ODPOWIEDZ
31 y/o, 182 cm
strażak kapitan Toronto Fire Station 132
Awatar użytkownika
Pan Strażak, przyjaciel, człowiek o złotym sercu.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona , jej
postać
autor

Od dłuższego czasu nie był w tym klubie, nie był na takiej imprezie, w takiej tematyce. Miał kilka dni wolnego w pracy, odezwał się do większości znajomych, nadrobił zaległości w tym co u kogo dzieje się, więc teraz mógł zająć się sobą. Poczuł potrzebę niesiedzenia w apartamencie, tylko wyjście do ludzi. O dziwo. Przecież większość czasu w swojej pracy spędza właśnie między ludźmi, panuje nad emocjami i myśli racjonalnie, a jego umysł przetwarza wciąż nowe wiadomości. Przeglądając instagrama natrafił na post o imprezie w tym klubie. Jako że dawno go tu nie było postanowił właśnie tutaj pojawić się.
Już po przekroczeniu progu lekko uśmiechnął się. Muzyka jak zawsze nie zawodziła w takich miejscach. Idealna do tańczenia, a nie ciągła łupanka techno. Podszedł do baru, aby zamówić sobie jakiegoś drinka lub piwo. Tak to był ten czas, gdzie Koda postanowił wypić trochę alkoholu. Jako pan strażak w większości przypadków unikał picia procentów. Wolał być tym trzeźwym kierowcą, niż upijać się. Zresztą on i upicie się? Niemożliwe. Nawet po alkoholu potrafił wygrzebać z siebie trzeźwy umysł w sytuacji zagrożenia życia. To było silniejsze od niego. Tak samo jak teraz, zobaczył, gdzie jest wyjście ewakuacyjne, jak najlepiej uciec i gdzie być w razie zawalenia się budynku. Jego umysł - choć chciałby, aby przestał to nie przestaje być w trybie gotowości i pracy.
Posyłał kilku osobom uśmiech, ale nie zagadywał do nikogo. Tak samo jak na parkiecie, chwilę poruszał się i potańczył, aby jeszcze bardziej wyluzować. Oczywiście, że zaraz ktoś znalazł się obok niego. Potańczył z tym kimś jakieś dwie piosenki, po czym podziękował i już wycofał się, aby znów kupić sobie coś do picia, chwilę odpocząć, ochłonąć. Grzecznie czekał w kolejne, aż przyjdzie jego kolej na zamówienie czegoś do picia. Chcąc nie chcąc rozglądał się po osobach, które były obok niego, nawet uśmiechnął się do mężczyzny (Liam Thompson ) stojącego obok niego, gdy ich spojrzenia się spotkały.
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
lemon
33 y/o, 188 cm
Psi groomer Własnym salonie groomerskim Perfect Paw
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Choć Liam był generalnie dość towarzyską osobą, zaglądanie do klubów czy barów nie należało wysoko na jego liście ulubionych sposobów poznawania nowych osób. Warunki generalnie nie sprzyjały spokojniejszej rozmowie, poza tym byle piwo zza lady smakowało jak sikacz, a kosztowało wcale niemało. Mężczyzna zaś starał się nie szastać pieniędzmi na prawo i lewo. Chociaż życie mu się jako tako unormowało, nigdy nie miał tyle kasy, by bezmyślnie ją wydawać. Sporadycznie, od czasu do czasu, nabierała go jednak ochota na to, aby zrzucić z siebie stres, odepchnąć całe zmęczenie psychiczne jakie nazbierało się w ciągu tygodnia ciężkiej pracy. W tym kluby takie jak ten były idealne. Głośna muzyka, wszędzie pełno kolorów, ludzie uśmiechający się do ciebie z każdej strony. Można było zniknąć w tłumie i zapomnieć o świecie, aż do rana.
Takie przynajmniej Liam miał na dziś plany - zanim jednak mógł w ogóle rozpocząć zabawę, stojąc przy ladzie dostrzegł znajomą twarz. Przez krótką sekundę Thompson nie mógł sobie przypomnieć dokładnie skąd ją znał. Pierwszą myślą była oczywiście praca, bo przez jego zakład przewijało się naprawdę wiele ludzi. Zaraz jednak przypomniał sobie. Jak w ogóle mógł zapomnieć? Winę musiał zrzucić chyba na adrenalinę - nie pomagała w zapamiętywaniu szczegółów, kiedy pierwszy raz zetknął się z mężczyzną.
- Hej! - zawołał do barmana, kiedy ten odwrócił się, aby przyjąć zamówienie znajomego-nieznajomego. Facet za ladą wyglądał na zirytowanego, że ktoś wcina się w kolejkę, ale mina mu złagodniała po następnych słowach Liama - Cokolwiek zamawia, ja stawiam. - i chociaż wyglądało to na tani sposób na poderwanie, nie o to chodziło, więc Thompson zaraz wyjaśnił swoje postępowanie. - Jesteś tym strażakiem, prawda? Ostatnio byłeś na akcji w galerii handlowej, kiedy trzeba było ewakuować kilka osób. Wyniosłeś mnie wtedy na ulicę - na koniec uśmiechnął się szeroko. Mógł się mylić, ale był niemal pewny że ma rację. Absolutnie nie spodziewał się jeszcze kiedykolwiek zetknąć z tym konkretnym ratownikiem. Pewnym zaskoczeniem było także spotkanie go akurat tutaj... chociaż to nie musiało nic znaczyć. Liam nie pamiętał też czy podziękował mu tamtego dnia - więc mógł to teraz naprawić.

Koda Lennox
Solhy
Pisz z sensem
31 y/o, 182 cm
strażak kapitan Toronto Fire Station 132
Awatar użytkownika
Pan Strażak, przyjaciel, człowiek o złotym sercu.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona , jej
postać
autor

Spojrzał się na mężczyznę obok z lekkim uśmiechem. Tylko tyle, nie oczekiwał niczego więcej. Nagle usłyszał słowa, które go całkowicie zaskoczyły. Wrócił do mężczyzny, który stał obok niego. Na jego twarzy malowało się zapytanie. Znał takie akcje, taki podryw, ale nigdy w jego kierunku, ani on nie robił takich akcji. Na pytanie, czy jest strażakiem, powoli skinął głową. Niemal od razu w jego głowie rozpoczęło się wyszukiwanie kim mógł być owy mężczyzna. Skąd znali się, bo nie do końca kojarzył m był. Dopiero późniejsze zdanie uświadomiło mu skąd mogli się znać. Akcja w galerii handlowej była jedną z łatwiejszych. Wyprowadzenie ludzi, pogrupowanie, zabezpieczenie miejsca. Ogień, jaki rozprzestrzenił się udało się wyizolować, odciąć tak, aby reszta galerii i inni ludzie nie ucierpieli.
-Tak byłem tam wtedy...
Potwierdził szybko, ale wciąż w głowie szukał go. Migoczące światła, niezbyt dobre oświetlenie nie pomagało w odnalezieniu w pamięci wizerunku. Dopiero po chwili olśniło go, kim mógł być jego rozmówca.
-To Ciebie wyniosłem ze sklepu, obok którego paliło się i miałeś na sobie ciemną skórkową kurtkę?
Dopytał jeszcze, aby być już całkowicie pewnym. Teraz był już niemal pewnym tego, kim było jego rozmówca. Faktycznie wtedy niewiele osób musieli wyprowadzić z centrum, może dlatego tak szybko udało mu się odszukać go w pamięci.
-Dziękuje, ale wiesz, że nie musisz.
Powiedział gdy kelner podał zamówienie.
-A tak w ogóle to....
Wyciągnął do niego rękę.
-Koda jestem, miło Cię poznać.
Wypadało się przywitać przecież. Wtedy na pewno nie miał okazji.
- Jak się czujesz po tamtej akcji? Miałeś jakieś objawy czy wszystko raczej w porządku?
Nawet tutaj poznając kompletnie nową osobę , nie mógł wyjść całkowicie z pracy. Na twarzy miał cały czas delikatny przyjacielski uśmiech.
-Jak odbierzesz swoje zamówienie to przejdziemy gdzieś, gdzie będzie spokojniej?
Wskazał głową na tę spokojniejszą część klubu. Nie bar i parkiet, gdzie wszyscy przeciskają się, ocierają i nie można zamienić nawet zdanie. Nie miał zamiaru być z tych, co jak im kupi się drinka to znikają. Chciał porozmawiać, pogadać, może nawet pobawić się chwilę, dłuższą chwilę. Niczego nie wykluczał. Przyszedł tutaj trochę zresetować się, a wizja wspólnej rozmowy, zabawy była kusząca.


Liam Thompson
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
lemon
ODPOWIEDZ

Wróć do „Woody's and SAILOR”