-
wylecz proszę, moje rany, urojenia i omamy.
wiesz, że jestem pojebanynieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Pewnie jej starsza siostra miała już dość ciągłego słuchania o tym samym, bo rzuciła któregoś dnia propozycję, żeby młoda przeszła się po najbardziej artystycznej dzielnicy i tam popytała. Było to jak grom z jasnego nieba, bo po wejściu do Artisans’ Alley znalazła pracę w pierwszym sklepie, który sprzedawał własnoręcznie robione figurki i obrazy. Nie znała się na tym ani trochę, ale potrafiła wepchnąć wszystko klientowi. Może właśnie dlatego do tej pory nie wyrzucili jej z pracy, pomimo że potrafiła chodzić w kratkę.
Z utęsknieniem czekała na przerwę, aby wyjść coś zjeść. W niedalekiej okolicy, piętro, może dwa niżej, sprzedawali najsmaczniejsze bajgle jakie istniały i to w cenie takiej, że Haejin nie bolał portfel. Gdy tylko mogła wyjść z punktu, zostawiła na drzwiach karteczkę zaraz wracam i pobiegła, nie oglądając się za siebie. Byłoby idealnie, zjadłaby sobie na zapleczu, gdyby nie to, że wracając z bajglem w ręku nie zachowała odpowiedniej ostrożności, przez patrzenie w telefon i wpadła w kogoś, kto wyrósł jej przed twarzą jak grzyb po deszczu. Pewnie stał tam dłużej, ale nie zwracała uwagi na nikogo, przeglądając rolki na instagramie.
Odbiła się od mężczyzny, zrobiła kilka kroków w tył by utrzymać równowagę i gdy jej się udało, podniosła głowę i wbiła w niego, wręcz zabójcze, spojrzenie. Później przeniosła je na swoją lewą rękę, w której niosła posiłek, który już nie wyglądał tak fenomenalnie jak wcześniej.
— Przepraszam — burknęła pod nosem. Akurat stali przy jej punkcie, który był zamknięty. Nie dość, że będzie musiała jeść coś nieestetycznego to jeszcze pewnie oprawca jej bajgla chciał wejść do środka. — Otworzyć? — zapytała.
Średnio ją interesowało czy jego ubiór ucierpiał przez bliskie zbliżenie z jej posiłkiem, nawet nie zwróciła na to uwagi. Ona sama była pobrudzona na czarnej koszulce sosem czosnkowym.
Eric Stones
-
Jingle bells, jingle bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Zbliżały się urodziny mamy Erica, a on sam widząc kalendarz, zdawał sobie sprawę z tego, jak mało ma czasu, aby ogarnąć jakiś prezent. W swojej głowie miał obmyślany jakiś wstępny plan co do zakupu ale wydawało mu się, że do ulubionych perfum i kolczyków, czegoś brakowało. Gdy akurat miał chwilę, próbował przypomnieć sobie, co jego rodzicielka lubiła albo co ją zachwycało. Może jakaś figurka niedźwiedzia albo obraz z kwiatami, hm... Ostatecznie postanowił, że po pracy podjedzie na pasaż i tam się za czymś rozejrzy.
Tak więc, gdy udało mu się ze wszystkimi taskami uporać, zamknął laptopa, schował do torby, którą przewiesił sobie przez ramię i upewniwszy się, że nic nie zostało na biurku, odbił swoje ID przy drzwiach wyjściowych. Zjechał windą do garażu, a następnie schował torbę do bagażnika. Gdy już zajął miejsce przed kierownicą, przypomniał sobie, że oprócz prezentu, powinien zrobić zakupy do domu.
Nim ruszył z miejsca, sprawdził godziny otwarcia pasażu, bo jednak wolał mieć pewność, iż uda mu się rozejrzeć, a nie, że przybędzie i pocałuje klamkę.
Po dotarciu do punktu docelowego, zaparkował na wolnym miejscu, wyciągnął kluczyk ze stacyjki i opuścił auto. Wykonawszy kilka kroków, kliknął przycisk na pilocie, zamykający samochód. No dobra, zobaczmy co tutaj mają. Ogólnie zaskoczyła go ilość przeróżnych rzeczy i coś czuł, że nie prędko opuści to miejsce. Szczerze? Myślał, że będą może tylko dwa sklepy (lub stoiska) i tyle, a okazało się ich być ciut więcej. No nic, pora się zacząć rozglądać. powiedział do samego siebie.
Spacerując, zahaczył o stoisko, gdzie sprzedawano kawę, a ponieważ Stones nagle miał na nią ogromną ochotę, to kupił ice latte macchiato.
Szedł sobie zadowolony, popijając zimną kawusię i zatrzymał się, ponieważ przyciągnął jego wzrok wielki napis "PROMOCJA". Właśnie miał patrzeć, co właściwie było objęte promocją, gdy nagle - nie wiedząc skąd - poczuł, jak ktoś na niego wpada. Spojrzał w dół, by sprawdzić stan koszulki.
- Ekhem... - chrząknął, a zaraz potem zaczął udawać, że kaszle. Moja koszulka... Zmrużył oczy, bo choć usłyszał przepraszam, to miał wrażenie, że zostało rzucone ot tak, od niechcenia. Miał granatową koszulkę, ozdobioną białym sosem.
- Fantastycznie... - odburknął do samego siebie. Słysząc pytanie, skierował wzrok na drzwi oraz rzeczy, które znajdowały się po drugiej stronie szyb.
- Otworzyć. Co mogę u ehm... Pani kupić? - spytał, bo nie sądził, aby mógł mówić do dziewczyny per Ty. Może i wyglądała młodo ale nie znali się.
- Szukam czegoś dla mamy na prezent z okazji urodzin. Myślałem o figurce ale nie wiem jaka by do niej pasowała. - wyjaśnił.
- Gdzie jest najbliższa łazienka? - spytał też nagle, bo chciał tymczasowo zaprać ślad po sosie, a nie sądził, aby dziewczyna miała łazienkę gdzieś za kasą. Druga opcja, jaka mu przyszła do głowy, to chusteczki nawilżane, ale uznał, że wybiera opcję łazienka (bo przy okazji, chciał też opróżnić pęcherz). Tak to jest, jak przed wyjściem z pracy, wypije się sporo wody.
lola bae
-
wylecz proszę, moje rany, urojenia i omamy.
wiesz, że jestem pojebanynieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Z każdą chwilą coraz więcej negatywnych emocji w niej zaczynało buzować, była wręcz wściekła, ale nie mogła dać po sobie poznać, że zaraz wybuchnie. Szefostwo szło jej na rękę niemalże codziennie, ale gdyby dowiedzieli się, że krzyczy na potencjalnego klienta to straciłaby jedyne źródło dochodu. A na to nie mogła sobie pozwolić, gdy w jej portfelu piszczało biedą.
Uśmiechnęła się ostatecznie, chociaż było mocno wymuszone i potrząsnęła głową, próbując się uspokoić.
— Sprzedaję sztukę — mruknęła.
Zawsze ją bawiło to sformułowanie, ale było chyba najbardziej adekwatnym do tego, co znajdowało się w środku. Miała dosłownie wszystko, co artysta mógłby stworzyć - od obrazów po okropnie dużych cenach do małych figurek glinianych. Czasami się śmiała, że szefostwo musiało nieźle ćpać tworząc niektóre z tych “dzieł”, bo były perfidnie słabe a drogie. Może faktycznie artystyczne oko potrafiło wychwycić ich potencjał, ale tym okiem zdecydowanie nie było to jej.
— Figurka? — powtórzyła po nim i poklepała się po kieszeni, szukając klucza do drzwi. Gdy go znalazła, prędko podeszła i je otworzyła, a następnie zapaliła światło. Miała ich multum, jedne naprawdę piękne, a inne… po prostu ciekawe. — Może coś Pana zainteresuje — dodała po chwili i kiwnęła ręką w kierunku środka, aby oprawca jej obiadu mógł wejść.
Przymknęła oczy na sekundę. Chociaż chciała się go pozbyć z zasięgu swojego wzroku, to wysyłając go do toalety na samym końcu pasażu raczej równało się z tym, że zajdzie do innego sklepu. Podeszła do stolika, położyła swoje nieestetyczne jedzenie i wyciągnęła drugi klucz, tym razem mniejszy.
— Na zapleczu. Nie powinnam nikogo wpuszczać, ale chyba jestem Panu winna za tę sytuację z… — Wystawiła palec w kierunku jego koszulki. Obydwoje byli oznaczeni sosem czosnkowym. On po zakupach mógł wrócić i się przebrać, ona nawet jeśli zmyje plamę to nieprzyjemny zapach czosnku zostanie z nią do wieczora. — Proszę.
Eric Stones
-
Jingle bells, jingle bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Sprzedawczyni sztuki miała rację, kilka figurek przykuło jego uwagę ale najpierw planował - tak jak wcześniej wspomniał - skorzystać z łazienki.
Podziękował skinięciem głowy gdy otrzymał mniejszy kluczyk i szybkim krokiem udał się na zaplecze.
- Zaraz wracam. - zdążył tylko krzyknąć, nim zniknął za drzwiami. Oczywiście pewnie dziewczyny to nie interesowało, ale już mniejsza. Stones spojrzał na swoje odbicie w lustrze, a po krótkiej chwili, wziął się za próbę zaprania plamy po sosie. Nie poszło mu jakoś wspaniale, szczególnie, że ta mokra plama była teraz bardziej widoczna niż sos. Westchnąwszy, zdjął t-shirt i obrócił go tak, aby mokrą plamę mieć po drugiej stronie, czyli na plecach.
Przez myśl mu przeszło, że mógłby wyjść i uciec z tym kluczykiem, tylko po pierwsze, na pewno został ujęty na nie jednej kamerze, a po drugie, co by mu to dało? Zaplecze jak zaplecze, niczego szczególnego nie dostrzegł. Tak więc, kulturalnie zamknął drzwi, przetrącając w nich kluczyk, a następnie wręczył go z powrotem właścicielce. Żeby dać znać, iż nic nie zwinął, uniósł nieco ręce do góry - w razie gdyby chciano go przeszukać.
- Dużo tu tego Pani ma. - stwierdził, wracając do figurek. Podobała mu się figurka w kształcie motyla, oraz porcelanowy kwiat, nad którym unosi się ptak. Zaraz jednak przepadł, gdy zauważył figurkę kapibary.
- Tę biorę na pewno. - powiedział, kładąc przy kasie małą kapibarę. Nie obchodziła go cena. Kupiłby ją tak czy siak. Dla mamy ostatecznie wziął motyla.
- Kubki też tu są? W ogóle wie może Pani, czy gdzieś niedaleko można przyjść na zajęcia z ceramiki, by samemu taki kubek stworzyć i ozdobić? - zapytał, bo zaprowadziłby na takie zajęcia mamę, a przy okazji, może nawet i sam by coś stworzył.
- Ile płacę za te dwie rzeczy? - spytał, sięgając po portfel, który miał w saszetce, przepasanej w pasie. Oczywiście istniała szansa, że coś dobierze ale wpierw chciał już sfinalizować zakup tych przedmiotów, które na pewno chciał.
lola bae
-
wylecz proszę, moje rany, urojenia i omamy.
wiesz, że jestem pojebanynieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
A ona nie lubiła tracić kontroli.
Kiedy wrócił i oddał jej klucz, skinęła tylko głową, chowając go od razu do kieszeni. Widok rąk uniesionych w górę był na swój sposób zabawny, ale nie pozwoliła sobie na uśmiech. Jeszcze by pomyślał, że naprawdę ją to rozbawiło, a ona wolała nie dawać mu zbyt wielu sygnałów. Przynajmniej nie wyglądał na typa, który miałby zrobić coś głupiego i w sumie, gdyby chciał, to już dawno by uciekł. A skoro wrócił, oddał klucz i zachował się normalnie, mogła odpuścić swoje czarne scenariusze. Przynajmniej na chwilę.
— Trochę tego jest — odpowiedziała spokojnie, podchodząc do lady, żeby odłożyć swojego bajgla na bok i mieć wolne ręce. — Kapibara to dobry wybór — dodała, przesuwając figurkę bliżej kasy.
Sama nie wiedziała, czemu akurat ta kapibara ją rozbroiła. Może dlatego, że rzadko ktoś wybierał coś tak nietypowego. Zazwyczaj ludzie brali kwiaty, aniołki, czasem jakieś bardziej eleganckie ozdoby, które miały dobrze wyglądać na półce. A on? Kapibara. Absurdalne i urocze jednocześnie. Złapała się na tym, że w myślach odnotowała, żeby może następnym razem odłożyć coś podobnego na bok, tak na wszelki wypadek, gdyby wrócił.
Przeniosła wzrok na motyla, a dopiero później na niego, gdy zapytał o kubki.
— Kubki też mamy, stoją na regale przy wejściu.
Kiwnęła głową w tamtym kierunku, nie dodając nic więcej. Na pytanie o zajęcia z ceramiki przez chwilę się zawahała. Sama nigdy nie interesowała się warsztatami, ale kojarzyła małą pracownię na rynku, niedaleko pasażu. Kojarzyła ją bardziej z szyldu niż z własnego doświadczenia, ale lepsze to niż nic. Najwyżej się chłopak odbije od drzwi.
— Wiem, że chyba jakieś warsztaty prowadzą w jednej z pracowni parę ulic dalej. Albo prowadzili, pewności nie mam. Mogę zapisać adres, jakby pan chciał – zaproponowała neutralnym tonem. Tyle mogła zrobić, nigdy nie interesowało ją to na tyle, by faktycznie tam skierowała swoje kroki. Może ktoś kiedyś zabierze ją na randkę to wtedy się dowie.
Zerknęła jeszcze raz na kapibarę i motyla, po czym wbiła ceny w kasę.
— Razem to będzie trzysta pięćdziesiąt. — powiedziała wyciągając rękę po gotówkę.
Nie przepadała za small talkiem z klientami. Czuła się wtedy jakby grała jakąś rolę, nie nadawała się do takiej pracy. Tym razem jednak rozmowa nie była uciążliwa. Jego pytania były zwyczajne, bez zadęcia i bez tego sztucznego tonu, którym niektórzy lubili się popisywać. Nie próbował udawać znawcy sztuki, tylko po prostu pytał i to wystarczyło, żeby nie czuła się zirytowana.
— Coś jeszcze pana interesuje? — zapytała z wymuszonym uśmiechem, próbując przedłużyć ich rozmowę. — Lubi pan takie... rzeczy? Artysta?
Eric Stones
-
Jingle bells, jingle bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Gdyby coś ukradł, to albo by zwiał czym prędzej, nie odwracając się za siebie, albo zachowywałby się normalnie…
- Jeśli chce Pani sprawdzić, czy czegoś nie ukradłem, może mnie śmiało przeszukać. - powiedział, rozkładając ręce tak, jakby był po przejściu przez bramkę na lotnisku. Zależało mu na dobrej relacji ze sprzedającą by po pierwsze, nie zostawać wyrzuconym za każdym razem, gdy będzie przekraczał próg sklepu - aż sobie zaczął wyobrażać swoją twarz na plakacie z informacją Dla tego pana wstęp wzbroniony, druga sprawa, to mimo wszystko wolał sobie spokojnie chodzić po ulicy, a nie podziwiać świat zza krat; kolejnym powodem, dlaczego zależało mu na pozytywnych relacjach ze sprzedającą, było przekonanie, że może kiedyś tj. po kilku wizytach i rozmowach, dostanie jakąś zniżkę.
- Właśnie widzę, że wybór jest całkiem spory… - powiedział, przejeżdżając wzrokiem po wszystkim tym, co stało na półkach.
Uśmiechnął się, słysząc, że kapibara była dobrym wyborem, bo miło mu było to słyszeć, szczególnie, że polegał na swojej intuicji.
- Dziękuję. Uwielbiam je. - powiedział zgodnie z prawdą, posyłając sprzedawczyni ciepły uśmiech. W swojej kolekcji miał już skarpetki w te zwierzaki, koszulę, długopis i poduszkę - skarpetki miał nawet na sobie w tamtej chwili.
Skinął głową, przyjmując otrzymaną informację do wiadomości i automatycznie podszedł do kubków, które tak jak powiedziała sprzedawczyni, stały tuż obok wejścia. Oczywiście kilka zwróciło jego uwagę, dlatego coś czuł, że wkrótce ponownie odwiedzi to miejsce. Wziął jakiś taki, co miał wypisane krótkie życzenia i ozdobiony był różowymi kwiatami.
- To jeszcze to proszę doliczyć. - powiedział, podając kubek.
- A… czy jest możliwość zapakowania jakoś tak… jak na prezent? Dopłacę jeśli trzeba. - dodał, bo z tego co kojarzył, niektóre sklepy oferowały zapakowanie przedmiotów inaczej, jeśli miały zostać sprezentowane.
- O, byłbym bardzo wdzięczny. - odparł skinąwszy głową, wyrażając tym samym chęć, by sprzedawczyni zapisała adres jednej z pracowni, gdzie on sam, lub ktoś z jego znajomych mógłby stworzyć swój własny kubek.
Słysząc ile ma do zapłacenia, wyciągnął kartę płatniczą z portfela - grzecznie czekał, aż terminal pokaże kwotę i miał nadzieję, że nagle nie postanowi wzniecić buntu, ponieważ w tamtym momencie Stones nie miał przy sobie gotówki.
- Na pewno przyjdę niedługo, bo kilka kubków przykuło moją uwagę. Mimo wcześniejszego incydentu cieszę się, że tu wstąpiłem. - powiedział, posyłając sprzedawczyni lekki uśmiech, bo choć wpierw był zły, tak teraz już mu przeszło i cieszyło go, że poznał nowe miejsce, gdzie mógł zaopatrzyć się w figurki, kubki i inne rzeczy.
- Nie nazwałbym siebie artystą i raczej daleko mi do niego.. żaden ze mnie Picasso czy Van Gogh. - powiedział. - Ale takie figurki czy kubki lubię. Uważam, że jeżeli o figurki chodzi, to stanowią ładną dekorację, a kubki… cóż, z czegoś pić trzeba. A przyjemniej się pije z kubka, który coś przedstawia albo jest w kształcie np. takiego pokeballa. - odparł, parskając krótkim śmiechem. On ogólnie lubił też kubki, które zmieniały się pod wpływem gorącej wody.
- A Pani coś tworzy, czy tylko sprzedaje? - spytał z całkowicie czystej ciekawości.
lola bae
-
wylecz proszę, moje rany, urojenia i omamy.
wiesz, że jestem pojebanynieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
— Nie, nie, skądże! — odpowiedziała od razu. Tym razem ona uniosła ręce do góry, w obronnym geście. Nie była na tyle szalona, by oskarżać swojego klienta o kradzież. Podstawą dobrej sprzedaży są przyjacielskie relacje, właściciele powtarzali jej to za każdym razem.
Tak naprawdę w tym sklepie było wszystko i nic, dosłownie - każda półka miała na sobie coś innego, co prawdopodobnie żadnemu normalnemu człowiekowi w mieszkaniu, by się nie przydało. Na środku obrazy, jedne normalne, inne trochę zbyt szalone nawet jak na Lolę, a wszystko wieńczyły figurki, które własnoręcznie robił właściciel. I jakieś gliniane misy.
— Cieszę się — powiedziała trochę przyjemniej niż wcześniej, już nie siląc się na neutralny ton.
Musiała szanować każdego klienta, bo w końcu na co dzień nie było ich tutaj dużo. Ludzie uciekali gdy tylko zauważali ceny, Bae wcale to nie dziwiło. Sama zakupów tutaj nigdy by nie zrobiła, nie było to na jej kieszeń. Jeżeli już musiałaby coś komuś sprezentować to raczej poszłaby po jakieś zestawy do kąpieli niż overpriced kubki czy rzeźby. Ale byli tacy wariaci co zostawiali tutaj niezłą sumkę.
Wzięła kubek, który następnie doliczyła do rachunku i oparła się łokciami o blat, obserwując mężczyznę. Nie zamierzała go poganiać, jeżeli faktycznie chciał się tutaj obkupić to jej to było na rękę. A z racji, że całkiem miły był to spróbuje go zapamiętać, kiedyś wlepi mu rabat. Na kartce prędko napisała adres lokalu, który znajdował się na rynku, ulicę drogi od pasażu. Nie miała pewności, ale z drugiej strony nie obiecała mu, że na pewno coś tam znajdzie. Spróbować zawsze mógł.
— Jeszcze raz bardzo przepraszam za tę sytuację, byłam nieuważna. — Skinęła głową w ramach przeprosin. Dalej była zła za to, że sos czosnkowy wylądował i na niej, ale najwidoczniej dzisiaj miała jakiegoś pecha. — W pewnym sensie to jest racja… ja w domu nie mam chyba zwykłego kubka. Wszystkie mają jakieś wzory, ewentualnie są po prostu dziwne. — Gdy mieszkała jeszcze u rodziny zastępczej to wszyscy korzystali ze szklanek, jak przeprowadziła się na swoje to nie miała żadnej zwykłej rzeczy. Kupowanie kolorowych talerzy było, w pewnym sensie, dla niej rozpoczęciem nowego rozdziału w życiu. No i w sklepach też nie obracała się za naczyniami, o ile nie były w jakiś sposób śmieszne czy po prostu nie wpadły jej w oko.
— Kiedyś coś tworzyłam, teraz jedynie sprzedaję — mruknęła i posłała mężczyźnie uśmiech. Może nie robiła sztuki namacalnej, ale w pewnym sensie artystką była. Kiedyś, bo teraz niewiele z tego w niej zostało.
Wolała sztukę ale w trochę innym znaczeniu.
— Jeśli będzie chciał Pan wpaść serdecznie zapraszam. W pierwsze piątki miesiąca zmieniamy asortyment, trochę nowych rzeczy wpada.
Eric Stones
-
Jingle bells, jingle bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
- Ja również cieszę się, że tędy szedłem, bo inaczej pewnie wciąż bym szukał czegoś na prezent a tak, nie dość, że odkryłem nowe miejsce, to jeszcze kupiłem co trzeba. - odparł radośnie.
- Więc w sumie nie ma tego złego i po części to Pani zasługa, że mogłem poznać to miejsce, bo wszystko zaczęło się od nieszczęsnego wpadnięcia i tej plamy. - dodał, wskazując na mokre miejsce, które wciąż schło. Mówił szczerze. Choć na początku był wkurwiony, tak im dłużej przebywał w tym sklepie, tym bardziej zauważał przedmioty, które byłby skłonny kupić. Może jedynie ceny były dość wysokie, ale co innego robić zakupy na jakieś ważne wydarzenia, a co innego codziennie.
- Na szczęście to nic poważnego, więc proszę się nie martwić. - machnął ręką. - Jeśli woda z mydłem nie da rady, wrzucę tę koszulkę do pralki, a jak pralka nie da rady... to kupię nową koszulkę. - odparł, wzruszając ramionami, jakby właśnie oznajmiał oczywistą oczywistość, ale tak właśnie wyglądał jego plan, także wszystko zależało od tego, co będzie gdy już woda wyschnie.
Parsknął śmiechem, kiedy usłyszał tym, że sprzedawczyni posiadała u siebie niezwykłe oraz dziwne kubki.
- Tak w ogóle, jestem Eric. - powiedział, chcąc zburzyć ten formalny most - znaczy, nie wiedział, czy sprzedawczyni będzie chciała i pozwoli do siebie mówić po imieniu, ale on kompletnie nie miał z tym żadnego problemu - i wyciągnął prawą dłoń.
- Chwali się Pani swoimi dziełami, czy raczej raz schowane, nie oglądają więcej światła dziennego? - spytał, będąc po prostu ciekawym - oczywiście gdyby pierwsza opcja wchodziła w grę, był chętny te prace zobaczy.
- Pierwsze piątki. Postaram się zapamiętać. A macie możliwość zakupów przez internet z odbiorem na miejscu? - spytał - jasne, sam mógł sprawdzić, czy miejsce w którym przebywał miało swoją stronę lub social media, ale wolał dowiedzieć się z pierwszej ręki.
lola bae
-
wylecz proszę, moje rany, urojenia i omamy.
wiesz, że jestem pojebanynieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
— Przepraszam, że w ogóle tak wyszło… — zaczęła przypominając ich zderzenie. W prawdzie, gdyby nie to to pewnie nie doszłoby do sfinalizowania transakcji, no i… Hyejin nie spotkałaby pierwszej osoby do porozmawiania dzisiaj. Same pozytywy w tym wielkim negatywie. Stones zdążył zmyć sobie plamę, pewnie po użyciu mydła zapach nie był aż tak nieprzyjemny; Bae musiała zostać w pracy jeszcze przez kilka godzin z zapachem, plamą i niezjadliwym posiłkiem.
Ale czego się nie robi dla klientów, prawda?
— Naprawdę bardzo przepraszam. Jestem nieuważna, dzisiaj to już w ogóle - nie powinnam korzystać z telefonu w trakcie wymijania ludzi. Dziękuję, że jest Pan na tyle wyrozumiały… — Nie wiedziała co dokładnie ma powiedzieć. Najchętniej nie wchodziłaby mu w tyłek - to nie było w jej stylu, a wypadek był ich wspólną wizją, ale Lola miała już w głowie opierdziel od właścicieli jeśliby nie wyjaśniłą tej sytuacji. Kiwnęła głową, okazując najszczerszą skruchę. — Jeżeli coś to mogę dać mój numer telefonu i… jeśli będzie jakiś problem to opłacę tę koszulkę — zaproponowała szczerze i wyciągnęła swoją komórkę w jego stronę.
Jeśli trzeba będzie, to dla dobra tej upadającej firmy, wyciągnie ostatnie zaskórniaki by opłacić overpriced koszulkę. O ile Eric taką na sobie miał.
Uniosła głowę do góry, z nad kasy, kiedy mężczyzna, jej klient, zdecydował się na przedstawienie. Nie ukryła rumieńca, który pojawił się na jej policzkach i kiwnęła głową zestresowana.
— Hyejin. Nazywam się Hyejin, miło mi cię poznać — mruknęła cicho i wzruszyła ramionami. — Jesteś koreańczykiem, prawda? — zapytała równie nieśmiało i powróciła do nabijania na kasę jego zakupów. Totalnie dziwne i nieodpowiednie pytanie, ale wyglądał jak ktoś z kim mogłaby się dogadać - trudno się żyło azjatom w krajach Ameryki Północnej. Równie dobrze nie musiał emigrować, mógł mieć rodziców z tych rejonów, zupełnie jak ona.
Wyciągnęła swoją prawą dłoń, by krótko uścisnąć tę jego.
— Niekoniecznie robiłam coś takiego — wyjaśniła i skrzywiła się lekko. — Nigdy nic nie malowałam, raczej robiłam muzykę. Lata temu, stare dzieje. Już nic nie doświadcza światła dziennego. — Może malowała za dzieciaka, ale cokolwiek wyszło pod jej nazwiskiem było inną sztuką. Dopóki wytwórnia jej nie oszukała była naprawdę rozpoznawalną artystką - co prawda krótkotrwale i dla większości ludzi była irytująca niż ciekawa.
— No jasne. Właściciele mają swojego instagrama, wiele rzeczy tam mają dodanych. Można się skontaktować, oni mi podrzucą i jak najbardziej odbiór na miejscu — wyjaśniła prędko i posłała mu lekki uśmiech. Nikt nigdy nie skorzystał z tej opcji, ale nie zamierzała mu odbierać możliwości. — Ewentualnie… Daj znać mi, mogę ci podrzucić zakupy, gdy będę w najbliższej okolicy.
Eric Stones
-
Jingle bells, jingle bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
- W porządku, zdarza się. - odpowiedział, posyłając dziewczynie ciepły uśmiech. Poza tym, pralka prawdopodobnie dopierze tę ledwo widoczną pozostałość po plamie. a jak nie, to w szafie miał sporo koszulek, więc miał co na siebie ubrać.
- Przyznam szczerze, że tak się zainteresowałem tym, jakie produkty były objęte promocją, że wyłączyłem się na to, co dzieje się obok mnie. Naprawdę nie przypuszczałem, że ktoś na mnie wpadnie ale serio, nie przejmuj się tym. Można powiedzieć, że oboje wynieśliśmy jakąś lekcję, a poza tym, poznałem nowe miejsce i osobę. - powiedział bez większego zastanowienia - wszystko powiedział szczerze. Także koniec końców naprawdę nie żywił urazów a nawet był swego rodzaju wdzięczny, ponieważ kupił to, czego od jakiegoś czasu szukał tj. prezentu dla mamy.
Już miał odmówić, lecz w ostatniej chwili zmienił zdanie i wręczył swoją komórkę, by Lola wpisała swój numer telefonu i gdy to zrobiła, puścił sygnał by wiedziała, że to on a nie jakiś random. Nie powiedział nic, ponieważ uznał, że nie wyjawi swojego zamiaru związanego z tym, iż wcale nie zamierzał zrzucać na Hyejin obowiązku pozbycia się plamy.
Uśmiechnął się, gdy poznał imię dziewczyny, które brzmiało mu na pochodzące z kraju, z którego pochodziła jego mama i który kilka razy odwiedził.
- Moja mama jest. A mój tata jest Litwinem, więc jestem mieszanką. Za to Ty pewnie jesteś Koreanką, prawda? - odbił piłeczkę, zastanawiając się, czy urodziła się w Kanadzie, tylko rodziców miała z Korei, czy urodziła się tam i przeprowadziła, tak jak on. Zaintrygowała go. A jego zaciekawienie wzrosło jeszcze bardziej, kiedy usłyszał, że miała do czynienia z muzyką.
- Zachowałaś może choć jeden kawałek? - zapytał, unosząc jedną brew - naprawdę chętnie by posłuchał.
Skinął głową, przyjmując informacje o Instagramie właścicieli do wiadomości, a słysząc propozycję, Eric posłał Hyejin uśmiech.
- Będę miał to na uwadze i jak coś, to będę dawał znać. - odparł, nie potrafiąc powiedzieć, czy faktycznie skorzysta z zaproponowanej opcji, czy jednak postawi na samodzielność. Czas pokaże.
- To będziemy w kontakcie. Miłego dnia. Do zobaczenia. - rzucił, zgarniając torbę i wychodząc ze sklepu, ponieważ musiał załatwić jeszcze parę spraw na mieście.
//zt x2
lola bae