-
so i will find my fears and face them
or i will cower like a dognieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Nie uważał, żeby nie było ją stać na cokolwiek, w końcu wystarczyło się rozejrzeć po second handzie, żeby stwierdzić, że Mio powodziło się całkiem nieźle. Gdyby nie miała pieniędzy, nie prowadziłaby sklepu, a tym bardziej nie sprowadzałaby towaru z różnych zakątków świata.
— Na pieski?! — powtórzył po niej, wciągają spodnie na tyłek. — Zajebisty pomysł! — to był chyba jeden z nielicznych razy, kiedy się z nią zgadzał. Głównie dlatego, a właściwie TYLKO dlatego, że Ernie kochał psy. Zresztą wiele ludzi mówiło, że sam był jak chodzący golden retriever — niezbyt mądry, ale z dobrym sercem.
Właśnie zapinał guzik przy koszulce polo, kiedy usłyszał swoje imię. Wylazł z przebieralni i podszedł do lady, a dokładniej do laptopa, przy którym stała Mio.
— Hę? — spojrzał na migające na ekranie cyferki. — Co jest grane? Coś ty włączyła? — zapytał, przechwytując od niej myszkę, ale nie mógł nic zrobić, bo kursor żył własnym życiem. — Czy ty kliknęłaś jakiś link? — zapytał, ale Richardson nie musiała nawet odpowiadać, bo od razu w tle wiadomość zachęcającą do odbioru darmowych biletów na koncert. — Otworzyłaś to? — spojrzał na nią z nieukrywanym niedowierzaniem. Odpowiedziało mu skinienie rudej czupryny. — Cholera jasna, Mio! W takie rzeczy się nie klika! Czy ty naprawdę myślałaś, że ktoś chce ci podarować bilety na Gunsów i to całkiem darmo? Żyjesz w jakieś jaskini pod kamieniem? Przecież to scam — westchnął ciężko, jednak kobiet tylko zamrugała kilkakrotnie i oczywiste było, że nie miała pojęcia, o czym właśnie mówił. — Takie celowe oszustwo komputerowe, żeby wyłudzić pieniądze albo przechwycić dane. Zwykle takie źródła otwierają naiwne babcie... No i ty — popatrzył na nią z politowaniem.
Niewiarygodne. Jak ona mogła uwierzyć w taką bzdurę i połasić się na wyimaginowane bilety? To było tak głupie, że aż zabawne. Ale tutaj nie było co się śmiać, bo hakerzy właśnie próbowali wejść na konto bankowe zarejestrowane na second hand.
— Chcą cię okraść, widzisz? — wskazał palcem na monitor, gdzie ktoś usiłował zalogować się na konto bankowe. — Mam nadzieję, że masz jakieś silne hasło, a nie Mio123 — mruknął, po czym wcisnął na klawiaturze kombinację kilku klawiszy. — Spokojnie, zaraz ich przyblokuję. Muszę tylko dostać się do wnętrza systemu i uruchomić zabezpieczenie. Dobra, działa. Teraz jeszcze komenda... Poczekaj, zrób mi więcej miejsca — odepchnął lekko rudowłosą, bo ta cały czas zaglądała mu przez ramię, kiedy tak ślęczał pochylony nad komputerem. Z tego wszystkiego nawet nie zauważył, że odpadły mu przy dwa guziki od koszulki. Tak się chłopak zestresował sytuacją, że aż musiał poluzować sobie kołnierzyk. — Jeszcze chwila... — mruczał pod nosem, wracając do pulpitu. — Teraz uruchomię antywirus, powinien być jakiś odgórnie w systemie. Niezbyt dobry, bo bezpłatny, ale zawsze coś. Widzisz, nie ma nic za darmo, nawet ochrony systemu operacyjnego — pouczył ją, bo chyba to w kliknięcie link będzie jej wypominał już do końca świata. — Chyba się udało — pokiwał głową i wskazał na telefon Mio, który leżał obok laptopa. — Chcesz to zgłosić na policję? Nie chcę nic sugerować, ale chyba powinnaś. Może namierzą tych śmieszków od biletów.
Mio Richardson
— Na pieski?! — powtórzył po niej, wciągają spodnie na tyłek. — Zajebisty pomysł! — to był chyba jeden z nielicznych razy, kiedy się z nią zgadzał. Głównie dlatego, a właściwie TYLKO dlatego, że Ernie kochał psy. Zresztą wiele ludzi mówiło, że sam był jak chodzący golden retriever — niezbyt mądry, ale z dobrym sercem.
Właśnie zapinał guzik przy koszulce polo, kiedy usłyszał swoje imię. Wylazł z przebieralni i podszedł do lady, a dokładniej do laptopa, przy którym stała Mio.
— Hę? — spojrzał na migające na ekranie cyferki. — Co jest grane? Coś ty włączyła? — zapytał, przechwytując od niej myszkę, ale nie mógł nic zrobić, bo kursor żył własnym życiem. — Czy ty kliknęłaś jakiś link? — zapytał, ale Richardson nie musiała nawet odpowiadać, bo od razu w tle wiadomość zachęcającą do odbioru darmowych biletów na koncert. — Otworzyłaś to? — spojrzał na nią z nieukrywanym niedowierzaniem. Odpowiedziało mu skinienie rudej czupryny. — Cholera jasna, Mio! W takie rzeczy się nie klika! Czy ty naprawdę myślałaś, że ktoś chce ci podarować bilety na Gunsów i to całkiem darmo? Żyjesz w jakieś jaskini pod kamieniem? Przecież to scam — westchnął ciężko, jednak kobiet tylko zamrugała kilkakrotnie i oczywiste było, że nie miała pojęcia, o czym właśnie mówił. — Takie celowe oszustwo komputerowe, żeby wyłudzić pieniądze albo przechwycić dane. Zwykle takie źródła otwierają naiwne babcie... No i ty — popatrzył na nią z politowaniem.
Niewiarygodne. Jak ona mogła uwierzyć w taką bzdurę i połasić się na wyimaginowane bilety? To było tak głupie, że aż zabawne. Ale tutaj nie było co się śmiać, bo hakerzy właśnie próbowali wejść na konto bankowe zarejestrowane na second hand.
— Chcą cię okraść, widzisz? — wskazał palcem na monitor, gdzie ktoś usiłował zalogować się na konto bankowe. — Mam nadzieję, że masz jakieś silne hasło, a nie Mio123 — mruknął, po czym wcisnął na klawiaturze kombinację kilku klawiszy. — Spokojnie, zaraz ich przyblokuję. Muszę tylko dostać się do wnętrza systemu i uruchomić zabezpieczenie. Dobra, działa. Teraz jeszcze komenda... Poczekaj, zrób mi więcej miejsca — odepchnął lekko rudowłosą, bo ta cały czas zaglądała mu przez ramię, kiedy tak ślęczał pochylony nad komputerem. Z tego wszystkiego nawet nie zauważył, że odpadły mu przy dwa guziki od koszulki. Tak się chłopak zestresował sytuacją, że aż musiał poluzować sobie kołnierzyk. — Jeszcze chwila... — mruczał pod nosem, wracając do pulpitu. — Teraz uruchomię antywirus, powinien być jakiś odgórnie w systemie. Niezbyt dobry, bo bezpłatny, ale zawsze coś. Widzisz, nie ma nic za darmo, nawet ochrony systemu operacyjnego — pouczył ją, bo chyba to w kliknięcie link będzie jej wypominał już do końca świata. — Chyba się udało — pokiwał głową i wskazał na telefon Mio, który leżał obok laptopa. — Chcesz to zgłosić na policję? Nie chcę nic sugerować, ale chyba powinnaś. Może namierzą tych śmieszków od biletów.
Mio Richardson
-
Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Torontonieobecnośćniewątki 18+niezaimkione/jejpostaćautor
Skąd miała wiedzieć, że to jakiś wirus? A przepraszam dlaczego akurat w jej poczcie taki się znalazł? Przecież było na pewno o wiele więcej bardziej ciekawych maili niż akurat ten jej. Poza tym, skąd taki WIRUS mógł wiedzieć, że Mio kocha muzykę Guns N' Roses i w chuj chętnie przestałby się na koncert? To przecież musiał w takim razie być jakiś zajebiście mądry wirus.. albo ona była taka głupia? Z drugiej jednak strony, co się dziwić — miała w końcu już swoje lata, wychowywała się bez wielkiej technologii, a jej największym komputerowym osiągnięciem było wygranie pokaźnej sumki w pokerze online, którą swoją drogą dostałą w formie vouczeru do Amazona, którego za chuja nie umiała wykorzystać i finalnie przepadł (jak większość jej pieniędzy).
Stała wciąż przy ladzie i z wielkimi oczami obserwowała jak Ernie przejmuje stary i coś tam zaczyna klikać na laptopie, ówcześniej oczywiście zająć jej solidną reprymendę, obok której nie mogła przejść obojętnie.
— No kliknęłam — odpowiedziała na jego pytanie, bo wciąż nie wiedziała, co było złego w tym, że kliknęła sobie w link w mailu. — Ale skąd ja przepraszam cię bardzo miałam wiedzieć, że laptop mi się zarazi takimi jakimiś wirusami? I co teraz kurwa, mam go do lekarza zabrać czy jak? — przywróciła oczami, przy okazji wywalając ręce w powietrze. Andrews wyglądał jakby znał się na tym wszystkim, a przynajmniej tak jej się wydawało po słowach jakie do niej mówił, a których biedna Mio za nic nie rozumiała. Jakieś zabezpieczenia i wnętrze systemu? No chyba kurwa nie będzie jej tu teraz laptopa rozkręcał w środku dnia?!
— Żebyś mi tam tylko czegoś nie zepsuł jeszcze bardziej!! — próbowała zaglądać mu przez ramię, ale Ernie był tak zakręcony w tym, co robił, że tylko spychał ją jeszcze bardziej na bok. — Jaki antywirus? To też w mailu miałam? — wystraszyła się na moment, że jeszcze kolejny problem pojawił się na horyzoncie i trzeba będzie finalnie tego laptopa po prostu rozjebać, żeby te wszystkie wirusy się bardziej nie rozprzestrzeniły. Kurwa. Tak się kobieta zdenerwowała, że aż musiała sobie odpalić papierosa w tym wszystkim, kompletnie nie zważając na to, że obiecał sobie, że nie będzie palić w środku sklepu. No ale chuj! Sytuacja tego wymagała.
— I co? I co? — zaciągnęła się, przebierając nerwowo nogami. — Udało się? — dopytała jeszcze, bo chociaż Ernie właśnie jej powiedział, że się udało, to przecież nie byłaby sobą, gdyby nie dopytała. — No to zajebiście — odetchnęła z ulgą. — Miałam tam moje rekordy w pasjansa na tym laptopie i custom talię — pokręciła głową z niedowierzaniem, że mogłaby to stracić. Bo chuj tam z kontem bankowym, ważne ze zapis gier się zachował.
— Dzięki, młody — klepnęła go w ramię wolną ręką i posłała szczery uśmiech. Dopiero wtedy zauważyła, że w dwóch miejscach na koszuli miał dziury i wystające nitki zamiast guzików. — Ej, a gdzie zgubiłeś guziki? — wskazała palcem na miejsca, w których (mogłaby przysiąc) były jeszcze kilka minut temu i rozejrzała się dookoła.
ernie andrews
Stała wciąż przy ladzie i z wielkimi oczami obserwowała jak Ernie przejmuje stary i coś tam zaczyna klikać na laptopie, ówcześniej oczywiście zająć jej solidną reprymendę, obok której nie mogła przejść obojętnie.
— No kliknęłam — odpowiedziała na jego pytanie, bo wciąż nie wiedziała, co było złego w tym, że kliknęła sobie w link w mailu. — Ale skąd ja przepraszam cię bardzo miałam wiedzieć, że laptop mi się zarazi takimi jakimiś wirusami? I co teraz kurwa, mam go do lekarza zabrać czy jak? — przywróciła oczami, przy okazji wywalając ręce w powietrze. Andrews wyglądał jakby znał się na tym wszystkim, a przynajmniej tak jej się wydawało po słowach jakie do niej mówił, a których biedna Mio za nic nie rozumiała. Jakieś zabezpieczenia i wnętrze systemu? No chyba kurwa nie będzie jej tu teraz laptopa rozkręcał w środku dnia?!
— Żebyś mi tam tylko czegoś nie zepsuł jeszcze bardziej!! — próbowała zaglądać mu przez ramię, ale Ernie był tak zakręcony w tym, co robił, że tylko spychał ją jeszcze bardziej na bok. — Jaki antywirus? To też w mailu miałam? — wystraszyła się na moment, że jeszcze kolejny problem pojawił się na horyzoncie i trzeba będzie finalnie tego laptopa po prostu rozjebać, żeby te wszystkie wirusy się bardziej nie rozprzestrzeniły. Kurwa. Tak się kobieta zdenerwowała, że aż musiała sobie odpalić papierosa w tym wszystkim, kompletnie nie zważając na to, że obiecał sobie, że nie będzie palić w środku sklepu. No ale chuj! Sytuacja tego wymagała.
— I co? I co? — zaciągnęła się, przebierając nerwowo nogami. — Udało się? — dopytała jeszcze, bo chociaż Ernie właśnie jej powiedział, że się udało, to przecież nie byłaby sobą, gdyby nie dopytała. — No to zajebiście — odetchnęła z ulgą. — Miałam tam moje rekordy w pasjansa na tym laptopie i custom talię — pokręciła głową z niedowierzaniem, że mogłaby to stracić. Bo chuj tam z kontem bankowym, ważne ze zapis gier się zachował.
— Dzięki, młody — klepnęła go w ramię wolną ręką i posłała szczery uśmiech. Dopiero wtedy zauważyła, że w dwóch miejscach na koszuli miał dziury i wystające nitki zamiast guzików. — Ej, a gdzie zgubiłeś guziki? — wskazała palcem na miejsca, w których (mogłaby przysiąc) były jeszcze kilka minut temu i rozejrzała się dookoła.
ernie andrews
-
so i will find my fears and face them
or i will cower like a dognieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Mio nie musiała obawiać się, że Ernie cokolwiek bardziej zepsuje, bo bardziej to się nie dało. Już wystarczyło, że rudowłosa była na tyle niepoważna, żeby klikać w jakieś przypadkowe linki. Nie wspominając o jej naiwności, bo ona naprawdę uwierzyła, że dostanie darmowe bilety na koncert kapeli rockowej.
— Sama powinnaś pójść do lekarza — zasugerował złośliwie, chociaż powinien być bardziej wyrozumiały ze względu na wiek Richardson, która do najmłodszych już nie należała, więc pewnie trudno było jej nadążyć za technologią. W sumie to trochę było mu jej szkoda, że pewnie dużo ją w sieci omijało, bo nie rozumiała niektórych rzeczy, skrótów czy żartów. — Antywirus zabezpiecza twojego laptopa przed podobnymi atakami. No wiesz, żeby nie mogli cię okraść tak łatwo — trudno było tłumaczyć Mio cokolwiek, kiedy patrzyła na niego tak, jakby mówił w jakimś starożytnym języku, którego nie rozumiała. — Ale już jest spoko, wszystko się udało — przytaknął sinieniem głowy, dumny ze swojej szybkiej reakcji.
W rzeczywistości Andrews wcale nie był specem od kompów, po prostu dużo czytał na różnych forach, kiedy coś mu się psuło i sam cierpliwie sobie przy tym dłubał. Bo akurat cierpliwością to on mógł się pochwalić i raczej trudno było go wyprowadzić z równowagi, co przydawało się w znajomości z taką na przykład Richardson.
— Jedyne, o czym pomyślałaś to o rekordach w karciance? — zapytał, wybałuszając na nią oczy. — Ty serio jesteś normalna — pokręcił głową. Naprawdę trudno było uwierzyć, że ta kobieta bardziej przejmowała się wynikami w grze niż o własnych pieniądzach na koncie.
Mimo to posłał jej słaby, ale szczery uśmiech, trochę dumny z tego, że na coś tam się przydał. Mio najwyraźniej nie chciała zgłaszać całej akcji na psy, więc przynajmniej obejdzie się bez przesłuchiwania. I dobrze, przynajmniej nie będą go tutaj trzymać nie wiadomo ile i przesłuchiwać w roli świadka. Na wzmiankę o guzikach popatrzył na nią z wysoko uniesionymi brwiami, bo nie miał pojęcia, o co jej chodziło. Dopiero po chwili, pewnie dłuższej niż krótszej, albo po tym, jak Mio pokazała mu palcem dwa miejsca przy kołnierzyku, przy którym brakowało dwóch guzików, Ernie spuścił łeb i zaczął rozglądać się po podłodze.
— Ej, nie wiem — przyznał szczerze, nigdzie nie mogąc ich dostrzec. — A masz może jakieś do odkupienia? Będę musiał zanieść koszulkę do jakiegoś krawca, żeby mi je przyszył — powiedział, chociaż to wszystko brzmiało lepiej od wyznania, że nie potrafił szyć. Ale nie wolno go za to winić, faceci rzadko mieli takie zdolności, a kobiety miały po prostu sprawniejsze palce. — Albo wiesz co? Olejmy to — machnął niedbale ręką. — Mam jeszcze ze sześć tych koszulek, więc po prostu ją wywalę — oznajmił, zadowolony z wymyślonej opcji. Po co się wysilać i naprawiać, skoro można po prostu wyrzucić?
Mio Richardson
— Sama powinnaś pójść do lekarza — zasugerował złośliwie, chociaż powinien być bardziej wyrozumiały ze względu na wiek Richardson, która do najmłodszych już nie należała, więc pewnie trudno było jej nadążyć za technologią. W sumie to trochę było mu jej szkoda, że pewnie dużo ją w sieci omijało, bo nie rozumiała niektórych rzeczy, skrótów czy żartów. — Antywirus zabezpiecza twojego laptopa przed podobnymi atakami. No wiesz, żeby nie mogli cię okraść tak łatwo — trudno było tłumaczyć Mio cokolwiek, kiedy patrzyła na niego tak, jakby mówił w jakimś starożytnym języku, którego nie rozumiała. — Ale już jest spoko, wszystko się udało — przytaknął sinieniem głowy, dumny ze swojej szybkiej reakcji.
W rzeczywistości Andrews wcale nie był specem od kompów, po prostu dużo czytał na różnych forach, kiedy coś mu się psuło i sam cierpliwie sobie przy tym dłubał. Bo akurat cierpliwością to on mógł się pochwalić i raczej trudno było go wyprowadzić z równowagi, co przydawało się w znajomości z taką na przykład Richardson.
— Jedyne, o czym pomyślałaś to o rekordach w karciance? — zapytał, wybałuszając na nią oczy. — Ty serio jesteś normalna — pokręcił głową. Naprawdę trudno było uwierzyć, że ta kobieta bardziej przejmowała się wynikami w grze niż o własnych pieniądzach na koncie.
Mimo to posłał jej słaby, ale szczery uśmiech, trochę dumny z tego, że na coś tam się przydał. Mio najwyraźniej nie chciała zgłaszać całej akcji na psy, więc przynajmniej obejdzie się bez przesłuchiwania. I dobrze, przynajmniej nie będą go tutaj trzymać nie wiadomo ile i przesłuchiwać w roli świadka. Na wzmiankę o guzikach popatrzył na nią z wysoko uniesionymi brwiami, bo nie miał pojęcia, o co jej chodziło. Dopiero po chwili, pewnie dłuższej niż krótszej, albo po tym, jak Mio pokazała mu palcem dwa miejsca przy kołnierzyku, przy którym brakowało dwóch guzików, Ernie spuścił łeb i zaczął rozglądać się po podłodze.
— Ej, nie wiem — przyznał szczerze, nigdzie nie mogąc ich dostrzec. — A masz może jakieś do odkupienia? Będę musiał zanieść koszulkę do jakiegoś krawca, żeby mi je przyszył — powiedział, chociaż to wszystko brzmiało lepiej od wyznania, że nie potrafił szyć. Ale nie wolno go za to winić, faceci rzadko mieli takie zdolności, a kobiety miały po prostu sprawniejsze palce. — Albo wiesz co? Olejmy to — machnął niedbale ręką. — Mam jeszcze ze sześć tych koszulek, więc po prostu ją wywalę — oznajmił, zadowolony z wymyślonej opcji. Po co się wysilać i naprawiać, skoro można po prostu wyrzucić?
Mio Richardson
-
Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Torontonieobecnośćniewątki 18+niezaimkione/jejpostaćautor
— No raczej, kiedy masz jeden z najlepszych wyników w całej Kanadzie — odpowiedziała dumnie, prężąc się jak paw. Prawda była taka, że Ernie uważał ją za nienormalną, bo nie miał pojęcia jak wysoka karciana ranga to była. Kurwa, Mio nawet była wylistowana na stronie oficjalnej stronie fanatyków pasjansa jako rekordzistka. Takie rzeczy nie przychodziły z niczego! Oczywiście miała jeszcze w życiu takie małe marzenie, żeby pobić rekord światowy, ale do tego jeszcze trochę jej zostało.
Przez chwile rozważała propozycję Erniego, żeby zadzwonić na policję i zgłosić ten żałosny atak wirusa na swoim laptopie, jednak szybko wyszła z założenia, że pewnie będzie się to wiązało z większą papierologią i robotą niż po prostu olanie tematu. W sumie to nie miała pojęcia, jak wyglądała tak procedura, ale mogła się domyślać, że pewnie zabraliby jej laptopa, spisali jakieś zeznania, a to wszystko zajęłoby im pewnie całe wieki, biorąc pod uwagę jak szybko policja kwapiła się do prawdziwych przestępstw, to co dopiero do takiej pierdoły. Poza tym, Ernie powiedział, że wszystko już było okej, wiec nie było potrzeby dalejszego działania. Po prostu Mio będzie już wiedzieć na przyszłość, żeby NIEKONIECZNIE klikać w linki, w których ktoś chce jej coś dać za darmo. I szczerze? Im więcej o tym myślała, tym większy sens to miało.
— He? — zamrugała kilkakrotnie, gdy laluś spytał ją, czy ma guziki. — Serio? — prychnęła pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Kurwa, pracowała z sklepie z używanymi ciuchami i w dodatku sama też szyła, oczywiście, że miała guziki. Ba, miała ich kurwa aż za dużo.
Problem w tym, że zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć i powiedzieć Erniemu, że zaraz je ładnie przyniesie z zaplecza, ten już wyskoczył z wielkim, gównianym planem wyrzucenia koszulki do kosza.
— No chyba cię kurwa pojebało — oburzyła się i to tak serio, nie na żarty, nie teatralnie. — Będziesz wypierdalać dobrą koszulę tylko dlatego, że zgubiła dwa guziki?! Przez takich jak ty umierają ryby w oceanach!! — no wzięła się zdenerwowała do tego stopnia, że aż dźgnęła go paluchem prosto w klatę piersiową, nawet na moment nie przejmując się tym, że naruszała tym samym jego przestrzeń osobistą. Najchętniej to by go tam pobiła, gdyby chwile temu nie naprawił jej kompa. — Wiesz ile wody zużywa się do wyprodukowania jednej, JEDNEJ ERNIE, koszulki bawełnianej? No wiesz? Oczywiście, że kurwa nie wiesz. Ja ci powiem. — przysunęła się jeszcze bliżej, zaglądając mu w lekko wystraszone oczy. — Dwa tysiące siedemset LITRÓW. Wiesz ile to jest? Tyle to ty wypijasz wody przez prawie trzy kurwa lata — może i za bardzo na niego naskoczyła, jednak nie potrafiła inaczej. Obojętność ludzi i masowa konsumpcja ubrań były jednym z największych zmor tego świata, kompletnie niszcząc przyrodę i zatruwając wodę pieprzonym mikroplastikiem. Bo w końcu tak łatwo było wypierdolić stare ciuchy i kupować nowe przy każdej lepszej okazji, nie przejmując się skutkami takich zachowań. Dlatego właśnie Mio otworzyła swój sklep. By dać tym wszystkim łaszkom nowe życie, by przekonywać ludzi do tego, by nie wypierdalali do kosza dobrych rzeczy, a po prostu przekazali dalej.
Westchnęła, łapiąc przy tym głębszy oddech i spojrzała na Erniego już bardziej łagodnie, Młody był i głupiutki. Nie zdawał sobie pewnie sprawy z takich rzeczy, a ona nie powinna tak na niego naskakiwać.
— Dobra, słuchaj, zrobimy tak — machnęła rękami, jakby chciała wypędzić to wszystko co przed chwilą. — Pójdę na zaplecze po guziki i przybory i naprawimy ci tą koszulę — jak też powiedziała, tak też zrobiła. Szybciutko przygramoliła ze sobą wielkie pudło pełne guzików popakowanych w maleńkie woreczki pod względem koloru i wielkości. Te na koszuli Erniego całe szczęście miały najbardziej basicowy krój guzika, jaki był na rynku, dlatego Mio z łatwością znalazła dla nich zastępstwo.
—Mam, zdejmuj koszule — rozporządziła, a kiedy ta wylądowała między nimi na ladzie, Mio spojrzała na Erniego. — Dobra, patrz i ucz się, bo drugi ty przyszyjesz sam — w końcu każdy z nich dzisiaj czegoś powinien się nauczyć, prawda? On wyjaśnił jej co to antywirus i jak obchodzić się z mailami, a ona za punkt honoru postawiła sobie nauczenie go jak szyć. — Bierzesz igłę i odcinasz kawałek nitki, mniej więcej długość od dłoni do łokcia, wystarczy. Teraz przewlekasz nitkę przez oczko igły. Najważniejsza rzecz: ślinimy końcówkę, wtedy łatwiej ją nawlec. Jak już się uda, to wiążesz oba końce nitki razem w supełek, żeby miała podwójną grubość i była mocniejsza. O tak — przystawiła ręce bliżej jego twarzy, tak żeby mógł się dokładnie przyjrzeć jak i w którym miejscu powinien znaleźć się supełek. — I teraz przebijamy igłę od spodu materiału do góry, tak, żeby supełek został z tyłu i przekładamy o tak. I teraz w tą stronę iiiii tutaj — starała się robić wszystko najwolniej jak tylko potrafiła, żeby Andrews mógł spokojnie wszystko załapać i już po chwili mógł sobie przyszyć swój guzik.
ernie andrews
Przez chwile rozważała propozycję Erniego, żeby zadzwonić na policję i zgłosić ten żałosny atak wirusa na swoim laptopie, jednak szybko wyszła z założenia, że pewnie będzie się to wiązało z większą papierologią i robotą niż po prostu olanie tematu. W sumie to nie miała pojęcia, jak wyglądała tak procedura, ale mogła się domyślać, że pewnie zabraliby jej laptopa, spisali jakieś zeznania, a to wszystko zajęłoby im pewnie całe wieki, biorąc pod uwagę jak szybko policja kwapiła się do prawdziwych przestępstw, to co dopiero do takiej pierdoły. Poza tym, Ernie powiedział, że wszystko już było okej, wiec nie było potrzeby dalejszego działania. Po prostu Mio będzie już wiedzieć na przyszłość, żeby NIEKONIECZNIE klikać w linki, w których ktoś chce jej coś dać za darmo. I szczerze? Im więcej o tym myślała, tym większy sens to miało.
— He? — zamrugała kilkakrotnie, gdy laluś spytał ją, czy ma guziki. — Serio? — prychnęła pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Kurwa, pracowała z sklepie z używanymi ciuchami i w dodatku sama też szyła, oczywiście, że miała guziki. Ba, miała ich kurwa aż za dużo.
Problem w tym, że zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć i powiedzieć Erniemu, że zaraz je ładnie przyniesie z zaplecza, ten już wyskoczył z wielkim, gównianym planem wyrzucenia koszulki do kosza.
— No chyba cię kurwa pojebało — oburzyła się i to tak serio, nie na żarty, nie teatralnie. — Będziesz wypierdalać dobrą koszulę tylko dlatego, że zgubiła dwa guziki?! Przez takich jak ty umierają ryby w oceanach!! — no wzięła się zdenerwowała do tego stopnia, że aż dźgnęła go paluchem prosto w klatę piersiową, nawet na moment nie przejmując się tym, że naruszała tym samym jego przestrzeń osobistą. Najchętniej to by go tam pobiła, gdyby chwile temu nie naprawił jej kompa. — Wiesz ile wody zużywa się do wyprodukowania jednej, JEDNEJ ERNIE, koszulki bawełnianej? No wiesz? Oczywiście, że kurwa nie wiesz. Ja ci powiem. — przysunęła się jeszcze bliżej, zaglądając mu w lekko wystraszone oczy. — Dwa tysiące siedemset LITRÓW. Wiesz ile to jest? Tyle to ty wypijasz wody przez prawie trzy kurwa lata — może i za bardzo na niego naskoczyła, jednak nie potrafiła inaczej. Obojętność ludzi i masowa konsumpcja ubrań były jednym z największych zmor tego świata, kompletnie niszcząc przyrodę i zatruwając wodę pieprzonym mikroplastikiem. Bo w końcu tak łatwo było wypierdolić stare ciuchy i kupować nowe przy każdej lepszej okazji, nie przejmując się skutkami takich zachowań. Dlatego właśnie Mio otworzyła swój sklep. By dać tym wszystkim łaszkom nowe życie, by przekonywać ludzi do tego, by nie wypierdalali do kosza dobrych rzeczy, a po prostu przekazali dalej.
Westchnęła, łapiąc przy tym głębszy oddech i spojrzała na Erniego już bardziej łagodnie, Młody był i głupiutki. Nie zdawał sobie pewnie sprawy z takich rzeczy, a ona nie powinna tak na niego naskakiwać.
— Dobra, słuchaj, zrobimy tak — machnęła rękami, jakby chciała wypędzić to wszystko co przed chwilą. — Pójdę na zaplecze po guziki i przybory i naprawimy ci tą koszulę — jak też powiedziała, tak też zrobiła. Szybciutko przygramoliła ze sobą wielkie pudło pełne guzików popakowanych w maleńkie woreczki pod względem koloru i wielkości. Te na koszuli Erniego całe szczęście miały najbardziej basicowy krój guzika, jaki był na rynku, dlatego Mio z łatwością znalazła dla nich zastępstwo.
—Mam, zdejmuj koszule — rozporządziła, a kiedy ta wylądowała między nimi na ladzie, Mio spojrzała na Erniego. — Dobra, patrz i ucz się, bo drugi ty przyszyjesz sam — w końcu każdy z nich dzisiaj czegoś powinien się nauczyć, prawda? On wyjaśnił jej co to antywirus i jak obchodzić się z mailami, a ona za punkt honoru postawiła sobie nauczenie go jak szyć. — Bierzesz igłę i odcinasz kawałek nitki, mniej więcej długość od dłoni do łokcia, wystarczy. Teraz przewlekasz nitkę przez oczko igły. Najważniejsza rzecz: ślinimy końcówkę, wtedy łatwiej ją nawlec. Jak już się uda, to wiążesz oba końce nitki razem w supełek, żeby miała podwójną grubość i była mocniejsza. O tak — przystawiła ręce bliżej jego twarzy, tak żeby mógł się dokładnie przyjrzeć jak i w którym miejscu powinien znaleźć się supełek. — I teraz przebijamy igłę od spodu materiału do góry, tak, żeby supełek został z tyłu i przekładamy o tak. I teraz w tą stronę iiiii tutaj — starała się robić wszystko najwolniej jak tylko potrafiła, żeby Andrews mógł spokojnie wszystko załapać i już po chwili mógł sobie przyszyć swój guzik.
ernie andrews
-
so i will find my fears and face them
or i will cower like a dognieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Owszem, nie zdawał sobie sprawy z wielkich osiągnięć Mio Richardson. Mało tego, on nawet nie znał zasad pasjansa, a co dopiero miałby wiedzieć o rangach i o tym, że istniała jakaś strona pasjonatów tej karcianki. Jakie jeszcze tajemnice posiadała rudowłosa? Była numerem jeden w saperze? Poza tym kto jeszcze grał w gry systemowe? Może Ernie powinien zainstalować jaj na laptopie call of duty, żeby poznała smak prawdziwych gier? Ale nieistotne, najważniejsze było, że zapobiegł cyberatakowi i na razie komputer Mio był bezpieczny. A że nie chciała tego nigdzie zgłaszać, to koniec tematu.
Niby wiedział, że było tutaj dużo guzików, ale skąd miał wiedzieć, czy wszystkie nie były jej potrzebne? No nie wiedział. Tak, jak nie miał pojęcia, ile ryb umiera w oceanie tylko dlatego, że on wyrzucał wybrakowaną koszulkę i ile zużywano wody na produkcję następnej. I szczerze? Miał to głęboko gdzieś, bo Andrews rzadko kiedy interesował się czymś, co nie dotyczyło go bezpośrednio. Bo niby na świecie brakowało wody i planeta umierała od zanieczyszczenia, ale czy to jakoś go dotykało i wpływało na jego życie? No nie.
— Zawsze tak się wymądrzasz? — zapytał, odprowadzając ją wzrokiem na zaplecze. Oczywiście Mio nawet nie musiała odpowiadać, bo to było pytanie czysto retoryczne. Oczywiście, że zawsze tak było, przecież zdążył się o tym przekonać na własnej skórze podczas ich krótkiej znajomości.
Posłusznie ściągnął koszulkę, odwrócił ją na właściwej stronie i ułożył na ladzie, po czym stanął obok rudowłosej, przyglądając się uważnie jej poczynaniom. Zadziwiające, z jaką łatwością jej to przychodziło, ale to pewnie dlatego, że pracowała z ubraniami i chodziła po tym świecie trochę dłużej niż Ernie.
— Aha, aha — przytakiwał głową, kodując we łbie ważne informacje. A kiedy jeden guzik był na swoim miejscu, Andrews był święcie przekonany, że wszystko zapamiętał, więc wyciągnął z pudełeczka inną igłą i sięgnął po nić. — O rany — jęknął z wywalonym jęzorem. — Ale to całe nawlekanie to jest jakieś nieporozumienie — ściągnął brwi, a gdy Mio wykonała gest ręką, jakby chciała mu pomóc, cofnął się gwałtownie. — Nie, ja sam! — obruszył się, bo jak mogła w ogóle pomyśleć, że sobie nie poradzi.
Wprawdzie zajęło mu to dłuższą chwilę, ale w końcu nić wylądowała w igle, a on mógł zabrać się za przyszywanie drugiego guzika.
— I tu od spodu i przekładam, tak? — upewnił się, zanim wykonał kolejny ruch. — No dobra i teraz z tej strony i potem znowu tak samo... I znowu przekładam i naciągam — mruczał pod nosem i chociaż przyszył guzik dużo krzywiej niż zrobiła do Richardson, to jednak zrobił to całkiem sam. — To jeszcze kiedyś musisz nauczyć mnie cerować skarpetki, bo tych to wywalam całą tonę i to wiele by wyjaśniało, dlaczego Morze Martwe nazywa się Martwe — zażartował głupio, wciskając przez głowę koszulkę. — I co? Chyba nie poszło mi tak źle, jak na pierwszy raz, co nie?
Mio Richardson
Niby wiedział, że było tutaj dużo guzików, ale skąd miał wiedzieć, czy wszystkie nie były jej potrzebne? No nie wiedział. Tak, jak nie miał pojęcia, ile ryb umiera w oceanie tylko dlatego, że on wyrzucał wybrakowaną koszulkę i ile zużywano wody na produkcję następnej. I szczerze? Miał to głęboko gdzieś, bo Andrews rzadko kiedy interesował się czymś, co nie dotyczyło go bezpośrednio. Bo niby na świecie brakowało wody i planeta umierała od zanieczyszczenia, ale czy to jakoś go dotykało i wpływało na jego życie? No nie.
— Zawsze tak się wymądrzasz? — zapytał, odprowadzając ją wzrokiem na zaplecze. Oczywiście Mio nawet nie musiała odpowiadać, bo to było pytanie czysto retoryczne. Oczywiście, że zawsze tak było, przecież zdążył się o tym przekonać na własnej skórze podczas ich krótkiej znajomości.
Posłusznie ściągnął koszulkę, odwrócił ją na właściwej stronie i ułożył na ladzie, po czym stanął obok rudowłosej, przyglądając się uważnie jej poczynaniom. Zadziwiające, z jaką łatwością jej to przychodziło, ale to pewnie dlatego, że pracowała z ubraniami i chodziła po tym świecie trochę dłużej niż Ernie.
— Aha, aha — przytakiwał głową, kodując we łbie ważne informacje. A kiedy jeden guzik był na swoim miejscu, Andrews był święcie przekonany, że wszystko zapamiętał, więc wyciągnął z pudełeczka inną igłą i sięgnął po nić. — O rany — jęknął z wywalonym jęzorem. — Ale to całe nawlekanie to jest jakieś nieporozumienie — ściągnął brwi, a gdy Mio wykonała gest ręką, jakby chciała mu pomóc, cofnął się gwałtownie. — Nie, ja sam! — obruszył się, bo jak mogła w ogóle pomyśleć, że sobie nie poradzi.
Wprawdzie zajęło mu to dłuższą chwilę, ale w końcu nić wylądowała w igle, a on mógł zabrać się za przyszywanie drugiego guzika.
— I tu od spodu i przekładam, tak? — upewnił się, zanim wykonał kolejny ruch. — No dobra i teraz z tej strony i potem znowu tak samo... I znowu przekładam i naciągam — mruczał pod nosem i chociaż przyszył guzik dużo krzywiej niż zrobiła do Richardson, to jednak zrobił to całkiem sam. — To jeszcze kiedyś musisz nauczyć mnie cerować skarpetki, bo tych to wywalam całą tonę i to wiele by wyjaśniało, dlaczego Morze Martwe nazywa się Martwe — zażartował głupio, wciskając przez głowę koszulkę. — I co? Chyba nie poszło mi tak źle, jak na pierwszy raz, co nie?
Mio Richardson
-
Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Torontonieobecnośćniewątki 18+niezaimkione/jejpostaćautor
Mio nie pamiętała dokładnie momentu, w którym zakochała się w modzie. Trochę miała wrażenie, że działo się to już od dzieciaka, kiedy to tysiąc razy na dzień potrafiła przebierać swoje lalki, robić im łaszki z chusteczek, papieru i innych materiałów, które normalni ludzi używali do kompletnie innych czynności. Tworzyła outfity i stylizacje, a potem z lalek przeniosła się na samą siebie. Przez wszystkie lata szkole eksperymentowała z różnymi stylami, w jednych wyglądając lepiej a w innych cóż.. powiedzmy, że niektóre zdjęcia klasowe spłonęły w niewyjaśnionych okolicznościach. Jako że w domu nigdy się nie przelewało, a matkę nie było stać na nowe ciuchy, Richardson większość z nich musiała sobie sama stworzyć. To wtedy na święta dostała pierwszą maszynę do szycia i jakoś tak poszło. Wiadomo, potem jej życie potoczyło się w zupełnie innym kierunku ale finalnie zatoczyło krąg i pozwoliło jej wrócić do świata mody w postaci własnego second handu. A więc nic dziwnego, że tak zajebisćie poszło jej przyszycie guziczka na koszulce Erniego.
…Czego nie mogła powiedzieć o chłopaku.
Juz sposób, w jaki trzymał igłę z nitką i próbował nabić jedno na drugie aż prosiło się o tragedię i pomoc. I nawet chciała mu pomóc! Tylko że Ernie odskoczył od niej jak oparzony i zarzekł się, że przecież zrobić to sam.
— No dobra dobra — Mio uniosła dłonie w górę w obronnym geście, jakby właśnie zostałą przyłapana na paleniu jointa przez policję i wycofała się o kilka kroków, obserwując z bezpiecznej odległości jak Andrews w końcu z powodzeniem przeplótł nitkę na drugą stronę igły. — No kurwa, ELEGANCKO — zaklaskała i może mogło się to wydać nieco sarkastyczne, ale faktycznie mu kibicowała. Nie urodziła się wczoraj i dobrze wiedziała, że dla facetów (szczególnie tych głupiutkich) takie rzeczy wcale nie przychodziły z łatwością przy ich wielkich, mało sprawnych paluchach, dlatego też chciała tym pochwalić Erniego, że finalnie sobie tak ładnie poradził.
— No tak dobrze, i teraz przeciągasz tu… NIE, NIE TU. O tutaj, taaak — instruowała go jak tylko potrafiła, starając się nie pomagać za dużo, żeby się chłopak nauczył co nieco samodzielności i kiedy skończył, musiała przyznać, że nie wyglądało to wcale tak źle. — Ej dobrze jest — pokiwała głową z uznaniem, przyglądając się jak Andrews zabiera się za ponowne założenie na siebie koszuli. I tylko na moment, tylko na krótką chwilkę zwróciła też uwagę na jego umięśnione ramiona. Zazwyczaj nosił na sobie bluzy i kurki gdy Mio go widywała, dlatego też nie mogła wcześniej podziwiać tych całkiem pokaźnych mięśni. Kurwa, nawet przez głowę przemknęła ją chytra ochota by je dotknąć, ale na to status ich znajomości zdecydowanie nie pozwalał. Zamiast tego wyprostowała się niezręcznie i podrapała po rudej czuprynie.
— No pewnie, kiedy tylko chcesz — przytaknęła na deal ze skarpetkami. — A ty w zamian za to pokażesz mi jak mogę sobie hakować filmy na kompa — postawiła w zamian swoje warunki, które szczerze mówiąc uważała za całkiem przyzwoite. — Wiesz, takie tytuły co teraz lecą w kinach i nie ma ich na Netflixie. Podobno można to jakoś pobrać. Tak słyszałam.
ernie andrews
…Czego nie mogła powiedzieć o chłopaku.
Juz sposób, w jaki trzymał igłę z nitką i próbował nabić jedno na drugie aż prosiło się o tragedię i pomoc. I nawet chciała mu pomóc! Tylko że Ernie odskoczył od niej jak oparzony i zarzekł się, że przecież zrobić to sam.
— No dobra dobra — Mio uniosła dłonie w górę w obronnym geście, jakby właśnie zostałą przyłapana na paleniu jointa przez policję i wycofała się o kilka kroków, obserwując z bezpiecznej odległości jak Andrews w końcu z powodzeniem przeplótł nitkę na drugą stronę igły. — No kurwa, ELEGANCKO — zaklaskała i może mogło się to wydać nieco sarkastyczne, ale faktycznie mu kibicowała. Nie urodziła się wczoraj i dobrze wiedziała, że dla facetów (szczególnie tych głupiutkich) takie rzeczy wcale nie przychodziły z łatwością przy ich wielkich, mało sprawnych paluchach, dlatego też chciała tym pochwalić Erniego, że finalnie sobie tak ładnie poradził.
— No tak dobrze, i teraz przeciągasz tu… NIE, NIE TU. O tutaj, taaak — instruowała go jak tylko potrafiła, starając się nie pomagać za dużo, żeby się chłopak nauczył co nieco samodzielności i kiedy skończył, musiała przyznać, że nie wyglądało to wcale tak źle. — Ej dobrze jest — pokiwała głową z uznaniem, przyglądając się jak Andrews zabiera się za ponowne założenie na siebie koszuli. I tylko na moment, tylko na krótką chwilkę zwróciła też uwagę na jego umięśnione ramiona. Zazwyczaj nosił na sobie bluzy i kurki gdy Mio go widywała, dlatego też nie mogła wcześniej podziwiać tych całkiem pokaźnych mięśni. Kurwa, nawet przez głowę przemknęła ją chytra ochota by je dotknąć, ale na to status ich znajomości zdecydowanie nie pozwalał. Zamiast tego wyprostowała się niezręcznie i podrapała po rudej czuprynie.
— No pewnie, kiedy tylko chcesz — przytaknęła na deal ze skarpetkami. — A ty w zamian za to pokażesz mi jak mogę sobie hakować filmy na kompa — postawiła w zamian swoje warunki, które szczerze mówiąc uważała za całkiem przyzwoite. — Wiesz, takie tytuły co teraz lecą w kinach i nie ma ich na Netflixie. Podobno można to jakoś pobrać. Tak słyszałam.
ernie andrews
-
so i will find my fears and face them
or i will cower like a dognieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Stękał pod nosem podczas tego całego instruktażu z przyszywania guzików. I musiał przyznać sam przed sobą, że wyszło mu to całkiem spoko. Oczywiście nie dałby rady bez pomocy Mio, dlatego w podzięce uśmiechnął się do niej pięknie i pozwolił jej popatrzeć przez chwilę na swoje mięśnie, bo niech sobie nie myśli, że nie widział, jak tak zerkała na niego kątem oka. On tylko udawał, że nie widzi i pozostawił ją w takiej właśnie nieświadomości.
— Kurde, a może się przebranżowię i zostanę krawcem? — zapytał żartobliwym tonem. — Wtedy zatrudnisz mnie u siebie i przeszkolisz ze stylizacji i w ogóle — Ernie sprzedał rudowłosej kuksańca w bok.
Nie mówił poważnie. Przede wszystkim dlatego, że on nie nadawał się do takich rzeczy. I też dlatego, że wizja wspólnej pracy z Mio kompletnie go przerażała. Serio! Dalej miał ją za świruskę. Trochę mniejszą niż przed dwoma miesiącami, ale wciąż.
Przejechał dłońmi po materiale koszulki, którą miał na sobie i zerknął na zegarek, żeby skontrolować godzinę. Dochodziło południe, a zważywszy na to, że miał do rozwiezienia jeszcze kilka paczek, to musiał ruszać w dalszą podróż, aby zdążyć na kawalerki Mike'a.
— Muszę spadać — powiedział, jednocześnie zabierając papierową torbę, w którą Richardson zapakowała mu te wszystkie ubrania na wieczór. — Dzięki za wszystko. Jak wpadnę następnym razem, to pokażę ci, jak pobierać filmy z sieci albo lepiej — w tym miejscu wymierzył w Mio palcem. — Pokażę ci super strony, za które płaci się jakieś marne dolce i masz tam dostępne dosłownie wszystkie nowości kinowe. To lepsze, niż klikanie w jakieś linki do pobierania — posłała jej rozbawione spojrzenie, po czym zasalutował na pożegnanie.
Tym oto sposobem Andrews nie tylko zyskał fajną stylówkę na imprezę, ale także mógł pochwalić się swoimi komputerowymi umiejętnościami i liznął, w jaki sposób przyszywa się guziki, więc można uznać, że ta wizyta w second handzie była dość produktywna.
Mio Richardson
— Kurde, a może się przebranżowię i zostanę krawcem? — zapytał żartobliwym tonem. — Wtedy zatrudnisz mnie u siebie i przeszkolisz ze stylizacji i w ogóle — Ernie sprzedał rudowłosej kuksańca w bok.
Nie mówił poważnie. Przede wszystkim dlatego, że on nie nadawał się do takich rzeczy. I też dlatego, że wizja wspólnej pracy z Mio kompletnie go przerażała. Serio! Dalej miał ją za świruskę. Trochę mniejszą niż przed dwoma miesiącami, ale wciąż.
Przejechał dłońmi po materiale koszulki, którą miał na sobie i zerknął na zegarek, żeby skontrolować godzinę. Dochodziło południe, a zważywszy na to, że miał do rozwiezienia jeszcze kilka paczek, to musiał ruszać w dalszą podróż, aby zdążyć na kawalerki Mike'a.
— Muszę spadać — powiedział, jednocześnie zabierając papierową torbę, w którą Richardson zapakowała mu te wszystkie ubrania na wieczór. — Dzięki za wszystko. Jak wpadnę następnym razem, to pokażę ci, jak pobierać filmy z sieci albo lepiej — w tym miejscu wymierzył w Mio palcem. — Pokażę ci super strony, za które płaci się jakieś marne dolce i masz tam dostępne dosłownie wszystkie nowości kinowe. To lepsze, niż klikanie w jakieś linki do pobierania — posłała jej rozbawione spojrzenie, po czym zasalutował na pożegnanie.
Tym oto sposobem Andrews nie tylko zyskał fajną stylówkę na imprezę, ale także mógł pochwalić się swoimi komputerowymi umiejętnościami i liznął, w jaki sposób przyszywa się guziki, więc można uznać, że ta wizyta w second handzie była dość produktywna.
koniec