ODPOWIEDZ
28 y/o, 170 cm
rządzi się w firmie tatusia
Awatar użytkownika
give me what I want and don't keep protecting me from the things we can′t control
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

1
Windy dawno przestały wydawać swoje charakterystyczne dźwięki, kroki na piętrze ucichły. Blair w swoim gabinecie słyszała już tylko cichy szum klimatyzacji. Objęła dłonią ciepły kubek z kawą i westchnęła, zerkając na zegarek na jej nadgarstku.
Dwudziesta pierwsza.
Zdecydowanie inaczej powinna spędzać piątkowy wieczór, ale nie zapowiadało się na to, by miała szybko opuścić biuro. Od pięciu dni, odkąd tylko przyleciała do Kanady, nie wyszła z budynku przed pierwszą w nocy. Pojawiła się bez zapowiedzi, bo o jej wizycie w tym oddziale wiedział tylko ojciec. Nie robiła scen, nie zwoływała niepotrzebnych zebrań. Po prostu weszła do własnego gabinetu - tego, który od lat stał pusty, przygotowany na ewentualność gdyby ona albo Donovan senior chcieli tu kiedyś popracować.
Wystarczyło jej kilka rozmów, by zobaczyć, że nastroje są napięte. Początkowo planowała spędzić dwa tygodnie na tej całej „kontroli”, ale teraz już nie była tego taka pewna i zaczęła podejrzewać, że jej pobyt w Toronto znacznie się przeciągnie, jeśli tak dalej pójdzie. Każdy dzień zaczynał się o szóstej, a kończył… właściwie wcale. Krążyła między piętrami, między swoim gabinetem, archiwum, a działem księgowym. Zbierała informacje, obserwowała, dogłębnie analizowała. Do tej pory jednak, mimo ciężkich starań, nie miała pojęcia co było powodem opóźnień i strat w firmie.
Była sama. Była wycieńczona. Była na krawędzi, na której jej ojciec pewnie znajdował się nie raz, rozwijając ten biznes. I pomyśleć, że niestety to dopiero rozgrzewka - doskonale to wiedziała. Sama tego c h c i a ł a.
Zrzuciła z siebie marynarkę i powoli podwinęła rękawy koszuli, po czym przeciągnęła się leniwie, przymykając na chwilę, zmęczone już oczy. Siedząc w fotelu przy biurku, miała za plecami panoramę Toronto, a przed sobą tabelki Excela, które powoli już się zaczęły ze sobą zlewać. Upiła kilka łyków kawy, rzucając okiem na leżący obok na biurku gruby segregator z fakturami z ostatniego kwartału ubiegłego roku.
Przyjechała tu jako strażniczka nazwiska. Jako kobieta, która za nic nie zamierzała pozwolić, by coś, co jej ojciec budował całe życie, rozpadło się tylko dlatego, że nikt nie patrzył wystarczająco uważnie, w tym ona sama. Nie chciała, by to co podejrzewała się spełniło, ale właśnie tylko to na razie miała - podejrzenia niepoparte żadnymi dowodami. Marne poszlaki.
Coś musiało się jednak ujawnić. Coś na pewno było mocno nie tak.
Zamarła nagle, słysząc pukanie do drzwi. Głośne, zdecydowane. Nie spodziewała się nikogo. Była przekonana, że o tej porze całe piętro było puste - większość pracowników wyszła przed osiemnastą, nieliczni zostali do siódmej. Pukanie się powtórzyło, tym razem delikatniejsze, jakby osoba za drzwiami nie była pewna, czy powinna tu w ogóle być.
Przez sekundę zawahała się. Nie dlatego, że się bała, po prostu nie miała ochoty rozmawiać. W końcu podeszła do drzwi niespiesznie i lekko je uchyliła, nie otwierając ich od razu szeroko.
Frank… — odezwała się zaskoczona i od razu zmarszczyła czoło, ogarniając szybko wzrokiem korytarz — …co cię tu sprowadza? Stało się coś?


frank clay
blair
jakoś się dogadamy, tylko nie uciekaj
38 y/o, 184 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkimęskie
postać
autor

1.

Są osoby, którym Frank, nigdy nie odmawia, to nie istotne, czy chodzi o jeszcze jedną partyjkę bilarda, wypad na ryby, kolejną kolejkę ulubionego alkoholu, jest to delikatnie mówiąc bardzo wąskie, by nie powiedzieć, że zamknięte, dość elitarne grono osób, jakie detektyw darzy pewną dozą zaufania, te osoby można nazwać „przyjaciółmi”, acz sam tego sformułowania raczej unika, bo nie lubi tak ckliwych i emocjonalnych określeń, zawsze był prostym facetem, który nie potrzebował wielkich słów, to przez czyny oceniał innych, w tym także siebie dawał poznawać. Dlatego, kiedy komórka niecierpliwie, niczym wróbel w klatce zawibrowała w wewnętrznej kieszeni jeansowej koszuli poczuł rozdrażnienie samym faktem, iż ktoś przeszkadza mu w czasie wolnym od pracy, jednakże widząc numer Mitcha, nieco złagodniał i z chęcią odebrał.
Informacje, jakie dostał były szczątkowe, chociaż wydźwięk miały jak najbardziej delikatny, wręcz pozostawiający pole do domysłu, tak Clay starał się nie zagłębiać w temat nazbyt ciekawskim okiem detektywa, a raczej potraktować prośbę kumpla, jako przejaw dobrej intencji i spełnić, to o co go poproszono, bez zadawania zbędnych pytań, acz czuł podskórnie, że ten, coś przed nim ukrywał, bo doskonale znal starego cwanego lisa, a jego córka, wcale daleko nie upadła od jabłoni, była i owszem bardziej impulsywna, miała swoje wady, momentami dostrzegał w niej gorącą krew, jaka charakteryzowała również jej ojca w przeszłości, jednak widział ją ostatni raz kilka lat temu i nie miał przedstawienia, jaka była obecnie, nosił w pamięci zamglony obraz ich spotkania, to wszystko, gdyby przedstawiała sobą, jakieś niepokojące sygnały, to wówczas by je dostrzegł – niewątpliwie i mógłby brać poważnie pod rozwagę troskę jej ojca. Jednak nic takiego nie zaobserwował, a Blair prezentowała raczej gatunek osób potrafiących zadbać o siebie i swoje bezpośrednie bezpieczeństwo. To też czuł, niczym pies gończy trop, lecz nie potrafił nanieść go na odpowiednie tory. Ale nie zamierzał uciekać od deklaracji, stosując wykręty, które wiele osób, będących na jego miejscu, mogłyby zastosować. Lubił podkreślać, że to czyny definiowały znajomości, dlatego postanowił wypełnić prośbę, bez żadnego marudzenia i odkładania w czasie.

Wiedział, że ją tu zastanie, tak jak i jej ojciec oddawali duszę tej firmie, była ona ich dziełem, dlatego nawet nie jechał do hotelu, gdzie miała zarezerwowany apartament, bez mrugnięcia okiem skierował się do firmy mającej swe biura w jednym z luksusowych biurowców. Przyznawał, sam przed sobą, że lubił odwiedzać te budynki, zwłaszcza te najwyższe kondygnacje, bo widok, który się z nich rozpościerał budził w nim dziwnie, nieokreślone emocje o pozytywnym, acz lekko nostalgicznym zabarwieniu. Paradoksalnie nie odczuwał, tego będąc w samolocie, czy eksplorując górskie szczyty, a wyłącznie w tego typu drapaczach chmur, to dziwne, bo zwykle tego typu miejsca zajmowały korporacje, te natomiast budziły we Franku pejoratywne emocje raczej w szerszym i mocno ogólnym zarysie. Tak jednak nie oparł się pokusie, by nie zatrzymać się przy jednym z okien i nie zerknąć na rozświetlone Toronto, te z góry wyglądało tak… niewinnie? Melancholijny uśmiech delikatnie wypłynął na jego poważne oblicze rozświetlając je na moment dosłownie. Nim podszedł do narożnego biura, w którym świeciło się światło i w którym jak sądził znajdzie Blair.
Zapukał.
Ponowił, tym razem znacznie mocniej.
Cisza...
Zapukał raz jeszcze, nieco lżej, ale dłużej i gdy kończył jego dłoń spoczęła na klamce, powoli wprawiając w ruch naoliwiony mechanizm.
Spodziewał się, że zasnęła nad biurkiem, to by do niej mogło pasować, tak sądził. Nie wiedział, jaka tak naprawdę była, bo nawet z Mitchem o niej rzadko, kiedy rozmawiali. Sam z siebie wyłącznie grzecznościowo i to wszystko… dlatego drgnął, gdy dostrzegł jej twarz w przerwie między futryną, a drzwiami. Uchylone drzwi pozwalały, by rzucił okiem na kawałek przestronnego biura i na nią. Nie wyglądała, jakby ją obudził.
Posłał kobiecie lekki uśmiech, nieco sztuczny, bo i jej reakcja wydawała się być lekko zmieszana. Czyli staruszek jej nie uprzedził – myśl przemknęła przez umysł policjanta, tak nagle oczywista, że to aż dziwne, iż wcześniej sam tego nie przewidział, że go wpakuje na minę. Stłumił westchnięcie.
Nie. Twój ojciec do mnie zadzwonił; prosiłbym robił za przewodnika — za nic w świecie słowo: „niańka” nie przeszłoby mu przez usta, dlatego sprawnie je zastąpił. — Jesteś sama, mogę wejść? — Podniósł pytająco brew, a w jego przenikliwych oczach zapłonęły ogniki dziwnej przenikliwości, jakby sprawdzał, czy potrafiłby ją odczytać, nim ta mu odpowie. Nie naciskał, jednak na wejście stał w progu, w dalszym ciągu lekko opierając dłoń na drzwiach.



Blair Donovan
Frank Clay
28 y/o, 170 cm
rządzi się w firmie tatusia
Awatar użytkownika
give me what I want and don't keep protecting me from the things we can′t control
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Frank Clay. Prawdopodobnie ostatnia osoba, którą spodziewałaby się zobaczyć na progu swojego gabinetu.
Blair znała go już jakiś czas. Jeszcze gdy była nastolatką i zaczęła mocniej angażować się w sprawy firmy, Frank zawsze kręcił się gdzieś w pobliżu jej ojca. Byli przyjaciółmi - tak przynajmniej twierdził Donovan, gdy jego córka wypytywała o Kanadyjczyka. Nie żeby Blair nie ufała ojcu, ale zawsze wydawało jej się to nieco dziwne, by nie powiedzieć… podejrzane. Nie wiedziała jak się poznali i co takiego ich właściwie połączyło. Mitchell raczej unikał tematu, nie wiedzieć czemu i niewiele mówił o swoim kumplu. O ile było jej wiadomo, to nie mieli żadnych wspólnych interesów. Clay był detektywem, w dodatku dużo młodszym. Nie pasował raczej do świata Mitcha Donovana i znacznie różnił się od typowych jego znajomych - nadętych, odklejonych od rzeczywistości, bogatych dupków. Był taki… normalny, przez co wydawał się jej wręcz fascynujący. Przystojny, niesamowicie przystojny. Za stary. Zapomnij.
Po pewnym czasie Blair, ku uciesze ich obu, przestała dociekać i odpuściła, akceptując fakt, że po prostu się przyjaźnią - jeżdżą na ryby, grają w golfa, czy cokolwiek tam faceci razem robią…
Przyglądała mu się przez chwilę. Na jej twarzy malowało się zdziwienie, ale także lekkie zaniepokojenie. Donovan senior nie uprzedził jej o wizycie detektywa, telefon milczał, a więc jego obecność od razu przywołała jej na myśl najczarniejsze scenariusze - co jeśli ojcu się coś stało i Frank przyszedł po to, by ją o tym powiadomić? Zwykle nie miała takich obaw, nie panikowała, ale w tamtym momencie po prostu wszystko wydało jej się naprawdę dziwne. Bo przecież jaki inny cel mogło mieć jego nagłe najście? Nie byli ze sobą blisko, właściwie to nie widziała go parę lat.
Odetchnęła z ulgą, słysząc, że to jednak Mitch był sprawcą całego zamieszania i osobiście „nasłał na nią” Clay’a. Lekko wywracając oczami, otworzyła szerzej drzwi i od razu ruszyła z powrotem wgłąb pomieszczenia, by ponownie usiąść za biurkiem. Zanim zajęła miejsce, rzuciła okiem w stronę drzwi i westchnęła, widząc Franka nadal stojącego tam, gdzie go zostawiła.
A ty co? Niczym wampir, potrzebujesz specjalne zaproszenie? No wejdź — zachęciła rozbawiona i wskazała na krzesło naprzeciwko siebie.
Przewodnik, powiadasz… bardzo ciekawe — mruknęła zaraz, chyba bardziej do siebie niż do niego i w tym zamyśleniu położyła łokcie na biurku, lekko się nad nim nachylając i oparła brodę na dłoniach.
Wiesz, to w ogóle to mojego ojca niepodobne — stwierdziła po chwili spokojnie. Patrzyła na niego, mrużąc oczy, jakby miała w nich ukryty wykrywacz kłamstw i próbowała go w ten sposób prześwietlić. Była pewna, że gdyby chodziło rzeczywiście jedynie o zapewnienie jej rozrywki, ojciec powiedziałby jej o tym wprost dużo wcześniej i nie zaskakiwałby jej w ten sposób. Coś tu zdecydowanie nie grało.
Doceniam, ale niepotrzebnie się tu fatygowałeś, Frank. Odkąd tu jestem, nie mam czasu, by się porządnie wyspać, więc tym bardziej nie mogę sobie pozwolić na zwiedzanie miasta — wytłumaczyła, starając się odmówić najgrzeczniej jak potrafiła — Mnóstwo pracy, chyba sam rozumiesz…


frank clay
blair
jakoś się dogadamy, tylko nie uciekaj
38 y/o, 184 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkimęskie
postać
autor

Nie odpowiedziała na jego pytanie, przez co zmarszczył brwi i uważniej przyjrzał się kobiecie, jakby poszukując na jej twarzy odpowiedzi. Z lekkim ociąganiem przekroczył próg drzwi i zamknął je za sobą. Szedł wolno lustrując przestronne biuro z przeszklonym widokiem na miasto spokojnym wzrokiem, wręcz trochę od niechcenia. Mechanizmy wyciągnięte przez lata pracy były nie do oduczenia, tak jak jego inne zachowania, mające swoje fundamentalne zalety w pracy, ale na płaszczyźnie prywatnej przynosiły częstokroć więcej szkody, niż pożytku.
Usiadł naprzeciwko niej słuchając tego, co miała do powiedzenia, lecz w istocie miał już odpowiedzi na pytania, które padły, jak również na te, jakie jeszcze nie opuściły jej ust, ba może nawet nie ukształtowały się w umyśle. Był przygotowany do tego spotkania – znał ją – a przynajmniej wydawało mu się, że ją zna i rozszyfruje, bez większych trudności narzucając swój punkt widzenia, tym samym przekona ją do tego, iż ma rację. Ale nie uprzedzając faktów…
Uśmiech tańczył w kącikach ust, gdy czarnowłosa zaczęła swój teatrzyk. Nie obierał jej gracji, ani przenikliwości w tym jak to postanowiła rozegrać. Lubił ten czarujący błysk w oczach kobiet. Jednocześnie był świadom, że zaskoczyła ją jego obecność i zupełnie nie potrafiła tego uargumentować, jakkolwiek logicznie, chcąc łączyć poszczególne klatki ze sobą, jego osoba wykradała się ze schematu i wprowadzała chaos. To całkiem zrozumiałe, dlatego pozwalał, żeby wypstrykała się z amunicji domysłów.
Z lekkim rozbawieniem jednocześnie przetwarzał tę chwilę i był ciekaw, co jeszcze wymyśli na poczekaniu w tej sytuacji, która zdawała się wykraczać poza krąg logicznej całości. Jakby znów została zdegradowana do roli „córeczki tatusia” i o niczym nie miała wiedzy, tym samym wykluczona z kręgu informacji szukała rozpaczliwie jakiejkolwiek kłody ratunku, by ugruntować się w sytuacji, jaka miała właśnie miejsce.
Mężczyzna zastanawiał się, czy wodzić ją dalej za nos, czy też przedstawić swoje podejrzenia; uznał po krótkiej analizie jej zachowania, że chciałby poznać, do czego była zdolna i przetestować te możliwości osobiście, dlatego nie wyjawiał jej prawdy, a raczej podejrzeń, jakie posiadał w całej tej zamglonej, by nie powiedzieć: owianej woalem tajemnicy sprawie.
Uśmiech wypłynął na szerze wody i nieznacznie rozpromienił ponure oblicze detektywa w krótkim, acz znaczącym momencie. Sygnalizującym zapracowanie i brak czasu na przyjemności, jakimi bez wątpienia było zwiedzanie oraz poznawanie nowego miasta i jego zakamarków.
Zajmiemy się tym po kolei na ten moment, jednak pozwól mi proszę, abym wywiązał się częściowo z obietnicy składanej twojemu ojcu i przedstawił ci kawałek miasta w drodze do twojego hotelu — jego wzrok był stanowczy, acz niepozbawiony sympatii, tak samo jak i głos, który zdradzał wiele, a jednocześnie nic, co mogłoby nakierować czarnowłosą na obraz sytuacji. — Względem pracy, to tę możesz zabrać ze sobą — nachylił się nad biurkiem i podparł przedramionami o jego krawędź. Jego oddech był miętowy i delikatnie wyczuwało się w nim posmak mocnej kawy. Najwidoczniej próbował przed wyjściem zabić ten zapach miętówkami. — Relaks to podstawa produktywności, bez tego ani rusz, a skoro siedzisz tu w zamknięciu, odkąd przyleciałaś, to chyba czas najwyższy nieco odetchnąć, co? — przeczesał włosy dłonią i puścił Blair oczko. Wracając do pozycji wyjściowej i swobodniej rozkładając się na fotelu petenta.


Blair Donovan
Frank Clay
28 y/o, 170 cm
rządzi się w firmie tatusia
Awatar użytkownika
give me what I want and don't keep protecting me from the things we can′t control
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Początkowo poczuła ulgę, bo udało się wykluczyć od razu najgorszy ze scenariuszy. Mitchell Donovan żył i nic mu nie zagrażało. To wszystko jednak nadal wydawało jej się… dziwne. Nagła wizyta detektywa, jego zachowanie, próba wytłumaczenia powodu, dla którego się tam znalazł - po prostu dziwne. Blair nie była idiotką i nie zamierzała dać sobie zamydlić oczu byle historyjką o zwiedzaniu miasta. Ojciec coś knuł, a Frank mu w tym pomagał. Tylko czemu? Co to miało na celu? Czyżby naprawdę się o nią martwił i przysłał tam do niej Clay’a, by ten dopilnował, że nie spadnie jej z głowy nawet jeden włos?
Jakoś nie chciało się jej w to wierzyć. Nie dlatego, że Donovan nie był kochającym rodzicem, ale dlatego, że raczej nie był osobą, która otwarcie przyznaje się do tego typu słabości. Jeśli rzeczywiście jednak wyjawił Frankowi swoje obawy, to musiał mu cholernie mocno ufać.
A może nie wierzył, że Blair sobie poradzi? To chyba wydawało jej się bardziej prawdopodobne, choć też nie do końca miało sens. Gdyby jej nie ufał, nie powierzyłby jej tak odpowiedzialnych zadań i stanowiska w firmie. Gdyby jej nie ufał, zjawiłby się w Toronto osobiście, by zbadać całą tę sprawę, a jednak zdecydował, że to ona ma jechać.
Starała się zachować spokój, jednak mężczyzna zaczął działać na nią jak płachta na byka. Nie sama jego obecność, ale sposób w jaki na nią patrzył, jak się uśmiechał. To nie był przyjazny, serdeczny uśmiech. Było w nim coś irytującego, wbijającego szpilę. Zupełnie jakby z niej drwił, jakby go to bawiło.
Czy ty przypadkiem się trochę nie zagalopowałeś? Jakie „zajmiemy”? — tym razem to ona nie kryła rozbawienia i prychnęła cicho, wciąż nachylając się nad biurkiem, nawet wtedy, gdy mężczyzna sam postanowił się zbliżyć — Wiedz, że nie interesują mnie obietnice jakie złożyłeś mojemu ojcu. To sprawa między tobą a nim — dodała pewnie i zastygła w miejscu, przyglądając mu się z wymuszonym opanowaniem. Chciała pokazać, że nie tak łatwo ją onieśmielić ani wyprowadzić z równowagi. Nikt nie mógł zmącić jej spokoju. W szczególności Frank Clay.
Nie wiem jak ty, ale ja nie zabieram pracy do łóżka — powiedziała cicho, niemal szeptem, co mogło zabrzmieć wręcz uwodzicielsko. Zaraz jednak roześmiała się, stwarzając znów dystans między nimi. Odchyliła się na krześle, lecz nie wyglądała na rozluźnioną — Jak mam się zrelaksować, zabierając pracę ze sobą, hm? Chyba nie ma to sensu — odparła zaraz przekornie, lekko marszcząc czoło. Gdy o tym wspomniał, jeszcze bardziej poczuła jak bardzo jest zmęczona. Miał rację i to było w tym wszystkim najgorsze. Doskonale wiedziała, że daleko w ten sposób nie zajedzie - marne trzy godziny snu na dobę, olbrzymi stres, litry kawy oraz posiłki tylko wtedy, gdy się jej przypomni, że jest człowiekiem i ma takie potrzeby. Wolała jednak paść z głodu i przemęczenia niż się z nim w tej kwestii zgodzić.
Przez chwilę milczała, spoglądając w okno, jakby ten widok miał podsunąć jej jakieś odpowiedzi na pojawiające się w jej głowie coraz to nowe pytania.
Co on tak właściwie ci powiedział, co? I mów prawdę, bo nie kupuję tej bajeczki o przewodniku — odezwała się w końcu, dość chłodno, powoli ponownie zwracając ku niemu swoje jasne spojrzenie — Masz pilnować, by nic mi się nie stało? Czy może pilnować, bym nic nie spieprzyła? Czyżbyś był tu po to, by raportować mu każdy mój krok? — wypaliła, bardzo bezpośrednio, uśmiechając się leciutko pod nosem. Oczywiście nie oczekiwała, że Frank będzie z nią całkowicie szczery, ale miała nadzieję, że uda jej się wyczytać cokolwiek z jego mimiki lub mowy ciała w reakcji na te pytania. Wiedziała, że był oddany i lojalny jej ojcu - był jego człowiekiem.
Wiedziała też jednak, że każdego - prędzej czy później - da się rozgryźć.


frank clay
blair
jakoś się dogadamy, tylko nie uciekaj
38 y/o, 184 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkimęskie
postać
autor

Zdecydowanie zapomniał jak rozmawiać z kobietami takimi jak ona; takimi, które na każde „chodź” reagują wiązanką słów, choćby się paliło i waliło, a obecność dawno niewidzianego znajomego ojca, który odnajduje ją w miejscu jej pracy, już samo w sobie nie było sygnałem alarmującym. Frank był człowiekiem z natury cierpliwie znoszącym ludzi, musiał taki być pracując w swoim zawodzie już parę ładny lat, lecz zawsze cieniem irytacji kładły się tak trudne we współpracy osoby. Zważywszy na fakt jego relacji z ojcem Blair, ta mogłaby się domyślić bez najmniejszych trudności, że nie są to bynajmniej żarty, czy inne krotochwile, miast tego utrudnia mu zadanie w pełnym tego słowa znaczeniu i na każdy możliwy sposób, jakby próbowała zgrywać mądrzejszą i bardziej przenikliwa, niż w istocie była – marna próba, bo on sam nie był w pełni zorientowany w sytuacji, a mógł jedynie grać na utartej ścieżce obranego przed wejściem scenariusza i niewiele wnosiłoby to do rozwoju tej sytuacji. Co nie oznacza, że zamierzał spowiadać się z tej niewiedzy przed czarnowłosą, która w ten sposób z nim pogrywała. Nie pozwoli i nie da jej żadnej satysfakcji w tym względzie, wręcz zamierzał skruszyć tę fasadę zaciekłej ciekawości, jakby stanowiła ona wyraz w jej mniemaniu wiedzy, doświadczenia i pozycji, jaką piastowała w firmie swego ojca.
Clay miał na to absolutnie wywalone, było mu to zbędne, wręcz nie przykładał wagi do tego, co ona reprezentowała, bo gdyby nie ojciec, to nie byłoby jej w tym miejscu, stary Donovan kontroluje wszystko, a ona gra wyłącznie wyuczoną rolę w tym teatrzyku, co gorsze on również został w to wciągnięty i absolutnie nie uśmiechało mu się niańczenie tej blisko trzydziestoletniej rozwydrzonej panny. Ale cóż było robić, był na miejscu i wiedział, że stary mu ufa, jak mało komu, więc zadbanie o jego córkę spadło na detektywa, który zdecydowanie do tej roli się kompletnie nie nadawał.
Krótki sygnał wiadomości tekstowej ponaglił go w tym ich uroczym spektaklu, momentalnie zmienił nastawienie.
Pakuj się i gaś komputer, wychodzimy — wstał, czując, że postawienie jej w sytuacji realnej decyzyjności przerwie, choć na moment ten śmieszny wylew dociekliwości, jakby miała odczucie, że skoro był związany z jej ojcem tą nicią poufności opartej na zaufaniu, to i ona może śmiało przekroczyć tę granicę i wydobyć niego informacje, jakby był ich ochroniarzem, czy człowiekiem na posyłki. Nic z tego, to gadanie, którym go jedynie zniechęciła dobitnie pokazała, jak piastowana pozycja uderzyła jej do głowy.
Nosił się z silnym pragnieniem utemperowania, tego charakteru skoro życie do tej pory tego nie zrobiło.
Uśmiechnął się blado, dość zjadliwie, wręcz nieprzyjemnie.
Albo wyjdziesz, jak cię proszę po dobroci, albo cię wyniosę spakuję do wozu i odwiozę do hotelu. Mamy dwie opcje, ale zarówno dla ciebie jak i dla mnie znacznie przyjemniejszą i mniej upokarzającą byłaby, ta pierwsza możliwość. — Wstał od biurka z tym swoim bezczelnie drwiącym wzrokiem, jakby w głębi duszy jednak wolał drugie rozwiązanie. Jednocześnie przedstawił jej sytuację na tyle patową i rozwojową, że liczył gdzieś w głębi, iż urkóci ona na chwilę przynajmniej kolejne salwy pytań.


Blair Donovan
Frank Clay
28 y/o, 170 cm
rządzi się w firmie tatusia
Awatar użytkownika
give me what I want and don't keep protecting me from the things we can′t control
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Och, jak bardzo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dla niego Blair była problemem, była trudna we współpracy. Jednak to z jej strony zwyczajna ostrożność. Z jakiegoś powodu jej ojciec darzył detektywa niemal bezgranicznym zaufaniem, jednakże to nie oznaczało, że i ona automatycznie czuła to samo. Była podejrzliwa i nie przyjmowała bezkrytycznie tego co sam zdążył już zaplanować, w szczególności dlatego, że jej staruszek o niczym wcześniej nie wspomniał. Nie potrzebowała przewodnika, ochroniarza czy też niańki. Nie potrzebowała, by ktokolwiek układał jej plan dnia, decydował kiedy ma pracować, a kiedy wypoczywać. Była dorosłą kobietą, a Clay traktował ją jak dzieciaka, któremu można coś wmówić, rozkazać i podporządkować całkowicie swojej woli. Czuł się zbyt pewnie i chyba to najbardziej w jego zachowaniu ją irytowało.
Nie pokazywała jednak złości. Jeszcze nie. Na jego słowa znowu zareagowała śmiechem i patrzyła na niego wyzywająco, nadal siedząc wygodnie w fotelu, nawet gdy mężczyzna wstał.
Nie wiem za kogo ty się uważasz, ale nie działają na mnie twoje rozkazy. Ośmieszasz się, Frank. Nigdzie z tobą nie idę — powiedziała zdecydowanie i chwyciła za telefon. Zero. Wciąż żadnych wiadomości od ojca. Cała sprawa śmierdziała jej na kilometr. Widziała, że detektyw jest wkurzony i pewnie zaskoczony tym, że tak się stawiała. To chyba jednak całkiem normalne zachowanie, biorąc pod uwagę fakt, że niczego nie zechciał jej wyjaśnić, tylko od razu przeszedł do rozkazów i gróźb.
Wyniesiesz? Siłą? — prychnęła wciąż rozbawiona i uniosła brew — Tak? A potem przełożysz przez kolano i dasz klapsa? Daj spokój… — machnęła ręką, przewracając przy tym oczami i uniosła telefon, patrząc przy tym wymownie na detektywa — Wyjdziesz sam, czy mam wezwać kogoś kto ci w tym pomoże? — spytała, już całkowicie poważnie i zaczęła wystukiwać coś intensywnie w swoim iPhonie, nie zwracając już większej uwagi na mężczyznę.
Czuła się totalnie zbita z tropu. Nie rozumiała dlaczego z uprzejmej propozycji tak szybko przeszedł do gróźb i ciągnięcia jej gdziekolwiek siłą. Czemu traktował to tak poważnie? I co takiego powiedział mu Donovan? Nie zamierzała już jednak o nic pytać, przewidując, że i tak nic tym nie wskóra, a tylko pogorszy sytuację.
Jeśli chcesz mi grozić, to zastanowiłabym nad tym na twoim miejscu. A jeśli obawiasz się gniewu mojego ojca, to nie musisz. Możesz czuć się zwolniony z obietnicy jaką mu złożyłeś, a ja już sobie z nim porozmawiam — mówiła dość szybko, ale spokojnie, nadal wpatrując się w telefon. Dopiero gdy skończyła pisać wiadomość, uniosła wzrok na Franka — Dotarło? Zjedz mi z oczu, Clay. Ochrona zjawi się tu w ciągu minuty.


frank clay
blair
jakoś się dogadamy, tylko nie uciekaj
38 y/o, 184 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkimęskie
postać
autor

Są osoby, którym Frank, nigdy nie odmawia, owszem nawet staremu Donavanowi nie chciał tego robić, a przynajmniej nie bezpośrednio, tym bardziej, że sprawa, którą ten mu przedstawił była zamglona, niejasna i dziwna, tak jakby bał się w pełni zaufać Frankowi, tudzież nie wierzył w swobodną komunikację przez telefon, ale detektyw nie potrafił wprost mu tego udowodnić, bowiem tak niespodziewanie jak zadzwonił, tak również rozłączył się i to go w tym wszystkim martwiło.
Względem jego córki – Blair próbował z początku psychologicznego zagrania z marchewką, w jego wykonaniu dość karkołomna była to sztuka, dlatego momentalnie przeszedł w tryb, jaki najbardziej mu odpowiada, to jednak również nie okazało się skuteczne, co więcej smarkula coraz bardziej się rzucała, i niczym mała żmijka syczała, to było niepokojące, bo nie zamierzał iść na konfrontację z tutejszymi ochroniarzami, był po godzinach pracy, a jego przyjście tutaj było na tyle prywatne i anonimowe; na ile było to możliwe w dobie cyfryzacji i wirtualnego utrwalania zapisu z kamer.
Zachowujesz się jak rozwydrzony bachor, aż dziwie się, że Mitch to toleruje, miałem go za… cóż nieważne pozory potrafią mylić, trudno. — Westchnął wymuszenie, zasuwając fotel za sobą do samego biurka, lecz bez jakiejkolwiek demonstracji. —Wysoko zadzierasz ten upudrowany nosek, więcej pokory, przyda ci się ona, tak czuje — uśmiechnął się drapieżnie, a w jego oczach rozbłysły nieprzyjemne, złośliwe ogniki.
Polubił grać dziewczynie na nosie bardzo ładnie reagowała i im bardziej naciskał, tym gorsze cechy z niej wychodziły.
Zwykle, kiedy tajemniczy kolega ojca, który od lat jest detektywem i siedzi w branży na tyle długo, że potrafi zwęszyć nosem smród niebezpieczeństwa na mile, mówi: chodź, to rozsądny człowiek może zapytać, jak daleko? Natomiast Blair Donavan udawała niezwykle zapracowaną córeczkę tatusia, której wcale nie zszokował widok detektywa sugerującego wpierw miło, a później już mniej przyjaźnie, aby opuściła z nim biurowiec. Wzruszył ramionami na wieść o ochronie, chyba nie była aż tak głupia, by ją wzywać? Przecież doskonale wiedziała, kim był, a taki zabieg jedynie rozszedłby się plotką po całym wieżowcu. Zmrużył oczy i prychnął pod nosem, uśmiechając się krzywo.
Był niezwykle pamiętliwym człowiekiem, a sposób, w jaki go potraktowała, mimo jego chamskich odzywek, był co najmniej nieprzystający na kogoś, kto tytułował się przyjacielem ich domu. Zupełny brak szacunku wobec jego osoby, która mimowolnie z dobroci oraz sympatii prosi wpierw, a później sugeruje, opuszczenie miejsca pracy sprawia, że odechciewało mu się angażować w tę sprawę.
Przekaż ojcu, żeby następnym razem zainwestował w ochronę skoro, tak boi się o życie swojego słowiczka — rzucił na odchodne zdradzając, niejako kobiecie cel swojego przyjścia.


Blair Donovan
Koniec.
Frank Clay
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ First Canadian Place”