ODPOWIEDZ
40 y/o, 167 cm
malarka własna pracownia
Awatar użytkownika
an afixiation, a fix on anything. the line of life, the limb of a tree. the hands of he and the promise that she is blessed among women.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/jej
postać
autor

Wygodna maska silnej, niezależnej kobiety, odpornej na w s z y s t k o - opadła z jej twarzy w chwili, gdy jedyna latorośl podjęła decyzję o przeprowadzce do ojca. Zdążyła opaść, zanim pozwoliła jej kupić bilety lotnicze, spakować walizkę i zakończyć odprawę na lotnisku. Jak sparaliżowana spędziła kolejnych kilka, kilkanaście, a może i kilkadziesiąt dni, w których to chłód samotności po raz pierwszy był na tyle mocny, że otulenia ulubionego koca nie były w stanie ogrzać ciała, którego temperatura prawdopodobnie w tamtym momencie uderzyła do bezwzględnego zera. Walcząc sama ze sobą, czy powinna napisać, czy powinna zadzwonić, a może po prostu dać nastolatce przestrzeń, co rusz krzątała się po domu, nie mogąc odnaleźć zapomnienia nawet przy sztaludze. Nie wiedziała, czy cisza w wiadomościach była spowodowana położeniem w innej strefie czasowej, czy może po prostu był to komunikat, którego jeszcze nie rozumiała, ale już wkrótce miała się przekonać o tym, że jej własna córka znacznie lepiej czuje się u ojca.
Wtedy, jakby modlitwy zostały w końcu wysłuchane, otrzymała telefon z galerii sztuki, a zanim pertraktacje dobiegły końca, Delara oddelegowała asystentce znalezienie agencji nieruchomości w Toronto. Jeśli coś nie byłoby jej przeznaczone, to nigdy by się to nie wydarzyło - dewiza, którą karmiła umysł swojej pociechy i notorycznie nadużywała podczas scysji, takich jak ta telefoniczna, która wybuchła tuż przed rzuceniem dzień dobry a po obwieszczeniu zatrzymam się na kilka miesięcy w Toronto.
Wiedziała, że w nowym miejscu nie będą czekać na nią fanfary, na lotnisku nie będzie nikogo dzierżącego karton z jej imieniem napisanym drukowanymi literami w jednej dłoni i kwiatem dalii w drugiej, jednak karanie ciszą z jakim się zetknęła było przekroczeniem linii jej cierpliwości, która i tak w tej sytuacji okazała się nad wyraz wytrzymała. Chwila powściągliwości doprowadzała ją do szału, uczucie niemocy i brak kontroli nad sytuacją sprawiało, że bieg jej dnia i wskaźnik samopoczucia zależał od jej córki, a ona czuła się jak kwiat skazany na łaskę wiecznie zapominającego o niej opiekuna. W cieniu i bez wody nie był w stanie kwitnąć. Tak samo jak ona, nie mogła funkcjonować bez zapewnienia, że Leia rozumie sytuację, że nastoletnie fochy minęły i że przecież obecność matki tak blisko mogła jej tylko pomóc, a nie pogorszyć sytuację.
Najlepszym rozwiązaniem - dla uciszenia ego - było złożenie wizyty córce i choć normalny, posiadający jakikolwiek instynkt samozachowawczy człowiek w zderzeniu ze wściekłą nastolatką wiedziałby, że lepiej przeczekać sztorm emocji i uderzyć w momencie, gdy wody ponownie będą spokojne, to niestety w przypadku Lary granie na zwłokę było gwoździem do trumny.
Po pokonaniu pierwszej przeszkody w postaci domofonu stukot jej obcasów wybrzmiewał energicznie, zupełnie jakby z każdym krokiem nabierała pewności siebie i przeświadczenia, że jej plan zadziała bez zarzutów. Uśmiech przywdziany na twarz opadł, gdy po wejściu w aplikację znajdź przywitał ją komunikat z informacją, że powód dla którego przyszła pod mieszkanie wcale nie znajdował się po drugiej stronie drzwi.
Poczuła, jak coś wrze w niej od środka i zaraz wybuchnie. Nerwowo stukała w drzwi, jakby zaraz miała piąstką przebić je na wylot, a zaprzestała swój pokaz nadpobudliwości w momencie, gdy oczom ukazał się były małżonek.
Nie ma jej w domu, prawda? — to piękne przywitanie po tak długim czasie z pewnością stanowiło materiał do zapamiętania, a w tamtej chwili mało obchodziły ją czułości na pokaz. Przecież Leia na pewno poskarżyła się już ojcu, wiedział, że jest najgorszą matką i w ogóle to pewnie specjalnie przyjechała do Toronto, bo jest zazdrosna. Ta jasne. — Wyłączyła udostępnianie lokalizacji — wytłumaczyła, pokazując mu ekran telefonu i choć nikt jej jeszcze nie zaprosił do środka, jedną stopą już przekraczała próg. I całe szczęście, że fala amoku w jakiej się znajdowała przysłaniała rzeczywistość i trzeźwe myślenie, bo mogła ignorować dziwnie kłębiące się uczucia w związku ze spotkaniem z Orienem po t y l u latach.
Dochodzi dwudziesta pierwsza, ona ma zajęcia. Wiolonczela została już dostarczona? Specjalnie dopłaciłam za paczkę, aby szczególnie uważali na nią podczas transportu, jak tylko coś się z nią stało, to nie daj bóg, będą problemy — tak wiele pragnęła wiedzieć, tak szalenie myśli mnożyły się w jej głowie, a tak okropnie bała się spojrzeć na Oriena i zapytać, czy ich córka jej już nienawidzi. — Dobrze, że chociaż ciebie zastałam w domu. Ha! A raczej na twoje szczęście, bo w przeciwnej sytuacji byłabym już na komisariacie — niewskazane było żartować z takich sytuacji, jednak łatwiej było w taki sposób zagłuszyć krzyki przedziwnych kotłujących się w środku emocji, niż nagle spojrzeć na niego spod wachlarza ciemnych rzęs i zaświergotać: cześć Orien, dawno się nie widzieliśmy, co u Ciebie i naszej córki?

Orien Halcroft
twoja strata
gra jest o niczym, wydłużanie postów na siłę
ODPOWIEDZ

Wróć do „#20”