-
Pan Strażak, który chętnie ugasi każdy ogień. Potrafi świetnie gotować, słuchać innych, przyjaciel o złotym sercu, które chciałby komuś oddać, ale nie wychodzi mu to.nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkiona , jejpostaćautor
Od dłuższego czasu nie był w tym klubie, nie był na takiej imprezie, w takiej tematyce. Miał kilka dni wolnego w pracy, odezwał się do większości znajomych, nadrobił zaległości w tym co u kogo dzieje się, więc teraz mógł zająć się sobą. Poczuł potrzebę niesiedzenia w apartamencie, tylko wyjście do ludzi. O dziwo. Przecież większość czasu w swojej pracy spędza właśnie między ludźmi, panuje nad emocjami i myśli racjonalnie, a jego umysł przetwarza wciąż nowe wiadomości. Przeglądając instagrama natrafił na post o imprezie w tym klubie. Jako że dawno go tu nie było postanowił właśnie tutaj pojawić się.
Już po przekroczeniu progu lekko uśmiechnął się. Muzyka jak zawsze nie zawodziła w takich miejscach. Idealna do tańczenia, a nie ciągła łupanka techno. Podszedł do baru, aby zamówić sobie jakiegoś drinka lub piwo. Tak to był ten czas, gdzie Koda postanowił wypić trochę alkoholu. Jako pan strażak w większości przypadków unikał picia procentów. Wolał być tym trzeźwym kierowcą, niż upijać się. Zresztą on i upicie się? Niemożliwe. Nawet po alkoholu potrafił wygrzebać z siebie trzeźwy umysł w sytuacji zagrożenia życia. To było silniejsze od niego. Tak samo jak teraz, zobaczył, gdzie jest wyjście ewakuacyjne, jak najlepiej uciec i gdzie być w razie zawalenia się budynku. Jego umysł - choć chciałby, aby przestał to nie przestaje być w trybie gotowości i pracy.
Posyłał kilku osobom uśmiech, ale nie zagadywał do nikogo. Tak samo jak na parkiecie, chwilę poruszał się i potańczył, aby jeszcze bardziej wyluzować. Oczywiście, że zaraz ktoś znalazł się obok niego. Potańczył z tym kimś jakieś dwie piosenki, po czym podziękował i już wycofał się, aby znów kupić sobie coś do picia, chwilę odpocząć, ochłonąć. Grzecznie czekał w kolejne, aż przyjdzie jego kolej na zamówienie czegoś do picia. Chcąc nie chcąc rozglądał się po osobach, które były obok niego, nawet uśmiechnął się do mężczyzny (Liam Thompson ) stojącego obok niego, gdy ich spojrzenia się spotkały.
Już po przekroczeniu progu lekko uśmiechnął się. Muzyka jak zawsze nie zawodziła w takich miejscach. Idealna do tańczenia, a nie ciągła łupanka techno. Podszedł do baru, aby zamówić sobie jakiegoś drinka lub piwo. Tak to był ten czas, gdzie Koda postanowił wypić trochę alkoholu. Jako pan strażak w większości przypadków unikał picia procentów. Wolał być tym trzeźwym kierowcą, niż upijać się. Zresztą on i upicie się? Niemożliwe. Nawet po alkoholu potrafił wygrzebać z siebie trzeźwy umysł w sytuacji zagrożenia życia. To było silniejsze od niego. Tak samo jak teraz, zobaczył, gdzie jest wyjście ewakuacyjne, jak najlepiej uciec i gdzie być w razie zawalenia się budynku. Jego umysł - choć chciałby, aby przestał to nie przestaje być w trybie gotowości i pracy.
Posyłał kilku osobom uśmiech, ale nie zagadywał do nikogo. Tak samo jak na parkiecie, chwilę poruszał się i potańczył, aby jeszcze bardziej wyluzować. Oczywiście, że zaraz ktoś znalazł się obok niego. Potańczył z tym kimś jakieś dwie piosenki, po czym podziękował i już wycofał się, aby znów kupić sobie coś do picia, chwilę odpocząć, ochłonąć. Grzecznie czekał w kolejne, aż przyjdzie jego kolej na zamówienie czegoś do picia. Chcąc nie chcąc rozglądał się po osobach, które były obok niego, nawet uśmiechnął się do mężczyzny (Liam Thompson ) stojącego obok niego, gdy ich spojrzenia się spotkały.
posty będą pojawiać się powoli, do końca tygodnia każdy otrzyma
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
lemon
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Choć Liam był generalnie dość towarzyską osobą, zaglądanie do klubów czy barów nie należało wysoko na jego liście ulubionych sposobów poznawania nowych osób. Warunki generalnie nie sprzyjały spokojniejszej rozmowie, poza tym byle piwo zza lady smakowało jak sikacz, a kosztowało wcale niemało. Mężczyzna zaś starał się nie szastać pieniędzmi na prawo i lewo. Chociaż życie mu się jako tako unormowało, nigdy nie miał tyle kasy, by bezmyślnie ją wydawać. Sporadycznie, od czasu do czasu, nabierała go jednak ochota na to, aby zrzucić z siebie stres, odepchnąć całe zmęczenie psychiczne jakie nazbierało się w ciągu tygodnia ciężkiej pracy. W tym kluby takie jak ten były idealne. Głośna muzyka, wszędzie pełno kolorów, ludzie uśmiechający się do ciebie z każdej strony. Można było zniknąć w tłumie i zapomnieć o świecie, aż do rana.
Takie przynajmniej Liam miał na dziś plany - zanim jednak mógł w ogóle rozpocząć zabawę, stojąc przy ladzie dostrzegł znajomą twarz. Przez krótką sekundę Thompson nie mógł sobie przypomnieć dokładnie skąd ją znał. Pierwszą myślą była oczywiście praca, bo przez jego zakład przewijało się naprawdę wiele ludzi. Zaraz jednak przypomniał sobie. Jak w ogóle mógł zapomnieć? Winę musiał zrzucić chyba na adrenalinę - nie pomagała w zapamiętywaniu szczegółów, kiedy pierwszy raz zetknął się z mężczyzną.
- Hej! - zawołał do barmana, kiedy ten odwrócił się, aby przyjąć zamówienie znajomego-nieznajomego. Facet za ladą wyglądał na zirytowanego, że ktoś wcina się w kolejkę, ale mina mu złagodniała po następnych słowach Liama - Cokolwiek zamawia, ja stawiam. - i chociaż wyglądało to na tani sposób na poderwanie, nie o to chodziło, więc Thompson zaraz wyjaśnił swoje postępowanie. - Jesteś tym strażakiem, prawda? Ostatnio byłeś na akcji w galerii handlowej, kiedy trzeba było ewakuować kilka osób. Wyniosłeś mnie wtedy na ulicę - na koniec uśmiechnął się szeroko. Mógł się mylić, ale był niemal pewny że ma rację. Absolutnie nie spodziewał się jeszcze kiedykolwiek zetknąć z tym konkretnym ratownikiem. Pewnym zaskoczeniem było także spotkanie go akurat tutaj... chociaż to nie musiało nic znaczyć. Liam nie pamiętał też czy podziękował mu tamtego dnia - więc mógł to teraz naprawić.
Koda Lennox
Takie przynajmniej Liam miał na dziś plany - zanim jednak mógł w ogóle rozpocząć zabawę, stojąc przy ladzie dostrzegł znajomą twarz. Przez krótką sekundę Thompson nie mógł sobie przypomnieć dokładnie skąd ją znał. Pierwszą myślą była oczywiście praca, bo przez jego zakład przewijało się naprawdę wiele ludzi. Zaraz jednak przypomniał sobie. Jak w ogóle mógł zapomnieć? Winę musiał zrzucić chyba na adrenalinę - nie pomagała w zapamiętywaniu szczegółów, kiedy pierwszy raz zetknął się z mężczyzną.
- Hej! - zawołał do barmana, kiedy ten odwrócił się, aby przyjąć zamówienie znajomego-nieznajomego. Facet za ladą wyglądał na zirytowanego, że ktoś wcina się w kolejkę, ale mina mu złagodniała po następnych słowach Liama - Cokolwiek zamawia, ja stawiam. - i chociaż wyglądało to na tani sposób na poderwanie, nie o to chodziło, więc Thompson zaraz wyjaśnił swoje postępowanie. - Jesteś tym strażakiem, prawda? Ostatnio byłeś na akcji w galerii handlowej, kiedy trzeba było ewakuować kilka osób. Wyniosłeś mnie wtedy na ulicę - na koniec uśmiechnął się szeroko. Mógł się mylić, ale był niemal pewny że ma rację. Absolutnie nie spodziewał się jeszcze kiedykolwiek zetknąć z tym konkretnym ratownikiem. Pewnym zaskoczeniem było także spotkanie go akurat tutaj... chociaż to nie musiało nic znaczyć. Liam nie pamiętał też czy podziękował mu tamtego dnia - więc mógł to teraz naprawić.
Koda Lennox
-
Pan Strażak, który chętnie ugasi każdy ogień. Potrafi świetnie gotować, słuchać innych, przyjaciel o złotym sercu, które chciałby komuś oddać, ale nie wychodzi mu to.nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkiona , jejpostaćautor
Spojrzał się na mężczyznę obok z lekkim uśmiechem. Tylko tyle, nie oczekiwał niczego więcej. Nagle usłyszał słowa, które go całkowicie zaskoczyły. Wrócił do mężczyzny, który stał obok niego. Na jego twarzy malowało się zapytanie. Znał takie akcje, taki podryw, ale nigdy w jego kierunku, ani on nie robił takich akcji. Na pytanie, czy jest strażakiem, powoli skinął głową. Niemal od razu w jego głowie rozpoczęło się wyszukiwanie kim mógł być owy mężczyzna. Skąd znali się, bo nie do końca kojarzył m był. Dopiero późniejsze zdanie uświadomiło mu skąd mogli się znać. Akcja w galerii handlowej była jedną z łatwiejszych. Wyprowadzenie ludzi, pogrupowanie, zabezpieczenie miejsca. Ogień, jaki rozprzestrzenił się udało się wyizolować, odciąć tak, aby reszta galerii i inni ludzie nie ucierpieli.
-Tak byłem tam wtedy...
Potwierdził szybko, ale wciąż w głowie szukał go. Migoczące światła, niezbyt dobre oświetlenie nie pomagało w odnalezieniu w pamięci wizerunku. Dopiero po chwili olśniło go, kim mógł być jego rozmówca.
-To Ciebie wyniosłem ze sklepu, obok którego paliło się i miałeś na sobie ciemną skórkową kurtkę?
Dopytał jeszcze, aby być już całkowicie pewnym. Teraz był już niemal pewnym tego, kim było jego rozmówca. Faktycznie wtedy niewiele osób musieli wyprowadzić z centrum, może dlatego tak szybko udało mu się odszukać go w pamięci.
-Dziękuje, ale wiesz, że nie musisz.
Powiedział gdy kelner podał zamówienie.
-A tak w ogóle to....
Wyciągnął do niego rękę.
-Koda jestem, miło Cię poznać.
Wypadało się przywitać przecież. Wtedy na pewno nie miał okazji.
- Jak się czujesz po tamtej akcji? Miałeś jakieś objawy czy wszystko raczej w porządku?
Nawet tutaj poznając kompletnie nową osobę , nie mógł wyjść całkowicie z pracy. Na twarzy miał cały czas delikatny przyjacielski uśmiech.
-Jak odbierzesz swoje zamówienie to przejdziemy gdzieś, gdzie będzie spokojniej?
Wskazał głową na tę spokojniejszą część klubu. Nie bar i parkiet, gdzie wszyscy przeciskają się, ocierają i nie można zamienić nawet zdanie. Nie miał zamiaru być z tych, co jak im kupi się drinka to znikają. Chciał porozmawiać, pogadać, może nawet pobawić się chwilę, dłuższą chwilę. Niczego nie wykluczał. Przyszedł tutaj trochę zresetować się, a wizja wspólnej rozmowy, zabawy była kusząca.
Liam Thompson
-Tak byłem tam wtedy...
Potwierdził szybko, ale wciąż w głowie szukał go. Migoczące światła, niezbyt dobre oświetlenie nie pomagało w odnalezieniu w pamięci wizerunku. Dopiero po chwili olśniło go, kim mógł być jego rozmówca.
-To Ciebie wyniosłem ze sklepu, obok którego paliło się i miałeś na sobie ciemną skórkową kurtkę?
Dopytał jeszcze, aby być już całkowicie pewnym. Teraz był już niemal pewnym tego, kim było jego rozmówca. Faktycznie wtedy niewiele osób musieli wyprowadzić z centrum, może dlatego tak szybko udało mu się odszukać go w pamięci.
-Dziękuje, ale wiesz, że nie musisz.
Powiedział gdy kelner podał zamówienie.
-A tak w ogóle to....
Wyciągnął do niego rękę.
-Koda jestem, miło Cię poznać.
Wypadało się przywitać przecież. Wtedy na pewno nie miał okazji.
- Jak się czujesz po tamtej akcji? Miałeś jakieś objawy czy wszystko raczej w porządku?
Nawet tutaj poznając kompletnie nową osobę , nie mógł wyjść całkowicie z pracy. Na twarzy miał cały czas delikatny przyjacielski uśmiech.
-Jak odbierzesz swoje zamówienie to przejdziemy gdzieś, gdzie będzie spokojniej?
Wskazał głową na tę spokojniejszą część klubu. Nie bar i parkiet, gdzie wszyscy przeciskają się, ocierają i nie można zamienić nawet zdanie. Nie miał zamiaru być z tych, co jak im kupi się drinka to znikają. Chciał porozmawiać, pogadać, może nawet pobawić się chwilę, dłuższą chwilę. Niczego nie wykluczał. Przyszedł tutaj trochę zresetować się, a wizja wspólnej rozmowy, zabawy była kusząca.
Liam Thompson
posty będą pojawiać się powoli, do końca tygodnia każdy otrzyma
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
lemon
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
- Tak, dokładnie taką - potwierdził Liam. Szczęśliwy że jednak nie zbłaźnił się i nie zagadał do kogoś totalnie obcego. I chociaż strażak nie mógł tego wiedzieć, kurtka była dla Thompsona wyjątkowa. Rzadko ją zakładał, bo była już stara i miała dla mężczyzny dużą wartość sentymentalną. Tamtego dnia prześladował go prawdziwy pech, że akurat gdy w końcu postanowił się w nią ubrać, miał miejsce ten pożar. Szczęśliwie kurtka nie ucierpiała - no i Liam miał przynajmniej potwierdzenie że strażak także go rozpoznał.
- Może i nie muszę, ale chcę. Nie miałem okazji ci wtedy podziękować - odpowiedział wprost. Może nie była to dramatyczna akcja jak w filmach, Liam pewnie byłby w stanie wyjść z galerii o własnych siłach, chociaż faktem było, że nałykał się wtedy trochę dymu, który dodatkowo szczypał go w oczy i utrudniał mu odnalezienie drogi ucieczki. Z całą pewnością jednak nie spodziewał się, że ktoś go podniesie z podłogi prawie jak księżniczkę i wyniesie na zewnątrz. - Liam - przedstawił się także, ściskając dłoń strażaka. - Tak, wezmę swoje piwo i zaraz pogadamy, okej?
Okolice baru były bardzo głośne, jako że znajdowały się blisko parkietu na którym przecież o to chodziło - by można było poddać się muzyce lecącej z głośników. Liam zamówił szybko swój trunek, zapłacił za oba, a następnie ruszył za Kodą, przedzierając się przez tłum. Dobrze że właściciel klubu przemyślał aranżację wnętrza i faktycznie w budkach, znajdujących się nieco dalej w głąb pomieszczenia dało się nawet jako tako spokojnie porozmawiać. Oni za to mieli szczęście, że jedna z takich miejscówek okazała się wolna, więc Liam prędko usadził się na kanapie obitej sztuczną skórą, stawiając swoją szklankę na blacie.
- No, to teraz już na spokojnie. Dzięki za pomoc tamtego dnia. Ile ty masz w bicepsie że mnie tak bez trudu z ziemi poderwałeś? - zaśmiał się cicho. Zawsze wiedział, że strażacy muszą być silni bo tego wymagała od nich praca, ale zobaczyć jednego w akcji, nawet jeśli niespecjalnie dramatycznej, to coś zupełnie innego - A wracając do twojego pytania, nic mi nie było. Trochę się nałykałem dymu, potrzymali mnie na obserwacji, wziąłem jeden dzień wolnego i wszystko było okej. - i cale szczęście. Nie stać go było na dłuższą przerwę w pracy.
Koda Lennox
- Może i nie muszę, ale chcę. Nie miałem okazji ci wtedy podziękować - odpowiedział wprost. Może nie była to dramatyczna akcja jak w filmach, Liam pewnie byłby w stanie wyjść z galerii o własnych siłach, chociaż faktem było, że nałykał się wtedy trochę dymu, który dodatkowo szczypał go w oczy i utrudniał mu odnalezienie drogi ucieczki. Z całą pewnością jednak nie spodziewał się, że ktoś go podniesie z podłogi prawie jak księżniczkę i wyniesie na zewnątrz. - Liam - przedstawił się także, ściskając dłoń strażaka. - Tak, wezmę swoje piwo i zaraz pogadamy, okej?
Okolice baru były bardzo głośne, jako że znajdowały się blisko parkietu na którym przecież o to chodziło - by można było poddać się muzyce lecącej z głośników. Liam zamówił szybko swój trunek, zapłacił za oba, a następnie ruszył za Kodą, przedzierając się przez tłum. Dobrze że właściciel klubu przemyślał aranżację wnętrza i faktycznie w budkach, znajdujących się nieco dalej w głąb pomieszczenia dało się nawet jako tako spokojnie porozmawiać. Oni za to mieli szczęście, że jedna z takich miejscówek okazała się wolna, więc Liam prędko usadził się na kanapie obitej sztuczną skórą, stawiając swoją szklankę na blacie.
- No, to teraz już na spokojnie. Dzięki za pomoc tamtego dnia. Ile ty masz w bicepsie że mnie tak bez trudu z ziemi poderwałeś? - zaśmiał się cicho. Zawsze wiedział, że strażacy muszą być silni bo tego wymagała od nich praca, ale zobaczyć jednego w akcji, nawet jeśli niespecjalnie dramatycznej, to coś zupełnie innego - A wracając do twojego pytania, nic mi nie było. Trochę się nałykałem dymu, potrzymali mnie na obserwacji, wziąłem jeden dzień wolnego i wszystko było okej. - i cale szczęście. Nie stać go było na dłuższą przerwę w pracy.
Koda Lennox
-
Pan Strażak, który chętnie ugasi każdy ogień. Potrafi świetnie gotować, słuchać innych, przyjaciel o złotym sercu, które chciałby komuś oddać, ale nie wychodzi mu to.nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkiona , jejpostaćautor
Uśmiechnął się do mężczyzny słysząc, że to był on i że to była ta wyjątkowa kurtka. Była świetna i pomimo tego, że nie byli w dobrym świetle, a wtedy dużo działo się, mógł śmiało przyznać, że kurtka warta uwagi.
-Faktycznie...
Przyznał skinieniem głowy i uśmiechem na ustach. Faktycznie to była ta sama, jaką miał wtedy na sobie. Słysząc imię mężczyzny skinął swoją głową. Powtórzył sobie kilka razy w głowie, aby być pewnym, że nie zapomni, ani nie przekręci za kilka chwil. Nie miał pamięci do imion, ale starał się jak tylko mógł, aby nie palnąć gafy.
-Dziękuję.
Wskazał głową na to, że teraz dostał jedną darmową kolejkę picia. Liam wcale nie musiał tego robić, mógł zwyczajnie podejść, podziękować, a tutaj jednak wspólnie napiją się alkoholu i chwilę porozmawiają. Grzecznie poczekał na to aż Liam zamówi sobie to, co chciał i przejdą do spokojniejszej części baru. Zdecydowanie tam będzie lepiej i łatwiej porozmawiać.
-Nie masz za co dziękować, to moja praca.
Zaśmiał się niemal od razu. Przecież ratowanie innych i bycie dla innych w sytuacji zagrożenia życia było dla niego priorytetem. W momentach gdy inny tracili rozum pod wspływem adrenaliny, on myślał trzeźwo, analizował wszystko w głowie.
Spojrzał na swoje ramię i wspomniany biceps. Nie miał ich aż tak napakowanych. Wiadomo był wyćwiczony i potrafił podnieść wiele.
-Sam nie wiem... ale pamiętaj, że nie o same mięśnie chodzi a o technikę... Gwarantuję, że Ty też byłbyś w stanie mnie podnieść przy odpowiednim chwycie.
Posłał mu kolejny uśmiech mówiąc to. Wszystkiego tak naprawdę nauczył się w akademii, jak prawidłowo podnosić innych, jak nieść ludzi czy inne materiały, jak ułatwiać sobie życie i prawidłowo ćwiczyć, aby wzmacniać mięśnie, a nie tylko wyciskać coraz to większe kilogramy na sztandze.
Słuchał tego co mówił jego nowo poznany kolega. Na twarzy miał zainteresowanie, skupienie. Tak, aby Liam czuł się słuchanym, a nie że mówi do przestrzeni.
-Cieszę się, że nic złego nie stało Ci się i że nie miałeś jakichś komplikacji. Widać na czas znalazłem Cię i wyprowadziłem z budynku.
Kolejny raz posłał mu uśmiech. Z jego perspektywy to było kolejne wezwanie, ale wiedział, że dla tej drugiej strony to było coś wielkiego - uratowanie życia. Pochylił trochę swoją szklankę, aby stuknąć swoją o jego szklankę.
-Za to, że nikomu nic nie stało się i może za nową znajomość?
Spojrzał na Liama zainteresowany, co też powie, czy zgodzi się na ten niewielki toast?
-Czym się zajmujesz?
Dopytał jeszcze. Właśnie uświadomił sobie, że Liam o nim wie znacznie więcej, niż on o Liamie. Trzeba koniecznie to nadrobić.
Liam Thompson
-Faktycznie...
Przyznał skinieniem głowy i uśmiechem na ustach. Faktycznie to była ta sama, jaką miał wtedy na sobie. Słysząc imię mężczyzny skinął swoją głową. Powtórzył sobie kilka razy w głowie, aby być pewnym, że nie zapomni, ani nie przekręci za kilka chwil. Nie miał pamięci do imion, ale starał się jak tylko mógł, aby nie palnąć gafy.
-Dziękuję.
Wskazał głową na to, że teraz dostał jedną darmową kolejkę picia. Liam wcale nie musiał tego robić, mógł zwyczajnie podejść, podziękować, a tutaj jednak wspólnie napiją się alkoholu i chwilę porozmawiają. Grzecznie poczekał na to aż Liam zamówi sobie to, co chciał i przejdą do spokojniejszej części baru. Zdecydowanie tam będzie lepiej i łatwiej porozmawiać.
-Nie masz za co dziękować, to moja praca.
Zaśmiał się niemal od razu. Przecież ratowanie innych i bycie dla innych w sytuacji zagrożenia życia było dla niego priorytetem. W momentach gdy inny tracili rozum pod wspływem adrenaliny, on myślał trzeźwo, analizował wszystko w głowie.
Spojrzał na swoje ramię i wspomniany biceps. Nie miał ich aż tak napakowanych. Wiadomo był wyćwiczony i potrafił podnieść wiele.
-Sam nie wiem... ale pamiętaj, że nie o same mięśnie chodzi a o technikę... Gwarantuję, że Ty też byłbyś w stanie mnie podnieść przy odpowiednim chwycie.
Posłał mu kolejny uśmiech mówiąc to. Wszystkiego tak naprawdę nauczył się w akademii, jak prawidłowo podnosić innych, jak nieść ludzi czy inne materiały, jak ułatwiać sobie życie i prawidłowo ćwiczyć, aby wzmacniać mięśnie, a nie tylko wyciskać coraz to większe kilogramy na sztandze.
Słuchał tego co mówił jego nowo poznany kolega. Na twarzy miał zainteresowanie, skupienie. Tak, aby Liam czuł się słuchanym, a nie że mówi do przestrzeni.
-Cieszę się, że nic złego nie stało Ci się i że nie miałeś jakichś komplikacji. Widać na czas znalazłem Cię i wyprowadziłem z budynku.
Kolejny raz posłał mu uśmiech. Z jego perspektywy to było kolejne wezwanie, ale wiedział, że dla tej drugiej strony to było coś wielkiego - uratowanie życia. Pochylił trochę swoją szklankę, aby stuknąć swoją o jego szklankę.
-Za to, że nikomu nic nie stało się i może za nową znajomość?
Spojrzał na Liama zainteresowany, co też powie, czy zgodzi się na ten niewielki toast?
-Czym się zajmujesz?
Dopytał jeszcze. Właśnie uświadomił sobie, że Liam o nim wie znacznie więcej, niż on o Liamie. Trzeba koniecznie to nadrobić.
Liam Thompson
posty będą pojawiać się powoli, do końca tygodnia każdy otrzyma
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
lemon
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Nawet jeśli gaszenie pożarów, wyciąganie ludzi z zadymionych pomieszczeń czy ściąganie kotków z drzew było wpisane w służbowe obowiązki Kody, nie znaczyło to, że ktoś nie mógł mu zaoferować kilku słów wdzięczności. Albo chociaż postawić drinka.
- Może. W swojej pracy w sumie też muszę czasem podnosić ciężary - ktoś musiałby go pewnie nauczyć takich chwytów. Przenoszenie nieprzytomnego człowieka było pewnie jednak nieco łatwiejsze niż siłowanie się z ważącym siedemdziesiąt kilo psem, który jeszcze z całych sił zapiera się, aby nie dać się zaciągnąć do wanny. Całe szczęście tak niechętne przypadki zdarzały mu się względnie rzadko - w przeciwnym razie kręgosłup Liama pewne prędko by się poddał. Tak czy inaczej, nie można było odmówić Kodzie całkiem imponującej sylwetki, nawet jeśli nie było jej dokładnie widać pod ubraniem. Ale tego się chyba można było spodziewać. Na widok pulchnego strażaka Liama chyba ogarnęłyby pewne wątpliwości.
- Powiem ci nawet że chyba więcej niż dymu, to najadłem się strachu - mężczyzna dodał jeszcze, chcąc zabrzmieć beztrosko, chociaż tak naprawdę tamtego dnia naprawdę się przeraził. Od dawna już nienawidził nieoczekiwanych sytuacji, niespodzianek czy niezapowiedzianych atrakcji. I jasne, nie dało się ich całkowicie wykreślić z życia. Zwykłe wyjście po bułki mogło się przecież skończyć potrąceniem na pasach. Liam zdawał sobie z tego sprawę, ale i tak każdą taką przygodę potem trochę przeżywał.
Słysząc toast wzniesiony przez Kodę, Thompson skinął głową i jeszcze raz stuknął się szklanką z Lennoxem. Zawsze chętnie nawiązywał nowe znajomości, nawet jeśli nie zawsze trwały one długo. Od teraz kiedy będzie przejeżdżać koło remizy strażackiej, na pewno będzie z ciekawością wypatrywać znajomej twarzy.
- Ja? Nic równie heroicznego - zaśmiał się cicho, biorąc pierwszy łyk piwa. Typowe, klubowe siki - Walczę z bestiami - zażartował, chociaż nie zamierzał długo trzymać rozmówcy w niepewności. Uznał jednak że może pozwolić sobie na dowcip, bo dobrze wiedział jak absurdalnie brzmiało kiedy porównało się jego zawód do wizerunku. Sam był w końcu też dość postawnym facetem, a grooming kojarzył się raczej z kobiecym zajęciem. Musiał wyglądać komicznie, pochylając się nad tymi maciupkimi yorkami i maltańczykami. - A tak naprawdę to jestem fryzjerem. Psim. Jak masz w domu jakąś futrzastą bestię to zapraszam. Pierwsza wizyta dla ciebie za darmo - to tak jeszcze w ramach tego ratunku.
Koda Lennox
- Może. W swojej pracy w sumie też muszę czasem podnosić ciężary - ktoś musiałby go pewnie nauczyć takich chwytów. Przenoszenie nieprzytomnego człowieka było pewnie jednak nieco łatwiejsze niż siłowanie się z ważącym siedemdziesiąt kilo psem, który jeszcze z całych sił zapiera się, aby nie dać się zaciągnąć do wanny. Całe szczęście tak niechętne przypadki zdarzały mu się względnie rzadko - w przeciwnym razie kręgosłup Liama pewne prędko by się poddał. Tak czy inaczej, nie można było odmówić Kodzie całkiem imponującej sylwetki, nawet jeśli nie było jej dokładnie widać pod ubraniem. Ale tego się chyba można było spodziewać. Na widok pulchnego strażaka Liama chyba ogarnęłyby pewne wątpliwości.
- Powiem ci nawet że chyba więcej niż dymu, to najadłem się strachu - mężczyzna dodał jeszcze, chcąc zabrzmieć beztrosko, chociaż tak naprawdę tamtego dnia naprawdę się przeraził. Od dawna już nienawidził nieoczekiwanych sytuacji, niespodzianek czy niezapowiedzianych atrakcji. I jasne, nie dało się ich całkowicie wykreślić z życia. Zwykłe wyjście po bułki mogło się przecież skończyć potrąceniem na pasach. Liam zdawał sobie z tego sprawę, ale i tak każdą taką przygodę potem trochę przeżywał.
Słysząc toast wzniesiony przez Kodę, Thompson skinął głową i jeszcze raz stuknął się szklanką z Lennoxem. Zawsze chętnie nawiązywał nowe znajomości, nawet jeśli nie zawsze trwały one długo. Od teraz kiedy będzie przejeżdżać koło remizy strażackiej, na pewno będzie z ciekawością wypatrywać znajomej twarzy.
- Ja? Nic równie heroicznego - zaśmiał się cicho, biorąc pierwszy łyk piwa. Typowe, klubowe siki - Walczę z bestiami - zażartował, chociaż nie zamierzał długo trzymać rozmówcy w niepewności. Uznał jednak że może pozwolić sobie na dowcip, bo dobrze wiedział jak absurdalnie brzmiało kiedy porównało się jego zawód do wizerunku. Sam był w końcu też dość postawnym facetem, a grooming kojarzył się raczej z kobiecym zajęciem. Musiał wyglądać komicznie, pochylając się nad tymi maciupkimi yorkami i maltańczykami. - A tak naprawdę to jestem fryzjerem. Psim. Jak masz w domu jakąś futrzastą bestię to zapraszam. Pierwsza wizyta dla ciebie za darmo - to tak jeszcze w ramach tego ratunku.
Koda Lennox