-
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Brzmiało to zwyczajnie… niemożliwie. Albo raczej, możliwie ale podejrzanie. A może ona po prostu już przywykła do tego, że w każdej propozycji było jakieś drugie dno. Bo zawsze czegoś oczekiwano w zamian. Nie mówiąc o tym, że nigdy nie dostała w prezencie, od męża czy ojca, nawet głupiego kwiatka, a Giovanni, człowiek z którym oficjalnie nic jej nie łączyło, nic w każdym razie na tyle poważnego, aby jakkolwiek to nazwać, właśnie proponował jej restaurację. Wielki, ogromny lokal, który miała urządzić jak chce. Mogła go zrobić według swojej wizji i zasad, dokładnie tak jak chciała i marzyła.
I miało w tym nie być żadnego haczyka. To miał być po prostu gest.
Co za człowiek daje drugiej osobie restaurację? Co za człowiek inwestuje kupę pieniędzy, aby druga osoba mogła zrobić co chciała, uwalniając się z pracy w której mogła się nie do końca spełniać tak, jak by sobie tego marzyła? I co ważne, nie musiała nawet o to prosić. Nie musiała nic mówić. Nawet słowem się nie zająknęła, że posiadanie własnej gastronomii byłoby przyjemne. Dlaczego? Bo, wydawało jej się to abstrakcyjne. Gdzie ktoś taki jak ona, mógł prowadzić coś własnego? Bez doświadczenia, bez wiedzy, bez… w zasadzie niczego.
W końcu zawsze jej mówiono, że do niczego się nie nadaje. A on jej proponował to?
Nie mógł mieć więc jej za złe, że wydawało się to jej niemożliwe, jakby zwyczajnie żartował. Tylko, że im dłużej go słuchała, i im dłużej mu się przyglądała, tym bardziej miała wrażenie, że…
— Pan mówi na poważnie — powiedziała w końcu, nie spuszczając z niego spojrzenia, jakby cały czas szukała w jego oczach, wyrazie twarzy, postawie czegoś, co jej powie, że zwyczajnie grał. Że oszukiwał, że mówił coś tylko po to, aby coś ugrać. Tylko co miałby ugrać? Co miałby z tego mieć? Nie do końca wiedziała, ale… no była podejrzliwą istotą. I jeszcze się nie nauczyła, że ktoś mógł robić dla niej rzeczy bezwarunkowo. Dopiero się dowiadywała, że ludzie nie muszą być tak okropni, małostkowi i przedmiotowi.
Chociaż zwykle byli. Tylko nie zawsze musieli tacy być w stosunku do niej.
Zastanów się nad tym.
Nie odezwała się, w dalszym ciągu po prostu lustrując go spojrzeniem. Może gdyby miała większą świadomość, że owijał ją sobie i manipulował, ale w taki sposób, aby nie była o tym w pełni przekonana, to by patrzyła na to inaczej. Ale naprawdę był mistrzem manipulacji. Więc chociaż ona była dobra w czytaniu oraz przewidywaniu ludzi, to on był tym jednym wyjątkiem od reguły, który był po prostu od niej lepszy.
Kącik ust jej drgnął bardzo delikatnie, niemalże niewidocznie na jego słowa dotyczące firmy.
— Brzmi o wiele lepiej — przyznała. Bo chociaż to była jej pierwsza praca w której sprawdzała się naprawdę dobrze, bo już sobie ogarnęła cały system pracy, aby był jak najbardziej wydajny, to… wiadomo, była dobra, ale to nie było w pełni to, co by chciała robić w życiu. Na pewno nie na stałe. Ale kim ona była, aby wybrzydzać? — Bez urazy, praca dla pana jest przyjemna i satysfakcjonująca, ale wizja własnej restauracji jest bardzo kusząca. — Bo ile można być asystentką, kiedy można było być właścicielką lokalu? Byle tylko takiego, co przynosiłby zyski. Chociaż biorąc pod uwagę ilość pieniędzy, które włożyłby Gio, to pewnie i reklamę miałaby ogromną.
Oj, Navi. Łap okazje, póki ci ją dają.
— Zastanowię się nad tym, dziękuję. — Bo nie była w gorącej wodzie kąpana. I chociaż brzmiało to pięknie, to wolała się z tym, heh, przespać. Przemyśleć i przeanalizować, aby w razie czego wiedzieć na co się pisze. — Musiałby tylko pan poszukać nowej asystentki, a nie wiem czy łatwo będzie mnie zastąpić — dodała z lekkim, zadziornym uśmiechem na twarzy. Bo była dobra i była tego świadoma. Gorzej, jak Giovanni znajdzie sobie kogoś lepszego. I nowa pani asystent zajmie jej miejsce. Nie żeby miała z tym problem, bo przecież była tylko… pracownicą, która z jakiegoś powodu zagrzała sobie miejsce w rezydencji Salvatore, ale hej, jak to mówił jej ojciec oraz Subin - nie była niezastąpiona. I było wiele lepszych od niej.
Odetchnęła, dość naturalnie wygodniej układając się na poduszce, dalej będąc bokiem zwrócona do niego.
— I nie wiem czy mój temat jest przyjemniejszy. Zwłaszcza, że mam wrażenie, że pan wie o mnie już prawie wszystko — przyznała. W końcu miał dostęp do większości informacji. O jej życiu, o niej samej. Nie miała już wiele kart do odkrycia, a co za tym szło - możliwe, że jak dowie się wszystkiego, przestanie być taka fascynująca.
Giovanni Salvatore
I miało w tym nie być żadnego haczyka. To miał być po prostu gest.
Co za człowiek daje drugiej osobie restaurację? Co za człowiek inwestuje kupę pieniędzy, aby druga osoba mogła zrobić co chciała, uwalniając się z pracy w której mogła się nie do końca spełniać tak, jak by sobie tego marzyła? I co ważne, nie musiała nawet o to prosić. Nie musiała nic mówić. Nawet słowem się nie zająknęła, że posiadanie własnej gastronomii byłoby przyjemne. Dlaczego? Bo, wydawało jej się to abstrakcyjne. Gdzie ktoś taki jak ona, mógł prowadzić coś własnego? Bez doświadczenia, bez wiedzy, bez… w zasadzie niczego.
W końcu zawsze jej mówiono, że do niczego się nie nadaje. A on jej proponował to?
Nie mógł mieć więc jej za złe, że wydawało się to jej niemożliwe, jakby zwyczajnie żartował. Tylko, że im dłużej go słuchała, i im dłużej mu się przyglądała, tym bardziej miała wrażenie, że…
— Pan mówi na poważnie — powiedziała w końcu, nie spuszczając z niego spojrzenia, jakby cały czas szukała w jego oczach, wyrazie twarzy, postawie czegoś, co jej powie, że zwyczajnie grał. Że oszukiwał, że mówił coś tylko po to, aby coś ugrać. Tylko co miałby ugrać? Co miałby z tego mieć? Nie do końca wiedziała, ale… no była podejrzliwą istotą. I jeszcze się nie nauczyła, że ktoś mógł robić dla niej rzeczy bezwarunkowo. Dopiero się dowiadywała, że ludzie nie muszą być tak okropni, małostkowi i przedmiotowi.
Chociaż zwykle byli. Tylko nie zawsze musieli tacy być w stosunku do niej.
Zastanów się nad tym.
Nie odezwała się, w dalszym ciągu po prostu lustrując go spojrzeniem. Może gdyby miała większą świadomość, że owijał ją sobie i manipulował, ale w taki sposób, aby nie była o tym w pełni przekonana, to by patrzyła na to inaczej. Ale naprawdę był mistrzem manipulacji. Więc chociaż ona była dobra w czytaniu oraz przewidywaniu ludzi, to on był tym jednym wyjątkiem od reguły, który był po prostu od niej lepszy.
Kącik ust jej drgnął bardzo delikatnie, niemalże niewidocznie na jego słowa dotyczące firmy.
— Brzmi o wiele lepiej — przyznała. Bo chociaż to była jej pierwsza praca w której sprawdzała się naprawdę dobrze, bo już sobie ogarnęła cały system pracy, aby był jak najbardziej wydajny, to… wiadomo, była dobra, ale to nie było w pełni to, co by chciała robić w życiu. Na pewno nie na stałe. Ale kim ona była, aby wybrzydzać? — Bez urazy, praca dla pana jest przyjemna i satysfakcjonująca, ale wizja własnej restauracji jest bardzo kusząca. — Bo ile można być asystentką, kiedy można było być właścicielką lokalu? Byle tylko takiego, co przynosiłby zyski. Chociaż biorąc pod uwagę ilość pieniędzy, które włożyłby Gio, to pewnie i reklamę miałaby ogromną.
Oj, Navi. Łap okazje, póki ci ją dają.
— Zastanowię się nad tym, dziękuję. — Bo nie była w gorącej wodzie kąpana. I chociaż brzmiało to pięknie, to wolała się z tym, heh, przespać. Przemyśleć i przeanalizować, aby w razie czego wiedzieć na co się pisze. — Musiałby tylko pan poszukać nowej asystentki, a nie wiem czy łatwo będzie mnie zastąpić — dodała z lekkim, zadziornym uśmiechem na twarzy. Bo była dobra i była tego świadoma. Gorzej, jak Giovanni znajdzie sobie kogoś lepszego. I nowa pani asystent zajmie jej miejsce. Nie żeby miała z tym problem, bo przecież była tylko… pracownicą, która z jakiegoś powodu zagrzała sobie miejsce w rezydencji Salvatore, ale hej, jak to mówił jej ojciec oraz Subin - nie była niezastąpiona. I było wiele lepszych od niej.
Odetchnęła, dość naturalnie wygodniej układając się na poduszce, dalej będąc bokiem zwrócona do niego.
— I nie wiem czy mój temat jest przyjemniejszy. Zwłaszcza, że mam wrażenie, że pan wie o mnie już prawie wszystko — przyznała. W końcu miał dostęp do większości informacji. O jej życiu, o niej samej. Nie miała już wiele kart do odkrycia, a co za tym szło - możliwe, że jak dowie się wszystkiego, przestanie być taka fascynująca.
Giovanni Salvatore
-
I will make you free when you're all part of menieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/her/bitchpostaćautor
Uniósł nieznacznie brew, kiedy usłyszał jej słowa.
Pan mówi na poważnie.
Zmiana jego mimiki była w pełni zamierzona, aby zasygnalizować pewne powątpiewanie do tego, że w ogóle rozważała taki przypadek, gdzie on by żartował. Giovanni poczucie humoru miał raczej kiepskie. Nie żartował. A gdy to robił, to raczej i tak nikomu dookoła nie było do śmiechu. Bo zwykle był to czarny humor i w sytuacji, w której ktoś był pod ścianą.
Dosłownie albo w przenośni. Ale na pewno nie w okolicznościach, w których mogłoby panować rozluźnienie. I nie było miejsca na opowiadanie dowcipów.
— To żadna uraza, że chcesz czegoś więcej. Uraziłoby mnie, gdyby ktoś taki jak ty, mimo swojego potencjału i mimo szansy, jaką dostaje, wolałby mimo wszystko kurczowo trzymać się mnie. Tylko dlatego, że jako twój przełożony nie dam cię nikomu skrzywdzić. — Bo nie pozwalał na to, aby ktokolwiek z firmy czy poza niej podnosił na nią głos. Ani zwracał jej uwagę czy pouczał. Czy nawet mówił jej co i jak powinna robić. Navi była w tym układzie bezpośrednio pod nim, jako jego asystentka. Jego wsparcie.
Generalnie bardzo jej pilnował w obrębie firmy. Poza nią, zwłaszcza jako potencjalna właścicielka biznesu, musiała liczyć się z tym, że wpadnie między rekiny. Bardziej doświadczone, możliwie że i nastawione, aby ją wykończyć, bo akurat to była ciężka branża do rywalizacji. A nie miała ani doświadczenia, ani wykształcenia, a jedynie lotny umysł.
I mogła liczyć, że to będzie wystarczające. Ale życie już miało to zweryfikować.
O ile w ogóle się na to zdecyduje.
I tak pierwszą taką ważniejszą rozmową biznesową byłaby raczej rozmowa z nim. Kiedy musiałaby mu jasno wyłożyć czego chce, gdzie chce i jak to ma wyglądać. Skoro był jej stuprocentowym inwestorem. Bo nawet jeśli był to prezent, który miał przekazać na jej ręce, to musiał ten prezent mieć ręce i nogi. Byle bubla by jej nie wcisnął. Nawet jeśli ten bubel byłby zaprojektowany przez nią samą.
Ale z takiej rozmowy płynęłaby całkiem dobra nauka.
— Jakoś będę musiał sobie poradzić. — Nie odnosił się bezpośrednio do tego, że znalezienie zastępstwa mogłoby się okazać trudne, bo – jak sugerowała tonem i uśmiechem – była dobra. Była użyteczna i szybko się uczyła. Miała lotny umysł i dobrze się prezentowała. Faktycznie było to coś, czego u młodych kobiet można było dłużej szukać. Ale Giovanni stawiał przede wszystkim na praktyczność, jeśli nie rozchodziło się akurat o jego obsesję na punkcie Navi.
Prawdopodobnie znajdzie kogoś całkiem szybko. Może nawet nie kobietę, przekładając walory estetyczne nad użyteczność. No a jednak w tej branży, dobrze że nie mówił tego na głos, lepiej mimo wszystko sprawdzali się mężczyźni.
— Jest przyjemniejszy dla mnie, chociaż każdorazowo próbujesz temu zaprzeczać. — Przekręcił się z boku na plecy, zakładając dłonie pod głowę. — Nie będę cię namawiał. — Skoro sama nie potrafiła się dobrze sprzedać, to była pewna kwestia, nad którą być może powinna popracować w najbliższej przyszłości. Domyślał się, że mogło to wynikać z zaburzonego poczucia pewności siebie, podkopywanego latami przez męża czy rodzinę. Ale jeśli chciała być ikoną własnej restauracji, to musiała umieć sobą zafascynować. Nawet stałych bywalców.
— I tak mieliśmy nie robić niczego. A i tak robiliśmy coś. — Rozmowa, zwłaszcza na taki temat, który on wyciągnął chwilę temu, była raczej zdecydowanym czymś. — Być może masz rację i nie potrafię nic nie robić. — Przeniósł spojrzenie na sufit, gdy dzielił się tym spostrzeżeniem.
Jego umysł nieustannie pracował i analizował – dźwięki z otoczenia, zmianę w mimice – czy to osoby obok czy właśnie aktorów na filmie. Cały czas potrzebował coś opracowywać, coś analizować, coś rozkładać na czynniki pierwsze. I nawet kiedy leżał w łóżku, to jego mózgu nie dało się zatrzymać. Nie była to typowa przypadłość dla ADHD-owca, bo nim nie był. Nie miał natłoku myśli, bo wszystkie jego myśli były zorganizowane i zaplanowane, a także pojawiały się z celem.
— Chyba, że akurat uda mi się zasnąć. — No to wtedy faktycznie nie robił niczego. Spał. Oddychał. Ale nie miał kontroli.
Navi Yun
Pan mówi na poważnie.
Zmiana jego mimiki była w pełni zamierzona, aby zasygnalizować pewne powątpiewanie do tego, że w ogóle rozważała taki przypadek, gdzie on by żartował. Giovanni poczucie humoru miał raczej kiepskie. Nie żartował. A gdy to robił, to raczej i tak nikomu dookoła nie było do śmiechu. Bo zwykle był to czarny humor i w sytuacji, w której ktoś był pod ścianą.
Dosłownie albo w przenośni. Ale na pewno nie w okolicznościach, w których mogłoby panować rozluźnienie. I nie było miejsca na opowiadanie dowcipów.
— To żadna uraza, że chcesz czegoś więcej. Uraziłoby mnie, gdyby ktoś taki jak ty, mimo swojego potencjału i mimo szansy, jaką dostaje, wolałby mimo wszystko kurczowo trzymać się mnie. Tylko dlatego, że jako twój przełożony nie dam cię nikomu skrzywdzić. — Bo nie pozwalał na to, aby ktokolwiek z firmy czy poza niej podnosił na nią głos. Ani zwracał jej uwagę czy pouczał. Czy nawet mówił jej co i jak powinna robić. Navi była w tym układzie bezpośrednio pod nim, jako jego asystentka. Jego wsparcie.
Generalnie bardzo jej pilnował w obrębie firmy. Poza nią, zwłaszcza jako potencjalna właścicielka biznesu, musiała liczyć się z tym, że wpadnie między rekiny. Bardziej doświadczone, możliwie że i nastawione, aby ją wykończyć, bo akurat to była ciężka branża do rywalizacji. A nie miała ani doświadczenia, ani wykształcenia, a jedynie lotny umysł.
I mogła liczyć, że to będzie wystarczające. Ale życie już miało to zweryfikować.
O ile w ogóle się na to zdecyduje.
I tak pierwszą taką ważniejszą rozmową biznesową byłaby raczej rozmowa z nim. Kiedy musiałaby mu jasno wyłożyć czego chce, gdzie chce i jak to ma wyglądać. Skoro był jej stuprocentowym inwestorem. Bo nawet jeśli był to prezent, który miał przekazać na jej ręce, to musiał ten prezent mieć ręce i nogi. Byle bubla by jej nie wcisnął. Nawet jeśli ten bubel byłby zaprojektowany przez nią samą.
Ale z takiej rozmowy płynęłaby całkiem dobra nauka.
— Jakoś będę musiał sobie poradzić. — Nie odnosił się bezpośrednio do tego, że znalezienie zastępstwa mogłoby się okazać trudne, bo – jak sugerowała tonem i uśmiechem – była dobra. Była użyteczna i szybko się uczyła. Miała lotny umysł i dobrze się prezentowała. Faktycznie było to coś, czego u młodych kobiet można było dłużej szukać. Ale Giovanni stawiał przede wszystkim na praktyczność, jeśli nie rozchodziło się akurat o jego obsesję na punkcie Navi.
Prawdopodobnie znajdzie kogoś całkiem szybko. Może nawet nie kobietę, przekładając walory estetyczne nad użyteczność. No a jednak w tej branży, dobrze że nie mówił tego na głos, lepiej mimo wszystko sprawdzali się mężczyźni.
— Jest przyjemniejszy dla mnie, chociaż każdorazowo próbujesz temu zaprzeczać. — Przekręcił się z boku na plecy, zakładając dłonie pod głowę. — Nie będę cię namawiał. — Skoro sama nie potrafiła się dobrze sprzedać, to była pewna kwestia, nad którą być może powinna popracować w najbliższej przyszłości. Domyślał się, że mogło to wynikać z zaburzonego poczucia pewności siebie, podkopywanego latami przez męża czy rodzinę. Ale jeśli chciała być ikoną własnej restauracji, to musiała umieć sobą zafascynować. Nawet stałych bywalców.
— I tak mieliśmy nie robić niczego. A i tak robiliśmy coś. — Rozmowa, zwłaszcza na taki temat, który on wyciągnął chwilę temu, była raczej zdecydowanym czymś. — Być może masz rację i nie potrafię nic nie robić. — Przeniósł spojrzenie na sufit, gdy dzielił się tym spostrzeżeniem.
Jego umysł nieustannie pracował i analizował – dźwięki z otoczenia, zmianę w mimice – czy to osoby obok czy właśnie aktorów na filmie. Cały czas potrzebował coś opracowywać, coś analizować, coś rozkładać na czynniki pierwsze. I nawet kiedy leżał w łóżku, to jego mózgu nie dało się zatrzymać. Nie była to typowa przypadłość dla ADHD-owca, bo nim nie był. Nie miał natłoku myśli, bo wszystkie jego myśli były zorganizowane i zaplanowane, a także pojawiały się z celem.
— Chyba, że akurat uda mi się zasnąć. — No to wtedy faktycznie nie robił niczego. Spał. Oddychał. Ale nie miał kontroli.
Navi Yun
pies (dc: canine.west)
metagaming
-
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
To było dla niej nowe. Dziwne. Niespotykane. Niezrozumiałe. Dlaczego ktoś taki jak on chciał jej tak bardzo pomagać? Chciał zrobić dla niej coś takiego, co wykraczało poza wszystkie przyjęte dla niej granice? To była abstrakcja i jak myślała, że wie czego się spodziewać, tak właśnie, po raz kolejny, pokazywał, że dalej nie wiedziała. I nie umiała go przewidzieć. Kompletnie jej przecież wystarczało to, że dał jej nowe życie. Że zabrał ją za Korei, od przemocowego męża, życia pełnego patriarchatu i dał wolność, pracę oraz miejsce do zamieszkania.
A teraz proponował jej własny biznes. Do którego nie musiała dokładać dolara.
Słuchała go i nie mogła się oprzeć wrażeniu, że mówi jej to, co chciałaby usłyszeć. I oczywiście w jej głowie paliła się lampka, że to wszystko na pozór. Że gra, że mówi ją po to, aby mu zaufała. Pytanie tylko dlaczego z drugiej strony miał to robić, skoro nie oferowała sobą w zasadzie niczego, co mógłby chcieć? Nie miała za sobą majątku, nie miała doświadczenia, nie miała niewiadomo jakiej profesji, która mogłaby mu się przydać.
Jak to jej wmawiano - była nikim. A on z jakiegoś powodu, widział w niej coś.
I kogoś.
— Nie pomaga pan — powiedziała, unosząc jeden kącik ust wyżej w pewnym rozczulonym geście, ale zaraz dość szybko to ukryła, przytulając mocniej bok głowy do poduszki, wygodnie się układając.
Jako przełożony - to było tu kluczowe. Chodziło o to, że była jego asystentką, a on po prostu dbał o swoich pracowników. Co prawda raczej nie o wszystkich, bo przecież wychodziło na to, że ona miała mimo wszystko dość… specjalne traktowanie, niemniej głupie serce trochę mocniej zabiło z jakiegoś powodu. Co było dla niej zupełnie niezrozumiałe. Może miała zawał albo arytmię, bo wcześniej jej mięsień nie robił niczego takiego.
Nigdy.
Przytaknęła krótko z mruknięciem, tak słynnym dla Koreańczyków. Akurat domyślała się, że znalezienie dla niej zastępstwa nie będzie ciężkie, bo przecież o pracę jako asystent Giovanniego będą się akurat zabijać. Był to prestiżowy zawód i po takim, po dostaniu referencji od kogoś takiego jak Salvatore, potem miało się otwarte drzwi praktycznie wszędzie. Bo się coś znaczyło.
Chyba, że napisze, że ktoś był do dupy. Wtedy po twojej karierze.
— Możemy porozmawiać o mnie jutro — powiedziała, czując jak zmęczenie coraz mocniej w nią uderza. Zwłaszcza teraz, jak już wygodnie leżała, w ciepłym łóżku, otulona kołdrą. Chociaż podświadomość jej powiedziała, że powinna się zaraz zbierać do siebie, aby tu nie spać. Bo mogli przecież wspólnie leżeć, ale spanie? Możliwe, że zaraz sam ją wygoni. — Chociaż jak na moje, to cały czas rozmawiamy o mnie — dodała. W końcu nawet rozmowa o restauracji oraz nowych możliwościach także była o niej, jej przyszłości. Może nie dotyczyło to bezpośrednio jej charakteru czy jakichś przejść, ale… dalej było o niej.
Kąciki ust jej drgnęły wyżej w nikłym rozbawieniu na jego słowa.
— Może da się pana nauczyć jak to jest nic nie robić. — Jak takiego Danona, który też wiecznie musiał coś robić, albo pilnować, albo działać. — Zgaduję, że jak nawet włączymy film, to będzie pan go analizował, a w dodatku zgadnie pan zakończenie w ciągu pierwszych dziesięciu minut jego trwania. — I dość szybko rozszyfruje kto jest mordercą, lub po prostu powie, że gra aktorska jest słaba i to nie jest coś, co by chciał oglądać, bo to żenujące.
Oczy jej się przymykały. Jakby nie patrzeć, to miała dość spory wysiłek nie tak dawno temu. Nie dość, że dzień był pełen wrażeń, to jeszcze końcówka była… męcząca. Ale satysfakcjonująca.
— Jestem pewna, że jakby pan mógł, to kontrolowałby pan też swoje własne sny — powiedziała, spoglądając na niego dość wymownie. Możliwe, że gdyby istniał na to jakiś sposób, to on byłby pierwszy by się go nauczyć lub wypróbować. Co prawda kontrola własnych snów raczej niewiele da, ale już cudzych? Zapewne jakby poznał taką Sianę z Aberracji, to by się polubili.
Zupełnie jak w Aberracji. Jako Wynter.
— Powinnam chyba już iść do siebie — zauważyła, podnosząc się nieco na przedramionach. Jak tak dalej pójdzie, to faktycznie tu zaśnie, a to już byłby swego rodzaju kolejny krok w tej nienazwanej relacji, która niewiadomo gdzie ich ciągnęła. Gdzie ją, przede wszystkim, ciągnęła.
Giovanni Salvatore
A teraz proponował jej własny biznes. Do którego nie musiała dokładać dolara.
Słuchała go i nie mogła się oprzeć wrażeniu, że mówi jej to, co chciałaby usłyszeć. I oczywiście w jej głowie paliła się lampka, że to wszystko na pozór. Że gra, że mówi ją po to, aby mu zaufała. Pytanie tylko dlaczego z drugiej strony miał to robić, skoro nie oferowała sobą w zasadzie niczego, co mógłby chcieć? Nie miała za sobą majątku, nie miała doświadczenia, nie miała niewiadomo jakiej profesji, która mogłaby mu się przydać.
Jak to jej wmawiano - była nikim. A on z jakiegoś powodu, widział w niej coś.
I kogoś.
— Nie pomaga pan — powiedziała, unosząc jeden kącik ust wyżej w pewnym rozczulonym geście, ale zaraz dość szybko to ukryła, przytulając mocniej bok głowy do poduszki, wygodnie się układając.
Jako przełożony - to było tu kluczowe. Chodziło o to, że była jego asystentką, a on po prostu dbał o swoich pracowników. Co prawda raczej nie o wszystkich, bo przecież wychodziło na to, że ona miała mimo wszystko dość… specjalne traktowanie, niemniej głupie serce trochę mocniej zabiło z jakiegoś powodu. Co było dla niej zupełnie niezrozumiałe. Może miała zawał albo arytmię, bo wcześniej jej mięsień nie robił niczego takiego.
Nigdy.
Przytaknęła krótko z mruknięciem, tak słynnym dla Koreańczyków. Akurat domyślała się, że znalezienie dla niej zastępstwa nie będzie ciężkie, bo przecież o pracę jako asystent Giovanniego będą się akurat zabijać. Był to prestiżowy zawód i po takim, po dostaniu referencji od kogoś takiego jak Salvatore, potem miało się otwarte drzwi praktycznie wszędzie. Bo się coś znaczyło.
Chyba, że napisze, że ktoś był do dupy. Wtedy po twojej karierze.
— Możemy porozmawiać o mnie jutro — powiedziała, czując jak zmęczenie coraz mocniej w nią uderza. Zwłaszcza teraz, jak już wygodnie leżała, w ciepłym łóżku, otulona kołdrą. Chociaż podświadomość jej powiedziała, że powinna się zaraz zbierać do siebie, aby tu nie spać. Bo mogli przecież wspólnie leżeć, ale spanie? Możliwe, że zaraz sam ją wygoni. — Chociaż jak na moje, to cały czas rozmawiamy o mnie — dodała. W końcu nawet rozmowa o restauracji oraz nowych możliwościach także była o niej, jej przyszłości. Może nie dotyczyło to bezpośrednio jej charakteru czy jakichś przejść, ale… dalej było o niej.
Kąciki ust jej drgnęły wyżej w nikłym rozbawieniu na jego słowa.
— Może da się pana nauczyć jak to jest nic nie robić. — Jak takiego Danona, który też wiecznie musiał coś robić, albo pilnować, albo działać. — Zgaduję, że jak nawet włączymy film, to będzie pan go analizował, a w dodatku zgadnie pan zakończenie w ciągu pierwszych dziesięciu minut jego trwania. — I dość szybko rozszyfruje kto jest mordercą, lub po prostu powie, że gra aktorska jest słaba i to nie jest coś, co by chciał oglądać, bo to żenujące.
Oczy jej się przymykały. Jakby nie patrzeć, to miała dość spory wysiłek nie tak dawno temu. Nie dość, że dzień był pełen wrażeń, to jeszcze końcówka była… męcząca. Ale satysfakcjonująca.
— Jestem pewna, że jakby pan mógł, to kontrolowałby pan też swoje własne sny — powiedziała, spoglądając na niego dość wymownie. Możliwe, że gdyby istniał na to jakiś sposób, to on byłby pierwszy by się go nauczyć lub wypróbować. Co prawda kontrola własnych snów raczej niewiele da, ale już cudzych? Zapewne jakby poznał taką Sianę z Aberracji, to by się polubili.
Zupełnie jak w Aberracji. Jako Wynter.
— Powinnam chyba już iść do siebie — zauważyła, podnosząc się nieco na przedramionach. Jak tak dalej pójdzie, to faktycznie tu zaśnie, a to już byłby swego rodzaju kolejny krok w tej nienazwanej relacji, która niewiadomo gdzie ich ciągnęła. Gdzie ją, przede wszystkim, ciągnęła.
Giovanni Salvatore
-
I will make you free when you're all part of menieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/her/bitchpostaćautor
Tylko on sam wiedział, czy takie słowa niosły za sobą prawdę czy były po prostu manipulacją. Patrząc jednak na jego głębszą postawę, to był fakt – doceniał ludzi samodzielnych i takich, którzy potrafili się postawić. I szybko tracił zainteresowanie kimś, kto był tylko pionkiem i niczego za sobą nie niósł. Ani pomysłu, ani kreatywności, ani chęci czegoś więcej.
Chociaż z drugiej strony: równie fascynującym było obserwowanie jak ci, którzy chcieli więcej, próbowali to osiągnąć. Ze skutkiem różnym, ale walcząc o swoje, tak zwane, marzenia.
— Lubię rozmawiać, a raczej: słuchać o tobie — przyznał z pełną szczerością. Nie uważał, że było to coś, czego nie powinien mówić, choć brzmiało tak dziecinnie prosto. Jak pięciolatek, który zwierzał się z tego, że lubił rozmawiać o dinozaurach. Tak nieskomplikowane wyznanie stanowiło jednak nieco bardzo złożony ruch.
Wiedział, że Navi lubiła, kiedy miała na sobie uwagę. Taką niewymuszoną, codzienną. Prostą. I domyślał się, że choć nie lubiła pokazywać wszystkiego o sobie, to jednak zafascynowanie tak drobnymi rzeczami, które miały dotyczyć niej i tego, jaka były, coś w niej przesuwało. Robił to z dwóch powodów – potrzeby zwiększenia swojej kontroli nad jej osobą, ale także ze zwykłego i autentycznego zainteresowania.
To był coś, czego nie wymuszał na sobie.
Może była prosta i nieskomplikowana, do rozczytania – bo niby miał to już dawno zrobić, a jednak czuł, że jej osobowość ma więcej zakrętów i sporo takich, o których sama nawet nie wie. Albo nie chce powiedzieć, że ma.
Nie skomentował jej pierwszej części wypowiedzi. Nie był jednak przekonany, czy dało się czegoś takiego nauczyć go. Od początku, odkąd tylko pamiętał, jego umysł coś mielił. Coś opracowywał, coś rozkładał na czynniki pierwsze, a potem próbował złożyć tak, aby było lepsze. Bardziej wydajne.
— Słusznie — odpowiedział jednak na drugą część, która miała dotyczyć jej założeń odnośnie jego działania w czasie oglądania zwykłego filmu. To było właśnie to, co robił. Może nie skupiał się aż tak na fabule, co na samej grze aktorskiej, bo jednocześnie też się uczył. Nie tych teatralnych, przejaskrawionych reakcji, bo w dobrych filmach ich nie było. Ale tych drobnych, mikroruchów, które wydawały się dobrze odegrane, nawet jak na jego standardy, w danej sytuacji.
Milczał też, gdy już gdybała o kontroli snów. Pewnie miała rację. Choć znacznie większą gratką byłoby dla niego to, gdyby mógł kontrolować sny innych osób, a nie własne. To dawało więcej korzyści. Swoje własne sny wymieniłby chętnie na możliwość dalszego, świadomego myślenia, bo mary nocne były mu w zupełności niepotrzebne. Niczego za sobą nie niosły.
Przeniósł spojrzenie z eteru, z niekonkretnego punktu na którym je zaczepił, na nią, gdy się poruszyła na materacu.
— Powinnaś — powtórzył za nią, po krótkiej tylko zwłoce dodając: — jeśli tak uważasz. — Posłał jej pełen rezerwy, powściągliwy uśmiech. Ani uprzejmy, ani kpiący. Ot, zwykły wyraz. — Ja ci nie każę. Już kiedyś powiedziałem, że możesz ze mną zostać przez noc. — Ale ona sama się zdecydowała tego nie robić, być może po sposobie i doborze słów, jakich użył do tamtego oświadczenia. Były dość szorstkie, a ich relacja dopiero nabierała wyraźniejszego kształtu. Wyraźniejszych granic. Możliwe, że wtedy przemówiły przez nią emocje i duma, ale dzisiaj już lepiej rozumiała, że to była jego naturalność, a nie umyślna szorstkość.
Nie widział problemu, aby została, ale jeśli ona widziała, jakikolwiek – nie zamierzał się upierać, ani próbować jej namawiać, że to jednak dobry pomysł. Decyzja więc była jej i tylko jej. Nie potrzebował na tę konkretną wpływać, bo niewiele zmieniała w jego układzie.
Tak się przynajmniej mogło wydawać. Sam przegapiał te mikroskopijne przesunięcia granic i codzienności, jakie miały miejsce przy relacji z nią. I to był ten paradoks, bo skoro był kimś, kto chciał być u kontroli przez większość czasu – a raczej: cały czas – to powinien też zauważać takie ruchy.
A nie zauważał. A jeśli zauważał, to może mylnie klasyfikował je jako: niegroźne.
Navi Yun
Chociaż z drugiej strony: równie fascynującym było obserwowanie jak ci, którzy chcieli więcej, próbowali to osiągnąć. Ze skutkiem różnym, ale walcząc o swoje, tak zwane, marzenia.
— Lubię rozmawiać, a raczej: słuchać o tobie — przyznał z pełną szczerością. Nie uważał, że było to coś, czego nie powinien mówić, choć brzmiało tak dziecinnie prosto. Jak pięciolatek, który zwierzał się z tego, że lubił rozmawiać o dinozaurach. Tak nieskomplikowane wyznanie stanowiło jednak nieco bardzo złożony ruch.
Wiedział, że Navi lubiła, kiedy miała na sobie uwagę. Taką niewymuszoną, codzienną. Prostą. I domyślał się, że choć nie lubiła pokazywać wszystkiego o sobie, to jednak zafascynowanie tak drobnymi rzeczami, które miały dotyczyć niej i tego, jaka były, coś w niej przesuwało. Robił to z dwóch powodów – potrzeby zwiększenia swojej kontroli nad jej osobą, ale także ze zwykłego i autentycznego zainteresowania.
To był coś, czego nie wymuszał na sobie.
Może była prosta i nieskomplikowana, do rozczytania – bo niby miał to już dawno zrobić, a jednak czuł, że jej osobowość ma więcej zakrętów i sporo takich, o których sama nawet nie wie. Albo nie chce powiedzieć, że ma.
Nie skomentował jej pierwszej części wypowiedzi. Nie był jednak przekonany, czy dało się czegoś takiego nauczyć go. Od początku, odkąd tylko pamiętał, jego umysł coś mielił. Coś opracowywał, coś rozkładał na czynniki pierwsze, a potem próbował złożyć tak, aby było lepsze. Bardziej wydajne.
— Słusznie — odpowiedział jednak na drugą część, która miała dotyczyć jej założeń odnośnie jego działania w czasie oglądania zwykłego filmu. To było właśnie to, co robił. Może nie skupiał się aż tak na fabule, co na samej grze aktorskiej, bo jednocześnie też się uczył. Nie tych teatralnych, przejaskrawionych reakcji, bo w dobrych filmach ich nie było. Ale tych drobnych, mikroruchów, które wydawały się dobrze odegrane, nawet jak na jego standardy, w danej sytuacji.
Milczał też, gdy już gdybała o kontroli snów. Pewnie miała rację. Choć znacznie większą gratką byłoby dla niego to, gdyby mógł kontrolować sny innych osób, a nie własne. To dawało więcej korzyści. Swoje własne sny wymieniłby chętnie na możliwość dalszego, świadomego myślenia, bo mary nocne były mu w zupełności niepotrzebne. Niczego za sobą nie niosły.
Przeniósł spojrzenie z eteru, z niekonkretnego punktu na którym je zaczepił, na nią, gdy się poruszyła na materacu.
— Powinnaś — powtórzył za nią, po krótkiej tylko zwłoce dodając: — jeśli tak uważasz. — Posłał jej pełen rezerwy, powściągliwy uśmiech. Ani uprzejmy, ani kpiący. Ot, zwykły wyraz. — Ja ci nie każę. Już kiedyś powiedziałem, że możesz ze mną zostać przez noc. — Ale ona sama się zdecydowała tego nie robić, być może po sposobie i doborze słów, jakich użył do tamtego oświadczenia. Były dość szorstkie, a ich relacja dopiero nabierała wyraźniejszego kształtu. Wyraźniejszych granic. Możliwe, że wtedy przemówiły przez nią emocje i duma, ale dzisiaj już lepiej rozumiała, że to była jego naturalność, a nie umyślna szorstkość.
Nie widział problemu, aby została, ale jeśli ona widziała, jakikolwiek – nie zamierzał się upierać, ani próbować jej namawiać, że to jednak dobry pomysł. Decyzja więc była jej i tylko jej. Nie potrzebował na tę konkretną wpływać, bo niewiele zmieniała w jego układzie.
Tak się przynajmniej mogło wydawać. Sam przegapiał te mikroskopijne przesunięcia granic i codzienności, jakie miały miejsce przy relacji z nią. I to był ten paradoks, bo skoro był kimś, kto chciał być u kontroli przez większość czasu – a raczej: cały czas – to powinien też zauważać takie ruchy.
A nie zauważał. A jeśli zauważał, to może mylnie klasyfikował je jako: niegroźne.
Navi Yun
pies (dc: canine.west)
metagaming
-
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Wiedziała, że on wiedział. Że wiedział co na nią działało, co było dla niej odpowiednie. Czego oczekiwała, czego chciała. Przez to też zdawała sobie sprawę, że był o wiele bardziej niebezpieczny. Był człowiekiem, który umiał i lubił grać, który był doskonały, gdy chodziło o innych ludzi. I chociaż nie zwykła dawać sobą pogrywać, to jednak trafił swój na swego, i chcąc nie chcąc musiała mu przyznać, że w pewnym stopniu się poddawała. I ulegała jego wpływowi. Nawet jeśli wiedziała jaki jest. Nawet jeśli wiedziała jak gra.
To i tak zapadała się w to dziwne, niebezpieczne bagno.
A może ona po prostu lubiła stąpać po cienkim lodzie. I wchodzić w ogień, aby się poparzyć. Bo jak inaczej to nazwać? Mogła się przecież wyrwać już wiele razy. Mogła odejść dawno temu. Znaleźć sobie inne mieszkanie, lokum, cokolwiek. Nową pracę, nawet jako kelnerka, aby po prostu mieć za co żyć. Mogła zacząć wszystko od początku, a jednak wybrała życie przy nim. Nie przez wygodę, nie przez to dziwne, ale niezdrowe poczucie bezpieczeństwa, które jej dawał, tylko…
No właśnie. Przez co?
Powinna. Powinna iść, położyć się u siebie. Iść spać u siebie. W swoim łóżku, sama.
Nawet jeśli on nie miał w zasadzie nic przeciwko, aby została z nim na całą noc, to dla niej było to już nieco inne spojrzenie. I spodziewała się, że dla niego nie, bo nie odbierał tego w ten sam sposób co ona. Bo to nie był tylko seks, gdzie każdy potem idzie do siebie, tylko wspólny sen. W jednym łóżku, gdzie nie musieli nic robić. Po prostu przy sobie spać w tak zwyczajny, niepozorny sposób. Akt miał swój początek i koniec, napięcie, które prowadziło w określonym kierunku. Sen natomiast był czymś całkowicie innym. To pozwolenie komuś, by był blisko, gdy człowiek traci czujność. Bycie obok kogoś wtedy, gdy wcale się go nie obserwuje, a jednak czuje jego obecność. Dzielnie tej przestrzeni, której na co dzień się nie dzieli z nikim, bo jest najbardziej prywatna.
Nawet z mężem nie chciała jej dzielić. I to przez lata.
Dlatego dla Navi nie był to gest obojętny. To była cicha zgoda na bliskość, która nie miała nic wspólnego z grą czy prowokacją. I właśnie przez to była dla niej bardziej znacząca niż wszystko, co mogło wydarzyć się wcześniej tej nocy.
Przez chwilę więc mierzyła go spojrzeniem, ale po chwili, może nieco dłuższej, z powrotem opadła na poduszkę, wtulając się w nią.
— Wyjątkowo wygodne ma pan łóżko — powiedziała, wracając do swojej wygodnej pozycji, co by przymknąć oczy.
Jedni powiedzieliby, że głupotą było zasypianie przy kimś takim jak Giovanni Salvatore. Tracenie przy nim czujności, zaufanie mu na tyle, aby po prostu zasnąć, ale… na dobrą sprawę nie miała z tym aż takiego problemu. W końcu wielokrotnie już zasypiała w jego domu, tylko zaledwie dwa pokoje dalej. Gdyby chciał coś zrobić, to zrobiłby to dawno temu.
I nie musiałby jej wyciągać z jebanego Bangkoku.
Dlatego też nie potrzebowała wiele, aby faktycznie zasnąć. Była wymęczona tym dniem.
/ eot
Giovanni Salvatore
To i tak zapadała się w to dziwne, niebezpieczne bagno.
A może ona po prostu lubiła stąpać po cienkim lodzie. I wchodzić w ogień, aby się poparzyć. Bo jak inaczej to nazwać? Mogła się przecież wyrwać już wiele razy. Mogła odejść dawno temu. Znaleźć sobie inne mieszkanie, lokum, cokolwiek. Nową pracę, nawet jako kelnerka, aby po prostu mieć za co żyć. Mogła zacząć wszystko od początku, a jednak wybrała życie przy nim. Nie przez wygodę, nie przez to dziwne, ale niezdrowe poczucie bezpieczeństwa, które jej dawał, tylko…
No właśnie. Przez co?
Powinna. Powinna iść, położyć się u siebie. Iść spać u siebie. W swoim łóżku, sama.
Nawet jeśli on nie miał w zasadzie nic przeciwko, aby została z nim na całą noc, to dla niej było to już nieco inne spojrzenie. I spodziewała się, że dla niego nie, bo nie odbierał tego w ten sam sposób co ona. Bo to nie był tylko seks, gdzie każdy potem idzie do siebie, tylko wspólny sen. W jednym łóżku, gdzie nie musieli nic robić. Po prostu przy sobie spać w tak zwyczajny, niepozorny sposób. Akt miał swój początek i koniec, napięcie, które prowadziło w określonym kierunku. Sen natomiast był czymś całkowicie innym. To pozwolenie komuś, by był blisko, gdy człowiek traci czujność. Bycie obok kogoś wtedy, gdy wcale się go nie obserwuje, a jednak czuje jego obecność. Dzielnie tej przestrzeni, której na co dzień się nie dzieli z nikim, bo jest najbardziej prywatna.
Nawet z mężem nie chciała jej dzielić. I to przez lata.
Dlatego dla Navi nie był to gest obojętny. To była cicha zgoda na bliskość, która nie miała nic wspólnego z grą czy prowokacją. I właśnie przez to była dla niej bardziej znacząca niż wszystko, co mogło wydarzyć się wcześniej tej nocy.
Przez chwilę więc mierzyła go spojrzeniem, ale po chwili, może nieco dłuższej, z powrotem opadła na poduszkę, wtulając się w nią.
— Wyjątkowo wygodne ma pan łóżko — powiedziała, wracając do swojej wygodnej pozycji, co by przymknąć oczy.
Jedni powiedzieliby, że głupotą było zasypianie przy kimś takim jak Giovanni Salvatore. Tracenie przy nim czujności, zaufanie mu na tyle, aby po prostu zasnąć, ale… na dobrą sprawę nie miała z tym aż takiego problemu. W końcu wielokrotnie już zasypiała w jego domu, tylko zaledwie dwa pokoje dalej. Gdyby chciał coś zrobić, to zrobiłby to dawno temu.
I nie musiałby jej wyciągać z jebanego Bangkoku.
Dlatego też nie potrzebowała wiele, aby faktycznie zasnąć. Była wymęczona tym dniem.
/ eot
Giovanni Salvatore