— To nie szantaż, to zawarcie układu. Umowy! W kontrakcie obie strony coś zyskują, a coś muszą poświęcić. — Nie mądruj się, Soojin. No ale z drugiej strony – żeby ją posądzać o szantaż? Ją? Ona to nawet nie powinna wiedzieć, co to słowo tak naprawdę oznacza, bo było tak nieczyste!
Ale mogła sobie przyznać ów niewielki triumf, jakim było nakłonienie Huntera do poddania się zabiegowi. Miała to zrobić szybko i sprawnie, żeby nie musiał narzekać. Dlatego, gdy zaległ na brzuchu, przyklęknęła przy jego boku, aby sięgnąć po krem i sprawnie nasmarować jego wilgotny od wody grzbiet. Szczęśliwie pomyślała na tyle, by wybrać ten wodoodporny SPF, chociaż rozprowadzanie go po wilgotnym ciele wcale nie było proste, bo wszystko się mazało. Nie tak, jak powinno.
Myślała, że robi to sprawnie, ale starszy od niej pan maruda, stwierdził coś innego. No, może nie skrytykował jej za to, że nie jest to odpowiednio szybki numerek, ale „już” było odpowiednio wymowne.
— Moment — odpowiedziała, dalej sunąc żwawo dłońmi po jego ciele. — Okej. — Chyba wypowiedziała jakąś komendę zwalniającą, bo Hunter poderwał się na równe nogi. Wypuszczony z ewidentnych tortur. Które trwały raptem niecałą minutę, bo przecież – ile można chłopowi grzbiet smarować. Najwyraźniej minuta dla niego to długo.
Upchnęła torbę pod kocykiem, bo przecież wiadomo, że jak dobytek na plaży jest zakryty ręcznikiem, to już jest absolutnie niedostępny dla wszelkich złodziei i kieszonkowców. Z drugiej strony w ogóle nie powinna była tego robić, bo przecież złodziej i kieszonkowiec był pod jej ścisłym monitoringiem obecnie. I znajdował się tuż obok niej.
Poszła za nim – większego wyboru nie miała, bo po pierwsze – to była jej część umowy, a po drugie – on ją ciągnął. Weszła więc z nim do wody, na tyle na ile sama chciała. A była tak odważna, że nie weszła na głębokość do kolan tylko za kolana. Bo taka szalona przy Hunterze była.
Przyjęła zabawkę, którą podał jej Hunter i obróciła ją w dłoniach, zerkając krótko na Hatiego – gotowego do akcji. Zaraz potem rzuciła, ale to nie był jakiś rzut godny miotacza w bejsbolu. Nie były to też smutne dwa metry, ale… No aż tak daleko, jak robił to Hunter na pewno nie rzuciła. Chociaż ramiona miała raczej silne, bo przecież obok łyżwiarstwa, jako sporty wspomagające trenowała też gimnastykę i balet. No, tylko wiadomo jak z tym było – miała przerwę. A na gimnastyce, chociaż ta wymagała silnych rąk, to nie opracowywała technik dalekiego rzutu.
Może się nauczy. Trening czyni mistrza, więc jak dłużej będzie zajmowała się swoim pasierbem. A skoro zeszła się z Hunterem, to prawdopodobnie teraz miała okazję, by to nadrobić. Nie mieszkali już co prawda razem, więc nie widywali się z Hatim codziennie – a szkoda – ale no może dzięki temu, przez rozłąkę, oboje docenią tę relację jeszcze bardziej. Oboje a raczej – cała trójka.
Chociaż teraz mieli spędzić weekend wspólnie. Jak dysfunkcyjna rodzina, którą byli. Z młodą matką, upośledzonym emocjonalnie ojcem i radosnym synem.
Porzucała mu parę razy, gdy jej tak dzielnie przynosił zabawkę i niekoniecznie dzielnie, bez komendy, oddawał w jej ręce. Hunterowi nawet rzuciła, żeby nie czuł się zaniedbany. I żeby popływał więcej.
I chyba obyło się bez większych ekscesów.
Wyszli z wody, wszyscy zmęczeni – Suczin raczej trochę mniej, bo przecież nie ganiała za szarpakiem, jeśli już to szarpała się albo z jednym facetem albo z drugim, ale i tak wiedziała, że dają jej fory (Hati trochę bardziej). I kiedy ułożyli się na kocyku, a w zasadzie Hunter pierwszy, a ona przy nim tak, żeby sobie oprzeć skalp o niego, układając się prostopadle do jego zacnej konfiguracji, sięgnęła po piciu, które miała w torbie. Jeszcze się aż tak nie zagotowało, ale nie było idealnie zimne. Podała jemu – nie było to piwo.
— Chcesz już iść? Zgłodniałeś? Albo raczej – zgłodnieliście? A Hatiemu nie jest za gorąco?
Hunter Jang