25 y/o, 167 cm
zajmie się twoimi social mediami i asystuje reżyserom w Pinewood Studios
-
I'm gonna take a chance, give up all the plans
And here I go againnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— Piękne czasy — westchnęła. — Chociaż jak przypomnę sobie narzekanie matek, że jemy słodycze na noc, to już mi się odechciewa wspomnień — parsknęła, bo w końcu to zmora wszystkich rodziców; cukier na noc. I weź potem zaśnij, jak się nałykasz cukierków. Chociaż jeden raz w roku, nieco przymykały oko, pozwalając na tę chwilę rozpusty. Słysząc propozycję wspólnego, halloweenowego wyjścia, Camellia uśmiechnęła się, kiwając ochoczo głową. — Wyskoczymy? Na obchód po domach na naszym rodzinnym osiedlu? — zaśmiała się, oczywiście żartując i nawiązując do wcześniejszej rozmowy. Nie narzekałaby również na takie rozwiązanie, chociaż jej przez wzrost łatwiej byłoby wpasować się w gromadkę dzieci. — Ale gdzieś indziej również możemy wyskoczyć. Nawet bardzo chętnie — dodała zaraz, a oczy jej się zaświeciły, kiedy na coś wpadła. — I ubierzemy się jakoś podobnie? — zapytała podekscytowana, robiąc oczy niczym kot ze Shreka. Czy można było jej odmówić?
— Takie sytuacje losowe też się zdarzają — odpowiedziała na zastępstwo chorego ratownika. — Chociaż nadal nie popieram nadgodzin. — Spojrzała na niego sceptycznie, jakby chciała wyczytać, jeśli ją kłamie. W końcu karetką jeszcze się najeździ; być może nawet kiedyś dojdzie do tego etapu, że ustąpi kółka i usiądzie z boku, dając kolejnemu młodemu pojeździć na sygnale. A nawet jeśli miała swoje problemy, to jeśli będzie mieć swoje złe przeczucia względem bliskich, to zawsze będzie się martwić — czasami może i niepotrzebnie, ale tak już miała. Doceniała ich obecność w swoim życiu, a skoro Connor na nowo zadomowił się w jej codzienności, to również łapał się w to zaszczytne grono.
— Oczywiście, że tak. Nie mam zamiaru całe życie latać dla tych starych zgredów — powiedziała niby żartem, a jednak całkiem poważnie. Miała zaszczyt pracować z prawdziwymi profesjonalistami i osobami, które wiedziały co z czym ugryźć, aby dobrze wszystko zagrało. Czasami miała wrażenie, że powiew jej młodzieńczego pomysłu byłby dobrym kompromisem, ale ze starymi wyjadaczami ciężko było się na nie ugadać. Camellia doceniała każdą współpracę z nieco młodszą kobietą, bo z nią mogła wejść w większy dialog twórczy.
Jednocześnie, nie wyobrażała sobie przekroczyć granicy znajomości w pracy. Nie w tym przypadku.
— Nie masz wpływu na ilość swoich godzin? — zapytała, marszcząc lekko brwi. Nie będąc świadoma, z jakimi problemami mierzy się Connor, ciężko było jej to wszystko skleić w całość. Nawet jeśli próbowała coś wywnioskować, to i tak nie pomyślałaby, że może mieć kłopot ze spaniem.
— A weź tu wymyślaj potem ten plan… — westchnęła ciężko, ale zaraz zaśmiała się krótko. Chociaż zdecydowanie kiedyś byli specjalistami od zasadzek na swoje mamy, aby tylko im wybaczyły albo zgodziły się na kolejny głupi pomysł. Takich zdolności się nie traci, więc z pewnością gdzieś we krwii krążyły im podrygi do tego.
— To sama prawda — przytaknęła, kiwając lekko głową. Zawsze uważała go za naprawdę ambitnego chłopaka i w tym przypadku nie było inaczej. Connor mógł słać cv gdziekolwiek by chciał, a ona zawsze zamierzała go wspierać w tym pomysłach. W końcu nikt nie mówił, że ich obecna kariera musi być tą docelową, nigdy nie zaszkodzi poszukać samego siebie w czymś innym.
— Liczę na jakieś bajeranckie przejścia między slajdami — zaśmiała się. Zastanawiała się, jeszcze ile rzeczy ją ominęło. Wydawało jej się, że wiedziała o najważniejszym — o wypadku. Jej pokutą byłoby słuchanie, że źle się po nim czuł i wtedy wyrzuty sumienia uderzyłyby w Camellię; jednak całkiem słusznie, bo miała możliwość naprawić to, co się między nimi popsuło. Jedno było pewne, w tej całej prezentacji i streszczeniu jego kilku lat życia, nie zniosłaby opowieści o jakichkolwiek byłych. To nawet przespałaby z premedytacją. Pocieszało ją jedynie to, że byłyby one przeszłością, bo… obecnie nic nie wiedziała, aby się z kimś spotykał. Sama myśl nieco ją zestresowała, mimo że wiedziała, że ich odnowiony kontakt nie urwie się mimo jakiejś lasi; ale po co miałaby konkurować o jego uwagę z jakąś wariatką? — Tak jest, profesorze. Będę skrupulatnie robić notatki — parsknęła, nie kryjąc nawet swojego rozbawienia. Choć kto wie, czy informacji nie będzie na tyle, że będzie potrzebować zrobić sobie chociażby osi czasu?
— Oby nie za szybko, potrzebuję jeszcze chwili, aby nacieszyć się słonkiem — odpowiedziała, dochodząc do wniosku, że obecnie do kilku rzeczy potrzebowała chwili; jak na przykład do przytulenia się do niego ponownie i znowu poczucia się tak kompletnie spokojnie. Nie chciałaby wyjść na natrętną, więc później dane było jej siedzieć z lekkim żalem przez te ograniczenia.
Była gotowa zaprzeczyć, bo w końcu w dobrym towarzystwie dobrze się siedziało. Z emocji nawet nie odczuwała, że mogło być jej nieco chłodno, bo jej myśli uciekały cały czas do drobnych szczegółów, które ją rozczulały i rozgrzewały od środka. Teraz sama troska i dobór słów sprawiły, że nieco wydęła dolną wargę, co równie dobrze mogło wyglądać na dezaprobatę tej decyzji. Co jak co, ale nie spodziewała się, że zaraz weźmie ją na ręce i wyniesie z wody jak księżniczkę. Otworzyła nieco szerzej oczy ze zdziwienia; ale co miała protestować? Po pierwsze, nie zrobiłaby tego, bo ją nieco zamurowało, więc tylko przerzuciła rękę za jego kark, żeby nieco się podtrzymać. — Nie trzeba było, mogłam sama wyjść… — powiedziała niepewnie i prawie urwała zdanie w pół słowie, gdy została opatulona jego ręcznikiem. Musiała mocno powstrzymać się, żeby nie stwierdzić na głos, że był cholernym słodziakiem, bo wręcz rozpływa się nad tym wszystkim. — N-nie jest mi zimno — zająknęła się, zaraz uświadamiając sobie najważniejsze; bo ona stała owinięta cieplutko ręcznikiem, a mimo wszystko Connor też dopiero co wyszedł z wody na już nieco bardziej chłodniejsze, sierpniowe powietrze. — Ale idziemy do środka, bo jeszcze ty mi się przeziębisz i dopiero będzie słabo. Zwłaszcza jeśli umierasz mają lekko podwyższoną temperaturę — zaśmiała się, bo wiadomo, że czasami nie ma nic gorszego niż chory chłop; a ona nie chciała się na niego wkurzać już na starcie. Dlatego stając za nim położyła mu ręce na ramionach i lekko popchnęła go, kierując w kierunku domku — również, żeby nie słuchać żadnego sprzeciwu. Co jak co, ale ona go na ręce ani na barana nie weźmie.
— To już jest całkiem dużo — pokiwała głową pełna podziwu. Jej samej nieco zajęło, aby wyszukiwać te rzeczy na niebie. Cóż, astrolog jest z niej marny.
— Gotować ja umiem, a historię można poczytać w internecie — zaśmiała się. Cóż, idealny układ. Sama nie była zbytnio biegła z historii, ale na szczęście żyli w czasach, w których nie musieli ani znać wszystkiego na pamięć, ani czytać jakiś encyklopedii. Wystarczy wpisać w internet i dane zagadnienie pojawiało się prawie że na tacy.
— Na wschód? — zapytała zdziwiona. — Możemy spróbować, w zasadzie bardzo chętnie, bo jest tu pięknie… ale musisz mnie obudzić. Żaden ze mnie ranny ptaszek — powiedziała z lekkim zawstydzeniem. W końcu dla niektórych było to uznawane jako wada. Camellia uwielbiała spać i zawsze cierpiała, kiedy albo musiała wstać wcześnie, albo gdy miała swoje migrenowe epizody. Wtedy spanie też nie było żadną przyjemnością.
— Kariery w astronomii nie zrobię — westchnęła, bo znowu nie dostrzegłaby wozu. Wydęła lekko usta, spoglądając na niebo. Było piękne, ale w zasadzie konstelacje nie krzyczały do niej w żaden sposób. Dzisiaj jakoś gorzej się to układało. Zaraz spojrzała na chłopaka i na domek, przy którym się prawie znajdowali. — Może idź się przebrać co? Żebyś naprawdę się nie przeziębił, czasami zawieje wiaterkiem, a... możemy jeszcze i tak posiedzieć. Albo iść spać, jak wolisz — zasugerowała z troską, patrząc na niego. Wcale nie przybrała z premedytacją miny numer pięć, której nie można było odmówić. Nie chciała, żeby był chory, choć i wtedy z pewnością by się nim zajęła, aby doszedł jak najszybciej do zdrowia.
Connor Walker
— Takie sytuacje losowe też się zdarzają — odpowiedziała na zastępstwo chorego ratownika. — Chociaż nadal nie popieram nadgodzin. — Spojrzała na niego sceptycznie, jakby chciała wyczytać, jeśli ją kłamie. W końcu karetką jeszcze się najeździ; być może nawet kiedyś dojdzie do tego etapu, że ustąpi kółka i usiądzie z boku, dając kolejnemu młodemu pojeździć na sygnale. A nawet jeśli miała swoje problemy, to jeśli będzie mieć swoje złe przeczucia względem bliskich, to zawsze będzie się martwić — czasami może i niepotrzebnie, ale tak już miała. Doceniała ich obecność w swoim życiu, a skoro Connor na nowo zadomowił się w jej codzienności, to również łapał się w to zaszczytne grono.
— Oczywiście, że tak. Nie mam zamiaru całe życie latać dla tych starych zgredów — powiedziała niby żartem, a jednak całkiem poważnie. Miała zaszczyt pracować z prawdziwymi profesjonalistami i osobami, które wiedziały co z czym ugryźć, aby dobrze wszystko zagrało. Czasami miała wrażenie, że powiew jej młodzieńczego pomysłu byłby dobrym kompromisem, ale ze starymi wyjadaczami ciężko było się na nie ugadać. Camellia doceniała każdą współpracę z nieco młodszą kobietą, bo z nią mogła wejść w większy dialog twórczy.
Jednocześnie, nie wyobrażała sobie przekroczyć granicy znajomości w pracy. Nie w tym przypadku.
— Nie masz wpływu na ilość swoich godzin? — zapytała, marszcząc lekko brwi. Nie będąc świadoma, z jakimi problemami mierzy się Connor, ciężko było jej to wszystko skleić w całość. Nawet jeśli próbowała coś wywnioskować, to i tak nie pomyślałaby, że może mieć kłopot ze spaniem.
— A weź tu wymyślaj potem ten plan… — westchnęła ciężko, ale zaraz zaśmiała się krótko. Chociaż zdecydowanie kiedyś byli specjalistami od zasadzek na swoje mamy, aby tylko im wybaczyły albo zgodziły się na kolejny głupi pomysł. Takich zdolności się nie traci, więc z pewnością gdzieś we krwii krążyły im podrygi do tego.
— To sama prawda — przytaknęła, kiwając lekko głową. Zawsze uważała go za naprawdę ambitnego chłopaka i w tym przypadku nie było inaczej. Connor mógł słać cv gdziekolwiek by chciał, a ona zawsze zamierzała go wspierać w tym pomysłach. W końcu nikt nie mówił, że ich obecna kariera musi być tą docelową, nigdy nie zaszkodzi poszukać samego siebie w czymś innym.
— Liczę na jakieś bajeranckie przejścia między slajdami — zaśmiała się. Zastanawiała się, jeszcze ile rzeczy ją ominęło. Wydawało jej się, że wiedziała o najważniejszym — o wypadku. Jej pokutą byłoby słuchanie, że źle się po nim czuł i wtedy wyrzuty sumienia uderzyłyby w Camellię; jednak całkiem słusznie, bo miała możliwość naprawić to, co się między nimi popsuło. Jedno było pewne, w tej całej prezentacji i streszczeniu jego kilku lat życia, nie zniosłaby opowieści o jakichkolwiek byłych. To nawet przespałaby z premedytacją. Pocieszało ją jedynie to, że byłyby one przeszłością, bo… obecnie nic nie wiedziała, aby się z kimś spotykał. Sama myśl nieco ją zestresowała, mimo że wiedziała, że ich odnowiony kontakt nie urwie się mimo jakiejś lasi; ale po co miałaby konkurować o jego uwagę z jakąś wariatką? — Tak jest, profesorze. Będę skrupulatnie robić notatki — parsknęła, nie kryjąc nawet swojego rozbawienia. Choć kto wie, czy informacji nie będzie na tyle, że będzie potrzebować zrobić sobie chociażby osi czasu?
— Oby nie za szybko, potrzebuję jeszcze chwili, aby nacieszyć się słonkiem — odpowiedziała, dochodząc do wniosku, że obecnie do kilku rzeczy potrzebowała chwili; jak na przykład do przytulenia się do niego ponownie i znowu poczucia się tak kompletnie spokojnie. Nie chciałaby wyjść na natrętną, więc później dane było jej siedzieć z lekkim żalem przez te ograniczenia.
Była gotowa zaprzeczyć, bo w końcu w dobrym towarzystwie dobrze się siedziało. Z emocji nawet nie odczuwała, że mogło być jej nieco chłodno, bo jej myśli uciekały cały czas do drobnych szczegółów, które ją rozczulały i rozgrzewały od środka. Teraz sama troska i dobór słów sprawiły, że nieco wydęła dolną wargę, co równie dobrze mogło wyglądać na dezaprobatę tej decyzji. Co jak co, ale nie spodziewała się, że zaraz weźmie ją na ręce i wyniesie z wody jak księżniczkę. Otworzyła nieco szerzej oczy ze zdziwienia; ale co miała protestować? Po pierwsze, nie zrobiłaby tego, bo ją nieco zamurowało, więc tylko przerzuciła rękę za jego kark, żeby nieco się podtrzymać. — Nie trzeba było, mogłam sama wyjść… — powiedziała niepewnie i prawie urwała zdanie w pół słowie, gdy została opatulona jego ręcznikiem. Musiała mocno powstrzymać się, żeby nie stwierdzić na głos, że był cholernym słodziakiem, bo wręcz rozpływa się nad tym wszystkim. — N-nie jest mi zimno — zająknęła się, zaraz uświadamiając sobie najważniejsze; bo ona stała owinięta cieplutko ręcznikiem, a mimo wszystko Connor też dopiero co wyszedł z wody na już nieco bardziej chłodniejsze, sierpniowe powietrze. — Ale idziemy do środka, bo jeszcze ty mi się przeziębisz i dopiero będzie słabo. Zwłaszcza jeśli umierasz mają lekko podwyższoną temperaturę — zaśmiała się, bo wiadomo, że czasami nie ma nic gorszego niż chory chłop; a ona nie chciała się na niego wkurzać już na starcie. Dlatego stając za nim położyła mu ręce na ramionach i lekko popchnęła go, kierując w kierunku domku — również, żeby nie słuchać żadnego sprzeciwu. Co jak co, ale ona go na ręce ani na barana nie weźmie.
— To już jest całkiem dużo — pokiwała głową pełna podziwu. Jej samej nieco zajęło, aby wyszukiwać te rzeczy na niebie. Cóż, astrolog jest z niej marny.
— Gotować ja umiem, a historię można poczytać w internecie — zaśmiała się. Cóż, idealny układ. Sama nie była zbytnio biegła z historii, ale na szczęście żyli w czasach, w których nie musieli ani znać wszystkiego na pamięć, ani czytać jakiś encyklopedii. Wystarczy wpisać w internet i dane zagadnienie pojawiało się prawie że na tacy.
— Na wschód? — zapytała zdziwiona. — Możemy spróbować, w zasadzie bardzo chętnie, bo jest tu pięknie… ale musisz mnie obudzić. Żaden ze mnie ranny ptaszek — powiedziała z lekkim zawstydzeniem. W końcu dla niektórych było to uznawane jako wada. Camellia uwielbiała spać i zawsze cierpiała, kiedy albo musiała wstać wcześnie, albo gdy miała swoje migrenowe epizody. Wtedy spanie też nie było żadną przyjemnością.
— Kariery w astronomii nie zrobię — westchnęła, bo znowu nie dostrzegłaby wozu. Wydęła lekko usta, spoglądając na niebo. Było piękne, ale w zasadzie konstelacje nie krzyczały do niej w żaden sposób. Dzisiaj jakoś gorzej się to układało. Zaraz spojrzała na chłopaka i na domek, przy którym się prawie znajdowali. — Może idź się przebrać co? Żebyś naprawdę się nie przeziębił, czasami zawieje wiaterkiem, a... możemy jeszcze i tak posiedzieć. Albo iść spać, jak wolisz — zasugerowała z troską, patrząc na niego. Wcale nie przybrała z premedytacją miny numer pięć, której nie można było odmówić. Nie chciała, żeby był chory, choć i wtedy z pewnością by się nim zajęła, aby doszedł jak najszybciej do zdrowia.
Connor Walker
-
ratuje ludzi i driftuje karetkąnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Connor wybuchnął śmiechem, ponieważ przypomniał sobie, kiedy jedna z rodzicielek lub obie zaczynały im robić wyrzuty i kategorycznie zakazywały jedzenia słodyczy o tej godzinie kiedy chcieli je jeść, ponieważ było późno albo przypominały, że mają umyć zęby, albo zabierały ich zdobycze (wtedy zazwyczaj Connor chował kilka cuksów w jednej z szuflad, by zjeść je, gdy matki sobie poszły).
- NIE BĘDZIECIE JEŚĆ SŁODYCZY O TEJ GODZINIE! - krzyknął, próbując naśladować głos swojej mamy. Od razu przypomniał sobie też swoje oburzenie.
- Nie no, śmiesznie było. Szczególnie kiedy raz za szybko je wyjąłem, bo moja mama chciała coś jeszcze powiedzieć i wróciła do pokoju i widząc słodycze posłała mi to spojrzenie mówiące lepiej sam mi je oddaj bo jak ja je zabiorę to nie będzie miło. Fakt faktem, to jej spojrzenie było przerażające, na samą myśl mnie wzdryga, brr. - powiedział, łapiąc się za ramiona i ocierając o nie dłońmi, doskonale pamiętając to zabójcze spojrzenie, posyłane przez jego mamę, gdy zrobił coś, czego nie powinien albo złamał obietnicę.
Connor uniósł głowę, bo w sumie zaproponowane chodzenie po osiedlu podczas Halloween, brzmiało całkiem fajnie. Byłoby jak za starych, dobrych lat...
Walker skinął głową, zgadzając się.
- Jeśli bym pracował rano, wtedy moglibyśmy zacząć od obchodu osiedla, a potem gdzieś byśmy wyskoczyli, by napić się Krwawej Mary albo jakiegoś innego, tematycznego drinka. - powiedział, układając wstępny plan, który rzecz jasna mógł ulec modyfikacji - choć szczerze? Wolałby, aby udało im się to w ten sposób zrealizować. Uśmiechnął się, słysząc o matching outfitach. Poza tym, nie mógł się przecież oprzeć oczom kociaka ze Shreka.
- Jestem za. Masz już coś wymyślone, czy jeszcze się nie zastanawiałaś nad strojem? - spytał z czystej ciekawości, bo on jeszcze nie myślał, biorąc pod uwagę, ile jeszcze było czasu.
- Rozumiem. Znaczy wiadomo, work-life balance jest ważny i należy o nim pamiętać. - stwierdził, zastanawiając się, jak to właściwie było z jego work-life balansem. Różnie. odpowiedział samemu sobie, przypominając sobie momenty, w których przewyższał work nad life - ale wolał o nich nie wspominać.
Szczerze? Connor poczuł ulgę, gdy usłyszał odpowiedź Camelli Bo to oznaczało, że kiedyś będzie niezależna... chyba, że zatrudni sobie asystenta... nerwowo przeczesał dłonią włosy, a potem tą samą dłoń zacisnął w pięść. Zaraz jednak posłał Melci ciepły uśmiech,
- To dobrze. W takim razie czekam na Twoją pierwszą kampanię. Jakbyś potrzebowała ekhm.. medyka na planie to dawaj znać. - powiedział, nie żartując - dla niej nawet po godzinach mógłby stać w stroju ratownika, by w razie co zareagować, gdyby zaszła taka potrzeba.
- Nie no... jakiś tam wpływ mam. Nie martw się. - odparł, nie chcąc, by Camellia się przejmowała jego sprawami. Jego problemy ze snem, były jego problemami i choć już i tak było lepiej niż kiedyś, tak wciąż po prostu potrafiły go nawiedzić koszmary albo sny, po których budził się zlany potem i bał się ponownie zasypiać.
- Na pewno byśmy wymyślili coś fajnego. O to bym się nie martwił kompletnie. - stwierdził z uśmiechem, pamiętając, że co dwie głowy to nie jedna, a w dodatku, dwie kreatywne głowy.
- Weź, bo się jeszcze zarumienię. - powiedział, szturchając dziewczynę w bok, chociaż i tak już czuł, że miał ciepłe policzki - nie często słyszał tak miłe słowa.
- Przejścia, zdjęcia... będzie to iście wyjątkowa prezka. - dla iście wyjątkowej osoby. pomyślał, zachowując to dla siebie. Powoli tworzył jako takowy konspekt w swojej głowie, zastanawiając się po chwili, ile mniej więcej mu się z tym zejdzie. W sumie, to będzie dobry wypełniacz czasu, gdy nie będę mógł spać. pomyślał. Kilka nocek i prezka będzie gotowa.
- I to mi się podoba. Pamiętaj że jesteś jedną z lepszych uczennic, dlatego wierzę w Ciebie Panno Stones. - powiedział, próbując brzmieć jak najbardziej poważnie oraz posyłając Camelli spojrzenie takie, jakie posyłają nauczyciele, gdy wiedzą, że dany uczeń ma potencjał i liczą, że napisze sprawdzian na maksa albo wygra jakiś konkurs.
- Witamina D jest potrzebna. Tylko nie zapominaj o kremie z filtrem. - rzucił, bo doskonale wiedział, że czasami wystarczyła chwila i skóra zamiast się opalić, to się po prostu spalała. A potem należało kupić pantenol, by schłodzić oparzenia, aczkolwiek wierzył, że Camellia doskonale wiedziała, że spf jest ważny. Aż sobie przypomniał, jak w zeszłym roku na grillu u znajomych, zapomniał użyć kremu z filtrem i wieczorem miał zaczerwienione ręce i nogi. Przypominał kraba albo raczka wtedy.
Connora ucieszyło, że nie napotkał sprzeciwu ze strony Camellii, bo przecież zawsze mogła zacząć protestować i chcieć wrócić do wody. Dobrze też, że nie była syreną jak w H2O bo jeszcze by mu odpłynęła...
- Wybacz, ratownik się we mnie odezwał. - powiedział, posyłając dziewczynie przepraszający uśmiech, bo doskonale wiedział, że Camellia miała nogi, których mogła użyć, by wyjść z wody.
- Tak Ci się tylko wydaje. - odrzekł, przejeżdżając rękoma po bokach dziewczyny, by wytworzyć ciepło.
Zaskoczyła go, gdy wydała rozkaz, by iść do domku - aż zamrugał kilkakrotnie, będąc zaskoczonym. Nawet miał protestować, gdy poczuł na ramionach jej ręce, a potem popchnięcie.
- Ale nic mi nie będzie. Wezmę witaminę C i będzie git. - odparł, czując, jak coś go łaskocze w nosie, więc po chwili kichnął.
- To zwykłe kichnięcie. - rzucił szybko, by przypadkiem nie pozwolić Camellii pomyśleć, iż właśnie zaczęło go coś brać.
- Ogólnie jest 88 zatwierdzonych gwiazdozbiorów. - rzucił jako ciekawostkę, przypominając sobie ją, ponieważ kilka dni temu, natknął się na to w jednym z artykułów, które czytał.
Uśmiechnął się, gdy usłyszał słowa Melii.
- Czy to oznacza... że czasami mi coś ugotujesz? - spytał, będąc bardzo ciekawym odpowiedzi. Oczywiście nie wymagał od niej, by była jego prywatną kucharką 24/7, bo jemu całkowicie wystarczyło zjeść od czasu do czasu instant zupkę albo zamówić coś przez uber eatsa lub innego dostawcę. Zgadzał się natomiast w kwestii związanej z tym, iż praktycznie każdą potrzebną ciekawostkę historyczną, można było znaleźć w internecie. Ogólnie wiele ciekawych informacji można było znaleźć w necie.
- Albo zachód, jeśli nie zdążymy na wschód. - wyjaśnił, a zaraz skinął głową.
- Dobrze, nastawię dwa budziki, a jeśli one nie zadziałają, to Cię obudzę. - zgodził się, posyłając Melii szczery uśmiech, zastanawiając się, czy misja pt. "budzimy Camellię" wiązała się z dużym poświęceniem, czy może wystarczyło tylko ją połaskotać.
- Oj tam, wszystkiego da się nauczyć. - znaczy wiadomo, nic na siłę, a szczególnie, jeśli się czegoś nie czuło. Bez sensu było pchać, szczególnie, jeśli siedziało się nad czymś wiele godzin, a po sekundzie pojawiała się pustka.
-A może się przejdziemy? Ale dobrze, najpierw się przebiorę. - powiedział. - Tobie też to radzę. - dodał stanowczo, a następnie poszedł do domku, by w swoim pokoju zdjąć mokre ciuchy i założyć suche spodnie dresowe oraz czarny t-shirt. Mokre ciuchy rozwiesił na suszarce do ubrań, która stała w przedpokoju. Do swojego plecaka spakował czteropak i poszedł do pokoju Camelli. Zapukawszy dwa razy, nacisnął klamkę i wszedł do środka.
- Gotowa? - spytał, choć oczywiście mogła zmienić zdanie i po prostu mogli zostać w domku.
Camellia Stones
- NIE BĘDZIECIE JEŚĆ SŁODYCZY O TEJ GODZINIE! - krzyknął, próbując naśladować głos swojej mamy. Od razu przypomniał sobie też swoje oburzenie.
- Nie no, śmiesznie było. Szczególnie kiedy raz za szybko je wyjąłem, bo moja mama chciała coś jeszcze powiedzieć i wróciła do pokoju i widząc słodycze posłała mi to spojrzenie mówiące lepiej sam mi je oddaj bo jak ja je zabiorę to nie będzie miło. Fakt faktem, to jej spojrzenie było przerażające, na samą myśl mnie wzdryga, brr. - powiedział, łapiąc się za ramiona i ocierając o nie dłońmi, doskonale pamiętając to zabójcze spojrzenie, posyłane przez jego mamę, gdy zrobił coś, czego nie powinien albo złamał obietnicę.
Connor uniósł głowę, bo w sumie zaproponowane chodzenie po osiedlu podczas Halloween, brzmiało całkiem fajnie. Byłoby jak za starych, dobrych lat...
Walker skinął głową, zgadzając się.
- Jeśli bym pracował rano, wtedy moglibyśmy zacząć od obchodu osiedla, a potem gdzieś byśmy wyskoczyli, by napić się Krwawej Mary albo jakiegoś innego, tematycznego drinka. - powiedział, układając wstępny plan, który rzecz jasna mógł ulec modyfikacji - choć szczerze? Wolałby, aby udało im się to w ten sposób zrealizować. Uśmiechnął się, słysząc o matching outfitach. Poza tym, nie mógł się przecież oprzeć oczom kociaka ze Shreka.
- Jestem za. Masz już coś wymyślone, czy jeszcze się nie zastanawiałaś nad strojem? - spytał z czystej ciekawości, bo on jeszcze nie myślał, biorąc pod uwagę, ile jeszcze było czasu.
- Rozumiem. Znaczy wiadomo, work-life balance jest ważny i należy o nim pamiętać. - stwierdził, zastanawiając się, jak to właściwie było z jego work-life balansem. Różnie. odpowiedział samemu sobie, przypominając sobie momenty, w których przewyższał work nad life - ale wolał o nich nie wspominać.
Szczerze? Connor poczuł ulgę, gdy usłyszał odpowiedź Camelli Bo to oznaczało, że kiedyś będzie niezależna... chyba, że zatrudni sobie asystenta... nerwowo przeczesał dłonią włosy, a potem tą samą dłoń zacisnął w pięść. Zaraz jednak posłał Melci ciepły uśmiech,
- To dobrze. W takim razie czekam na Twoją pierwszą kampanię. Jakbyś potrzebowała ekhm.. medyka na planie to dawaj znać. - powiedział, nie żartując - dla niej nawet po godzinach mógłby stać w stroju ratownika, by w razie co zareagować, gdyby zaszła taka potrzeba.
- Nie no... jakiś tam wpływ mam. Nie martw się. - odparł, nie chcąc, by Camellia się przejmowała jego sprawami. Jego problemy ze snem, były jego problemami i choć już i tak było lepiej niż kiedyś, tak wciąż po prostu potrafiły go nawiedzić koszmary albo sny, po których budził się zlany potem i bał się ponownie zasypiać.
- Na pewno byśmy wymyślili coś fajnego. O to bym się nie martwił kompletnie. - stwierdził z uśmiechem, pamiętając, że co dwie głowy to nie jedna, a w dodatku, dwie kreatywne głowy.
- Weź, bo się jeszcze zarumienię. - powiedział, szturchając dziewczynę w bok, chociaż i tak już czuł, że miał ciepłe policzki - nie często słyszał tak miłe słowa.
- Przejścia, zdjęcia... będzie to iście wyjątkowa prezka. - dla iście wyjątkowej osoby. pomyślał, zachowując to dla siebie. Powoli tworzył jako takowy konspekt w swojej głowie, zastanawiając się po chwili, ile mniej więcej mu się z tym zejdzie. W sumie, to będzie dobry wypełniacz czasu, gdy nie będę mógł spać. pomyślał. Kilka nocek i prezka będzie gotowa.
- I to mi się podoba. Pamiętaj że jesteś jedną z lepszych uczennic, dlatego wierzę w Ciebie Panno Stones. - powiedział, próbując brzmieć jak najbardziej poważnie oraz posyłając Camelli spojrzenie takie, jakie posyłają nauczyciele, gdy wiedzą, że dany uczeń ma potencjał i liczą, że napisze sprawdzian na maksa albo wygra jakiś konkurs.
- Witamina D jest potrzebna. Tylko nie zapominaj o kremie z filtrem. - rzucił, bo doskonale wiedział, że czasami wystarczyła chwila i skóra zamiast się opalić, to się po prostu spalała. A potem należało kupić pantenol, by schłodzić oparzenia, aczkolwiek wierzył, że Camellia doskonale wiedziała, że spf jest ważny. Aż sobie przypomniał, jak w zeszłym roku na grillu u znajomych, zapomniał użyć kremu z filtrem i wieczorem miał zaczerwienione ręce i nogi. Przypominał kraba albo raczka wtedy.
Connora ucieszyło, że nie napotkał sprzeciwu ze strony Camellii, bo przecież zawsze mogła zacząć protestować i chcieć wrócić do wody. Dobrze też, że nie była syreną jak w H2O bo jeszcze by mu odpłynęła...
- Wybacz, ratownik się we mnie odezwał. - powiedział, posyłając dziewczynie przepraszający uśmiech, bo doskonale wiedział, że Camellia miała nogi, których mogła użyć, by wyjść z wody.
- Tak Ci się tylko wydaje. - odrzekł, przejeżdżając rękoma po bokach dziewczyny, by wytworzyć ciepło.
Zaskoczyła go, gdy wydała rozkaz, by iść do domku - aż zamrugał kilkakrotnie, będąc zaskoczonym. Nawet miał protestować, gdy poczuł na ramionach jej ręce, a potem popchnięcie.
- Ale nic mi nie będzie. Wezmę witaminę C i będzie git. - odparł, czując, jak coś go łaskocze w nosie, więc po chwili kichnął.
- To zwykłe kichnięcie. - rzucił szybko, by przypadkiem nie pozwolić Camellii pomyśleć, iż właśnie zaczęło go coś brać.
- Ogólnie jest 88 zatwierdzonych gwiazdozbiorów. - rzucił jako ciekawostkę, przypominając sobie ją, ponieważ kilka dni temu, natknął się na to w jednym z artykułów, które czytał.
Uśmiechnął się, gdy usłyszał słowa Melii.
- Czy to oznacza... że czasami mi coś ugotujesz? - spytał, będąc bardzo ciekawym odpowiedzi. Oczywiście nie wymagał od niej, by była jego prywatną kucharką 24/7, bo jemu całkowicie wystarczyło zjeść od czasu do czasu instant zupkę albo zamówić coś przez uber eatsa lub innego dostawcę. Zgadzał się natomiast w kwestii związanej z tym, iż praktycznie każdą potrzebną ciekawostkę historyczną, można było znaleźć w internecie. Ogólnie wiele ciekawych informacji można było znaleźć w necie.
- Albo zachód, jeśli nie zdążymy na wschód. - wyjaśnił, a zaraz skinął głową.
- Dobrze, nastawię dwa budziki, a jeśli one nie zadziałają, to Cię obudzę. - zgodził się, posyłając Melii szczery uśmiech, zastanawiając się, czy misja pt. "budzimy Camellię" wiązała się z dużym poświęceniem, czy może wystarczyło tylko ją połaskotać.
- Oj tam, wszystkiego da się nauczyć. - znaczy wiadomo, nic na siłę, a szczególnie, jeśli się czegoś nie czuło. Bez sensu było pchać, szczególnie, jeśli siedziało się nad czymś wiele godzin, a po sekundzie pojawiała się pustka.
-A może się przejdziemy? Ale dobrze, najpierw się przebiorę. - powiedział. - Tobie też to radzę. - dodał stanowczo, a następnie poszedł do domku, by w swoim pokoju zdjąć mokre ciuchy i założyć suche spodnie dresowe oraz czarny t-shirt. Mokre ciuchy rozwiesił na suszarce do ubrań, która stała w przedpokoju. Do swojego plecaka spakował czteropak i poszedł do pokoju Camelli. Zapukawszy dwa razy, nacisnął klamkę i wszedł do środka.
- Gotowa? - spytał, choć oczywiście mogła zmienić zdanie i po prostu mogli zostać w domku.
Camellia Stones
25 y/o, 167 cm
zajmie się twoimi social mediami i asystuje reżyserom w Pinewood Studios
-
I'm gonna take a chance, give up all the plans
And here I go againnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Prawie zakrztusiła się piwem i nie mogła powstrzymać się, żeby nie zaśmiać się na jego krzyk i samo odwzorowanie znienawidzonego tekstu. W końcu wracali dumni z cukierkowych łowów, a ledwo je dotykali i spotykali się ze sprzeciwem od strony matek. W tamtym momencie, Camellia uważała, że było to strasznie niesprawiedliwe; po kilku latach, gdy była już starsza i rozsądniejsza, nadal uważała, że zrobienie wyjątku raz w roku nie zepsułoby świata, choć teraz była w stanie je nieco bardziej zrozumieć.
— Twoja mama jest zazwyczaj tak miła, że zawsze gdy mi opowiadałeś o jej “ciemnej” stronie, to aż ciężko było mi w to uwierzyć. Chociaż myślę, że to że się wróciła to nie przypadek, bo przy okazji ma świetną intuicję — przypomniała sobie mamę Connora i aż zrobiło się jej miło na sercu. Była to niewątpliwie dobra kobieta, która dawała celne rady oraz niesamowicie znała się na ludziach. To w końcu ona kiedyś doradziła jej zakończenie z jednym chłopakiem i to był strzał w dziesiątkę, bo tylko sprowadziłby na nią kłopoty. To również pani Walker, po lampce wina z jej mamą mówiła, że ma dla niej najlepszego kawalera i w myślach z pewnością nie raz i nie dwa planowała ich ślub.
— Podoba mi się ten pomysł. — Pokiwała głową. Połączenie dziecięcej frajdy z dorosłymi przywilejami wydawało się być najlepszym rozwiązaniem. — A jeśli będziesz mieć tylko wolny wieczór, to i tak pójdziemy. A jak noc to też jestem w stanie zwlec się z łóżka. Chociaż będziesz pewnie zmęczony… to w alternatywie możemy pooglądać straszne filmy — zasugerowała, bo jednak nie chciałaby go ciągać po domach i różnych miejscówkach, kiedy miałby za sobą wymagającą zmianę. Wiedziała, że Connor z pewnością będzie chciał to przed nią ukryć. Dawała sobie te trzy miesiące na rozpracowanie chłopaka na nowo — a przynajmniej do tego stopnia, aby na nowo włączyć subskrypcję radaru na jego kłamstwo. — Nie zastanawiałam się nad strojem. W zasadzie pomyślałam i od razu zarzuciłam pomysłem — przyznała. Nie przemyślała tego, więc również nie obraziłaby się, gdyby Walker jej odmówił. Nie myślała jeszcze nad tegorocznym strojem, jednak w tym przypadku, plany i tak by się kompletnie pozmieniały.
Każdemu jak najbardziej zależało na swojej pracy, ale trzeba było to wyśrodkować. Camellia dążyła do samodzielności i miała nadzieję, że nadejdzie ona szybciej niż później; nie po to gniła tyle lat na studiach i cierpiała naukę z najgorszymi, ale zarazem najlepszymi reżyserami, aby finalnie skończyć jako zwykła asysta. Ona sama chciała mieć swojego asystenta… albo asystentkę. Romanse w pracy mogłyby dla niej nie istnieć, zwłaszcza jeśli obiekt jej westchnień znajdował się w innej sferze jej życia. Ale jeśli Connor miałby spać spokojniej dzięki asystentce kobiecie, to była w stanie zawęzić rekrutację do tej płci.
— Będę pamiętać — powiedziała z uśmiechem. Dobrze było mieć takie wsparcie, jednak nie miałaby serca angażować go po godzinach; jedyna sytuacja, to sytuacja podbramkowa, kiedy nie miałaby już wyjścia i robiłaby to z bólem.
Spojrzała na niego sceptycznie i może nieco surowo, słysząc to jakiś tam wpływ mam. Nie chciała wchodzić mu do życia butami, zwłaszcza jeśli wydawało jej się, że akurat w tym temacie Connor średnio chciał się rozwijać. Jednak była to czysta troska — nie chciała tym razem czegoś ominąć.
— Zdjęcia? — zapytała, może nieco zaskoczona. To zdecydowanie wszystko jej zobrazuje, jednak zastanawiała się, czy nie zacznie zbytnio analizować wszystkiego — czy nie zaczną nawiedzać ją myśli typu “o, mogłam tam być” lub czy nie będzie dopatrywać się w ewentualnych koleżankach jego sympatii z okresu licealnego. Niosło to za sobą wiele zagrożeń i nie wiedziała, co o tym myśleć. Tak czy inaczej, uśmiechnęła się do niego. — Liczę też na jakieś wybuchy. Nie mogę się doczekać. — Bo realnie chciałaby zobaczyć tę prezentację, aczkolwiek nie wiadomo, jakie wyrzuty sumienia będą ciążyć później na jej sercu.
— Zrobię co w mojej mocy, aby dobrze napisać egzamin końcowy — parsknęła. Stones była ambitna i z pewnością byłaby w stanie nawet sama przygotować się do tej prezentacji. Wystarczyłoby tylko uruchomić kilka kontaktów…
— SPF jest moim najdrogocenniejszym przyjacielem. Mogłaby z powodzeniem zrobić szeroki ranking — zaśmiała się. Taka była prawda; przetestowała już wiele kremów z filtrem i miała swoich niezastąpionych ulubieńców. Czasami porywała się na testy, których czasami szybko żałowała.
W momencie, kiedy wziął ją na ręce, Camellia czuła się jak księżniczka-syrenka, która została wyłowiona z wody przez księcia-rybaka. Przez chwilę spojrzała na jego profil, przyglądając mu się jedynie przez krótką chwilę — i to nawet dość niepostrzeżenie, a przynajmniej tak jej się wydawało. Czuła szybciej bijące serce i zastanawiała się, jak dużo zmieniło się przez te kilka lat.
— Na spokojnie, to… miłe — powiedziała, bo miło było, gdy ktoś o ciebie dbał. Gdy chciał najlepiej i wykonywał tak miłe i zarazem urocze gesty całkowicie bezinteresownie. Może i miała nogi, ale gdyby miała cofnąć się w czasie, to zrobiłaby to samo; nie protestowałaby, a być może już byłaby śmielsza. A może i nie, bo sama zwykła próba rozgrzania i troska sprawiała, że patrzyła na niego z większym zachwytem, a także z nieco większymi emocjami.
— Chyba sobie ze mnie żartujesz — stwierdziła, gdy już nieco się ogarnęła i to ona teraz przybrała tę opiekuńczą formę, zwłaszcza gdy usłyszała kichnięcie. Spojrzała na niego spod byka i tym bardziej popędziła go w kierunku domku. — Witamina C nie zawsze załatwi sprawę. A poza tym, po co się wystawiać i brać leki, na starość się ich jeszcze nałykasz — wydała swój krótki monolog, aby po drodze nieco przekonać go, że ciepłe i przede wszystkim suche ubrania to było najlepsze, co mogło go teraz spotkać.
— Rany, aż 88? A ludzie skupiają się tylko na kilku? Co z resztą, gdzie one są? — zapytała, rozglądając się po niebie i zastanawiając się, czy właśnie przypadkiem nie zignorowała jakiś dziesięciu gwiazdozbiorów. Nawet gdyby je znała, to z pewnością by ich nie zauważyła. Uwielbiała astronomię, ale była mocno średnia, jeśli chodzi o spostrzegawczość na niebie.
— Kto wie, może zasłużysz — odpowiedziała tajemniczo. Mogłaby mu gotować nawet i codziennie, zwłaszcza gdy usłyszałaby o zamawianym jedzeniu i zupkach instant. Jedno i drugie było opcją awaryjną, a dla niej zrobienie obiadu dla dodatkowej osoby nie było problemem. — Na razie kwalifikujesz się na rosół, żebyś się dalej nie rozłożył, a to już jest dość wysoki poziom w hierarchii posiłków. — Bo umówmy się, ale no nie każdy zasługiwał na to, aby dostać rosół. Zwłaszcza taki dobry, dobrze doprawiony, w który została włożona miłość i sekretny przepis babci.
— Uwielbiam zachody, ale mimo wszystko je częściej się ogląda, nawet i przypadkiem. Zobaczenie wschodu bardziej do mnie przemawia — stwierdziła, bo nie pamiętała, kiedy ostatnio widziała wschód słońca. Prawdopodobnie dawno temu, skoro rannym ptaszkiem nie była. Czasami zdarzało się, że mieli do przygotowania wcześnie kampanię, czasami wykorzystywali naturalne, piękne słońce, również wschodzące — to były jedyne momenty, kiedy mogła je dostrzec.
— Zawsze możemy nie iść spać. O której są wschody? — zażartowała, choć był to jakiś plan. Dziewczyna nie wiedziała, czy wytrzymałaby oczekując tak długo. Może powinni pomyśleć o spaniu pod chmurką?
— Nawet jeśli wyklepię tę konstelację i inne rzeczy, to nie wiadomo czy będę to czuć… poza tym, nie przymierzam się do zmiany pracy, nie wiem skąd mi się to w ogóle wzięło — stwierdziła po chwili; w końcu nie chciała rezygnować z tego wszystkiego co osiągnęła. W innym wypadku, musiałaby zaczynać od nowa.
— Chętnie, spacer brzmi dobrze. Tym bardziej, że jeszcze musimy wyłapać kilka spadających gwiazd. — Jej życzenia jeszcze się nie skończyły. Może i rzuciła dwie prośby w kierunku nieba, ale miała z bogiem losusem do ustalenia jeszcze kilka spraw. — Tak jest, przebiorę się. — Zasalutowała, bo nie miała zamiaru się z tym kłócić. Skoro i tak przyszli do domku, to żal było nie skorzystać. Wciągnęła na siebie bordo dres i akurat spinała włosy klamrą, kiedy Connor wszedł do niej do pokoju. — Gotowa — powiedziała, w podskokach dołączając do niego i wyszli z powrotem na zewnątrz. Camellia nie chciała tracić możliwości spędzenia z nim czasu, zwłaszcza w tak pięknych warunkach. — Możesz mi opowiedzieć coś, o dorosłym Connorze. Jak bardzo się zmienił albo czy nadal coś nie zmieniło się od dziecka — zagadnęła, kiedy wyruszyli na przechadzkę. Bardzo chciała poznać go na nowo, dowiedzieć się szczegółów i po prostu z nim pogadać. Chciała zaktualizować swój system i miała nadzieję, że nie będzie się jej opierał z odpowiedzią.
Connor Walker
— Twoja mama jest zazwyczaj tak miła, że zawsze gdy mi opowiadałeś o jej “ciemnej” stronie, to aż ciężko było mi w to uwierzyć. Chociaż myślę, że to że się wróciła to nie przypadek, bo przy okazji ma świetną intuicję — przypomniała sobie mamę Connora i aż zrobiło się jej miło na sercu. Była to niewątpliwie dobra kobieta, która dawała celne rady oraz niesamowicie znała się na ludziach. To w końcu ona kiedyś doradziła jej zakończenie z jednym chłopakiem i to był strzał w dziesiątkę, bo tylko sprowadziłby na nią kłopoty. To również pani Walker, po lampce wina z jej mamą mówiła, że ma dla niej najlepszego kawalera i w myślach z pewnością nie raz i nie dwa planowała ich ślub.
— Podoba mi się ten pomysł. — Pokiwała głową. Połączenie dziecięcej frajdy z dorosłymi przywilejami wydawało się być najlepszym rozwiązaniem. — A jeśli będziesz mieć tylko wolny wieczór, to i tak pójdziemy. A jak noc to też jestem w stanie zwlec się z łóżka. Chociaż będziesz pewnie zmęczony… to w alternatywie możemy pooglądać straszne filmy — zasugerowała, bo jednak nie chciałaby go ciągać po domach i różnych miejscówkach, kiedy miałby za sobą wymagającą zmianę. Wiedziała, że Connor z pewnością będzie chciał to przed nią ukryć. Dawała sobie te trzy miesiące na rozpracowanie chłopaka na nowo — a przynajmniej do tego stopnia, aby na nowo włączyć subskrypcję radaru na jego kłamstwo. — Nie zastanawiałam się nad strojem. W zasadzie pomyślałam i od razu zarzuciłam pomysłem — przyznała. Nie przemyślała tego, więc również nie obraziłaby się, gdyby Walker jej odmówił. Nie myślała jeszcze nad tegorocznym strojem, jednak w tym przypadku, plany i tak by się kompletnie pozmieniały.
Każdemu jak najbardziej zależało na swojej pracy, ale trzeba było to wyśrodkować. Camellia dążyła do samodzielności i miała nadzieję, że nadejdzie ona szybciej niż później; nie po to gniła tyle lat na studiach i cierpiała naukę z najgorszymi, ale zarazem najlepszymi reżyserami, aby finalnie skończyć jako zwykła asysta. Ona sama chciała mieć swojego asystenta… albo asystentkę. Romanse w pracy mogłyby dla niej nie istnieć, zwłaszcza jeśli obiekt jej westchnień znajdował się w innej sferze jej życia. Ale jeśli Connor miałby spać spokojniej dzięki asystentce kobiecie, to była w stanie zawęzić rekrutację do tej płci.
— Będę pamiętać — powiedziała z uśmiechem. Dobrze było mieć takie wsparcie, jednak nie miałaby serca angażować go po godzinach; jedyna sytuacja, to sytuacja podbramkowa, kiedy nie miałaby już wyjścia i robiłaby to z bólem.
Spojrzała na niego sceptycznie i może nieco surowo, słysząc to jakiś tam wpływ mam. Nie chciała wchodzić mu do życia butami, zwłaszcza jeśli wydawało jej się, że akurat w tym temacie Connor średnio chciał się rozwijać. Jednak była to czysta troska — nie chciała tym razem czegoś ominąć.
— Zdjęcia? — zapytała, może nieco zaskoczona. To zdecydowanie wszystko jej zobrazuje, jednak zastanawiała się, czy nie zacznie zbytnio analizować wszystkiego — czy nie zaczną nawiedzać ją myśli typu “o, mogłam tam być” lub czy nie będzie dopatrywać się w ewentualnych koleżankach jego sympatii z okresu licealnego. Niosło to za sobą wiele zagrożeń i nie wiedziała, co o tym myśleć. Tak czy inaczej, uśmiechnęła się do niego. — Liczę też na jakieś wybuchy. Nie mogę się doczekać. — Bo realnie chciałaby zobaczyć tę prezentację, aczkolwiek nie wiadomo, jakie wyrzuty sumienia będą ciążyć później na jej sercu.
— Zrobię co w mojej mocy, aby dobrze napisać egzamin końcowy — parsknęła. Stones była ambitna i z pewnością byłaby w stanie nawet sama przygotować się do tej prezentacji. Wystarczyłoby tylko uruchomić kilka kontaktów…
— SPF jest moim najdrogocenniejszym przyjacielem. Mogłaby z powodzeniem zrobić szeroki ranking — zaśmiała się. Taka była prawda; przetestowała już wiele kremów z filtrem i miała swoich niezastąpionych ulubieńców. Czasami porywała się na testy, których czasami szybko żałowała.
W momencie, kiedy wziął ją na ręce, Camellia czuła się jak księżniczka-syrenka, która została wyłowiona z wody przez księcia-rybaka. Przez chwilę spojrzała na jego profil, przyglądając mu się jedynie przez krótką chwilę — i to nawet dość niepostrzeżenie, a przynajmniej tak jej się wydawało. Czuła szybciej bijące serce i zastanawiała się, jak dużo zmieniło się przez te kilka lat.
— Na spokojnie, to… miłe — powiedziała, bo miło było, gdy ktoś o ciebie dbał. Gdy chciał najlepiej i wykonywał tak miłe i zarazem urocze gesty całkowicie bezinteresownie. Może i miała nogi, ale gdyby miała cofnąć się w czasie, to zrobiłaby to samo; nie protestowałaby, a być może już byłaby śmielsza. A może i nie, bo sama zwykła próba rozgrzania i troska sprawiała, że patrzyła na niego z większym zachwytem, a także z nieco większymi emocjami.
— Chyba sobie ze mnie żartujesz — stwierdziła, gdy już nieco się ogarnęła i to ona teraz przybrała tę opiekuńczą formę, zwłaszcza gdy usłyszała kichnięcie. Spojrzała na niego spod byka i tym bardziej popędziła go w kierunku domku. — Witamina C nie zawsze załatwi sprawę. A poza tym, po co się wystawiać i brać leki, na starość się ich jeszcze nałykasz — wydała swój krótki monolog, aby po drodze nieco przekonać go, że ciepłe i przede wszystkim suche ubrania to było najlepsze, co mogło go teraz spotkać.
— Rany, aż 88? A ludzie skupiają się tylko na kilku? Co z resztą, gdzie one są? — zapytała, rozglądając się po niebie i zastanawiając się, czy właśnie przypadkiem nie zignorowała jakiś dziesięciu gwiazdozbiorów. Nawet gdyby je znała, to z pewnością by ich nie zauważyła. Uwielbiała astronomię, ale była mocno średnia, jeśli chodzi o spostrzegawczość na niebie.
— Kto wie, może zasłużysz — odpowiedziała tajemniczo. Mogłaby mu gotować nawet i codziennie, zwłaszcza gdy usłyszałaby o zamawianym jedzeniu i zupkach instant. Jedno i drugie było opcją awaryjną, a dla niej zrobienie obiadu dla dodatkowej osoby nie było problemem. — Na razie kwalifikujesz się na rosół, żebyś się dalej nie rozłożył, a to już jest dość wysoki poziom w hierarchii posiłków. — Bo umówmy się, ale no nie każdy zasługiwał na to, aby dostać rosół. Zwłaszcza taki dobry, dobrze doprawiony, w który została włożona miłość i sekretny przepis babci.
— Uwielbiam zachody, ale mimo wszystko je częściej się ogląda, nawet i przypadkiem. Zobaczenie wschodu bardziej do mnie przemawia — stwierdziła, bo nie pamiętała, kiedy ostatnio widziała wschód słońca. Prawdopodobnie dawno temu, skoro rannym ptaszkiem nie była. Czasami zdarzało się, że mieli do przygotowania wcześnie kampanię, czasami wykorzystywali naturalne, piękne słońce, również wschodzące — to były jedyne momenty, kiedy mogła je dostrzec.
— Zawsze możemy nie iść spać. O której są wschody? — zażartowała, choć był to jakiś plan. Dziewczyna nie wiedziała, czy wytrzymałaby oczekując tak długo. Może powinni pomyśleć o spaniu pod chmurką?
— Nawet jeśli wyklepię tę konstelację i inne rzeczy, to nie wiadomo czy będę to czuć… poza tym, nie przymierzam się do zmiany pracy, nie wiem skąd mi się to w ogóle wzięło — stwierdziła po chwili; w końcu nie chciała rezygnować z tego wszystkiego co osiągnęła. W innym wypadku, musiałaby zaczynać od nowa.
— Chętnie, spacer brzmi dobrze. Tym bardziej, że jeszcze musimy wyłapać kilka spadających gwiazd. — Jej życzenia jeszcze się nie skończyły. Może i rzuciła dwie prośby w kierunku nieba, ale miała z bogiem losusem do ustalenia jeszcze kilka spraw. — Tak jest, przebiorę się. — Zasalutowała, bo nie miała zamiaru się z tym kłócić. Skoro i tak przyszli do domku, to żal było nie skorzystać. Wciągnęła na siebie bordo dres i akurat spinała włosy klamrą, kiedy Connor wszedł do niej do pokoju. — Gotowa — powiedziała, w podskokach dołączając do niego i wyszli z powrotem na zewnątrz. Camellia nie chciała tracić możliwości spędzenia z nim czasu, zwłaszcza w tak pięknych warunkach. — Możesz mi opowiedzieć coś, o dorosłym Connorze. Jak bardzo się zmienił albo czy nadal coś nie zmieniło się od dziecka — zagadnęła, kiedy wyruszyli na przechadzkę. Bardzo chciała poznać go na nowo, dowiedzieć się szczegółów i po prostu z nim pogadać. Chciała zaktualizować swój system i miała nadzieję, że nie będzie się jej opierał z odpowiedzią.
Connor Walker
-
ratuje ludzi i driftuje karetkąnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Oczywiście poza wypowiedzianym tekstem, mógł powtórzyć jeszcze kilka kwestii, które utkwiły w jego pamięci, lecz ostatecznie nic więcej nie powiedział, tylko śmiał się razem z Camellią. Wtedy Connor także uważał zachowanie matki za niesprawiedliwe i pewnie nie raz i nie dwa po zamknięciu drzwi albo fukał, albo przewracał oczami, a do tego mówił, że gdyby on był tatą, to by pozwolił swoim dzieciom jeść tyle słodyczy, ile tylko chcą. Mimo wszystko teraz już lepiej rozumiał, dlaczego tak robiła i istniało spore prawdopodobieństwo, że robiłby tak samo, gdyby to on był rodzicem.
- A weź, ta cała matczyna intuicja czasami mnie aż przerażała, bo pokrywała się z tym co robiłem albo co mogło się wydarzyć… - stwierdził, trzęsąc plecami tak, jakby go właśnie przeszedł dreszcz, jednocześnie przypominając sobie kilka sytuacji, kiedy to rozmawiał z mamą przez telefon lub podczas spotkania i mówiła mu coś, co koniec końców okazywało się prawdą lub miało całkiem sporo sensu.
- Fakt, ona jest kochana, ale dopóki nie przekracza się pewnych granic. W dodatku traktowała Cię jak swoją drugą córkę i wiele razy Cię chwaliła, była z Ciebie dumna, gdy osiągałaś jakiś sukces oraz chętnie służyła radą. Nie wiem co jej zrobiłaś. - powiedział, lecz zaraz potem parsknął śmiechem.
- Poza tym, takie jakie Ty masz zdanie o mojej mamie, ja miałem o Twojej. A jej naleśniki z syropem klonowym to było mistrzostwo świata. - odparł, cmokając złączony palec wskazujący z kciukiem prawej dłoni. Najchętniej wpadłby do Pani Stones, by je skonsumować.
- Tak? To super. - powiedział, posyłając dziewczynie ciepły uśmiech.
- Jak tylko będę znał grafik, to obiecuję, że dam Ci znać i wtedy ustalimy co i jak, zgoda? - zapytał, bo na pewno będą mogli jakoś obchodzić halloween, tylko po prostu lepiej było jeszcze chwilę poczekać.
- I ostatecznie, jeżeli faktycznie będę miał baterie na wyczerpaniu, to w strojach najwyżej zrobimy sobie wielogodzinny seans filmowy. - podobał mu się ten pomysł. Oczyma wyobraźni widział już udekorowany salon i przygotowane przekąski z napojami - szczególnie że baza filmów typu horror, była całkiem spora. Zawsze można było spisać tytułu z IMDB albo jakiejś innej strony i przedyskutować, które z nich wybierają.
Walker skinął głową, gdy usłyszał o stroju, przyjmując to po prostu do wiadomości.
- Na luzie. Na szczęście mamy jeszcze czas, chociaż… teraz np. pomyślałem o Harley Quinn i Jokerze albo smokach z Jak Wytresować Smoka, albo postacie ze Squid Game. - zarzucił luźno tym, co mu właśnie wpadło do głowy - oczywiście Camellii miało prawo nic z wymienionych nie przypaść do gustu.
Ponownie posłał dziewczynie uśmiech, kiedy usłyszał, że w razie co, będzie miała go na względzie, gdyby potrzebny był ratownik - znaczy miał nadzieję, że nie rzucała słów na wiatr i faktycznie będzie o nim pamiętała. On sam chętnie by się zaangażował, nawet jeśli miałoby to mieć miejsce przed lub po pracy, tylko wcześniej musiałby znać dokładną datę oraz godzinę.
- No wiesz, takie, które kiedyś zrobiłem albo ktoś mi zrobił… chyba że wolisz bez fotek? - spytał, przypominając sobie co poniektóre zdjęcia, których na pewno nie planował wrzucać, bo były z imprez, po których najczęściej następnego dnia miał kaca albo po prostu spał do późnego wieczora.
- Wybuchy? A mogę po prostu stworzyć wulkan z coca-coli? - zapytał, planując do butelki z wymienionym napojem gazowanym, wrzucić mentosa, bo wtedy na pewno wybuch byłby zagwarantowany.
- Bardzo dobrze. Będę trzymał kciuki. - powiedział, klepiąc lekko Camellkę po ramieniu, choć najprawdopodobniej jego test będzie na zasadzie czy podobała Ci się prezentacja? bo już wystarczyło, że trochę czasu najprawdopodobniej zajmie mu tworzenie prezki, którą będzie się nieco stresował, ponieważ aby ją zacząć, będzie musiał wykonać selekcję tj. o czym może wspomnieć, a o czym wręcz przeciwnie.
- O proszę. Może nagraj o tym vloga. - zaproponował całkowicie szczerze, bo może jej wybór pomógłby tym osobom, które zastanawiałyby się nad zakupem takowego spfa. Walker używał jednego, ale dość nieregularnie, więc za wiele w temacie nie mógł powiedzieć. Poza tym kto wie, może po takim rankingu, jakaś firma zaproponowałaby Melci współpracę?
Kolejny raz się uśmiechnął i aż miał ochotę wziąć ją znowu na ręce, lecz ostatecznie tylko machnął nogą w powietrzu tak, jakby właśnie kopał niewidzialny kamyk, a dłonią przeczesał włosy.
- Oho… ta mina… znam ją doskonale. Znaczy pamiętam… - powiedział, wskazując palcem twarz dziewczyny, na której malowała się poważna powaga, sugerująca, żeby faktycznie jej nie irytować.
- Nie zawsze, ale czasami zadziała. - albo wóz, albo przewóz, no ale koniec końców Walker posłusznie poszedł do domku, by zmienić to, co miał na sobie. Poza tym miała rację, w fazie starości, na pewno będzie musiał pamiętać o nie jednym lekarstwie.
- Zwykle po prostu kojarzymy tylko te najjaśniejsze albo kulturowo ważne, a reszta to mniej efektowne lub widoczne głównie z innej półkuli. - wyjaśnił, wzruszając ramionami. Ogólnie kwestie gwiazdozbiorów były dość ciekawe i sam kosmos był dla Walkera bardzo interesujący.
- Może? To brzmi jak wyzwanie… - odpowiedział, krzyżując dłonie na piersiach i rzecz jasna planując zasłużyć, by spróbować dania przygotowanego przez pannę Stones. Słysząc o rosole, automatycznie poczuł, że chętnie by go zjadł, ponieważ robił się głodny. Widząc leżące na stoliku chipsy, wziął kilka, by je zjeść.
- A więc wschód. Ustalone. - powiedział, przyjmując do wiadomości, co dziewczyna wolałaby zobaczyć. Jemu było obojętne, ale fakt, że zachody były i przez niego, częściej obserwowane.
- Między 5 a 6. - fakt, odpuszczenie snu, również było jakimś pomysłem - dla Connora całkiem realnym, chyba że jednak nagle powieki stałyby się dziwnie ciężkie. No ale to czas pokaże. Najwyżej strzele sobie espresso i będzie git.
- Rozumiem. - znaczy, tak mu się przynajmniej wydawało.
- To super. - rzucił, gdy nie usłyszał sprzeciwu co do spaceru i parsknął śmiechem, również salutując. Tak więc poszedł założyć suche ciuchy, a mokre rozwiesił na suszarce i gdy był gotowy, poszedł po Camellię.
Gdy obydwoje byli gotowi, zaczęli iść przed siebie - znaczy Connor tak szedł, mniej więcej wzdłuż linii brzegowej jeziora.
Zaskoczyło go pytanie, które otrzymał, szczególnie że musiał się chwilę zastanowić nad odpowiedzią.
- Dorosły Connor… pewnie trochę urósł, ma certyfikat i może wykonywać masaże relaksacyjne, zapisał się na prawo jazdy na motor, dalej jest dość niecierpliwy i czasami zbyt szybko się denerwuje. Lubi jeździć nocą autem albo karetką i wciąż nie lubi ani mimów, ani klaunów. - a wszystko przez klauna na jednej z imprez u kolegi, gdy był jeszcze w podstawówce. Nie dość, że ani trochę go nie bawił, to jeszcze prysnął mu wodą prosto w twarz.
- A jak to wygląda z Camellią? Bardzo się zmieniła? - odbił piłeczkę, od czasu do czasu ocierając lewą ręką o prawą rękę dziewczyny - oczywiście nie robił tego celowo, tylko całkowicie przypadkowo.
Camellia Stones
- A weź, ta cała matczyna intuicja czasami mnie aż przerażała, bo pokrywała się z tym co robiłem albo co mogło się wydarzyć… - stwierdził, trzęsąc plecami tak, jakby go właśnie przeszedł dreszcz, jednocześnie przypominając sobie kilka sytuacji, kiedy to rozmawiał z mamą przez telefon lub podczas spotkania i mówiła mu coś, co koniec końców okazywało się prawdą lub miało całkiem sporo sensu.
- Fakt, ona jest kochana, ale dopóki nie przekracza się pewnych granic. W dodatku traktowała Cię jak swoją drugą córkę i wiele razy Cię chwaliła, była z Ciebie dumna, gdy osiągałaś jakiś sukces oraz chętnie służyła radą. Nie wiem co jej zrobiłaś. - powiedział, lecz zaraz potem parsknął śmiechem.
- Poza tym, takie jakie Ty masz zdanie o mojej mamie, ja miałem o Twojej. A jej naleśniki z syropem klonowym to było mistrzostwo świata. - odparł, cmokając złączony palec wskazujący z kciukiem prawej dłoni. Najchętniej wpadłby do Pani Stones, by je skonsumować.
- Tak? To super. - powiedział, posyłając dziewczynie ciepły uśmiech.
- Jak tylko będę znał grafik, to obiecuję, że dam Ci znać i wtedy ustalimy co i jak, zgoda? - zapytał, bo na pewno będą mogli jakoś obchodzić halloween, tylko po prostu lepiej było jeszcze chwilę poczekać.
- I ostatecznie, jeżeli faktycznie będę miał baterie na wyczerpaniu, to w strojach najwyżej zrobimy sobie wielogodzinny seans filmowy. - podobał mu się ten pomysł. Oczyma wyobraźni widział już udekorowany salon i przygotowane przekąski z napojami - szczególnie że baza filmów typu horror, była całkiem spora. Zawsze można było spisać tytułu z IMDB albo jakiejś innej strony i przedyskutować, które z nich wybierają.
Walker skinął głową, gdy usłyszał o stroju, przyjmując to po prostu do wiadomości.
- Na luzie. Na szczęście mamy jeszcze czas, chociaż… teraz np. pomyślałem o Harley Quinn i Jokerze albo smokach z Jak Wytresować Smoka, albo postacie ze Squid Game. - zarzucił luźno tym, co mu właśnie wpadło do głowy - oczywiście Camellii miało prawo nic z wymienionych nie przypaść do gustu.
Ponownie posłał dziewczynie uśmiech, kiedy usłyszał, że w razie co, będzie miała go na względzie, gdyby potrzebny był ratownik - znaczy miał nadzieję, że nie rzucała słów na wiatr i faktycznie będzie o nim pamiętała. On sam chętnie by się zaangażował, nawet jeśli miałoby to mieć miejsce przed lub po pracy, tylko wcześniej musiałby znać dokładną datę oraz godzinę.
- No wiesz, takie, które kiedyś zrobiłem albo ktoś mi zrobił… chyba że wolisz bez fotek? - spytał, przypominając sobie co poniektóre zdjęcia, których na pewno nie planował wrzucać, bo były z imprez, po których najczęściej następnego dnia miał kaca albo po prostu spał do późnego wieczora.
- Wybuchy? A mogę po prostu stworzyć wulkan z coca-coli? - zapytał, planując do butelki z wymienionym napojem gazowanym, wrzucić mentosa, bo wtedy na pewno wybuch byłby zagwarantowany.
- Bardzo dobrze. Będę trzymał kciuki. - powiedział, klepiąc lekko Camellkę po ramieniu, choć najprawdopodobniej jego test będzie na zasadzie czy podobała Ci się prezentacja? bo już wystarczyło, że trochę czasu najprawdopodobniej zajmie mu tworzenie prezki, którą będzie się nieco stresował, ponieważ aby ją zacząć, będzie musiał wykonać selekcję tj. o czym może wspomnieć, a o czym wręcz przeciwnie.
- O proszę. Może nagraj o tym vloga. - zaproponował całkowicie szczerze, bo może jej wybór pomógłby tym osobom, które zastanawiałyby się nad zakupem takowego spfa. Walker używał jednego, ale dość nieregularnie, więc za wiele w temacie nie mógł powiedzieć. Poza tym kto wie, może po takim rankingu, jakaś firma zaproponowałaby Melci współpracę?
Kolejny raz się uśmiechnął i aż miał ochotę wziąć ją znowu na ręce, lecz ostatecznie tylko machnął nogą w powietrzu tak, jakby właśnie kopał niewidzialny kamyk, a dłonią przeczesał włosy.
- Oho… ta mina… znam ją doskonale. Znaczy pamiętam… - powiedział, wskazując palcem twarz dziewczyny, na której malowała się poważna powaga, sugerująca, żeby faktycznie jej nie irytować.
- Nie zawsze, ale czasami zadziała. - albo wóz, albo przewóz, no ale koniec końców Walker posłusznie poszedł do domku, by zmienić to, co miał na sobie. Poza tym miała rację, w fazie starości, na pewno będzie musiał pamiętać o nie jednym lekarstwie.
- Zwykle po prostu kojarzymy tylko te najjaśniejsze albo kulturowo ważne, a reszta to mniej efektowne lub widoczne głównie z innej półkuli. - wyjaśnił, wzruszając ramionami. Ogólnie kwestie gwiazdozbiorów były dość ciekawe i sam kosmos był dla Walkera bardzo interesujący.
- Może? To brzmi jak wyzwanie… - odpowiedział, krzyżując dłonie na piersiach i rzecz jasna planując zasłużyć, by spróbować dania przygotowanego przez pannę Stones. Słysząc o rosole, automatycznie poczuł, że chętnie by go zjadł, ponieważ robił się głodny. Widząc leżące na stoliku chipsy, wziął kilka, by je zjeść.
- A więc wschód. Ustalone. - powiedział, przyjmując do wiadomości, co dziewczyna wolałaby zobaczyć. Jemu było obojętne, ale fakt, że zachody były i przez niego, częściej obserwowane.
- Między 5 a 6. - fakt, odpuszczenie snu, również było jakimś pomysłem - dla Connora całkiem realnym, chyba że jednak nagle powieki stałyby się dziwnie ciężkie. No ale to czas pokaże. Najwyżej strzele sobie espresso i będzie git.
- Rozumiem. - znaczy, tak mu się przynajmniej wydawało.
- To super. - rzucił, gdy nie usłyszał sprzeciwu co do spaceru i parsknął śmiechem, również salutując. Tak więc poszedł założyć suche ciuchy, a mokre rozwiesił na suszarce i gdy był gotowy, poszedł po Camellię.
Gdy obydwoje byli gotowi, zaczęli iść przed siebie - znaczy Connor tak szedł, mniej więcej wzdłuż linii brzegowej jeziora.
Zaskoczyło go pytanie, które otrzymał, szczególnie że musiał się chwilę zastanowić nad odpowiedzią.
- Dorosły Connor… pewnie trochę urósł, ma certyfikat i może wykonywać masaże relaksacyjne, zapisał się na prawo jazdy na motor, dalej jest dość niecierpliwy i czasami zbyt szybko się denerwuje. Lubi jeździć nocą autem albo karetką i wciąż nie lubi ani mimów, ani klaunów. - a wszystko przez klauna na jednej z imprez u kolegi, gdy był jeszcze w podstawówce. Nie dość, że ani trochę go nie bawił, to jeszcze prysnął mu wodą prosto w twarz.
- A jak to wygląda z Camellią? Bardzo się zmieniła? - odbił piłeczkę, od czasu do czasu ocierając lewą ręką o prawą rękę dziewczyny - oczywiście nie robił tego celowo, tylko całkowicie przypadkowo.
Camellia Stones
25 y/o, 167 cm
zajmie się twoimi social mediami i asystuje reżyserom w Pinewood Studios
-
I'm gonna take a chance, give up all the plans
And here I go againnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— Może to intuicja, a może… nasze mamy są wiedźmami? — zapytała, pochylając się w jego kierunku, jakby właśnie zdradzała mu największą konspirę i tajemnicę, o której nikt oprócz nich nie mógł się dowiedzieć. Ich mamy miały niewyobrażalne zdolności i czasami było to dla niej niejasne, dlaczego obydwie były przynajmniej o krok przed ich czynami. Dodatkowo potrafiły komunikować się bez słów, więc to też dawało przypuszczenia, że coś było na rzeczy.
— To chyba normalne u rodziców — stwierdziła, bo przekraczanie granic nigdy nie było mile widziane. Co prawda, ona i jej mama były niesamowicie uparte, co powodowało między nimi zgrzyty — co prawda sporadyczne kłótnie, ale w akompaniamencie trzaskania drzwiami i czasami nawet przebiegania na drugą stronę ulicy, żeby zaszyć się u państwa Walker, a dokładnie u Connora. Gdy ich kontakt osłabł, bardzo jej tego brakowało, bo było to najlepsze wsparcie, jakiekolwiek w życiu dostawała. — Jak to nie wiesz, co jej zrobiłam? To bezapelacyjnie zasługa mojego uroku osobistego. Może i na ciebie on nie działa, ale na innych tak. Zwłaszcza, na rodziców — zaśmiała się. Była tą dobrą dziewczyną z sąsiedztwa, co mówiła dzień dobry i pomagała przechodzić babcią przez ulicę. Gdzieś z tyłu głowy, miała myśl, że na Connora nie działały jej słodkie oczy i mina numer pięć — choć może się myliła?
— To prawda, są mistrzostwem. Chociaż prędzej ty dostałbyś je szybciej niż ja. Zadzwoniłbyś do niej nawet i teraz, a już rozgrzewałaby patelnię — parsknęła rozbawiona. Nawet gdy ze sobą nie rozmawiali, to jej mama przemycała informację o Connorze, a ona kulturalnie udawała, że nic nie słyszy. W rzeczywistości chłonęła tę wiedzę, a pani Stones, ze swoją wiedźmową intuicją, z pewnością o tym wiedziała.
— Zgoda. — Kiwnęła głową, na dziewięćdziesiąt procent wiedząc, że będzie w stanie dopasować się do jego grafiku. Istniały małe szanse, że akurat wtedy dostanie jakąś realizację poza miastem; w okolicach różnorakich świąt, nie mieli zaplanowanych sesji ani nagrywek poza miastem. — Brzmi fantastycznie — już nie mogę się doczekać, dodała w myślach, zastanawiając się, czy powinna okazywać swój ogromny entuzjazm, skoro byli jeszcze na etapie powrotu do normalności. Camellia miała nadzieję, że ten stan rzeczy się utrzyma, a nawet pójdzie o krok dalej — że znowu będą ze sobą spędzać czas, a nie zachowywać się jak nieznajomi.
— Trzeba będzie poszukać jakiś inspiracji na pintereście. Fajnie byłoby może pójść w coś mrocznego? Chociaż twoje propozycje też mi się podobają — stwierdziła, zastanawiając się, czy byłaby to okazja do farbowania włosów na różowo. Z jej wakacyjnego rudego, łatwiej będzie przejść na ten kolor. Na jesień pewnie wróci do brązu, ale do tego czasu miała okazję poszaleć w możliwościach. Czasami zastanawiała się, czy nie była na to za stara, a wtedy znajdowała wymówki, jak na przykład Halloween.
— Nie, nie, może być z fotkami. To jak ilustrację w książkach, bardziej przykuwają uwagę — powiedział, nie chcąc studzić jego entuzjazmu. Podobał jej się ten pomysł i jedynie miała nadzieję, że znając się przez tyle lat, Walker będzie wiedział, co może ją… ewentualnie zdenerwować. Chociaż czy powinien się tym przejmować? W końcu byli znajomymi… kumplami. Nie miała prawa wkurzać się o zdjęcia z jakimiś laskami, gdyby zdecydował się umieścić je w prezentacji.
— A będziesz to sprzątał? — zapytała rozbawiona, kręcąc głową na boki. — To może oszczędźmy sobie tych wybuchów. Zdjęcia i efekty między slajdami będą już wystarczające — dodała, w myślach widząc, ile byłoby z tym roboty i jednocześnie przypominając sobie, jak ten eksperyment urządzili za dzieciaka w domu; nie dało się ukryć, że pani Stones nie była zadowolona z eksperymentów.
— Vloga o SPF’ach? Nigdy o tym nie pomyślałam. Chociaż myślę, że raczej wolę być za kamerą niż przed — stwierdziła, bo sądziła, że była stworzona do pracy od backstage’u. Nie widziała siebie w roli gwiazdy, a mówienie o tym pewnie by ją speszyło. Była śmiała i towarzyska, ale każdy miał gdzieś swoje granice odwagi.
— Skoro znasz… pamiętasz, to mam nadzieję, że masz świadomość, że nie możesz się sprzeciwiać — stwierdziła, zagryzając lekko dolną wargę, żeby ukryć swoje rozbawienie, a może i niewielką radość, żę Connor pamiętął o takich małych szczegółach; że potrafił odczytać jej twarz i mimikę w sposób prawdopodobnie bezbłędny.
Kosmos był ciekawy i skrywał naprawdę wiele tajemnic. Cały wszechświat, który buduje wszystko i wszystkich, wydawał jej się czymś niezbadanym i gdyby tylko miała zapał oraz umiejętności, to najchętniej by to badała. Sądziła, że jeszcze wiele rzeczy jest nieodkrytych… chyba że nasa po prostu nie chce ich odkrywać?
— Może… po prostu musisz być grzeczny — stwierdziła z rozbawieniem. Grzeczny i zdrowy, choć sądziła, że jej rosół może naprawdę szybko postawić na nogi. Przez chwilę pomyślała o nadchodzącym powoli sezonie jesienny; wtedy dopiero zacznie się gotowanie rozgrzewajacych zup i posiłków z jesienną aurą.
— To… jeszcze dużo czasu przed nami — stwierdziła i uświadamiając sobie, ile godzin jest jest do piątej, automatycznie zaczęły ją szczypać oczy ze zmęczenia. Choć psychicznie nie chciała jeszcze iść spać, to jej zegar biologiczny starego człowieka, powoli będzie domagać się o ululanie. Chciała jednak wytrzymać; chciała spędzić z nim jak najwięcej czasu i być może nieco nadrobić. Bez wsparcia prezentacji, ale w akompaniamencie cudownych warunków przyrody.
Spacer z Connorem wzdłuż jeziora nie był w jej tegorocznym bingo, choć najchętniej dopisałaby to w to środkowe, puste pole — niespodziewane, ale odhaczone. Jakiekolwiek kontakty z nim nie były w jej planach, choć w środku siebie cieszyła się jak małe dziecko.
— W sumie racja, trochę urosłeś — stwierdziła z rozbawieniem, zatrzymując się przed nim i mierząc się z nim. W pewnym momencie nawet na chwilę stanęła na palcach, aby choć przez krótki moment poudawać “wysoką”. — Woo, to dużo informacji. Po pierwsze, kiedy można zapisać się do pana na masaż? — zaśmiała się, choć realnie poczuła, że przydałoby się to jej. Kiedyś chodziła na masaże do fizjoterapeuty, żeby zminimalizować napięcie stresu i ograniczyć migreny. Swego czasu, dosyć to pomagało. Wyłapała jeszcze jedną rzecz, która jednak trochę ją zmartwiła — prawko na motor. — I jak ci idzie zdawanie nowego prawa jazdy? — zagadnęła, aby dowiedzieć się, na jakim był etapie. Dla niej nie brzmiało to dobrze; w jej myślach, motor był dodatkowych podkładaniem się pod kosę mrocznego kosiarza. Nawet jeśli on byłby uważnym kierowcą, to na świecie nie brakowało świrów. Już zwykła jazda autem była ryzykowna. — Jeśli kiedyś będziesz potrzebować kompana na nocne przejażdżki, to masz mój numer — dodała po chwili, zanim zaraz usłyszała pytanie w swoim kierunku. Próbowała wymyślić coś nowego, jednak miała wrażenie, jakby ona zatrzymała się w miejscu, a to czas leciał wokół niej jak porąbany. — Cóż, dorosła Camellia nie urosła za wiele… tak jak zresztą przed chwilą widziałeś. Na pewno nadal boi się pająków i jest niekwestionowaną mistrzynią w ping-ponga. W dalszym ciągu jest dość niezdarna, płacze na bajkach… o, ale nauczyła się ceramiki. No i gotuje. To też dorosła umiejętność — starała znaleźć jakieś plusy, choć kusiło ją powiedzieć, że dorosła Camellia miała żal do tej młodszej — bo kto wie, jakby wyglądało teraz jej życie, gdyby kilka lat temu potrafiła wziąć byka za rogi?
— To chyba normalne u rodziców — stwierdziła, bo przekraczanie granic nigdy nie było mile widziane. Co prawda, ona i jej mama były niesamowicie uparte, co powodowało między nimi zgrzyty — co prawda sporadyczne kłótnie, ale w akompaniamencie trzaskania drzwiami i czasami nawet przebiegania na drugą stronę ulicy, żeby zaszyć się u państwa Walker, a dokładnie u Connora. Gdy ich kontakt osłabł, bardzo jej tego brakowało, bo było to najlepsze wsparcie, jakiekolwiek w życiu dostawała. — Jak to nie wiesz, co jej zrobiłam? To bezapelacyjnie zasługa mojego uroku osobistego. Może i na ciebie on nie działa, ale na innych tak. Zwłaszcza, na rodziców — zaśmiała się. Była tą dobrą dziewczyną z sąsiedztwa, co mówiła dzień dobry i pomagała przechodzić babcią przez ulicę. Gdzieś z tyłu głowy, miała myśl, że na Connora nie działały jej słodkie oczy i mina numer pięć — choć może się myliła?
— To prawda, są mistrzostwem. Chociaż prędzej ty dostałbyś je szybciej niż ja. Zadzwoniłbyś do niej nawet i teraz, a już rozgrzewałaby patelnię — parsknęła rozbawiona. Nawet gdy ze sobą nie rozmawiali, to jej mama przemycała informację o Connorze, a ona kulturalnie udawała, że nic nie słyszy. W rzeczywistości chłonęła tę wiedzę, a pani Stones, ze swoją wiedźmową intuicją, z pewnością o tym wiedziała.
— Zgoda. — Kiwnęła głową, na dziewięćdziesiąt procent wiedząc, że będzie w stanie dopasować się do jego grafiku. Istniały małe szanse, że akurat wtedy dostanie jakąś realizację poza miastem; w okolicach różnorakich świąt, nie mieli zaplanowanych sesji ani nagrywek poza miastem. — Brzmi fantastycznie — już nie mogę się doczekać, dodała w myślach, zastanawiając się, czy powinna okazywać swój ogromny entuzjazm, skoro byli jeszcze na etapie powrotu do normalności. Camellia miała nadzieję, że ten stan rzeczy się utrzyma, a nawet pójdzie o krok dalej — że znowu będą ze sobą spędzać czas, a nie zachowywać się jak nieznajomi.
— Trzeba będzie poszukać jakiś inspiracji na pintereście. Fajnie byłoby może pójść w coś mrocznego? Chociaż twoje propozycje też mi się podobają — stwierdziła, zastanawiając się, czy byłaby to okazja do farbowania włosów na różowo. Z jej wakacyjnego rudego, łatwiej będzie przejść na ten kolor. Na jesień pewnie wróci do brązu, ale do tego czasu miała okazję poszaleć w możliwościach. Czasami zastanawiała się, czy nie była na to za stara, a wtedy znajdowała wymówki, jak na przykład Halloween.
— Nie, nie, może być z fotkami. To jak ilustrację w książkach, bardziej przykuwają uwagę — powiedział, nie chcąc studzić jego entuzjazmu. Podobał jej się ten pomysł i jedynie miała nadzieję, że znając się przez tyle lat, Walker będzie wiedział, co może ją… ewentualnie zdenerwować. Chociaż czy powinien się tym przejmować? W końcu byli znajomymi… kumplami. Nie miała prawa wkurzać się o zdjęcia z jakimiś laskami, gdyby zdecydował się umieścić je w prezentacji.
— A będziesz to sprzątał? — zapytała rozbawiona, kręcąc głową na boki. — To może oszczędźmy sobie tych wybuchów. Zdjęcia i efekty między slajdami będą już wystarczające — dodała, w myślach widząc, ile byłoby z tym roboty i jednocześnie przypominając sobie, jak ten eksperyment urządzili za dzieciaka w domu; nie dało się ukryć, że pani Stones nie była zadowolona z eksperymentów.
— Vloga o SPF’ach? Nigdy o tym nie pomyślałam. Chociaż myślę, że raczej wolę być za kamerą niż przed — stwierdziła, bo sądziła, że była stworzona do pracy od backstage’u. Nie widziała siebie w roli gwiazdy, a mówienie o tym pewnie by ją speszyło. Była śmiała i towarzyska, ale każdy miał gdzieś swoje granice odwagi.
— Skoro znasz… pamiętasz, to mam nadzieję, że masz świadomość, że nie możesz się sprzeciwiać — stwierdziła, zagryzając lekko dolną wargę, żeby ukryć swoje rozbawienie, a może i niewielką radość, żę Connor pamiętął o takich małych szczegółach; że potrafił odczytać jej twarz i mimikę w sposób prawdopodobnie bezbłędny.
Kosmos był ciekawy i skrywał naprawdę wiele tajemnic. Cały wszechświat, który buduje wszystko i wszystkich, wydawał jej się czymś niezbadanym i gdyby tylko miała zapał oraz umiejętności, to najchętniej by to badała. Sądziła, że jeszcze wiele rzeczy jest nieodkrytych… chyba że nasa po prostu nie chce ich odkrywać?
— Może… po prostu musisz być grzeczny — stwierdziła z rozbawieniem. Grzeczny i zdrowy, choć sądziła, że jej rosół może naprawdę szybko postawić na nogi. Przez chwilę pomyślała o nadchodzącym powoli sezonie jesienny; wtedy dopiero zacznie się gotowanie rozgrzewajacych zup i posiłków z jesienną aurą.
— To… jeszcze dużo czasu przed nami — stwierdziła i uświadamiając sobie, ile godzin jest jest do piątej, automatycznie zaczęły ją szczypać oczy ze zmęczenia. Choć psychicznie nie chciała jeszcze iść spać, to jej zegar biologiczny starego człowieka, powoli będzie domagać się o ululanie. Chciała jednak wytrzymać; chciała spędzić z nim jak najwięcej czasu i być może nieco nadrobić. Bez wsparcia prezentacji, ale w akompaniamencie cudownych warunków przyrody.
Spacer z Connorem wzdłuż jeziora nie był w jej tegorocznym bingo, choć najchętniej dopisałaby to w to środkowe, puste pole — niespodziewane, ale odhaczone. Jakiekolwiek kontakty z nim nie były w jej planach, choć w środku siebie cieszyła się jak małe dziecko.
— W sumie racja, trochę urosłeś — stwierdziła z rozbawieniem, zatrzymując się przed nim i mierząc się z nim. W pewnym momencie nawet na chwilę stanęła na palcach, aby choć przez krótki moment poudawać “wysoką”. — Woo, to dużo informacji. Po pierwsze, kiedy można zapisać się do pana na masaż? — zaśmiała się, choć realnie poczuła, że przydałoby się to jej. Kiedyś chodziła na masaże do fizjoterapeuty, żeby zminimalizować napięcie stresu i ograniczyć migreny. Swego czasu, dosyć to pomagało. Wyłapała jeszcze jedną rzecz, która jednak trochę ją zmartwiła — prawko na motor. — I jak ci idzie zdawanie nowego prawa jazdy? — zagadnęła, aby dowiedzieć się, na jakim był etapie. Dla niej nie brzmiało to dobrze; w jej myślach, motor był dodatkowych podkładaniem się pod kosę mrocznego kosiarza. Nawet jeśli on byłby uważnym kierowcą, to na świecie nie brakowało świrów. Już zwykła jazda autem była ryzykowna. — Jeśli kiedyś będziesz potrzebować kompana na nocne przejażdżki, to masz mój numer — dodała po chwili, zanim zaraz usłyszała pytanie w swoim kierunku. Próbowała wymyślić coś nowego, jednak miała wrażenie, jakby ona zatrzymała się w miejscu, a to czas leciał wokół niej jak porąbany. — Cóż, dorosła Camellia nie urosła za wiele… tak jak zresztą przed chwilą widziałeś. Na pewno nadal boi się pająków i jest niekwestionowaną mistrzynią w ping-ponga. W dalszym ciągu jest dość niezdarna, płacze na bajkach… o, ale nauczyła się ceramiki. No i gotuje. To też dorosła umiejętność — starała znaleźć jakieś plusy, choć kusiło ją powiedzieć, że dorosła Camellia miała żal do tej młodszej — bo kto wie, jakby wyglądało teraz jej życie, gdyby kilka lat temu potrafiła wziąć byka za rogi?