

Or at least we thought so.
Whitby. Miejsce, które pachniało trawą skoszoną tuż przed burzą i kurzem unoszącym się spod stóp rozbieganych dzieciaków. Lucas i reszta Millerów wiedzieli, co to znaczy szczęśliwe dzieciństwo. Taplanie się w błocie, ściganie po drzewach i krojenie żab – klasyka dorastania w małym miasteczku. Czwórka rodzeństwa, jedno podwórko i mama, której głośne Kolacja! był jedyną rzeczą, zdolną ich wszystkich zatrzymać. A ojciec? Ojciec pracował. Zawsze. Rolnictwo nie znało godzin otwarcia ani rodzinnych śniadań, ale za to dbało o pełną lodówkę i nowe buty na zimę. A to przecież wystarczyło do umiarkowanego szczęścia.
All good things are wild and free
That’s what she used to say.
Indie pojawiła się w jego życiu nagle, jak letnia burza – intensywna, nieprzewidywalna i piękna w swojej dzikości. Miała w sobie coś, co sprawiało, że świat wokół nabierał barw – nawet to małe, nijakie Whitby, które razem nazywali dziurą bez wyjścia. Zawsze szukała nowych przygód, nowych granic do przekroczenia. A on? On był tym, który asekurował, kiedy wspinała się za wysoko, który zasłaniał tyły, kiedy wymykała się po nocach i który nie potrafił się na nią gniewać, choć czasem powinien. Razem snuli plany o ucieczce z Whitby – ona chciała zobaczyć świat, on zdobyć go na parkiecie.
Dreams are fragile things
And so was his knee.
Koszykówka była wszystkim. Była planem, celem, przyszłością. Każda kropla potu, każdy ból mięśni miał się opłacić. Miał dostać stypendium, miał grać, miał sięgnąć dalej, niż kiedykolwiek sięgał ktoś z Whitby. Ale los nie dba o plany. Pewnego dnia wyskok był o kilka centymetrów za wysoki, lądowanie za twarde, a chrupnięcie w kolanie za głośne. Lekarze nie pozostawili złudzeń – kariera sportowa skończyła się, zanim na dobre się zaczęła.
Załamał się. Przez chwilę nie było już nic – żadnych marzeń, żadnej przyszłości. Po prostu pustka i świadomość, że nigdy więcej nie poczuje tej adrenaliny i uczucia, gdy piłka przecina powietrze i wpada do siatki.
Love is a strange thing.
And for more of the time it is scary.
Indie była wtedy jego ratunkiem. Nie pozwoliła mu się pogrążyć. Wyciągała go na spacery, zmuszała do śmiechu, była tam, kiedy chciał uciec od wszystkiego.
Dziecięca beztroska szybko zmieniła się w nastoletnie tajemnice, nocne rozmowy na dachu i skradzione spojrzenia, których nie umieli jeszcze nazwać. Nie wiadomo, kiedy przyjaźń zaczęła przechylać się na krawędź czegoś więcej. Kiedy przypadkowe muśnięcia dłoni zaczęły zostawiać po sobie ciepło, którego nie dało się zignorować. Kiedy głupia zazdrość zaczęła uwierać w sercu jak kamyk w bucie. A potem… Potem Indie zniknęła. Tak po prostu. Z dnia na dzień, bez słowa wyjaśnienia. Jakby nigdy jej nie było. Zostawiła po sobie tylko pustkę i pytania, na które nigdy nie dostał odpowiedzi.
Life goes on
Even when you’re not sure if you want it to.
Nie mógł zostać w tej dziurze. Musiał coś zmienić. Przeprowadził się do Toronto, a z koszykarza stał się pracownikiem kina. Nie było w tym pasji ani zawodowego spełnienia, ale przynajmniej rachunki się spłacały. A jednak nie potrafił całkiem odpuścić. W wolnym czasie trenował dzieciaki ze szkoły podstawowej po godzinach. Za śmieszne pieniądze, w ciasnej sali gimnastycznej, ale z ogniem, którego nie mógł już poczuć na własnej skórze. Patrzył, jak chłopcy rzucają pierwsze celne trójki i czuł, że przynajmniej część tego, co stracił, wraca do niego w innej formie. Może nie było to życie, jakie sobie wymarzył, ale było wystarczająco dobre. Znośne.
Some things happen by accident
And sometimes those things turn out to matter.
Piwo i kiepskie żarty. Tak zaczęła się jego historia z Charlotte. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Właściwie to była niezręczna sytuacja w barze, kiedy pomylił jej piwo ze swoim i zanim się zorientował, był już w trakcie tłumaczenia, dlaczego to nie jego wina, że zamówiła takie samo. Śmiała się. I to był dobry znak. Spotykali się, powoli, bez pośpiechu. Nie było fajerwerków, ale było ciepło. Była szczerość. Było dobrze. I po raz pierwszy od dawna Lucas czuł, że może po prostu żyć – bez strachu, że coś znów mu to odbierze.
- Towarzyski i lubiany, ale w głowie wiecznie ma chaos: co było do zrobienia? Gdzie położył klucze? Dlaczego wyszedł z domu bez telefonu?
- Kiedyś próbował zrobić naleśniki i zapomniał dodać jajek. Wyszedł mu niejadalny placek, ale do dziś utrzymuje, że miał ciekawą konsystencję.
- Lojalny jak pies – jeśli nazwiesz go przyjacielem, masz w nim wsparcie do końca życia (chyba że zapomni odpisać na wiadomość przez trzy dni, ale to już inna sprawa).
- Uparty, ale w granicach rozsądku. Kiedy coś sobie postanowi, zrobi to, ale jeśli zobaczy, że wali głową w mur – w końcu znajdzie drzwi.
- Wciąż nosi w sobie echo dawnej ambicji – tej, która miała go zaprowadzić na szczyt koszykarskiego świata. Tęskni za nią, ale nie pozwala jej go pochłonąć.
- Bywa ironiczny, ale nigdy złośliwy. No, chyba że ktoś naprawdę zasłuży.
- Jako dziecko próbował zaimponować rodzeństwu, wspinając się na najwyższe drzewo w okolicy. Udało się. Niestety, zejście okazało się bardziej skomplikowane. Straż pożarna do dziś może o tym opowiadać.
- Wie, że powinien bardziej dbać o kolano, ale… no cóż, trudno jest odpuścić dobrą grę, nawet jeśli następnego dnia kuleje.
- Nie znosi kłamstwa – ceni szczerość, nawet jeśli prawda bywa bolesna.
- W głębi duszy nadal wierzy, że wszystko kiedyś się ułoży nawet jeśli sam nie do końca wie jak.