

Odkąd pamiętam, mam wszystko czego sobie zażyczę. No dobra, może poza wolnością, bo to chyba dalej jest kwestia sporna. W końcu od małego gram, jak zagrają mi rodzice, poświęcając się absolutnie gimnastyce i życiu sportowca. A z nim wiąże się masa wyrzeczeń, ściśle określone wytyczne, sztywne grafiki. Teraz widzę, że to mnie ogranicza. Łapię się na tym, że zazdroszczę normalnym nastolatkom, które codziennie mogą spontanicznie wyjść z przyjaciółkami lub umówić się na imprezę. Dla mnie to brzmi nierealnie - zarówno dla tej sportowej, jak i nepotycznej części mnie. Dzieciństwo spędziłam na salonach zamiast na podwórku. Lalkami bawiłam się tylko z innymi dziećmi ze sławnych domów, o ile w ogóle. W większej części byłam samotna, mając towarzystwo jedynie w niańkach, trenerach czy własnym rodzeństwie - przyrodnim lub tym biologicznym.
Rodzice nie byli mi obcy, ale nie byli też dla mnie kimś bliskim. Teraz bardziej widzę w nich mentorów niż rodziców, choć nie mogę powiedzieć, że nie okazywali mi żadnej formy miłości. Nie wyrosłam przecież na wyniosłą, wpatrzoną w siebie jak w obrazek młodą kobietę, choć to chyba głównie zasługa rodzeństwa i opiekunek. Mój charakter też zdawał się być dość plastyczny. I nie tylko on był łatwy do ulepienia - w końcu chyba żadnej decyzji nie podjęłam sama, godząc się głównie na to, co podetknięto mi pod nos.
I chyba nie do końca mi się to teraz podoba.
Byłam grzeczna i posłuszna przez siedemnaście lat swojego życia, choć chyba wyłamywałam się już w trakcie szesnastego lata swojego żywota, zaczynając zastanawiać się, czy gimnastyka na pewno mi wystarczy. Bo zaczynało mi czegoś brakować, zwłaszcza przy spoglądaniu na innych rówieśników, z innych środowisk lub z mniej bogatych domów. Chciałam mieć kogoś poza rodziną i sztabem trenerskim, zwłaszcza, że rodziców nie mogłam mieć na wyłączność. Gimnastyka była wspaniała i podobało mi się to, jak ludzie podziwiali moje umiejętności. Ale to chyba nie było to, czego pragnęłam. Przynajmniej nie była to jedyna rzecz, którą mogłabym się zadowolić.
Chciałabym się bardziej otworzyć przed ludźmi. Co prawda, mam nawet łatkę social butterfly, bo zawsze chętnie zagaduję i rozmawiam z różnymi osobami, a one często wyrażają chęć kontynuowania kontaktu. Ludzie bardzo mnie interesują, zwłaszcza ich głębia, motywy, którymi się kierują. Rodzeństwo jednak przestrzegło mnie, że jako osoba z tak prestiżowym nazwiskiem muszę mieć głowę na karku. Po części już rozumiem dlaczego, chociażby patrząc na to, jak oblegani są moi przyrodni bracia. I, jak to ja, grzecznie słucham się ich rady. Choć ta bariera, którą postawili mi na siłę, również zaczęła mi przeszkadzać. Z drugiej strony jednak boję się, że mogą faktycznie mieć rację i znajdzie się ktoś, kto faktycznie wykorzysta mnie do wpływów mojej rodziny, a nie dla zwykłej przyjaźni.
Choć, tak naprawdę, czym ona jest? Znam ją tylko ze słownika. Definicja brzmi piękne, ale ja nigdy chyba nie doświadczyłam takiego uczucia. Przynajmniej nie w pełni. Tak samo, jak miłości. Ale na to jest ponoć jeszcze czas. Wystarczyłaby mi przyjaźń, taka naprawdę mocna i prawdziwa. Może dlatego poprosiłam, by wysłano mnie ostatecznie do prawdziwej szkoły z różnymi ludźmi. Nie było łatwo, ale udało się - ostatni rok szkolny przeżyję chociaż jak normalna nastolatka.
𝜗𝜚 Swoją przygodę z gimnastyką (najpierw rytmiczną, potem też artystyczną) rozpoczęła w wieku trzech lat. Oczywiste, że był to raczej wybór rodziców, choć przez lata nawet podobało jej się wszystko związane z tym sportem. W wieku 8 lat wzięła w swoich pierwszych zawodach, a w wieku lat 11 mogła już poszczycić się udziałem w krajowych mistrzostwach juniorów, w których zajęła drugie miejsce. Jako trzynastolatka dostała powołanie do krajowej drużyny juniorów, a w wieku lat 16 awansowała do seniorów. To też otworzyło jej drzwi na szerszy zakres prezentacji swoich umiejętności - na przykład na start w Pucharach Świata czy do kwalifikacji olimpijskich.
𝜗𝜚 Narzuciła sobie, by trenować dzień w dzień aż do igrzysk olimpijskich w Los Angeles w 2028 roku. W głębi jednak odczuwa głęboki dylemat, gdyż nie do końca jest pewna, czy całą swoją przyszłość wiązać właśnie z gimnastyką. Póki co, jest jednak zbyt słaba mentalnie, by ot tak odpuścić sobie nie tylko wieloletni sport, ale i niezwykle symboliczne osiągnięcie, jakim byłoby wzięcie udziału w igrzyskach w jej rodzimym mieście.
𝜗𝜚 Urodziła się właśnie w Los Angeles, ale w rzeczywistości miała cały czas dwa domy - jeden w mieście aniołów, a drugi właśnie tutaj, w Toronto. Większą część życia spędziła jednak w Kanadzie, tutaj trenując, a także kontynuując swoją edukację. W Los Angeles bywa przynajmniej parę razy w roku, o ile pozwala na to jej grafik.
𝜗𝜚 Media od początku przypisują jej imię "Layla Royce-Wang", choć oficjalnie posługuje się jedynie nazwiskiem ojca. Tabloidy lubią jednak podkreślać, że ma dwoje sławnych rodziców. Szczerze tego nie cierpi - wolałaby być sławna ze względu na swoje umiejętności, a nie poprzez fakt bycia nepo-baby.
𝜗𝜚 Z powyższego powodu jest popularna, ale nie tylko to czyni ją sławną. Jako dziecko wystąpiła również w dwóch filmach reżyserowanych przez jej matkę, a ostatnimi czasy jest dla ojca "live modelką" - on daje jej ubrania spod swojego szyldu, a ona tak "promuje" je na eventach, na które jest zapraszana. Jest również aktywna w mediach społecznościowych, gdzie obserwuje ją spora ilość osób, więc teoretycznie można uznać ją za influencerkę. Sama siebie raczej tak nie postrzega.
𝜗𝜚 Nienawidzi swojego realnego imienia - uważa, że to imię dla psa. Dlatego też, jako dziecko, ustanowiła sobie pseudonim "Leia" z pomocą własnego rodzeństwa. Najwidoczniej zarazili ją pasją do Gwiezdnych Wojen, które uwielbia. A ksywka? Towarzyszy jej po dziś dzień i używa jej non stop, a jedynym wyjątkiem są tylko formalności.