ODPOWIEDZ
29 y/o, 165 cm
rezydentka chirurgii Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
Rzuciła rezydenturę po stracie pacjentki, która uruchomiła jej zablokowaną traumę. Teraz zarywa nocki w barach, sprowadza do domu przypadkowych mężczyzn i udaje, że wszystko jest "fine". Ross approves.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona, jej
postać
autor

Rzuciła spojrzeniem na swoje odbicie w przedpokojowym lustrze, tak jakby miało to cokolwiek zmienić, po czym mruknąwszy pod nosem coś na pokrzepienie, poprawiła kota, którego trzymała pod pachą i ruszyła schodami piętro niżej.
Zapukała energicznie do drzwi mieszkania, znajdującego się dokładnie pod jej lokalem i czekała. Zawiesiła wzrok na czteropaku piwa, które dzierżyła w drugiej ręce.
Cześć, twój kot znowu pomylił piętra i wlazł do mnie przez balkon… — zaczęła, kiedy tylko drzwi się otworzyły i zobaczyła w nich twarz Ambrose. Nie czekała na odpowiedź i wcisnęła mu zwierzę w ręce (chociaż doskonale wiedziała, że tak naprawdę kocur jedynie u niego pomieszkiwał), jednocześnie podnosząc czteropak z piwami, który teraz trzymała oburącz. Chwilę stała w bezruchu, jakby był to jedyny powód, dla którego tutaj przyszła, zanim odchrząknęła i kontynuowała monolog.
No i poza tym, chciałam podziękować, no wiesz, za spławienie tamtego frędzla… chyba ewidentnie nigdy nie nauczyli go w szkole znaczenia słowa nie i wyobrażał już sobie nas na ślubnym kobiercu — dodała jednym tchem. Przewróciła oczami na samą myśl o tym, że miałaby być z kimś dłużej niż jeden wieczór. Jednocześnie cały czas spoglądała na Meyersa, badając jego nastawienie, a kiedy nie wyczytała z niego niczego ciekawego, wręczyła mu również czteropak z piwami. Dobrze, że nie przyniosła niczego więcej.
Mogę wejść? — zapytała prosto z mostu i bez pardonu przecisnęła się obok mężczyzny do wnętrza jego mieszkania, ale chyba męczący ją większą część dnia kac, niwelował jakiekolwiek hamulce społeczne, jakie miałaby w innej sytuacji. Zresztą, Noelle od bardzo dawna nie przejmowała się tym, co myślą o niej inni. Sama niewiele o sobie myślała. Po prostu robiła rzeczy, które tego od niej nie wymagały. Ba, takie które nie wymagały od niej niczego ponad przyswajanie alkoholu w pobliskim pubie i flirtowanie ze względnie interesującymi typami. Ale tylko przez jeden wieczór. Tutaj nie było miejsca na wyjątki. Bardzo tego pilnowała.
Można stwierdzić, że od chwili porzucenia rezydentury po stracie pacjentki, znajdowała się na równi pochyłej w kierunku czegoś bardzo niebezpiecznego, ale sama tego nie dostrzegała. Jej zdaniem miała się całkiem dobrze. Były to najczęściej wypowiadane przez nią słowa. Dobrze wyuczone kłamstwo.
Obejrzała się przez ramię na Ambrose i uśmiechnęła szeroko, dość komicznie, tak jak uśmiecha się tylko ciężko skacowana osoba, która jednocześnie próbuje być zabawna i naturalna.

ambrose meyers
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
elka brukselka
zagram praktycznie wszystko, na co wcześniej wspólnie się umówimy; rozmawiajmy
31 y/o, 188 cm
artysta, fałszerz
Awatar użytkownika
nigdy nie wiem, co tu napisać...
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
postać
autor

Pierwsza.

Mieszkanie w Parkdale, to konkretnie mieszkanie, było jedną z wielu rzeczy, którą zawdzięczał… totalnemu przypadkowi. Szukał czegoś większego, czegoś bardziej ustronnego. Zamiast tego skończył w mieszkaniu niewiele większym od pudełka po butach, niemożliwym do przewietrzenia z powodu zacinających się okien — sąsiedzi ciągle narzekali na zapach schnących farb, lakierów i terpentyny… Nie to, by jakoś szczególnie się tym przejmował.
Nie zamierzał zostać tutaj długo, tak przynajmniej powtarzał przez pierwszy rok, a zanim się obejrzał, minęły trzy kolejne. Wciąż mówił o przeprowadzce, o znalezieniu czegoś z prawdziwym światłem dziennym — priorytety artysty — ale prawda była taka, że zdążył się tutaj naprawdę zadomowić. Przywykł do dźwięków dobiegających zza ściany, do sąsiadów, który poza narzekaniem na drażniące zapachy dobiegające z jego pracowni, nie robili mu większych problemów…
Gdy słyszał pukanie, pomyślał, że to właśnie sąsiadka z dołu — ta, która zawsze miała na sobie szlafrok, niezależnie od pory dnia — przyszła z kolejną skargą, ale gdy otworzył drzwi, zobaczył na progu… kota. To znaczy, zobaczył Elle, ale jego wzrok mimowolnie powędrował w stronę kota, którego trzymała pod pachą, a który zwisał tam smętnie i wyglądał na pogodzonego ze swoją sytuacją, bo nawet nie próbował się wyrwać. Wyobrażam sobie, że to nie pierwszy raz, gdy „wraca do domu” w ten sposób!
Po pierwsze, nie jest mój — powiedział, zerkając na kota, którego wcisnęła mu w ręce, a który prędko zeskoczył i skierował swoje kroki w głąb mieszkania, nieco przecząc temu, co właśnie powiedział, ech! — Po drugie, pomylił piętra tylko raz. Reszta to jego świadoma decyzja. — dodał, wzruszając lekko ramionami, po czym spojrzał na czteropak, który miała w rękach, przeczuwając co zaraz powie. I Bingo!
Uśmiechnął się pod nosem, a po chwili skrzywił, słysząc co powiedziała o ślubnym kobiercu, jakby to było kroplą która przelała czarę.
Taa, ten wyglądał na szczególnie… zdeterminowanego. — Zdesperowanego, ekhem. — Gdzie ty miałaś oczy? — zawołał za nią, gdy przecisnęła się w drzwiach i ruszyła w stronę kuchni. Mimowolnie przewrócił oczami, widząc ten szeroki uśmiech, którym go uraczyła, po czym zamknął drzwi i powoli podążył za nią. Odstawił czteropak na blat w kuchni i wrócił spojrzeniem do brunetki, lustrując ją od stóp do głów. — Wyglądasz strasznie — powiedział w końcu, bez chociażby odrobiny skrępowania. Nic nowego!

noelle mulligan
ambrose
be nice, play nice!
ODPOWIEDZ

Wróć do „#17”