- Ukrywanie treści: włączone
- Hidebb Message Hidden Description
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
- Ukrywanie treści: włączone
- Hidebb Message Hidden Description
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
- Ukrywanie treści: włączone
- Hidebb Message Hidden Description
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Kamień przy jeziorze już mieli zaliczony.
Siebie nawzajem też zaliczyli, ale to akurat nie było tak nietypowe.
Wcześniej nigdy by nie przypuszczała, że z kimkolwiek będzie się zapuszczać w takie rejony, nie mówiąc o tym, że nigdy nie powiedziałaby, że będzie uprawiać seks w miejscach publicznych. No ale to wszystko wychodziło tak naturalnie, że nawet się nad tym nie zastanawiała. I jakby ktoś pytał, to zdecydowanie niczego nie żałowała.
Zaśmiała się cicho pod nosem na jego wzmiankę o pisemku dla nastolatek. On i Hunter mieli wiele różnych, głupich przygód i historii, więc fakt, że obydwoje zapoznawali się z takimi gazetkami wcale jej nie dziwiło. Swego czasu każdy je miał i czytał. Nie mówiąc o tym, że kiedyś spełniła swoje marzenie z dzieciństwa i pojawiła się w takim jako jedna z młodocianych idolek. Stare dzieje. Miała nadzieję, że ten nakład już nigdzie nie istniał.
Ale hej, przynajmniej jako pierwsza powiedziała mu to po wszystkim, więc chociaż miała potwierdzenie, że faktycznie go kochała. I jemu dała to potwierdzenie, po raz kolejny, że nie chciała go tylko zaciągnąć do łóżka! No… na kamień gdzieś przy jeziorze. Czy u lasek działało to podobnie? Chociaż patrząc na to, że kobiety zwykle były te bardziej emocjonalne, to raczej nie. No ale wiadomo, wszędzie były wyjątki od reguły.
— Mój romantyku — powiedziała, lustrując go spojrzeniem, gdy wyznał jej miłość. Zaśmiała się raz jeszcze, nawet w trakcie jak odwzajemniała tego krótkiego buziaka.
Odprowadziła go spojrzeniem, jak się wycofał i w tym czasie samej sięgnęła po swoje majtki, które leżały niedaleko na kamieniu, aby wciągnąć ich mokry materiał na siebie. Nie było potrzeby latać z gołym tyłkiem, chociaż zgadywała, że Jiwoong jak i pan morderca, który mógł ich oglądać, nie mieliby nic przeciwko.
I jak tylko ponownie była ubrana, no częściowo, bo to tylko bielizna, wsunęła się z powrotem do wody. Zanurzyła się pod wodą tylko na moment, aby zmyć z siebie cały ten pot oraz oznaki udanego seksu sprzed chwili. Po wynurzeniu przejechała palcami po twarzy, zaczesując mokre włosy do tyłu.
— Od siedzenia na muszli w miejscu publicznym też — powiedziała, uśmiechając się pod nosem. No co? Ona też czytała takie gazetki, jak to na nastolatkę przystało. Nigdy nie zapomni wyrazu twarzy jej ojca, którego kiedyś błagała o takie pisemka. — Na twoim miejscu bym zrobiła test — rzuciła, kierując się razem z nim do wyjścia z jeziora. — Kto wie, co się dzieje w toalecie w twoim barze. — Co z tego, że barmani mieli toalety prywatne i nie dzielili ich z klientami. Znając opowieści z jego pracy, to wiedziała już, że tamta muszla klozetowa także nie należała do najczystszych i sterylnych.
Wyszła z wody i wtedy poczuła chłód na swoim ciele. Gęsia skórka pokryła ją całą. Zadrżała dość automatycznie, na palcach bosych stóp truchtając do auta, aby wyciągnąć z niego torby. Jedną z nich mu podała, tą należącą do niego, a potem wraz ze swoimi rzeczami podeszła do drzwi zamkniętego domu.
— Dobra, otwieraj, musimy się przebrać, a nie mogę się doczekać, aż w sumie wejdziemy do środka. — Bo pierwsze co zrobili, zamiast wejść i obejrzeć wnętrze tego pięknego domu, to poszli się ruchać w jeziorze przed nim. No dobra, seks wyszedł przypadkowo, ale wychodziło na to, że mieli inne priorytety niż większość ludzi. To akurat nie powinno ich dziwić. — Czy jest tam kominek? — Musiał wiedzieć, bo pewnie widział wszystkie zdjęcia wnętrza zanim zarezerwował go na weekend. Nie żeby planowała go odpalać, bo i tak było lato, ale patrząc na dom z zewnątrz, mogła jedynie wyobrażać sobie co architekt zrobił w środku. — I wielki dywan z misia polarnego? — No co? Tak właśnie sobie to wyobrażała. Zamiast misia mógł być też tygrys.
Ale może zbyt wiele filmów się naoglądała.
Jiwoong Ahn
Siebie nawzajem też zaliczyli, ale to akurat nie było tak nietypowe.
Wcześniej nigdy by nie przypuszczała, że z kimkolwiek będzie się zapuszczać w takie rejony, nie mówiąc o tym, że nigdy nie powiedziałaby, że będzie uprawiać seks w miejscach publicznych. No ale to wszystko wychodziło tak naturalnie, że nawet się nad tym nie zastanawiała. I jakby ktoś pytał, to zdecydowanie niczego nie żałowała.
Zaśmiała się cicho pod nosem na jego wzmiankę o pisemku dla nastolatek. On i Hunter mieli wiele różnych, głupich przygód i historii, więc fakt, że obydwoje zapoznawali się z takimi gazetkami wcale jej nie dziwiło. Swego czasu każdy je miał i czytał. Nie mówiąc o tym, że kiedyś spełniła swoje marzenie z dzieciństwa i pojawiła się w takim jako jedna z młodocianych idolek. Stare dzieje. Miała nadzieję, że ten nakład już nigdzie nie istniał.
Ale hej, przynajmniej jako pierwsza powiedziała mu to po wszystkim, więc chociaż miała potwierdzenie, że faktycznie go kochała. I jemu dała to potwierdzenie, po raz kolejny, że nie chciała go tylko zaciągnąć do łóżka! No… na kamień gdzieś przy jeziorze. Czy u lasek działało to podobnie? Chociaż patrząc na to, że kobiety zwykle były te bardziej emocjonalne, to raczej nie. No ale wiadomo, wszędzie były wyjątki od reguły.
— Mój romantyku — powiedziała, lustrując go spojrzeniem, gdy wyznał jej miłość. Zaśmiała się raz jeszcze, nawet w trakcie jak odwzajemniała tego krótkiego buziaka.
Odprowadziła go spojrzeniem, jak się wycofał i w tym czasie samej sięgnęła po swoje majtki, które leżały niedaleko na kamieniu, aby wciągnąć ich mokry materiał na siebie. Nie było potrzeby latać z gołym tyłkiem, chociaż zgadywała, że Jiwoong jak i pan morderca, który mógł ich oglądać, nie mieliby nic przeciwko.
I jak tylko ponownie była ubrana, no częściowo, bo to tylko bielizna, wsunęła się z powrotem do wody. Zanurzyła się pod wodą tylko na moment, aby zmyć z siebie cały ten pot oraz oznaki udanego seksu sprzed chwili. Po wynurzeniu przejechała palcami po twarzy, zaczesując mokre włosy do tyłu.
— Od siedzenia na muszli w miejscu publicznym też — powiedziała, uśmiechając się pod nosem. No co? Ona też czytała takie gazetki, jak to na nastolatkę przystało. Nigdy nie zapomni wyrazu twarzy jej ojca, którego kiedyś błagała o takie pisemka. — Na twoim miejscu bym zrobiła test — rzuciła, kierując się razem z nim do wyjścia z jeziora. — Kto wie, co się dzieje w toalecie w twoim barze. — Co z tego, że barmani mieli toalety prywatne i nie dzielili ich z klientami. Znając opowieści z jego pracy, to wiedziała już, że tamta muszla klozetowa także nie należała do najczystszych i sterylnych.
Wyszła z wody i wtedy poczuła chłód na swoim ciele. Gęsia skórka pokryła ją całą. Zadrżała dość automatycznie, na palcach bosych stóp truchtając do auta, aby wyciągnąć z niego torby. Jedną z nich mu podała, tą należącą do niego, a potem wraz ze swoimi rzeczami podeszła do drzwi zamkniętego domu.
— Dobra, otwieraj, musimy się przebrać, a nie mogę się doczekać, aż w sumie wejdziemy do środka. — Bo pierwsze co zrobili, zamiast wejść i obejrzeć wnętrze tego pięknego domu, to poszli się ruchać w jeziorze przed nim. No dobra, seks wyszedł przypadkowo, ale wychodziło na to, że mieli inne priorytety niż większość ludzi. To akurat nie powinno ich dziwić. — Czy jest tam kominek? — Musiał wiedzieć, bo pewnie widział wszystkie zdjęcia wnętrza zanim zarezerwował go na weekend. Nie żeby planowała go odpalać, bo i tak było lato, ale patrząc na dom z zewnątrz, mogła jedynie wyobrażać sobie co architekt zrobił w środku. — I wielki dywan z misia polarnego? — No co? Tak właśnie sobie to wyobrażała. Zamiast misia mógł być też tygrys.
Ale może zbyt wiele filmów się naoglądała.
Jiwoong Ahn
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
— Ja to jestem w ciąży średnio dwa razy dziennie, jeśli dobrze się najem — odpowiedział, z jakąś taką dziwną dumą, jeszcze poklepując się po tym brzuchu. No, czasami jak się chłopak najadł to wywalało mu konkretnego bandziocha i to takiego, jakby połknął piłkę plażową.
Ale to wtedy znaczyło, że jedzonko było bardzo dobre. I że niczego nie żałował. Zresztą – Sorę już pewnie tak z kilka razy zaciążył, włażąc do jej domu z przyniesionym żarciem, kupionym po drodze.
— Ej, akurat geje są bardziej cywilizowani niż niedoruchani faceci i laski w zwykłych klubach. Jak już się decydują na szybkie szubidubi, to chociaż nie rozwalają papieru po całej kabinie i nie urywają desek. A po wszystkim to chociaż wodę spuszczają, a nie zostawiają tam dryfującego kondoma. — Było się kiedyś na mopie to się zna historie. Ale to chyba akurat klasyk rzeczywistości, że tęczowi są bardziej powściągliwi i mają więcej klasy. Oczywiście nie wszyscy. I tak samo jak nie wszyscy wyprostowani byli świniami.
Ale statystyczna większość…
Nie zaprzeczał jednak, że w jego barze – konkretniej: w barze, w którym pracował – działy się różne rzeczy. Bo po pierwsze – jedno się widziało, a jak się nie widziało, to się słyszało. I nie chodziło o nadprogramowe dudnienie dobiegające z kabiny, wpasowujące się w dudnienie muzyki, a po prostu – ploteczki.
A Jiwoong uwielbiał ploteczki. Dlatego uwielbiał pracę barmana. Bo oprócz tego, że był terapeutą, to bywał też powiernikiem największych sekretów i kumpelą do ploteczek. I dzięki temu czas na pracy upływał na czymś sympatyczniejszym, niż wpisywanie danych do excelowskich kratek.
Chociaż to drugie, w teorii, bardziej odpowiedzialne. I bardziej dochodowe. I lepiej wyglądało, kiedy mówiło się, że mój partner jest księgowym czy innym mistrzem tabelek z liczbami, niż mój partner jest barmanem.
Przeszedł wraz z nią do samochodu i zabrał swoje rzeczy, jak raz pozwalając jej nieść jej własne – była przecież silną i niezależną kobietą. Skorzystał z tego, że drugą dłoń miał wolną i wydłubał z bocznej kieszeni pęk kluczy do domku.
— Przesuń się, dokonuję włamu — obwieścił, podchodząc do drzwi. Włam przy użyciu kluczy do tego konkretnego zamka. Na pewno Hunter byłby z niego bardzo dumny. Tylko najpierw ten odpowiedni klucz musiał znaleźć w tym całym pęku. Bo było ich kilka. W zasadzie nawet nie wiedział od czego była większość. — Jest kominek, dywan mogę ci zrobić, jak się sam rozpłaszczę na ziemi. I zaczną mi rosnąć włosy na plecach. — Tego by raczej nie chcieli. Ani on, ani ona.
I tak miał fart, że genetycznie nie porastał jak taki wilkołak.
W końcu dźwięk odryglowywanych drzwi pozwolił na otwarcie przejścia. Puścił dziewczynę przodem, ręką tylko wymacując przełącznik do światła na ścianie. Ale że nie zadziałało kliknięcie, to domyślał się – a raczej miał w instrukcji, że będzie musiał zejść do piwnicy i przełączyć korki.
Do piwnicy. W domku nad jeziorem. W domku pośrodku lasu.
Gorzej sobie tego ten właściciel nie mógł wymyślić.
Podszedł do drzwi, które niechybnie sprowadzały do tej nieszczęsnej piwnicy. Wyciągnął z torby telefon, a potem włączył latarkę.
— Schodzę. Jak usłyszysz podejrzane dźwięki, to bierz auto i uciekaj. Nie próbuj mnie ratować, Sora. Nie rób z siebie takiej debilki jak ta laska z The Quarry. — Co usłyszała jakieś dzikie szubidubi na dole i postanowiła zejść po swojego partnera, zamiast go zostawić i spierdalać po zobaczeniu podejrzanej sylwetki w mroku, która już na pewno nie była jej partnerem.
Co się zagrało, to ich. Tylko po co sobie teraz o tym przypominał. Zwłaszcza jak mieli spędzić faktyczny weekend w domu pośrodku lasu. Może to nie morderca będzie ich największym zmartwieniem. Nie jakiś facet z nożem tylko autentyczny wilkołak.
Zszedł po stromych schodach na sam dół.
— Jeszcze żyję! — powiedział, wchodząc w głąb piwnicy. Tak, że już nie było widać nawet jego światełka bo zniknął za pierwszym zakrętem. — Ale kto wie, czy będę żył za te trzydzieści sekund?
I cisza. Więc bardzo możliwe, że ktoś go już tam zamordował i porąbał na kawałki. Bo wiadomo, jak to było z piwnicami. Zwłaszcza z piwnicami w takim miejscu.
Sora Wolff
Ale to wtedy znaczyło, że jedzonko było bardzo dobre. I że niczego nie żałował. Zresztą – Sorę już pewnie tak z kilka razy zaciążył, włażąc do jej domu z przyniesionym żarciem, kupionym po drodze.
— Ej, akurat geje są bardziej cywilizowani niż niedoruchani faceci i laski w zwykłych klubach. Jak już się decydują na szybkie szubidubi, to chociaż nie rozwalają papieru po całej kabinie i nie urywają desek. A po wszystkim to chociaż wodę spuszczają, a nie zostawiają tam dryfującego kondoma. — Było się kiedyś na mopie to się zna historie. Ale to chyba akurat klasyk rzeczywistości, że tęczowi są bardziej powściągliwi i mają więcej klasy. Oczywiście nie wszyscy. I tak samo jak nie wszyscy wyprostowani byli świniami.
Ale statystyczna większość…
Nie zaprzeczał jednak, że w jego barze – konkretniej: w barze, w którym pracował – działy się różne rzeczy. Bo po pierwsze – jedno się widziało, a jak się nie widziało, to się słyszało. I nie chodziło o nadprogramowe dudnienie dobiegające z kabiny, wpasowujące się w dudnienie muzyki, a po prostu – ploteczki.
A Jiwoong uwielbiał ploteczki. Dlatego uwielbiał pracę barmana. Bo oprócz tego, że był terapeutą, to bywał też powiernikiem największych sekretów i kumpelą do ploteczek. I dzięki temu czas na pracy upływał na czymś sympatyczniejszym, niż wpisywanie danych do excelowskich kratek.
Chociaż to drugie, w teorii, bardziej odpowiedzialne. I bardziej dochodowe. I lepiej wyglądało, kiedy mówiło się, że mój partner jest księgowym czy innym mistrzem tabelek z liczbami, niż mój partner jest barmanem.
Przeszedł wraz z nią do samochodu i zabrał swoje rzeczy, jak raz pozwalając jej nieść jej własne – była przecież silną i niezależną kobietą. Skorzystał z tego, że drugą dłoń miał wolną i wydłubał z bocznej kieszeni pęk kluczy do domku.
— Przesuń się, dokonuję włamu — obwieścił, podchodząc do drzwi. Włam przy użyciu kluczy do tego konkretnego zamka. Na pewno Hunter byłby z niego bardzo dumny. Tylko najpierw ten odpowiedni klucz musiał znaleźć w tym całym pęku. Bo było ich kilka. W zasadzie nawet nie wiedział od czego była większość. — Jest kominek, dywan mogę ci zrobić, jak się sam rozpłaszczę na ziemi. I zaczną mi rosnąć włosy na plecach. — Tego by raczej nie chcieli. Ani on, ani ona.
I tak miał fart, że genetycznie nie porastał jak taki wilkołak.
W końcu dźwięk odryglowywanych drzwi pozwolił na otwarcie przejścia. Puścił dziewczynę przodem, ręką tylko wymacując przełącznik do światła na ścianie. Ale że nie zadziałało kliknięcie, to domyślał się – a raczej miał w instrukcji, że będzie musiał zejść do piwnicy i przełączyć korki.
Do piwnicy. W domku nad jeziorem. W domku pośrodku lasu.
Gorzej sobie tego ten właściciel nie mógł wymyślić.
Podszedł do drzwi, które niechybnie sprowadzały do tej nieszczęsnej piwnicy. Wyciągnął z torby telefon, a potem włączył latarkę.
— Schodzę. Jak usłyszysz podejrzane dźwięki, to bierz auto i uciekaj. Nie próbuj mnie ratować, Sora. Nie rób z siebie takiej debilki jak ta laska z The Quarry. — Co usłyszała jakieś dzikie szubidubi na dole i postanowiła zejść po swojego partnera, zamiast go zostawić i spierdalać po zobaczeniu podejrzanej sylwetki w mroku, która już na pewno nie była jej partnerem.
Co się zagrało, to ich. Tylko po co sobie teraz o tym przypominał. Zwłaszcza jak mieli spędzić faktyczny weekend w domu pośrodku lasu. Może to nie morderca będzie ich największym zmartwieniem. Nie jakiś facet z nożem tylko autentyczny wilkołak.
Zszedł po stromych schodach na sam dół.
— Jeszcze żyję! — powiedział, wchodząc w głąb piwnicy. Tak, że już nie było widać nawet jego światełka bo zniknął za pierwszym zakrętem. — Ale kto wie, czy będę żył za te trzydzieści sekund?
I cisza. Więc bardzo możliwe, że ktoś go już tam zamordował i porąbał na kawałki. Bo wiadomo, jak to było z piwnicami. Zwłaszcza z piwnicami w takim miejscu.
Sora Wolff
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— O proszę, to miło z ich strony — powiedziała z uśmiechem na wieść, że akurat geje dbali o miejscówkę do której szli na szybki numerek. Nawet nie trzeba było im zostawiać karteczki „zostaw miejsce takim, jakie je zastałeś”, bo najwyraźniej sami o to dbali. Tak samo jak o to, aby nie zostawiać za sobą żadnych śladów. Czy dowodów. Co prawda sama raczej nie chodziła do klubów, nie tylko dlatego, że nie miała normalnie na to czasu, ale też dlatego, że dbała o swój wizerunek, a w Korei… idole nie mogli pojawiać się w klubach. I być widziani z alkoholem w ręku, bo będzie kolejny skandal. W końcu idole nie piją. Nie palą.
I przede wszystkim się nie ruchają.
Gdyby ktoś dowiedział się o jej życiu uczuciowym, w tym seksualnym, to nie wysyłaliby ciężarówek z wieńcami pogrzebowymi, tylko cały, jebany sterowiec.
Na szczęście pozostawała bezpieczna, bo nie tylko ona dbała o brak plotek i upierdliwych ludzi, ale także Jiwoong, który był w to bardzo zaangażowany. Można to było chociażby zobaczyć przy wyborach miejscówek na jego wycieczki. Domek przy jeziorze, pośrodku niczego był dla niej idealny. Może i mógł mieć morderców, ale tacy raczej nie słuchali k-popu.
By się zdziwiła jakby tak było.
Odsunęła się, aby Jiwoong mógł otworzyć im drzwi do drewnianego domu.
— Nie dzięki, wolę jednak podłogę. Normalną, nie włochatą. — Nie żeby coś, ale doceniała fakt, że jej chłopak nie był jednym z tych owłosionych facetów, którzy musieli golić nie tylko pachy, ale też klatę, brzuch, plecy i ramiona. Niby kochała go za charakter, ale nie oszukujmy się, wygląd też miał wiele do znaczenia, a Jiwoong miał naprawdę dobrą mordę oraz ciało, które wpisywało się w jej estetykę oraz upodobania. I gdyby nagle wyjebał mu testosteron w chorobliwy sposób, objawiając się wyjątkowo nadmiernym owłosieniem, to na tym etapie, po prostu by go depilowała plastrami.
Weszła do środka, uśmiechając się pod nosem na sam wystrój wnętrza. Było tak, jak sobie wyobrażała. Malowniczo, niemalże tak, jak w tych wszystkich filmach i zdjęciach, które się oglądało. Może nie było jeszcze żadnego prądu i zasilania, ale już jej się tu podobało.
— Mam cię tak po prostu porzucić na pożarcie? — spytała, odstawiając torbę na jedną z szafek, zerkając na niego przez ramię. — Dobra, jak to będzie potwór i będę wiedzieć, że potwór, to tak zrobię — powiedziała. Dość normalnym odruchem byłoby pójście i sprawdzenie czy wszystko w porządku, ale jakby widziała, że jest tam coś podejrzanego i mało ludzkiego, to… jej natura zapewne kazałaby jej spierdalać. I to jak najdalej.
Nasłuchiwała jak schodzi dalej, w dół po schodach w poszukiwaniu korków. Podeszła do wejścia do piwnicy, zatrzymując się na górze. Na dole było ciemno, a on zniknął za zakrętem. Próbowała za nim wyjrzeć, ale słyszała jak się krząta.
— Lepiej, abyś żył — powiedziała z uśmiechem, słuchając jak dalej szuka odpowiedniego przełącznika prądu. Tylko, że w pewnym momencie było za cicho. Wiedziała jednak z kim ma do czynienia. Jej chłopak był jebanym żartownisiem, dlatego spodziewała się, że jak coś, to będzie próbował ją nastraszyć i z niej zażartować.
Co nie zmieniało faktu, że się martwiła.
— I jak? Jiwoong? — spytała, próbując dostrzec jego sylwetkę, ale jej się to nie udało. W dodatku odpowiedziała jej cisza. Nie słyszała nawet kroków, które mógłby wykonywać czy jakiegokolwiek obijania się o rzeczy po ciemku. — Jiwoong? — ponowiła jego imię, wzywając go tym samym do odpowiedzi, ale… znowu nic nie usłyszała. — To nie jest śmieszne. — Bo nie było. Wiedziała, że robi sobie z niej jaja. Wiedziała, że na pewno chciał tego, aby właśnie tak reagowała. I się wystraszyła, że coś sobie zrobił. Albo ktoś mu coś zrobił. — Wiem, że nic ci nie jest. Jiwoong, halo — rzuciła głośniej, schodząc jeden krok w dół po schodach, jakby dzięki temu miał ją lepiej słyszeć. Tylko w dalszym ciągu nikt jej nie odpowiadał.
No zabije go. Poćwiartuje go na kawałki i to ona będzie tym psychopatą z horrorów.
— Lepiej, abyś był martwy, bo jak nie, to sama cię zabiję za to, że muszę tam schodzić — powiedziała, wykonując powoli kolejnych kilka kroków w dół. I chociaż wiedziała podświadomie, że nie ma tam żadnego niebezpieczeństwa, to czuła jak napięcie w niej rośnie. Jak serce bije coraz mocniej, a każdy krok jest wykonywany ostrożniej niż normalnie.
Chyba za dużo filmów oglądałaś, Sora. Musisz przestać.
Jiwoong Ahn
I przede wszystkim się nie ruchają.
Gdyby ktoś dowiedział się o jej życiu uczuciowym, w tym seksualnym, to nie wysyłaliby ciężarówek z wieńcami pogrzebowymi, tylko cały, jebany sterowiec.
Na szczęście pozostawała bezpieczna, bo nie tylko ona dbała o brak plotek i upierdliwych ludzi, ale także Jiwoong, który był w to bardzo zaangażowany. Można to było chociażby zobaczyć przy wyborach miejscówek na jego wycieczki. Domek przy jeziorze, pośrodku niczego był dla niej idealny. Może i mógł mieć morderców, ale tacy raczej nie słuchali k-popu.
By się zdziwiła jakby tak było.
Odsunęła się, aby Jiwoong mógł otworzyć im drzwi do drewnianego domu.
— Nie dzięki, wolę jednak podłogę. Normalną, nie włochatą. — Nie żeby coś, ale doceniała fakt, że jej chłopak nie był jednym z tych owłosionych facetów, którzy musieli golić nie tylko pachy, ale też klatę, brzuch, plecy i ramiona. Niby kochała go za charakter, ale nie oszukujmy się, wygląd też miał wiele do znaczenia, a Jiwoong miał naprawdę dobrą mordę oraz ciało, które wpisywało się w jej estetykę oraz upodobania. I gdyby nagle wyjebał mu testosteron w chorobliwy sposób, objawiając się wyjątkowo nadmiernym owłosieniem, to na tym etapie, po prostu by go depilowała plastrami.
Weszła do środka, uśmiechając się pod nosem na sam wystrój wnętrza. Było tak, jak sobie wyobrażała. Malowniczo, niemalże tak, jak w tych wszystkich filmach i zdjęciach, które się oglądało. Może nie było jeszcze żadnego prądu i zasilania, ale już jej się tu podobało.
— Mam cię tak po prostu porzucić na pożarcie? — spytała, odstawiając torbę na jedną z szafek, zerkając na niego przez ramię. — Dobra, jak to będzie potwór i będę wiedzieć, że potwór, to tak zrobię — powiedziała. Dość normalnym odruchem byłoby pójście i sprawdzenie czy wszystko w porządku, ale jakby widziała, że jest tam coś podejrzanego i mało ludzkiego, to… jej natura zapewne kazałaby jej spierdalać. I to jak najdalej.
Nasłuchiwała jak schodzi dalej, w dół po schodach w poszukiwaniu korków. Podeszła do wejścia do piwnicy, zatrzymując się na górze. Na dole było ciemno, a on zniknął za zakrętem. Próbowała za nim wyjrzeć, ale słyszała jak się krząta.
— Lepiej, abyś żył — powiedziała z uśmiechem, słuchając jak dalej szuka odpowiedniego przełącznika prądu. Tylko, że w pewnym momencie było za cicho. Wiedziała jednak z kim ma do czynienia. Jej chłopak był jebanym żartownisiem, dlatego spodziewała się, że jak coś, to będzie próbował ją nastraszyć i z niej zażartować.
Co nie zmieniało faktu, że się martwiła.
— I jak? Jiwoong? — spytała, próbując dostrzec jego sylwetkę, ale jej się to nie udało. W dodatku odpowiedziała jej cisza. Nie słyszała nawet kroków, które mógłby wykonywać czy jakiegokolwiek obijania się o rzeczy po ciemku. — Jiwoong? — ponowiła jego imię, wzywając go tym samym do odpowiedzi, ale… znowu nic nie usłyszała. — To nie jest śmieszne. — Bo nie było. Wiedziała, że robi sobie z niej jaja. Wiedziała, że na pewno chciał tego, aby właśnie tak reagowała. I się wystraszyła, że coś sobie zrobił. Albo ktoś mu coś zrobił. — Wiem, że nic ci nie jest. Jiwoong, halo — rzuciła głośniej, schodząc jeden krok w dół po schodach, jakby dzięki temu miał ją lepiej słyszeć. Tylko w dalszym ciągu nikt jej nie odpowiadał.
No zabije go. Poćwiartuje go na kawałki i to ona będzie tym psychopatą z horrorów.
— Lepiej, abyś był martwy, bo jak nie, to sama cię zabiję za to, że muszę tam schodzić — powiedziała, wykonując powoli kolejnych kilka kroków w dół. I chociaż wiedziała podświadomie, że nie ma tam żadnego niebezpieczeństwa, to czuła jak napięcie w niej rośnie. Jak serce bije coraz mocniej, a każdy krok jest wykonywany ostrożniej niż normalnie.
Chyba za dużo filmów oglądałaś, Sora. Musisz przestać.
Jiwoong Ahn
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Plan wydawał się sensowny. On umiera, a ona się zawija. Rozumiał ten naturalny odruch, ten sam który wyzywali w grze i innych horrorach poprzez „nie wchodź tam”, „co ty robisz” czy „zostaw ją i uciekaj”, ale to mądrym to się było zawsze kiedy się siedziało przed telewizorem.
Zwłaszcza jak się oglądało mecze piłki nożnej.
Ale on nie oglądał.
— A skąd niby będziesz wiedziała, że to potwór? Myślisz, że ci zdążę wykrzyczeć rysopis? Albo że zdążę się wydrzeć, że TO POTWÓR, SORA? — Prawdopodobnie gdyby go dorwała jakaś taka bestia, rodem z The Quarry to jednak nie zdążyłby nic z tego wykrzyczeć. Albo byłby zajęty uciekaniem, albo miałby wypruwane flaki żywcem i chyba ostatnim jego zmartwieniem byłby jego „obowiązek informacyjny”. Chociaż może dla swojej ukochanej by się jednak tak poświęcił i próbował wykrzyczeć cokolwiek, ale czy ona by w ogóle cokolwiek zrozumiała? Gdyby na przykład miał w danym momencie rozrywaną tchawicę?
— Ustalmy, że jak usłyszysz jakiś podejrzany łoskot, to się pakujesz do auta i jedziesz. Nawet nie, że czekasz w aucie. Po prostu jedziesz. Bo jeszcze coś ci oponę przegryzie albo cokolwiek. Jesteś zbyt cenna, żeby cię stracić przez głupie, bohaterskie odruchy. Zostawiasz mnie i tyle, proste.
Na odchodne ucałował ją jeszcze w czoło, jak gdyby to miało być ich faktyczne ostatnie pożegnanie. Jakby faktycznie miał w tej piwnicy zginąć. I to za ich światło i ogrzewanie. Albo klimatyzację. Było lato.
Byłe jednak autorem dziwnych pomysłów, debilnych także – to wpływ tego, że bardzo długo bujał się z Hunterem i w zasadzie wrócił do tego po przerwie wywartej depresją. No i nie byłby sobą, gdyby nie zaplanował teatrzyku, kiedy chodziło o sytuacje takie jak ta. Był trochę klaunem, okay?
Ale, jak to się mówi, widziały gały, co brały.
Chociaż idioci to się czasami dobrze maskują pod ładną gębą i czarującym uśmiechem.
Nawet nie spodziewał się, że piwnica będzie taka przestronna. I że będzie miała kilka zakrętów. To oczywiście podkręcało go do pranka, do tego stopnia, że przestał odpowiadać dziewczynie na wołania, a powziął kolejny zakręt.
Słyszał też, że jej głos był wyraźniejszy, więc to dla niego znaczyło, że mimo wszystko i mimo jego ostrzeżeń – szła po niego. Znaczy „mimo ostrzeżeń”. Miała wiać jak usłyszy jakikolwiek podejrzany łoskot, a na razie żadnego takiego nie było.
Aż Jiwoong nie zajebał po ciemnicy piszczelem w jakąś rurkę. Nie wiadomo czy to karma czy to po prostu jego nieopatrzność – a może jedno i drugie, ale zabolało. Jeszcze faktycznie metaliczny łoskot wybrzmiał echem w ciemnym pomieszczeniu, w połączeniu z jego soczystym:
— Ożesz kurwww — To „a” uwięzło mu już w gardle. Zacisnął zęby, jakoby miało mu to pomóc znieść ten pulsujący ból, jaki rozchodził się po jego nerwach. Wiadomo – jak się szukało mebli i przeszkód za pomocą piszczela, to była to najskuteczniejsza metoda, bo właśnie tam najbardziej bolało.
A potem odegrał grę aktorką bo zaległ na ziemi, bo przecież właśnie umarł. Nie przejmował się zbytnio, że tutaj to na sto procent nikt nie sprzątał od dłuższego czasu, że kurz i zarazki. Bo on tutaj odwalił kitę. Zgon. Dyntkę.
Więc zaległ na tej zimnej podłodze w bezruchu, z telefonem dramatycznie wypuszczonym obok siebie, w bezruchu. Choć jeszcze się ruszał, dopóki nie słyszał kroków odpowiednio blisko. I też do tego czasu zgrzytał zębami, bo jednak – kurewsko bolało i będzie miał w tamtym miejscu taką bulwę, że nie wiadomo, jak uklęknie. Niby szczęście, że to nie kolano i niby w razie czego miał drugie, ale wiadomo – jak jedna noga była dominująca, to był już odruch.
A trochę przypał klęknąć i wydrzeć mordę zaraz z bólu.
Wiele rzeczy mogło pójść nie tak. I już zaczynały iść. A postanowił do tego dorzucić swoją „bezbłędną” grę aktorską.
Brakowało tylko, aby jeszcze język wywalił. To by mu na pewno dodało autentyczności.
Sora Wolff
Zwłaszcza jak się oglądało mecze piłki nożnej.
Ale on nie oglądał.
— A skąd niby będziesz wiedziała, że to potwór? Myślisz, że ci zdążę wykrzyczeć rysopis? Albo że zdążę się wydrzeć, że TO POTWÓR, SORA? — Prawdopodobnie gdyby go dorwała jakaś taka bestia, rodem z The Quarry to jednak nie zdążyłby nic z tego wykrzyczeć. Albo byłby zajęty uciekaniem, albo miałby wypruwane flaki żywcem i chyba ostatnim jego zmartwieniem byłby jego „obowiązek informacyjny”. Chociaż może dla swojej ukochanej by się jednak tak poświęcił i próbował wykrzyczeć cokolwiek, ale czy ona by w ogóle cokolwiek zrozumiała? Gdyby na przykład miał w danym momencie rozrywaną tchawicę?
— Ustalmy, że jak usłyszysz jakiś podejrzany łoskot, to się pakujesz do auta i jedziesz. Nawet nie, że czekasz w aucie. Po prostu jedziesz. Bo jeszcze coś ci oponę przegryzie albo cokolwiek. Jesteś zbyt cenna, żeby cię stracić przez głupie, bohaterskie odruchy. Zostawiasz mnie i tyle, proste.
Na odchodne ucałował ją jeszcze w czoło, jak gdyby to miało być ich faktyczne ostatnie pożegnanie. Jakby faktycznie miał w tej piwnicy zginąć. I to za ich światło i ogrzewanie. Albo klimatyzację. Było lato.
Byłe jednak autorem dziwnych pomysłów, debilnych także – to wpływ tego, że bardzo długo bujał się z Hunterem i w zasadzie wrócił do tego po przerwie wywartej depresją. No i nie byłby sobą, gdyby nie zaplanował teatrzyku, kiedy chodziło o sytuacje takie jak ta. Był trochę klaunem, okay?
Ale, jak to się mówi, widziały gały, co brały.
Chociaż idioci to się czasami dobrze maskują pod ładną gębą i czarującym uśmiechem.
Nawet nie spodziewał się, że piwnica będzie taka przestronna. I że będzie miała kilka zakrętów. To oczywiście podkręcało go do pranka, do tego stopnia, że przestał odpowiadać dziewczynie na wołania, a powziął kolejny zakręt.
Słyszał też, że jej głos był wyraźniejszy, więc to dla niego znaczyło, że mimo wszystko i mimo jego ostrzeżeń – szła po niego. Znaczy „mimo ostrzeżeń”. Miała wiać jak usłyszy jakikolwiek podejrzany łoskot, a na razie żadnego takiego nie było.
Aż Jiwoong nie zajebał po ciemnicy piszczelem w jakąś rurkę. Nie wiadomo czy to karma czy to po prostu jego nieopatrzność – a może jedno i drugie, ale zabolało. Jeszcze faktycznie metaliczny łoskot wybrzmiał echem w ciemnym pomieszczeniu, w połączeniu z jego soczystym:
— Ożesz kurwww — To „a” uwięzło mu już w gardle. Zacisnął zęby, jakoby miało mu to pomóc znieść ten pulsujący ból, jaki rozchodził się po jego nerwach. Wiadomo – jak się szukało mebli i przeszkód za pomocą piszczela, to była to najskuteczniejsza metoda, bo właśnie tam najbardziej bolało.
A potem odegrał grę aktorką bo zaległ na ziemi, bo przecież właśnie umarł. Nie przejmował się zbytnio, że tutaj to na sto procent nikt nie sprzątał od dłuższego czasu, że kurz i zarazki. Bo on tutaj odwalił kitę. Zgon. Dyntkę.
Więc zaległ na tej zimnej podłodze w bezruchu, z telefonem dramatycznie wypuszczonym obok siebie, w bezruchu. Choć jeszcze się ruszał, dopóki nie słyszał kroków odpowiednio blisko. I też do tego czasu zgrzytał zębami, bo jednak – kurewsko bolało i będzie miał w tamtym miejscu taką bulwę, że nie wiadomo, jak uklęknie. Niby szczęście, że to nie kolano i niby w razie czego miał drugie, ale wiadomo – jak jedna noga była dominująca, to był już odruch.
A trochę przypał klęknąć i wydrzeć mordę zaraz z bólu.
Wiele rzeczy mogło pójść nie tak. I już zaczynały iść. A postanowił do tego dorzucić swoją „bezbłędną” grę aktorską.
Brakowało tylko, aby jeszcze język wywalił. To by mu na pewno dodało autentyczności.
Sora Wolff
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— Wystarczy chociaż „uciekaj” — powiedziała, patrząc na niego wymownie. No dobra, sam jego krzyk mógłby ją zaalarmować, ale równie dobrze ten krzyk mógł oznaczać, że się potknął, przewrócił, coś go zabolało i sobie coś zrobił na tyle, że potrzebował jej pomocy! Jakby słyszała, że dławi się własną krwią, to już by spierdalała, ale taki zwyczajny krzyk i cisza? Mogło znaczyć wiele! Bardziej prawdopodobnym było, że faktycznie coś się mu stało, niż pomyślałaby o mordercy w piwnicy, który siedział tam przez niewiadomo ile czasu, czekając aż ktoś wynajmie chatę. Gorzej jakby pewnego razu zrobiła tak jak chciał, uciekła… a potem okazało się, że się potknął, uderzył w coś głową, a ona uciekła z miejsca i nie udzieliła mu pierwszej pomocy. Ani żadnej pomocy.
Poszłaby za to siedzieć. Dobrze, że jej ojciec był genialnym prawnikiem.
— Przemyślę to. Lubię podejmować głupie decyzje. — Wcale nie. Chociaż w jego przypadku, z nim przy boku dokładniej, to już nawet na bungee skakała, gdy spełniali jego prezent. To było dopiero przerażające. Teraz żaden psychol nie był aż tak straszny jak w tamtym momencie, co się w niego wtulała z zamkniętymi oczami, modląc się, aby lina wytrzymała.
A sama dała mu ten prezent.
Teraz miała też popełnić głupią decyzję, bo wychodziło na to, że całe te ustalenia poszły w pizdu. Miała uciekać, a zamiast tego pakowała się za nim do ciemnej piwnicy. Ciemnej, cichej piwnicy, skąd przestał jej nagle odpowiadać. I chociaż czuła podświadomie, że przecież nic się nie stało, a to jest jego kolejny durny żart, to gdzieś tam czuła nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej. W okolicy serca oraz żołądku. Taki typowy strach, że może te ich durne gadanie ma ten jeden procent szans na to, że to fakt. I w domku, który wzięli naprawdę ukrywa się psychopata.
— Przysięgam, że cię za to zabiję — rzuciła w nicość i wtedy też usłyszała jego przekleństwo, które łączyło się z dziwnym łoskotem, który momentalnie zwrócił jej uwagę. Serce stanęło jej na ułamek sekundy. — Jiwoong! — warknęła trochę wystraszona, ale ukrywając to pod brawurą. I swego rodzaju dziwną złością, bo teraz to nie wiedziała czy bardziej się na niego wkurza za ten durny żart oraz brak odpowiedzi, czy jednak martwi, że coś mu się stało.
Poszła w kierunku dźwięku i wtedy go właśnie znalazła. Leżącego na ziemi.
— Jiw- — urwała. Wiedziała, że udaje. No po prostu wiedziała. Nie było innej opcji, a jednak gdy go zobaczyła na tej ziemi, serce stanęło jej raz jeszcze. Ze stresu oraz przez to, że widziała go w takiej odsłonie. Nie miał wywalonego języka, który mógłby jej podpowiedzieć, że udawał. Nie zrobił dziwnej pozy, ani nic. Więc gdzieś tam istniało małe prawdopodobieństwo, że faktycznie nie udawał i stracił przytomność.
I oby tak, kurwa, było, bo go za to zabije.
— To nie jest zabawne — powiedziała, podchodząc do niego, aby uklęknąć i w pierwszym odruchu przyłożyć mu dwa palce do tętnicy szyjnej, co by sprawdzić puls. Nie była medykiem, nie wiedziała co robić z nieprzytomnymi ludźmi, ale umiała sprawdzić czy ktoś oddycha i czy jego serce bije, okay? A jego biło bardzo wyraźnie.
Szturchnęła go mocniej, co by się ocknął, albo wydał z siebie jakikolwiek odruch czy dźwięk na znak, że żyje, jest przytomny, świadomy i w ogóle… tylko jest debilem, który zaraz od niej oberwie w łeb.
— Jiwoong, kurwa — rzuciła po tym, jak go szturchnęła kolejny raz. Skrzywiła twarz w złości, teraz biorąc kolejne kroki co do tego, aby go obudzić. Ekstremalne. Czyli wyciągnęła dwa palce i… dźgnęła go w bok. Raz, a potem kolejny i kolejny. W te czułe, wrażliwe miejsca. I robiła to mocno, aby wyraźnie je poczuł. Tak, aby go dobudzić z tego jego nieprzytomności.
Potem będzie mogła go walnąć. Zaraz po tym jak przejdzie jej ulga.
Jiwoong Ahn
Poszłaby za to siedzieć. Dobrze, że jej ojciec był genialnym prawnikiem.
— Przemyślę to. Lubię podejmować głupie decyzje. — Wcale nie. Chociaż w jego przypadku, z nim przy boku dokładniej, to już nawet na bungee skakała, gdy spełniali jego prezent. To było dopiero przerażające. Teraz żaden psychol nie był aż tak straszny jak w tamtym momencie, co się w niego wtulała z zamkniętymi oczami, modląc się, aby lina wytrzymała.
A sama dała mu ten prezent.
Teraz miała też popełnić głupią decyzję, bo wychodziło na to, że całe te ustalenia poszły w pizdu. Miała uciekać, a zamiast tego pakowała się za nim do ciemnej piwnicy. Ciemnej, cichej piwnicy, skąd przestał jej nagle odpowiadać. I chociaż czuła podświadomie, że przecież nic się nie stało, a to jest jego kolejny durny żart, to gdzieś tam czuła nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej. W okolicy serca oraz żołądku. Taki typowy strach, że może te ich durne gadanie ma ten jeden procent szans na to, że to fakt. I w domku, który wzięli naprawdę ukrywa się psychopata.
— Przysięgam, że cię za to zabiję — rzuciła w nicość i wtedy też usłyszała jego przekleństwo, które łączyło się z dziwnym łoskotem, który momentalnie zwrócił jej uwagę. Serce stanęło jej na ułamek sekundy. — Jiwoong! — warknęła trochę wystraszona, ale ukrywając to pod brawurą. I swego rodzaju dziwną złością, bo teraz to nie wiedziała czy bardziej się na niego wkurza za ten durny żart oraz brak odpowiedzi, czy jednak martwi, że coś mu się stało.
Poszła w kierunku dźwięku i wtedy go właśnie znalazła. Leżącego na ziemi.
— Jiw- — urwała. Wiedziała, że udaje. No po prostu wiedziała. Nie było innej opcji, a jednak gdy go zobaczyła na tej ziemi, serce stanęło jej raz jeszcze. Ze stresu oraz przez to, że widziała go w takiej odsłonie. Nie miał wywalonego języka, który mógłby jej podpowiedzieć, że udawał. Nie zrobił dziwnej pozy, ani nic. Więc gdzieś tam istniało małe prawdopodobieństwo, że faktycznie nie udawał i stracił przytomność.
I oby tak, kurwa, było, bo go za to zabije.
— To nie jest zabawne — powiedziała, podchodząc do niego, aby uklęknąć i w pierwszym odruchu przyłożyć mu dwa palce do tętnicy szyjnej, co by sprawdzić puls. Nie była medykiem, nie wiedziała co robić z nieprzytomnymi ludźmi, ale umiała sprawdzić czy ktoś oddycha i czy jego serce bije, okay? A jego biło bardzo wyraźnie.
Szturchnęła go mocniej, co by się ocknął, albo wydał z siebie jakikolwiek odruch czy dźwięk na znak, że żyje, jest przytomny, świadomy i w ogóle… tylko jest debilem, który zaraz od niej oberwie w łeb.
— Jiwoong, kurwa — rzuciła po tym, jak go szturchnęła kolejny raz. Skrzywiła twarz w złości, teraz biorąc kolejne kroki co do tego, aby go obudzić. Ekstremalne. Czyli wyciągnęła dwa palce i… dźgnęła go w bok. Raz, a potem kolejny i kolejny. W te czułe, wrażliwe miejsca. I robiła to mocno, aby wyraźnie je poczuł. Tak, aby go dobudzić z tego jego nieprzytomności.
Potem będzie mogła go walnąć. Zaraz po tym jak przejdzie jej ulga.
Jiwoong Ahn