Na jachcie znajdowało się około piętnaście osób, większość po trzydziestce. Kobiety w letnich, drogich stylizacjach, mężczyźni w lnianych koszulach i z drogimi zegarkami. Alkohol lał się swobodnie – na stole stały butelki szampana, wina i mocniejszych trunków. Obok w chłodziarce chłodziły się kostki arbuza, puszki z tonikiem i woreczki z lodem. Kilka osób siedziało już na poduchach rozłożonych pod daszkiem, ktoś właśnie odpalał jointa, ktoś inny trzymał w dłoni niewielką torebkę z białym proszkiem.
Mavi stała przy relingu na rufie, lekko odwrócona plecami do głównego pokładu. W dłoni trzymała kieliszek prosecco, drugą odgarnęła niesforny kosmyk, który wiatr przesunął na policzek. Miała na sobie kwiecistą sukienkę z odkrytymi plecami na cieniutkich ramiączkach.
Co jakiś czas ktoś ją mijał, rzucając luźny komentarz lub próbował namówić na taniec, ale ona sprawiała wrażenie skupionej na czymś innym. Chciała chwilę odsapnąć od gwaru rozmów i muzyki. Jej koleżanki rozproszyły się po jachcie – jedna tańczyła przy masztach z drinkiem w ręce, druga flirtowała z gospodarzem przy barze. Żałowała, że dała się wyciągnąć z domu. Nie czuła się najlepiej i nie chodziło tu o zdrowie jako takie. Cierpiało jej serce. W ostatnim czasie problemy zaczęły się wręcz niekontrolowanie mnożyć, jakby ktoś tam na górze się na nią uwziął. Poruszyła się nieostrożnie i strąciła z balustrady paczkę papierosów, które rozsypały się po pokładzie. Zaklęła pod nosem, przykucnęła i zaczęła je zbierać.