now I am stuck between my anger and the blame that I can't face
and memories are somethin' even smoking weed does not replace
outfit
Dzień, w którym wraca do domu, nie rozgrywa się zgodnie ze scenariuszem, którego wszystkie sceny i akty rozpisała sobie w wyobraźni już lata temu, na przestrzeni wielu bezsennych nocy, jakie spędziła zmęczonym spojrzeniem sunąc po suficie, notując w pamięci wszystkie drobne rysy i pęknięcia; jakby były gwiazdami, a ona szukała w nich konstelacji. W tamtym czasie wizja powrotu wydawała jej się równie odległa co one. I, jak zdaje sobie sprawę teraz, stojąc w progu pogrążonego w głuchej ciszy budynku, malowała się ona o wiele bardziej dramatycznie niż rzeczywistość.
Przez pierwsze parę minut po zamknięciu za sobą drzwi jedynie stoi i nasłuchuje, starając się na nowo oswoić z otoczeniem, które jeszcze kiedyś stanowiło nieodłączną część jej codzienności, ale też wyczuć, czy rzeczywiście jest sama. Nie docierają do niej jednak żadne dźwięki, które mogłyby wskazywać na obecność Maggie — muzyka nie gra z jej pokoju (czy wciąż jest tam, gdzie pamięta? czy jej własna sypialnia wciąż nosi ślady jej obecności, czy uciekając od nieprzyjemnych wspomnień zamienili ją w domowe biuro lub zwyczajną graciarnię?), Jest pusto, cicho, równie obco, co znajomo. Euforia miesza się z niepewnością i dziwnym poczuciem, że pasuje tu jak pięść do nosa, mimo, że teraz to też jej dom. — Mój dom — mamrocze; smakuje tych słów na języku, pozwalając na to, żeby delikatny uśmiech wkradł się na jej usta. Świadomość posiadania własnego miejsca na ziemi, własnych czterech kątów, napawa ją ciężką do opisania radością, a ona nie pozwala na to, żeby myśl o innych, powiązanych z tym faktem wydarzeniach przyćmiła jej entuzjazm. Jeszcze nie teraz. — Nasz dom — poprawia się moment później, zawieszając wzrok na płaszczu należącym do (jak zakłada) Maggie. Odpowiada jej jedynie ledwie słyszalne skrzypienie podłogi, kiedy stawia w końcu pierwsze kroki w stronę salonu.
Siedząc już na kanapie, ze świeżo zrobionym popcornem (który, obok butelki taniego szampana, był jej jedynym zakupem tego dnia), stara się wyglądać tak nonszalancko, jak to tylko fizycznie możliwe. Chce wyglądać, jakby tam pasowała. Jakby miękkie poduszki kanapy znały już zarys jej sylwetki, a ona sama nie czuła się obco, otoczona przedmiotami i zapachami, których nie pamięta z okresu, kiedy była tu ostatni raz. Wiele się zmieniło; przez parę minut prowadzi nierówną walkę z telewizorem, metodą prób i błędów dochodząc do tego, jak odpalić Netflixa. Kolejną chwilę zajmuje jej wpatrywanie się w widniejące na ekranie ikonki trzech profili, zanim decyduje się wejść w ten, który przypisany był do jej matki. Nieprzyjemny dreszcz wspina się po jej kręgosłupie, uderzenie żalu, tęsknoty i złości (teraz chłodnej, ciężkiej do przełknięcia; nie płonie w niej już żywym ogniem) wyrywa powietrze z jej płuc, a ona gwałtownie nabiera je z powrotem, wydając przy tym nieco zdławiony dźwięk niebezpiecznie przypominający szloch. Korzystając z samotności pozwala sobie na to, żeby dać upust emocjom krzycząc w poduszkę i roniąc kilka łez, które zostawiają swój ślad na jasnej poszewce; ostatecznie jednak kakofonię myśli i falami zalewających ją wspomnień decyduje się zagłuszyć odpalając losowy sezon “Przyjaciół”.