- 
				 Żaden dzień się nie powtórzy, Żaden dzień się nie powtórzy,
 nie ma dwóch podobnych nocy,
 dwóch tych samych pocałunków,
 dwóch jednakich spojrzeń w oczy.
 Wisława Szymborska, Nic dwa razy. Wybór wierszy. Nothing Twice. Selected Poems nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiOna/Jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiOna/Jejpostaćautor
Nie miałam nic. Ale byłam wdzięczna. Za rozmowę. Samo to, dodawało mi otuchy. Ta kobieta była jedyną osobą, która uważnie mnie słuchała. Po raz pierwszy spotkałam się ze zrozumieniem. Po raz pierwszy poczułam, że można coś ugrać. Pocieszające to było. Kojące. Że jest ktoś chętny na tym świecie, aby chociaż się przyjrzeć. Nie zbyła mnie i nie uznała mnie za wariatkę. Bardzo często u innych policjantów widziałam politowanie i żałość. Owszem współczuli mi albo udawali, ale każdy rozkładał ręce i każdy przyjmował za pewnik, że Persephone mówi prawdę. Nikt nawet nie chciał się przychylić do moich oskarżeń. Może byłam zbyt podejrzliwa. Może nienawidziłam macochy. Ale mój instynkt podpowiadał mi, aby brnąć w to dalej. Wiedziałam, że gra jest niebezpieczna. Zdawałam sobie doskonale z tego sprawę. Wiedziałam, co może mi grozić ze strony tej kobiety. Ale co mogłam innego zrobić? Milczeć? Nie robić nic? Zostawić, to tak jak jest? A gdzie sprawiedliwość? Dla mnie? Dla mojego ojca?
Ktoś pewnie powie, że mój ojciec na to zasłużył. Nie był człowiekiem świętym. Pewnie każda osoba, która miała do czynienia z przemocą, życzyłaby mu śmierci i aby smażył się w piekle. I zapewne, gdy sprawa ruszy i zrobi się głośno, macocha zagra rolę ofiary i pokrzywdzonej, a mnie wezmę za obrończynię potwora. Ale dla mnie tatko był dobry. Co prawda zostawił mnie, gdy się narodziłam. Owszem. Ale mu wybaczyłam i był naprawdę fajnym gościem. Opiekował się mną, nigdy mnie nie uderzył. Może to Persephone sama była sobie winna?
- Czyli wszystko zależy od oprawcy mego ojca - rzuciłam ni to do siebie, ni to nie wiadomo do kogo. I wszystko trafiło szlag. Miałam ochotę się roześmiać. Byłam bezsilna. Nawet biurokracja jest przeciwko mnie. - Moja macocha jest prawniczką. Dosyć potężną. Ma pieniądze i władzę i koneksje z ciemnymi typami - i po co ja to mówię? Przecież i tak tej policjantki to nie obchodzi. - Persphone Maddox. Zna ją pani? - pytanie retoryczne. Każdy w tym mieście, coś o niej słyszał.
Mazarine Winters
- 
				 Mother of Marvel, but she has no kids yet! Mother of Marvel, but she has no kids yet! nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Winters nie musiała koniecznie kojarzyć każdego z tej rodziny lub znać jego reputacji. Nie musiała też znać innych stron by uważać, że należało wysłuchać każdego. Skoro tą kobietę już wysłuchano i przyznano jej rację, błędnie lub nie, nie świadczyło to o tym, że cała reszta nie miała nic do powiedzenia. Maze była zdania, że być może nawet zmarły chciał coś powiedzieć, ale go uciszono odmową sekcji zwłok. Nawet najmniejsze wątpliwości były na tyle ważne, by drążyć sprawę. Jeśli wyjdzie na to samo, kto na tym straci? Absolutnie nikt. Dlatego sama miała wątpliwości, przynajmniej patrząc na całość z perspektywy Luny.
— Niekoniecznie. — odpowiedziała. Zaczęła jednak współczuć kobiecie słysząc, że ona również jest prawnikiem. To zdecydowanie komplikowało sprawę. — Dobrych prawników jest wielu. Spróbować zawsze można, zwłaszcza że nie daje to pani spokoju. — ale to była tylko jej opinia. Nie każdy miał na tyle pewności siebie, by wykonać tak śmiały krok. — Kojarzę. — generalnie znała wielu prawników, bo wielu się przewijało przez jej wydział broniąc albo sprawców, albo reprezentując ofiary. Pewnie coś tam jej się obiło o uszy.
Luna Kim

 
				