ODPOWIEDZ
30 y/o, 172 cm
psycholog kliniczny w Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
empatyczna i wrażliwa, nie mająca szczęścia w związkach
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Jacht cumował z dala od brzegu, kołysząc się lekko na spokojnej tafli jeziora Ontario. Wieczór był ciepły, a niebo przygasało, choć słońce wciąż nie zniknęło całkiem za linią horyzontu. Muzyka sączyła się z głośników – elektroniczne rytmy mieszały się z odgłosami rozmów i śmiechu. Pokład był oświetlony subtelnym światłem – ledowe paski zamontowane przy balustradach oraz kilka lampionów robiły klimat.
Na jachcie znajdowało się około piętnaście osób, większość po trzydziestce. Kobiety w letnich, drogich stylizacjach, mężczyźni w lnianych koszulach i z drogimi zegarkami. Alkohol lał się swobodnie – na stole stały butelki szampana, wina i mocniejszych trunków. Obok w chłodziarce chłodziły się kostki arbuza, puszki z tonikiem i woreczki z lodem. Kilka osób siedziało już na poduchach rozłożonych pod daszkiem, ktoś właśnie odpalał jointa, ktoś inny trzymał w dłoni niewielką torebkę z białym proszkiem.

Mavi stała przy relingu na rufie, lekko odwrócona plecami do głównego pokładu. W dłoni trzymała kieliszek prosecco, drugą odgarnęła niesforny kosmyk, który wiatr przesunął na policzek. Miała na sobie kwiecistą sukienkę z odkrytymi plecami na cieniutkich ramiączkach.
Co jakiś czas ktoś ją mijał, rzucając luźny komentarz lub próbował namówić na taniec, ale ona sprawiała wrażenie skupionej na czymś innym. Chciała chwilę odsapnąć od gwaru rozmów i muzyki. Jej koleżanki rozproszyły się po jachcie – jedna tańczyła przy masztach z drinkiem w ręce, druga flirtowała z gospodarzem przy barze. Żałowała, że dała się wyciągnąć z domu. Nie czuła się najlepiej i nie chodziło tu o zdrowie jako takie. Cierpiało jej serce. W ostatnim czasie problemy zaczęły się wręcz niekontrolowanie mnożyć, jakby ktoś tam na górze się na nią uwziął. Poruszyła się nieostrożnie i strąciła z balustrady paczkę papierosów, które rozsypały się po pokładzie. Zaklęła pod nosem, przykucnęła i zaczęła je zbierać.



Dean Palmer
Obrazek
pepsi cola
ścian tekstu, bo męczą oczy || błędów logicznych || ignorowania czynności postaci || narzucania reakcji/zachowania
0 y/o, 0 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Mavi Ayers

Dean - jak to on - był królem wieczoru. Tego typu imprezy organizował często, ale dzisiaj… dzisiaj czuł się, jakby świat wreszcie oddychał dokładnie pod jego rytm. Pieniądze płynęły, inwestorzy wchodzili w nowe „projekty” z błyskiem nadziei w oczach, a on - spokojny jak zawsze - wiedział, że znowu zatoczył koło. Ludzie stracą – ale podpisali wszystko z własnej woli. On tylko dostarczył wizję.
Jacht? Wynajęty na ostatnią chwilę. Koszt? Nieistotny. Wszystko tu - od lampionów po zamrożony arbuz – miało jedno zadanie: zbudować iluzję. A Dean był mistrzem iluzji.

W trakcie hucznej zabawy Dean stał przy barze, oparty nonszalancko o drewniany blat. Szklanka z bourbonem w jednej ręce, druga dłoń wsunięta w kieszeń eleganckich, granatowych spodni. Lniana koszula - rozpięta przy szyi, zegarek - vintage Rolex, który nigdy nie istniał w oficjalnej dystrybucji. Kupił go od kogoś, kto próbował wejść w jego grę. Rezultat? Ten, kto próbował oszukać oszusta, został z niczym. A Palmer? Z zegarkiem, który zawsze chciał mieć w swojej kolekcji.
Nie śmiał się głośno, nie tańczył, nie próbował zwracać na siebie uwagi - nie musiał. Wystarczyło, że był. Reszta robiła się sama. Każdy wiedział, kto tu rozdaje karty.
Wzrokiem przeskanował pokład. Sylwetki poruszały się w półmroku - trochę tańca, trochę chaosu. Dla kogoś z zewnątrz mogło to wyglądać jak luźna impreza. Dla niego? Te ruchy to układanka. Każdy tu był dokładnie tam, gdzie powinien

Wtem dostrzegł najbliższą mu osobę na imprezie - Mavi. Jedna z niewielu osób, które znał długo i nie miał potrzeby jej okłamywać. Bo wiedział, że ona nie chciała niczego od niego. Nigdy nie przychodziła po więcej niż rozmowę, uśmiech, obecność. I właśnie dlatego jego spojrzenie zawisło na niej dłużej. Nie patrzyła na nikogo. Nie próbowała się dopasować. I wyglądała tak, jakby ten jacht był ostatnim miejscem, w którym chciała być.

Dean odstawił szklankę. Ruszył w jej stronę bez pośpiechu, z tym swoim pewnym krokiem, jakby świat należał do niego, ale teraz interesował go tylko ten jeden kawałek pokładu.
- Wiesz, Mav - zaczął spokojnie, patrząc na nią z góry, ale nie z wyższością. Z tym swoim półuśmiechem, który zwykle poprzedzał kłopoty. - Jeśli los serio się na ciebie uwziął, to chyba powinien najpierw zapytać mnie o zgodę - dodał.
- Czasem mam wrażenie, że tylko ty tu jesteś prawdziwa. - Zmarszczył lekko brwi, jakby sam siebie zaskoczył tym, co powiedział. - I to jest... dziwnie pocieszające. - Odwrócił wzrok na moment, żeby nie brzmiało to zbyt serio.

- Ale wiesz, nie mów nikomu, że mam słabość do kwiecistych sukienek. Popsuje mi reputację
- zażartował już tak całkiem po Deanowemu - pewnie, z luzem.
Ale spojrzenie miał inne. Skupione. Ciepłe. I przez moment nie było w nim oszusta. Tylko facet, który - mimo całego gówna, które zbudował – potrafił patrzeć na nią z jakimś rodzajem... szacunku.
I to był ten wieczór. Dean miał wszystko - pieniądze, wpływy, ludzi, którzy zrobiliby dla niego wszystko. Ale przez chwilę... naprawdę zależało mu tylko na tym, żeby ona się choć trochę uśmiechnęła.
30 y/o, 172 cm
psycholog kliniczny w Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
empatyczna i wrażliwa, nie mająca szczęścia w związkach
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Uniosła głowę i spojrzała na Deana z dołu, jeszcze przykucnięta, z paczką papierosów w jednej dłoni i dwoma sztukami w drugiej. Miała lekko zmarszczone brwi, jakby próbowała odczytać, czy to kolejna z jego gierek, czy jednak coś bardziej szczerego. Wyprostowała się powoli i przez chwilę tylko patrzyła. Kącik jej ust uniósł się lekko, nieśmiało, prawie niezauważalnie.
– Jeśli masz słabość do kwiecistych sukienek, to możemy o tym porozmawiać – rzuciła, podając mu jednego papierosa, nie pytając, czy chce. Stanęła obok niego, blisko, ale nie na tyle by zostało to odebrane za flirt. Oparła się o reling, spoglądając w ciemniejącą dal. Przez chwilę panowało między nimi milczenie, ale nie było niezręczne. Wręcz przeciwnie. Dean działał na nią inaczej niż reszta. Może to przez to, że nie próbował niczego sprzedać – ani siebie, ani jakiejś wersji rzeczywistości. Może dlatego, że widziała w nim coś więcej niż wszyscy ci, którzy się go bali albo zazdrościli. Miała wrażenie, że pod całą tą warstwą nonszalancji, luksusu i cynizmu kryje się człowiek, który nie do końca wie, dlaczego w ogóle zaczął grać w tę grę. I właśnie to ją do niego przyciągało. Podobało jej się to, że Dean nie narzucał się swoją obecnością. Potrafił być głośny, kiedy chciał, ale w ich rozmowach nigdy nie próbował być kimś więcej niż rozmówcą. Nie wpychał się w jej przestrzeń.
– Myślałam, że będziesz gwiazdą wieczoru, a tu proszę – powiedziała, przechylając głowę do ramienia. Muzyka w tle przycichła, a rozmowy i śmiechy stały się głośniejsze, lecz nikt nie zamierzał jeszcze zakłócić ich rozmowy. Te słowa były jak delikatne podszczypywanie, nieszkodliwe i mające wyłącznie sprowokować reakcję. Jej spojrzenie mimo wszystko pozostawało łagodne, zachęcające do zwierzeń.
– Jak się czujesz?




Dean Palmer
Obrazek
pepsi cola
ścian tekstu, bo męczą oczy || błędów logicznych || ignorowania czynności postaci || narzucania reakcji/zachowania
ODPOWIEDZ

Wróć do „Colonel Samuel Smith Park”