Lola nie miała problemu z pracą, doskonale dobrze bawiła się na scenie, czuła się tam jak ryba w wodzie. Nie przeszkadzało jej wstawanie rano, jeżdżenie po studiach muzycznych i brak prywatności. Kłopot rozpoczął się wtedy, gdy wytwórnia zakończyła z nią współpracę, wyrzuciła ją na bruk i Bae musiała szukać czegoś innego, by opłacić sobie mieszkanie w najtańszej dzielnicy Toronto. Łapała się każdej możliwości, ale w niczym nie wytrzymywała dłużej niż kilka dni, zanim dochodziła do wniosku, że zasługuje na coś lepszego.
Pewnie jej starsza siostra miała już dość ciągłego słuchania o tym samym, bo rzuciła któregoś dnia propozycję, żeby młoda przeszła się po najbardziej artystycznej dzielnicy i tam popytała. Było to jak grom z jasnego nieba, bo po wejściu do Artisans’ Alley znalazła pracę w pierwszym sklepie, który sprzedawał własnoręcznie robione figurki i obrazy. Nie znała się na tym ani trochę, ale potrafiła wepchnąć wszystko klientowi. Może właśnie dlatego do tej pory nie wyrzucili jej z pracy, pomimo że potrafiła chodzić w kratkę.
Z utęsknieniem czekała na przerwę, aby wyjść coś zjeść. W niedalekiej okolicy, piętro, może dwa niżej, sprzedawali najsmaczniejsze bajgle jakie istniały i to w cenie takiej, że Haejin nie bolał portfel. Gdy tylko mogła wyjść z punktu, zostawiła na drzwiach karteczkę zaraz wracam i pobiegła, nie oglądając się za siebie. Byłoby idealnie, zjadłaby sobie na zapleczu, gdyby nie to, że wracając z bajglem w ręku nie zachowała odpowiedniej ostrożności, przez patrzenie w telefon i wpadła w kogoś, kto wyrósł jej przed twarzą jak grzyb po deszczu. Pewnie stał tam dłużej, ale nie zwracała uwagi na nikogo, przeglądając rolki na instagramie.
Odbiła się od mężczyzny, zrobiła kilka kroków w tył by utrzymać równowagę i gdy jej się udało, podniosła głowę i wbiła w niego, wręcz zabójcze, spojrzenie. Później przeniosła je na swoją lewą rękę, w której niosła posiłek, który już nie wyglądał tak fenomenalnie jak wcześniej.
— Przepraszam — burknęła pod nosem. Akurat stali przy jej punkcie, który był zamknięty. Nie dość, że będzie musiała jeść coś nieestetycznego to jeszcze pewnie oprawca jej bajgla chciał wejść do środka. — Otworzyć? — zapytała.
Średnio ją interesowało czy jego ubiór ucierpiał przez bliskie zbliżenie z jej posiłkiem, nawet nie zwróciła na to uwagi. Ona sama była pobrudzona na czarnej koszulce sosem czosnkowym.
Eric Stones
-
wylecz proszę, moje rany, urojenia i omamy.
wiesz, że jestem pojebanynieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
-
Blue screen? Oh well...nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
#(jak uzupełnię wreszcie kalendarz to wpisze numerek)
Zbliżały się urodziny mamy Erica, a on sam widząc kalendarz, zdawał sobie sprawę z tego, jak mało ma czasu, aby ogarnąć jakiś prezent. W swojej głowie miał obmyślany jakiś wstępny plan co do zakupu ale wydawało mu się, że do ulubionych perfum i kolczyków, czegoś brakowało. Gdy akurat miał chwilę, próbował przypomnieć sobie, co jego rodzicielka lubiła albo co ją zachwycało. Może jakaś figurka niedźwiedzia albo obraz z kwiatami, hm... Ostatecznie postanowił, że po pracy podjedzie na pasaż i tam się za czymś rozejrzy.
Tak więc, gdy udało mu się ze wszystkimi taskami uporać, zamknął laptopa, schował do torby, którą przewiesił sobie przez ramię i upewniwszy się, że nic nie zostało na biurku, odbił swoje ID przy drzwiach wyjściowych. Zjechał windą do garażu, a następnie schował torbę do bagażnika. Gdy już zajął miejsce przed kierownicą, przypomniał sobie, że oprócz prezentu, powinien zrobić zakupy do domu.
Nim ruszył z miejsca, sprawdził godziny otwarcia pasażu, bo jednak wolał mieć pewność, iż uda mu się rozejrzeć, a nie, że przybędzie i pocałuje klamkę.
Po dotarciu do punktu docelowego, zaparkował na wolnym miejscu, wyciągnął kluczyk ze stacyjki i opuścił auto. Wykonawszy kilka kroków, kliknął przycisk na pilocie, zamykający samochód. No dobra, zobaczmy co tutaj mają. Ogólnie zaskoczyła go ilość przeróżnych rzeczy i coś czuł, że nie prędko opuści to miejsce. Szczerze? Myślał, że będą może tylko dwa sklepy (lub stoiska) i tyle, a okazało się ich być ciut więcej. No nic, pora się zacząć rozglądać. powiedział do samego siebie.
Spacerując, zahaczył o stoisko, gdzie sprzedawano kawę, a ponieważ Stones nagle miał na nią ogromną ochotę, to kupił ice latte macchiato.
Szedł sobie zadowolony, popijając zimną kawusię i zatrzymał się, ponieważ przyciągnął jego wzrok wielki napis "PROMOCJA". Właśnie miał patrzeć, co właściwie było objęte promocją, gdy nagle - nie wiedząc skąd - poczuł, jak ktoś na niego wpada. Spojrzał w dół, by sprawdzić stan koszulki.
- Ekhem... - chrząknął, a zaraz potem zaczął udawać, że kaszle. Moja koszulka... Zmrużył oczy, bo choć usłyszał przepraszam, to miał wrażenie, że zostało rzucone ot tak, od niechcenia. Miał granatową koszulkę, ozdobioną białym sosem.
- Fantastycznie... - odburknął do samego siebie. Słysząc pytanie, skierował wzrok na drzwi oraz rzeczy, które znajdowały się po drugiej stronie szyb.
- Otworzyć. Co mogę u ehm... Pani kupić? - spytał, bo nie sądził, aby mógł mówić do dziewczyny per Ty. Może i wyglądała młodo ale nie znali się.
- Szukam czegoś dla mamy na prezent z okazji urodzin. Myślałem o figurce ale nie wiem jaka by do niej pasowała. - wyjaśnił.
- Gdzie jest najbliższa łazienka? - spytał też nagle, bo chciał tymczasowo zaprać ślad po sosie, a nie sądził, aby dziewczyna miała łazienkę gdzieś za kasą. Druga opcja, jaka mu przyszła do głowy, to chusteczki nawilżane, ale uznał, że wybiera opcję łazienka (bo przy okazji, chciał też opróżnić pęcherz). Tak to jest, jak przed wyjściem z pracy, wypije się sporo wody.
lola bae
Zbliżały się urodziny mamy Erica, a on sam widząc kalendarz, zdawał sobie sprawę z tego, jak mało ma czasu, aby ogarnąć jakiś prezent. W swojej głowie miał obmyślany jakiś wstępny plan co do zakupu ale wydawało mu się, że do ulubionych perfum i kolczyków, czegoś brakowało. Gdy akurat miał chwilę, próbował przypomnieć sobie, co jego rodzicielka lubiła albo co ją zachwycało. Może jakaś figurka niedźwiedzia albo obraz z kwiatami, hm... Ostatecznie postanowił, że po pracy podjedzie na pasaż i tam się za czymś rozejrzy.
Tak więc, gdy udało mu się ze wszystkimi taskami uporać, zamknął laptopa, schował do torby, którą przewiesił sobie przez ramię i upewniwszy się, że nic nie zostało na biurku, odbił swoje ID przy drzwiach wyjściowych. Zjechał windą do garażu, a następnie schował torbę do bagażnika. Gdy już zajął miejsce przed kierownicą, przypomniał sobie, że oprócz prezentu, powinien zrobić zakupy do domu.
Nim ruszył z miejsca, sprawdził godziny otwarcia pasażu, bo jednak wolał mieć pewność, iż uda mu się rozejrzeć, a nie, że przybędzie i pocałuje klamkę.
Po dotarciu do punktu docelowego, zaparkował na wolnym miejscu, wyciągnął kluczyk ze stacyjki i opuścił auto. Wykonawszy kilka kroków, kliknął przycisk na pilocie, zamykający samochód. No dobra, zobaczmy co tutaj mają. Ogólnie zaskoczyła go ilość przeróżnych rzeczy i coś czuł, że nie prędko opuści to miejsce. Szczerze? Myślał, że będą może tylko dwa sklepy (lub stoiska) i tyle, a okazało się ich być ciut więcej. No nic, pora się zacząć rozglądać. powiedział do samego siebie.
Spacerując, zahaczył o stoisko, gdzie sprzedawano kawę, a ponieważ Stones nagle miał na nią ogromną ochotę, to kupił ice latte macchiato.
Szedł sobie zadowolony, popijając zimną kawusię i zatrzymał się, ponieważ przyciągnął jego wzrok wielki napis "PROMOCJA". Właśnie miał patrzeć, co właściwie było objęte promocją, gdy nagle - nie wiedząc skąd - poczuł, jak ktoś na niego wpada. Spojrzał w dół, by sprawdzić stan koszulki.
- Ekhem... - chrząknął, a zaraz potem zaczął udawać, że kaszle. Moja koszulka... Zmrużył oczy, bo choć usłyszał przepraszam, to miał wrażenie, że zostało rzucone ot tak, od niechcenia. Miał granatową koszulkę, ozdobioną białym sosem.
- Fantastycznie... - odburknął do samego siebie. Słysząc pytanie, skierował wzrok na drzwi oraz rzeczy, które znajdowały się po drugiej stronie szyb.
- Otworzyć. Co mogę u ehm... Pani kupić? - spytał, bo nie sądził, aby mógł mówić do dziewczyny per Ty. Może i wyglądała młodo ale nie znali się.
- Szukam czegoś dla mamy na prezent z okazji urodzin. Myślałem o figurce ale nie wiem jaka by do niej pasowała. - wyjaśnił.
- Gdzie jest najbliższa łazienka? - spytał też nagle, bo chciał tymczasowo zaprać ślad po sosie, a nie sądził, aby dziewczyna miała łazienkę gdzieś za kasą. Druga opcja, jaka mu przyszła do głowy, to chusteczki nawilżane, ale uznał, że wybiera opcję łazienka (bo przy okazji, chciał też opróżnić pęcherz). Tak to jest, jak przed wyjściem z pracy, wypije się sporo wody.
lola bae
-
wylecz proszę, moje rany, urojenia i omamy.
wiesz, że jestem pojebanynieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Wpatrywała się w gościa z ustami dosłownie zaciśniętymi w prostą kreskę. Najbardziej w całej tej sytuacji bolał ją zniszczony bajgiel, na którego wydała swoje ostatnie pieniądze. Nieestetyczne jedzenie to niedobre jedzenie, nieważne czy jego walory smakowe zostały nienaruszone. Fakt, mogła go zakryć albo iść uważniej, ale wciąż to nie była tylko jej wina. Wszyscy na pasażu dali radę ją wyminąć, niektórych ona sama musiała, a on wyrósł jak grzyb po deszczu nie wiadomo dlaczego. Po co w ogóle zatrzymywał się na środku drogi zamiast zejść na bok?
Z każdą chwilą coraz więcej negatywnych emocji w niej zaczynało buzować, była wręcz wściekła, ale nie mogła dać po sobie poznać, że zaraz wybuchnie. Szefostwo szło jej na rękę niemalże codziennie, ale gdyby dowiedzieli się, że krzyczy na potencjalnego klienta to straciłaby jedyne źródło dochodu. A na to nie mogła sobie pozwolić, gdy w jej portfelu piszczało biedą.
Uśmiechnęła się ostatecznie, chociaż było mocno wymuszone i potrząsnęła głową, próbując się uspokoić.
— Sprzedaję sztukę — mruknęła.
Zawsze ją bawiło to sformułowanie, ale było chyba najbardziej adekwatnym do tego, co znajdowało się w środku. Miała dosłownie wszystko, co artysta mógłby stworzyć - od obrazów po okropnie dużych cenach do małych figurek glinianych. Czasami się śmiała, że szefostwo musiało nieźle ćpać tworząc niektóre z tych “dzieł”, bo były perfidnie słabe a drogie. Może faktycznie artystyczne oko potrafiło wychwycić ich potencjał, ale tym okiem zdecydowanie nie było to jej.
— Figurka? — powtórzyła po nim i poklepała się po kieszeni, szukając klucza do drzwi. Gdy go znalazła, prędko podeszła i je otworzyła, a następnie zapaliła światło. Miała ich multum, jedne naprawdę piękne, a inne… po prostu ciekawe. — Może coś Pana zainteresuje — dodała po chwili i kiwnęła ręką w kierunku środka, aby oprawca jej obiadu mógł wejść.
Przymknęła oczy na sekundę. Chociaż chciała się go pozbyć z zasięgu swojego wzroku, to wysyłając go do toalety na samym końcu pasażu raczej równało się z tym, że zajdzie do innego sklepu. Podeszła do stolika, położyła swoje nieestetyczne jedzenie i wyciągnęła drugi klucz, tym razem mniejszy.
— Na zapleczu. Nie powinnam nikogo wpuszczać, ale chyba jestem Panu winna za tę sytuację z… — Wystawiła palec w kierunku jego koszulki. Obydwoje byli oznaczeni sosem czosnkowym. On po zakupach mógł wrócić i się przebrać, ona nawet jeśli zmyje plamę to nieprzyjemny zapach czosnku zostanie z nią do wieczora. — Proszę.
Eric Stones
Z każdą chwilą coraz więcej negatywnych emocji w niej zaczynało buzować, była wręcz wściekła, ale nie mogła dać po sobie poznać, że zaraz wybuchnie. Szefostwo szło jej na rękę niemalże codziennie, ale gdyby dowiedzieli się, że krzyczy na potencjalnego klienta to straciłaby jedyne źródło dochodu. A na to nie mogła sobie pozwolić, gdy w jej portfelu piszczało biedą.
Uśmiechnęła się ostatecznie, chociaż było mocno wymuszone i potrząsnęła głową, próbując się uspokoić.
— Sprzedaję sztukę — mruknęła.
Zawsze ją bawiło to sformułowanie, ale było chyba najbardziej adekwatnym do tego, co znajdowało się w środku. Miała dosłownie wszystko, co artysta mógłby stworzyć - od obrazów po okropnie dużych cenach do małych figurek glinianych. Czasami się śmiała, że szefostwo musiało nieźle ćpać tworząc niektóre z tych “dzieł”, bo były perfidnie słabe a drogie. Może faktycznie artystyczne oko potrafiło wychwycić ich potencjał, ale tym okiem zdecydowanie nie było to jej.
— Figurka? — powtórzyła po nim i poklepała się po kieszeni, szukając klucza do drzwi. Gdy go znalazła, prędko podeszła i je otworzyła, a następnie zapaliła światło. Miała ich multum, jedne naprawdę piękne, a inne… po prostu ciekawe. — Może coś Pana zainteresuje — dodała po chwili i kiwnęła ręką w kierunku środka, aby oprawca jej obiadu mógł wejść.
Przymknęła oczy na sekundę. Chociaż chciała się go pozbyć z zasięgu swojego wzroku, to wysyłając go do toalety na samym końcu pasażu raczej równało się z tym, że zajdzie do innego sklepu. Podeszła do stolika, położyła swoje nieestetyczne jedzenie i wyciągnęła drugi klucz, tym razem mniejszy.
— Na zapleczu. Nie powinnam nikogo wpuszczać, ale chyba jestem Panu winna za tę sytuację z… — Wystawiła palec w kierunku jego koszulki. Obydwoje byli oznaczeni sosem czosnkowym. On po zakupach mógł wrócić i się przebrać, ona nawet jeśli zmyje plamę to nieprzyjemny zapach czosnku zostanie z nią do wieczora. — Proszę.
Eric Stones