28 y/o, 172 cm
kustosz art gallery of ontario
Awatar użytkownika
call me a lover, disaster, whatever
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

II
────────── ( ✹ ) kilka dni wcześniej




Stół uginał się pod ciężarem atmosfery panującej w industrialnej jadalni. Zza ogromnych okiennych szyb wyłaniał się zapadający wieczór – gwiazdy leniwie, jedna po drugiej, zapalały się, dekorując niebo. Księżyc w pierwszej kwadrze skupiał na sobie niemal całą uwagę Maude. Niewielki ułamek atencji poświęciła toczącym się rozmowom – biznesowy partner Charlesa wraz z małżonką z zachwytem wypowiadali się o Kanadzie, zapowiadając rychły powrót, chociaż ich pobyt dopiero się rozpoczął. Dbające o nienaganną sylwetkę kobiety zabijały uczucie głodu idealnie schłodzonym białym winem, wymieniając ze sobą co rusz kilka nieznaczących zdań. Męskie głosy i akcenty mieszały się ze sobą w niezrozumiałą dla blondynki breję. Siedziała wyprostowana, utrzymując na twarzy permanentny uśmiech – wyćwiczony do perfekcji, niezmienny od lat. Duchem była gdzieś indziej, w wielu miejscach – na miękkiej kanapie czytając książkę, na Broadwayu podziwiając ulubiony musical czy w domu kultury rozmawiając z Jamesem.

Murphy dostrzegała wyraźny kontrast w swoim samopoczuciu, które podczas trwającej kolacji było nie najlepsze – wcześniej tego dnia, przebywając w otoczeniu nieodkrytych dzieł oraz ich autora czuła się inaczej. Oddychało się jej tam łatwiej, a mury, choć stare, zapewniały przyjemne dla organizmu ciepło. Tam miała również możliwość dialogu – frapującego, acz nieonieśmielającego. Przy stole zastawionym doskonale wypolerowanymi sztućcami i naczyniami siedziała spięta i gotowa na to, że w każdej chwili czyjś wzrok mógł na niej wylądować. Nie brała czynnego udziału w konwersacjach, ograniczając swój wkład do delikatnych skinień bądź cichego chichotu, gdy zgromadzeni uznali, że wypowiedziana sentencja była zabawna – pomimo milczenia, dobrowolnego pełnienia funkcji tła, musiała stale mieć się na baczności.

Brakowało jej komfortu, jakiego zaznała w domu kultury, a jego wspomnienie nie opuszczało jej umysłu – zalewało go kolejnymi urywkami malunków, komentarzami młodego artysty i jego obliczem. Obserwował Maude, lecz jego wzrok był inny. W przeciwieństwie do aktualnych towarzyszy nie doszukiwał się mankamentów, chłonąc ją taką, jaką była.

Cisza zawisła nad głowami zwróconymi w kierunku blondynki. Murphy nie od razu zarejestrowała nagłą zmianę, jakby ostatnie słowo dotarło do jej uszu z lekkim opóźnieniem. Wpatrzone w bladą buzię ślepia zdawały się wyczekiwać jej reakcji. Zmieszała się, spoglądając asekuracyjnie na usadowionego po jej prawicy partnera. Brunet już na nią patrzył – nie potrafiła rozszyfrować tego, co kryło jego spojrzenie. Wziął oddech, zaciskając mocniej szczęki.

Julian czeka na twoją odpowiedź w głosie Charlesa tliła się irytacja. Obrażał się równie szybko, co wchodził w szampański nastrój, co Maude zwykła wykorzystywać. W towarzystwie jednak życzyłaby sobie wsparcia ze strony ukochanego – ten z kolei postanowił zrezygnować z rycerstwa na rzecz klasycznego focha.

Przepraszam, wyłączyłam się na moment. Mógłby p… Mógłbyś powtórzyć? zreflektowała się w samą porę, przypominając sobie, że wcześniej tego wieczora przeszli na ty.

Julian Sterling jest w wieku rodziców Maude. Znają się i niekiedy spotykają na bankietach, ale to z Charlesem ma więcej wspólnych tematów. Dyrektor Art Gallery of Ontario przyglądał się blondynce z chytrym uśmiechem, jakby konsternacja wypisana na jej twarzy sprawiała mu przyjemność.

Mój długoletni pracownik, kustosz, odchodzi z galerii. Rak, przykra sprawa Sterling machnął dłonią, jakby opowiadał o nieistotnej drobnostce Szukam kogoś na jego miejsce, a Charles wielokrotnie chwalił się, że jego kobieta jest nie tylko piękna, ale też blisko związana ze sztuką. Pytałem, czy byłabyś zainteresowana?




────────── ( ✹ ) the beaches boardwalk




Światła latarni rozjaśniały mrok zapadający nad jeziorem Ontario. Murphy maszerowała nierównym tempem – zwalniała do żółwiego kroku, gdy na jej ścieżce wyrastały powolne grupki spacerowiczów, przez których rozmowy jej nieśmiałe przepraszam, nie potrafiło się przebić. Gdy usłana drewnianymi deskami droga była pusta – przyspieszała. Letni wiatr rozwiewał jej falowane włosy, a pojedyncze z nich kleiły się do bezbarwnego błyszczyku.

Była spóźniona, chociaż przysięgła samej sobie, że pojawi się na czas. Odkąd Rutherford wysłał jej szczegóły dotyczące spotkania, myślami stale uciekała w tym kierunku. Wizja ponownego zobaczenia artysty była jeszcze bardziej kusząca od kolacji z dyrektorem galerii. Nowa posada wiązała się z wieloma możliwościami – a być może również korzyściami dla Jamesa. Maude ekscytowała nie tyle tajemnica, ile wewnętrzna walka, aby jej nie wyjawić.

Mijała kolejne puste ławki, co rusz spoglądając na wyświetlacz telefonu. Żadnych wiadomości od Jamesa, co mogło świadczyć o jego wyrozumiałości bądź zawodzie zaistniałą sytuacją. Maude nie miała nic na swoje usprawiedliwienie – nic, oprócz spóźniającej się taksówki. Taksówki, którą zamówiła za późno, cenny czas tracąc na dobór odpowiedniego stroju. Koncepcję na ubiór zmieniała kilka razy, łapiąc zadyszkę przy przebieraniu się tak, jak teraz, idąc promenadą. Znajomy nie podał nazwy miejsca, do którego ją zaprasza, a Murphy uznała, że prośba o podanie dress code'u była zabawna.

Męska postać zasiadająca na jednej z odległych ławek wydawała się znajoma – blondynka z każdym pokonanym metrem upewniała się, że spogląda na Jamesa. Wsunęła telefon do torebki, niemal truchtem pokonując ostatni odcinek drogi.

Hej zwróciła na siebie uwagę krótkim powitaniem, pochylając się, by przelotnie uścisnąć Rutherforda. Pośpiech zaprowadził wargi Murphy w pobliże kącika ust mężczyzny. Lub centralnie w ów kącik. Nie była pewna – muśnięcie trwało mniej niż sekundę, lecz wystarczająco długo, by zarejestrować pomyłkę. Zaśmiała się, powracając do wyprostowanej pozycji Przepraszam.

Nie była pewna, za co przeprasza – za źle wycelowany pocałunek czy za niepunktualność. Rozejrzała się wokół, pozwalając sobie na dokładniejszą obserwację okolicy. Bywała tu wielokrotnie, a jako nastolatka przychodziła nad jezioro ze znajomymi. Nie pamiętała ostatniej wizyty w tym miejscu – wydawało jej się, że mogło upłynąć od niej nawet kilka lat. Wiele elementów pozostało bez zmian, dostrzegała znajome punkty. Ciepłe światła latarni nie były wystarczające, aby oko Maude mogło zarejestrować wszelkie unowocześnienia. Powróciła wzrokiem do Jamesa – jego widziała dokładnie, gdyż stał wystarczająco blisko.

Cały ten czas, od spotkania w domu kultury aż do teraz, zastanawiałam się, gdzie mnie zabierzesz przyznała, zatrzymując spojrzenie na jego jasnych tęczówkach, odbijających blask latarni Poddaję się.

Uśmiech nie schodził jej z ust. Nie przeszkadzały jej splątane od wiatru włosy ani wciąż jeszcze wzburzony szybkim marszem rytm serca. Maude pragnęła tylko jednego – wejścia do obiecanego miejsca, by tam dać się odkryć. I odkrywać. Pamiętała słowa Jamesa, który nie chciał, by na cokolwiek się nastawiała. Nie potrafiła przezwyciężyć ciekawości, snuła wizje, lecz z każdej prędko rezygnowała. Stojąc przed nim, w głowie nie widziała już żadnych obrazów – pustka czekała na zapełnienie, na wprowadzenie do zapowiedzianego zakątka. A myśl o byciu tam z nim, budziła w niej niecodzienne poruszenie.

Dobrze wyglądasz w tym świetle przechyliła głowę jakby dla dodania lekkości słowom. W wypowiedzeniu tego stwierdzenia w panujących warunkach było coś niewytłumaczalnie intymnego. Przyjemnego.


James A. Rutherford
Ostatnio zmieniony czw sie 21, 2025 7:19 pm przez maude murphy, łącznie zmieniany 1 raz.
maude
zniosę wszystko, ale z chatemGPT nie podchodź
28 y/o, 188 cm
artysta + barman | the painted lady
Awatar użytkownika
colors run through my mind like a dream
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

druga
gdzie kolory mieszają się z uczuciami

Ku własnemu zaskoczeniu James odkrył, że przygotowując się do spotkania z Maude, nie odczuwał znajomego napięcia - zamiast tego wypełniał go s p o k ó j podobny do tego, jaki towarzyszył mu przed rozpoczęciem nowego płótna. Różnice pomiędzy niespodziewanym spotkaniem w domu kultury a wieczornym wyjściem były wyraźne. Przede wszystkim sam jego charakter był inny – gdy widzieli się po raz pierwszy, to ich rozmowa toczyła się wokół jego prac, co samo w sobie dla młodego i ambitnego artysty było stresujące, natomiast zabranie Maude w znaną mu dobrze artystyczną przestrzeń widniało w jego wyobrażeniu jako miły, ciepły, rozrywkowy sposób na spędzenie czasu. W domu kultury pozwolił zszokować się jej obecnością, prezencją i osobą, a obecnie był o wiele lepiej przygotowany – wcześniej to ona wyznaczała kierunek dla ich rozmowy, a on próbował w niej lawirować, reagując żywo na kolejne niespodzianki, tym razem to Maude nie wiedziała, co mogło ją czekać, gdzie właściwie James ją zabierał i jak będzie wyglądać ich wieczór.

Czekał na nią na jednej z ławek na The Beaches Boardwalk, z nogami opartymi na dolnych deskach, siedząc na podparciu. Rozglądał się dookoła, obserwując spacerujących powolnym krokiem ludzi, wsłuchiwał się w brzmienie szumiących fal, które nabierały na nocnej intensywności, śledził ptaki szukające odpoczynku na rozgrzanych przez popołudniowe słońce kamieniach i uśmiechał się sam do siebie, czując jak piękno i spokój tego miejsca, łagodzą jego zmysły po poprzednim, długim wieczorze spędzonym w roli barmana w głośnym i chaotycznym barze.

James czuł się lekko, jakby był otwarty na wydarzenia nadchodzącego wieczora, niezależnie od ich charakteru i konsekwencji. Pomimo przyjętej, przyjemnej swobody, która ogarniała jego ciało, pamiętał o zadaniu, które spoczęło na jego barkach i które miało przyświecać dzisiejszemu spotkaniu. Jednakże teraz mógł działać, p o z n a w a ć, według własnych reguł, co dawało mu ogromną autonomię i niezależność w działaniu, wprowadzając w ten pogodny i odprężający nastrój.

Jego jasne spojrzenie przeskoczyło z pierzastego ptaka na postać zmierzającą pośpiesznym krokiem w jego stronę. Jej włosy zwiewnie falowały na wietrze, klatka unosiła się dynamicznie i nierównomiernie, a spojrzenie zgoła panicznie zerkało w ekran telefonu. Pod jego nosem zabawił lekko swawolny uśmiech. Szybkim ruchem odepchnął się od oparcia ławki i wylądował na drewnianym podeście, obracając się w kierunku nadchodzącej blondynki.

Chcąc odezwać się na przywitanie, rozchylił delikatnie usta, lecz wtedy postać Maude zbliżyła się do niego bardziej, niż James założył w pierwotnej wersji, a w konsekwencji ich wargi musnęły się subtelnie, lecz wyraźnie, pozostawiając w kąciku jego ust lepki błyszczyk. Ta niezamierzona bliskość trwająca ułamek sekundy oćmiła go na kilka wydłużonych sekund, budując pomiędzy nimi widoczny kontrast – jeszcze zagubiona, pogrążona w chaosie Maude i stabilny, lecz zaklęty i splątany jej dotykiem James... którego kąciki ust nieznacznie drgnęły wskutek tego niezamierzonego kontaktu.

— Cześć! — odezwał się nareszcie, otrząsając się z lekkiego zawieszenia. Schował dłonie do swoich materiałowych spodni, czując, jak niezrozumiałe napięcia pojawiło się w jego ciele, więc miał potrzebę przeciwstawić się mu, przybierając luźniejszą pozycję.

— Nie szkodzi — odpowiedział automatycznie, nie zastanawiając się nawet do czego owe przeprosiny mogły się odnosić, wszakże jej spóźnienia wcale nie zarejestrował, gdyż akurat James był ostatnią osobą w Toronto, która odliczałaby każdą straconą minutę – żadna z nich taka nie była, wystarczyło skoncentrować się na pięknie otaczającej przyrody – a to czułe przywitanie nie było w jego mniemaniu żadnym złamaniem protokołu, gdyż... właśnie mieli udać się w miejsce, w którym niemal żadne z a s a d y nie panowały.

Zareagował krótkim uśmiechem na jej kolejne słowa i skinął głową, dając jej znak, że mogli powoli ruszać dalej. Słuchał jej uważnie, a jednocześnie przyglądał się dokładnie, dostrzegając ją w zupełnie innym świetle – dzisiajsza Maude była o wiele swobodniejsza, bardziej dziewczęca, nawet nieco niezdarna, bardziej ludzka, a tym samym przystępna. Nie odbierało to jej uroku, który pierwotnie go oczarował, skądże. Ukazywało ją w innej perspektywie – już teraz, od pierwszej chwili – a przecież na tym najbardziej zależało Jamesowi, zobaczyć p r a w d z i w ą Maude.

— Są rzeczy, które umykają słowom tak samo, jak prawdziwe emocje umykają pędzlowi - można je jedynie poczuć, doświadczyć, pozwolić im przepłynąć przez siebie jak farbie przez płótno.... to jedna z tych sytuacji, w których musisz poczuć na własnej skórze, co oznacza wolność powiedział, ponownie zachowując aurę tajemniczości, bo pomimo podtrzymania tematu, nadal nie zdradził jej, gdzie dokładnie zmierzali. — Więc przepraszam, że trzymam cię w niepewności, ale to dla dobra n a s z e j sprawy — zaznaczył, jednocześnie pomiędzy słowami dając jej znać, że dokładnie pamiętał, jakie było jego zadanie, zamierzał je wypełniać powoli i skrupulatnie, jednakże nie nachalnie, tak przy okazji, lecz by Maude nie czuła się przytłoczona czy obserwowana.

Jej komplement wywołał lekkie zaskoczenie na jego twarzy, które zaraz przemieniło się w rozbawienie. W swoim życiu James nie słyszał zbyt wielu pochlebnych słów, więc wcale nie był nauczony ich przyjmowania, ale także nie miał potrzeby ich negowania.

— W twoim świetle każdy wyglądałby dobrze — przekierował meritum rozmowy na jej osobę, to ona była powodem utrzymującego się uśmiechu na jego twarzy, zatem jego słowa były dla niego prawdą samą w sobie. Na deptaku mijali coraz mniej ludzi, a on sam dobiegał ku końcowi. Dookoła nie było widać nic szczególnego, co mogłoby wyglądać na wyjątkowe miejsce, do którego miał zabrać ją James. — Mamie podobał się obraz? — wykorzystał tę chwilę, by dopytać o coś mniej istotnego, jednak dla niego jako dla twórcy niezmiernie ważnego.

Wędrowali ku niewielkiemu mostowi, za którym ścieżka niespodziewanie się urywała. James bez wahania zsunął się na trawę, wyciągając rękę w stronę Maude. Wydawało się, że kierują się prosto w gęste zarośla – niewielki lasek, z którego zaczęły dobiegać dziwne dźwięki – mieszanina śmiechu, gitary i czyjejś śpiewającej melodii. Gdy przeciskali się przez gałęzie krzewów, pierwsze pojawiły się kolorowe lampki, których światełka migotały między liśćmi jak magiczne świetliki. Parę kroków dalej, między drzewami, wyłonił się ręcznie malowany szyld z napisem wejście dla wszystkich szukających.

Gdy w końcu przedarli się przez kurtynę zieleni, rozciągnęła się przed nimi polanka, na której trwała najbardziej kolorowa impreza, jaką kiedykolwiek Maude mogła zobaczyć. Artyści w luźnych, poplamionych farbą ubraniach siedzieli na poduszkach i kocach, malując na sztalugach przy świetle lampionów. Ktoś grał na gitarze, ktoś inny recytował wiersze, a grupa ludzi tańczyła boso wokół ogniska. Wszędzie wisiały obrazy – na sznurkach między drzewami, oparte o pnie. Powietrze wypełniały zapachy dymu z ogniska, świeżej farby i palonego zioła, a nad wszystkim unosił się duch absolutnej swobody i twórczej ekstazy.

— Witam w naszym małym, torontońskim raju, w którym każdy może być w pełni sobą... — zaczął mówić Rutherford, ale nawet nie zdążył dokończyć swojego zdania, bo przed nim znikąd wyrosła czarnoskóra dziewczyna z kolorowymi dredami, która bez żadnego uprzedzenia złożyła krótki pocałunek na jego ustach.

— Cześć, Jamie — przywitała się i zaraz równie prędko pojawiła się przed Maude, zachowując się dokładnie tak samo. — Witaj, piękna nieznajoma — powiedziała, uśmiechnęła się szeroko i powędrowała dalej. James uśmiechnął się nerwowo, odprowadził dziewczynę wzrokiem, po czym przeniósł go na blondynkę.

— To była Kiara. Być w pełni sobą dla różnych ludzi, oznacza różne zachowania — wytłumaczył pośpiesznie, licząc, że Maude nie poczuje się przytłoczona jej śmiałością. On już całkowicie do niej przywykł, tak jak stali bywalcy ich małego azylu. Skinął głową w kierunku miejsca, które wyglądało na zbudowany prowizorycznie z różnokolorowych desek baru o nazwie artystyczna studnia. — Daj temu miejscu pół godziny, a jak po tym czasie będziesz chciała stąd uciec, to nie będę trzymał cię siłą...

maude murphy
jamie
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
28 y/o, 172 cm
kustosz art gallery of ontario
Awatar użytkownika
call me a lover, disaster, whatever
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

To jedna z tych sytuacji, w których musisz poczuć na własnej skórze, co oznacza wolność.


Zadanie z pozoru łatwe i przyjemne wywołało u Maude lawinę myśli, na moment zacierając wypisane na twarzy zadowolenie. Smaku wolności nie dało się wymazać z pamięci – potrafiła opisać go nawet teraz, choć wydawało jej się, że ostatni raz skosztowała go mniej więcej w czasie, w którym w każdy piątek kupowała hot-dogi z budki przy domu kultury. Gdy nieskrępowanie stąpała po deskach amatorskiego teatru, widząc w pojedynczych widzach wizję sali wypełnionej po brzegi. Gdy w mroźne popołudnia razem z Rutherfordem rzucali śnieżkami w sklepowe witryny w drodze na przystanek.

Wszystko później przypominało błyskawicę – wolność trwała wystarczająco długo, by ją dostrzec, ale za krótko, by ją poczuć. Niegdyś marzyła o dorosłości, naiwnie kojarząc ją z wolnością, a każdy mijający rok zdawał się oddalać ją od niej. A teraz James prowadził ją do miejsca, w którym była ona odgórnie zagwarantowana i Murphy nie miała pojęcia, czy potrafi się na nią otworzyć. Nie obawiała się wolności – raczej jej konsekwencji w postaci buntu wobec narzuconych ram, ciężkiego powrotu do codzienności różniącej się od życia artysty.

Odbicie piłeczki rozbawiło Maude. Zaśmiała się, spoglądając w kierunku tafli wody, w której odbijały się latarnie i Księżyc. Nie chodziło o samą treść, chociaż ta, gdyby została wypowiedziana w innych warunkach przez kogoś innego, przypominałaby tandetny podryw. Był intrygujący również w tym zakresie – nie zaprzeczał, nie sugerował, że blondynka przesadza. Zamiast tego, czy zwyczajnych podziękowań za miłe słowo, wysuwał w jej stronę komplement o większej wadze. Murphy bynajmniej nie narzekała, czując, jak jej nastrój zmienia się na lepszy dzięki jego odpowiedzi.

Uśmiechnęła się pod nosem na pytanie o matkę. Przewidywała ciekawość, choć sama nie chciała poruszać tematu. Theresa Murphy była trudnym człowiekiem – kapryśnym, nieskorym do pochwał czy przyznania innym racji. W ciągu blisko trzydziestoletniego życia Maude nauczyła się odczytywać emitowane przez rodzicielkę sygnały, a przynajmniej taką miała nadzieję. Błysk w oku matki sugerował, że prezent przypadł jej do gustu, jednak z ust wypadło coś innego: stać cię na coś lepszego, Maude.

Theresie nie chodziło o obraz – ten niezaprzeczalnie cieszył jej oko. Maude widziała, jak matka uważnie przygląda się malunkowi, na moment wstrzymując oddech, jakby świadomość, że autorem był Rutherford, przeniosła ją w czasie do dni, w których jeszcze liczyło się dla niej coś więcej niż prestiż. A jednak sądziła, że córka powinna bardziej się postarać i podarować matce coś, czym ta z dumą będzie mogła chwalić się przed znajomymi. Nie było miejsca dla sentymentów.

Spodobał się jej. Obraz wisi teraz w pokoju muzycznym i zastąpił moje zdjęcie z zakończenia przedszkola muzycznego. Nigdy więcej nie podaruję jej niczego twojego, jeśli ma zamiar wymieniać każdą moją fotografię na obrazy wróciła spojrzeniem do towarzysza.

Nie pytała, gdzie zmierzają ani jak długo jeszcze będą szli. Z każdym pokonanym metrem coraz bardziej oddalali się od spacerowiczów, których z każdą minutą ubywało. Murphy niejednokrotnie przechadzała się deptakiem, ale nigdy nie zapuściła się aż na jego koniec. Chwyciła wyciągniętą w jej kierunku dłoń, od razu żałując wyboru obuwia. Skórzane baleriny nie stanowiły dobrej ochrony przed formującą się rosą – podeszwy ślizgały się po wilgotnej trawie, zmuszając kobietę do bacznego stawiania stóp na podłożu.

Gdy szli, do uszu dobiegały zmieszane ze sobą odgłosy, przykuwając jej uwagę. Podnosząc głowę, skupiła się na tym, co znajdowało się przed nią. Trzymała się tuż za plecami Jamesa, dostrzegając znad jego ramienia napis. Ciekawość sięgała zenitu – Maude wydawało się, że wkracza na teren niedostępny dla zwyczajnych ludzi. Jakby pośrodku lasku istniała tajemnicza strefa, do której można wejść wyłącznie przez portal dla ekscentryków zakochanych w sztuce.

Murphy przystanęła, pochłaniając otoczenie wzrokiem. Pragnęła wszystko omieść spojrzeniem, lecz było tego za wiele, by zrobić to w krótkim czasie. Odpuściła więc, spokojnie prowadząc obserwacje. Nigdy wcześniej nie znalazła się w centrum podobnego zgromadzenia. Pełni swobody ludzie bawili się tak, jakby nie było nikogo wokół. Tańce, śpiewy, iskry z ogniska. Rozlane farby, setki maleńkich światełek nad nimi i echa śmiechów sprawiły, że zakręciło jej się w głowie w najlepszy z możliwych sposobów. Z zachwytem wymalowanym na twarzy zwróciła się w stronę Rutherforda, który jako pierwszy postanowił przełamać ciszę.

Dziewczyna pojawiła się znikąd, zamykając Jamesowi usta swoimi własnymi. Maude ściągnęła brwi, puszczając w końcu męską dłoń i nieznacznie się odsunęła. Czarnoskóra zaskoczyła jeszcze bardziej, gdy zbliżyła się do jasnowłosej, aby przywitać ją w podobny sposób. Przybyszka zniknęła równie szybko, co się zmaterializowała, pozostawiając za sobą zdezorientowaną kobietę. Murphy nie zdołała nawet odpowiedzieć na jej słowa, obserwując oddalającą się postać. Spojrzała na Rutherforda, jakby poszukiwała wyjaśnień – otrzymała je, zanim zdążyła się odezwać.

Lubię ją zaśmiała się, widząc wyraz jego twarzy. Być może Maude potrzebowała takiego wstępu – szokującego, ale niezaprzeczalnie serdecznego. I choć to mogło wydawać się głupie, dwudziestokilkulatka uznała przelotny buziak Kiary za zaproszenie do artystycznego gniazdka – zachętę do zanurzenia się w wolności, którą oferowało.

Spojrzała w kierunku wskazanego przez Jamesa miejsca i uśmiechnęła się enigmatycznie. Obawy artysty były absolutnie niepotrzebne, ponieważ Murphy z każdą sekundą i każdym dostrzeżonym elementem zdawała się oczarowana otoczeniem, w którym się znalazła.

Pół godziny? Jamie, zarezerwowałam cały wieczór i bardzo możliwe, że będziesz mnie stąd wyprowadzał siłą łapała za słówka Rutherforda, a także jego otwartej znajomej, ciągnąc go za ramię w kierunku artystycznej studni.

Pierwszy przystanek wieczoru świetnie wpasowywał się w klimat – był idealnie niedoskonały, kolorowy z deskami, po których lepiej było nie przejeżdżać dłonią, jeśli chciało się uniknąć drzazg wbijających się w palce.

A tak na poważnie… To miejsce jest specyficzne, ale naprawdę mi się podoba. Dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś mówiąc to, skupiła spojrzenie na towarzyszu, by po chwili ponownie skanować okolicę.

Domyślała się, że James był częstym bywalcem i bynajmniej się temu nie dziwiła. Każdy był wyjątkowy i czymś się wyróżniał, a jednak wszyscy zebrani tworzyli spójną całość. Maude miała wrażenie, że na ten jeden wieczór scaliła się z nimi – nie czuła na sobie niewygodnych spojrzeń, nie było też miejsca na nieprzyjemne szepty. Obserwowała zupełnie inny świat, w którym nie czuła nic poza wewnętrznym spokojem. Być może powodem tego stanu była ogólna atmosfera, może to obecność znajomej duszy w nowej sytuacji działała kojąco – a być może to połączenie tych dwóch czynników.

Mam pomysł na ujawnienie prawdziwych barw. Powinniśmy w coś zagrać… Proponuję prawdę czy wyzwanie uniosła brew, wyczekując reakcji. Ktoś tuż obok nich odłożył z brzękiem na blat pusty kieliszek, podsuwając kobiecie inną koncepcję Albo nie. Nigdy przenigdy, a jeśli druga osoba to zrobiła, musi wypić shota.

Szkło w prowizorycznym barze było przeróżne – cienkie i grube, kolorowe, nawet lekko uszczerbione. Ku własnemu zaskoczeniu, Murphy uznała to za intrygujący szczegół. To wszystko wydawało jej się bardziej ludzkie niż perfekcyjnie wypolerowane naczynia, przypisane do konkretnych typów trunków.

Ja zacznę zapowiedziała, milknąc na moment. W umyśle Murphy przewijały się kolejne aktywności – wszystkie z listy wykonanych. Rozejrzała się w poszukiwaniu koła ratunkowego, zanim przekaże Rutherfordowi pałeczkę i wtedy kątem oka zauważyła ciemnowłosego chłopaka zaciągającego się skrętem Nigdy przenigdy nie paliłam marihuany.


James A. Rutherford
maude
zniosę wszystko, ale z chatemGPT nie podchodź
28 y/o, 188 cm
artysta + barman | the painted lady
Awatar użytkownika
colors run through my mind like a dream
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Odpowiedź odnośnie jego obrazu oraz jego zagospodarowania w domu pani Murphy wywołała na twarzy Jamesa lekki, szczery uśmiech. Brzmiało to nieco komediowo, gdyż wyobrażał sobie, że wcale nie chodziło o zastąpienie zdjęcia Maude, tylko najpewniej w tym miejscu ten obraz wyglądał najkorzystniej – gdyż odpowiednie zaprezentowanie obrazu, wybór najlepszego światła i przestrzeni otaczającej płótno – także były niesamowicie ważne w kontekście odbioru dzieła. Jej słowa odebrał jako półżart i skinął lekko głową, nie chcąc podtrzymywać tej tematyki, jeżeli mimo wszystko mogłaby wzbudzić w niej pewien dyskomfort, a co więcej zwyczajnie otrzymał odpowiedź na swoje pytanie i nie chciał zagłębiać się w nią – to świadczyłoby o narcystycznej potrzebie wysłuchiwania pozytywnych komentarzy odnośnie swojej twórczości, a w tej kwestii James był skromny i powściągliwy.


── ⋅ ⋅ ── ⋅ ⋅ ── ⟡ ── ⋅ ⋅ ── ⋅ ⋅ ──


Rutherford wyczekująco spoglądał w twarz blondynki, obawiając się, że odruchowo może pojawić się w niej konieczność obrony przed taką nieobyczajnością i liberalnością – której odgórnie nie zakładałby w odniesieniu do Murphy. Jednocześnie z naiwną nadzieją poszukiwał w niej echa tamtej dziewczynki, o której wspomnienia wracały do niego, jak on sam wracał do swych ulubionych obrazów, które wprowadzały go w największe natchnienie. Jakby to było wczoraj James pamiętał jak pastelowe opaski wplecione w jej jasne włosy pasowały do koloru bucików. Jak każda jej wypowiedź układała się w rozbudowane, kwieciste zdania pełne wyrazów szacunku i grzeczności. Jak chwila zwątpienia pojawiała się w niej, gdy James proponował jej udział w najlepszej zabawie na świecie – skakaniu po kałużach. Życie w cieniu etyki było dla niej niegdyś tak naturalne jak oddychanie - chaos i frywolność pozostawały za progiem jej uporządkowanego świata.

Usłyszawszy jej odpowiedź, poczuł, jak spokój rozlewa się po jego ciele niczym ciepła fala. Ta cząstka Maude, która śmiała się w niebogłosy skacząc razem z nim po kałużach, nadal tliła się w tej kobiecie niczym iskra w popiele. Świadomość, iż była mu bliższa niż mogłoby wydawać się przy pierwszym spotkaniu, sprawiła, że jego obawy odnoście osobliwości tego miejsca i próby odnalezienia się w nim Murphy, rozbiły się niczym fale o skaliste wybrzeże.

— Cieszę się — odpowiedział swobodniej. — Miałem nadzieję, że to miejsce cię zauroczy... na razie zrobiła to Kiara, ale ona też jest jego częścią — pozwolił sobie nawet na nieznaczny żart. Jego wcześniejsze słowa sugerowały pewne obawy, jednak teraz nie było już po nich śladu. Był tylko on, Maude oraz kolorowy raj, w którym nie istniały ż a d n e ograniczenia, poza ich własną wyobraźnią. — To miejsce ma swoją duszę... nie dzięki światełkom, kolorom czy nawet obrazom, tylko dzięki tym wszystkim ludziom, którzy tkają atmosferę swobody, ciepła i zrozumienia — powiedział, zerkając na tłum, który właśnie bawił się przy ognisku. Wokół nich kolorowy chaos torontońskiego azylu tętnił życiem jak serce artysty. James obserwował Maude w tym świetle – jej włosy złociły się w blasku płomieni, a w oczach migotało coś, czego nie potrafił jeszcze nazwać, ale co sprawiało, że jego własne serce przyspieszyło rytm.

To było dokładnie to, na co liczył – zobaczyć ją w miejscu, gdzie maski same opadały, gdzie nie trzeba było udawać kogoś innego. Tutaj, między barwami i śmiechem, może w końcu odkryje, kim n a p r a w d ę była Maude Murphy pod warstwą grzeczności i konwenansów. Niemal klasycznie dla samego siebie zamyślił się – nieco przydługo – a gdy wrócił spojrzeniem do oczu blondynki, to ta wyszła już do niego z propozycją nie do odrzucenia. Nie zdążył nawet zareagować, a gra już się zaczęła. Jego usta były lekko rozchylone, jakby bardzo mocno chciał coś powiedzieć, jednak w tym momencie zorientował się, że tuż przy nich – tylko po drugiej stronie – stał Avery, który patrzył się na niego nieco intensywnie, by na koniec lekko, niemal niezauważalnie, ruszyć potwierdzająco głową.

— Jasne, możemy zagrać... tylko dla Maude przygotuj coś lekkiego, bo nie miała jeszcze okazji pić twoich wyrobów, Avery — odpowiedział Jamie, zerkając na mężczyznę, niewysoki brunet z lekkim zarostem mu przytaknął i zaczął przygotowywać dwa zestawy szotów.

Cicho parsknął, gdy padło z jej ust te pierwsze nigdy przenigdy, gdyż jak można było wnioskować po unoszącym się zapachu – palenie zioła było totalną normalnością w ich środowisku, także Maude ustrzeliła pewniaka i to już na samym początku ich n i e w i n n e j zabawy.

— Także jedna kolejka dla mnie... Skoro zaczynamy od oczywistości, to wybacz, ale nie mogę pozostać ci dłużny... Nigdy przenigdy nie pocałowała mnie osoba tej samej płci — powiedział, wiedząc, że jego zagrywka była nieczysta – jednak chodziło tutaj o dobrą zabawę, prawda?! – więc liczył, że Maude wybaczy mu tę rundę, a w kolejnej ich szanse będą już bardziej wyrównane.

W międzyczasie Avery postawił przed nimi dwa zestawy szotów – przed Maude pięć kieliszków o zabarwieniu truskawkowym, a przy Jamiesie identyczną ilość w kolorze cytrynowym. Malarz chwycił jeden z kieliszków i wypił go, nadrabiając w ten sposób poprzednie pytanie, bo palaczem marihuany był – nawet nie takim okazjonalnym – co po chwili udowodnił, sięgając do kieszeni swoich spodni i wyciągając z nich paczkę – pozornie normalnych papierosów. W niej mieścił się jednak klasyczny skręt – jeden z kilku – który po wyciągnięciu, czekał cierpliwie w jego palcach tak, jak kolejne pytanie, które wisiało pomiędzy nimi w powietrzu.

maude murphy
jamie
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
28 y/o, 172 cm
kustosz art gallery of ontario
Awatar użytkownika
call me a lover, disaster, whatever
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

To miejsce miało swoją duszę – Murphy poczuła to już w pierwszych sekundach od przybycia. To, o czym mówił James – ciepłe światła, gama barw oraz dziesiątki przedmiotów, które zwróciły jej uwagę – było tylko oprawą wspomnianej duszy. Nie mogła się z nim nie zgodzić, w końcu na wstępie poznała jedną z osób tworzących ten zakątek. Kiara, chociaż zjawiła się w pobliżu na chwilę, wywołała pozytywne wrażenie swą otwartością. Jeśli czarnoskóra stanowiła prolog tego, jacy ludzie tego wieczora się tam zebrali, Maude nie miała wątpliwości – znalazła się w otoczeniu pięknych, wielowymiarowych osobowości.

Nie czuła się przytłoczona dźwiękami i widokami. Była raczej lekko spłoszona i zaciekawiona, a śmiałości dodawał jej jedyny znajomy element – Rutherford. Dynamika pomiędzy nimi, pomimo upływu lat i całkowitego zerwania więzi, pozostała nienaruszona. Pokazywał jej coś, co dla niego było częścią normalności, dla niej zaś było to zupełną nowością. I, podobnie jak kiedyś, nie krępował jej ten stan rzeczy. Nigdy nie spoglądał na nią, jak na wybryk natury, raczej jak na uczennicę skorą do nauki i, choć ani razu tego nie skomentowała, była mu wdzięczna za obrane podejście.

Znajdowali się na jego terytorium, a jednak blondynce udało się na moment wybić go z rytmu. Obserwowała, jak rozchylił usta tylko po to, by finalnie nie powiedzieć nic. Być może postawiła go pod ścianą, a ponaglający wzrok barmana, który pojawił się znikąd, nie pomógł artyście, lecz doskonale poradził sobie z tą sytuacją. Murphy demonstracyjnie przewróciła oczami, gdy towarzysz zamówił dla niej coś słabszego. Rzadko sięgała po trunki, zwykle wybierając wino, po którym wpadała w sentymentalny nastrój. Tym razem nie było miejsca na melancholię, ponieważ miała przed sobą konkretny cel – wypić mniej od Rutherforda.

Maude nieświadomie rozpętała wojnę swoją pierwszą propozycją. W jej umyśle to nigdy przenigdy nie brzmiało aż tak oczywiście. Nie planowała iść na skróty, ale ku jej nieszczęściu Jamie fory dla niej ograniczył wyłącznie do osłabienia mocy drinków. Słysząc jego wyznanie, chciała zaprotestować, rozłożyć jego słowa na czynniki pierwsze i rozpocząć filozoficzne rozważania na temat tego, czy ruch Kiary rzeczywiście można było uznać za pocałunek – w końcu ich wargi spotkały się tylko na ułamek sekundy. Odpuściła, z wyolbrzymionym westchnieniem wzruszając ramionami.

Naprawdę, James? To niesprawiedliwe, byłeś świadkiem tego pocałunku. To się nie liczy udała naburmuszoną, przeciągając ostatnią głoskę jego imienia. Powstały dźwięk przypominał syczenie węża i właśnie na tym jej zależało. Zwierzę to miało wiele znaczeń: od symbolu zdrady i podstępu w chrześcijaństwie po transformację i szczęście w kulturze Wschodniej. Jakimś sposobem artysta i jego zachowania pasowały do obu idei, pozostawiając Maude w ciągłym odurzeniu jego osobą.

I chcesz mi powiedzieć, że żaden facet nie jest tutaj tak otwarty i serdeczny, jak Kiara? uniosła brew, jakby niedowierzając. W gąszczu tak różnorodnych person powinien znajdować się choćby jeden mężczyzna kochający przedstawicieli swojej płci. Maude uważała, że czarnoskóra w tak licznym gronie musiała mieć swoje męskie odbicie No, chyba że… To ty pocałowałeś jego zażartowała, wykorzystując konstrukcję jego zdania.

Wbrew własnym protestom obserwowała pojawiające się przed nimi kieliszki, gotowa na wypicie zawartości jednego z nich. Przyglądała się kolorowej cieczy, pozwalając, by Rutherford opróżnił szkło jako pierwszy. Blondynka spokojnie przechyliła kieliszek, wpierw czując na języku przyjemny smak truskawki, który prędko rozgoniło szorstkie drapanie w przełyku. Maude skrzywiła się nieznacznie, odkładając naczynie z impetem większym, niż zamierzała. Avery najwyraźniej zapomniał o poleceniu malarza lub – o zgrozo – posiadał skrzywioną definicję lekkich drinków. Murphy otrząsnęła się z alkoholowego szoku, wlepiając spojrzenie w poczynania Jamesa.

Ściągnęła brwi, gdy zaczął wertować kieszeń. Wyjął z niej paczkę papierosów… Nie, to nie papierosy. Maude rozluźniła mięśnie czoła, unosząc nieznacznie kąciki ust. Nie spuszczała wzroku z dzierżonego przez niego blanta, w myślach zwycięsko klaszcząc. James, mniej bądź bardziej świadomie, podsuwał jej kolejne pomysły. Nieczyste i niegodne, ale oboje porzucili już jakiekolwiek reguły gry.

Zły ruch zaświergotała, odczuwając niemal dziecięcą euforię na myśl o kolejnym punkcie po swojej stronie. Niewinna zabawa obróciła się w dążenie po trupach do celu, a blondynka bynajmniej nie zamierzała się wycofać.

Wypięła pierś, jakby przygotowywała się do wygłoszenia przełomowego przemówienia. Zanim odizolowała się od dobiegających zewsząd odgłosów i krzątających się ludzi, omiotła wzrokiem pobliże, jakby chciała upewnić się, że jedynymi świadkami zbrodni będą właśnie oni.

Zmusiłeś mnie do tego… zaczęła, przerzucając na jego barki odpowiedzialność za to, co siedziało w jej głowie. Przysunęła się do niego, oczyma kursując między jego twarzą a trzymanym jointem Nigdy przenigdy żaden malarz nie zaoferował mi skręta.

Nie czekając na jego reakcję, podsunęła w jego kierunku jeden z cytrynowych szotów. Delikatny uśmiech nie schodził z jej warg, gdy z błyskiem w oku wyglądała jego odpowiedzi. Być może tego wieczora to Maude weszła w rolę węża.


James A. Rutherford
maude
zniosę wszystko, ale z chatemGPT nie podchodź
28 y/o, 188 cm
artysta + barman | the painted lady
Awatar użytkownika
colors run through my mind like a dream
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Jej oburzenie przypominało mu szkic z przesadną kreską i wyrazistym konturem – jak studium postaci, której mimika wymyka się powadze sytuacji. Jednocześnie było niezwykle u r o c z e. Nic dziwnego, że wywołało bezwiedny, szeroki uśmiech na niego twarzy – który nie miał nic wspólnego z kpieniem! – on był po prostu pod zachwytem tego, jak Maude Murphy – ta sama dziewczyna, która podczas ich pierwszego spotkania w domu kultury, niosła w sobie chłodną elegancję, teraz podczas pijackiej gry, bulwersowała się jakąś niesprawiedliwością jego poczynań. James przez chwilę pozwolił sobie jedynie patrzeć – jakby Maude była częścią obrazu, który dopiero zaczynał szkicować w głowie. Widział kontrast między kolorem jej skóry a ciepłym światłem sączącym się z kolorowych lampek, cieniem rozlewającym się miękko na jej policzku. Szkoda, że ten kadr psuła nieco wojownicza mina, ale może właśnie ona nadawała charakteru – jak plama farby, która wbrew intencji nadaje obrazowi prawdziwe życie.

Gdy Maude opowiadała o grze, którą chciała rozpocząć, wcale nie wspomniała, że wprowadza zasady, które miały być fair. Co więcej, w mniemaniu Rutherforda było to tylko wyrównanie rachunków, gdyż ona sama zaczęła od takiej oczywistości – że mógłby spróbować zarzucić jej próbę upicia go! – jednak powstrzymał się przed tą sugestią, tylko z dobrze sobie znanych powodów.

Jego spojrzenie powędrowało ponownie w bok, przeskakując po licznych i roześmianych twarzach. Kobiety dominowały w tym kadrze, ich głosy i kolory ubrań tworzyły żywą paletę, przy której nieliczni mężczyźni wyglądali jak przygaszone tło. Kobiety z natury były bardziej otwarte, częściej dopuszczały do siebie myśl o byciu kimś innym, należeniu do pewnej odrębnej społeczności. Mężczyźni podejmowali często zupełnie inny kierunek w dziedzinie sztuki, bardziej oficjalny, James był nielicznym wyjątkiem od reguły w tym gronie. A ci chłopcy, którzy już tu byli...

— Czy mam to uznać za twoją rundę? — zapytał, pochylając się nieco do przodu. — Bo nie mam zamiaru na próżno udzielać odpowiedzi na osobiste pytania — odpowiedział tak poważnie, jakby to faktycznie mogła być prawda, jednak cień uśmiechu niezmiennie tułał się na jego twarzy. Tajemniczo uniósł brew do góry, tym samym nie mówiąc ani tak ani nie, zatem jeżeli Maude chciałaby poznać odpowiedź na TO pytanie, to musiała zadać je przy kolejnej szansie!

Po wypiciu shota James minimalnie się skrzywił, jednak była to zwyczajna reakcja na intensywny, kwaśny posmak, który pozostał na jego języku. Szczerze liczył, że Avery zrozumiał jego przekaz – akurat znali się na tyle dobrze, blisko – że czuł się raczej spokojny, iż nie przesadził, robiąc trunek dla Murphy. Przecież nie wyglądałoby to dobrze, gdyby Maude podczas ich pierwszego spotkania, upiła się do nieprzytomności bądź skończyła jeszcze gorzej z głową między swoimi nogami, schowana gdzieś w gęstych zaroślach.

James zmrużył powieki, oczekując rozwinięcia. Na ten moment nie wiedział, na czym polegał jego „zły ruch”, jednakże skoro Maude przyjmowała bojowe nastawienie – a tak wyglądało to w jego perspektywie – to odłożył skręta na drewniany barek i skoncentrował na jej swoje spojrzenie. Dał jej odpowiednią ilość czasu, obserwując ją przy tym bardzo uważnie, aż w końcu rzuciła kolejne słowa.

Wbrew pozorom James nie zareagował pośpiesznie. Jego spojrzenie uciekło w górę, a dłonie splotły się z tyłu jego głowy. Zastanawiał się. Wędrował w odmętach swojej pamięci, żeby przypomnieć sobie coś bardzo konkretnego. Gdyż niestety, ale to nie był taki złoty strzał, jak Maude mogło się pozornie wydawać.

— Zazwyczaj to ja wszystkich częstuję, bo wiedzą, że nigdy nie odmawiam... — powiedział nagle, nie zmieniając jednak pozycji, jednak w międzyczasie tłumacząc jej, co konkretnie przetwarzał. W pewnej chwili jedna z jego dłoni oderwała się od głowy i powędrowała w stronę kieliszka, lecz niczym go złapała, to nagle zatrzymała się w powietrzu. Niespodziewanie uniósł obie wyprostowane ręce do góry, pstryknął palcami, wyprostował palce wskazujące i opuścił ręce do dołu, mierząc w nimi blondynkę.

Malarz... Żaden malarz nie oferował mi skręta... malarka, tak, ale nie malarz — powiedział wyraźnie zadowolony ze swojego toku rozumowania, opuszczając dłonie na swoje uda. Naturalnie Maude mogła się kłócić, że była to ogólnie przyjęta formuła, niemająca na celu wskazywania płci owej osoby, ale... fakt był taki, a nie inny, a uśmiech na twarzy Jamesa sugerował, że ten nie miał zamiaru sięgnąć po kieliszek.

— Nigdy przenigdy nie korzystałem z tindera — rzucił szybko, szczerze powiedziawszy, obstawiał, że to będzie jego kolejny strzał w dziesiątkę.

Niemal wszyscy, których znał, korzystali z tej aplikacji – nawet w środowisku artystycznym – on osobiście nigdy nie potrafił przemóc się do tak płaskiej formy kontaktu. Wybrania zdjęcia, które miałoby być jego wizytówką, stworzenia krótkiej charakterystyki samego siebie, która miałaby brzmieć zachęcająco, a później jeszcze uczestnictwa w tych pięciosekundowych igrzyskach, podczas których potencjalnie decydowało się o swoim przyszłym życiu uczuciowym. James był mentalnie za stary na tego typu rozgrywki.

maude murphy
jamie
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
28 y/o, 172 cm
kustosz art gallery of ontario
Awatar użytkownika
call me a lover, disaster, whatever
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Nieskrępowany formalnościami charakter artystycznego gniazda wpływał na Maude odprężająco. Wraz z chwilą, w której wyszli zza gęstej roślinności, zniknęły kotłujące się w jej czaszce myśli. Każdy problem, niezależnie od jego wagi, tego wieczora przestał istnieć, jakby negatywy nie miały wstępu na teren dla wszystkich szukających. Ciało naświetlane setkami małych światełek znalazło się w stanie duchowej harmonii i, choć jej mimika mogła wskazywać na niezadowolenie, dawno nie czuła się tak dobrze. Tułów delikatnie kołysał się w rytm wygrywanych na gitarze – a może również innych instrumentach, których nie wyłapało jej ucho – dźwięków, a spojrzenie co rusz zmieniało swoje położenie. Nie wadziły jej głośne rozmowy, okazjonalne okrzyki czy wybuchy śmiechu – chłonęła każdy odgłos, który w dowolnym innym miejscu kanadyjskiej metropolii wywołałby u niej irytację. Przypatrywała się Jamesowi, jakby pragnęła zapytać: czy ty też czujesz ten spokój?

Zaśmiała się pod nosem, gdy zrozumiała, jak bezsensowne byłoby to pytanie. Odpowiedź była oczywista – znał to miejsce i wiedział, co ono robi z ludźmi. Murphy zaczęła dostrzegać zachodzący w niej proces – przyjemny spokój był przedsionkiem wolności i to właśnie w nim się znajdowała. Nie chciała się wycofać – raczej kroczyć szybciej, by czym prędzej dotrzeć do obiecanego celu.

Na próżno? uniosła brew, pozbywając się z twarzy wszelkich oznak rozbawienia. Wzrok stał się surowszy, a ciało zastygło w bezruchu Myślałam, że nic między nami nie jest na próżno.

Słowa zawisły w przestrzeni między nimi. Wbrew poważnemu tonowi, zostały one wypowiedziane w ramach żartu – niedopracowanego, podświadomie podszytego aluzją. Każda wypowiedź czy gest w ich przypadku niosły za sobą znaczenie i odpowiedzialność. Obustronna zgoda na proces w nieustalonej odgórnie formie zobowiązywała ich do wzmożonego doznawania, a jednak Murphy się wahała – nie wiedziała, na jaką otwartość z jego strony mogła liczyć ani jak daleko sama ustawi granicę. O ile w ogóle będzie musiała ją wytyczyć. Wyszła z aktorskiego transu, gdy Rutherford przechylił swój kieliszek. Ponownie się rozpromieniła, jakby utrzymywanie neutralnego wyrazu było czymś nienaturalnym.

Nowa kolejka, wyrównane szanse i zaskakująco długie zastanowienie się Jamesa. Wyglądał, jakby wertował każde wspomnienie, zaglądając nawet w te najodleglejsze zakamarki pamięci. Jej pewność pozostawała niezachwiana – przecież to musiało kiedyś mieć miejsce. Murphy podobała się taka wersja Rutherforda. Wpatrzony w konkretny punkt dla lepszej koncentracji z wypiętą piersią, a jednocześnie odprężony i rześki. Maude z satysfakcją obserwowała, jak mężczyzna wyciąga dłoń w kierunku swojego drinka – wypicie go było tylko formalnością, gdyż zdążyła już dopisać sobie kolejny punkt na wyimaginowanej tablicy wyników. Gdy się zatrzymał i otworzył usta, wiedziała, że wymyślił coś, co sprawi, że remis utrzyma się jeszcze przynajmniej do następnej rundy.

Feminatyw – jako kobieta powinna była wiedzieć i użyć też formy żeńskiej. Pokręciła głową z rozbawieniem i fałszywą dezaprobatą. Sprytny, wyraźnie sprytniejszy od niej. Oparła głowę na dłoni, odpuszczając sprzeczkę o to, kto ma rację. James miał nad nią przewagę – sprzyjał mu brak regulaminu gry oraz zamglenie kobiecego umysłu, wywołanego już nie tylko przez otoczenie, ale także etanolu stopniowo rozlewającego się po jej mózgu.

Tinder? nazwę randkowej aplikacji wypowiedziała z jawną niechęcią, mogącą sugerować, że nigdy nie zdecydowała się na założenie tam konta. Sądziła, że znalezienie drugiej połówki w internecie graniczyło z cudem, a w mężczyznach z sieci widziała raczej materiał na bohaterów kryminalnych podcastów – a jednak jakiś czas temu miała tam swój profil Wytrzymałam dwa dni. Wymyślenie opisu zajęło mi chyba godzinę i wykorzystałam limit znaków. A oni i tak tego nie czytali.

Machnęła ręką, ucinając temat wirtualnego randkowania. To nie było dla niej z wielu przyczyn – nie była mistrzynią pisania, ale za główny powód porażki uznała użytkowników aplikacji. Później na jej drodze pojawił się Charles i wszystko potoczyło się szybko – zanim Murphy poczuła coś więcej niż powierzchowne zainteresowanie, jej matka nazywała bruneta swoim synem, uznając go za prawdziwe błogosławieństwo i dowód na istnienie boga. W końcu tylko boży cud mógł zesłać jej latorośli tak fantastycznego – zamożnego – partnera. Maude westchnęła na myśl o Charlesie, który zdawał się w tej relacji biec obok teściowej, podczas gdy jego ukochana wlekła się metry za nimi. Bez ociągania wypiła truskawkowy płyn – tym razem była przygotowana na jego intensywność i nie dała się zaskoczyć. Odstawiła pusty kieliszek, ale nie zdjęła z niego dłoni.

Jamie zaczęła łagodnie, zwracając na siebie jego uwagę. Sunęła opuszkiem palca po rancie opróżnionego kieliszka, spoglądając w kierunku artysty. Niebieskie tęczówki wbrew temu, co przedstawiało koło barw i narzucała logika, były ciepłe i miękkie Gra z tobą to ogromna przyjemność i mogłabym bawić się tak do świtu, gdyby w tych kieliszkach znajdowała się woda. I gdybym miała lepszą passę… Muszę się wycofać i oddać ci tytuł zwycięzcy.

Maude wyciągnęła dłoń w jego stronę, aby pogratulować mu uściskiem. Nie miała problemu z przegrywaniem, ba! – triumfalny wyraz na twarzy Jamesa sam w sobie dawał jej satysfakcję, jednak w tym tempie i ze szczęściem po stronie Rutherforda, shoty prędko uderzyłyby jej do głowy. Nie podejrzewała znajomego o nic złego – być może naiwnie zakładając, że w jego towarzystwie czeka ją bezwzględne bezpieczeństwo. Obawiała się przede wszystkim samej siebie – nie chciała zmazać dobrego wrażenia przez alkoholową utratę kontroli nad własnymi działaniami.

Co dalej? Jakie jeszcze przygotowałeś dla nas atrakcje?

Im dłużej obserwowała jego postać, tym trudniej było jej odwrócić głowę. Wprost proporcjonalnie do upływu czasu – i liczby wypitych drinków również – wytwarzane przez malarza pole magnetyczne rosło w siłę. Gdy w końcu odkleiła od jego twarzy wzrok, wbiła go w otoczenie. To James wcielał się w rolę animatora – znał otoczenie jak własną kieszeń i to on na pierwszy przystanek wybrał bar. Maude nie zamierzała zaburzać tego porządku – mogła dodawać coś od siebie, ale wolała dać się prowadzić. To jego teren, jego inicjatywa – na dowodzenie przyjdzie czas, jeśli Murphy zaprosi go do swojego świata. Nie, nie jeśli.

Kiedy.


James A. Rutherford
maude
zniosę wszystko, ale z chatemGPT nie podchodź
28 y/o, 188 cm
artysta + barman | the painted lady
Awatar użytkownika
colors run through my mind like a dream
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Jego spokój rozsypał się jak piasek między palcami po konfrontacji z nieprzychylnym wyrazem twarzy blondynki. Dotychczas James czuł się naprawdę swobodnie, dzięki temu miejscu, ale także swojemu nastawieniu do dzisiejszego spotkania. Jednak nagle w przeciągu kilku sekund, uśmiech z jego twarzy rozpłynął się, przemieniając się w wyraz niezrozumienia i nawet lekkiego przerażenia, jakby właśnie popełnił naprawdę rażący b ł ą d, który mógł położyć się cieniem na ich całym dzisiejszym spotkaniu...

Realnie Jamie potrzebował chwili, by jego umysł przebrnął przez ten gąszcz nieporozumień i pojął, że to był przejaw poczucia humoru, a nie autentyczne oburzenie. Na jego szczęście nie mieli zbyt wiele czasu, żeby pochylić się nad jego niezorientowaniem, gdyż zaraz przeszli do kolejnego pytania, a one wymagało od niego zbyt wielkiego skupienia i przemyślenia jego treści, by mógł przejmować się jeszcze wcześniejszą sytuacją.

Jej dłuższa odpowiedź odnośnie aplikacji randkowej brzmiała na potrzebę wytłumaczenia się z korzystania z tej formy zawierania znajomości. Jakby jakaś jej namiastka potrzebowała być ponad – i była, o czym świadczył czas użytkowania tindera – i było jej wręcz głupio, że skusiła się do sprawdzenia tej możliwości. Cóż, Jamesowi wcale nie wydawało się to niewłaściwe czy gorszące, bo w wielu przypadkach należało czegoś spróbować czy zaznać, żeby przekonać się, czy ten kierunek był właściwy – tak samo było w sztuce, gdy w pewnym okresie swojego życia próbował różnych gatunków, żeby dowiedzieć się, co sprawiało mu największą satysfakcję.

— Słowa tam giną. Istotne są tylko zdjęcia. Istotne to nawet za dużo powiedziane... Tinder jest jak małe muzeum wypełnione przez ogromną ilość przeciętnych obrazów. Niemal żaden nie zatrzymuje uwagi na więcej niż trzy sekundy, a kto traciłby jeszcze swój czas na zerknięcie na tabliczkę informacyjną — podsumował swój stosunek do tej platformy, służącej do... wcale nie wydawało mu się, że do znalezienia miłości, nawet przyjaźni by tam nie szukał, bo nawet nie miałby pewności, że ktoś, kto wykazał zainteresowanie zapoznał się z jego opisem... to wszystko było dziwne, za dziwne na jego standardy – myślał tak facet, który zabrał ją do małego, kolorowego, upalonego raju schowanego w zaroślach Toronto.

Maude postanowiła wycofać się z tej małej rozgrywki, co wewnętrznie uspokoiło Jamesa. Wcale nie chciał jej upijać, bo wolał, żeby zapamiętała z tej wizyty jak najwięcej, co więcej od samego początku czuł lekki dyskomfort w tej sytuacji, bo... jego shoty były p o z b a w i o n e alkoholu. Jego porozumiewawcze spojrzenie z Averym dotyczyło właśnie tej kwestii. Rutherford odstawił procenty pewien czas temu i wolał nie podejmować tego ryzyka – zwłaszcza w takich warunkach – nie wiedząc, jak to mogłoby się dla niego skończyć. Jednocześnie nie czuł się na tyle komfortowo, żeby wdawać się teraz w rozmowę na ten temat. Tym bardziej że to spotkanie miało służyć, by on lepiej poznał Maude, a nie żeby ona odkrywała jego najmroczniejsze sekrety.

Kolejne pytanie lekko go onieśmieliło, gdyż wstyd byłoby mu przyznać, że nie przygotował żadnych atrakcji. To miejsce samo w sobie było tętniącą życiem atrakcją, a on przyjmował je za każdym razem to, co mu oferowało. James zabrał swojego skręta z desek, jednak nie schował go paczki papierosów, bo było pewne, że całkiem niedługo po niego sięgnie, więc odłożył go na swoje ucho, a jego wzrok powędrował po grupkach ludzi niczym pędzel szukający odpowiedniego miejsca na płótnie. Szukał czegoś, co najbardziej mogłoby p r z y p o d o b a ć się Maude, bo to ona była jego gościem i żeby spróbować wypełnić zadanie, które przed nim stało, to ona musiała mocniej poczuć aurę tego miejsca.

— Pójdziemy do Rose. Ona organizuje różne zajęcia związane z malarstwem... w sposób, który klasyczne podręczniki sztuki mogłyby uznać za heretycki — powiedział, pokazując jej dziewczynę stojącą z drugiej strony azylu i grupę kilku osób, która swobodnie siedziała na trawie. Skinął głową i spokojnym krokiem, skierowali się w ich stronę. — Jak ostatnio brałem udział w jej zajęciach, to celem było stworzenie obrazu na płótnie bez używania farb. Wymagało to główkowania i barek Avery’ego poniósł wtedy liczne szkody, ale to było bardzo ciekawe doświadczenie — powiedział, przytaczając jej jedną z takich historii, żeby Maude nie była mocno zaskoczona, gdy dołączą do grupy i usłyszy coś, co z malarstwem – w znaczeniu konwencjonalnym – może nie będzie miało zbyt wiele wspólnego.

Gdy dotarli do grupy Rose, James i Maude zajęli miejsca na trawie, wkomponowując się w ten kolorowy krąg jak dwie nowe nuty w już istniejącej melodii. Trawa była ciepła od słońca, a atmosfera wokół nich przyjazna. Rose właśnie tłumaczyła dzisiejszy eksperyment – uczestnicy mieli dobrać się w pary i poznawać swoje drugie połówki przez dotyk, malując ich portrety farbą nałożoną bezpośrednio na palce i dłonie. Nie na płótnie, na nich samych – ich ciała wzajemnie miały być dla siebie płótnem. Słowa Rose płynęły powoli i łagodnie, mówiąc o tym, jak prawdziwe poznanie drugiej osoby wymaga zaufania wszystkim zmysłom, nie tylko wzrokowi oraz o tym, jak farba na skórze może stać się mostem między dwiema duszami. James poczuł, jak jego puls przyspiesza nieznacznie – nie z nerwów, lecz z c i e k a w o ś c i. To było dokładnie to, czego potrzebował tego wieczora. Zerknął ukradkiem na Maude, zastanawiając się, czy ta forma zabawy artystycznej nie będzie dla niej zbyt odważna, czy jej otwartość sięga tak głęboko, jak sądził...

maude murphy
jamie
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
28 y/o, 172 cm
kustosz art gallery of ontario
Awatar użytkownika
call me a lover, disaster, whatever
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Maude bywała naiwna. Historia jej krótkiego bytowania w przestrzeni aplikacji randkowej dawała przedsmak tego, kim była. Chociaż grono osób poszukujących czegoś prawdziwego w jednym z najbardziej beznadziejnych miejsc było liczne, w jej przypadku owe perypetie stanowiły swoisty symbol całej osobowości. Rozum odradzał, ale serce szeptało, że spośród setek profili uda jej się wyodrębnić ten jeden – wyjątkowy, skrojony na jej miarę. Zraziła się szybko, jednak w jej głowie w okresie przed Charlesem co rusz pojawiała się myśl o ponownym zainstalowaniu Tindera – w końcu rzeka stale biegnie i się zmienia. Rutherford, choć nigdy na własnej skórze nie przekonał się o właściwościach aplikacji, podsumował ją bezbłędnie, tym samym wpędzając Maude w dziwny stan. Coś na podobieństwo wstydu osiadło na jej ramionach. Nie wstydziła się tego, że spróbowała – traciła rezon przez świadomość tego, że wierzyła, że ktoś tam mógł uznać ją za wyjątkową jednostkę.

Pytanie o następny punkt spotkania na dłuższą chwilę pozostało bez odpowiedzi – blondynka najwyraźniej zaskoczyła go swoim nastawieniem i chociaż jej zniecierpliwienie wynikało z czystej, być może nawet dziecięcej, ciekawości, nie chciała stawiać go w niewygodnej pozycji. Podążała spojrzeniem za Jamesem, przeprowadzając patrol na tym samym terenie, jakby jej oko mogło dostrzec coś więcej. Rozchyliła wargi, by zaproponować posiedzenie przy ogniu w samym centrum. Albo zapewnić, że siedzenie przy barze jest satysfakcjonujące i nigdzie nie muszą się ruszać. Że w każdym zakątku będzie jej dobrze i artysta nie musi zaprzątać sobie głowy. Jamie ją uprzedził, wskazując jedną z najbardziej odległych grup.

Naprawdę? Biedny Avery i jego bar Maude nie kryła rozbawienia – oczyma wyobraźni widziała uczestników zajęć wertujących zasoby lokalnego barmana w poszukiwaniu trunku w odcieniu najbardziej odpowiednim do ich wizji Mam nadzieję, że dzisiejsze zadanie będzie równie interesujące i mniej opłakane w skutkach.

Marsz lekkim krokiem wkrótce dobiegł końca – usiedli na trawie, przysłuchując się już trwającemu wykładowi. Murphy przyjmowała każdą kolejną informację, wlepiając wzrok w przemawiającą. Rose jako jedyna z zebranych stała, a jej ton był stabilny, jakby w każde wypowiedziane zdanie głęboko wierzyła. W wyjaśnienie zasad wplotła elementy światopoglądu, zyskując uznanie blondwłosej. Maude nie skupiała się na samym sposobie wykonania ćwiczenia, a na pożądanym efekcie. Być może w jej czaszce cicho szumiał alkohol, jednak w tamtym momencie słowa Rose całkowicie nią zawładnęły. Postawą przypominała zagubioną owieczkę odnajdującą guru sekty wpasowyjącej się do jej własnych przekonań. Kobieta zamilkła, ofiarując uczestnikom czas na dobranie się w pary. Murphy spojrzała wreszcie na Rutherforda i posłała mu półuśmiech, jakby chciała go zapewnić, że taka forma rozrywki jej odpowiada. Że rozumie i jest gotowa spróbować.

Rose swobodnie przechadzała się między utworzonymi dwójkami, przy każdej z nich – niczym dobra wróżka – pozostawiając farby. Murphy w międzyczasie zmieniła pozycję – uklęknęła, siadając na piętach naprzeciwko Jamesa. I dopiero wtedy dopadło ją uczucie tremy. Odległość ze strefy osobistej zmniejszyła się do intymnej – wystarczyło, by nieznacznie pochyliła się do przodu i miała swego towarzysza na wyciągnięcie na wpół wyprostowanej ręki. Maude nie wiedziała, co – i czy w ogóle – powiedzieć w trakcie oczekiwania na farby. Gdy na podłożu obok nich pojawiły się tubki, przechyliła się w ich kierunku, by chwycić jedną z nich. Ukradkiem podejrzała pozostałych uczestników eksperymentu i zanotowała, że wraz z Rutherfordem pominęli istotny etap.

Chyba powinniśmy… Och urwała w połowie zdania, gdy dostrzegła, jak James zdejmuje z siebie koszulkę.

Dała sobie czas na przyjrzenie się jego nagiemu torsowi, jakby chciała wpierw poznać wzrokiem swoje płótno. A było ono niezwykle wdzięczne – zarys mięśni tworzył naturalny szlak dla dłoni umoczonych w farbie. Obojczyki, grdyka i kości policzkowe wołały o jej opuszki – Maude przełknęła ślinę, czując bicie serca w gardle. Było miarowe, lecz każde uderzenie zdawało się mocniejsze i głośniejsze od poprzedniego. Odwróciła spojrzenie, wtem uświadamiając sobie, że wciąż ma na sobie bluzkę. Speszona chwilowym zawieszeniem zdjęła z nadgarstka gumkę i związała włosy w luźny kok, tym samym zupełnie odsłaniając lekko zaróżowione policzki. Bez pośpiechu ściągnęła z siebie koszulkę, która zaraz potem wylądowała na trawniku. Delikatny wiatr owiał jej nagą, rozgrzaną skórę. Murphy poprawiła opadające ramiączko stanika i wyciągnęła dłoń w kierunku twarzy Jamesa – na uchu wciąż leżał skręt, który przetrwał tam zrzucanie ubrania. Wzięła go między palce i odłożyła w bezpieczne miejsce – na materiał elementu odzieży.

Nie chciałabym, żebyś potem przeze mnie palił farbęwzruszyła ramionami z uśmiechem pałętającym się w kąciku ust, krótko tłumacząc swój ruch.

Chwyciła tubkę i nałożyła jej zawartość bezpośrednio na palec wskazujący. O tym, że wycisnęła jej za dużo, przekonała się błyskawicznie – opuszek luźno przylegający do męskiej skroni zjechał na sam dół twarzy, pozostawiając po sobie pomarańczową smugę.


James A. Rutherford
maude
zniosę wszystko, ale z chatemGPT nie podchodź
28 y/o, 188 cm
artysta + barman | the painted lady
Awatar użytkownika
colors run through my mind like a dream
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Im dalej płynął ze słowami Rose, tym jaśniej malowała się w jego wyobraźni wizja tego doświadczenia duchowego. James, znając sposób prowadzenia zajęć kobiety, nie czuł się zaskoczony dzisiejszą formą artystyczną. Jedna namiastka niepewności, która tliła się w malarzu, dotyczyła jego towarzyszki. Filantropkę, którą spotkał w domu kultury, nie podejrzewałby o tak wyraźny libertynizm, jednakże dziewczyna, którą dzisiaj widział swymi jasnymi tęczówkami, mogła okazać się zdolna do uczestnictwa w tej grupowej rozwiązłości nazywanej sztuką – jak zapewne określiłby to poboczny obserwator o tępej wrażliwości na piękno i doznania.

Ten subtelny uśmiech na jej twarzy rozwiał jego wątpliwości jak poranne mgły przed pierwszym promieniem słońca. Gdy pary zaczęły się łączyć, a Rose rozpoczęła swoją wędrówkę, Jamie ściągnął swoją ciemną koszulę, zrzucając ją za sobą, a następnie biały podkoszulek, który wylądował tuż obok. Poczucie wstydu w pojęciu sztuki było mu obce – nie był to moment na okazywanie niepewności odnośnie swojej fizyczności, bo w całym procesie jego ciało traciło swoją materialność, stając się białą kartą czekającą na pierwsze pociągnięcie farby. Co więcej, jego własny stosunek do swojej cielesności był aprobujący, a on sam czuł się komfortowo w swojej szczupłej, aczkolwiek zdrowej i atletycznej budowie.

Powróciwszy spojrzeniem do twarzy blondynki, cierpliwie czekał, nie chcąc wywierać na niej presji czy popędzać. Dostrzegł to lekkie speszenie, jednakże odpowiedział tylko utrzymującym się uśmiechem, dając jej przestrzeń do działania w swoim tempie. Jego spojrzenie było skupione na jej buzi, co nie zmieniło się w momencie, gdy Maude ściągnęła z siebie koszulkę. Nie była to oznaka braku ciekawości, jednakże w tym całym eksperymencie nie chodziło o zaspokajanie swoich najprostszych rządzy, tylko o coś więcej, co żeby mogło się spełnić musiało mieć fundament w postaci bezpiecznej, empatycznej i akceptującej atmosfery pomiędzy ich dwójką.

Jej gest wykonany w jego kierunku – będący także formą uroczej troski, którą doceniał – i krótki komentarz wprowadzający lżejszy nastrój, odczytał jego próbę rozluźnienia się przed rzeczywistym działaniem, które w swojej kwintesencji, miało na celu zbicie bariery czysto fizycznej i znalezienie połączenia znacznie trwalszego, pewniejszego i głębszego.

— Moje płuca później ci podziękują... ale coś mi mówi, że to nie będzie jedyne podziękowanie, które będę ci winien po dzisiejszym wieczorze — powiedział, odnosząc się do jej słów, po czym zamknął powieki i zminimalizował uśmiech na twojej twarzy – płótno nie przedstawiało emocji, płótno nie nadawało kierunku, płótno było tylko bazą do pracy dla artysty, który sam obierał kierunek tworzenia.

W pierwszej chwili James chciał jej zagwarantować pełną swobodę działa, by nie czuła się obserwowana i oceniana, bo nawet nie widząc jej pociągnięć na płótnie mógłby zerkać w kierunku farb, jakie wybierała, czy je łączyła, ile ich nabierała, nawet po sposobie dotyku czy intensywności nacisku mógłby opiniować choćby w postaci zmieniających się emocji na jego twarzy, czy ekspresyjności spojrzenia. Jednak wyciszył się na tyle, by stać się pracą w jej zręcznych, delikatnych dłoniach, którą mogła w y k o r z y s t a ć według własnego uznania.

Zewnętrznie dotyk na jego skroni nie wywołał w nim żadnej reakcji, bo ta byłaby jawnie niepożądana, jednakże wewnętrznie wskutek niego przeszedł go zmysłowy, przyjemny dreszcz. Pierwszy tak bliski i celowy dotyk blondynki, który pomimo potrzeby zachowania widocznej neutralności, oddziaływał na niego wyraźniej, niż James chciałby pokazać. Jedyne co zdradziło jego wewnętrzne poruszenie, to minimalny ruch krtani, wskutek przełknięcia gęstej, zalegającej śliny w jego ustach. Nie jako objaw spięcia, tylko świadectwo, iż płótno nie pozostawało tak stoickie i niewzruszone, jak zamierzało.

Po kilku chwilach, gdy ruchy Murphy stały się bardziej płynne i pewne w swoim działaniu, James postanowił unieść powieki do góry. Jednakże nadal był daleki od osądzania czy nadzorowania jej posunięć. Ponownie skoncentrował swoje – widocznie oczarowane spojrzenie na jej twarzy – pozwalając sobie na p o z n a n i e Maude w tych nadzwyczajnych okolicznościach. Chciał zobaczyć każdą emocję, która miała pojawić się na jej twarzy. Czy będzie to utrzymujące się wcześniejsze zawstydzenie? Czy będzie to nadludzkie skupienie zagorzałego artysty? Czy może poczucie odrealnienia i niebywałej lekkości? Czy jeszcze coś innego? James chciał to zobaczyć, chciał j ą zobaczyć, gdyż przecież takie było jego zadanie od samego początku.

— Jakim jestem płótnem? — zapytał krótko, ściszonym głosem, nie chcąc zaburzać idyllicznej aury, która wytworzyła się zarówno pomiędzy nimi, ale także w całej grupie. Nie istniały żadne zasady, także zakaz komunikowania się, więc James zamierzał wykorzystać tę możliwość, by dowiedzieć się o niej czegoś w i ę c e j nie tylko poprzez dotyk, nie tylko poprzez podpatrywanie, ale także poprzez jej własne słowa, które być może pozwolą mu zobaczyć tę prawdziwą Maude, której tak desperacko szukał.

maude murphy
jamie
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
ODPOWIEDZ

Wróć do „The Beaches Boardwalk”