-
Zagubiony gdzieś we mgle własnych wspomnieńnieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegopostaćautor
Ostatnio przychodzenie do pracy nie sprawiało mu tyle radości co wcześniej. Był zmęczony, w nocy przerzucał się z boku na bok, a myśli szalały w nieodpowiednich kierunkach. Zbyt wiele zdarzeń miało miejsce w ostatnich czasie w jego życiu z którymi nie potrafił sobie poradzić. W tym wszystkim nie pomagał też fakt, że ciągle nawiedzały go sny ze wspomnieniami. Wiele razy w ostatnich tygodniach budził się zlany potem w środku nocy, a potem nie mógł już zasnąć.
Z oczekiwaniem czekał na godzinę wyjścia z klubu. Miał dosyć sprawdzania każdemu dowodu osobistego, oglądania gołych tyłków tancerek i wypraszania awanturujących się pijanych typów śmierdzących papierosami. W powietrzu czuć było zaduch, jakąś dziwną atmosferę. Od wejścia do baru każdy mógł zauważyć, że przyszedł weekend i zdesperowani, samotni faceci przyszli, by poderwać cokolwiek co posiadało piersi, ładne pośladki i było kobietą. Żałosne.
Bradley rozejrzał się po klubie zatrzymując na chwilę wzrok na kilku kobietach, które wpuścił jakieś dwie godziny temu. Pewnie jakieś spotkanie integracyjne lub wieczór panieński. Dziwne miejsce na takie imprezy, ale każdy lubił co innego, więc wzruszył ramionami spoglądając na zegar. Akurat w tym samym momencie przyszedł jego zmiennik, a Ayers podziękował mu z ulgą w głosie i wsadził plakietkę z imieniem do kieszeni. Nareszcie koniec. Wolność. Będzie mógł wyjść do domu, przejść się na spokojny spacer z psem i oczekiwać na sen, który tak bardzo ostatnio nie chciał nadejść.
Udał się na zaplecze, by zmienić ciuchy na bardziej wyjściowe, a nie mówiące o tym, że pracuje za najniższą krajową byle przetrwać do pierwszego. Niestety, ale wiele osób oceniało innych przez pryzmat zawodu jaki wykonują. Bradley miał ten problem, że niektórzy wiedzą o jego przeszłości więcej niż powinni i spoglądali na niego jakby nadal siedział w więzieniu, a w klubie bywał rekreacyjne. Westchnął cicho otwierając drzwi wychodzące na bar. Nie chciał spotkać nikogo po drodze, a miał ochotę ukradkiem zabrać z lodówki zimną cole. Sięgnął po szklankę, wrzucił lód, wlał napój i wtedy kątem oka zauważył jedną z kobiet, która podeszła do lady. Bradley poznał ją od razu, była z tej imprezy od wieczoru panieńskiego czy integracyjnego, czy kij wie czego lub co sprawiło, że ich tutaj przywiało.
- Ciężki wieczór? - Zagadał i z niewiadomych dla siebie powodów położył szklankę z colą przed jej nosem. - Na mój koszt. - Powiedział z uśmiechem ponownie otwierając lodówkę po drugą puszkę zimnego napoju.
Rzadko kiedy stał na barze i zazwyczaj wydawał wszystko odruchowo nie wdając się z nikim w zbędną dyskusje. Być może dzisiejsze zmęczenie spowodowało u niego jakąś ukrytą empatię. Jeszcze kilka minut temu chciał wyjść i rozkoszować wolnym, a teraz usiadł na stołku i stuknął ich szklanki podnosząc swoją ku górze.
- Wieczór panieński? Integracja? Nie sądzisz, że to dosyć dziwne miejsce na imprezę dla kobiet? - Spytał rzucając wzrokiem na jej towarzyszki oglądające jedną z tancerek, która właśnie przyjmowała jednodolarówki od stałego klienta. Chociaż w dzisiejszych czasach nic już nikogo nie zdziwi to ten widok zawsze Bradleya odrzucał. Jakiego normalnego mężczyznę podnieca wsadzanie kobietom kasy za cienki materiał stringów?
Alexa de Fugas-Rascón
Z oczekiwaniem czekał na godzinę wyjścia z klubu. Miał dosyć sprawdzania każdemu dowodu osobistego, oglądania gołych tyłków tancerek i wypraszania awanturujących się pijanych typów śmierdzących papierosami. W powietrzu czuć było zaduch, jakąś dziwną atmosferę. Od wejścia do baru każdy mógł zauważyć, że przyszedł weekend i zdesperowani, samotni faceci przyszli, by poderwać cokolwiek co posiadało piersi, ładne pośladki i było kobietą. Żałosne.
Bradley rozejrzał się po klubie zatrzymując na chwilę wzrok na kilku kobietach, które wpuścił jakieś dwie godziny temu. Pewnie jakieś spotkanie integracyjne lub wieczór panieński. Dziwne miejsce na takie imprezy, ale każdy lubił co innego, więc wzruszył ramionami spoglądając na zegar. Akurat w tym samym momencie przyszedł jego zmiennik, a Ayers podziękował mu z ulgą w głosie i wsadził plakietkę z imieniem do kieszeni. Nareszcie koniec. Wolność. Będzie mógł wyjść do domu, przejść się na spokojny spacer z psem i oczekiwać na sen, który tak bardzo ostatnio nie chciał nadejść.
Udał się na zaplecze, by zmienić ciuchy na bardziej wyjściowe, a nie mówiące o tym, że pracuje za najniższą krajową byle przetrwać do pierwszego. Niestety, ale wiele osób oceniało innych przez pryzmat zawodu jaki wykonują. Bradley miał ten problem, że niektórzy wiedzą o jego przeszłości więcej niż powinni i spoglądali na niego jakby nadal siedział w więzieniu, a w klubie bywał rekreacyjne. Westchnął cicho otwierając drzwi wychodzące na bar. Nie chciał spotkać nikogo po drodze, a miał ochotę ukradkiem zabrać z lodówki zimną cole. Sięgnął po szklankę, wrzucił lód, wlał napój i wtedy kątem oka zauważył jedną z kobiet, która podeszła do lady. Bradley poznał ją od razu, była z tej imprezy od wieczoru panieńskiego czy integracyjnego, czy kij wie czego lub co sprawiło, że ich tutaj przywiało.
- Ciężki wieczór? - Zagadał i z niewiadomych dla siebie powodów położył szklankę z colą przed jej nosem. - Na mój koszt. - Powiedział z uśmiechem ponownie otwierając lodówkę po drugą puszkę zimnego napoju.
Rzadko kiedy stał na barze i zazwyczaj wydawał wszystko odruchowo nie wdając się z nikim w zbędną dyskusje. Być może dzisiejsze zmęczenie spowodowało u niego jakąś ukrytą empatię. Jeszcze kilka minut temu chciał wyjść i rozkoszować wolnym, a teraz usiadł na stołku i stuknął ich szklanki podnosząc swoją ku górze.
- Wieczór panieński? Integracja? Nie sądzisz, że to dosyć dziwne miejsce na imprezę dla kobiet? - Spytał rzucając wzrokiem na jej towarzyszki oglądające jedną z tancerek, która właśnie przyjmowała jednodolarówki od stałego klienta. Chociaż w dzisiejszych czasach nic już nikogo nie zdziwi to ten widok zawsze Bradleya odrzucał. Jakiego normalnego mężczyznę podnieca wsadzanie kobietom kasy za cienki materiał stringów?
Alexa de Fugas-Rascón
Ostatnio zmieniony ndz lip 27, 2025 10:21 am przez Bradley Ayers, łącznie zmieniany 2 razy.
-
Na skutek klęsk i nieszczęść, które na mnie spadły, zostałam wiedźmą.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Wyjście do tego miejsca wcale nie sprawiło jej przyjemności. Nie miała jednak żadnego sensownego powodu na zerwanie się, a przecież obiecała przyjaciółce, że ten wieczór będzie miała cały dla niej. Eloise miała rację, musiała od czasu do czasu wyjść z domu, w którym mieszkała razem ze swoją pustką i samotnością - jednak wrzucenie jej od razu na szaloną imprezę nie było najlepszym planem. Tego jednak już nie powiedziała, w końcu kobieta wyraźnie się starała i chciała dla niej jak najlepiej. Nie znała towarzystwa, w jakie została wciągnięta, ale robiła dobrą minę do złej gry i przynajmniej wszystkie kobiety zajęły się ostatecznie alkoholem, zabawą i komentarzami, a nie jej osobą.
Po tych dwóch godzinach była już jednak zmęczona. Hałaśliwa muzyka i neonowe światła nie pomagały. Pijani mężczyźni, którzy desperacko chcieli pokazać, jacy to z nich macho i łóżkowe ogiery działali jej na nerwy. Drinki były słabe, przynajmniej na jej gust i powoli zaczynała tęsknić za ciszą swojej kawalerki. A może zerwie się z imprezy i pójdzie do swojego ulubionego pubu? Chociaż, gdy zerknęła na godzinę, okazało się, że najprawdopodobniej nie zdąży przed zamknięciem. Westchnęła i opróżniła swoją szklankę, po czym podniosła się, by ruszyć w stronę baru.
Trzy odmowy później i dwie pyskówki dalej, wreszcie udało jej się dotrzeć do wcześniej obranego celu. Odgarnęła włosy na plecy i usiadła, mając nadzieję na dwie minuty bez zdesperowanego, nachlanego faceta, który bardzo będzie chciał postawić jej drinka. Czarna sukienka na ramiączkach miała dekolt, który dodatkowo zachęcał każdego, ale daleka była od obwiniania się, że to wszystko przez jej wygląd. Brak hamulców nie leżał po jej stronie. I wtedy usłyszała zaczepkę. Inną niż wszystkie do tej pory, bardziej ludzką. Zaraz po tym stanęła przed nią szklanka i to nie z alkoholem. Cola. Zwykła cola, z lodem i bez słomki. Nie, to zdecydowanie nie było coś, czego się tu spodziewała. Uniosła więc spojrzenie na mężczyznę, który ten wysublimowany napój przed nią postawił i uśmiechnęła się lekko. Takie zaskoczenia zdarzały się rzadko.
- Powiedzmy, że zabawa dzisiaj nie jest zbytnio w moim guście i chyba jestem trochę zmęczona - odpowiedziała, lekko wzruszając ramionami. Nic nie traciła na zbytniej szczerości, w końcu kompletnie tego mężczyzny nie znała i jedyne, co była o nim w stanie powiedzieć to to, że był przystojny i trzeźwy. Gdy więc ich szklanki się stuknęły, najpierw pociągnęła odświeżający łyk chłodnego napoju, a dopiero potem wzięła się za odpowiedź.
- Owszem, to dosyć dziwne miejsce na imprezę dla kobiet, gdy zakładasz, że wszystkie te kobiety są hetero. - Puściła mężczyźnie oczko i uśmiechnęła się nieco szerzej, pozwalając tym słowom zawisnąć w powietrzu. I dopiero gdy uznała, że ich znaczenie jest całkiem jasne, odezwała się ponownie. - Pięć na sześć z nich to lesbijki. I lubią sobie popatrzeć oraz ponabijać się z pijanych facetów, którzy liczą na cokolwiek. - Westchnęła cicho i jeszcze raz przeniosła spojrzenie na tajemniczego nieznajomego. Tym razem przyjrzała mu się nieco uważniej, a do głosu doszła jej spostrzegawczość, którą wyćwiczyła w pracy.
- Koniec pracy? Wybacz, ale trzeźwy mężczyzna w takim miejscu to dosyć dziwny widok - odparowała bezczelnie, ale nie odpychająco. Upiła jeszcze coli i założyła nogę na nogę, siadając wygodnie. Zasada była prosta: rozmawiając z nim, sprawiała, że inni mężczyźni trzymali się z daleka.
Bradley Ayers
Po tych dwóch godzinach była już jednak zmęczona. Hałaśliwa muzyka i neonowe światła nie pomagały. Pijani mężczyźni, którzy desperacko chcieli pokazać, jacy to z nich macho i łóżkowe ogiery działali jej na nerwy. Drinki były słabe, przynajmniej na jej gust i powoli zaczynała tęsknić za ciszą swojej kawalerki. A może zerwie się z imprezy i pójdzie do swojego ulubionego pubu? Chociaż, gdy zerknęła na godzinę, okazało się, że najprawdopodobniej nie zdąży przed zamknięciem. Westchnęła i opróżniła swoją szklankę, po czym podniosła się, by ruszyć w stronę baru.
Trzy odmowy później i dwie pyskówki dalej, wreszcie udało jej się dotrzeć do wcześniej obranego celu. Odgarnęła włosy na plecy i usiadła, mając nadzieję na dwie minuty bez zdesperowanego, nachlanego faceta, który bardzo będzie chciał postawić jej drinka. Czarna sukienka na ramiączkach miała dekolt, który dodatkowo zachęcał każdego, ale daleka była od obwiniania się, że to wszystko przez jej wygląd. Brak hamulców nie leżał po jej stronie. I wtedy usłyszała zaczepkę. Inną niż wszystkie do tej pory, bardziej ludzką. Zaraz po tym stanęła przed nią szklanka i to nie z alkoholem. Cola. Zwykła cola, z lodem i bez słomki. Nie, to zdecydowanie nie było coś, czego się tu spodziewała. Uniosła więc spojrzenie na mężczyznę, który ten wysublimowany napój przed nią postawił i uśmiechnęła się lekko. Takie zaskoczenia zdarzały się rzadko.
- Powiedzmy, że zabawa dzisiaj nie jest zbytnio w moim guście i chyba jestem trochę zmęczona - odpowiedziała, lekko wzruszając ramionami. Nic nie traciła na zbytniej szczerości, w końcu kompletnie tego mężczyzny nie znała i jedyne, co była o nim w stanie powiedzieć to to, że był przystojny i trzeźwy. Gdy więc ich szklanki się stuknęły, najpierw pociągnęła odświeżający łyk chłodnego napoju, a dopiero potem wzięła się za odpowiedź.
- Owszem, to dosyć dziwne miejsce na imprezę dla kobiet, gdy zakładasz, że wszystkie te kobiety są hetero. - Puściła mężczyźnie oczko i uśmiechnęła się nieco szerzej, pozwalając tym słowom zawisnąć w powietrzu. I dopiero gdy uznała, że ich znaczenie jest całkiem jasne, odezwała się ponownie. - Pięć na sześć z nich to lesbijki. I lubią sobie popatrzeć oraz ponabijać się z pijanych facetów, którzy liczą na cokolwiek. - Westchnęła cicho i jeszcze raz przeniosła spojrzenie na tajemniczego nieznajomego. Tym razem przyjrzała mu się nieco uważniej, a do głosu doszła jej spostrzegawczość, którą wyćwiczyła w pracy.
- Koniec pracy? Wybacz, ale trzeźwy mężczyzna w takim miejscu to dosyć dziwny widok - odparowała bezczelnie, ale nie odpychająco. Upiła jeszcze coli i założyła nogę na nogę, siadając wygodnie. Zasada była prosta: rozmawiając z nim, sprawiała, że inni mężczyźni trzymali się z daleka.
Bradley Ayers
-
Zagubiony gdzieś we mgle własnych wspomnieńnieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegopostaćautor
Bradley odruchowo złapał szmatkę w dłoń i zaczął wycierać umyte wcześniej przez kogoś kufle i szklanki. Uwielbiał obserwować otoczenie, gdy ludzie przechodzili obok i udawali, że nie istnieje. Pracował w tym klubie od dłuższego czasu, nawet ciężko mu to zliczyć. Na szczęście szef nie miał żadnych obiekcji, by go zatrudnić mimo jego przeszłości. Mężczyzna chciał być bliżej rodzeństwa, ale o dziwo nadal ich unikał. Wspomnienia i powrót do przeszłości nie były dla niego. I choć z początku obawiał się tej posady, to zyskał przywileje i stanowisko. Wiadomo, że dziwne i szemrane typy trzymają się razem, a Bradley był chyba dosyć zaufanym człowiekiem skoro nie chcieli go stracić.
Bądź co bądź unikał kłopotów. Przestał wchodzić w interakcje w czasie podpisywania nowych umów między lokalami, zakrywał uszy gdy do klubu przychodzili starzy kumple pracodawcy, był jak niewidzialny i to każdemu odpowiadało. Jego zadanie polegało na tym, by wyrzucać nachalnych facetów, dilerów i chronić dziewczyny, które tańczyły i miały zbyt wielu natarczywych panów.
Przyjął sobie jedną, niepisaną zasadę, że w miejscu pracy unika poznawania nowych osób. Tyle, że aktualnie łamał własne narzucone prawo, bo potrzebował chwili normalności. Z jednej strony był zmęczony i chciał wracać do domu, ale z drugiej perspektywa siedzenia samemu w czterech ścianach była nieco przytłaczająca. Ostatnio jego życie to kolory tęczy, a każdy miał inne znaczenie. Aktualnie stan mężczyzny idealnie oddawał zielony, niby spokojny i wyciszony, ale jednocześnie w każdej chwili może zapaść się w czerwień powodując zniecierpliwienie i złość. Miał ochotę wyjść z kimś z domu, obejrzeć film w kinie czy pójść do parku lub na spacer. Czegoś co nie będzie mu przypominać o kiełkującej samotności.
- Nie oceniam, tylko pytam. Każdy spędza wolny czas tak jak mu odpowiada. - Odezwał się w końcu na chwilę odrywając wzrok od tłumu ludzi, by spojrzeć na kobietę. Ona ewidentnie potrzebowała czegoś mocniejszego, ale Bradley bał się cokolwiek proponować żeby nie wyjść na tego typa, który próbuje ją upić. - Przysuń się to coś ci powiem. - Zaczął opierając ciało na łokciach przy blacie tak, by być jak najbliżej nieznajomej. Pozwolił sobie złapać jej dłoń w swoją i pokierować palcem w kierunku gościa siedzącego z tyłu w kącie. - Widzisz go? On jest gejem, ale pracuje w służbach wojskowych. Ma żonę, przykrywkę jak już się pewnie domyśliłaś. Do domu wyjdzie z jednym z tamtych chłopaków, którzy siedzą na przeciwko. - Uśmiechnięty puścił rękę kobiety i powrócił na swój stołek. - A ty? Jesteś tą szóstą czy jedną z pięciu? - Spytał zagryzając dolną wargę w niepewności.
Bradley znał w tym klubie każdego stałego klienta, wiedział o której przychodzą i wychodzą, co piją i co zjedzą. Jakie mają marzenia i pragnienia. Niektórzy traktowali ludzi pracujących w klubie nocnym jak psychologów, którym nie muszą płacić. To jak faceci rzucający kasę prostytutce żeby się wygadać, bo partnerka nie potrafi słuchać.
- Można powiedzieć, że mam słabość do nałogów. - Powiedział podwijając rękaw bluzy i pokazując kobiecie ślady po dawnym życiu. Nie wiedział czemu to zrobił, taki impuls. Za kilka godzin nie będą o sobie pamiętać i nigdy więcej się nie spotkają.
- Sprawdzałem twój dowód, ale nie pamiętam imienia. Mogłabyś? - Spytał patrząc na jej zrezygnowaną twarz okupowaną cierpieniem z powodu jakiego się tu znalazła. Takie miejsca nie są dla każdego, trzeba mieć gruby pancerz, by się uodpornić.
Alexa de Fugas-Rascón
Bądź co bądź unikał kłopotów. Przestał wchodzić w interakcje w czasie podpisywania nowych umów między lokalami, zakrywał uszy gdy do klubu przychodzili starzy kumple pracodawcy, był jak niewidzialny i to każdemu odpowiadało. Jego zadanie polegało na tym, by wyrzucać nachalnych facetów, dilerów i chronić dziewczyny, które tańczyły i miały zbyt wielu natarczywych panów.
Przyjął sobie jedną, niepisaną zasadę, że w miejscu pracy unika poznawania nowych osób. Tyle, że aktualnie łamał własne narzucone prawo, bo potrzebował chwili normalności. Z jednej strony był zmęczony i chciał wracać do domu, ale z drugiej perspektywa siedzenia samemu w czterech ścianach była nieco przytłaczająca. Ostatnio jego życie to kolory tęczy, a każdy miał inne znaczenie. Aktualnie stan mężczyzny idealnie oddawał zielony, niby spokojny i wyciszony, ale jednocześnie w każdej chwili może zapaść się w czerwień powodując zniecierpliwienie i złość. Miał ochotę wyjść z kimś z domu, obejrzeć film w kinie czy pójść do parku lub na spacer. Czegoś co nie będzie mu przypominać o kiełkującej samotności.
- Nie oceniam, tylko pytam. Każdy spędza wolny czas tak jak mu odpowiada. - Odezwał się w końcu na chwilę odrywając wzrok od tłumu ludzi, by spojrzeć na kobietę. Ona ewidentnie potrzebowała czegoś mocniejszego, ale Bradley bał się cokolwiek proponować żeby nie wyjść na tego typa, który próbuje ją upić. - Przysuń się to coś ci powiem. - Zaczął opierając ciało na łokciach przy blacie tak, by być jak najbliżej nieznajomej. Pozwolił sobie złapać jej dłoń w swoją i pokierować palcem w kierunku gościa siedzącego z tyłu w kącie. - Widzisz go? On jest gejem, ale pracuje w służbach wojskowych. Ma żonę, przykrywkę jak już się pewnie domyśliłaś. Do domu wyjdzie z jednym z tamtych chłopaków, którzy siedzą na przeciwko. - Uśmiechnięty puścił rękę kobiety i powrócił na swój stołek. - A ty? Jesteś tą szóstą czy jedną z pięciu? - Spytał zagryzając dolną wargę w niepewności.
Bradley znał w tym klubie każdego stałego klienta, wiedział o której przychodzą i wychodzą, co piją i co zjedzą. Jakie mają marzenia i pragnienia. Niektórzy traktowali ludzi pracujących w klubie nocnym jak psychologów, którym nie muszą płacić. To jak faceci rzucający kasę prostytutce żeby się wygadać, bo partnerka nie potrafi słuchać.
- Można powiedzieć, że mam słabość do nałogów. - Powiedział podwijając rękaw bluzy i pokazując kobiecie ślady po dawnym życiu. Nie wiedział czemu to zrobił, taki impuls. Za kilka godzin nie będą o sobie pamiętać i nigdy więcej się nie spotkają.
- Sprawdzałem twój dowód, ale nie pamiętam imienia. Mogłabyś? - Spytał patrząc na jej zrezygnowaną twarz okupowaną cierpieniem z powodu jakiego się tu znalazła. Takie miejsca nie są dla każdego, trzeba mieć gruby pancerz, by się uodpornić.
Alexa de Fugas-Rascón
-
Na skutek klęsk i nieszczęść, które na mnie spadły, zostałam wiedźmą.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Zastanawiała się po cichu, po co właściwie mówi o tym wszystkim nieznajomemu facetowi. Bo nie zaproponował jej drinka? Bo zachowywał się tak, jakby po prostu potrzebował pięciu minut rozmowy, a nie kobiety do łóżka na jedną noc? Nie rozumiała tego, ale stwierdziła też, że nie będzie wnikać w swoje motywy. Wreszcie miała spokój od nachalnych pijaków, rozmowa się kleiła, a po kilku godzinach i tak nie będą już o sobie pamiętać. Jak zawsze. Znów wróci do pustego mieszkania, zaśnie i obudzi się w tej samej pustce, która towarzyszyła jej od śmierci męża. Znów postanowi ją zapić i wszystko zatoczy koło. Marzyła, by chociaż jeden raz coś się zmieniło. Chciała obudzić się obok kogoś, kto poda jej śniadanie lub chociaż zaparzy kawę, a nie zniknie bladym świtem. Chciała wyjść na spacer z kimś, z kim będzie mogła rozmawiać bez dryfowania wokół swojej przeszłości... Potrzebowała znajomości dłuższej niż godzina i trwalszej. Ale bała się do tego przyznać, nawet sama przed sobą, a co dopiero przed innymi.
Uniosła lekko brew, gdy wspomniał, że ma się zbliżyć, ale ostatecznie to zrobiła. Mógł poczuć delikatny zapach jej perfum: nuty wanilii, jaśminu i róży damasceńskiej przełamane ostrzejszą nutą czerwonego pieprzu - słodki zapach, któremu nie można było odmówić czegoś drapieżnego.
- I pomyśleć, że wojsko powinno już jednak przestać piętnować pewne rzeczy - stwierdziła, lekko zdumiona, ale i rozbawiona jego słowami o mężczyźnie, którego jej pokazał. Z drugiej strony, to było też dość smutne, że nadal istnieli ludzie, którzy musieli ukrywać się z tym, kim naprawdę byli i co czuli. Zauważyła też, że jego dotyk jej nie przeszkadzał, a wręcz przeciwnie. Może to był już skutek wypitego alkoholu, ale absolutnie nie miałaby nic przeciwko, gdyby jego dłonie postanowiły ją objąć.
- Tą szóstą - odpowiedziała po chwili, dostrzegając jego niepewność. Czy za tym pytaniem mogło kryć się coś więcej? A czy to było ważne w tej chwili? Alkohol, klub, przystojny mężczyzna szanujący wstępnie jej granice. Nie musiała każdego zdania rozkładać na czynniki pierwsze.
- Szkoda, myślałam, że napijesz się ze mną czegoś mocniejszego niż cola z lodem. - Zaśmiała się i wskazała na butelkę whiskey za jego plecami. - Swoją drogą, zauważyłeś, jaki ten lód jest zdradliwy? Do jakiegokolwiek alkoholu go nie podadzą, następnego dnia na bank będzie cię bolała głowa. - Zażartowała, może trochę stereotypowo i sucho, ale zdążyła już wypaść z wprawy flirtowania z mężczyznami. Zazwyczaj ci, których poznawała, nie potrzebowali wiele, by gdziekolwiek z nią pójść - wystarczała odrobina zainteresowania, uśmiech i ładny dekolt.
- Alexa. W skrócie Lex. A w ogóle to miłe, że uznałeś, że koniecznie trzeba zerknąć w nasze dowody. Przez chwilę nawet poczułam się młodo. - Puściła mu oczko, bo chociaż domyślała się, że to jego obowiązek, to i tak w tym wieku była to już całkiem wesoła sprawa. Przy okazji wyciągnęła rękę gdy się przedstawiała, jakby właśnie zapoznawali się w zupełnie innych warunkach niż bar w klubie nocnym.
Bradley Ayers
Uniosła lekko brew, gdy wspomniał, że ma się zbliżyć, ale ostatecznie to zrobiła. Mógł poczuć delikatny zapach jej perfum: nuty wanilii, jaśminu i róży damasceńskiej przełamane ostrzejszą nutą czerwonego pieprzu - słodki zapach, któremu nie można było odmówić czegoś drapieżnego.
- I pomyśleć, że wojsko powinno już jednak przestać piętnować pewne rzeczy - stwierdziła, lekko zdumiona, ale i rozbawiona jego słowami o mężczyźnie, którego jej pokazał. Z drugiej strony, to było też dość smutne, że nadal istnieli ludzie, którzy musieli ukrywać się z tym, kim naprawdę byli i co czuli. Zauważyła też, że jego dotyk jej nie przeszkadzał, a wręcz przeciwnie. Może to był już skutek wypitego alkoholu, ale absolutnie nie miałaby nic przeciwko, gdyby jego dłonie postanowiły ją objąć.
- Tą szóstą - odpowiedziała po chwili, dostrzegając jego niepewność. Czy za tym pytaniem mogło kryć się coś więcej? A czy to było ważne w tej chwili? Alkohol, klub, przystojny mężczyzna szanujący wstępnie jej granice. Nie musiała każdego zdania rozkładać na czynniki pierwsze.
- Szkoda, myślałam, że napijesz się ze mną czegoś mocniejszego niż cola z lodem. - Zaśmiała się i wskazała na butelkę whiskey za jego plecami. - Swoją drogą, zauważyłeś, jaki ten lód jest zdradliwy? Do jakiegokolwiek alkoholu go nie podadzą, następnego dnia na bank będzie cię bolała głowa. - Zażartowała, może trochę stereotypowo i sucho, ale zdążyła już wypaść z wprawy flirtowania z mężczyznami. Zazwyczaj ci, których poznawała, nie potrzebowali wiele, by gdziekolwiek z nią pójść - wystarczała odrobina zainteresowania, uśmiech i ładny dekolt.
- Alexa. W skrócie Lex. A w ogóle to miłe, że uznałeś, że koniecznie trzeba zerknąć w nasze dowody. Przez chwilę nawet poczułam się młodo. - Puściła mu oczko, bo chociaż domyślała się, że to jego obowiązek, to i tak w tym wieku była to już całkiem wesoła sprawa. Przy okazji wyciągnęła rękę gdy się przedstawiała, jakby właśnie zapoznawali się w zupełnie innych warunkach niż bar w klubie nocnym.
Bradley Ayers
-
Zagubiony gdzieś we mgle własnych wspomnieńnieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegopostaćautor
Rozczarowanie. Tak, to było idealne słowo żeby opisać jego relacje z kobietami. Bradley miał to szczęście, a zarazem pecha, że poznał kilka lat temu partnerkę, która zawróciła mu w głowie. Do stopnia takiego absurdu, że sam się sobie potem dziwił. Szeptała czułe słówka, chwaliła za każdą głupotę, a co najważniejsze przynosiła towar od którego oboje leżeli nieprzytomni pod łóżkiem. Dziwna, toksyczna relacja w którą Ayers wierzył mimo spojrzeń obcych na ulicy. Tyle, że ona zniknęła tak samo szybko jak się pojawiła zostawiając mężczyznę z uczuciem pustki i tęsknoty. Po tamtej sytuacji nie potrafił już nikomu zaufać i wchodził w związki trwające kilka miesięcy, by znów rozczarowanie daną znajomością nie mogło zbyt szybko się rozlać i zostawić wypalonej dziury na nowym obrusie. Okazywanie uczuć czy wyznawanie miłości to coś obcego dla Bradleya. Potrafił kochać, być romantyczny i dawać poczucie bezpieczeństwa, ale robił to z dystansem. Wiedział, że za wszystko odpowiada przeszłość, a ktoś ostatnio mu oznajmił, że należy żyć przyszłością. Może właśnie dlatego zagadał i postawił kobiecie zimny napój? Żeby wreszcie ruszyć w jakikolwiek sposób do przodu.
Nie empatia przemówiła, gdy zobaczył kobietę, a raczej chęć sprawienia namiastki normalności. Ona się męczyła w tym miejscu, a i on jakoś zbytnio radością nie emanował. Wręcz przeciwnie. Oboje wyglądali na takich, którzy najchętniej by stąd wyszli i nigdy nie wrócili. Choć w jej przypadku jest to całkowicie możliwe tak w jego niekoniecznie, bo jutro ma kolejną popołudniową zmianę.
Złapanie kobiety za dłoń było odruchem bezwarunkowym. Wyszło z niego samoczynnie, jakby podświadomość podpowiadała mu, że obejdzie się bez kompromitacji. Lex nie odrzuciła tego dotknięcia, a Bradley gdyby mógł to nawet, by to przedłużył. Otrząsnął myśli w odpowiednim momencie, bo akurat zawibrował jego telefon. Sprawdził tylko na ekranie głównym czy to coś ważnego, a potem odłożył komórkę i spojrzał ponownie na swoją towarzyszkę.
- Policja, wojsko czy służba więzienna. Na wszystko mógłbym splunąć. Piętnują coś co powinno być całkowicie normalne. - Nie mówił jej o swoich przesłankach osobistych, ale szczerze nienawidził tych trzech instytucji, a najbardziej policji i strażników w kiciu. Miał z nimi niezbyt miłe wspomnienia o których chciał zapomnieć, a fakt, że oni ciągle za nim chodzili wcale nie ułatwiają mu funkcjonowania.
- Mogę się z tobą napić bezalkoholowego piwa, a potem udawać pijanego. Mam w tym wprawę. - Uśmiechnął się do niej szukając wzrokiem jakiegoś wolnego stolika z dala od ludzi. - Zdradzę ci sekret. Przed podaniem lodu do szklanki maczam go w wódce. - Powiedział całkowicie poważnie zagryzając dolną wargę przy jednoczesnym przytakiwaniu sobie głową. Dopiero po chwili wybuchł śmiechem, odłożył szmatkę i wskazał palcem miejsce gdzieś w oddali. - Masz ochotę się przenieść? - Spytał nalewając sobie do szklanki z wypita colą trochę wody z cytryną i miętą. Aż żałował, że wypicie choćby kapki alkoholu sprawi, że prawdopodobnie wróci do nałogu. Chętnie zrobiłby jakąś głupotę po pijaku.
- Bradley, ale mów mi Brad. I teraz powinienem walnąć jakiś komplement, że rzeczywiście wyglądasz młodo i że pewnie jesteś tu z mamą, ale to dobre dla tych chłopów, którzy szukają kogoś dosłownie na numerek w toalecie. - Był na to za stary, na wymuszone komentarze i udawanie, że wszystko jest takie idealne. Wyciągnął ku niej swą dłoń ponownie, ale tym razem przytrzymał ją krócej niż ostatnio. Za to miał czas żeby się jej przyjrzeć, była ładna. Naturalnie ładna.
Alexa de Fugas-Rascón
Nie empatia przemówiła, gdy zobaczył kobietę, a raczej chęć sprawienia namiastki normalności. Ona się męczyła w tym miejscu, a i on jakoś zbytnio radością nie emanował. Wręcz przeciwnie. Oboje wyglądali na takich, którzy najchętniej by stąd wyszli i nigdy nie wrócili. Choć w jej przypadku jest to całkowicie możliwe tak w jego niekoniecznie, bo jutro ma kolejną popołudniową zmianę.
Złapanie kobiety za dłoń było odruchem bezwarunkowym. Wyszło z niego samoczynnie, jakby podświadomość podpowiadała mu, że obejdzie się bez kompromitacji. Lex nie odrzuciła tego dotknięcia, a Bradley gdyby mógł to nawet, by to przedłużył. Otrząsnął myśli w odpowiednim momencie, bo akurat zawibrował jego telefon. Sprawdził tylko na ekranie głównym czy to coś ważnego, a potem odłożył komórkę i spojrzał ponownie na swoją towarzyszkę.
- Policja, wojsko czy służba więzienna. Na wszystko mógłbym splunąć. Piętnują coś co powinno być całkowicie normalne. - Nie mówił jej o swoich przesłankach osobistych, ale szczerze nienawidził tych trzech instytucji, a najbardziej policji i strażników w kiciu. Miał z nimi niezbyt miłe wspomnienia o których chciał zapomnieć, a fakt, że oni ciągle za nim chodzili wcale nie ułatwiają mu funkcjonowania.
- Mogę się z tobą napić bezalkoholowego piwa, a potem udawać pijanego. Mam w tym wprawę. - Uśmiechnął się do niej szukając wzrokiem jakiegoś wolnego stolika z dala od ludzi. - Zdradzę ci sekret. Przed podaniem lodu do szklanki maczam go w wódce. - Powiedział całkowicie poważnie zagryzając dolną wargę przy jednoczesnym przytakiwaniu sobie głową. Dopiero po chwili wybuchł śmiechem, odłożył szmatkę i wskazał palcem miejsce gdzieś w oddali. - Masz ochotę się przenieść? - Spytał nalewając sobie do szklanki z wypita colą trochę wody z cytryną i miętą. Aż żałował, że wypicie choćby kapki alkoholu sprawi, że prawdopodobnie wróci do nałogu. Chętnie zrobiłby jakąś głupotę po pijaku.
- Bradley, ale mów mi Brad. I teraz powinienem walnąć jakiś komplement, że rzeczywiście wyglądasz młodo i że pewnie jesteś tu z mamą, ale to dobre dla tych chłopów, którzy szukają kogoś dosłownie na numerek w toalecie. - Był na to za stary, na wymuszone komentarze i udawanie, że wszystko jest takie idealne. Wyciągnął ku niej swą dłoń ponownie, ale tym razem przytrzymał ją krócej niż ostatnio. Za to miał czas żeby się jej przyjrzeć, była ładna. Naturalnie ładna.
Alexa de Fugas-Rascón
-
Na skutek klęsk i nieszczęść, które na mnie spadły, zostałam wiedźmą.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Uwagę o służbach mundurowych skwitowała jedynie nieco szerszym uśmiechem. Zawodowa lojalność nie pozwoliła jej drążyć tematu, zresztą, wcale nie miała ochoty mówić o tym, gdzie pracuje. Co prawda, munduru nie nosiła, ale odznakę i broń miała, a to się chyba najbardziej liczyło - i obydwie te rzeczy leżały obecnie, całkowicie bezpiecznie, w małym sejfie w jej mieszkaniu. Zdawała sobie jednak sprawę, że wszystkie te organizacje mają swoje wady i daleka była od wyszukiwania argumentów ma ocieplanie ich wizerunków. Sama się przecież napatrzyła na patologie we własnym środowisku, więc zaprzeczanie ich występowaniu byłoby cudowną hipokryzją.
– Bezalkoholowe może być, ale udawanie pijanego sobie daruj. Co za dużo to niezdrowo. – Zaśmiała się cicho, lekko kręcąc głową. Dookoła miała mnóstwo pijanych ludzi, sama także była w stanie wesołości wywołanej alkoholem i nie potrzebowała kolejnej takiej osoby w swoim otoczeniu. To zresztą może być ciekawe doświadczenie, bo dawno nie rozmawiała w takim miejscu z osobą, która by była całkowicie trzeźwa.
– Maczasz, maczasz... Bujać to ja, a nie mnie. Przyznaj się, ten lod jest zrobiony z wódki. – Oskarżycielsko wycelowała w niego słomkę, jakby właśnie odkryła jedną z największych tajemnic wszechświata, a przynajmniej tego lokalu. Nawet uśmiechnęła się triumfalnie, jakby faktycznie przyłapała go na kłamstwie i to takim, które bezczelnie rzucił jej w twarz. Jednak sama także się roześmiała, niemal na równi z nim, zwyczajnie ciesząc się chwilą i poczuciem humoru, które przynajmniej w jakimś stopniu mieli podobne.
– Pewnie, zatłoczony bar nie jest najlepszym miejscem na rozmowy, a szkoda się rozstawać skoro rozmawia nam się tak dobrze.[ Ale najpierw poproszę o colę i whiskey/b] – Uśmiechnęła się, podnosząc się z miejsca. Gotowa była już przeciskać się do stolika, ale czekała aż jej zamówienie zostanie przygotowane i będzie mogła zabrać je ze sobą, tak samo, jak i mężczyznę. Przyzwyczajona była do samoobsługi i wcale nie liczyła, że przyniesie jej drinka do stolika.
– Jestem ci bardzo wdzięczna za brak takiego komplementu. Podobne słyszałam chyba dzisiaj pięć razy. – Ruszyła do wolnego stolika, który stał bardziej z boku i nie oferował najlepszego widoku na roznegliżowane tancerki. Pewnie dlatego był wolny, ale wcale jej to nie przeszkadzało - naoglądała się dzisiaj wystarczająco.
– Więc, Brad, co takie miejsce jak to, robi w takim mężczyźnie jak ty? – Spytała, stawiając szklankę na blacie i po chwili zajmując miejsce. Uśmiechnęła się lekko, ładnie, nie sztucznie jak to często mogło się zdarzyć w takim miejscu.
Bradley Ayers
– Bezalkoholowe może być, ale udawanie pijanego sobie daruj. Co za dużo to niezdrowo. – Zaśmiała się cicho, lekko kręcąc głową. Dookoła miała mnóstwo pijanych ludzi, sama także była w stanie wesołości wywołanej alkoholem i nie potrzebowała kolejnej takiej osoby w swoim otoczeniu. To zresztą może być ciekawe doświadczenie, bo dawno nie rozmawiała w takim miejscu z osobą, która by była całkowicie trzeźwa.
– Maczasz, maczasz... Bujać to ja, a nie mnie. Przyznaj się, ten lod jest zrobiony z wódki. – Oskarżycielsko wycelowała w niego słomkę, jakby właśnie odkryła jedną z największych tajemnic wszechświata, a przynajmniej tego lokalu. Nawet uśmiechnęła się triumfalnie, jakby faktycznie przyłapała go na kłamstwie i to takim, które bezczelnie rzucił jej w twarz. Jednak sama także się roześmiała, niemal na równi z nim, zwyczajnie ciesząc się chwilą i poczuciem humoru, które przynajmniej w jakimś stopniu mieli podobne.
– Pewnie, zatłoczony bar nie jest najlepszym miejscem na rozmowy, a szkoda się rozstawać skoro rozmawia nam się tak dobrze.[ Ale najpierw poproszę o colę i whiskey/b] – Uśmiechnęła się, podnosząc się z miejsca. Gotowa była już przeciskać się do stolika, ale czekała aż jej zamówienie zostanie przygotowane i będzie mogła zabrać je ze sobą, tak samo, jak i mężczyznę. Przyzwyczajona była do samoobsługi i wcale nie liczyła, że przyniesie jej drinka do stolika.
– Jestem ci bardzo wdzięczna za brak takiego komplementu. Podobne słyszałam chyba dzisiaj pięć razy. – Ruszyła do wolnego stolika, który stał bardziej z boku i nie oferował najlepszego widoku na roznegliżowane tancerki. Pewnie dlatego był wolny, ale wcale jej to nie przeszkadzało - naoglądała się dzisiaj wystarczająco.
– Więc, Brad, co takie miejsce jak to, robi w takim mężczyźnie jak ty? – Spytała, stawiając szklankę na blacie i po chwili zajmując miejsce. Uśmiechnęła się lekko, ładnie, nie sztucznie jak to często mogło się zdarzyć w takim miejscu.
Bradley Ayers
-
Zagubiony gdzieś we mgle własnych wspomnieńnieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegopostaćautor
Bradley nie zareagował od razu. Przez chwilę jedynie obserwował jej uśmiech. Ten szczery, który pojawił się na jej twarzy, a który wyróżniał się na tle sztucznej wesołości, jaką widywał tu niemal co noc. Podobało mu się, że nie siliła się na nic więcej. Na żadne udawanie ani na konwenanse, których w podobnych miejscach i tak nikt nie traktował poważnie. Była naturalna, a dla niego właśnie to stanowiło największy kontrast wobec dusznej atmosfery baru, którą spotykał w miejscu pracy za każdym razem, gdy tylko przekraczał jej próg.
Przesunął spojrzeniem po jej dłoni ze słomką, którą wycelowała w niego z triumfem, jakby rzeczywiście odkryła spisek na skalę światową. Uśmiechnął się pod nosem, ale nie odezwał. Pokręcił za to głową i pozwolił jej śmiać się z własnego żartu, samemu ciesząc się tą prostą wymianą zdań, która była całkowicie niewymuszona. W jego życiu, pełnym ciszy, samotności i rozmów kończących się szybciej, niż zaczynały, takie momenty były rzadkie i przez to cenne. A Bradley zaczynał powoli doceniać każdą radosną chwilę.
Gdy zamówiła whiskey z colą, poczuł znajome ukłucie w myślach. On sam kiedyś pił dosyć często, a już na pewno w takich miejscach. Zaczynała przywoływać wspomnienia o których chciał zapomnieć, ale nie dał po sobie tego poznać. Był w prawdzie po pracy, powinien zwijać się do domu i nie wdawać w dyskusję z klientami, ale uznał, że dzisiaj jest wyjątek. Jemu też należy się odstresowanie. Wstał więc razem z nią, przestał udawać kelnera, bo przecież nim nie był. Nie miał w sobie tego rodzaju uprzejmości, raczej milczącą gotowość do towarzyszenia i właśnie to teraz zapragnął zaproponować.
Kiedy przeszli do stolika stojącego bardziej z boku, Bradley odetchnął odrobinę lżej. Zawsze czuł się lepiej z dala od centrum uwagi, z dala od ścisku. Natura introwertyka. Tam mógł obserwować i analizować, zamiast być wciąganym w wir cudzych emocji. A ona, najwidoczniej wraz z nim również wybrała spokój. Było to coś, co odnotował i zapamiętał, bo dla niego każdy szczegół miał znaczenie.
Usiadł obok niej, a gdy padło pytanie, uniósł brew, jakby rozważał, czy odpowiedź jest warta wypowiedzenia na głos. Pytanie niby zwyczajne, zazwyczaj podobne właśnie zadaje się osobom pracującym w takim miejscu. Trafiła idealnie w punkt. Nie mógł powiedzieć prawdy. W końcu przyjął tą pracę tylko ze względu na to, że miał znajomości po siedzeniu w kiciu. To nie jest dobry czas na zwierzenia.
- Czasami niepasujące miejsce do człowieka potrafi go zmienić. A czasami ten człowiek zmieni dane miejsce. - Wzruszył ramionami delikatnie się uśmiechając. Tak, zdecydowanie to miejsce do zmieniło, a on to samo zrobił z klubem nocnym. Nie cackał się z klientami, nie szedł nikomu na rękę i nie wdawał się w zbędne dyskusje. Żył z dnia na dzień.
Oparł się wygodniej na krześle wpatrując się w nią z intensywnością. Zagryzł nawet dolną wargę, pozwalając jej przejąć inicjatywę w dalszej rozmowie. Sam nie lubił dużo mówić, wolał obserwować, badać, analizować. Jednak to jej osoba sprawiła, że jeszcze nie poszedł do domu. Został. Pytanie brzmiało: dlaczego?
Alexa de Fugas-Rascón
Przesunął spojrzeniem po jej dłoni ze słomką, którą wycelowała w niego z triumfem, jakby rzeczywiście odkryła spisek na skalę światową. Uśmiechnął się pod nosem, ale nie odezwał. Pokręcił za to głową i pozwolił jej śmiać się z własnego żartu, samemu ciesząc się tą prostą wymianą zdań, która była całkowicie niewymuszona. W jego życiu, pełnym ciszy, samotności i rozmów kończących się szybciej, niż zaczynały, takie momenty były rzadkie i przez to cenne. A Bradley zaczynał powoli doceniać każdą radosną chwilę.
Gdy zamówiła whiskey z colą, poczuł znajome ukłucie w myślach. On sam kiedyś pił dosyć często, a już na pewno w takich miejscach. Zaczynała przywoływać wspomnienia o których chciał zapomnieć, ale nie dał po sobie tego poznać. Był w prawdzie po pracy, powinien zwijać się do domu i nie wdawać w dyskusję z klientami, ale uznał, że dzisiaj jest wyjątek. Jemu też należy się odstresowanie. Wstał więc razem z nią, przestał udawać kelnera, bo przecież nim nie był. Nie miał w sobie tego rodzaju uprzejmości, raczej milczącą gotowość do towarzyszenia i właśnie to teraz zapragnął zaproponować.
Kiedy przeszli do stolika stojącego bardziej z boku, Bradley odetchnął odrobinę lżej. Zawsze czuł się lepiej z dala od centrum uwagi, z dala od ścisku. Natura introwertyka. Tam mógł obserwować i analizować, zamiast być wciąganym w wir cudzych emocji. A ona, najwidoczniej wraz z nim również wybrała spokój. Było to coś, co odnotował i zapamiętał, bo dla niego każdy szczegół miał znaczenie.
Usiadł obok niej, a gdy padło pytanie, uniósł brew, jakby rozważał, czy odpowiedź jest warta wypowiedzenia na głos. Pytanie niby zwyczajne, zazwyczaj podobne właśnie zadaje się osobom pracującym w takim miejscu. Trafiła idealnie w punkt. Nie mógł powiedzieć prawdy. W końcu przyjął tą pracę tylko ze względu na to, że miał znajomości po siedzeniu w kiciu. To nie jest dobry czas na zwierzenia.
- Czasami niepasujące miejsce do człowieka potrafi go zmienić. A czasami ten człowiek zmieni dane miejsce. - Wzruszył ramionami delikatnie się uśmiechając. Tak, zdecydowanie to miejsce do zmieniło, a on to samo zrobił z klubem nocnym. Nie cackał się z klientami, nie szedł nikomu na rękę i nie wdawał się w zbędne dyskusje. Żył z dnia na dzień.
Oparł się wygodniej na krześle wpatrując się w nią z intensywnością. Zagryzł nawet dolną wargę, pozwalając jej przejąć inicjatywę w dalszej rozmowie. Sam nie lubił dużo mówić, wolał obserwować, badać, analizować. Jednak to jej osoba sprawiła, że jeszcze nie poszedł do domu. Został. Pytanie brzmiało: dlaczego?
Alexa de Fugas-Rascón
-
Na skutek klęsk i nieszczęść, które na mnie spadły, zostałam wiedźmą.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
I znaleźli się przy stoliku, i zadała pytanie, które można by było uznać za dość prywatne bądź ciekawskie, gdyby nie fakt, że wybrała jego bardziej żartobliwą wersję - tak, by mężczyzna mógł wszystko obrócić w żart, jeśli tylko by nie chciał odpowiadać. To przecież nie było przesłuchanie, dlatego też nie mogła oczekiwać, że będzie dostawała odpowiedzi na każde pytanie, jakie zada. Może powinęła mu się noga i dlatego pracował akurat tutaj? A może lubił wyżywać się na klientach? Potrafiła stworzyć w głowie mnóstwo hipotez, z których zapewne żadna nie odpowiadała rzeczywistości. Ale czy było jej to tu i teraz potrzebne? Absolutnie nie. To po prostu jeden wieczór - kilka godzin wspólnego towarzystwa, które zapewne się już nie powtórzy. Pogadają, pośmieją się, może wylądują w łóżku, a może zwyczajnie pójdą w inne strony już za drzwiami klubu. I tyle.
A jednak, gdy usiedli, nie mogła się oprzeć wrażeniu, że miło by było spotkać się jeszcze raz - w innej scenerii, na spokojnie, dla kolejnej zwykłej rozmowy. Przy tym mężczyźnie czuła się spokojnie, jakby podświadomie wiedziała, że nie musi spodziewać się żadnych problemów z jego strony wywołanych jedynie tym, że jest nieco wstawioną kobietą w takim, a nie innym miejscu. A ostatni raz czuła się tak przy Patricku. I gdy jej myśli powędrowały do nieżyjącego męża, spuściła wzrok na szklankę i pozwoliła sobie na dłuższą chwilę milczenia. Doskonale wiedziała, że nic by jej nie powiedział, zawsze wszystko rozumiał, ale w tym momencie stojący przed nią drink natychmiast przestał jej smakować.
- A czasami jedno i drugie, rozumiem. - Uśmiechnęła się, wracając wzrokiem do Brada. Odpowiedź była wymijająca i bardzo ogólna, ale nie zamierzała dopytywać. Przez chwilę panowało milczenie, w którym ona przyglądała się jemu, a on przyglądał się jej. Co najlepsze, to milczenie także jej nie przeszkadzało. Jakby było jakąś naturalną częścią tego spotkania, a nie wymuszoną chwilą, w czasie której obydwoje zastanawiają się, jaki temat poruszyć.
- Miałeś jakiś konkretny plan na dzisiejszy wieczór? Bo tak pomyślałam, że gdy już skończymy nasze drinki, to ruszymy się stąd, po prostu, przed siebie, bez planu i celu? - Nieco ciekawa była, czy jego myśli polecą od razu w kierunku chęci wylądowania w łóżku, czy może jednak nie? Sama stawiała na tę drugą opcję, ale nigdy nie wykluczała tych gorszych opcji. A ona sama naprawdę miała ochotę powłóczyć się po ulicach, które o tej porze nie będą aż tak pełne ludzi i zwyczajnie zarwać noc z dala od alkoholu. Co byłoby pierwszą taką chwilą od dawna.
Bradley Ayers
A jednak, gdy usiedli, nie mogła się oprzeć wrażeniu, że miło by było spotkać się jeszcze raz - w innej scenerii, na spokojnie, dla kolejnej zwykłej rozmowy. Przy tym mężczyźnie czuła się spokojnie, jakby podświadomie wiedziała, że nie musi spodziewać się żadnych problemów z jego strony wywołanych jedynie tym, że jest nieco wstawioną kobietą w takim, a nie innym miejscu. A ostatni raz czuła się tak przy Patricku. I gdy jej myśli powędrowały do nieżyjącego męża, spuściła wzrok na szklankę i pozwoliła sobie na dłuższą chwilę milczenia. Doskonale wiedziała, że nic by jej nie powiedział, zawsze wszystko rozumiał, ale w tym momencie stojący przed nią drink natychmiast przestał jej smakować.
- A czasami jedno i drugie, rozumiem. - Uśmiechnęła się, wracając wzrokiem do Brada. Odpowiedź była wymijająca i bardzo ogólna, ale nie zamierzała dopytywać. Przez chwilę panowało milczenie, w którym ona przyglądała się jemu, a on przyglądał się jej. Co najlepsze, to milczenie także jej nie przeszkadzało. Jakby było jakąś naturalną częścią tego spotkania, a nie wymuszoną chwilą, w czasie której obydwoje zastanawiają się, jaki temat poruszyć.
- Miałeś jakiś konkretny plan na dzisiejszy wieczór? Bo tak pomyślałam, że gdy już skończymy nasze drinki, to ruszymy się stąd, po prostu, przed siebie, bez planu i celu? - Nieco ciekawa była, czy jego myśli polecą od razu w kierunku chęci wylądowania w łóżku, czy może jednak nie? Sama stawiała na tę drugą opcję, ale nigdy nie wykluczała tych gorszych opcji. A ona sama naprawdę miała ochotę powłóczyć się po ulicach, które o tej porze nie będą aż tak pełne ludzi i zwyczajnie zarwać noc z dala od alkoholu. Co byłoby pierwszą taką chwilą od dawna.
Bradley Ayers
-
Zagubiony gdzieś we mgle własnych wspomnieńnieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegopostaćautor
Bradley nieco się rozluźnił, oparł wygodnie o oparcie krzesła i podniósł nieco szklankę wyżej, ale o dziwo nie upił z niej nawet łyczka. Spoglądał na swoją towarzyszkę, uważnie, bez jakiejś wymuszonej nachalności, ale raczej z przyzwyczajenia. Nie wiedział czego tak naprawdę oboje chcą, mogli grać w kotka i myszkę i bawić się słowami, ale czy to jest komuś w ogóle potrzebne w dzisiejszych czasach? Teraz wykłada się kawę na ławę, bez ozdobników.
Pytanie, które padło, było zwyczajnym. Takie, które spotykał na swej drodze codziennie i wcale się temu nie dziwił. Były narkoman pracujący w klubie, gdzie ten towar był łatwo dostępny. Pokusa czy walka z silną wolą?
Nie opowiadał każdemu o swoim życiu. Wolał to przemilczeć, lub chociaż ukryć na jakiś czas. Pozwalał się poznać, a dopiero później wysnuwać wnioski i oszczerstwa. Bo co by było, gdyby teraz wyznał jej prawdę? Jakby zareagowała? Przecież właśnie poznała obcego typa w barze, mógł mieć miły głos, ale może to tylko fasada? Sam Bradley mógł to przerwać, ale nie chciał się zamykać w skorupie, bo jeszcze ktoś pewnego dnia ją zdepcze.
- Rzadko mam jakiekolwiek plany. - Wyznał szczerze, nie wdając się zbytnio w większe szczegóły. Ktoś kto nigdy w klubie nie pracował nie wie co to nagłe zawirowania. Wiele razy, było tak, że wracał do domu o zupełnie innej godzinie, niż było to ustalone. Składało się na to wiele czynników. Wystarczyło, że jakaś dziewczyna tańcząca w tym miejscu doznała uszczerbku na zdrowiu, a Ayers był pierwszym do pomocy. Jakby chciał zmazać swoje stare winy. - Ale na tę chwilę wydaje mi się, że zakończyłem pracę i jestem wolny.
Zaczął się zastanawiać co ją tutaj przyciągnęło. Nie wyglądała na taką, która chodzi samotnie po mieście nie mając w telefonie kontaktu do znajomych. Bradley wybrał takie życie, stronił od ludzi i szczerych gadek, bo wręcz go przytłaczały. A z nią czuł się swobodnie, może dlatego, że byli dla siebie obcy, a może dlatego, że w jakiś sposób nadawali na wspólnych falach.
Nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś mu coś proponował. A tym bardziej wyjście na miasto, spacer czy kolację. Nie wiedział też jak odczytywać jej zaproszenie, czy jako formę zabicia czasu czy po prostu chęci chwili zapomnienia.
- A ty na co masz ochotę? Szybka jazda po mieście? Napad na bank? Taniec na rurze? - W tym momencie wskazał głową na jeden wolny podest, na którym jeszcze przed chwilą stała nieznajoma mu dziewczyna. Zapewne nowa w klubie. - Ale jeśli prawdziwym twoim celem jest wyrwać się stąd, by nie siedzieć tutaj do zamknięcia to brzmi to lepiej niż oglądanie Netflixa. - Bo zapewne właśnie tak jego wieczór, by się zakończył. Wyszedłby pewnie jeszcze z psem na dłuższy spacer, a potem położył i zawinął w pościel.
Alexa de Fugas-Rascón
Pytanie, które padło, było zwyczajnym. Takie, które spotykał na swej drodze codziennie i wcale się temu nie dziwił. Były narkoman pracujący w klubie, gdzie ten towar był łatwo dostępny. Pokusa czy walka z silną wolą?
Nie opowiadał każdemu o swoim życiu. Wolał to przemilczeć, lub chociaż ukryć na jakiś czas. Pozwalał się poznać, a dopiero później wysnuwać wnioski i oszczerstwa. Bo co by było, gdyby teraz wyznał jej prawdę? Jakby zareagowała? Przecież właśnie poznała obcego typa w barze, mógł mieć miły głos, ale może to tylko fasada? Sam Bradley mógł to przerwać, ale nie chciał się zamykać w skorupie, bo jeszcze ktoś pewnego dnia ją zdepcze.
- Rzadko mam jakiekolwiek plany. - Wyznał szczerze, nie wdając się zbytnio w większe szczegóły. Ktoś kto nigdy w klubie nie pracował nie wie co to nagłe zawirowania. Wiele razy, było tak, że wracał do domu o zupełnie innej godzinie, niż było to ustalone. Składało się na to wiele czynników. Wystarczyło, że jakaś dziewczyna tańcząca w tym miejscu doznała uszczerbku na zdrowiu, a Ayers był pierwszym do pomocy. Jakby chciał zmazać swoje stare winy. - Ale na tę chwilę wydaje mi się, że zakończyłem pracę i jestem wolny.
Zaczął się zastanawiać co ją tutaj przyciągnęło. Nie wyglądała na taką, która chodzi samotnie po mieście nie mając w telefonie kontaktu do znajomych. Bradley wybrał takie życie, stronił od ludzi i szczerych gadek, bo wręcz go przytłaczały. A z nią czuł się swobodnie, może dlatego, że byli dla siebie obcy, a może dlatego, że w jakiś sposób nadawali na wspólnych falach.
Nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś mu coś proponował. A tym bardziej wyjście na miasto, spacer czy kolację. Nie wiedział też jak odczytywać jej zaproszenie, czy jako formę zabicia czasu czy po prostu chęci chwili zapomnienia.
- A ty na co masz ochotę? Szybka jazda po mieście? Napad na bank? Taniec na rurze? - W tym momencie wskazał głową na jeden wolny podest, na którym jeszcze przed chwilą stała nieznajoma mu dziewczyna. Zapewne nowa w klubie. - Ale jeśli prawdziwym twoim celem jest wyrwać się stąd, by nie siedzieć tutaj do zamknięcia to brzmi to lepiej niż oglądanie Netflixa. - Bo zapewne właśnie tak jego wieczór, by się zakończył. Wyszedłby pewnie jeszcze z psem na dłuższy spacer, a potem położył i zawinął w pościel.
Alexa de Fugas-Rascón