28 y/o, 172 cm
kustosz art gallery of ontario
Awatar użytkownika
call me a lover, disaster, whatever
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Powiewy wieczornego wiatru smagały nagą skórę Maude, stawiając delikatne włoski na baczność – a przynajmniej właśnie taką wersję wybrała, spoglądając na gęsią skórkę powstałą na przedramionach. Naiwnie wierzyła, że emocje, które krążyły dziko w jej organizmie, nie dawały o sobie znać na zewnątrz. Aktorskie umiejętności pozwalały jej na utrzymanie stabilnych uniesień klatki piersiowej i względnie neutralnej mimiki, jednak nawet oscarowy talent nie byłby w stanie zniwelować mimowolnych reakcji ciała. Winę zgrabnie zrzuciła na warunki atmosferyczne i lekkie poddenerwowanie uczestnictwem w zupełnie nieznanych zajęciach. Przecież nie mogło chodzić o to, co nieuniknione, prawda?

A już na pewno nie o mężczyznę znajdującego się naprzeciwko – półnagiego, nienachalnie badającego jej twarz zaciekawionym spojrzeniem i zupełnie nieprzejętego zaproponowanym przez Rose ćwiczeniem. Ani jego rezultatem. Murphy z kolei nie potrafiła stłumić emocji – podekscytowanie, które zdawało się pojawiać naturalnie na tym terenie, mieszało się z nerwowym przejęciem. Czuła się jak dziecko przed przyjęciem pierwszej komunii – lekko skołowana w obliczu nieodwracalnego sakramentu, który w założeniu powinien mieć ogromny wpływ na jej duchowe życie. Tak, jak religię uważała za mistyfikację, tak jej wiara w istnienie duszy sięgała głęboko – w ich pokrewieństwo, przeznaczenie oraz możliwość ich scalenia.

Spoglądała na Rutherforda, zastanawiając się, jakie myśli przebiegały przez jego umysł. Każdy jego gest był spokojny, jakby wizja budowania mostu między duszami nie budziła w nim żadnych wątpliwości. Opanowanie dało się również usłyszeć w jego głosie – ciepłym i o pokrzepiającym działaniu.

Dziękuję wyszeptała, gdy James zamknął powieki, tym samym ofiarując jej większą swobodę. W jej tonie można było wyczuć nutę rozbawienia, ale i zadowolenia z faktu, iż wbrew wypowiedzi artysty, to ona jako pierwsza posunęła się do słowa wdzięczności – a ta zaś była szczera.

Maude na czas trwania zadania całkowicie się odcięła – ściszone głosy innych zebranych zlewały się w jeden niezrozumiały szum, w rytm którego prowadziła swoją dłoń. Pierwotnie jej ruchy były pozbawione śmiałości, jakby obawiała się, że jedna zła decyzja zrujnuje cały obraz. Błądziła, poszukując odpowiednich połączeń kolorystycznych – takich, które będą dobrze się ze sobą komponować, ale i pasować do Jamesa. Początkowo była bardzo ostrożna i każdą barwę nakładała na palce z należytą uwagą, jakby chciała uniknąć bałaganu. Kropla niebieskiej farby wylądowała na jej jasnych spodniach, a im więcej energii wkładała w usunięcie jej czystą ręką, tym większy obszar materiału cierpiał. Z ubrudzonymi spodniami i rękoma nie miała już z czym walczyć. Odpuściła. Ze zwiększoną pewnością sięgała po tubki, a zawartość każdej z nich nabierała na palce wedle intuicji.

Odczucia zlewały się ze sobą – od chłodu świeżo wyciśniętej farby po ciepło męskiego ciała pod jej opuszkami. Spojrzenie podążało za dłońmi, które zdawały się poruszać w tempie i kierunku narzuconym nie przez mózg, a przez duszę. Murphy trwała w twórczym transie, tworząc na ciele Rutherforda konstelacje, których znaczenie znała wyłącznie jej podświadomość. Wysokie kontrasty tyczyły się nie tylko odcieni, ale również pociągnięć dłoni. Jedne wyglądały na wyjątkowo przemyślane i dopracowane, inne z kolei wydawały się niechlujnym dziełem przypadku.

Spojrzenia skrzyżowały się, lecz jej ruchy nie straciły na płynności. Nie sprawował kontroli nad jej poczynaniami – wydawał się niewzruszony jej decyzjami. Pozwolił jej działać, zatrzymując wzrok na jednym punkcie – twarzy Maude. Kobiece spojrzenie mimowolnie zbaczało z trasy, co rusz zerkając na jego oblicze, jakby tamowane przyciąganie zostało uwolnione wraz z uniesieniem powiek. Wyraz skupienia mieszał się z łagodnym uśmiechem, który wkradł się na jej usta na dźwięk krótkiego pytania.

Odkąd otworzyłeś oczy? Rozpraszającym rzuciła lekko, chociaż zgodnie z prawdą. Czujna obserwacja nie wpłynęła negatywnie na jej działania – płynęła z prądem, a efekty wyraźnie ją satysfakcjonowały. Wykonując pierwszy ruch, nie miała wizji ani planu – właściwie wciąż działała bez zastanowienia, malując istny piękny chaos Jesteś moim pierwszym żywym płótnem, nie mam porównania, ale trudno mi wyobrazić sobie lepsze. Stawiasz poprzeczkę bardzo wysoko, Jamie. Gdybym jednak miała wybrać tylko jeden epitet, wybrałabym magiczne. Magiczne płótno. Każdy ruch, każda kreska, a nawet nieplanowany kleks wyglądają na tobie dobrze.

Jej słowa nie były ani trochę przesadzone – znajdowała się pod wielkim wrażeniem tego, jak świetnie niewprawne pociągnięcia wyglądały na jego ciele. To właśnie wyborny podkład był odpowiedzialny za ten sukces i bynajmniej nie zamierzała kryć swojej opinii – tym bardziej, że James utworzył idealne warunki do podzielenia się nią.

W całym eksperymencie jednak wcale nie chodziło o wizualne skutki i Maude doskonale o tym pamiętała. Przez moment tylko przyglądała się swojej abstrakcji, kładąc dłonie na kolanach. Ślady własnych linii papilarnych w okolicy piersi Rutherforda potęgowały wrażenie udziału dwóch dusz – jakby pozostawiała na nim swoje odciski. Te fizyczne, wykonane różnorakimi barwami były tylko chwilowe – znikną, gdy Jamie znajdzie się pod strumieniem wody. Z kolei te metafizyczne będą trwały – a przynajmniej na to liczyła blondynka.

Za chwilę skończę, jeszcze tylko… urwała i przeszła na kolanach za plecy Jamesa, tym samym zbiegając z jego pola widzenia. Jej dłonie ponownie znalazły się na jego skórze, tym razem pozostawiając na niej kobaltowe znaki. Niespiesznie sunęła wzdłuż linii kręgosłupa, jakby chciała poczuć pod palcami każdy kręg. Brakowało jej ciepła spojrzenia malarza, symultanicznie wydychając oddech ulgi – lubiła, gdy patrzył, ale kiedy to robił w taki sposób, opuszczała ją cała odwaga.

Wierzysz w to? W słowa Rose? odezwała się w pobliżu jego ucha – z niepewnością w głosie i gestach, jakby jedno jego słowo mogło sprowadzić ją na ziemię. Albo wznieść jeszcze wyżej.


James A. Rutherford
maude
zniosę wszystko, ale z chatemGPT nie podchodź
28 y/o, 188 cm
artysta + barman | the painted lady
Awatar użytkownika
colors run through my mind like a dream
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

James chciał być najlepszym możliwym płótnem dla Maude – czyli takim, na którym można było opowiedzieć każdą opowieść. Stąd jego początkowy spokój, wyciszenie i zamknięte oczy. Nie chciał w najmniejszym stopniu jej rozpraszać, jednocześnie ofiarując jej całego siebie – nie tylko w przenośni – i pozwalając Murphy, by pozwoliła się ponieść swojej artystycznej duszy.

Przez większość czasu Rutherford pozostawał pozornie niewzruszony, lecz jednocześnie nie był niewrażliwy na jej gesty. Jej początkowo delikatny dotyk z każdym kolejnym ruchem nabierał na zdecydowaniu, co powodowało w nim przyjemne, podskórne dreszcze. Poruszane przez nią fragmenty jego ciała, czuł wyraźniej, pełniej, pewniej, jakby pod jej wpływem o o d k r y w a ł je na nowo, sam poznawał swoje ciało w do tej pory nieznany mu sposób.

Ostatecznie uchylił powieki, a nawet zadał pytanie. Rutherford chciał wykorzystać ten jednak ograniczony czas jak najlepiej, i jak najpełniej. A odpowiedź, którą usłyszał... wywołała bardzo nieznaczny uśmiech na jego twarzy. Jednakże szybko zorientował się o swoim występku i zaraz uspokoił, żeby jednak nie zaburzać jej procesu twórczego, jednakże nie dało się ukryć, że jej odpowiedź w dziwny – niespodziewany – sposób sprawiła mu swego rodzaju przyjemność. Na nietypowej, nieznanej mu do tej pory płaszczyźnie.

Magiczne płótno… pięknie to ujęłaś. Ale powiedzmy sobie szczerze, magia jest w ręku artysty, nie w materiale — powiedział, tak jak sam uważał, chociaż na pewno człowiek był zupełnie innym rodzajem płótna niż takie zwyczajne, które były tylko białym kawałkiem materiału. On jednak posiadał własne rysy, zaokrąglenia i krawędzie, był już określony na wiele sposobów. Jednakże swoimi słowami chciał podkreślić także jej własną pracę, której – w jego mniemaniu – oddawała się w pełni. — Zwykle to ja nadaję kształt czemuś nieokreślonemu. Teraz jestem częścią twojej wizji. Przyznam, że to ciekawe uczucie, być jednocześnie tworzywem i dziełem.

James miał wrażenie, że zamiast zatracić się w roli płótna, stawał się pełniejszy. Jakby jej ślady wcale nie zabierały mu tego, kim był, lecz dokładały coś nowego, co tylko Maude zdawała się w nim dostrzegać. To ciepło, które wyczuwał pod jej palcami, sprawiało, że jego ciało reagowało... i n t e n s y w n i e j niż zwykle na podobnych zajęciach, w których przecież wielokrotnie brał udział, także w parach z różnymi osobami, jednakże pierwszy raz współtowarzyszyła mu Murphy, co w tym całym doświadczeniu oddziaływało na niego najsilniej.

Jamie nie odwrócił się ani trochę, chociaż mięśnie w karku mimowolnie napięły się, jakby chciały podążyć za jej głosem. Czuł, jak zimny ślad farby kontrastuje z ciepłem jej dłoni i przez chwilę zatracił się w jej dotyku. Przeszło go miłe, delikatnie mrowienie wzdłuż kręgosłupa. To nie była tylko sztuka na powierzchni jego skóry, to było doświadczenie, które wnikało pod nią, w głąb, zostawiając po sobie w r a ż e n i a, które miały przetrwać dłużej niż kolory zmyte przez wodę.

— Wierzę… — wyszeptał, pozwalając, by jego głos płynął spokojnie, choć serce biło szybciej niż zwykle. Pierwsze słowo choć było cichsze, to nie zabrzmiało niepewnie, a wszystkie kolejne wypłynęły z jego ust niczym piękna, jednolita symfonia. — Każde spojrzenie, dotyk i kolor stają się mostem między tym, co ja czuję, a tym, co ty tworzysz. Twoja obecność może mnie zmienić, a samo bycie płótnem jest świadectwem niewypowiedzianego zaufania. Każda linia, każdy oddech, każdy ruch dłoni, które zostawiają głębszy ślad niż ten zauważalny samym spojrzeniem, przybliżają nas do prawdziwego poznania.

Gdy tylko słowa opuściły jego usta, James poczuł, jak fala gorąca rozlała się po jego twarzy. Słowa, które przed chwilą wydawały się naturalne i prawdziwe, teraz odbijały się echem w jego głowie i to z niepokojącą intensywnością. Czy nie zabrzmiało to zbyt... intymnie? Zbyt prywatnie jak na pierwsze spotkanie? Jamie próbował zachować spokój zewnętrzny, ale serce pragnęło wyrwać się z jego klatki piersiowej. Zwyczajowo Jamie nigdy nie wstydził się swojej nietypowej natury, jednak wtedy ona świadczyła o nim, jego poczynaniach i jego zachowaniu, a teraz brali w tym udział r a z e m i to, co wzbudziło jego największą niepewność, to wątpliwość, czy Maude mogła postrzegać ten proces w podobnej perspektywie?

James próbował się uspokoić, przypomnieć sobie, że to tylko sztuka, tylko mała sesja artystyczna, w której brali udział. Ale ciepło jej dotyku wciąż pulsowało na jego skórze, a jej obecność wypełniała przestrzeń w sposób, który wyraźnie przekraczał granice czysto profesjonalnej współpracy. Może powinien był po prostu milczeć? Być idealnym, nieczującym płótnem, zamiast wygłaszać te patetyczne przemowy? Nie wytrzymał, gdyż jego głowa odwróciła się w bok, by swoim spojrzeniem mógł odnaleźć jej twarz i odczytać z niej jej emocje.

James Rutherford, pozornie pewny siebie i otwarty na nowe doznania artysta, właśnie poczuł się jak nastolatek przyłapany na pisaniu miłosnych wierszy.

maude murphy
jamie
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
28 y/o, 172 cm
kustosz art gallery of ontario
Awatar użytkownika
call me a lover, disaster, whatever
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Wierzę.


Spojrzenie blondynki przeniosło się z męskich pleców pokrytych śladami, których znaczenia ulatywały, gdy tylko odrywała opuszki od płótna, na tył jego głowy. Wystarczyło jedno słowo, by Jamie zagarnął dla siebie całą jej uwagę. Palce wciąż kreśliły kolorową ścieżkę w oczekiwaniu na dalszy ciąg wyrazów – sunęły spokojnie, stwarzając mylne wrażenie cierpliwości. Wewnątrz Maude nie potrafiła okiełznać emocji – zlepek kilku liter pozwolił na odważny wniosek: nie była w tym sama. Nadstawiła uszu, ignorując odbijające się w nich echa bicia serca. Tętno przyspieszyło nieznacznie, choć każde następne uderzenie wydawało się silniejsze od poprzedniego. Ton Jamesa był cichy, jakby dzielił się z nią czymś osobistym.

Murphy właśnie tak postrzegała zadane przez Rose ćwiczenie – na powierzchni było proste, prawie zabawne. Jeżeli jednak zajrzeć głębiej i dodać do tego przygotowany przez kobietę prolog, zadanie to uplasowało się wysoko na liście najbardziej intymnych czynności, jakich próbowała Maude.


Twoja obecność może mnie zmienić, a samo bycie płótnem jest świadectwem niewypowiedzianego zaufania.


Dłoń Murphy zadrżała, tworząc krzywą kreskę – jedyny trwały dowód na to, jak wielką moc miały słowa Jamesa. Na moment wstrzymała oddech, zaprzestając jakichkolwiek ruchów. Zastygłe palce nie dotykały już jego skóry, choć dzieliły je od niej wyłącznie milimetry przestrzeni w pełni zapełnionej ciepłem bijącym od jego organizmu. Wypuściła powietrze przez lekko rozchylone wargi, gotowe do wypowiedzenia odpowiedzi, której najpewniej wyczekiwał. Powinna mu ją dostarczyć.

Chciała.

Nie potrafiła uformować myśli – te stale się rozsypywały, gdy ich finalna postać była na wykończeniu. Stała na pograniczu – jej umysł był jednocześnie maksymalnie wyostrzony, gotowy na nawet najdrobniejszy bodziec i całkowicie przesłonięty mgłą głosu Jamesa. Maude znalazła się w dziwnym stanie błogości splecionej z niepewnością. Odczucia z pozoru wykluczające się wzajemnie sprawiały wrażenie idealnie zharmonizowanych, jakby ich wspólne pojawienie się nie mogło być złym omenem.

Wtedy Rutherford spojrzał za siebie, by ją zobaczyć. Nie wyglądała perfekcyjnie. A może właśnie tak wyglądała? Z intensywnie unoszącą się klatką piersiową, z drżącymi wydechami, ze zmiękczonym spojrzeniem i policzkami muśniętymi zawstydzeniem, że przyłapał ją, zanim zdołała się powściągnąć. Była zupełnie odsłonięta – nie było choćby jednej emocji, której nie dałoby się odczytać z jej twarzy i całego ciała. Nie podjęła prób odbudowy fasady fałszywej niewzruszoności – nie dlatego, że było już na to za późno.

Maude wolała zostać odkryta.

Uśmiechnęła się. Subtelnie, nieco nieśmiało, ale ten niewielki gest miał świadczyć o zaufaniu – jej emocje były bezpieczne w jego rękach. Wisząca między nimi cisza nie była przytłaczająca, a w odczuciu Murphy raczej – potrzebna.

Ładnie powiedziane szept zachwiał się przy ostatniej sylabie, co skwitowała delikatnym westchnieniem, jakby nie dowierzała, że zdradził ją nawet własny głos Chciałabym porozmawiać o tym, gdy już skończymy. O tym, co czuliśmy w rolach artysty i płótna. O wrażeniach… Mam wrażenie, że z nikim nie byłam w ten sposób tak blisko…

Nagły przypływ szczerości urwał się raptownie, podwajając tym samym istniejące już speszenie. Pomimo tego nie spuściła wzroku z twarzy malarza – zależało jej na uchwyceniu jego reakcji, gdyż Maude zaskoczyła samą siebie tym wyznaniem. Nie chciała, by Rutherford źle je odebrał. Przełknęła ślinę, jakby usiłowała połknąć pozostałe słowa, zanim te również pochopnie wydostaną się z jej ust. To miejsce zawróciło jej w głowie – razem z wypitymi shotami i intensywną obecnością Jamesa. To miejsce zawróciło jej w głowie, a ona nie ma nic przeciwko.

Skończyłam poinformowała, raz jeszcze wodząc spojrzeniem po stworzonym dziele. Błysk zadowolenia przyozdobił jej oczy, gdy dokładnie podziwiała każdy centymetr wykorzystanego żywego płótna – z próżnością i dumą godną prawdziwego mistrza Czas na zamianę.

Murphy czuła się świetnie jako artystka – kontrola była po jej stronie, mogła skoncentrować się na kolejnych posunięciach, na poszukiwaniu wolnych przestrzeni do wykorzystania. Nie znajdowała się pod obserwacją – zamknięte oczy Jamesa dawały swobodę, wyciszały lęki.

Obrót o sto osiemdziesiąt stopni.

Odnalazła jego spojrzenie i nieznacznie skinęła głową na znak gotowości. Zaufania. Ściągnęła łopatki i uniosła głowę – pragnęła jak najbardziej ułatwić mu zadanie, chociaż w tym duecie to on miał o wiele większe doświadczenie. Poznała jego sztukę, trzymała te obrazy w pamięci i jej cząstka nie potrafiła doczekać się tego, co Jamie nakreśli na jej ciele. Była ciekawa jego wyborów, wizji, dotyku. Napięcie wzrosło, a oddech ponownie zgubił rytm.

Pozwolisz mi obserwować?

Wyszeptana nieśmiało prośba przecięła powietrze. James sam zrezygnował z przyglądania się jej, jednak Maude nie zamierzała zmieniać wytyczonego przez niego szlaku. Zależało jej na byciu fair – nawet jeśli pragnie oglądać go w akcji.


James A. Rutherford
maude
zniosę wszystko, ale z chatemGPT nie podchodź
28 y/o, 188 cm
artysta + barman | the painted lady
Awatar użytkownika
colors run through my mind like a dream
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Jej uśmiech wzbudził w nim spokój – jego szczerość, subtelność i prawdziwość. To był moment, który utwierdził go, że jego przekonanie o tym, że Maude była wyjątkowa – i rozumiała go bardziej niż ktokolwiek inny wcześniej – nie był pomyłką. Murphy odbierała go inaczej niż inni, była w stanie wznieść się na pewien poziom wrażliwości, którzy zazwyczaj osiągali tylko artyści bądź osoby w jakiś sposób dotknięte przez sztukę. To było dla niej nowe, doświadczała tych wszystkich wrażeń po raz pierwszy na jego oczach, jednakże nie wycofała się, nie uciekała przed nieznanym, nie bała się zbyt bliskiego obnażenia swojej emocjonalności.

James nie odwrócił się od razu, czekając nie tylko na jej reakcję, którą mógł zobaczyć naocznie, ale także na jej słowa. Usłyszawszy je, skinął głową, a kąciki jego ust drgnęły ku górze. Resztki zawstydzenia opuściły jego ciało. Jego słowa nie były przesadą czy nadinterpretacją, tylko musiały wywrzeć na niej pewne wrażenie, które chciała skonfrontować z własnymi odczuciami odnośnie tego doświadczenia. Ucieszyło to go wewnętrznie, bo to posuwało ich jeszcze dalej – otwarty umysł to pierwszy krok, branie udziału w wyjątkowych zajęciach to drugi krok, a zmierzenie się ze swoimi odczuciami i przeżyciami, to kolejny, który mógł pomóc mu lepiej poznać i zrozumieć Maude Murphy.

Skinął głową. Na ten moment nie potrzebowała nic więcej, jak jego zgody i otwartej postawy na rozmowę. Mógł zareagować entuzjastyczniej, jednak nie chciał jej przytłoczyć swoją postawą, którą częściowo już zaprezentował. James mógł mówić dużo – o sztuce i emocjach, które mu towarzyszyły podczas tworzenia, jednakże nie on był celem w tym całym doświadczeniu, on był tylko n o ś n i k i e m, niczym pędzel, którego zadaniem było dostarczenie farby na płótno i rozmazanie jej z odpowiednią intensywnością.

Gdy nadszedł czas na zamianę ról, James odwrócił się do niej przodem, klękając na swoich kolanach przed nią, a tym samym nieznacznie nad nią górując. Nie przeszedł od razu do pracy, bo malarstwo było dla niego od zawsze elementem procesu tworzenia, który zaczynał się o wiele wcześniej, przed pierwszym kleksem farby na płótnie.

— Nie będzie mi to przeszkadzać. Natomiast jeżeli tobie przeszkadzałoby cokolwiek, to nie wahaj się mnie powstrzymać — powiedział z przekonaniem i zdecydowaniem, które wcześniej nie były dla niego tak charakterystyczne, jednakże James artysta, to był nieco inny James, niż ten, którym był na co dzień. Po jego słowach jasne spojrzenie zakotwiczyło się w jej tęczówkach w poszukiwaniu zrozumienia. Gdy je uzyskał, sięgnął po czystą paletkę, którą przysunął bliżej siebie oraz farby, jednak jeszcze nie chwycił po żadną konkretną.

Jego wzrok ponownie wrócił do jej twarzy, tym razem był zarazem łagodniejszy i bardziej przenikliwy. Z jej oczu przeniósł się na policzki, potem na nos, usta i podbródek. Przyglądał się jej w całkowitej ciszy i widocznym zastanowieniu, jakby tym spojrzeniem badał, jakim płótnem była Maude. Jednak nie miał na tym poprzestać. Jedna z jego dłoni uniosła się do góry, zatrzymała się przy jej twarzy na ułamek sekundy, jakby ostrzegająco przed nadchodzącym dotykiem. Czy jego dłonie nie drżały zbyt wyraźnie? James poczuł, jak znajome zawahanie skrada się do jego umysłu - to samo, które zawsze pojawiało się w kluczowych chwilach tworzenia. Ale tym razem płótnem nie był bezwładny materiał, lecz żywa, oddychająca istota, która o d d a w a ł a mu swoje ciało. Jednakże skoro nie dostrzegł w niej zawahania – to zaraz zaczesał kosmyk jej włosów za ucho, by zobaczyć jej twarz w pełnej okazałości. Rutherford nie poprzestał na tym kontakcie.

Jego palce, wskazujący i środkowy, przyległy do jej policzka, kciuk znalazł się tuż pod okiem, a dwa ostatnie sięgały na linię żuchwy. Przyległ do jej skóry wyraźniej i przeciągnął je po jej miękkiej powierzchni. Palce połączyły się w jedną linię, docierając do jej brody, a kciuk płynnym ruchem przeszedł ze skóry na górną wargę, badając jej powierzchnię nieśpiesznie, po czym przemieścił się na dolną, przebiegając po jej skraju. Za jego palcami nieustannie podążało jego mocno skupione i uważne spojrzenie. Jego dłoń przesunęła się niżej, ponownie docierając do żuchwy, skąd jego palce rozsunęły się na boki, kciuk znajdował się z jednej strony, a reszta z drugiej, by następnie zsunęły się po jej smukłej szyi, zatrzymując się dopiero na jej obojczykach. Jego wzrok obniżył się, a twarz przechyliła nieco do boku, gdy jego palce badały głębię tej charakterystycznej wnęki. Jego dłoń rozpostarła się, by przylgnąć całą swoją powierzchnią do górnego fragmentu jej mostka i zastygnąć w tej pozycji na kilka dłuższych sekund. Jasne spojrzenie, obecnie nie tak baczne i czuje, tym razem bardziej przymglone i delikatne powróciło do jej ślepi, zawieszając się na nich w błogiej ciszy.

Oderwawszy swoją dłoń od jej skóry, skierował się od razu w stronę tubek z farbami. Najpierw sięgnął po dwie, czarną i białą, które wylał na paletkę, a później jego dłoń wysunęła się po następną, jednakże zawisła w powietrzu nad tubką z różowym kolorem – ten wydawał się najbardziej oczywistym wyborem, który zdawał się być naturalnym odbiciem jej delikatnej, świetlistej skóry. James zawahał się. Jego spojrzenie wędrowało po trawie, w której nic nie było, jednak on oczyma swojej wyobraźni widział już pewien zarys, jednakże potrzebował dopełnić go ostateczną barwą. Twarz ponownie odwróciła się w jej stronę. Jego powieki tym razem były przymrużone, a spojrzenie o wiele bardziej baczne. Dłoń ponownie powędrowała do jej twarzy, by dwoma palcami unieść jej podbródek do góry, a tym samym sprawić, że jej twarz stała się lepiej oświetlona, co pozwoliło mu zagłębić się w jej spojrzenie po raz ostatni, jednakże z taką skrupulatnością, która pozwoliła mu na podjęcie decyzji. Dłoń powędrowała po tubki z zieloną i niebieską farbą, które zaraz znalazły się na środku paletki. James zaczął mieszać je ze sobą, poszukując odpowiedniego odcienia, dodając to raz nieco bieli, a raz czerni, próbując uzyskać barwę, która najpiękniej podkreśliłaby jej piękno.

Farba stworzyła piękny, głęboki lazurowy kolor, co ponownie wywołało na twarzy Jamesa delikatnie drgnięcie kącików ust. Nabrał niewielką ilość farby na dwa palce, odwracając się przodem do blondynki. Jego dłoń ruszyła w stronę jej twarzy, jednakże ponownie zatrzymała się tuż przy niej, razem z jego spojrzeniem na jej tęczówkach. Chwilę tak tylko patrzył, chcąc zapamiętać ten moment, w którym widział ją taką czystą. Jednocześnie nie mógł doczekać się, by pozostawić na niej pierwsze ślady farby i pozwolić jej stać się wersją, którą on widział swoim artystycznym spojrzeniem. Serce znów przyspieszyło bicie - tym razem nie z nieśmiałości, lecz z oczekiwania na to, co miało się między nimi n a r o d z i ć.

— Maude Murphy... czy jesteś gotowa zostać m o i m płótnem?

maude murphy
jamie
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
ODPOWIEDZ

Wróć do „The Beaches Boardwalk”