-
and the old triangle went jingle-jangle
all along the Royal Canalnieobecnośćniewątki 18+niezaimkijak chceszpostaćautor
Prawdę powiedziawszy wolałby się wybrać na festiwal z Ivon, ale nie mógł jej wszędzie ciągnąć za sobą, albo inaczej. Ciągnąć się za nią. Jak smród.
Bo miała życie prywatne, którego co prawda był częścią, ale czasami - wiedział o tym - aż do przesady. Chociaż na wesele w jej rodzinie to nie on się wprosił, ale był bezpieczną alternatywą. Zrozumiałe, pewnie gdyby w jego rodzinie, jakby jakąkolwiek miał, odbywała się podobna impreza, też wolałby zabrać zaufaną przyjaciółkę, niż przypadkowe plus jeden.
Jima też mógłby zabrać. Rozważy, jeśli trafi się okazja.
Z drugiej strony Jim miał zdaniem Mishriego lekkie ocd. Nie było w tym nic absolutnie złego, po prostu wszyscy na takim weselu pewnie zdążyliby zjeść swój rosół, zanim Jim powycierałby dokładnie sztućce i poukładał serwetki i zrobił im zdjęcia, czy co on tam dokładnie miał na liście swoich rutyn porządkowych.
Czyli co, jednak odpada jako towarzysz eleganckich kolacji.
Zostaną na poziomie wspólnego próbowania street foodu, co było czasem niezłym wyzwaniem biorąc pod uwagę mocno ograniczoną dietę Mishriego.
Na razie raczył się plackiem z warzywami, spoglądając na świat zza ciemnych szkieł okularów, bo miał wrażenie, że odkąd obudził się z poweselnym kacem to światłowstręt trzymał go już tydzień.
- Byłem ostatnio na greckim weselu. - Anegdotka na dziś, bo od czegoś trzeba zacząć przerywanie tej ciszy, która nastała po odwiedzeniu stoiska z żarciem i alkoholem.
Nie, żeby Mishriemu cisza przeszkadzała, a zwłaszcza w towarzystwie, w którym nie była ona niezręczna ale mimo wszystko bardziej z ludźmi wolał rozmawiać, niż z nimi milczeć.
Jim Hawkins
Bo miała życie prywatne, którego co prawda był częścią, ale czasami - wiedział o tym - aż do przesady. Chociaż na wesele w jej rodzinie to nie on się wprosił, ale był bezpieczną alternatywą. Zrozumiałe, pewnie gdyby w jego rodzinie, jakby jakąkolwiek miał, odbywała się podobna impreza, też wolałby zabrać zaufaną przyjaciółkę, niż przypadkowe plus jeden.
Jima też mógłby zabrać. Rozważy, jeśli trafi się okazja.
Z drugiej strony Jim miał zdaniem Mishriego lekkie ocd. Nie było w tym nic absolutnie złego, po prostu wszyscy na takim weselu pewnie zdążyliby zjeść swój rosół, zanim Jim powycierałby dokładnie sztućce i poukładał serwetki i zrobił im zdjęcia, czy co on tam dokładnie miał na liście swoich rutyn porządkowych.
Czyli co, jednak odpada jako towarzysz eleganckich kolacji.
Zostaną na poziomie wspólnego próbowania street foodu, co było czasem niezłym wyzwaniem biorąc pod uwagę mocno ograniczoną dietę Mishriego.
Na razie raczył się plackiem z warzywami, spoglądając na świat zza ciemnych szkieł okularów, bo miał wrażenie, że odkąd obudził się z poweselnym kacem to światłowstręt trzymał go już tydzień.
- Byłem ostatnio na greckim weselu. - Anegdotka na dziś, bo od czegoś trzeba zacząć przerywanie tej ciszy, która nastała po odwiedzeniu stoiska z żarciem i alkoholem.
Nie, żeby Mishriemu cisza przeszkadzała, a zwłaszcza w towarzystwie, w którym nie była ona niezręczna ale mimo wszystko bardziej z ludźmi wolał rozmawiać, niż z nimi milczeć.
Jim Hawkins
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Chodziło mu po głowie, żeby zaprosić Ivon, bo może by się skusiła na obskoczenie wszystkich (w granicach rozsądku, ślimaki go odpychały) foodtrucków i budek
na festiwalu i wybranie tego najlepszego i najgorszego. Ostatecznie odłożył telefon na stolik, zamiast nacisnąć przycisk z zieloną słuchawką; pewnie była zajęta, sam miał w ostatnim czasie urwanie głowy, bo czas naglił, bo wszystko nie zorganizuje się samo, a trzeba było zająć się pozwoleniami i zgłoszeniami i wszystkim innym - to nie tak, że ogarniał to sam, był jednym z trybików.
Przed wyjściem z domu zrobił zdjęcie odłączonego z kontaktu żelazka (chwilę wcześniej prasował sobie koszulę), i rozejrzał się za Johnny'm, czy przypadkiem nie kręci się zbyt blisko drzwi, bo byłby problem, gdyby ptak postanowił wybrać się na festyn razem z nim.
Stoisk było pełno a w powietrzu unosił się zapach owoców morza, cytrusów i mieszanki karaibskich przypraw. Czy pośród nich znajdowały się czosnek i chilli? Jim był tego pewien. Mishri miał zapach zupełnie inny, zdarzało mu się zionąć słodko kwaśnym zapachem starej trawy. Właściwie, był to, jakby nie patrzeć, jakiś powiew Karaibów.
- I co, było jak w tym filmie? - spojrzał na niego opuszczając na moment szaszłyk, w skład którego wchodziły panierowane krewetki, ananas i coś jeszcze, nie udało mu się dosłyszeć co mówił sprzedawca - szaszłyk wyglądał dobrze, więc go po prostu wziął. - Na pewno nie chcesz? To krewetki a nie mięso.
Nie miał nic przeciwko milczeniu w towarzystwie, bo jeśli towarzystwo było odpowiednie, to można było po prostu ze sobą spędzać godziny w ciszy, i z niczym to nie przeszkadzało. Ale postrzępić język też jest miło szczególnie, gdy jest o czym.
- Pamiętasz ten film? Moje wielkie, tłuste, greckie wesele? Kto tam grał...? - zastanowił się. To nie miała być dyskusja o filmach, ale Jim zapewne zaraz będzie musiał wyciągnąć telefon i sprawdzić obsadę, bo mu to nie da spokoju później.
Mishri Bogart
na festiwalu i wybranie tego najlepszego i najgorszego. Ostatecznie odłożył telefon na stolik, zamiast nacisnąć przycisk z zieloną słuchawką; pewnie była zajęta, sam miał w ostatnim czasie urwanie głowy, bo czas naglił, bo wszystko nie zorganizuje się samo, a trzeba było zająć się pozwoleniami i zgłoszeniami i wszystkim innym - to nie tak, że ogarniał to sam, był jednym z trybików.
Przed wyjściem z domu zrobił zdjęcie odłączonego z kontaktu żelazka (chwilę wcześniej prasował sobie koszulę), i rozejrzał się za Johnny'm, czy przypadkiem nie kręci się zbyt blisko drzwi, bo byłby problem, gdyby ptak postanowił wybrać się na festyn razem z nim.
Stoisk było pełno a w powietrzu unosił się zapach owoców morza, cytrusów i mieszanki karaibskich przypraw. Czy pośród nich znajdowały się czosnek i chilli? Jim był tego pewien. Mishri miał zapach zupełnie inny, zdarzało mu się zionąć słodko kwaśnym zapachem starej trawy. Właściwie, był to, jakby nie patrzeć, jakiś powiew Karaibów.
- I co, było jak w tym filmie? - spojrzał na niego opuszczając na moment szaszłyk, w skład którego wchodziły panierowane krewetki, ananas i coś jeszcze, nie udało mu się dosłyszeć co mówił sprzedawca - szaszłyk wyglądał dobrze, więc go po prostu wziął. - Na pewno nie chcesz? To krewetki a nie mięso.
Nie miał nic przeciwko milczeniu w towarzystwie, bo jeśli towarzystwo było odpowiednie, to można było po prostu ze sobą spędzać godziny w ciszy, i z niczym to nie przeszkadzało. Ale postrzępić język też jest miło szczególnie, gdy jest o czym.
- Pamiętasz ten film? Moje wielkie, tłuste, greckie wesele? Kto tam grał...? - zastanowił się. To nie miała być dyskusja o filmach, ale Jim zapewne zaraz będzie musiał wyciągnąć telefon i sprawdzić obsadę, bo mu to nie da spokoju później.
Mishri Bogart
-
and the old triangle went jingle-jangle
all along the Royal Canalnieobecnośćniewątki 18+niezaimkijak chceszpostaćautor
Ciężko stwierdzić czy Ivon zniosłaby obecność tej dwójki naraz w takim upale, czy to już nie za dużo smalcu w smalcach. Nawet nie alfa ani beta, bo raczej żaden z nich do tego nie aspirował, ale nie dało się ukryć że byli dziwakami i to nawet nie w uroczy sposób. Tak to mogło być dwadzieścia lat temu. Teraz byli już tylko dorosłymi mężczyznami z irytującymi zwyczajami.
Upił łyk rumu (z czymś), który na szczęście był wciąż zimny, mimo, że kostki lodu już się roztopiły, ze swojego metalowego kubka z metalową słomką, które zawsze zabierał na eventy, bo papierowe słomki jeszcze by i zniósł, ale plastikowych naczyń - nigdy. Nie było to łatwe oczywiście żeby zupełnie unikać w życiu plastiku, ale spał spokojniej wiedząc że robił co mógł.
I nie myślał o tym, że to i tak nic nie zmieni, bo jego lata życia w harmonii z planetą wymaże w pół godziny Katy Perry lecącą w kosmos żeby sobie zrobić selfie ze stokrotką.
Gdyby chociaż podziwiała widok na ziemię, ale nie.
- W zasadzie... to tak. - Stereotyp skądś się wziął, greckie wesele było bardzo greckie, z pewnością było wielkie, głośne i tłuste.
Mishri wziął kolejny kęs swojego placka, chcąc zaraz coś jeszcze dodać, ale Jim zaoferował mu szaszłyka więc Mish musiał spojrzeć na niego jak na debila, bo chłop tyle lat go znał a był w stanie jednym zdaniem przekreślić wszystkie pokłady empatii Mishriego.
- Nie jem zwierząt. - Nie było to takie trudne do zapamiętania, za którymś razem Hawkins zapamięta.
Mishri uważał, że mógłby być mięsożerny ale tylko gdyby mieszkał gdzieś w wiosce na końcu świata, gdzie społeczność nie zarabia pieniędzy tylko żyje w klanie i każdy o każdego dba, naturze dziękuje się za jej dary i ryby łowi w własnoręcznie robione sieci. Miał zawsze z tyłu głowy, że gdy będzie miał już wszystkiego naprawdę dosyć, to się gdzieś wyniesie. I to byłoby możliwe, miał na to zasoby finansowe, ale chyba za bardzo lubił tętno miast.
- Michael Constantine. I tylko jego znam i pamiętam. - Ostatni kęs i wyrzucił serwetkę do najbliższego kosza, wcześniej jeszcze wycierając usta.
- Zapytam Ivon czy chce to oglądać w formie maratonu, bo widziałem tylko pierwszą część. - A że zwykle oglądali razem okropne filmy to będzie w sam raz.
Jim Hawkins
Upił łyk rumu (z czymś), który na szczęście był wciąż zimny, mimo, że kostki lodu już się roztopiły, ze swojego metalowego kubka z metalową słomką, które zawsze zabierał na eventy, bo papierowe słomki jeszcze by i zniósł, ale plastikowych naczyń - nigdy. Nie było to łatwe oczywiście żeby zupełnie unikać w życiu plastiku, ale spał spokojniej wiedząc że robił co mógł.
I nie myślał o tym, że to i tak nic nie zmieni, bo jego lata życia w harmonii z planetą wymaże w pół godziny Katy Perry lecącą w kosmos żeby sobie zrobić selfie ze stokrotką.
Gdyby chociaż podziwiała widok na ziemię, ale nie.
- W zasadzie... to tak. - Stereotyp skądś się wziął, greckie wesele było bardzo greckie, z pewnością było wielkie, głośne i tłuste.
Mishri wziął kolejny kęs swojego placka, chcąc zaraz coś jeszcze dodać, ale Jim zaoferował mu szaszłyka więc Mish musiał spojrzeć na niego jak na debila, bo chłop tyle lat go znał a był w stanie jednym zdaniem przekreślić wszystkie pokłady empatii Mishriego.
- Nie jem zwierząt. - Nie było to takie trudne do zapamiętania, za którymś razem Hawkins zapamięta.
Mishri uważał, że mógłby być mięsożerny ale tylko gdyby mieszkał gdzieś w wiosce na końcu świata, gdzie społeczność nie zarabia pieniędzy tylko żyje w klanie i każdy o każdego dba, naturze dziękuje się za jej dary i ryby łowi w własnoręcznie robione sieci. Miał zawsze z tyłu głowy, że gdy będzie miał już wszystkiego naprawdę dosyć, to się gdzieś wyniesie. I to byłoby możliwe, miał na to zasoby finansowe, ale chyba za bardzo lubił tętno miast.
- Michael Constantine. I tylko jego znam i pamiętam. - Ostatni kęs i wyrzucił serwetkę do najbliższego kosza, wcześniej jeszcze wycierając usta.
- Zapytam Ivon czy chce to oglądać w formie maratonu, bo widziałem tylko pierwszą część. - A że zwykle oglądali razem okropne filmy to będzie w sam raz.
Jim Hawkins
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Zerkał tylko na ten metalowy kubek ze słomką, który trzymał Mishri, ale powstrzymywał się od komentarza. Kubek kubkiem, to wcale nie taka głupia rzecz, ale słomkę uważał za siedlisko bakterii. Jasne, były do nich specjalne czyściki, dzięki którym można było je myć od środka, ale Jim miał co do nich pewne wątpliwości. Wolał te papierowe, chociaż one po czasie nasiąkały napojem i miękły. Z resztą, on tu nie przyszedł dziś myśleć o ekologii, tylko zjeść szaszłyki i inne specjały odległej kuchni. Może powinien kiedyś wybrać się na wakacje do Puerto Rico? Od czterech lat nigdzie nie był i nie brał porządnego urlopu.
- To owoce morza - pokręcił głową i wziął w zęby kawałek panierowanej krewetki z ananasem. Hawkins należał do grona ludzi, którzy teoretycznie jak najbardziej rozumieli pojęcie wegetarianizmu i weganizmu, tak naprawdę nie pojmując go do końca. Tak, jakby ryby i inne skorupiaki zwierzętami nie były bo... żyły w wodzie?
Był moment, w którym za namową Mishriego spróbował żyć w pełni ekologicznie, jednak nie wytrzymał do końca tygodnia. Ciężko było mu zrezygnować z dobrodziejstw rozwoju technologiczno-jakichkolwiek; w pracy używał tabletu, telefon miewał przyrośnięty do ręki, nawet papierosa czasem jak popalał, to tego elektronicznego. Gdyby miał z tego wszystkiego zrezygnować i jeszcze samodzielnie polować na jedzenie, to po prostu by się poddał. Tak naprawdę, szczytem jego zdolności przetrwania byłby udział w Amazing Race albo w Survivor, choć do tego drugiego Mishri musiałby go nauczyć rozpalać ognisko za pomocą patyków (wierzył, że Bogart to potrafi).
- Stary... - pokręcił głową ze spora dozą niedowierzania - i ty się nazywasz aktorem?
W kwestii popkultury Jim miał spore rozeznanie; nie tylko dlatego, że tego wymagała od niego jego praca, ale też dlatego, że po prostu to lubił. Potrafił wymienić wszystkich aktorów grających Bonda, powiedzieć, dlaczego Dance Moms się skończyło i kto wygrał Canada's Got Talent 10 lat temu, wystarczyłoby go obudzić w środku nocy i zadać pytanie.
- Świetnie, sprawdzę gdzie możemy to obejrzeć, są chyba trzy, albo cztery części - no, nie zawsze wszystko dokładnie wiedział. Byle nie w piątek, chciał wtedy wyciągnąć Ivon do kina.
Mishri Bogart
- To owoce morza - pokręcił głową i wziął w zęby kawałek panierowanej krewetki z ananasem. Hawkins należał do grona ludzi, którzy teoretycznie jak najbardziej rozumieli pojęcie wegetarianizmu i weganizmu, tak naprawdę nie pojmując go do końca. Tak, jakby ryby i inne skorupiaki zwierzętami nie były bo... żyły w wodzie?
Był moment, w którym za namową Mishriego spróbował żyć w pełni ekologicznie, jednak nie wytrzymał do końca tygodnia. Ciężko było mu zrezygnować z dobrodziejstw rozwoju technologiczno-jakichkolwiek; w pracy używał tabletu, telefon miewał przyrośnięty do ręki, nawet papierosa czasem jak popalał, to tego elektronicznego. Gdyby miał z tego wszystkiego zrezygnować i jeszcze samodzielnie polować na jedzenie, to po prostu by się poddał. Tak naprawdę, szczytem jego zdolności przetrwania byłby udział w Amazing Race albo w Survivor, choć do tego drugiego Mishri musiałby go nauczyć rozpalać ognisko za pomocą patyków (wierzył, że Bogart to potrafi).
- Stary... - pokręcił głową ze spora dozą niedowierzania - i ty się nazywasz aktorem?
W kwestii popkultury Jim miał spore rozeznanie; nie tylko dlatego, że tego wymagała od niego jego praca, ale też dlatego, że po prostu to lubił. Potrafił wymienić wszystkich aktorów grających Bonda, powiedzieć, dlaczego Dance Moms się skończyło i kto wygrał Canada's Got Talent 10 lat temu, wystarczyłoby go obudzić w środku nocy i zadać pytanie.
- Świetnie, sprawdzę gdzie możemy to obejrzeć, są chyba trzy, albo cztery części - no, nie zawsze wszystko dokładnie wiedział. Byle nie w piątek, chciał wtedy wyciągnąć Ivon do kina.
Mishri Bogart
-
and the old triangle went jingle-jangle
all along the Royal Canalnieobecnośćniewątki 18+niezaimkijak chceszpostaćautor
W ogóle mu nie przeszkadzało, że miał przyjaciół którzy jedli wszystko i na niczym nie oszczędzali, o ile nie starli się mu narzucać niczego, bo on nie robił tego względem nich nigdy.
Proponowanie mu krewetki po tylu latach znajomości stało już niebezpiecznie blisko tego.
- Ktoś je po prostu kiedyś tak nazwał, co nie oznacza, że są owocami. - Ślimakom daleko było do winogron, ale nie zamierzał robić Jimowi wykładu jak przedszkolakowi, lepiej było po prostu zakończyć ten temat. Zanim ogień wybuchnie i to nie za sprawą rozpalonego patykiem ogniska, czego Mishri nie potrafił zrobić, ale gdyby go wywiało kiedyś w końcu na wieś to pewnie i tego by się nauczył. Chociaż chciał mieszkać w wiosce, a nie w dziczy sam, to już byłoby ekstremum.
Przypomniało mu się już po kolejnym pytaniu czemu jednak rzadziej się widywał z Jimem i tylko westchnął ciężko, a ton tego westchnięcia na pewno nabył przez lata od panny Hall, bo wywracanie oczami i wzdychanie to była jej domena.
- Jestem głównie aktorem teatralnym Jim. A to też nie oznacza, że wiem wszystko o każdej sztuce, która kiedykolwiek powstała. - Mruknął, upijając łyk rumu i uznając, że musi sobie zaraz zorganizować dolewkę. Komedie z przełomu lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych leżały bardzo daleko w kręgach jego zainteresowań, zwłaszcza, że gdy Greckie wesele wchodziło do kin on był licealnym poetą.
I był zbyt uprzejmy, żeby dodać, że Jima na maraton nie zapraszał, ale koniec końców co za różnica, może Ivon będzie między nimi katalizatorem czy jak to się mówi.
- Okej... - Na pewno Władcy Pierścieni w trójkę oglądać nie mogli, bo Jim tylko by przewijał, Ivon chciała wszystko, a Mishri po prostu nie miał nic w tej kwestii do powiedzenia.
Jim Hawkins
Proponowanie mu krewetki po tylu latach znajomości stało już niebezpiecznie blisko tego.
- Ktoś je po prostu kiedyś tak nazwał, co nie oznacza, że są owocami. - Ślimakom daleko było do winogron, ale nie zamierzał robić Jimowi wykładu jak przedszkolakowi, lepiej było po prostu zakończyć ten temat. Zanim ogień wybuchnie i to nie za sprawą rozpalonego patykiem ogniska, czego Mishri nie potrafił zrobić, ale gdyby go wywiało kiedyś w końcu na wieś to pewnie i tego by się nauczył. Chociaż chciał mieszkać w wiosce, a nie w dziczy sam, to już byłoby ekstremum.
Przypomniało mu się już po kolejnym pytaniu czemu jednak rzadziej się widywał z Jimem i tylko westchnął ciężko, a ton tego westchnięcia na pewno nabył przez lata od panny Hall, bo wywracanie oczami i wzdychanie to była jej domena.
- Jestem głównie aktorem teatralnym Jim. A to też nie oznacza, że wiem wszystko o każdej sztuce, która kiedykolwiek powstała. - Mruknął, upijając łyk rumu i uznając, że musi sobie zaraz zorganizować dolewkę. Komedie z przełomu lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych leżały bardzo daleko w kręgach jego zainteresowań, zwłaszcza, że gdy Greckie wesele wchodziło do kin on był licealnym poetą.
I był zbyt uprzejmy, żeby dodać, że Jima na maraton nie zapraszał, ale koniec końców co za różnica, może Ivon będzie między nimi katalizatorem czy jak to się mówi.
- Okej... - Na pewno Władcy Pierścieni w trójkę oglądać nie mogli, bo Jim tylko by przewijał, Ivon chciała wszystko, a Mishri po prostu nie miał nic w tej kwestii do powiedzenia.
Jim Hawkins
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Być może obaj przez lata rozważali sens tej znajomości, ale jednak w niej tkwili, szczególnie, że w tym wieku to już coraz trudniej o przyjaciół; szczególnie takich, co to ostatecznie wzruszą ramionami na wzajemne dziwactwa i głupoty. Raz założył się o coś z Ivon i zakład przegrał, przez co przez miesiąc codziennie nosił koszulę Barbie; do pracy, po pracy i przed pracą.
- Właściwie, to całkiem ciekawe, dlaczego akurat owoce. Będę musiał to wygooglać - i zapewne zrobi to, bo takie nagłe zagwozdki nie dawały Jimowi spokoju tak długo, aż nie znalazł na nie odpowiedzi. Prawdopodobnie obudzi się w środku nocy i to naprawdę sprawdzi, bo potem nie zaśnie.
- Wciąż uważam, że w kinie też byś zrobił karierę - wzruszył ramionami zjadając kolejny kawałek szaszłyka. Scena teatralna to nie był plan filmowy, sam sposób gry się różnił, jak i cała masa innych rzeczy. Ale Mishri potrafił przyciągać spojrzenia i uwagę i Jim uważał, że miałby spore szanse przebicia. Gdyby tylko chciał. Nie był od załatwiania ról, tym zajmowała się Ivon.
Greckie Wesele było fenomenem, ponieważ z nijakim budżetem wygenerowało spore zyski i stało się jednym z filmów kultowych, co Hawkins ogarnął dopiero kilka lat temu i to nie dlatego, że lubił komedie romantyczne - zdecydowanie bardziej interesował się kontynuacjami Obcego i porażkami Prometeusza, jednak niektóre informacje chłonął jak gąbka. Wystarczyło, że z nudów do kawy przeglądnął rano portal plotkarski. Jego łeb był jak sklep "wszystko za dolara".
- Patrz, mają kubeczki z owocami - wskazał palcem na niewielkie stoisko przed nimi.
Dobrze wiedział, że Bogart go nigdzie nie zaprasza, miał w sobie na tyle bezczelności, by się wprosić udając, że ma zaproszenie. Prawda była taka, że lubił ich spotkania we troje. Trochę jak bezpieczna przystań, w której nie obawiał się czegoś powiedzieć, chwilę pomilczeć i być sobą.
Prawda była taka, że mimo niemal czterdziestki na karku, Piotrusiem Panem. Nic dziwnego, że Janice nie mogła z nim wytrzymać; oczekiwała, że po urodzeniu dziecka Jim się zmieni, ale wcale tak się nie stało. Do ojcostwa dojrzewał wolniej, jak to faceci, w ogóle później dojrzewali. Justin miał już lat osiem, i ten weekend spędzał z mamą.
- Widzisz jakieś lizaki?
- Właściwie, to całkiem ciekawe, dlaczego akurat owoce. Będę musiał to wygooglać - i zapewne zrobi to, bo takie nagłe zagwozdki nie dawały Jimowi spokoju tak długo, aż nie znalazł na nie odpowiedzi. Prawdopodobnie obudzi się w środku nocy i to naprawdę sprawdzi, bo potem nie zaśnie.
- Wciąż uważam, że w kinie też byś zrobił karierę - wzruszył ramionami zjadając kolejny kawałek szaszłyka. Scena teatralna to nie był plan filmowy, sam sposób gry się różnił, jak i cała masa innych rzeczy. Ale Mishri potrafił przyciągać spojrzenia i uwagę i Jim uważał, że miałby spore szanse przebicia. Gdyby tylko chciał. Nie był od załatwiania ról, tym zajmowała się Ivon.
Greckie Wesele było fenomenem, ponieważ z nijakim budżetem wygenerowało spore zyski i stało się jednym z filmów kultowych, co Hawkins ogarnął dopiero kilka lat temu i to nie dlatego, że lubił komedie romantyczne - zdecydowanie bardziej interesował się kontynuacjami Obcego i porażkami Prometeusza, jednak niektóre informacje chłonął jak gąbka. Wystarczyło, że z nudów do kawy przeglądnął rano portal plotkarski. Jego łeb był jak sklep "wszystko za dolara".
- Patrz, mają kubeczki z owocami - wskazał palcem na niewielkie stoisko przed nimi.
Dobrze wiedział, że Bogart go nigdzie nie zaprasza, miał w sobie na tyle bezczelności, by się wprosić udając, że ma zaproszenie. Prawda była taka, że lubił ich spotkania we troje. Trochę jak bezpieczna przystań, w której nie obawiał się czegoś powiedzieć, chwilę pomilczeć i być sobą.
Prawda była taka, że mimo niemal czterdziestki na karku, Piotrusiem Panem. Nic dziwnego, że Janice nie mogła z nim wytrzymać; oczekiwała, że po urodzeniu dziecka Jim się zmieni, ale wcale tak się nie stało. Do ojcostwa dojrzewał wolniej, jak to faceci, w ogóle później dojrzewali. Justin miał już lat osiem, i ten weekend spędzał z mamą.
- Widzisz jakieś lizaki?
-
and the old triangle went jingle-jangle
all along the Royal Canalnieobecnośćniewątki 18+niezaimkijak chceszpostaćautor
Mishri, chociaż był człowiekiem bardzo przyjaznym i zdołał z wieloma ludźmi nawiązywać nowe relacje, to nie mógł się nie zgodzić z tym, że w pewnym wieku człowiek już potrzebował tej bezpiecznej i znajomej przestrzeni. Większość ludzi odnajdowała ją w drugich połówkach, on swojej nie miał, ostatni raz w związku był prawie już dekadę temu, a im człowiek starszy tym trudniej.
Z Ivon żył w symbiozie, to był jeszcze inny rodzaj relacji i prawda była taka, że mu z wieloma kobietami nie wychodziło też w dużej mierze przez zażyłość z przyjaciółką. Ciężko było nawiązywać relacje romantyczne kiedy miał już w innej, przyjacielskiej substytut związku.
- Wiem. - Mishri siorbnął swojego rumu, zastanawiając się, czy kolejnego jednak nie odpuścić, żeby się nie skończył takim kacem jak po kolejnym ouzo na kolejną nóżkę.
Wielu ludzi tak myślało, że się do kina nadawał, ale Mishri był wybredny, nie wszystko mu w tym wielkim ekranie odpowiadało i to cała już rola Ivon i jej gimnastyki, żeby mu znaleźć role villainów z charakterem, bo takich lubił najbardziej. Chociaż odgrażała się jakimś dubbingiem w animacji, chyba to rozważy, na pewno to ciekawa przygoda.
Albo i nie. Musiałby po seansie zapytać Justina jak mu się podobało, ale do tego aspektu życia Jima nie wtrącał się wcale. Nie, żeby do jakiegoś się wtrącał, ale temat rodziny był w ogóle poza jakimkolwiek zasięgiem. Nawet nie miał prawa pytać, czemu nie wziął młodego na festiwal, więc nabrał wody w usta, chociaż prawda była taka, że chyba się trochę tym zasłaniał, bo milczał też ewidentnie z innych powodów.
- Nie bardzo... co najwyżej... Nie wiem, to chyba są lizaki. - Zmrużył oczy, spoglądając na stoisko, zastanawiając się na co patrzy ale dziwne stworki z zębami, króliczymi uszami i cwanymi minami ani nic mu nie mówiły ani osobiście by go nie zachęciły, żeby to kupić dziecku, ale oczywiście on o dzieciak wiedział tyle co nic.
Jim Hawkins
Z Ivon żył w symbiozie, to był jeszcze inny rodzaj relacji i prawda była taka, że mu z wieloma kobietami nie wychodziło też w dużej mierze przez zażyłość z przyjaciółką. Ciężko było nawiązywać relacje romantyczne kiedy miał już w innej, przyjacielskiej substytut związku.
- Wiem. - Mishri siorbnął swojego rumu, zastanawiając się, czy kolejnego jednak nie odpuścić, żeby się nie skończył takim kacem jak po kolejnym ouzo na kolejną nóżkę.
Wielu ludzi tak myślało, że się do kina nadawał, ale Mishri był wybredny, nie wszystko mu w tym wielkim ekranie odpowiadało i to cała już rola Ivon i jej gimnastyki, żeby mu znaleźć role villainów z charakterem, bo takich lubił najbardziej. Chociaż odgrażała się jakimś dubbingiem w animacji, chyba to rozważy, na pewno to ciekawa przygoda.
Albo i nie. Musiałby po seansie zapytać Justina jak mu się podobało, ale do tego aspektu życia Jima nie wtrącał się wcale. Nie, żeby do jakiegoś się wtrącał, ale temat rodziny był w ogóle poza jakimkolwiek zasięgiem. Nawet nie miał prawa pytać, czemu nie wziął młodego na festiwal, więc nabrał wody w usta, chociaż prawda była taka, że chyba się trochę tym zasłaniał, bo milczał też ewidentnie z innych powodów.
- Nie bardzo... co najwyżej... Nie wiem, to chyba są lizaki. - Zmrużył oczy, spoglądając na stoisko, zastanawiając się na co patrzy ale dziwne stworki z zębami, króliczymi uszami i cwanymi minami ani nic mu nie mówiły ani osobiście by go nie zachęciły, żeby to kupić dziecku, ale oczywiście on o dzieciak wiedział tyle co nic.
Jim Hawkins
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Podszedł bliżej stoiska, żeby przyjrzeć się lepiej lizakom, które wypatrzył Mishri. Rzeczywiście, były dziwaczne, ale takie rzeczy podobały się Justinowi jeszcze bardziej. Dokończył swojego szaszłyka, patyk wyrzucił do kosza, podobne jak chusteczkę, którą wytarł dłonie i usta, żeby w końcu wybrać trzy dziwolągi i zapłacić za nie zbliżeniowo zegarkiem.
- Obstawiam, że najbardziej spodoba mu się ten zielony - uniósł lizaki do góry; każdy ze słodkich stworków miał inny kolor i wyraz pyska. Lubił od czasu do czasu wspominać o swoim synu, gdy nadarzała się okazja. Dzielenie się niektórymi informacjami z życia prywatnego było dla niego oczywiste, szczególnie gdy chodziło o przyjaciół. Nie miał sekretnego życia, to i nie miał nic do ukrycia. - Wpadnę do nich wracając, to mu dam.
Na przyszły weekend miał plany, zabierze młodego do zoo, zamówią pizzę, potem pograją sobie na konsoli w jakieś lego ninja. Następne dwa tygodnie Justin miał spędzić z mamą i jej partnerem na biwaku, później będzie jego kolej. Rozstali się z Janice w zgodzie, podzielili opieką bez krzyku, wciąż się całkiem nieźle dogadywali - na tyle, że święta spędzali razem. Jason był spoko gościem i biorąc pod uwagę całą sytuację, dogadali się z Jimem zadziwiająco szybko. Być może jednym z czynników łagodzących rozstanie był fakt, że nie mieli z Janice ślubu, to i nie musieli się szarpać po urzędach.
Jeden z mniejszych zespołów, które grały dziś na scenie właśnie kończył koncert. Ich muzyka wpadła Jimowi w ucho na tyle, że zamierzał pogadać z chłopakami, bo być może będą mieli możliwość wystąpić podczas jeszcze jakiegoś wydarzenia w mieście. Jim był tu dzisiaj po części w pracy, po części dla własnej przyjemności.
- Co o nich myślisz? - skinął głowa w stronę sceny chowając lizaki do kieszeni koszuli. Miał ich pełno; ta, którą miał dzisiaj przypominała jeden z uniformów w stylu lat pięćdziesiątych.
- Obstawiam, że najbardziej spodoba mu się ten zielony - uniósł lizaki do góry; każdy ze słodkich stworków miał inny kolor i wyraz pyska. Lubił od czasu do czasu wspominać o swoim synu, gdy nadarzała się okazja. Dzielenie się niektórymi informacjami z życia prywatnego było dla niego oczywiste, szczególnie gdy chodziło o przyjaciół. Nie miał sekretnego życia, to i nie miał nic do ukrycia. - Wpadnę do nich wracając, to mu dam.
Na przyszły weekend miał plany, zabierze młodego do zoo, zamówią pizzę, potem pograją sobie na konsoli w jakieś lego ninja. Następne dwa tygodnie Justin miał spędzić z mamą i jej partnerem na biwaku, później będzie jego kolej. Rozstali się z Janice w zgodzie, podzielili opieką bez krzyku, wciąż się całkiem nieźle dogadywali - na tyle, że święta spędzali razem. Jason był spoko gościem i biorąc pod uwagę całą sytuację, dogadali się z Jimem zadziwiająco szybko. Być może jednym z czynników łagodzących rozstanie był fakt, że nie mieli z Janice ślubu, to i nie musieli się szarpać po urzędach.
Jeden z mniejszych zespołów, które grały dziś na scenie właśnie kończył koncert. Ich muzyka wpadła Jimowi w ucho na tyle, że zamierzał pogadać z chłopakami, bo być może będą mieli możliwość wystąpić podczas jeszcze jakiegoś wydarzenia w mieście. Jim był tu dzisiaj po części w pracy, po części dla własnej przyjemności.
- Co o nich myślisz? - skinął głowa w stronę sceny chowając lizaki do kieszeni koszuli. Miał ich pełno; ta, którą miał dzisiaj przypominała jeden z uniformów w stylu lat pięćdziesiątych.
-
and the old triangle went jingle-jangle
all along the Royal Canalnieobecnośćniewątki 18+niezaimkijak chceszpostaćautor
Mishri nawet nie wiedział, o co miałby zapytać, jak pociągnąć temat rodziny Jima, która może i nie była dla przyjaciela absolutnie tematem tabu, ale on z kolei zupełnie nie wiedział gdzie leżą granice. Czy miał prawo zapytać co u jego byłej? Albo jakie mają plany na wakacje z Justinem? Zapytałby o te plany samego Jima, ale doklejanie do pytań członków jego rodziny było dla Mishriego trochę niewygodne, chyba przez fakt, że sam żadnej rodziny nie miał to i nie wiedział o co pytać wypada a o co nie.
Dlatego zazwyczaj po prostu nie pytał o nic. I pewnie mogłoby by to być odbierane jako obojętność z jego strony, gdyby nie fakt, że ilekroć Jim sam zaczynał temat, to Mishri najzwyczajniej w świecie słuchał.
Czasami wiedział instynktownie o co zapytać, jak w zwyczajnej konwersacji.
Ale to nie był ten dzień.
Dzisiaj w ogóle... to nie był dobry dzień.
I nawet końcówka zespołu nie potrafiła go naprawić.
- Podobają mi się. - Przyznał szczerze, bo i nie miał zwyczaju kłamać w kwestii sztuki zwłaszcza scenicznej, i upił łyk rumu, idąc dalej w tłum za Jimem.
- Chociaż słyszeliśmy tylko końcówkę. - Ale jak na dwa, czy trzy ostatnie utwory nie stali najgorzej.
- Chcesz ich wynająć? - Przyszło mu to od razu do głowy po pytaniu o opinię, bo w tych kwestiach Jim chyba nigdy nie pytałby ot tak, mimo wszystko oboje pracowali w sektorze kultury, więc gdziekolwiek się pojawili, to zawsze byli po trochę w pracy. Chociaż od networkingu i całej tej otoczki Mishri miał zazwyczaj Ivon. Był dobry w nawiązywaniu relacji, ale nie do końca tych biznesowych.
- Możemy z nimi porozmawiać jeśli chcesz.
Jim Hawkins
Dlatego zazwyczaj po prostu nie pytał o nic. I pewnie mogłoby by to być odbierane jako obojętność z jego strony, gdyby nie fakt, że ilekroć Jim sam zaczynał temat, to Mishri najzwyczajniej w świecie słuchał.
Czasami wiedział instynktownie o co zapytać, jak w zwyczajnej konwersacji.
Ale to nie był ten dzień.
Dzisiaj w ogóle... to nie był dobry dzień.
I nawet końcówka zespołu nie potrafiła go naprawić.
- Podobają mi się. - Przyznał szczerze, bo i nie miał zwyczaju kłamać w kwestii sztuki zwłaszcza scenicznej, i upił łyk rumu, idąc dalej w tłum za Jimem.
- Chociaż słyszeliśmy tylko końcówkę. - Ale jak na dwa, czy trzy ostatnie utwory nie stali najgorzej.
- Chcesz ich wynająć? - Przyszło mu to od razu do głowy po pytaniu o opinię, bo w tych kwestiach Jim chyba nigdy nie pytałby ot tak, mimo wszystko oboje pracowali w sektorze kultury, więc gdziekolwiek się pojawili, to zawsze byli po trochę w pracy. Chociaż od networkingu i całej tej otoczki Mishri miał zazwyczaj Ivon. Był dobry w nawiązywaniu relacji, ale nie do końca tych biznesowych.
- Możemy z nimi porozmawiać jeśli chcesz.
Jim Hawkins
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
- Brzmią całkiem nieźle, co? - ruszył w stronę sceny, żeby załapać się na ostatnie nuty występu. Publiczność nagrodziła zespół gromkimi brawami, a po chwili na scenę wszedł wodzirej, żeby zagadać ludzi jakąś anegdotką i zapowiedzieć jakiś mały konkurs na czas trwania zmiany zespołów.
- Może w przyszłości - pokiwał głową. Dobrze było zgarnąć ich namiary teraz, na miejscu, niż potem szukać. Szczególnie, że o takich rzeczach można szybko zapomnieć, wokoło tyle się działo. Miałby je zapisane gdyby nie fakt, że nie zajmował się oprawą muzyczną.
Skinął jednak na Mishriego, by poszedł dalej za nim, do barierek. Na szczęście znał się z ochroną, (to nie pierwszy koncert, przy którym współpracowali) bo nie miał ze sobą identyfikatora.
- Stan, wpuścisz nas na moment? Chcę wziąć ich namiary - uśmiechnął się, przechylając lekko przez barierkę. Postawi mu potem za to piwo, albo dwa.
- Wisisz mi, Jim - Stanley pokręcił głową, ale przesunął metalową barierkę, żeby wpuścić ich na tył sceny, gdzie zespół składał właśnie swoje manele. Hawkins poklepał go po ramieniu i przecisnął się przez wąskie przejście.
- Chłopaki, świetny koncert - zaczął, choć tak naprawdę nie słyszał całego występu. Po prawdzie nie musiał, zazwyczaj potrafił wyłapywać dobrą muzykę po fragmentach (to nie oznaczało, że nigdy się nie mylił). Podszedł do najbliższego z mężczyzn, wysokiego i brodatego, który wyglądał na basistę. - Jestem Jim Hawkins, pracuję w Nathan Phillips Square, dałbyś mi jakieś wasze namiary? Macie agenta?
Mężczyzna przyglądał mu się przez chwilę zaskoczony, a potem uśmiechnął się półgębkiem kiwając głową.
- Jak dasz mi swój numer, to ja dam ci swój - odparł mrugając do niego. A Jim aż sam zamrugał w zdumieniu. Nie tego się spodziewał.
Mishri Bogart
- Może w przyszłości - pokiwał głową. Dobrze było zgarnąć ich namiary teraz, na miejscu, niż potem szukać. Szczególnie, że o takich rzeczach można szybko zapomnieć, wokoło tyle się działo. Miałby je zapisane gdyby nie fakt, że nie zajmował się oprawą muzyczną.
Skinął jednak na Mishriego, by poszedł dalej za nim, do barierek. Na szczęście znał się z ochroną, (to nie pierwszy koncert, przy którym współpracowali) bo nie miał ze sobą identyfikatora.
- Stan, wpuścisz nas na moment? Chcę wziąć ich namiary - uśmiechnął się, przechylając lekko przez barierkę. Postawi mu potem za to piwo, albo dwa.
- Wisisz mi, Jim - Stanley pokręcił głową, ale przesunął metalową barierkę, żeby wpuścić ich na tył sceny, gdzie zespół składał właśnie swoje manele. Hawkins poklepał go po ramieniu i przecisnął się przez wąskie przejście.
- Chłopaki, świetny koncert - zaczął, choć tak naprawdę nie słyszał całego występu. Po prawdzie nie musiał, zazwyczaj potrafił wyłapywać dobrą muzykę po fragmentach (to nie oznaczało, że nigdy się nie mylił). Podszedł do najbliższego z mężczyzn, wysokiego i brodatego, który wyglądał na basistę. - Jestem Jim Hawkins, pracuję w Nathan Phillips Square, dałbyś mi jakieś wasze namiary? Macie agenta?
Mężczyzna przyglądał mu się przez chwilę zaskoczony, a potem uśmiechnął się półgębkiem kiwając głową.
- Jak dasz mi swój numer, to ja dam ci swój - odparł mrugając do niego. A Jim aż sam zamrugał w zdumieniu. Nie tego się spodziewał.
Mishri Bogart