29 y/o, 190 cm
były agent czarnego wywiadu Korei Północnej
Awatar użytkownika
He is a weapon, a killer. Do not forget it. You can use a spear as a walking stick, but that will not change its nature.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Nie robił niczego na siłę. Nie był tym typem człowieka, nawet jeśli można było mu wiele zarzucić. Miał krew na rękach, nękał, mordował, torturował, zastraszał, groził. Robił wiele rzeczy za które spokojnie można by mu było ukrócić głowę, ale szacunek do kobiet miał. Jeśli były go warte. Wychowała go ostatecznie matka. Może był nieco spaczony przez śmierć ojca oraz Koreę Północna, ale nie aż tak. Potrafił uderzyć kobietę, jeśli była wrogiem, ale Senna… nim nie była.
W zasadzie nie wiedział kim była, ale była ważna.
I wiedział z czym się mierzyła. Wiedział co przeszła, bo sama mu przecież o tym opowiedziała. Nie umiał reagować w sposób, który od niego oczekiwano. Nie umiał być empatyczny i łagodny, a na pewno nie na takim poziomie co normalny człowiek. Zdawał sobie jednak sprawę jaką traumę odcisnął na niej brak zgody. I chociaż teraz miał ochotę ją pocałować, tak zawahał się, dając jej właśnie tą krótką chwilę na wycofanie.
Ale tego nie zrobiła, tylko połączyła się z nim w tym pierwszym, spokojnym pocałunku. Czuł jak jego serducho z jakiegoś powodu mocniej się ściska. I to było zupełnie coś innego niż kiedykolwiek wcześniej. Tego też nie umiał określić, ale możliwe, że nawet nie musiał.
Gdy się odsunęła, pozwolił jej. Zlustrował ją spojrzeniem, kiedy zaczęła mówić, wciąż nie odejmując ręki z jej policzka, jakby została tam przytwierdzone na stałe. Jedynie jego kciuk powoli się przesuwał po jej delikatnej skórze, nawet kiedy uśmiechała się w ten swój przepraszający sposób.
Ale.
Wiedział, że będzie ale. Wyczuwał je w kościach, bo przecież… kim on był, nie? Kim oni byli? I chociaż odwzajemniła jego gest, to mogło za tym stać coś więcej. I chyba tak też było. Tylko nie spodziewał się, że to nie on będzie problemem, tylko ona. Nie spodziewał się tego, bo nie uważał, że była w jakiś sposób brudna czy zepsuta przez to, co się podziało w przeszłości. On był ostatnią osobą, która mogłaby kogokolwiek rozliczać z tego, co miało miejsce. Zwłaszcza, że ona była ofiarą, a nie oprawcą.
Kiepski wybór? — powtórzył, wbijając w nią to swoje twarde, przemieszane z łagodnością spojrzenie. — To ja jestem beznadziejnym wyborem, Senna. Nie ty. Ja. — To musiało zostać wyjaśnione, bo jeśli mieliby się przekrzykiwać w tym temacie, to uważał, że wygrywał. I to tak jednogłośnie. Nawet jeśli to nie był konkurs. — Mam krew na rękach, za dużo blizn i jeszcze więcej brudnych historii, które nigdy nie znikną. — Z części nie jest dumny, w zasadzie z większości z nich, ale to był on. To była jego praca. To były jego czyny i przewinienia. W pełni świadome, gdzie to on był oprawcą. — Poza tym, jeśli tak siebie opisujesz, to wychodzi na to, że mam słabość do kiepskich decyzji. — No w zasadzie tak było. Może nie zawsze je wybierał, ale zdarzało się popełnić w życiu kilka gaf. — Ale ty nią nie jesteś. Ty jesteś wyjątkiem. Może pierwszym, jaki mi się w ogóle trafił — wyjaśnił. Bo jeśli ona uważała siebie za kiepski wybór, to on miał inne zdanie. Może dla kogoś innego faktycznie byłby to problem, ale dla niego…
Odetchnął, drugą ręką powoli przejeżdżając po jej ramieniu.
Słuchaj mnie uważnie, Senna. Widziałem naprawdę zepsutych, zniszczonych ludzi. Ludzi, którzy sami w sobie byli brudem. Takich, co zabijali dla kaprysu, takich, co pastwili się nad słabszymi, takich, których obecność była rakiem dla wszystkich wokół. To jest zepsucie. To jest brak wartości. — Nachylił się lekko, szukając jej spojrzenia, nie pozwalając jej uciec, chcąc w pewien sposób jej przedstawić, że on nie uznawał jej za „kiepski wybór”, nawet jeśli wychodziło na to, że nie miała do siebie szacunku. On do niej miał. — Jeśli nie potrafisz mieć do siebie szacunku, to trudno. Ja ci go przypomnę. Albo cię go nauczę od nowa, jeśli będzie trzeba. Kiedyś mi podziękujesz. Albo mnie znienawidzisz, to też możliwe. — Bo znając jego zachowanie, brak głębszej empatii i zrozumienia, to mogła mu strzelić kilka razy po mordzie, gdy się zapomni lub zrobi coś, czego nie powinien. — Ale nie zamierzam patrzeć, jak sama się przekreślasz. — Bo to właśnie robiła. Sama się przekreślała. I sama nie dawała sobie szansy.

Candace Callahan
29 y/o, 159 cm
był ratownik medyczny, były pilot US Navy, generalnie fajnie... było
Awatar użytkownika
— What are your biggest weaknesses?
— Tall men who need therapy
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
postać
autor

  — Chcesz być lepszy ode mnie w byciu kiepskim wyborem? — zażartowała, choć bez rozbawienia. Ale z drugiej strony – Damon zawsze przecież ostrzegał ją, że pożałuje tego wyboru, jakim był on. Nawet jeśli to nie był wybór w tym kierunku.
  Fakt, że miał krew na rękach, że potrafił tak skutecznie kogoś zlikwidować nie przerażał jej. Nie odpychało to, nawet nie rzutowało jakoś – była w końcu wojskową, która miała misje za sobą. I widziała śmierć, i sama śmierć musiała zadać. A nawet zadała, prawie dobę temu. Ale jednocześnie historia Damona była nieczytelna, wciąż pod kluczem, a jednocześnie wiadome było, że nie mówił rzeczy dla pustego dramatyzmu. Dla tego, aby brzmieć strasznie. Tylko, jeśli już, to dlatego, że faktycznie był straszny.
  Pewnie by ją przerażał, gdyby nie fakt, że przy niej nie był. Jak wielki, wyrośnięty pies stróżujący, który wprawiał wszystkich w zakłopotanie swoją posturą, miną i zachowaniem, ale z kolei przy niej, a raczej dla niej: nie był niebezpieczny. Pomimo tej zastraszającej sylwetki.
  Słabo, bo słabo, ale uśmiechnęła się na jego słowa, gdy miał nazwać ją wyjątkiem.
  — Niech będzie. Ale jesteś moim beznadziejnym wyborem. — Jej własnym. A przecież mówiła mu, dosłownie parę minut wcześniej, że jest dużą, dorosłą dziewczynką i sama mogła podejmować decyzje. I skoro tak – to chyba miała być kolejna z nich. I nie jemu je oceniać.
  Szukała w myślach odpowiedzi na to wszystko, sensownych słów, które wyprowadzają go z błędu, którym miało być to, co chwilę temu twierdził (nawet jeśli ustąpiła). Jednocześnie czując na swoim ciele delikatne, miłe mrowienie w miejscu, po którym chwilę temu sunęły jego palce.. Nie zdążyła znów się odezwać, zanim on to zrobił.
  Z jednej strony – wiedziała, że miał rację. Że w tym wszystkim to nie ona była niegodna szacunku do samej siebie czy faktycznie bez wartości. To było bardzo logiczne i bardzo prawdziwe. A mimo to, jej umysł nie chciał zaakceptować najbardziej racjonalnej i oczywistej rzeczy. Przerysowany zdarzeniami, rozłupany traumą, to w sobie szukał tego, co najgorsze.
  Dlatego, gdy o tym mówił, uśmiechnęła się smutno, jakby tylko czekając, aż skończy, by mogła się z nim nie zgodzić. Wyjaśnić mu, że to brzmi prosto, ale dla niej taki nie jest. Tyle, że gdy otworzyła usta, to on rozbudował swoją wypowiedź dalej. Zrobił to w taki sposób, że zamknęła gębę i patrzyła na niego uważnie, już nawet bez tego protekcjonalnego grymasu.
  Bo mogła się po nim spodziewać logiki. Mogła się spodziewać tego, że będzie mówił źle, czy odgrażał się, że tej relacji pożałuje – jak to zwykł od początku. To było takie jego. A jednak to, co powiedział na sam koniec, tak bardzo nie pasowało do jego kreacji, którą znała, że na moment faktycznie przestała myśleć, że jest tak beznadziejnie.
  Na moment. Bo przecież takie słowa, choć silnie oddziaływały, nie były w stanie zmienić całkowicie jej psychiki. I podejścia do samej siebie.
  — Ufam ci — powiedziała, ciszej niż zamierzała. Dla niej to było naprawdę dużo. Wcześniej może pozwalała myśleć, że tak było, ale jednak – był przy niej ostrożny. Ta deklaracja niosła za sobą coś więcej. Zaszyty między sylabami przekaz, że wcale nie musiał.
  Ufała nie tylko podejmowanym przez niego decyzjom taktycznym. Ufała mu, że jej nie skrzywdzi. I że nie ma złych zamiarów. Dla niej to dużo.
  Uśmiechnęła się. Delikatnie, może pociesznie. Przechylając przy tym delikatnie głowę.
  — Nie wiedziałam, że potrafisz w takie przemowy. — Powiedziała to z miękkością w głosie, sunąc powoli palcami od jego ramienia, przez łączenie szyi z nim, jeszcze wyżej, aż wślizgnęła się delikatnie na jego policzek. Na tę niewielką część, która nie była pod opatrunkiem, a i tak dotykając jej z tak nabożną ostrożnością, jak gdyby w obawie, że najmniejszy kontakt może wywołać ból. — Jesteś całkiem niezłym mówcą, świetnie całujesz… Aż strach pomyśleć, co jeszcze te usta potrafią robić — rzuciła zaczepnie, z tym samym podszyciem złośliwości w głosie, który był im dobrze znany. Senna, nie podkładaj się. Chociaż znając jego, to zawsze może pierdolnąć optymistycznym „ranią uczucia”. To by nawet pasowało.
  Specjalnie jednak nie ciągnęła tego patosu, bo miała wrażenie, że i tak mocno przesunął swoje granice.
Damon Tae
29 y/o, 190 cm
były agent czarnego wywiadu Korei Północnej
Awatar użytkownika
He is a weapon, a killer. Do not forget it. You can use a spear as a walking stick, but that will not change its nature.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Nie chcę. Po prostu jestem — odpowiedział. Uważał, że tu akurat nie było pola do dyskusji, bo wygrywał do starcie. Gdyby chciała się z nim w tym temacie wykłócać, to oczywiście mogła, niemniej miał wiele argumentów świadczących za tym, że z ich dwójki, to on byłby gorszym partnerem. Nie tylko patrząc na przeszłość, ale też na całokształt. I nawet jego mama by nie mogła go wybronić, bo sama była świadoma jak ciężkim przypadkiem był jej syn, ale to pewnie było dziedziczne, bo też jego rodzice nie byli zbyt… wylewni.
Ale nie tylko to za tym przemawiało. Miał wiele innych powodów, które skreślałyby go z normalnego związku. Nie mógłby być przedstawiony tak po prostu innej rodzinie, jako świetny partner z przyszłościową pracą, bo takiej nie miał. Jego robota była brudna, nielegalna. I Senna na pewno zdawała sobie z tego sprawę, bo przecież była przy nim, gdy mordował, gdy sprzedawał dusze Giovanniemu i robił inne… nielegalne rzeczy. Ba, ich poznanie było jednym, wielkim, nielegalnym przemytem, a później po prostu nie było lepiej.
Ale też Damon nie był typem człowieka, który leciał na pierwszą lepszą laskę. W zasadzie to nigdy na nikogo nie leciał, bo wszystkie relacje były płytkie i ograniczały się jedynie do chwilowej przyjemności. Nie miał nigdy kogoś, kto go zafascynował. Przy kim faktycznie chciałby spędzać czas, rozmawiać i o kogo miałby się troszczyć chociażby na ten swój upośledzony sposób.
Tak przynajmniej było do momentu, w którym nie poznał jej.
Bo chociaż początki nie były łatwe, to z biegiem czasu, bardzo rozwleczonego, zaczynał się do niej przekonywać, aż w końcu, nie wiedząc kiedy, zaczął się na nią oglądać. Zaczął się o nią martwić i to do tego stopnia, że sam się posyłał na pojebane misje, aby tylko ją uratować. I jej pomóc. Możliwe, że już na Syberii ogarnął, że mu zależy, ale nie umiał tego ułożyć, a może już po powrocie, jak wszystkie emocje i adrenalina opadły pozostawiając ich… po prostu samych.
Nie umiał wskazać dokładnego momentu.
Kącik ust mu delikatnie drgnął wyżej w bliżej nieodgadnionym smirku.
Nie zaprzeczę. — Bo jakby nie patrzeć, nie mógł i też nie chciał na nią bezpośrednio wpływać. — Aby nie było też, że nie ostrzegałem. — A kilka razy ro zrobił. Niemniej, to miała być jej decyzja. Jej beznadziejna decyzja, co do tego, aby jednak wdać się w jakąś bliższą relację z jego skomplikowaną osobą. Skoro była taka silna i niezależna, to mógł jej tylko nakreślić co nieco, a potem… niech się dzieje wola nieba.
Albo w sumie piekła, patrząc na to co ostatnio przechodzili.
Nie wiedział, że umie mówić. Generalnie zwykle tego nie robił, bo jeśli już, to komuś groził lub mówił coś, co niekoniecznie podobało się drugiej osobie. Nie musiał nigdy się jednak zdawać na wyżyny swojej emocjonalności (w dalszym ciągu upośledzonej), bo nie miał osoby, przy której musiałby i chciałby to robić. W sumie nie zdawał też sobie sprawy z tego jak to brzmiało. Po prostu chciał jej przekazać to, co uważał za logiczne. Bo mógł jej przecież pomóc, a nie podobało mu się, że tak się cały czas przez to katuje. Jakby to ona miała popełnić jakiś błąd i przez to być napiętnowaną.
Ufam ci.
Dwa, krótkie słowa, a jednak tak wiele znaczyły. W nich było zawarte… wszystko. To było duże stwierdzenie i w tym momencie, w jej przypadku, niosło za sobą ogromne znaczenie. Nie skomentował ich jednak, a jedynie delikatnie uniósł kącik ust w odpowiedzi.
Nie wiedziałam, że potrafisz w takie przemowy.
Zamknij się — rzucił, odwracając od niej spojrzenie, chcąc ukrócić dyskusję o tym, że powiedział coś, co nie było groźbą czy obelgą. Może się tego nie wstydził, ale nie było to dla niego naturalne, ok? O wiele swobodniej się czuł jednak nie musząc kogoś podbudowywać. Wolał ludzi podkopywać, bo w tym chociaż miał już doświadczenie.
Dość szybko jednak wrócił do niej wzrokiem, gdy usłyszał jej kolejne słowa. Przez krótką chwilę się na nią patrzył, a jego brew powędrowała wyżej w wymownym geście. Prychnął pod nosem, dość odruchowo przekrzywiając głowę w kierunku jej dłoni, nieco na nią napierając swoim rozciętym policzkiem.
Jeść. Na pewno to zauważyłaś — odpowiedział. Co prawda teraz nie miał na to większej ochoty, ale jak tylko poczuje się lepiej, to na pewno wróci do swojej oryginalnej formy. — Ale całowanie możemy powtórzyć, bo to akurat chętnie z tobą potrenuję. — A niby taki obolały jesteś, Damon. Jeść nie chcesz, ale jej możesz zasmakować? — Rosołu już nie będę potrzebować.
Pochylił się nad nią, jedną ręką przesuwając po jej boku, zatrzymując się na talii. I gdy tylko nie zauważył w niej odmowy, raz jeszcze odnalazł jej usta, aby ponownie się w niej rozsmakować. Tym razem już pewniej, bez tego wahania, które wcześniej było zrozumiałe. Niby nie miał siły, ale patrzcie go, do wymiany śliny potrafił ją znaleźć. No ale Senna kazała mu coś zjeść, to kim on był, aby jej odmawiać?


Candace Callahan
29 y/o, 159 cm
był ratownik medyczny, były pilot US Navy, generalnie fajnie... było
Awatar użytkownika
— What are your biggest weaknesses?
— Tall men who need therapy
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
postać
autor

  Się ją w życiu naostrzegał, to należało mu oddać. Tylko chyba nie przeidywał, że to będą ostrzeżenia przed czymś tego typu. Ale zapewne – i tak by olała. Nie mówiąc już o tym, że wtedy to by w ogóle wyśmiała taką ewentualność. Ale teraz wyszło jak wyszło, do tej pory nie żałowała i jakoś nie… planowała.
  Chociaż tego nigdy się nie planuje.
  Bo potoczyć to się mogło naprawdę na wiele różnych sposobów. Zwłaszcza, kiedy swoje emocjo lokowało się w kimś, kto dalej był w wielu procentach wielką zagadką i nieczytelnością; kto miał swoje sekrety i nie o wszystkim mówił. Raczej kiepski materiał na partnera, kiedy to rzekomym złotym środkiem miała być szczerość i rozmowa. A ten raczej nie umiał ani w jedno, ani w drugie.
  Brew jej drgnęła, być może w odruchu, kiedy kazał jej się zamknąć. I nie chodziło o to, że ją tym uraził, bo nie poczuła się urażona. To była odpowiedź na jej złośliwość. Dlatego zostawiła to, na ten moment.
  Strzeliła oczami, w kolejnej reakcji, bardzo czytelnej na jego odpowiedź. Widziała, po jego minie, którą miał chwilę temu, że być może miała paść inna odpowiedź. Albo pierwsza myśl była zgoła inna. Musnęła jednak w milczeniu kciukiem, bardzo delikatnie, jego policzek, czując jego większy nacisk na swoją dłoń.
  Zauważyła jego ciągoty do jedzenia. Nie sposób było nie zauważyć. Aż nawet żałowała, że nie mogła mu gotować. To znaczy – do niedawna. Próbowała się zmańkucić, ale kiepsko to szło. Nie żeby była wielką pasjonatką kulinariów, bo znała faktycznie kilka przepisów, ale te mu szczególnie pasowały.
  Nie odpowiedziała już nic, mając spojrzenie utrzymane na nim. Powinna zapytać „co, bo taka tłusta jestem?” na wspominkę o rosole, ale… No to nie byłaby ona. Lubiła go prowokować, ale jak to było chociaż trochę logiczne.
  Z bijącym sercem i płytszym od tlącej się ekscytacji, wychyliła się w jego stronę, splatając swoje dłonie na jego karku, odwzajemniając jego gest. Poddając się jemu i temu, jak ją prowadził. Bo sama to nawet się nie bawiła jak i on. I jeśli głębiej się zastanowić, to całowała się ostatnio kilka dobrych lat temu. Mówiła wcześniej, może jak i on – nie miała czasu na romanse. Do pewnego momentu. Do spotkania jego. Zwłaszcza, że wcześniej sama się uzbroiła i nawet romansu nie brała pod uwagę.
  Wjebał się Północniak w jej życie i wywrócił jej dotychczasowy porządek. I vice versa.
  Odwzajemniała jego pocałunki z zaangażowaniem niemniejszym, niż jego, podświadomie nie obawiając się pokazać, że jednak faktycznie miała do niego słabość. Tę samą, o której mu powiedziała.
  Zatrzymała ich na granicy tej przyzwoitości, kiedy oddech się spłycił i to nie z emocji, a braku tlenu, a kiedy jej serce jeszcze żwawiej zaczęło pompować krew.
  Zsunęła dłonie z jego karku i ostrożnie przesunęła je na jego pierś, opierając w miejscu, gdzie nie miał opatrunków, a ona była (prawie) pewna, że nie był w tym miejscu zraniony. Dyktując w tym miejscu zatrzymanie. I to nie z powodu własnego oporu.
  — Wrócę z tobą do tematu, jak już będę pewna, że mogę cię złapać za cokolwiek bez ryzykowania, że na mnie sykniesz. — Jak wkurwiony, w tym wypadku: ranny, grzechotnik. Czy inna mamba.
  Nie żeby planowała się z nim szarpać i łapać za szmaty, ale… No chociaż z drugiej strony raczej w niczym innym by to nie przeszkadzało.
  — A, Dongmin, jeszcze jedno. — Przesunęła dłonią z jego ramienia do nadgarstka i z powrotem, od nadgarstka, przez przedramię, aż zatrzymała się na opatrunku wokół jego przedramienia. Przeniosła spojrzenie z zakrytej rany na jego twarz, już chyba samym spojrzeniem – jakby ton już tego delikatnie nie sugerował – dając o zrozumienia, że zmierza to w kierunku, który nieszczególnie mógłby mu się spodobać. W tym samym też czasie, zacsinęła palce, wciskając w jego mięśnie i idealnie w ranę. Bardzo subtelnie, ale stopniowo zwiększając nacisk wraz z każdym kolejnym słowem, które zaczęła wypowiadać: — Jeśli jeszcze raz spróbujesz mi powiedzieć, że mam się zamknąć, to obiecuję ci, że skończysz gorzej niż na tym haku. — Oczywiście prawda była taka, że chuja mogła mu zrobić, bo może nie w tym stanie – chociaż kto wie – w normalnych warunkach to on by ją poskładał zwykłym kichnięciem.
  Ale pewne granice należało wytyczyć. Może w innych okolicznościach nic by o tym nie powiedziała, ale tutaj najwyraźniej zamierzała go ustawić.
  Rozluźniła ucisk swoich palców na jego mięśniach, strategicznie nie zsuwając dłoni z jego ramienia, aby dodać:
  — Teraz: bierz te tabletki i kładź się. — Na kanapie, na łóżku. Gdziekolwiek, aby odpoczywał. — A żebyś mógł w ogóle próbować ze mną dyskutować na ten temat, to musiałbyś najpierw mieć na sobie jakiekolwiek spodnie, abym mogła brać cię na poważnie. — Bo jak na razie to występował przed nią przez cały czas w bokserkach. I nie to, żeby miała narzekać – choć z drugiej strony większość widoków była po prostu przesłonięta opatrunkami, ale był to całkiem dobry argumenty. Plus, nie ma co się dziwić, że zdecydowała się ubrać tę swoją troskę w coś, co było dla niego bardziej znośne.
Damon Tae
29 y/o, 190 cm
były agent czarnego wywiadu Korei Północnej
Awatar użytkownika
He is a weapon, a killer. Do not forget it. You can use a spear as a walking stick, but that will not change its nature.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Miła to była odskocznia. Zupełnie inne odczucie, niż wszystko co dotychczas czuł. Normalnie była to adrenalina spowodowana kolejnymi, popieprzonymi zadaniami, determinacja czy irytacja, kiedy coś szło nie po jego myśli, ale teraz? Teraz, gdy smakował jej usta po raz kolejny tego wieczora, odczuwał rzeczy o wiele wyraźniej. Jakby coś, co uśpił dawno temu, zaczęło się przebudzać i podsycać jego ledwo bijące serducho. I musiał przyznać, że mu to nie przeszkadzało.
Nie mówiąc o tym, że smakowała wybornie.
A fakt, że odwzajemniała ten gest z równym zaangażowaniem jedynie go podsycał. Wiedział jednak na czym stoi, a także nie chciał niczego przyspieszać… nie mówiąc o tym, że aktualnie wyglądał jak mumia i nie był raczej w swojej, heh, szczytowej formie. Wszystko go bolało, chociaż miał próg bólu jak jebany cane corso, nawet jeśli nazywany był dobermanem. Nie pokazywał, że cierpiał, nawet jeśli jego ciało prosiło o odrobinę spokoju i odpoczynku.
Ciekawe kiedy mu się to czkawką odbije.
Gdy wszystko zatrzymała, nie oponował. Odsunął się od niej na niewielką odległość, a jego kącik ust drgnął wyżej w swoim charakterystycznym smirku.
Że co? Że mnie niby ma coś boleć? — prychnął. Nie pokazałbyś się i tak z najlepszej strony, Damon, więc hamuj konie.
Jego łuk brwiowy podszedł do góry, gdy po raz kolejny nazwała go jego pełnym, oficjalnym imieniem, którym zwykle zwracała się do niego matka. I w zasadzie tylko ona.
Nie mów do mnie Dongmin — powiedział, wtrącając się. Wyrzekł się tego imienia dawno temu, więc wolał je po prostu zapomnieć. Zostawić na Północy, tam gdzie było jego miejsce.
Czuł jednak jej dłonie, które sunęły po jego poobijanej i zabandażowanej skórze, w pewnym momencie się zatrzymują. I zaciskają mocniej na obolałym przedramieniu. W tym samym też momencie zacisnął zęby i napiął całe ciało, powstrzymując się od odruchu, który kazałby mu działać bezwarunkowo - czyli złapać ją za rękę, wykręcić i przycisnąć do ściany. Lub do gleby. Mało grzecznie i mało delikatnie, aby wiedziała, że nie powinna była tego robić.
Ale zamiast tego, nie ruszył się, a jedynie słuchał jej groźby. Zatrzymał w sobie całą tą chęć reakcji, aby nie zrobić jej krzywdy. Bo to była ona. I najwyraźniej jej pozwalał na… nieco więcej, nawet jeśli mógłby zareagować tak, jak podpowiadało mu wieloletnie przeszkolenie.
Gdy rozluźniła uścisk, a ból wcale nie zelżał, bo przecież emanował na okoliczne tkanki, pulsując niemiłosiernie, to dopiero wtedy odetchnął, a szczęka się rozluźniła.
Gdzie ty w tym małym ciele chowasz tyle siły — rzucił, nie spuszczając z niej swojego przyciemnionego od bólu oraz skrywanego instynktu, spojrzenia. — Kusisz jednak, aby spróbować — dodał. Lubił najwyraźniej balansować na granicy. A może po prosty był ciekawy czy faktycznie byłaby w stanie go poskładać i jak wyglądałoby to starcie. I do czego by ono doprowadziło.
Czy jeśli on zrobiłby podobnie, to byłoby to już znęcanie? Czy może też powinien tak wyznaczać granice? No co? On dopiero się uczył jak funkcjonować wśród ludzi. Gdyby nie chodziło o nią, to doskonale by wiedział co i jak ma zrobić, aby przekaz był jasny i zrozumiały.
Miałem je na sobie nie tak dawno temu. Nie moja wina, że je ściągnęłaś — powiedział, rzucając jej krótkie spojrzenie, zanim nie cofnął się do tabletek, które wziął w rękę i które dość prędko, bez problemu łyknął. Ufał jej, że były na ból. Głupie byłoby go teraz zabijać, zaraz po tym, jak wyciągała go z piekła. Ofiar raczej też nie całowała.
Gdy wszystko przełknął, skierował się do tej podrzędnej sypialni z podwójnym łóżkiem, gdzie było więcej miejsca niż na kanapie w salonie. Nie żeby miał narzekać, bo i tak była wygodniejsza niż jebany hak w masarni.
Idziesz? — spytał, zerkając na nią przez ramię. — Czy jednak wolisz spać na podłodze? — To akurat mógł zrozumieć, bo w kulturze koreańskiej było to popularne zjawisko. Nie mówiąc też o tym, że jako człowiek w wiecznej trasie, przyzwyczajony był do tego, aby spać w różnych warunkach.
A tak naprawdę pewnie chciał kolejną sesję „usypiania”.
Walnął się do łóżka, czując jak każda rana się odzywa nieco nadwyrężona, ale dopóki się nie ruszał, był oto do zniesienia.
Zabrałaś laptopa? — Czy to już było za duże wymaganie? Nie jego wina, ze przyzwyczaiła go do pewnych tradycji i standardów. Jak tak dalej pójdzie, to wyjdzie na to, że nie zaśnie w absolutnej ciszy, tylko będzie musiało mu coś grać czy gadać.

Candace Callahan
29 y/o, 159 cm
był ratownik medyczny, były pilot US Navy, generalnie fajnie... było
Awatar użytkownika
— What are your biggest weaknesses?
— Tall men who need therapy
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
postać
autor

  Chociaż nie wyglądała, jakby zwróciła na to uwagę – zapisała w pamięci, aby wziąć pod uwagę jego słowa. Będzie musiała znaleźć jakieś inne jego imię, które będzie brzmiało oficjalnie i w wymowie groźnie. Na specjalne przypadki. Bo akurat Damon było zbyt krótkie, by mogło nabrać tego wydźwięku. Najwyżej zostanie Marianem. Czasami przecież Koreańczycy brali angielskie imiona by było łatwiej. Nie zawsze podobne do tego, które naprawdę nosili.
  Marianek mu nawet pasowało.
  Testowała go, może nawet ceną własnego zdrowia czy nawet życia. Ale fakt, że nie drgnął był chyba wystarczającym znakiem, że odpowiednio ulokowała własne zaufanie. To znaczy – byłby. Gdyby domyślała się, co dokładnie działo się w danym momencie w jego głowie. A może i miała pojęcie. Ale przy okazji świadomość, że miał teraz odsłonięte tyle wrażliwych punktów, w dodatku był tak wyczerpany, że gdyby coś poszło nie tak, to być może dałaby sobie z nim radę.
  Chociaż nie dało się nie zauważyć tej zarysowanej linii szczęki, w wyniku napiętych mięśni żuchwy. No, ale – spodziewała się, że bolało.
  Miało zaboleć. Nie tak, żeby faktycznie wił się pod jej uciskiem, ale wystarczająco, by to wyczuł i nie mógł zlekceważyć.
  — Nie wiem czy wiesz, ale kiedyś w ramach swojego zawodu musiałam kontrolować coś, co waży prawie dwadzieścia ton. — To tak a propos koniar, które chwaliły się, że potrafiły utrzymać półtonową bestię między nogami i zachować nad nimi kontrolę. To ona robiła to w nieco większym formacie. Może kiedyś pochwali się, że umie też utrzymać stukilogramową bestię między nogami i zachować kontrolę… Znaczy co. — I nie próbuj, to moja przyjacielska rada. — Ostatni typ, który próbował czegokolwiek, a któremu nie zdążyła grozić, poszedł spać po tym, jak chwyciła go praktycznie między uda, zakładając chwyt. A był większy i silniejszy od niej. Więc może to była kwestia sposobu. I umiejętności walki z większymi i silniejszymi – a te przecież szlifowała od początku wojska, ale tym intensywniej, jak z tego wojska odeszła.
  Chociaż pewnie nie działało na każdego. Z drugiej strony, mocno naciągając, to uduszenie udami brzmiało ponoć jak całkiem przyjemna śmierć. Tylko chyba chodziło o kwestię okoliczności jeszcze przy tym.
Strzeliła oczami na jego komentarz.
  — Tak, po prostu nie mogłam się powstrzymać. — I zdarła mu spodnie, dobrze że nie z gaciami. Chociaż, patrząc na niego, to pewnie nie miałby wstydu i paradował w kompletnym negliżu, będąc niewzruszonym. Tylko pewnie gorzej byłoby z nią. Bo ona jednak jakiś wstyd miała. Chociaż…W zawodzie ratownika medycznego, to już wszystko się widziało. Nawet jeśli to był ledwie rok.
  Ale przynajmniej był grzecznym chłopcem i wziął antybiotyki. Ciekawe czy pamiętał, kiedy ma przyjąć kolejne.
  — Musiałabym cię lubić, żeby przejść z tobą do sypialni — rzuciła, spoglądając w jego stronę. No on to nawet jej nie lubił, a jakoś chciał się z nią całować. Ale ona taka łatwa nie była! Co z tego, że zmieniła narrację na jego, gdzie sama wcześniej przyznała, że go lubi. I że ma do niego słabość.
  Zebrała jednak swój barłóg – złożyła koce i odłożyła poduszkę. Zabrała swój telefon z ziemi i zabrała też butelkowaną wodę i leki, aby mieć je pod ręką. Nie miała raczej innej opcji, niż faktycznie pójść z nim. To znaczy – mogła spać na kanapie (już nie przy niej). Ale chodziło o to, że nie pójdzie sobie raczej na spacerek, bo był to środek nocy, mimo wszystko.
  Sprawdziła drzwi, a potem przeszła do sypialni, odkładając przyniesione przedmioty na niewielki stolik przy łóżku.
  Spojrzała na niego, słysząc pytanie.
  — Leciałam tutaj się z tobą skontaktować, a nie spędzić kilka kolejnych, wspólnych wieczorów przy filmie i pizzy. — Nie mówiąc o tym, że leciała tutaj ze złym przeczuciem i, tak naprawdę, z postanowieniem że doleci, złapie z nim kontakt i wróci, aby mu nie przeszkadzać. Wyszło jak wyszło.
  Tak czy siak, znaczyło to jedno – nie zabrała laptopa.
  — Mogę ci włączyć jakiś podcast na telefonie. — Albo film, chociaż bardziej do posłuchania niż oglądania, bo przecież telefonu trzymać nie będzie. Chyba, że oprze go na chybotliwej konstrukcji z opakowań leków na stoliku.
  Przysiadła na krawędzi łóżka, sprawdzając swój smartfon, wyszukując tam ewentualne opcje – jak na kobietę przystało: dokument o mordercy. Przeczesała palcami włosy, wciągając się całą na materac. Przysunęła się bliżej niego. O leżeniu na brzuchu to mógł kompletnie zapomnieć w tym stanie. Podniosła się na przedramieniu, by wychylić się w jego stronę i wcisnąć mu na jego popękane wargi spokojniejszy pocałunek. Wolną rękę przekładając na drugą jego stronę, miękko wsuwając pod jego skalp, wplatając palce między jego ciemne pukle.
  — Odpoczywaj — powiedziała łagodnie i cicho w jego wargi. — Biorę tę wartę.

Damon Tae
29 y/o, 190 cm
były agent czarnego wywiadu Korei Północnej
Awatar użytkownika
He is a weapon, a killer. Do not forget it. You can use a spear as a walking stick, but that will not change its nature.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Może gdyby wiedziała ile kosztowało go to, aby powstrzymać swoje własne odruchy, to by doceniła jego gest, ale on nie pokazywał swojej chęci odpowiedzi w sposób widowiskowy. Nie był jak ci wszyscy faceci, którzy pokazywali jacy to są silni, emanując swoją wściekłością, bijąc w ścianę obok głowy dziewczyny. On zatrzymał to wszystko w sobie, głęboko, zaciskając jedynie mocniej szczękę. A bolało. Ale ze wszystkich osób, ona akurat miała spore chody. Chociaż musiał przyznać, że trochę go to kosztowało.
Tamto dwadzieścia ton dawało się kontrolować. — Tak samo jak konie. Jak to się mówi, jakby koń o swojej sile wiedział, to żaden by na nim nie siedział, nie? Niemniej siłę miała, nawet jeśli nie wyglądała. Pewnie jakby potraktowała go z kopa, to też by poczuł. Poza tym. Damon, wychodziło na to, że ty też dawałeś się kontrolować. — Teraz chcę jeszcze bardziej — przyznał, unosząc kącik ust wyżej, w charakterystycznym, wyzywającym wyrazie. Czy to była groźba? Po części chyba tak, a on lubił podejmować wyzwania, które były wymagające.
Jakby miał się z nią siłować, to mogło być ciekawie. Co prawda w tym stanie był mocno osłabiony, bo daleko było mu do szczytu formy, ale hej, wystarczyło dać mu chwilę, aby do siebie doszedł. Kilka dni. Ewentualnie tygodni sądząc po tym jak został potraktowany, chociaż mentalnie, to już był przecież gotowy do dalszego zapierdolu.
Wystarczyło poprosić — rzucił, wzruszając ramionami od niechcenia. Co prawda jak go rozbierała, to był nieprzytomny, więc można powiedzieć, że go wykorzystała! Nie żeby miało mu to przeszkadzać. Niemniej akurat Damon faktycznie nie miał problemu, aby paradować przed nią z gołą dupą, bo to był człowiek co nie miał wstydu.
No chyba, że właśnie jej by to przeszkadzało.
Możesz spać tutaj, spoko — powiedział. W końcu nie będzie jej prosić i za nią ganiać, nie? Może i ją lubił, może smakowała nieziemsko, ale nie był typem człowieka, który miałby ją błagać, aby poszła z nim do łóżka. I to tylko po to, aby w nim spać. Nie mówiąc o tym, że przecież już to wiele razy robili. W dość dziwnych pozycjach, bo ona zwykle pół-siedząco, ale to chyba jej niespecjalnie przeszkadzało. I niewiele zmieniało.
Nieważne, że dopiero co wstał - dalej był padnięty. Jakby nie patrzeć, jego organizm potrzebował o wiele więcej snu, niż dotychczas. Obejrzał się za nią, gdy sprawdzała drzwi, a potem walnął się na łóżku, czując jak jego mięśnie dziękują mu za to, że się położył. Był człowiekiem, który jako ostatni brał wolne i nic nie robił. Jakby był pracownikiem w korpo, to byłby idealny, bo nie chodziłby w ogóle na L4 czy urlop.
Szkoda — mruknął. Przyzwyczaił się już do tej ich pewnej… monotonii. Do tego, że się kładli, włączali coś i po prostu byli. Z dala od problemów, z dala od adrenaliny. Po prostu odpoczywali. A to było coś, czego dopiero się uczył, w dodatku przy niej. Daleko mu co prawda do osoby, która miałaby w tym złoty medal, ale już chociaż potrafił usiąść i nie robić za wiele.
Może być — rzucił na jej propozycję.
Przeniósł na nią spojrzenie, gdy przysiadła na łóżku, najwyraźniej wybierając „pójście z nim do łóżka” niż spanie na ziemi lub kanapie. Obserwował jej kolejne ruchy, a gdy wychyliła się w jego kierunku, aby pocałować jego poranione wargi, odwzajemnił ten niewielki ruch, nawet częściowo się podnosząc, co by się z nią spotkać w połowie drogi. Jedną rękę nawet przeniósł na jej kark, częściowo palcami zahaczając o jej włosy z tyłu głowy.
Brałaś też poprzednie warty — rzucił, nie odsuwając się od niej zbyt daleko. — Idź spać. Chuj wie co czeka nas jutro. — W ich przypadku to nigdy nie było wiadomo. Wiedział jednak, że musi się skontaktować z Giovannim. Jakoś, bo wszystko co miał, w tym telefon, to stracił.
Raz jeszcze wyciągnął się, aby skrócić odległość między nimi do zera i ponownie ją pocałować - łagodnie, ale pewnie, bo skoro już raz jej zasmakował, a ona mu odpowiadała, to jakoś tak pozwalał sobie na coraz więcej. Tylko, że na całowaniu się kończyło. Chociaż przedłużył ten gest bardziej niż powinien, o kilka kolejnych pocałunków. Zanim jednak poczuł, że robi się ciepło, a oddech przyspiesza, oderwał się od niej, kończąc tą czułość na dwóch pojedynczych, krótkich pocałunkach na linii jej szczęki.
Walnął się na plecy, wcale nie tak daleko od niej, jedną rękę pozostawiając „otwartą” w razie jakby postanowiła jednak zostać przy nim. To była tylko propozycja, bo to, że się z nią całował nie oznaczało, że mogła z nim spać! W łóżku! Inaczej niż dotychczas. A to, że był cały obandażowany niczego nie zmieniało, bo ból był teraz o wiele łatwiejszy do zniesienia.


Candace Callahan
29 y/o, 159 cm
był ratownik medyczny, były pilot US Navy, generalnie fajnie... było
Awatar użytkownika
— What are your biggest weaknesses?
— Tall men who need therapy
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
postać
autor

  Strzeliła oczami w sufit, słysząc jego komentarz. Damon to doskonale wiedział, jak kogoś docenić. Albo raczej, aby zasugerować, że czyjeś osiągnięcie wcale nie było tak wielkie, jak mu się akurat wydawało. Biorąc poprawkę jednak na to, że wiedziała, że gębę miał niewyparzoną i pozbawioną filtra, a w dodatku jego kompetencje miękkie nie istniały, dodając to do faktu, że w wojsku to cały czas była gnojona a nie doceniana, to przynajmniej się na niego nie obraziła.
  Ani nawet nie poczuła urażona. Ale może zacznie mu liczyć te wszystkie teksty. Chociaż może lepiej nie, bo jeśli znalazłby to jakiś terapeuta dla par, to przeżegnałby się i stwierdził, że ta relacja jest bardziej toksyczna niż reaktor w Czarnobylu.
  — Jak kiedyś wydobrzejesz w końcu na tyle, żebym nie miała oporów przed spraniem ci dupy — bo optymistycznie zakładała, że to ona go stłucze — to zabiorę cię na matę, na trening. — Jak mu założy jeden z chwytów, których uczono jej w trakcie kursu samoobrony to mu się odechce. Albo zachce jeszcze bardziej, bo okaże się, że będzie miał jakieś masochistyczne ciągoty, a podduszanie udami to jakiś jego kink.
  Mimo uszu puszczała jego uszczypliwości i niepodjętą starą zaczepę, którą mu rzuciła, a na którą odpowiedział jej w zasadzie tak, jakby albo zapomniał o ich rytmie, albo faktycznie miał w dupie czy się przeniesie razem z nim. Bo daleka była od oczekiwania, aby faktycznie ją o to prosił, jeśli już – to przecież rzuciła mu zaproszenie do kolejnej przepychanki, którego nie podjął.
  Naprawdę – kupa szczęścia, a może właśnie skrzywienie, że miała za sobą lata w wojsku, gdzie chłód i zdystansowanie były raczej codziennością.
  Jej ciało reagowało dobrze na niego. Choć może fakt, że oddech jej się wciąż spłycał jeszcze przed samym pocałunkiem, a serce łapało rytm szybszy, niż powinno w ogóle mieć, to była kwestia przyzwyczajenia. A i tak zrobiła ogromny postęp, którego nikt inny jej nie pogratuluje – tylko ona sama.
  Ale on jej to ułatwił.
  — Czekam na dzień, w którym po prostu posłuchasz moich zaleceń i nie będziesz dyskutować — odpowiedziała, jeszcze zanim domknął kolejny pocałunek. Kolejną ich serię. Nie dyktowała mu przecież złośliwie tego wszystkiego, a po prostu – ze zwykłej troski. Tej samej, do której nie był przyzwyczajony i tej samej, wobec której chyba miał wkodowane nieposłuszne zachowanie.
  Gdy mówiła mu, że mu ufa, tak naprawdę ofiarowała mu w danym momencie całą siebie. Psychicznie i fizycznie. Mógł tego tak nie zrozumieć, może nie tak dokładnie, ale tak to działało. Poza pociągiem psychicznym (ten to był mocno twisted), odczuwała też fizyczny i, chociaż miała za sobą przeszłość, to nie zamierzała się uzbrajać i brać go na przetrzymanie. Wręcz przeciwnie, bo przepychała granice. I z każdym kolejnym pocałunkiem, czuła też narastającą chęć czegoś więcej. A nie obawę, że rozwinie się to w coś więcej (jak taka Suczin). Może nawet zaproponowałaby mu to niejakie coś więcej, ale był w paskudnej kondycji. Był cały pozaszywany, a głupio by było chyba, gdyby musiała z powrotem go szyć, bo pozrywałby sobie wszystko w trakcie ekscesów.
  No, chyba że podeszłaby do tego bardziej strategicznie.
  Oczywiście wciąż miała swoje wkodowane w reakcje cielesne odchyły, czyli wszystko to, co by jej zrobił, gdyby ona nie widziała że to on, mogłoby przynieść opór psychiki i ciała, ale to być może zmieni się z biegiem czasu. A może nie zmieni się nigdy.
  Z bijącym z ekscytacji sercem rozstała się z jego wargami, czując czaszce coś, co szybko sklasyfikowała jako niedosyt.
  Przysunęła się ostrożnie do niego, do jego mniej zmęczonego boku. To było nowe dla niej, taki układ, ale w jego przypadku – dość naturalny w tym momencie. Ułożyła się na boku, nie przywierając do jego ciała całkiem, z czystej ostrożności. Ona jako jedyna tutaj chyba dbała o jego komfort.
  — I nie mam chuja, ale raczej domyślam się, co czeka nas jutro. Jeśli będziesz dobrze się czuł, to zabieram cię do domu. — Bo to był też jego dom. A bez niego, musiała przyznać, że przestawał być jej domem. Bo był już zupełnie pusty. Sięgnęła delikatnie do jego policzka, odnajdując na nim miejsce, aby móc musnąć kciukiem jego skórę. Uśmiechnęła się zdradziecko chwilę później. — A stamtąd prosto do Rohana.
  Senna, ty to wiesz jak podtrzymać nastrój. Niemniej dla niej była to konieczność, aby sprawdził czy faktycznie nie jest z Damonem aż tak źle. Ona mogła przecież działać tylko wokół tego, co powierzchowne. Nie miała żadnych przyrządów medycznych, żadnych aparatów monitorujących, niczego – aby wiedzieć, że wszystko gra w środku. I jakby nie patrzeć – powinno mu zależeć na doprowadzeniu się do kondycji, bo do jakiegoś tematu mieli wrócić jak już będzie mogła go swobodnie złapać. Bez obawy, że go zaboli.

Damon Tae
29 y/o, 190 cm
były agent czarnego wywiadu Korei Północnej
Awatar użytkownika
He is a weapon, a killer. Do not forget it. You can use a spear as a walking stick, but that will not change its nature.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Nie mogę się doczekać — powiedział, zerkając na nią wymownie kątem oka. Jakby nie było, to on z chęcią pójdzie z nią na matę, aby powalczyć i robić zapasy. Chociaż jak tak dalej pójdzie, to zapasy będą robić sobie w domu, w łóżku. I miał dziwne wrażenie, że wtedy to jeszcze z chęcią będzie się jej poddawał. Znaczy co? Kto wie, może faktycznie wyjdzie na to, że jak dojdzie co do czego, to z chęcią odda jej przewodzenie i okaże się, że podoba mu się ta „zamiana ról” w jej przypadku.
Niemniej Damon nie był typowym chłopakiem. Daleko mu było do takiego. Nie dość, że zajmował się nieprzyzwoitymi rzeczami, wpierdalał w rzeczy, które zahaczały o książki kryminalne i thrillery, to jeszcze gdy chodziło o charakter… no cóż, nie był tym romantykiem o którym mogliby pisać kolejne części powieści. Chociaż i tak należało przyznać, że przy niej pokazywał się z zupełnie innej, nowej strony. Bardziej łagodnej, wyrozumiałej i cierpliwej, takiej, która raczej nie istniała na co dzień przy innych osobach. Senna jednak też miała przy nim ciężką przeprawę, ale właśnie jej upór miał się opłacać. Ale jeśli on miał być wygraną, to kłóciłby się, że to było opłacalne.
Wtedy byłoby nudno — odpowiedział jej w wargi. Mógł powiedzieć „widziały gały co brały”, ale chyba nie było co. Może kiedyś nadejdzie dzień w którym nie będzie się wykłócał, ale to na pewno nie był ten dzień. W końcu musiała pamiętać, że Damon był człowiekiem, który wszystko robił sam. Zawsze dbał o siebie i tylko siebie, i nie miał kogoś, kto miałby mu mówić co ma robić. Znaczy miał, ale był to dyktator lub inni przełożeni, a ich zadania były pod groźbą morderstwa całej rodziny. Lub obozu pracy.
Może powinna mu zagrozić czymś podobnym.
Czy spodziewał się, że gdyby pociągnął to dalej, to ona by mu się poddała? Że by się nie wycofała, jakby zaczął ją dotykać w ten wymowny sposób, niemo pytając o więcej? Nie do końca. W końcu nigdy nie mógł mieć pewności, bo chociaż powiedziała, że mu ufa, to jej ciało czy głowa mogły w pewnym momencie powiedzieć ‚dość”, bo to za dużo i to byłoby całkowicie zrozumiałe. Brał na to poprawkę, niemniej i tak, jak widać, przesuwać granice. Stawał się pewniejszy wraz z każdą jej wyraźną odpowiedzią.
A musiał przyznać, że im bardziej się wkręcała, tym jemu też ciężej było się wycofać. I pewnie jeszcze trochę, a sam miałby w dupie swój aktualny stan. Trochę jak Allen z Aberracji, ale na Północy nie mieli takich książek. Genów jednak nie oszukasz.
Jedną ręką do niej dość automatycznie sięgnął, przyciągając ją do siebie bliżej, gdy on specjalnie uważała, aby nie zrobić mu krzywdy. On nie był pizdą w przeciwieństwie do jego autorki, więc ignorował cały dyskomfort. Robił to od lat, więc teraz nie było to też nic nowego. A wolał ją po prostu mieć bliżej. Cena za to była mała.
Domu? Teraz? — rzucił, zerkając na nią kątem oka w pewnym zaskoczeniu, bo… on nie myślał o tym, aby teraz wracać do Kanady. Jeszcze nie. — Czuję się świetnie — mruknął, dość instynktownie wywracając oczami na samo imię swojego ulubionego lekarza. Teraz jak współpracował z Giovannim, to zapewne będzie się z nim widział dość często. Ku własnej uciesze. — Poza tym, jeszcze nie mogę wracać. Najpierw muszę skontaktować się z Salvatore, a on, zgaduję, dalej jest we Włoszech. — Bo chociaż Damon był dupkiem, to jednak miał spore poczucie obowiązku wobec ludzi dla których pracował, ale to już wyniósł z Korei. Tam nie było innej opcji. I to też robiło z niego świetnego psa do czarnej roboty. Nie mówiąc już o lojalności, chociaż ta, w tym przypadku nie była zasłużona, a kupiona. — Rohan może poczekać — dodał. Najlepiej na zawsze.
Zerknął dość instynktownie w kierunku telefonu dziewczyny i wyciągnął się nieco ociężale w jego kierunku, co by sięgnąć po urządzenie. Damon miał doskonałą pamięć, zwłaszcza jak chodziło o numerki i cyferki, więc wystarczyło jedno zerknięcie na numer mężczyzny, aby zapamiętał jego numer. Wysłał mu szybką wiadomość i odłożył telefon na stolik, ponownie układając się na łóżku.
Nie chcesz zostać jeszcze we Włoszech? Widziałaś głównie tą brzydką część. — Czyli masarnie, gdzie go skatowali. Słabe wspomnienia z tego państwa, ale może dało się to jeszcze naprawić. Kiedyś.
Patrzcie go, jebany znawca Włoch, który widział jakiś setny procent.

Candace Callahan
29 y/o, 159 cm
był ratownik medyczny, były pilot US Navy, generalnie fajnie... było
Awatar użytkownika
— What are your biggest weaknesses?
— Tall men who need therapy
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
postać
autor

  Westchnęła cicho i nieznacznie, słysząc jego reakcję na jej słowa. Mogła się spodziewać, że byłoby to zbyt proste, gdyby po takich perturbacjach po prostu zebrali się i wrócili do Kanady.
  Zbyt proste przy nim.
  Konkretniej: niemożliwe.
  Jego czuję się świetnie, choć z przekorą, oraz Rohan może poczekać sprawiały, że pod jej czaszką powoli się budowało przeczucie, że kiedyś… kiedyś to pierdolnie. I to jak. A jednocześnie – że ona nigdy go nie nauczy czegoś, co było podstawą.
  Po co więc próbowała?
  Być może, jak ostatnia egoistka, dla samej siebie.
  — Wiem, że niczego mi nie obiecałeś — zaczęła. Bo w zasadzie oficjalnie – niczego, jedynie się całowali – parę już razy w przeciągu dwóch kwadransów. Ale to przecież mogło znaczyć wszystko i nic. W jego przypadku szczególnie, jeśli chodziło o interpretację i snucie domysłów. — Ale jak tak dalej będziesz lekceważył swoje zdrowie, to w końcu szczęście ci się skończy. — Bo może i wcześniej wylizywał się z każdej sytuacji i nie latał po lekarzach, ale czy coś takiego mogło trwać wiecznie? O ile nie był X-Menem to… nie mogło. — Ja wiem, że jesteś supermanem, nadczłowiekiem, jakimś tajnym agentem, ale jak cię w pewnym momencie zdmuchnie jakieś powikłanie, które zbagatelizowałeś, to nie będziesz lepszy od każdej innej osoby, która zdecydowała się ode mnie odejść.
  Wtedy jedynym, co będzie mogła zrobić, będzie stanięcie nad jego grobem i powiedzenie, że wiedziała, że kłamał, kiedy mówił "ja zawsze wracam".
  Raczej nie miał kogoś, kto będzie go wyciągał z zaświatów. Takich zdolności nie posiadała. I być może, gdyby jednak bardziej była podobna do swojej protoplastki, to potrafiłaby po prostu złapać za szmaty i zaciągnąć do lekarza. I się w tańcu nie pierdolić.
   Powiodła za nim spojrzeniem, kiedy sięgał po jej telefon. Bez pytania, bez niczego. Do ukrycia miała niewiele, a konkretniej: nic, a i domyślała się po co był mu potrzebny smartfon. Wcześniej o tym mówił i wcześniej chciał to zrobić, tyle tylko, że ona mu tego nie ułatwiała. Nie komentowała tego, co robił.
   Na odpowiedź raczej nie miał co liczyć, bo nawet Renoir musiał spać. Nawet – bo miała wrażenie, że był po prostu złem wcielonym. Za oswajanie się akurat jego aż tak by się nie brała. Chociaż może co innego by powiedziała, gdyby się rozpłaszczył z jakąś smutną historią o ucieczce na jej ganku. Którego nie miała.
   Tylko czekać aż od tego jego ruszania szwy mu pójdą w tych wszystkich miejscach, w których je miał. Może czas zacząć liczyć na to, że przeciwbóle przestaną działać i te szwy zaczną go ciągnąć.
   Przylgnęła do niego na powrót, z tą samą ostrożnością co wcześniej, kiedy znów się ułożył.
  — Widziałam trochę więcej, jak dochodziłeś do siebie — W końcu wyszła kupić mu nowe ubrania i jedzenie. — Ale jakoś nie mam urlopowego nastroju — odpowiedziała. Włochy, w istocie, były na jej bucket list, na tej samej, na której było mnóstwo innych kierunków, z pewnością poza zasięgiem jej budżetowania, ale teraz średnio miała do tego głowe. Wystarczyło jej, że obejrzała za dnia miasteczko, w którym byli. A przynajmniej – powinno wystarczyć. — Ale jeśli ty planujesz zostać — choć nie była pewna po co w tym stanie, bo raczej marny z niego był pożytek – ale tego nie powie przecież na głos — to po prostu wrócę sama. I tak wolisz pracować solo. — Nawet jeśli średnio to wyszło, bo zasadniczo, gdyby nie ona i gdyby nie jej przeczucie, którego wciąż pewnie nie brał jako poważny argument dla przyjechania tutaj, to byłby prawdopodobnie gdzieś na dnie morza albo zostawiony już w tej masarni, aby jego ciało wychłodziło się całkowicie.
  Co prawda od początku nie widziała problemu w tym, żeby ona w ogóle poleciała z nim, ale do miejsca docelowego, aby zostać w jakimś hotelu czy motelu – ale być po prostu w tym samym kraju lub chociaż na tym samym kontynencie, ale on chyba widział, skoro kategorycznie nie zgadzał się, aby się „w to pakowała”. Nie musiałby się na nią oglądać przecież, gdyby po prostu była bliżej, ale nie tuż obok.
  Ale skoro wszystko miało być logiczne i skoro ona nie chciała wchodzić mu w drogę, aby uszanować jego granice i podejście do pracy, to czekał ją powrót do Toronto. Zaraz potem jak sprawią mu nowy telefon na tutejszą kartę.
  Do rozsądku mu przecież nie przemówi, bo Damon wiedział lepiej i tak było od początku. Co z tego, że życie weryfikowało to na różne sposoby i wynik nie był po jego stronie, zwłaszcza jeśli chodziło o medycynę, no ale… Weź tu facetowi przetłumacz.
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Świecie”