową słabość do tej goryczy. Dwie pozostała zsunęła prosto do drinka.
Na moment uniosła swój telefon, robiąc zdjęcie wypełnionej koktajlówki na tle baru. Nakładając spójnie stylistycznie filtry dodała je do kolekcji na swoim koncie społecznościowym. Nie szukała w ten sposób atencji ani adoracji. Nie zależało jej na internetowych fanach. Czy się chwaliła? Może trochę. Wolała myśleć o tym w kategoriach otwarcia się na świat. W ostatnim czasie trochę częściej dzieliła się swoim życiem. Luksusowym, niedostępnym dla większości.
Upijając łyk nie zauważyła od razu charakterystycznych, rudych włosów oraz nienagannej figury kobiety, która zajęła miejsce nieopodal niej. Odstęp między nimi był zachowany, lecz na tyle niewielki, by Tamara nie wyczuła obecności swoimi zmysłami. Tamara dyskretnie przesunęła wzrok w bok, lecz zamiast natychmiast go zabrać, wykazała większą uwagę dla drugiej kobiety, z którą spojrzenia skrzyżowała w tej samej sekundzie.
- Senator Matthieson. Co za spotkanie. - odparła swoim stonowanym głosem, w którym gdzieś z tyłu tlił się element zaskoczenia. Czy aby na pewno była to jedynie niespodzianka? Tamara dość sceptycznie podchodziła do wiary w przypadki i zbiegi okoliczności. - Gratuluję uchwalenia ustawy budżetowej. - dodała po chwili z wyuczoną grzecznością, obyciem i etykietą, wyniesioną jeszcze z domu. - Mam nadzieję, że wieczór również należy do udanych? - Tamara podtrzymała mały small talk, który w normalnych okolicznościach, odbywał by się na korytarzach gotyckiego Centre Block w stolicy kraju, gdzie niejednokrotnie gościła.
Savannah Matthieson
-
W polityce jest całkiem nowa, mimo wszystko dość dobrze sobie radzi. Pracowała jako adwokat, później była prokuratorem generalnym. Jedynie jej kariera rozwija się po jej myśli. W małżeństwie niestety jej nie wyszło.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
001.
[outfit]
Siła kobiety w polityce tkwi w jej autentyczności, w jej determinacji,
by walczyć o to, co słuszne, niezależnie od przeciwności
Siła kobiety w polityce tkwi w jej autentyczności, w jej determinacji,
by walczyć o to, co słuszne, niezależnie od przeciwności
Miejsce to było dobrze jej znane, wręcz skupiało w sobie całą istotę jej politycznej kariery, a może tak tylko to miało wyglądać. Inicjować spotkania, które w istocie były dla niej ważne ale tylko z pozoru, bo przecież walka toczyła się cały czas. Nawet jej najmniejszy gest czy też pewność siebie, którą miała, emanowała zawsze i bez większego wstydu. Niby dlaczego miałaby udawać skromniejszą, niż była. Działało to jednak tylko na jej korzyść, ludzie wiedzieli, że pokładane w niej nadzieje, będą zrealizowane. Chciała spełniać swoją misję, radzić sobie z każdymi przeciwnościami losu na swój, żelazny sposób. Ktoś mógłby śmiało powiedzieć, że wyniosła to z sali sądowej. Chyba nie było w tym żadnego fałszu. Nie miała się też czego wstydzić, wręcz przeciwnie. Ciągle miała przewagę.
Chciała mieć przewagę.
Mogło to być nużące, gdy ciągle stawała to walk, ciągle udowadniając wszystkim, że nie jest kolejnym pionkiem, którym można było poruszać w taki sposób, jaki się chciało i jako pasował tylko tym, którzy sprawowali największą władzę.
Polityczne gierki. Kolejny dzień spędzony na rozmyślaniu, czy to jednak dobry pomysł by wszystko musiało kręcić się wokół tego. W jakimś sensie na pewno tak było, choć sama Savannah nie będzie mówiła o tym zbyt głośno. Zdarzało się, że czuła się okropnie poirytowana. Poirytowana tym, że nie mogła cieszyć się własną pracą, samą sobą. Ciągle tylko dążenie do tego, by walczyć o każdą sprawę, każdy dokument, który tworzyła ze swoją partią. Oczywiście, że włożyła zbyt dużo w wejście w politykę i bycie idealną senatorką, by to wszystko teraz tak po prostu porzucić. Nie była też jedną z tych osób, które po prostu nie kończą to czego zaczęły. Wręcz przeciwnie. Walczyła do końca, jakby od tego miało zależeć wszystko to co dotychczas miało jakikolwiek sens. W dodatku jest już zbyt mocno zaangażowana. Zbyt wiele planów, intryg pojawiło się po drodze by sobie dać z tym spokój. Czerpała z tego pewnego rodzaju przyjemność. Dziwne uczucie, które do tej pory rezerwowała sobie jego dostępność na sali sądowej. Przecież tam czuła się jak ryba w wodzie, wiedziała co zrobić, powiedzieć. Wykorzystać nie tylko swój wdzięk ale też ogromny talent i wiedzę. Ciągle się uczyła, ciągle łaknęła tego by nie stanąć w miejscu, co zdarzało się dość często w jej świecie. Wielu myśli, że największe osiągnięcie to zostanie sędzią ale ona miała inne plany. Czy bardziej ambitne?
Siedziała teraz jednak sama. Chyba nie do końca osamotniona, bo wreszcie była spokojna. Poczuła również ulgę, że nie musi teraz odgrywać żadnej roli. Nie musi się przesadnie uśmiechać, by zdobyć kolejne poparcie w osobie, która wydaje się nie myśleć o niczym innym a tylko o korzyściach. Oderwać od zgiełku, hałasu który panował wokół niej. Nabawiła się cholernej migreny przez to wszystko. Mruknęła niezadowolona pod nosem, kiedy jedna z barmanów przyniósł jej wcześniej zamówione czerwone wino. Najdroższe. Najbardziej wytrawne. Nigdy nie raczyła się badziewiem, o czym wiedzieli już chyba wszyscy. Ignorowała to wszystko co działo się wokół niej, to że ktoś mógł się jej teraz przyglądać a nawet ją obserwować. Naprawdę nie byłaby to pierwsza podobna sytuacja. Zwracała uwagę, już poza całą otoczką, jaka wytworzyła się wokół niej, kiedy dostałą się do Senatu. Pomimo swojego wieku, potrafiła zadbać o siebie, jej nieskazitelna, niemal porcelanowa cera i długie czerwono ogniste włosy, sprawiały że nie przechodziła niezauważona. Nie zawsze jednak pragnęła tego by wszyscy mieli się nią interesować. Właśnie w takich chwilach, kiedy bywała sama liczył się przecież święty spokój.
Nie udało się spełnić tego jednego, małego marzenia.
Nie prychnęła, nie odezwała się w sposób, który byłby źle odebrany. Zawsze byłą dobrze wychowana i wiedziała, że szacunek do drugiej osoby to podstawa. Nawet jeśli, nie do końca ktoś na to zasługiwał. Na szczęście Tamara nie należała do jej "wrogów", jeśli w ogóle zwracała na takie osoby uwagę. Delikatny uśmiech pojawił się na twarzy Matthieson, zmierzyła ją wzrokiem, ostatecznie zatrzymując się na jego twarzy.
- Panna Maschmeyer, zaskakujące spotkanie, mogłabym powiedzieć - mówiła to z pełną świadomością i szczerością w głosie, a przecież tak dobrze radziła sobie z blefowaniem. Delikatnie podniosła się na swoim siedzisku, odwracając w stronę kobiety - Och dziękuję, to jednak tylko początek walki - uśmiechnęła się delikatnie, wiedząc że będąc na początku swojej kariery jeszcze nie raz będzie musiała radzić sobie z ogromną frustracją, która towarzyszy każdemu głosowaniu - Oczywiście, że tak. Lampka czerwonego wina, to najlepsze lekarstwo. A jak Pani wieczór? - zaśmiała się cicho, powoli wpatrując w swój czerwony trunek. Przez krótką chwilę milczała, zastanawiając się czy skończy się na tylko jednej lampce, czy znowu będzie mogła sobie poszaleć. Powoli odwróciła się do niej ale teraz już na "stałe". Chciała przecież nawiązać bliższy kontakt z kobietą, która sama nawiązała rozmowę.
- Nie wiedziałam, że i ja wybieram to miejsce by oderwać się od całego tego zgiełku i zamieszania - próbowała w jakimś sensie usprawiedliwić swoją obecność tutaj, a może po prostu szukała odpowiedzi co Tamara może tutaj robić, czy i ona miała jakieś specjalne zadanie, które kryło się za tym, że odwiedzała Spirit of York Distillery Co.
Tamara Maschmeyer
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
bochenek
Nic co ludzkie nie jest mi obce.
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Tylko przez moment panowała między nimi cicha nić porozumienia. Znalazły się tutaj z tych samych powodów. W samotności szukały ukojenia w płynie, zmęczone sprawowaniem władzy, rozwiązywaniem konfliktów i zawieraniem wielkich transakcji. Los bywał przewrotny, a życie pisało zaskakujące scenariusze. Czy któraś z nich w ogóle spodziewała się takiego spotkania? Jakie były szanse, że obie znajdą się niewymuszenie w tym samym miejscu, w tym samym czasie? Krótka wymiana uprzejmości mogła być początkiem i końcem ich dzisiejszej interakcji. Pod skrytymi spojrzeniami i niewymuszonym small talkiem kryła się okazja, jaka nie zdarzała się często lub mogła nigdy więcej się nie przydarzyć. Obie musiały być tego świadome.
Poza tym, Tamara nie należała do osób, która tak łatwo wierzyła w przypadki.
- Walka jest bardzo dobrym określeniem. - wzrok przesunęła w bok, kątem oka spoglądając na rozmówczynię, a zaraz za nim powędrowała cała twarz, która znalazła się na prostej linii z Savannah. - Oglądałam ostatnio parę parlamentarnych i komisyjnych obrad. Rozmowy były bardzo burzliwe. - odrzekła, sygnalizując poniekąd znajomość ostatnich wydarzeń w politycznym świecie. Czy chciała czy nie, życie Tamary przeplatało się polityką. Miała z nią więcej wspólnego, niż mogłaby się do tego przyznać. - Ciekawiła mnie zwłaszcza głosowanie nad ustawą o ograniczeniach w sprawie transgranicznego przepływu danych. Muszę przyznać, że jestem zawiedziona. - upiła łyk swojego martini, w sposób iście spokojny do wypowiedzianych słów. Jak mawiała Savannah, to jeszcze nie był koniec walki, choć trudno było posądzać Tamarę choćby o intensywny lobbing w tej sprawie. Ustawa, która przeszła głosowanie w Izbie Gmin właśnie trafiała pod recenzję Senatu. Matthieson musiała wiedzieć już do tej pory, iż ukrócenie jej byłoby Tamarze bardzo na rękę.
- Nie bywam tu za często. Po prostu mam blisko do domu. - delikatny, subtelny uśmiech zagościł na jej twarzy, gdy ponownie upiła kolejny łyk swojej alkoholowej mieszanki, kosztując również kolejną oliwkę. - Powinnam zaglądać częściej. Tutejszy gin jest niczego sobie. Można też spotkać fascynujące osoby. - odstawiła kieliszek na blat przed sobą, przyjmując zaraz wygodniejszą postawę, splatając dłonie na kolanie założonej nogi. Jej oblicze oraz sylwetka również zwróciły się bardziej w stronę rudowłosej senatorki. - Mój wieczór również należy do udanych. Dla odmiany nie chciałam siedzieć zamknięta w czterech ścianach własnego mieszkania. - odparła ze stonowaną szczerością. Można było odnieść wrażenie, że nawet z nazbyt udawaną skromnością jak na osobę, która mogła sączyć swoje martini w każdym zakątku świata w ciągu kilkunastu godzin, bądź rozbijać się po ulicach Toronto w swoich drogich, sportowych samochodach.
- Polityka jeszcze pani nie zbrzydła, pani senator? - zapytała po chwili milczenia. Nigdy wcześniej nie miała okazji. Widok Matthieson na parlamentarnych korytarzach, nie był jeszcze tak samo pospolity, jak ten w sądowych aulach. - Porzucenie takiej kariery, w takim momencie? Sąd najwyższy stał przed panią otworem. Nie zdziwiłabym się, gdyby wybrano panią na główną sędzinę. - na moment zawiesiła spojrzenie na Savannah, ciekawa motywacji porzucenia sukcesu i renomy, którą wybrukowana była zawodowa droga Matthieson, na rzecz niepewnej przyszłości w polityce. Wypalenie? Wygórowane ambicje? Żądza sukcesu? Na pewno nie pieniądze. Tamara wiedziała tylko tyle. Mogła tylko przypuszczać, jaką rolę Savannah chciała odegrać, choć pewne echa docierały do niej z lewa i prawa.
- Słyszałam plotki, iż ma pani duże aspiracje. - zamachnęła kilka razy nogą, spoglądając na swoje zniekształcone odbicie w kieliszku, nim ponownie objęła spojrzeniem Savannah, sprawdzając jej reakcję. - Urząd premiera? - na moment zamilkła, uważnie obserwując senator. Nawet cisza w tym momencie było mniej lub bardziej sugestywną odpowiedzią. - To już są bardzo górnolotne marzenia. - Tamara była ciekawa, czy rzeczywiście władza była aż tak pociągająca, czy zapisanie się na kartach historii było tak ważne. A może był to jedynie szum? Prowokujący, lecz chwilowy i ulotny.
Savannah Matthieson
Poza tym, Tamara nie należała do osób, która tak łatwo wierzyła w przypadki.
- Walka jest bardzo dobrym określeniem. - wzrok przesunęła w bok, kątem oka spoglądając na rozmówczynię, a zaraz za nim powędrowała cała twarz, która znalazła się na prostej linii z Savannah. - Oglądałam ostatnio parę parlamentarnych i komisyjnych obrad. Rozmowy były bardzo burzliwe. - odrzekła, sygnalizując poniekąd znajomość ostatnich wydarzeń w politycznym świecie. Czy chciała czy nie, życie Tamary przeplatało się polityką. Miała z nią więcej wspólnego, niż mogłaby się do tego przyznać. - Ciekawiła mnie zwłaszcza głosowanie nad ustawą o ograniczeniach w sprawie transgranicznego przepływu danych. Muszę przyznać, że jestem zawiedziona. - upiła łyk swojego martini, w sposób iście spokojny do wypowiedzianych słów. Jak mawiała Savannah, to jeszcze nie był koniec walki, choć trudno było posądzać Tamarę choćby o intensywny lobbing w tej sprawie. Ustawa, która przeszła głosowanie w Izbie Gmin właśnie trafiała pod recenzję Senatu. Matthieson musiała wiedzieć już do tej pory, iż ukrócenie jej byłoby Tamarze bardzo na rękę.
- Nie bywam tu za często. Po prostu mam blisko do domu. - delikatny, subtelny uśmiech zagościł na jej twarzy, gdy ponownie upiła kolejny łyk swojej alkoholowej mieszanki, kosztując również kolejną oliwkę. - Powinnam zaglądać częściej. Tutejszy gin jest niczego sobie. Można też spotkać fascynujące osoby. - odstawiła kieliszek na blat przed sobą, przyjmując zaraz wygodniejszą postawę, splatając dłonie na kolanie założonej nogi. Jej oblicze oraz sylwetka również zwróciły się bardziej w stronę rudowłosej senatorki. - Mój wieczór również należy do udanych. Dla odmiany nie chciałam siedzieć zamknięta w czterech ścianach własnego mieszkania. - odparła ze stonowaną szczerością. Można było odnieść wrażenie, że nawet z nazbyt udawaną skromnością jak na osobę, która mogła sączyć swoje martini w każdym zakątku świata w ciągu kilkunastu godzin, bądź rozbijać się po ulicach Toronto w swoich drogich, sportowych samochodach.
- Polityka jeszcze pani nie zbrzydła, pani senator? - zapytała po chwili milczenia. Nigdy wcześniej nie miała okazji. Widok Matthieson na parlamentarnych korytarzach, nie był jeszcze tak samo pospolity, jak ten w sądowych aulach. - Porzucenie takiej kariery, w takim momencie? Sąd najwyższy stał przed panią otworem. Nie zdziwiłabym się, gdyby wybrano panią na główną sędzinę. - na moment zawiesiła spojrzenie na Savannah, ciekawa motywacji porzucenia sukcesu i renomy, którą wybrukowana była zawodowa droga Matthieson, na rzecz niepewnej przyszłości w polityce. Wypalenie? Wygórowane ambicje? Żądza sukcesu? Na pewno nie pieniądze. Tamara wiedziała tylko tyle. Mogła tylko przypuszczać, jaką rolę Savannah chciała odegrać, choć pewne echa docierały do niej z lewa i prawa.
- Słyszałam plotki, iż ma pani duże aspiracje. - zamachnęła kilka razy nogą, spoglądając na swoje zniekształcone odbicie w kieliszku, nim ponownie objęła spojrzeniem Savannah, sprawdzając jej reakcję. - Urząd premiera? - na moment zamilkła, uważnie obserwując senator. Nawet cisza w tym momencie było mniej lub bardziej sugestywną odpowiedzią. - To już są bardzo górnolotne marzenia. - Tamara była ciekawa, czy rzeczywiście władza była aż tak pociągająca, czy zapisanie się na kartach historii było tak ważne. A może był to jedynie szum? Prowokujący, lecz chwilowy i ulotny.
Savannah Matthieson
-
W polityce jest całkiem nowa, mimo wszystko dość dobrze sobie radzi. Pracowała jako adwokat, później była prokuratorem generalnym. Jedynie jej kariera rozwija się po jej myśli. W małżeństwie niestety jej nie wyszło.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Polityka od pewnego momentu zwyczajnie zawładnęła jej życiem. Nie tylko zawodowym. Jej prywatne życie mogło nie istnieć na rzecz tego, że mogła dojść do tego co było już nie tylko jej wielkim wyzwaniem ale też chęcią zdobycia kolejnych celów. Przez całe swoje życie ciągle je sobie wyznacza. Bez nich nie chciała po prostu iść ślepo w coś co ostatecznie nie miałoby żadnego sensu. Oczywiście chodziło też o to by nie pozostać w miejscu. Wiele osób chciało w swoim życiu tylko bezpieczeństwo a Savannah łączyła to z typową nudą i czyjąś nieporadnością. Brakiem chęci do rozwoju. Czegoś co stało się dla niej codziennością. Uwielbiała poszerzać swoje horyzonty na wielu poziomach. Nawet jeśli nie było to związane z jej pracą, tym jak wchodziła w politykę niemal szturmem. Pokazując wszystkim, że nigdy nie jest za późno by realizować swoje marzenia. Wielokrotnie pokazywała przecież, że jest w niej energia, której mogli jej pozazdrościć młodzi. Chyba czerpała to wszystko ze sposobu w jaki podchodziła do pracy i do tego, że jednak zaufali jej inni. Chciała spełnić pewne obietnice, które złożyła. Nie bała się nigdy konsekwencji swoich czynów i pokazywała to na każdym kroku a szczególnie teraz kiedy związana była tak blisko z tym wszystkim co potrafiło zmienić życie milionów. Przecież nie mogłaby spać bez wyrzutów sumienia, nawet jeśli nie zawsze działo się po jej myśli. Ostatnio mogło być jeszcze bardziej intensywnie bo przecież były to jeszcze jej początki. W tym momencie szukała również swojego miejsca a raczej próbowała już tylko przekonać do siebie ale o do swoich wizji.
Coś czego potrzebowała to odpoczynek, chwilę dla siebie. Mogła to zaznać chyba tylko w tym miejscu, na ten moment. Mogła wrócić do domu, tam gdzie naprawdę bywała sama. Samotność jednak nie miałaby z tym nic wspólnego bo była przecież tylko depresyjnym stanem. Nie chciała w tym trwać, zadręczać samą siebie.
- Walka będzie toczyć się zawsze i na wszelkich frontach - nie mówiła o tym z przekorem ale z siłą jaką potrzebowała kobieta na jej stanowisku. Powstrzymywała się od tego co mogła powiedzieć albo co też mogło się wydarzyć podczas tych wszystkich debat. Skinęła głową kiedy została wspomniana ich burzliwość - Mogę jedynie zdradzić, że za kulisami jest jeszcze intensywniej - delikatny uśmiech pojawił się na jej ustach, mówiąc o tym. Bardzo chciała by wciąż mówić o tym wszystkim z pewnością siebie, której mogła używać ale też w jakimś sensie nadużywać. Wciąż sobie zadawała pytania jak wiele ze swojej pracy mogła wykorzystać w polityce - Muszę przyznać, że sama byłam mocno zawiedziona tym głosowaniem. Niestety nie we wszystkim potrafimy zgadzać się tak by mogło działać to dla ogółu - zdecydowanie nie bała się mówić o tym co nie było po jej myśli. Jej wypowiedzi po opuszczeniu głosowania dość dosadnie do przedstawiały.
Zmierzyła ją ponownie kobietę, kiedy mówiła o swoich powodach dla których tutaj jest. Przecież nie wszyscy byli tacy jak ona. Nie każdy musiał szukać spokoju w tych samych miejscach a jak w tym wypadku Maschmeyer była tutaj po raz pierwszy by szukać coś co miało być dla niej swoistą odmianą.
- Miejsce to oferuje swoje specjały do których warto powracać - mówiła o tym z rozbawieniem bo przecież dla niej był to raczej dodatek. Nie chciała wiązać tego miejsca tylko z piciem alkoholu. Wtedy mogła mówić przecież o problemie. Zawsze chciała pozostawać w ukryciu, szczególnie tutaj. W tym miejscu - Chcąc nie chcąc ja jestem tutaj dość często - wzruszyła ramionami, nadal rozbawiona sytuacją i tym, że nawet jeśli chciała się ukryć przed całym światem, niestety nie było to możliwe.
- Raczej się nie zniechęciłam jeszcze do polityki - z rozbawieniem słuchała o tym jak inni postrzegali jej dość nagłą zmianę zawodu. Liczyła się przecież z tym, że z pewnością zamknęła dla siebie jakieś drzwi, karierę której mogli jej pozazdrościć inni. Brała każde za i przeciw ostatecznie wybierając to co było dla niej o wiele bardziej pasjonujące - Zawsze się z tego śmieję, że jak tylko będę chciała to mogę wrócić na salę rozpraw - odpowiedziała na pytanie, które pojawiało się nader często. Nie dziwiła się temu i nie zamierzała się z tego powodu obrażać. Raczej próbowała to obrócić w żart jednocześnie nigdy nie pozostawiła sobie zamknięte możliwości. Gdyby naprawdę przyszedł niespodziewany kryzys, którego przecież nie chciała.
- Prawda to tylko plotki, chyba jeszcze za wcześnie by mówić o stanowisku premiera - nie okłamała kobiety bo przecież nie doszło jeszcze do żadnej oficjalnej deklaracji z jej strony. Zdecydowanie czuła, że to jeszcze nie miejsce i czas by to robić. Lepiej jakby skupiła się teraz na budowaniu tego co było ważne jeśli chodzi o kandydowanie. Miała jednak spore ambicje to prawda - Niczego jednak nie wykluczam - dodała po chwili by oczywiście pokazać jej stosunek do tego pomysłu. Swoje chęci do tego by jednak zająć wyższe stanowisko.
Tamara Maschmeyer
Coś czego potrzebowała to odpoczynek, chwilę dla siebie. Mogła to zaznać chyba tylko w tym miejscu, na ten moment. Mogła wrócić do domu, tam gdzie naprawdę bywała sama. Samotność jednak nie miałaby z tym nic wspólnego bo była przecież tylko depresyjnym stanem. Nie chciała w tym trwać, zadręczać samą siebie.
- Walka będzie toczyć się zawsze i na wszelkich frontach - nie mówiła o tym z przekorem ale z siłą jaką potrzebowała kobieta na jej stanowisku. Powstrzymywała się od tego co mogła powiedzieć albo co też mogło się wydarzyć podczas tych wszystkich debat. Skinęła głową kiedy została wspomniana ich burzliwość - Mogę jedynie zdradzić, że za kulisami jest jeszcze intensywniej - delikatny uśmiech pojawił się na jej ustach, mówiąc o tym. Bardzo chciała by wciąż mówić o tym wszystkim z pewnością siebie, której mogła używać ale też w jakimś sensie nadużywać. Wciąż sobie zadawała pytania jak wiele ze swojej pracy mogła wykorzystać w polityce - Muszę przyznać, że sama byłam mocno zawiedziona tym głosowaniem. Niestety nie we wszystkim potrafimy zgadzać się tak by mogło działać to dla ogółu - zdecydowanie nie bała się mówić o tym co nie było po jej myśli. Jej wypowiedzi po opuszczeniu głosowania dość dosadnie do przedstawiały.
Zmierzyła ją ponownie kobietę, kiedy mówiła o swoich powodach dla których tutaj jest. Przecież nie wszyscy byli tacy jak ona. Nie każdy musiał szukać spokoju w tych samych miejscach a jak w tym wypadku Maschmeyer była tutaj po raz pierwszy by szukać coś co miało być dla niej swoistą odmianą.
- Miejsce to oferuje swoje specjały do których warto powracać - mówiła o tym z rozbawieniem bo przecież dla niej był to raczej dodatek. Nie chciała wiązać tego miejsca tylko z piciem alkoholu. Wtedy mogła mówić przecież o problemie. Zawsze chciała pozostawać w ukryciu, szczególnie tutaj. W tym miejscu - Chcąc nie chcąc ja jestem tutaj dość często - wzruszyła ramionami, nadal rozbawiona sytuacją i tym, że nawet jeśli chciała się ukryć przed całym światem, niestety nie było to możliwe.
- Raczej się nie zniechęciłam jeszcze do polityki - z rozbawieniem słuchała o tym jak inni postrzegali jej dość nagłą zmianę zawodu. Liczyła się przecież z tym, że z pewnością zamknęła dla siebie jakieś drzwi, karierę której mogli jej pozazdrościć inni. Brała każde za i przeciw ostatecznie wybierając to co było dla niej o wiele bardziej pasjonujące - Zawsze się z tego śmieję, że jak tylko będę chciała to mogę wrócić na salę rozpraw - odpowiedziała na pytanie, które pojawiało się nader często. Nie dziwiła się temu i nie zamierzała się z tego powodu obrażać. Raczej próbowała to obrócić w żart jednocześnie nigdy nie pozostawiła sobie zamknięte możliwości. Gdyby naprawdę przyszedł niespodziewany kryzys, którego przecież nie chciała.
- Prawda to tylko plotki, chyba jeszcze za wcześnie by mówić o stanowisku premiera - nie okłamała kobiety bo przecież nie doszło jeszcze do żadnej oficjalnej deklaracji z jej strony. Zdecydowanie czuła, że to jeszcze nie miejsce i czas by to robić. Lepiej jakby skupiła się teraz na budowaniu tego co było ważne jeśli chodzi o kandydowanie. Miała jednak spore ambicje to prawda - Niczego jednak nie wykluczam - dodała po chwili by oczywiście pokazać jej stosunek do tego pomysłu. Swoje chęci do tego by jednak zająć wyższe stanowisko.
Tamara Maschmeyer
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
bochenek
Nic co ludzkie nie jest mi obce.
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Tamara uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, spojrzeniem na chwilę rozglądając się po pomieszczeniu. Wskazującym palcem delikatnie wodziła po szklanym materiale koktajlowego kieliszka, gdy próbowała odnaleźć wyjątkowość tego miejsca. Lokal nie tyle zaskoczył ją wystrojem czy jakością zaserwowanego koktajlu, co osobą, z którą właśnie konwersowała. Nadal nie była pewna, czy był to totalny przypadek. Co prawda, nie podejrzewała Savannah o żadne szpiegostwo, a sam bar był miejscem dostępnym dla wszystkich. Ileż jednak konstelacji musiało się zgrać, by obie panie znalazły się w tym samym miejscu, w tym samym czasie, dokładnie dzisiaj? Rachunek prawdopodobieństwa był zapewne bardzo niski.
- Dość nieszablonowe miejsce do przebywania przez osobę o pani statusie. Czy również załatwia tu pani zawodowe interesy? - uniosła delikatnie brew w górę, swoim okiem krótko analizując postawę senator. Savannah czuła się widocznie jak u siebie, w przeciwieństwie do niej, jakby turystki, która eksplorowała miasto. Zastanowiło Tamarę to, czy pracownicy kojarzą Matthieson i bez pytania wiedzą, czego oczekuje, przychodząc tutaj raz za razem, jak sama wyznała. - Większość pani kolegów i koleżanek ukrywa się po domach, hotelowych barach czy apartamentach, prywatnych klubach czy zamkniętych polach golfowych. - nadmieniła, mając co nieco o tym pojęcia. W końcu, wielokrotnie była zapraszana przez polityków na różnego rodzaju spotkania właśnie do takich miejsc. Z wieloma z nich była w ciągłym kontakcie, niekiedy załatwiając również biznesy. Przez rodziców, o rozmowach za metaforycznymi, zamkniętymi drzwiami słyszała już w dzieciństwie. - Ma pani rację, jest tutaj przyjemnie. Całkiem elegancko. Tak naprawdę dopiero od niedawna jestem tutaj na dłużej. Wciąż poznaję to miasto. - wyznała, może trochę bardziej w swoją stronę. Nigdy nie miała jednego, stałego kąta. Jej życie było rozsiane gdzieś pomiędzy Toronto, a Ottawą, Nowym Jorkiem, Singapurem, Londynem czy Monako. Przez prowadzenie globalnej firmy, tak naprawdę była wszędzie. Do tej pory ceniła to sobie, choć dostrzegała zalety w tym, by móc mieć dokąd wracać.
- Cieszę się, że odnajduje się pani w polityce. Niemniej wiem, jak bardzo uzależniająca potrafi być. Nie tak łatwo jest ją odstawić. - odrzekła, starając się nie insynuować niczego. Skłamałaby, gdyby nie stwierdziła, iż władza oraz polityka nie były pociągające. Ciężko było o inną dziedzinę, gdzie realnie miało się wpływ na świat i ludzkie życie. Tamara była uważną obserwatorką tego środowiska i niejedno już zdążyła zobaczyć. - Z pani statusem, na pewno znalazłoby się coś przyjemnego po ewentualnym powrocie. Obawiam się jednak, że duża, sądowa kariera została na zawsze pogrzebana. Ciężko bowiem o bezstronność, skoro opowiedziała się pani po jednej z partyjnych stron. - oznajmiła, doszukując się w Matthieson jakichkolwiek oznak, które sugerowałyby pochopność bądź żal z powodu podjętej decyzji. Tamara wciąż próbowała zrozumieć. Podziwiała odwagę Savannah. Nie wierzyła jednak, że znalazła się parlamencie tylko i wyłącznie pod wpływem jakiegoś impulsu bądź przypływie chwili. Nikt nie szedł do polityki bez żadnego celu.
- Czy za wcześnie? Byli i są tacy, którzy trafiają na prezydenckie stołki prosto z estrady czy telewizyjnego ekranu. - wzruszyła delikatnie ramieniem, dawno przestając wierzyć w sensowność i racjonalność wyborów. Wiele nieoczywistych osobistości zapisało się na kartach historii. Z odpowiednią kreacją i marketingiem, można było wykreować kogo się tylko chciało. - Jest pani w odpowiednim wieku, ma wykształcenie i duże doświadczenie zawodowe, świetnie wygląda. W dodatku kobieta. Idealny materiał na premiera. - wyliczyła bez żadnej kokieterii, próbując podpuścić Savannah, pociągnąć kobietę za język i trochę bardziej drążyć temat. Tamara miała nadzieję, że wyciągnie coś więcej. Rozmawiając swobodnie, przy alkoholu w cztery oczy. - Jestem ciekawa pani ludzkiego zaplecza... A także finansowego. - subtelnie, acz sugestywnie zasugerowała temat, upijając do końca swoje martini, zjadając na końcu ostatnią oliwkę, która jej pozostała. Poprawiła się w miejscu, ponownie prostując i zarzucając nogę na nogę. Mogła już tylko wyczekiwać tego oczywistego momentu. Zniuansowanego i niejednoznacznego dialogu, pytań i pertraktacji wobec jej względów, zasobów czy kapitału, o które walczono niejednokrotnie w przeszłości. Skinąwszy na ich puste kieliszki, bez słów poprosiła barmana o kolejną kolejkę alkoholowej przyjemności, która towarzyszyła im w rozmowie.
Savannah Matthieson
- Dość nieszablonowe miejsce do przebywania przez osobę o pani statusie. Czy również załatwia tu pani zawodowe interesy? - uniosła delikatnie brew w górę, swoim okiem krótko analizując postawę senator. Savannah czuła się widocznie jak u siebie, w przeciwieństwie do niej, jakby turystki, która eksplorowała miasto. Zastanowiło Tamarę to, czy pracownicy kojarzą Matthieson i bez pytania wiedzą, czego oczekuje, przychodząc tutaj raz za razem, jak sama wyznała. - Większość pani kolegów i koleżanek ukrywa się po domach, hotelowych barach czy apartamentach, prywatnych klubach czy zamkniętych polach golfowych. - nadmieniła, mając co nieco o tym pojęcia. W końcu, wielokrotnie była zapraszana przez polityków na różnego rodzaju spotkania właśnie do takich miejsc. Z wieloma z nich była w ciągłym kontakcie, niekiedy załatwiając również biznesy. Przez rodziców, o rozmowach za metaforycznymi, zamkniętymi drzwiami słyszała już w dzieciństwie. - Ma pani rację, jest tutaj przyjemnie. Całkiem elegancko. Tak naprawdę dopiero od niedawna jestem tutaj na dłużej. Wciąż poznaję to miasto. - wyznała, może trochę bardziej w swoją stronę. Nigdy nie miała jednego, stałego kąta. Jej życie było rozsiane gdzieś pomiędzy Toronto, a Ottawą, Nowym Jorkiem, Singapurem, Londynem czy Monako. Przez prowadzenie globalnej firmy, tak naprawdę była wszędzie. Do tej pory ceniła to sobie, choć dostrzegała zalety w tym, by móc mieć dokąd wracać.
- Cieszę się, że odnajduje się pani w polityce. Niemniej wiem, jak bardzo uzależniająca potrafi być. Nie tak łatwo jest ją odstawić. - odrzekła, starając się nie insynuować niczego. Skłamałaby, gdyby nie stwierdziła, iż władza oraz polityka nie były pociągające. Ciężko było o inną dziedzinę, gdzie realnie miało się wpływ na świat i ludzkie życie. Tamara była uważną obserwatorką tego środowiska i niejedno już zdążyła zobaczyć. - Z pani statusem, na pewno znalazłoby się coś przyjemnego po ewentualnym powrocie. Obawiam się jednak, że duża, sądowa kariera została na zawsze pogrzebana. Ciężko bowiem o bezstronność, skoro opowiedziała się pani po jednej z partyjnych stron. - oznajmiła, doszukując się w Matthieson jakichkolwiek oznak, które sugerowałyby pochopność bądź żal z powodu podjętej decyzji. Tamara wciąż próbowała zrozumieć. Podziwiała odwagę Savannah. Nie wierzyła jednak, że znalazła się parlamencie tylko i wyłącznie pod wpływem jakiegoś impulsu bądź przypływie chwili. Nikt nie szedł do polityki bez żadnego celu.
- Czy za wcześnie? Byli i są tacy, którzy trafiają na prezydenckie stołki prosto z estrady czy telewizyjnego ekranu. - wzruszyła delikatnie ramieniem, dawno przestając wierzyć w sensowność i racjonalność wyborów. Wiele nieoczywistych osobistości zapisało się na kartach historii. Z odpowiednią kreacją i marketingiem, można było wykreować kogo się tylko chciało. - Jest pani w odpowiednim wieku, ma wykształcenie i duże doświadczenie zawodowe, świetnie wygląda. W dodatku kobieta. Idealny materiał na premiera. - wyliczyła bez żadnej kokieterii, próbując podpuścić Savannah, pociągnąć kobietę za język i trochę bardziej drążyć temat. Tamara miała nadzieję, że wyciągnie coś więcej. Rozmawiając swobodnie, przy alkoholu w cztery oczy. - Jestem ciekawa pani ludzkiego zaplecza... A także finansowego. - subtelnie, acz sugestywnie zasugerowała temat, upijając do końca swoje martini, zjadając na końcu ostatnią oliwkę, która jej pozostała. Poprawiła się w miejscu, ponownie prostując i zarzucając nogę na nogę. Mogła już tylko wyczekiwać tego oczywistego momentu. Zniuansowanego i niejednoznacznego dialogu, pytań i pertraktacji wobec jej względów, zasobów czy kapitału, o które walczono niejednokrotnie w przeszłości. Skinąwszy na ich puste kieliszki, bez słów poprosiła barmana o kolejną kolejkę alkoholowej przyjemności, która towarzyszyła im w rozmowie.
Savannah Matthieson
-
W polityce jest całkiem nowa, mimo wszystko dość dobrze sobie radzi. Pracowała jako adwokat, później była prokuratorem generalnym. Jedynie jej kariera rozwija się po jej myśli. W małżeństwie niestety jej nie wyszło.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Miejsce w którym się znalazła nie było wybrane bez powodu. Oczywiście, że było to wykalkulowane i wyważone. Chciała w jakiś pokazać, że pomimo tego iż jest na świeczniku zdobyła się na to by w ogóle tutaj być. Zwracała uwagę osób, które mogły ją znać albo też poczuwały się do tego by robić tutaj jakiekolwiek interesy. Znaczące było też to, że dzisiaj nie koniecznie chciała z kimkolwiek rozmawiać, ciągle zdając sobie sprawę z tego, że narażała swoją karierę. Tym, że mogła rozmawiać z nieodpowiednimi osobami. Najwidoczniej nie wybrała najlepsze miejsce na odpoczynek. Na chwilę tylko dla siebie. Czuła, że jeszcze nie do końca rozumie tego jak niewiele potrzeba by zniszczyć jej życie. Całe swoje życie ciężko praciwała by dojść na szczyt. Zdobywanie było już nie tylko pasją ale czymś więcej. Mimo, że luksus i pieniądze były częścią nie tylko wystroju ale też domeną gości. Właśnie oni stanowili istotę Spirit of York. Unosząc swój trunek, znów rozejrzała się po sali w której obie kobiety się znajdowały. Ceniła sobie dobre wnętrze, stworzone ze smakiem.
- Nie jest to zbyt dobry czas ale też miejsce do robienia jakichkolwiek interesów - chociaż mówiła prawdę to przecież nie zawsze dało się uciec od tego jak wielki wpływ mogła mieć na nas, nasza własna praca i to, że w każdej nawet najmniej spodziewanej chwili może nadarzyć się okazja by nawiązać ważną relację. Czy właśnie miała doświadczyć tego w tym momencie? Zdając sobie sprawę z tego, że kontakty są tym co może pomagać w sukcesach ale też może być problematyczne, niebezpieczne [/b]- Oczywiście, że jest długa lista bardziej przyjemnych, dyskretnych miejsc. Przecież od czegoś trzeba zaczynać. W tym momencie nie mogła przecież wiedzieć co z tego wyniknie. Oczywiście mogła się tego tylko domyślać, rozpoczynając grę domysłów. Nie chcąc jednak bawić się w podobne gry, zwyczajnie oddawała się chwili. Wciąż próbując dobrze się bawić - Elegancja zdecydowanie potrafi przyciągnąć na dłużej choć wydaje mi się, że sama wracam tutaj głównie z sentymentu - każdy z nas ma swoje własne przyzwyczajenia i miejsca, które są dla nad ważne z jakiegoś powodu. Savannah miała ich kilka i często do nich powracała. Robiła to dość często a szczególnie w chwilach kiedy próbowała wracać do czasów w których jej życie było mniej skomplikowane, jeśli to w ogóle mogło być prawdą.
W swoim życiu podejmowała ważne decyzje, wydawało się że wszystkie były słuszne i przemyślane. Nie mogła ciągle zastanawiać się nad tym czy polityka to dobry krok. W tym momencie nie czuła, że popełnia bład ale przecież to też mogło się w pewnym momencie zmienić. Na jej niekorzyść również ale przed tym próbowała się uchronić na każdy możliwy sposób. Przyjęła więc słowa kobiety z delikatnym ale pewnym siebie uśmiechem - Czy to nie tak, że wszystko to co robimy w jakimś sensie jest uzależniające. Nie byłoby to tak przyjemnie. Niestety nie zawsze możliwa jest zdrowa relacja jeśli chodzi o karierę. Już na pewno jeśli jest się kobietą - zdecydowanie nie musiała tłumaczyć tych słów i tego jak trudno jest odnaleźć się w świecie, który jest zdominowany przez mężczyzn. Często robiła na przekór. Próbując zagrać na nosie tym, którym wydawało się, że nie powinna nic osiągnąć albo że jest zbyt słaba by sobie poradzić. Bawiło ją to i okazywała to na każdym kroku - Wydaje mi się, że i tak nie chciałabym wracać do tego samego, a jeśli chodzi o odrzucenie takiego stanowiska to nadal myślę, że postąpiłam dobrze. Może nie tak jak chcieli tego inni ale przecież mam orawo by zdecydować o swojej własnej przyszłości - uśmiech znowu pojawił się na jej twarzy tak jakby nigdy miał z niej schodzić. Nie było w tym jednak nic wymuszonego a tym bardziej sztucznego.
Słyszała już przecież wiele razy to, że nie powinna myśleć o swojej karierze w taki sposób o tym, że nigdy nie jest za późno ani też za wcześnie by zrobić krok do przodu by podjąć kolejne decyzje, które mogły by być kontrowersyjny dla niektórych. Słowa Maschmeyer, przyjmowała też jako formę upewnienia się, że ambicja to przecież nic złego, chęć rozwijania się ale też sposobność na to i możliwość wykorzystania swoich wszystkich atutów było wręcz wymagane. Zdecydowanie pomagało jej to w podjęciu ważnej decyzji albo też przekonaniu się do tego, że jej tok myślenia nie jest taki zły - W tej chwili wciąż jestem na wstępnym etapie. Chcę zacząć kampanie jak najwcześniej ale zależy mi też na tym by dobrze rozpoznać moich potencjalnych przeciwników. Cenię sobie dobre przygotowanie - mówiąc o tym chciała pokazać jak poważnie podchodzi do tego, do polityki i swojego szeroko pojętego udziału w życiu publicznym. Zwycięstwo zdawało się być jedyną opcją. Jeśli już miała coś robić to tylko na sto procent. Nie bawiła się w pół środki - Co dokładnie chciała by Pani wiedzieć? Myślę że od zawsze otaczam się najlepszymi z najlepszych - nie mówiła tego by się w jakikolwiek sposób wywyższać. Raczej mówiła dość wprost o tym, jak wyglądało jej zaplecze, przy czym nie zdradzała swoich największych asów. Pozostawiając dozę tajemniczości. Zdawało się to działać i spełniać swoją powinność.
Tamara Maschmeyer
- Nie jest to zbyt dobry czas ale też miejsce do robienia jakichkolwiek interesów - chociaż mówiła prawdę to przecież nie zawsze dało się uciec od tego jak wielki wpływ mogła mieć na nas, nasza własna praca i to, że w każdej nawet najmniej spodziewanej chwili może nadarzyć się okazja by nawiązać ważną relację. Czy właśnie miała doświadczyć tego w tym momencie? Zdając sobie sprawę z tego, że kontakty są tym co może pomagać w sukcesach ale też może być problematyczne, niebezpieczne [/b]- Oczywiście, że jest długa lista bardziej przyjemnych, dyskretnych miejsc. Przecież od czegoś trzeba zaczynać. W tym momencie nie mogła przecież wiedzieć co z tego wyniknie. Oczywiście mogła się tego tylko domyślać, rozpoczynając grę domysłów. Nie chcąc jednak bawić się w podobne gry, zwyczajnie oddawała się chwili. Wciąż próbując dobrze się bawić - Elegancja zdecydowanie potrafi przyciągnąć na dłużej choć wydaje mi się, że sama wracam tutaj głównie z sentymentu - każdy z nas ma swoje własne przyzwyczajenia i miejsca, które są dla nad ważne z jakiegoś powodu. Savannah miała ich kilka i często do nich powracała. Robiła to dość często a szczególnie w chwilach kiedy próbowała wracać do czasów w których jej życie było mniej skomplikowane, jeśli to w ogóle mogło być prawdą.
W swoim życiu podejmowała ważne decyzje, wydawało się że wszystkie były słuszne i przemyślane. Nie mogła ciągle zastanawiać się nad tym czy polityka to dobry krok. W tym momencie nie czuła, że popełnia bład ale przecież to też mogło się w pewnym momencie zmienić. Na jej niekorzyść również ale przed tym próbowała się uchronić na każdy możliwy sposób. Przyjęła więc słowa kobiety z delikatnym ale pewnym siebie uśmiechem - Czy to nie tak, że wszystko to co robimy w jakimś sensie jest uzależniające. Nie byłoby to tak przyjemnie. Niestety nie zawsze możliwa jest zdrowa relacja jeśli chodzi o karierę. Już na pewno jeśli jest się kobietą - zdecydowanie nie musiała tłumaczyć tych słów i tego jak trudno jest odnaleźć się w świecie, który jest zdominowany przez mężczyzn. Często robiła na przekór. Próbując zagrać na nosie tym, którym wydawało się, że nie powinna nic osiągnąć albo że jest zbyt słaba by sobie poradzić. Bawiło ją to i okazywała to na każdym kroku - Wydaje mi się, że i tak nie chciałabym wracać do tego samego, a jeśli chodzi o odrzucenie takiego stanowiska to nadal myślę, że postąpiłam dobrze. Może nie tak jak chcieli tego inni ale przecież mam orawo by zdecydować o swojej własnej przyszłości - uśmiech znowu pojawił się na jej twarzy tak jakby nigdy miał z niej schodzić. Nie było w tym jednak nic wymuszonego a tym bardziej sztucznego.
Słyszała już przecież wiele razy to, że nie powinna myśleć o swojej karierze w taki sposób o tym, że nigdy nie jest za późno ani też za wcześnie by zrobić krok do przodu by podjąć kolejne decyzje, które mogły by być kontrowersyjny dla niektórych. Słowa Maschmeyer, przyjmowała też jako formę upewnienia się, że ambicja to przecież nic złego, chęć rozwijania się ale też sposobność na to i możliwość wykorzystania swoich wszystkich atutów było wręcz wymagane. Zdecydowanie pomagało jej to w podjęciu ważnej decyzji albo też przekonaniu się do tego, że jej tok myślenia nie jest taki zły - W tej chwili wciąż jestem na wstępnym etapie. Chcę zacząć kampanie jak najwcześniej ale zależy mi też na tym by dobrze rozpoznać moich potencjalnych przeciwników. Cenię sobie dobre przygotowanie - mówiąc o tym chciała pokazać jak poważnie podchodzi do tego, do polityki i swojego szeroko pojętego udziału w życiu publicznym. Zwycięstwo zdawało się być jedyną opcją. Jeśli już miała coś robić to tylko na sto procent. Nie bawiła się w pół środki - Co dokładnie chciała by Pani wiedzieć? Myślę że od zawsze otaczam się najlepszymi z najlepszych - nie mówiła tego by się w jakikolwiek sposób wywyższać. Raczej mówiła dość wprost o tym, jak wyglądało jej zaplecze, przy czym nie zdradzała swoich największych asów. Pozostawiając dozę tajemniczości. Zdawało się to działać i spełniać swoją powinność.
Tamara Maschmeyer
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
bochenek
Nic co ludzkie nie jest mi obce.