29 y/o
For good luck!
182 cm
tatuażysta w Black Thorn Tattoo & Piercing
Awatar użytkownika
'Cause we're the afterlife of the party
In this life and the next one darlin'
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Ilość lat zebranych za pasem nie była w stanie powstrzymać go przed czuciem się w ramionach Pablo jak zakochany szczeniak. Każdy nacisk ciepłych dłoni był równie elektryzujący co uziemiający, jednocześnie znajomy i zajmujący całą jego uwagę, niczym narkoman goniący wcześniejszy haj potrzebował go coraz bardziej i coraz intensywniej. Nie chciał dożyć czasów, w których zakrzywienie kącików jego ust przestałoby łaskotać go w brzuch skrzydełkami stada motyli, a sugestywnie zniżony głos nie posyłałby dreszczy po jego kręgosłupie. Widział go jako przedłużenie siebie, sens swojego życia i swój dom, nie widział egzystencji bez niego, a na dobrą sprawę nie potrafił już przypomnieć sobie czym kierował się przed nim. Do przodu pchał go chyba wyłącznie instynkt przetrwania i walka by nie skończyć jak własna siostra, chociaż sam lubił myśleć, że już wtedy zwyczajnie go szukał.
Poddając się w pełni podtrzymującym go rękom przechylił się w przód, zamykając usta mężczyzny w głębokim pocałunku i pozwalając sobie zatracić się w nim bez reszty na chociaż chwilę. By nie istniało nic poza nimi, poza roztańczonymi językami i spragnionym dotykiem. Nawet kiedy odsunęli się od siebie by złapać oddech, przytrzymywał go w miejscu dłonią zatopioną w jego włosach. Nie chciał go jeszcze puszczać. Słuchając jego małej fantazji drugą dłonią sięgnął pod kołnierz jego koszulki i przesunął palcami w dół linii jego kręgosłupa, z powrotem przeciągając paznokciami po nagiej skórze. Nawet nie starał się być delikatny, zwłaszcza kiedy małą wspominkę przypieczętowała mokra smuga na policzku. Odetchnął ciężej, wypuścił zduszone przekleństwo i poruszył się niespokojnie na jego udach, wbrew zdrowemu rozsądkowi rozważając gdzie mogliby się w tej chwili komfortowo zaszyć by nie zwrócić na siebie nieproszonej uwagi. No to tyle z prób położenia go spać.
- Już szukasz wymówki, żeby zamawiać więcej naczyń? - odparował, kiedy ponownie odnalazł język w gębie i przymusił się do ochłonięcia, lekko przechylając głowę by przytulić policzek do jego dłoni. Jak mieli cokolwiek tego dnia osiągnąć, musieli oddalić się od tematyki łóżkowej. Mogło być to przykładowo zmywanie naczyń, przynajmniej brzmiało to w miarę bezpiecznie. Z sercem wybijającym wesoły rytm na zapewnienie o niezmiennej wzajemności uczuć stanął na własnych nogach i zabrał się za zbieranie brudnych talerzy nieznacznie drżącymi dłońmi. Wskoczenie w znajomy, codzienny tryb pomogło mu trochę oczyścić głowę. Mechaniczne ogarnianie przestrzeni użytkowej, sortowanie sztućców w odpowiednie komory koszyczka do zmywarki, wymienianie drobnych gestów tylko by zapewnić się wzajemnie o swojej obecności. Potrzebował tego. Sama wiedza o obecności Pablo w tym samym pokoju nie była wystarczająca, tak czy siak musiał zerkać w jego stronę, zderzyć się z nim łokciami kiedy sięgał do zlewu stając bliżej niż było to konieczne, dotykać jego dłoni kiedy ten przekazywał mu zebrane talerze.
- Do wyrwania? - mruknął, na wpół skupiony na rozpoczętym przez męża temacie, a na wpół na upartym kawałku makaronu przyklejonym do metalowego zbieracza resztek ze zlewu, który bezskutecznie próbował opróżnić do kosza. Zamilkł na dłuższy moment, nawet nie zrywając się do wyścigu o bezpieczeństwo przed przyjmowaniem nowej roli. Kiedy wygrał małą wojnę z nitką makaronu, podniósł na mężczyznę niepewne spojrzenie, marszcząc czoło. - W co? - dopytał, nie do końca zaznajomiony z koncepcją wróżki zębuszki. Nawet jakby jego rodzice wierzyli w takie zwyczaje, nie pamiętał by ktokolwiek nawet zwrócił uwagę na jego utratę pierwszego zęba. Wcisnął koszyczek z powrotem do zlewu i przemył ręce, po czym oparł się biodrem o blat i sięgnął po brzeg koszulki Pablo, by wytrzeć w nią dłonie, przy okazji przyciągając go bliżej za trzymany materiał. Zdecydował się całkowicie zignorować ręcznik leżący kilkanaście centymetrów na lewo od zlewu.
- Powiedz mi lepiej co muszę zrobić, żebyś coś jeszcze dzisiaj zjadł - wytknął, o ile chętny do rozmowy o ich małym oczku w głowie, znacznie bardziej niż jej zębami przejęty w tej chwili faktem, że pod koniec obiadu talerz jego drugiego oczka w głowie był prawie pełny. - Zrobić ci truskawki w czekoladzie i karmić cię nimi w wannie? Posmarować się jogurtem, żebyś miał z tego rozrywkę? - dopytał lekkim, na wpół żartobliwym tonem, podnosząc dłoń by lekko odgarnąć luźne kosmyki jego włosów na bok. - Jak chcesz wrócić do boksu to musisz nie tylko jeść, ale jeść więcej i nie wątpię, że doskonale o tym wiesz - zauważył, przebiegając wzrokiem po jego twarzy w poszukiwaniu czegoś, co pomogłoby mu do niego dotrzeć. - Nie zacznij niknąć mi w oczach, wiesz, że bez ciebie nie dam sobie rady - poprosił ciszej. Chciał przede wszystkim by ten dbał o swoje zdrowie tak bardzo jak dbał o resztę ich rodziny. Starał się trzymać ją na barkach, jednocześnie nie dając sobie zebrać dość siły by nie poświęcać przy tym siebie samego i Eddie zamierzał zrobić wszystko co mógł, by pomóc mu utrzymać się w pionie. Opcja z przywiązaniem go do krzesła i karmieniem na siłę wciąż zostawała w zapasie jakby nic innego nie zadziałało.

Pablo Rivera-Sahin
28 y/o
For good luck!
185 cm
Blade against the rain, carving out your name
Awatar użytkownika
You're like this diamond, a way I'm forever reminded. That home is wherever we find it.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
typ narracji3 osoba
czas narracjiprzeszły
postać
autor

   Bardzo nie chciał oddalać się od tematyki łóżkowej, wręcz przeciwnie, ale musiał pogodzić się z tym, że zwyczajnie nie miał wyboru. Postanowił jednak, że do tego wróci, jeszcze dzisiaj, ale w odpowiedniejszym czasie. Dalej trudno było mu się powstrzymać i trzymać ręce przy sobie, kiedy miał Edwarda tak blisko. Nigdy nikogo nie chciał tak bardzo, jak jego. Kochał Rose szczerą miłością, była jego oczkiem w głowie, ale to był zupełnie inny rodzaj miłości, tej rodzicielskiej. Eddiego wybrał sobie spośród wszystkich ludzi na świecie i zrobił to świadomie, nawet nie pamiętając już w którym dokładnie momencie zdał sobie sprawę, że kocha go bez pamięci. Oddałby za niego życie, nawet ze świadomością, że zostawiłby za sobą córkę, bo w końcu byłaby pod najlepszą opieką.
   Pogłaskał go pieszczotliwie po policzku, jeszcze raz wdychając jego zapach, zanim nie wstali. Uśmiechnął się na wzmiankę o naczyniach i zamruczał tylko pod nosem, co mogło znaczyć, że przyznaje mu racje lub zwyczajnie wie, że ten się nabija. Co prawda nie zamówił narazie nowych talerzy, ale być może miał to w planach.
   Uśmiechnął się pod nosem rozbawiony, widząc jak mężczyzna wyjątkowo mocno skupił się na pracy w kuchni. Przystanął nawet, żeby przez chwilę po prostu go obserwować. Czasami nie mógł wyjść z podziwu jak z ucieczek przed policją, strzelania do ludzi i innych nielegalnych operacji przechodzili tak swobodnie do odklejania makaronu ze sztućców. To wszystko wydawało się takie abstrakcyjne, trochę jakby prowadzili podwójne życie i właściwie nie mijało się to zbytnio z prawdą. Problem w tym, że teraz desperacko chcieli od jednego uciec, a to coraz szybciej ich doganiało.
   一 Na kontrolę 一 odparł spokojnie, unosząc nieznacznie jedną z brwi. Ruszające się zęby wypadały w końcu same, ale warto było sprawdzić, czy z tymi, które jeszcze się trzymały wszystko jest w porządku. Bardziej zdziwiło go jednak kolejne pytanie. Jego rodzice też nie przykładali wagi do pierwszych zębów swoich dzieci 一 ojciec zajęty był pracą, a matka ćpaniem 一 ale słyszał bajki i legendy o wróżce i bawił się w to z rodzeństwem, chociaż zamiast pieniędzy podkładali sobie pod poduszki skradzione fanty.
   一 Nie znasz tego? 一 zapytał zaskoczony, pozwalając przyciągnąć się bliżej. Spojrzał na wilgotne plamy na koszulce, które zostawił tam Eddie, kiedy wytarł dłonie o jej materiał, zamiast o ręcznik, który wisiał zaraz obok. Parsknął cicho i bez wahania ściągnął t-shirt przez głowę, odkładając go zaraz obok zlewu, a potem oparł się o blat dłońmi, układając je po obu stronach ciała męża i nachylił się, przyciskając usta do boku jego szyi, tuż pod uchem. 一 Mleczaki chowa się pod poduszką, a wróżka zamienia je na pieniądze albo podarunek 一 wymruczał, łaskocząc wargami ciepłą skórę partnera, przymykając nieznacznie oczy. Westchnął ciężko, słysząc zaraz uwagę o jedzeniu i odchylił głowę, krzywiąc się nieznacznie, jakby temat go drażnił, chociaż naturalnie nie był na niego zły, że okazywał mu troskę. Zawsze to robił.
   一 Truskawki w wannie i zabawa jogurtem? Nie wiem czy to brzmi jak porządny posiłek, ale prosto z twojego ciała zjadłbym dosłownie wszystko 一 stwierdził, przesuwając wzrokiem po jego twarzy. Uwielbiał na niego patrzeć i mógłby robić to bez przerwy całymi godzinami. Miał wtedy lekko zamglony wzrok, łagodny i zdawało się, że po twarzy błąka się mu delikatny uśmiech, nawet jeżeli kąciki warg wcale się nie unosiły.
   Zaraz jednak jego wzrok stał się bardziej przytomny, kiedy prostował się, cofając dłonie i opuszczając je wzdłuż własnego ciała. Nie odsunął się co prawda, ale coś się zmieniło, a powietrze jakby zgęstniało. Nie chciał tego mówić, ale nie miał wyboru.
   一 Dasz radę. Musisz mi to obiecać 一 mruknął, czując mocne uderzenie serca, bo sama myśl o takim wariancie raniła go do kości, a co dopiero kiedy musiał powiedzieć wprost o tym, że istnieje taka alternatywa, takie ryzyko, i muszą być na nie gotowi. W każdej chwili. Może jeszcze kilka miesięcy temu wolałby to bagatelizować i myśleć optymistycznie, nie dopuszczając do siebie myśli, że cokolwiek mogłoby ich rozdzielić. W końcu musiał jednak pogodzić się z faktem, że taki scenariusz również istniał, a Rose nie mogła zostać sama.


Edward Rivera-Sahin
Myre
Sterowanie cudzą postacią bez uzgodnienia. Nie gram z AI.
29 y/o
For good luck!
182 cm
tatuażysta w Black Thorn Tattoo & Piercing
Awatar użytkownika
'Cause we're the afterlife of the party
In this life and the next one darlin'
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Już od dawna prowadzenie podwójnego życia wisiało gdzieś daleko poza tym, co tak realnie chciał robić podczas swojego ograniczonego czasu na tym świecie. Wrzucenie w sam środek społecznego marginesu od momentu stawiania pierwszych kroków przepowiedziało mu przyszłość zanim miał cokolwiek do powiedzenia w temacie, a jednym dobrym aspektem, jaki wyciągnął z całego okresu naginania oraz bezwstydnego łamania prawa, był właśnie Pablo. I wszystko co szło w zestawie razem z nim - miłość, wolność, rodzina, córka. Bez niego dalej piąłby się po szczeblach organizacji aktualnie dążącej do pozbawienia ich przyszłości, tworzyłby sobie nowe długi, brudził swoje ręce krwią osób, które być może były niewinne, ale nie miałoby to dla niego większego znaczenia. Do teraz nie miało. Jakby ktoś nawet przypadkowo stanął na drodze ich szczęściu, nawet nie mrugnąłby okiem przed pozbyciem się problemu raz a dobrze. Nie istniało żadne niebo jakie przyjęłoby go w swoich bramach, a skoro już dawno temu zaprzepaścił swoją duszę, równie dobrze mógł dzięki temu zapewnić bezpieczeństwo swojej rodzinie.
A w międzyczasie, kiedy sytuacja nie nagliła, mógł niecierpliwie walczyć z resztkami jedzenia na naczyniach i rozważaniem na ile ich zmywarka była w stanie pozbyć się resztek obiadu. Oraz, jak się teraz okazało, mógł spędzać wieczory na rozważaniach na temat wróżki zębuszki.
- Nie znam - potwierdził, podnosząc wzrok na obrażającego się przed nim Pablo. Bynajmniej nie zamierzał narzekać na taki przebieg wydarzeń i instynktownie podniósł dłonie by oprzeć je na jego nagich bokach, gładząc kciukami odznaczające się pod skórą mięśnie. - To co? Młoda dostanie dolara, a ja mam paradować w sukience? - upewnił się, przechylając głowę z rozbawionym uśmiechem na ustach. - Czy chcesz jej dać coś konkretnego? Bo raczej sukienki mi nie odpuścisz? - dodał, a za chwilę wydął wargi w zastanowieniu. - Skrzydła też da się ogarnąć. Ale jak mój brokat niespodziewanie poleci na dywan to ty będziesz to sprzątał - podkreślił, jako że cały pomysł z wróżkami wychodził właśnie od niego. Przesunął kciukiem po jednym z jego żeber, drugą dłonią kreśląc wzór tatuażu, który sam umieścił na jego ramieniu. Chociaż wykonywał tę pracę od lat, poziom zaufania jakim darzył go Pablo wciąż wzbudzał w nim przyjemne ciepło. Pomiędzy słowami, gestami i obrączkami, oboje nosili na skórze trwałe dowody swojej więzi. Zarówno w formie już dawno zaleczonego tuszu wbitego głęboko pod skórę, jak i blizn jakie zarabiali broniąc się wzajemnie przez zagrożeniem.
Nagła powaga przejmująca rozmowę początkowo go zaskoczyła i potrzebował chwili by zrozumieć jego nagłą zmianę w nastroju, chociaż zmęczone westchnienie wyrywające się spomiędzy warg jednoznacznie oznaczało, że pojął skąd Pablo wyciągnął ten temat i dokąd z nim dążył. Jednocześnie najwidoczniej na tym kończył się ich fałszywie beztroski wieczór. Przez chwilę przyglądał mu się w milczeniu, wodząc wzrokiem od jednej zmartwionej zmarszczki do drugiej, zahaczając o wargi zaciśnięte w pełnym napięciu i oczy wyrażające całkowicie szczerą determinację. Oboje wiedzieli, że taka możliwość nie tylko istniała, a była jedną z prawdopodobnych zakończeń tej historii.
- Zajmę się Rose. Zawsze, niezależnie od sytuacji, nasza córka będzie miała dobre życie, to mogę ci obiecać - zapewnił go po ułożeniu sobie w głowie tego, co tak naprawdę chciał mu przekazać. - Dam sobie radę z nią i nigdy nie przestanę o nią walczyć, ale kurwa, Pablo, nie każ mi obiecywać, że przestanę cię potrzebować, bo to nie nastąpi. Jesteś... jesteś sensem mojego życia i niezależnie od tego co się teraz dzieje, nie zamierzam stać z boku i patrzeć na to jak to wszystko niszczy cię od środka - podkreślił z determinacją, obejmując go w pasie i przyciągając jeszcze trochę bliżej siebie. Fakt, że ten zabrał ręce, które wcześniej zamykały go przy blacie, wyraźnie grał mu na nerwach. - Żaden z nas nie może się poddać, rozumiesz? A pozwalanie na to by zabrali ci resztki radości jest formą poddania się. Dawaliśmy radę tak długo, możemy mieć to za sobą, jeszcze tylko... Zostań ze mną. Pablo, skarbie, do cholery ze mną zostań - zażądał, obejmując jego policzek i wpatrując się w niego intensywnie w oczekiwaniu na jakiekolwiek potwierdzenie. Znajdowali się na wybojach, chyba największych w swoim życiu i chociaż dobrze było posiadać plany zapasowe w razie potknięć, nie chciał by stały się one akceptowanym zakończeniem dla ich historii. I chociaż sam był pogodzony z własnym potencjalnym poświęceniem dla dobra swojej rodziny, nie chciał by Pablo realnie musiał iść przez resztę życia sam.

Pablo Rivera-Sahin
28 y/o
For good luck!
185 cm
Blade against the rain, carving out your name
Awatar użytkownika
You're like this diamond, a way I'm forever reminded. That home is wherever we find it.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
typ narracji3 osoba
czas narracjiprzeszły
postać
autor

   Prawda była taka, że gdyby nie Edward, Pablo nie dowiedziałby się czym jest miłość, być może nie potrafiłby nawet tak do końca pokochać Rose. Nie tak, jak robił to teraz, nie całym sobą. Nauczył się czym jest oddanie i co to znaczy, że druga osoba jest wszystkim i jest ważniejsza, niż on sam. Był mu za to bardzo wdzięczny i czasami, ta jak w tym momencie, miał pretensje do samego siebie o to, że pozwalał nerwom i obawom nad nim zapanować, nawet jeżeli tylko przez chwilę. Ta chwila często wystarczyła, aby powiedział lub zrobił coś, czego potem żałował.
   Tak jak teraz, kiedy zepsuł chwilę, poddając się krótkotrwałej niepewności. Przecież wiedział, że pesymizm to najgorsze, w czym może teraz tonąć. Westchnął ciężko, kiedy zreflektował się, że nie powinien był się wycofywać, ani fizycznie, ani jakkolwiek inaczej. Jego wahanie trwało tylko chwilę, bo zaraz wrócił dłońmi na jego boki, a potem wsunął je na plecy i przytulił go do siebie mocno, wtulając chłodny nos w gorące zagłębienie w jego szyi.
   一 Wiem, przepraszam 一 mruknął, gdzieś pomiędzy kolejnymi słowami, które wyrzucał z siebie Edward. Nie chciał go martwić, nie chciał stresować, ale nie potrafił się też pozbyć własnych, natarczywych myśli, które niekoniecznie były wygodne. Zarówno dla niego, jak i Eddiego.
   一 Nigdzie się nie wybieram, w porządku? 一 zapytał, odchylając głowę i czując na policzkach objęcie dłoni męża. Naprawdę nie chciał żyć bez niego i nie chciał, żeby on też musiał. Jedną z dłoni zacisnął na jego boku, szarpiąc krótko, przyciągając go tym samym jeszcze bliżej, a drugą przeniósł szybkim, zdecydowanym gestem na jego szyję i częściowo szczękę, przytrzymując twarz ukochanego pewniej, a potem pocałował go mocno, intensywnie aż do utraty tchu.
   一 Nigdy was nie zostawię. Nigdy 一 obiecał, kiedy oderwał się już od jego ust i nabrał powietrza w płuca, wzrok unosząc i wbijając go prosto w jego oczy. To nie była najlepsza obietnica, ale nie kłamał. Nie zostawiłby Edwarda i Rose niezależnie od wszystkiego, nie z własnej woli. Obaj doskonale wiedzieli, że wydarzyć mogło się wszystko, ale jeżeli stałoby się coś złego, to na pewno nie byłoby zamierzone, nie przez Pablo.
   一 Na pewno nie przed zobaczeniem cię w sukience 一 dodał i uśmiechnął się lekko, rozluźniając uścisk na boku jego twarzy i gładząc go delikatnie kciukiem po linii szczęki. Uścisk na biodrze również zelżał i palce powędrowały po jego boku, gładząc leniwie zaczerwienioną skórę. Usłyszał szuranie na piętrze, a potem wołanie Rose, która albo chciała się napić albo była znudzona oglądaniem. Poza tym była już pora kąpieli, więc najwyższy czas się tym zająć.
   一 Szefowa wzywa 一 mruknął i niechętnie się odsunął. Obiecał sobie, że to ostatni raz, kiedy sprawił, że Edward tak bardzo przejął się jego słowami i ogólnym stanem. Nie mógł na to pozwolić, szczególnie kiedy być może wcale nie zostało im wiele czasu. Teraz należało ten czas wykorzystać jak najlepiej, kolekcjonując dobre wspomnienia, nie tylko smęcąc 一 Wykąpię ją, a ty dokończ tutaj. Im szybciej się uwinę, tym szybciej będę mógł wykąpać i ciebie 一 dodał, zaczepiając dłonią o jego dłoń i puszczając mu oczko. Potem skierował się na piętro, wskakując po dwa stopnie, po drodze zaczepiając o sypialnie, żeby zarzucić na siebie czysty podkoszulek. Najchętniej w ogóle by się od Eddiego nie odklejał, ale od dawna panowała w ich domu rutyna wykonywania obowiązków i chcąc czy nie chcąc pilnowali jej, aby stworzyć dla Rose prawdziwy, stabilny i bezpieczny dom.
   Dziewczynka siedziała wśród kolorowych poduszek, otoczona figurkami, które dzisiaj razem ulepili z plasteliny. Pablo uśmiechnął się do niej, kiedy tylko pojawił się w progu, a ona wskazała na ekran i zastopowany na nim film, po czym szeroko ziewnęła i przetarła oko rączką zaciśniętą w pięść, a potem przekrzywiła głowę i przesunęła językiem po luce, która została po zębie, na co Rivera uśmiechnął się jeszcze szerzej.
   一 Chyba czas na kąpiel i spanie, co królewno? 一 rzucił, podchodząc powoli bliżej niej. Już wyglądała na mocno śpiącą, więc kąpiel powinna być szybka i bezbolesna, podobnie jak zapadnięcie w sen, kiedy wyląduje w łóżku. Cała przeprowadzka i nowy początek też na pewno znacznie wyczerpały dziewczynkę, więc nic dziwnego, że potrzebowała więcej snu. W łazience wysiedziała w wannie akurat tyle czasu, aby mógł ją umyć i zająć się włosami. Bawiła się jeszcze chwilę w tym czasie, a potem bez słowa sprzeciwu pozwoliła wysuszyć sobie głowę i ubrać się w piżamę. Nawet szorowanie zębów obeszło się bez narzekania, tym bardziej kiedy przypomniał jej, że niedługo odwiedzi ją wróżka zębuszka.
   Kilkanaście minut później w dziecięcym pokoju i łóżku w kształcie karocy Rose zakopała się w świeżej pościeli i nakryła kołdrą aż po samą szyję, zerkając na Pablo, który zdecydował się zostać chwilę i przeczytać chociaż kilka stron bajki na dobranoc, upewniając się, że córka spokojnie zasnęła.
   一 Alicja nie mogła uwierzyć własnym oczom. Wszystko dookoła wydawało się takie dziwne i cudowne 一 czytał na głos, obserwując jak oczy dziewczynki powoli się zamykają. Lubił tę porę dnia. Może nawet najbardziej. Nigdzie nie pędzili i nic nie załatwiali, po prostu starali się wyciszyć i odpocząć, a Rose niczym się nie martwiła i rozluźniona słuchała fantastycznych opowieści, odpływając w spokojny sen.

Edward Rivera-Sahin
Myre
Sterowanie cudzą postacią bez uzgodnienia. Nie gram z AI.
29 y/o
For good luck!
182 cm
tatuażysta w Black Thorn Tattoo & Piercing
Awatar użytkownika
'Cause we're the afterlife of the party
In this life and the next one darlin'
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Przyjął go z powrotem w objęcia chętnie i bez najmniejszego zawahania, pomimo przeprosin słyszanych z wysokości swojej szyi kontynuując wylewanie wszystkiego co leżało mu na sercu od kiedy zaczął zauważać, że Pablo sypie się z każdym dniem coraz bardziej. Ciężko było go za to winić, reakcja ta była adekwatna do sytuacji w jakiej się znajdowali, a nawet same próby dalszego grania w dom wydawały się naciąganiem cierpliwości wszechświata. Być może obaj powinni być teraz w rozsypce i planować najgorszy możliwy scenariusz, by odpowiednio oddać powagę problemu, jednak nie zamierzał im na to pozwolić. Nawet jeśli sam od dawna godził się z myślą, że jego rodzina potencjalnie będzie musiała ruszyć dalej bez niego, nie ważył się wypowiedzieć tego na głos, ani tym bardziej przedstawiać tego scenariusza mężczyźnie obiecującemu mu w tej chwili tyle, ile tylko mógł. Koniec końców nie oni będą decydować o tym, czy dane im będzie wyjść z tego w całości, jedyne nad czym mieli pełną kontrolę to staranie się za wszelką cenę trzymać się życia i siebie nawzajem. Przyjął zarówno jego przeprosiny jak i późniejsze zapewniania i dokładnie to spróbował przekazać mu w pocałunku odbierającym mu dech w piersiach.
- Wiem - odpowiedział, odrobinę zdyszany, jeszcze próbując doprowadzić swój oddech do normy. - Nie żebyś miał jakiś faktyczny wybór. Wiesz, że pogoniłbym cię nawet w zaświatach, biorę sobie na poważnie moje przysięgi - dodał, pozwalając by atmosfera ponownie się rozrzedziła, skoro wszystko sobie wyjaśnili. Podczas ślubowania mu miłości i wierności w pełni świadomie uniknął wspominania czegokolwiek na temat nieopuszczania go aż do śmierci. Był to zdecydowanie zbyt ograniczający okres czasu. Nie miał najmniejszych wątpliwości, że mogli pchnąć to na jeszcze kilka inkarnacji do przodu.
Przewrócił oczami i parsknął śmiechem na komentarz tyczący się sukienki, korzystając z okazji by uszczypnąć go pod żebrami zanim ten wyślizgnął mu się z objęć by zająć się małą. Wizja wspólnej kąpieli brzmiała dobrze, chociaż przed tym miał dla nich jeszcze inne plany. Oddelegował go łagodnym ściśnięciem palców na odchodne i odwrócił się w stronę blatu by zabrać się za dokańczanie rozgrzebanych do połowy porządków. Podobne przerwy w chwilach czułości towarzyszyły im od kiedy zaczęli zajmować się Rose na pełen etat, chociaż kiedy nie próbował celowo przypominać sobie czasów przed całym fiasko z ucieczką mógłby uwierzyć, że ich życie wyglądało tak od zawsze. Mieli swój tryb funkcjonowania, a głosik wołający ich z piętra, albo drobne dłonie szarpiące za nogawkę by zwrócić na siebie uwagę, nigdy nie wydawały się przeszkodą, a jedynie stałym elementem, dzięki któremu ta maszyna, jaką złożyli w pocie czoła, działała jak powinna. Nigdy nie odmówiłby możliwości spędzania z Pablo każdej sekundy dnia i nocy, jednak w tym układzie wyjątkowo ciężko byłoby trzymać dom w stanie użytkowym. Tymczasem kiedy jeden z nich ogarniał kąpiel i wyplątywanie kołtunów z rosnących z zatrważającą prędkością włosów ich oczka w głowie, drugi mógł doprowadzić do porządku ich przestrzeń życiową.
Po dosunięciu ostatnich krzeseł, wstawieniu zmywarki i wytrzepaniu poduszek w salonie udał się na piętro by przebrać się z jeansów w wygodne, szare spodnie dresowe i przydużą bluzę pachnącą jak Pablo, świeżo wyłowioną z kosza na pranie w kącie ich sypialni. Po wyjściu na korytarz podążył za niskim głosem opowiadającym historie o magicznych krainach i oparł się o framugę drzwi prowadzących do pokoju Rose by wchłonąć rozgrywającą się przed sobą scenę. Widywał to regularnie, praktycznie co wieczór któryś z nich podejmował rolę dobranocki, jednak niezmiennie za każdym razem ściskało go to za serce. Jego rodzina. Dokładnie dla tego co miał w tej chwili przed oczami warto było przebrnąć przez wszelkie wyzwanie rzucane przez życie.
Odepchnął się od malowanego drewna i po cichu, unikając już znajomych skrzypiących desek, zbliżył się do łóżka małej, by stanąć za Pablo i złożyć buziaka na czubku jego głowy. Znad niej spojrzał na zamknięte powieki Rose, z którymi ta przestała walczyć zaledwie chwilę wcześniej, i obszedł siedzącego na brzegu materaca mężczyznę by pochylić się nad małą i na dobranoc ją także cmoknąć w czoło. Jedyną reakcją jaką od niej otrzymał było przekręcenie się na bok i głębsze zakopanie się w puchatą kołdrę w jednorożce. Uśmiechnął się ciepło w stronę śpiącej postaci i podniósł się, by usunąć się z pomieszczenia tą samą drogą, którą przyszedł, a przy drzwiach poczekać aż Pablo skończy odkładać książkę na miejsce i do niego dołączy.
- Twoja kolej - poinformował go, łapiąc go za nadgarstek, kiedy tylko pojawił się w zasięgu jego ręki. Zsunął palce niżej, by porządniej złapać go za rękę i pociągnął go z powrotem na parter, do salonu i przygotowanej w międzyczasie kanapy. Podczas gdy Pablo pełnił ojcowskie obowiązki, Eddie złożył z poduszek puchate gniazdo na najszerszym fragmencie rozległego mebla i obrzucił je kocami, a gdy znaleźli się tuż przed jego konstrukcją, bezceremonialnie pchnął mężczyznę w sam jej środek.
- Siad - polecił mu z uniesionym niekontrolowanie kącikiem ust, który zmącił cały usilnie wypracowany, autorytarny ton głosu. Paczki mogły poczekać, kąpiel też, natomiast wpakowanie mu się na uda z miseczką jeszcze parującej owsianki stanowiło w tej chwili sprawę najwyższej wagi.

Pablo Rivera-Sahin
28 y/o
For good luck!
185 cm
Blade against the rain, carving out your name
Awatar użytkownika
You're like this diamond, a way I'm forever reminded. That home is wherever we find it.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
typ narracji3 osoba
czas narracjiprzeszły
postać
autor

   Odetchnął spokojnie, czując obecność Edwarda. Właściwie nawet nie musiał na niego patrzeć ani słyszeć jego kroków, żeby wiedzieć, że jest blisko. Może dlatego, że spędził z nim wystarczająco dużo czasu, aby zwyczajnie go wyczuwać? A może dlatego, że dalej za bardzo, desperacko, potrzebował jego bliskości, bo dopiero wtedy, kiedy byli blisko siebie, naprawdę czuł co to bezpieczeństwo, spokój i równowaga, której potrzebował, aby chociażby jasno myśleć.
   Dlatego naprawdę rzadko kiedy się rozdzielali, tylko jeżeli musieli, ograniczając ten czas do niezbędnego minimum. Nigdy nie zastanawiał się nad tym, czy to odpowiednie, bo dla niego było to całkowicie naturalne. Niektórzy mogliby się w takiej relacji dusić, a on w końcu mógł swobodnie oddychać. Zamknął książkę, również widząc opuszczone powieki Rose i odłożył ją na półkę, a potem pochylił się do przodu, podpierając łokciami na udach i obserwował Eddiego, żegnającego się z dziewczynką. Wyraz jego twarzy był neutralny, chociaż dobry obserwator mógłby zauważyć, że jego wzrok wyrażał wiele emocji.
   Podniósł się powoli, kiedy Eddie ruszył do wyjścia, jeszcze raz kontrolnie zerknął na córkę, a potem ruszył do wyjścia i przymknął za sobą cicho drzwi, nie zamykając ich jednak całkiem.
   Przekręcił się i zacisnął palce na dłoni męża, wodząc za nim zaciekawionym spojrzeniem. Na chwilę zsunął wzrok po jego plecach, biodrach i zatrzymał na poruszających się pod materiałem spodni pośladkach. Właściwie nie miałby nic przeciwko, gdyby skręcili do sypialni lub łazienki, gdzie mógłby schować twarz pomiędzy tymi półkulami, ale to musiało jeszcze poczekać, bo dotarli do schodów i zaczęli po nich schodzić. Nie pytał, cierpliwie czekając aż dotrą do celu ich krótkiej podróży. W międzyczasie pogładził kciukiem bok jego dłoni i przesunął językiem po wargach, nabierając powietrza przez nos.
   Zlustrował wzrokiem starannie przygotowane gniazdo z poduszek, oceniając jego kształt i sposób rozścielenia koców, a potem powoli przesunął spojrzenie na Edwarda, akurat wtedy, kiedy rozkazał mu usiąść. Przez chwilę zaglądał mu głęboko w oczy, intencyjnie przeciągając tę chwilę, zachowując powagę, chociaż drugi mężczyzna nie powstrzymał uśmiechu. Dopiero kiedy podkreślił pewną subtelną przewagę, właściwie nie robiąc nic specjalnego, w końcu skinął lekko głową, zgadzając się na to, żeby w tej konkretnej chwili Eddie mógł go sobie podporządkować. Grunt to szczera rozmowa. No, albo taka rozmowa w ich stylu.
   Podszedł do kanapy i usiadł w samym środku legowiska, rozkładając szerzej uda, co też było bardzo przemyślanym ruchem z jego strony. Spoglądał na Edwarda, tym razem już odrobinę mniej poważnie, łagodnie unosząc kąciki ust. Przyjął go na kolanach, dłonie układając na jego udach, a głowę odchylając, by nie tracić z oczu jego twarzy. Przelotnie zerknął jeszcze na miskę z jedzeniem i parsknął cicho pod nosem.
   一 Tak to sobie zaplanowałeś, Panie Rivera-Sahin? 一 wymruczał, powoli przechylając się, by znaleźć oparcie dla pleców w miękkim obiciu kanapy. Mężczyzna dobrze go znał, właściwie bardzo dobrze 一 najlepiej. Owsianka była potrawą, którą Pablo bardzo dobrze znosił. Z jakiegoś powodu lubił jej neutralność, a Eddie zawsze dodawał do niej suszone owoce lub orzechy, które też były przez niego akceptowalne, niektóre nawet faktycznie bardzo lubił.
   一 No to w takim razie chyba będzie mnie Pan musiał nakarmić, bo mam zajęte ręce 一 dodał, wsuwając dłonie pod jego pośladki, wczepiając palce w skórę i delikatnie masując jego ciało, co jakiś czas palcami wędrując z ud na pośladki i z powrotem. Ciekawe kogo bardziej to rozproszy. Otworzył usta, kiedy łyżka z pierwszą porcją się do nich zbliżyła i zaczął przeżuwać, nie spuszczając wzroku z twarzy męża i to był jeden z najpiękniejszych widoków, jakich kiedykolwiek doświadczył. Szczególnie, kiedy na tej twarzy widniał uśmiech.

Edward Rivera-Sahin
Myre
Sterowanie cudzą postacią bez uzgodnienia. Nie gram z AI.
29 y/o
For good luck!
182 cm
tatuażysta w Black Thorn Tattoo & Piercing
Awatar użytkownika
'Cause we're the afterlife of the party
In this life and the next one darlin'
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Edward doskonale znał swoje miejsce. W chwilach gdy zostawali sam na sam, miał dokładnie tyle do powiedzenia na ile pozwalał mu Pablo, przy czym było to tak odległe od niezdrowej kontroli i podporządkowania jak tylko się dało. Przekazał mu tę pałeczkę lata temu, w pełni świadomie, a dotarcie do całkowicie komfortowego stanu, w jakim mogli być po prostu sobą, wymagało prób i błędów, jednak teraz wychodziło tak naturalnie jak ich nieme rozmowy. Od początków ich relacji słowa co najwyżej suplementowały to, co i tak czytali jak z otwartej książki, opierając się na drobnych zmianach w mięśniach twarzy, ruchu powiek, nawet nieświadomego sposobu w jaki ich oczy łapały bezpośredni kontakt. Zaczęło się od potrzeby, w terenie bezpieczniej było trzymać buzię na kłódkę kiedy się dało, a po wpatrywaniu się w te zjawiskowe zielone tęczówki godzinami dla własnej rozrywki, potrafił wyłapać każdą najmniejszą zmianę w nastroju, czasem zanim Pablo sam zdawał sobie z tego sprawę. W ten sam sposób momentalnie węszył kiedy ten cokolwiek przed nim ukrywał, w tych wypadkach jednak świadomie zdarzało mu się dawać mu przestrzeń i grać razem z nim w udawanie, że wszystko było pod kontrolą. W drugą stronę, nie wątpił, że jego wybranek także doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wszystko to było teatrzykiem. Podobnym do tych jakie odgrywali przed Rose, dla jej własnego dobra.
Teraz jednak coś puściło, tama runęła, pozwalając im zdjąć maski i ponownie obnażyć przed sobą wszystko to, co niewypowiedziane. A jeśli w międzyczasie Eddie dla zabawy chciał lekko szarpnąć za pas, który sam świadomie okręcił sobie wkoło szyi, tylko by mężczyzna jednym dłuższym spojrzeniem przypomniał mu kto tu tak naprawdę rządził, chyba żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Drobne łaskotanie w kark i później w dół kręgosłupa towarzyszyło mu, kiedy wdrapywał się na zapraszająco rozchylone uda Pablo, swoje niezaprzeczalnie ulubione miejsce w całym domu. I nie tylko. Stwierdzenie, że dom był tam, gdzie mógł wpakować się swojemu mężowi na kolana, nie byłoby szczególnie oddalone od prawdy.
Nieznacznie uniósł brwi w ramach niemego potwierdzenia swojego niecnego planu i perfekcyjnie założonych na niego sideł, zagryzając policzek by przyhamować pchający mu się na twarz uśmiech zarezerwowany do momentów, kiedy Pablo przypominał mu, że dzielił z nim nazwisko. I czasem nawet to wydawało się niedostateczne. Równość partnerska nie przeszkadzała mu ani trochę przed chęcią podkreślania, że mężczyzna aktualnie macający go po udach posiadał jego ciało i duszę, że należał do niego całym sobą i nawet jego własne poczucie indywidualności klękało przed możliwością bycia jego.
- Oh, ależ oczywiście, Panie Rivera-Sahin, nie śmiałbym odrywać Pana od tak zajmujących zadań - odparł monotonnym tonem, chociaż błysk w oku i wzniesione pomimo walki kąciki ust wyrażały jak bardzo cenił sobie chwilę obecną. Zarówno spuszczenie z tempa jak i fakt, że Pablo pozwalał mu o siebie zadbać. Przywiązanie go do krzesła wciąż figurowało jako opcja, jednak w tym układzie musiałby zaakceptować brak jego dłoni na swoim ciele. Wsunął łyżkę z owsianką w jego otwarte usta, wolną dłonią przesuwając kciukiem w ich kąciku, by zetrzeć to czym całkowicie przypadkowo tam maznął. - Bardzo ładnie. Widzisz? Nie takie trudne - pochwalił i pogładził palcami jego policzek, dając mu przełknąć. Przez cały ten czas nie przerwał z nim kontaktu wzrokowego, niewątpliwie znajdując pewną uciechę w tym, że mógł w każdej chwili zapchać mu jadaczkę pod pretekstem tej przymusowej kolacji. Bardziej instynktownie niż świadomie zakręcił biodrami na znajomy nacisk palców na pośladku i przechylił się łagodnie w obie strony, jakby cały czas próbował tylko znaleźć lepsze miejsce. Nie zamierzał tak szybko przegrywać tej gierki. - Jak grzecznie przełkniesz możesz mi opowiedzieć co cię tak nagle wzięło na boks - zachęcił, kręcąc łyżką w misce i przygotowując kolejną porcję w ramach knebla, jakby odpowiedź wyjątkowo mu się nie spodobała. Przy stole przepchnął to żartami, teraz potrzebował szczerej rozmowy.

Pablo Rivera-Sahin
28 y/o
For good luck!
185 cm
Blade against the rain, carving out your name
Awatar użytkownika
You're like this diamond, a way I'm forever reminded. That home is wherever we find it.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
typ narracji3 osoba
czas narracjiprzeszły
postać
autor

   Pablo w życiu doświadczył dwóch cudów i w jego mniemaniu była to niesamowita liczba, biorąc pod uwagę, że wielu ludzi nie doświadcza ani jednego. Jednym z tych dwóch cudów były narodziny jego córki, Rose, która przyszła na świat w wyniku zrządzenia losu. Może i tego nie planował, ale nie znaczy, że nie wyczekiwał z niecierpliwością jej narodzin albo kochał ją przez to mniej. Drugim cudem było narodzenie się relacji z Edwardem, o której wcześniej nawet nie śmiał marzyć, a której teraz potrzebował jak tlenu. Nie potrafiłby wyrazić tego słowami, co właściwie nikogo by nie zdziwiło. Nie był wielkim mówcą, bardzo wiele pozostawiając w domyśle. Emocje w jego wnętrzu były jednak bardzo żywe i niezwykle szczegółowo wszystko analizował. Być może gdyby był w stanie policzyć czas, który spędził z Eddim po prostu będąc obok w milczeniu, okazałoby się, że wyniósłby on bardzo duży procent. W ten sposób Pablo się go nauczył. Nauczył się go rozumieć, widzieć takim, jakim był kiedy nikt inny nie patrzył i kochać bezgranicznie.
   Być może stał się szaleńcem, który desperacko szuka bliskości Edwarda, gdy tylko przestaje wyczuwać go obok, bo wtedy dopada go chłód i ciemność, kojarzona z pustką. Szaleńcem, który zaborczo uwalnia falę gniewu, gdy ktoś chociaż spojrzy na Eddiego w sposób, który uzna za niewłaściwy. Akceptował jednak swoje szaleństwo, a przynajmniej tę część, którą zdołał do tej pory dostrzec. Obaj działali w podobny sposób, przyciągając się z każdą chwilą coraz bardziej, godząc się na to, aby zobaczyć gdzie ich to zaprowadzić. Zawsze kroczyli tą samą ścieżką, nie pozwalając, by między nich, oraz ich córkę, wszedł ktoś obcy.
   Patrzył na mężczyznę jakby nie widział poza nim świata i tak było naprawdę. Nikt nigdy nie był i będzie mu tak bliski. Przesuwał palcami po materiale opinającym uda i biodra męża. Biorąc do ust łyżeczkę z owsianką nie odwracał spojrzenia od jego twarzy i błyszczących, ciemnych oczu. Zamruczał cicho, z aprobatą, czując znajomy, komfortowy smak, co było zarówno pochwałą dla kucharza, jak i podziękowaniem za posiłek. Lubił te dni sielanki, którą wypracował razem z partnerem i do której w pewnym sensie musiał przywyknąć. Dorastał w zupełnie innym domu, który w zasadzie trudno było nawet tak nazwać. Kochać i być kochanym nauczył się dopiero później, przy Edwardzie. Nie chciał z tego rezygnować, za wszelką cenę.
   Zaśmiał się bezgłośnie, gdy przełknął już pierwszą porcję i przesunął językiem po wargach. Eddie miał rację, był naprawdę bardzo skupiony na zaciskaniu palców na jego udzie i jednym z pośladków, którego jędrność właśnie z fascynacją badał, chociaż przecież doskonale wiedział jaka jest. Opanował kręcenie się mężczyzny, skutecznie przytrzymując go w miejscu i opuszczając jeszcze niżej, tak, że przylgnął ciasno do jego ud. Pablo zsunął go odrobinę w stronę własnego brzucha i podciągnął nogi, zginając je w kolanach, stopy opierając o kanapę, żeby Eddie mógł się oprzeć.
   Na wzmiankę o boksie westchnął ciężko i znowu podniósł wzrok, rzucając mu jakby odrobinę niepewne spojrzenie. Było trochę dziwne, jakby sam nie do końca był przekonany co do pomysłu powrotu do treningów. Doszedł jednak do wniosku, że mógł to być wynik zwykłego lenistwa i jakiejś stagnacji. Przecież z jakiegoś powodu w ogóle o tym pomyślał i to na tyle intensywnie, aby się zapisać. Wyglądało jakby musiał się chwilę zastanowić, zanim odpowie.
   一 Chcę wrócić do formy 一 powiedział w końcu, powoli, jakby ważył słowa. 一 Jednocześnie potrzebuję odreagować. Za mało… 一 kontynuował, w pewnej chwili zerkając w bok i marszcząc lekko brwi, jakby zapomniał słowa. 一 Za mało robię, Ed 一 dokończył w pewnym momencie, lekko naciskając palcami na jego biodra, na których oparł dłonie. Bardzo często miał przeświadczenie, że powinien bardziej się przyłożyć, wyrobił to w sobie jeszcze jako dziecko. A w zasadzie wyrobił to w nim ojciec, który oczekiwał od swoich synów dosłownie cudów. Im więcej się robiło, im bardziej wartościowe fanty znosiło się do domu, im ciężej pracowało się dla Węży, zarywając noce i funkcjonując głównie na kawie i napojach energetycznych, byle szef był zadowolony, tym częściej można było zasłużyć na akceptację, a może nawet i pochwałę, ojca. A mimo wszystko nigdy nie powiedział, że jest z niego dumny. W przypadku matki pamiętał tylko bełkot albo mamrotanie o wizjach, których doznawała będąc na haju. Ewentualnie nieludzkie dźwięki, które wydawała, gdy była na głodzie.
   一 Powinienem był zrobić to wcześniej. Przygotować się lepiej 一 oznajmił jeszcze, powoli wracając spojrzeniem na twarz męża. W pewnym momencie uniósł lekko kącik ust i skinął na miskę z owsianką, w której ten dalej mieszał. Przyjął kolejną porcję bez marudzenia, co na chwilę zajęło mu usta.


Edward Rivera-Sahin
Myre
Sterowanie cudzą postacią bez uzgodnienia. Nie gram z AI.
29 y/o
For good luck!
182 cm
tatuażysta w Black Thorn Tattoo & Piercing
Awatar użytkownika
'Cause we're the afterlife of the party
In this life and the next one darlin'
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Praktycznie nic w ich życiu nie było tak naprawdę proste. Nigdy. Obaj weszli w dorosłość poobijani, walcząc o najmniejsze okruchy uwagi, opieki czy poczucia bezpieczeństwa od najmłodszych lat życia, i chociaż po drodze zdarzało się, że szło im lepiej, może odrobinę lżej, ostatecznie stale znajdowali się w trybie walki o przetrwanie. Zarówno tej fizycznej jak i bardziej mentalnej, przez chwilę nawet przybrało to postać prób odnalezienia się w społeczeństwie jak normalna rodzina, kiedy żaden z nich nie znał znaczenia tego słowa, a teraz ponownie znajdowali się na granicy wojny. Być może największej jaką kiedykolwiek mieli okazję doświadczyć, bo tym razem stawka była większa.
Rozumiał go. Już łapiąc z nim kontakt wzrokowy, chociaż czekał aż ten ułoży w słowa to co chciał mu przekazać, zaczynał lepiej pojmować jego motywację i, nawet jeśli zmartwienie jego zdrowiem wychodziło przed szereg, nie mógłby z czystym sumieniem powiedzieć, że sam nie myślał podobnie. Znajdowali się w centrum niemożliwej sytuacji wywołanej przez własną arogancję i głupotę, sam nie wiedział jak mogli się na nią lepiej przygotować, ani na co tak właściwie mieli jeszcze czas zanim cenie ich dosięgną i będzie już za późno. Powoli wydychając powietrze nosem podniósł łyżkę do ust Pablo i skorzystał z zaoferowanego oparcia, siadając na nim wygodniej i pozwalając by zbędne napięcie spłynęło z jego barków.
- Robisz ile możesz. Nikt nie oczekuje od ciebie więcej. Ja nie oczekuję od ciebie więcej - podkreślił, nawet jeśli naprawdę wolałby, żeby ten lepiej o siebie dbał. W tej chwili sam mógł przejąć tę pałeczkę i trochę go odciążyć, dopóki nie wróci na spokojniejsze tory.
- Nie cofniemy czasu - upomniał go łagodnie, stukając łyżką w brzeg miski by strącić z niej przyklejone płatki owsiane. - Wyszarpaliśmy od nich kilka dobrych lat, nie psuj ich sobie. Nie byłyby takie same jakbyśmy żyli w większym napięciu i doskonale o tym wiesz - dodał, pozwalając sobie na drobny uśmiech. Tak czy siak zawsze i wszędzie wisiał nad nimi stres, nawet w osiedlowym sklepiku kontrolnie spoglądali przez ramię i wątpił by kiedykolwiek mieli przestać, zboczenie zawodowe i wyuczona niepewność względem reszty świata robiły swoje. Mimo to jednak dostali okazję na spędzanie spokojnych świąt przy rozłożystej, żywej choince, chodzenie na spacery po parku, dekorowanie swojego domu, w którym planowali zostać do emerytury. Nie wymieniłby tego na rzecz morderczych treningów i długich godzin na prowizorycznej strzelnicy, nawet jeśli teraz byliby bardziej przygotowani.
- Mogę chodzić z tobą - zaoferował po chwili. Zaprzeczanie czy próby odciągnięcia go od pomysłu nigdy nie były jego planem, chciał lepiej zrozumieć, skontrolować sytuację, dowiedzieć się na ile musiał interweniować. Wiedział jak mogło się to skończyć. - Raz na jakiś czas, rozruszać się trochę. Masz rację, to jest... najwyższy czas, żeby zacząć - przyznał, zerkając na niego kontrolnie by sprawdzić na ile ten pomysł mu siedział. Bez wątpienia potrafili spędzać ze sobą pełną dobę i nie opuszczać się na krok bez mrugnięcia okiem, nie oznaczało to jednak, że nie było między tym miejsca na wzajemne poszanowanie prywatności i przestrzeni.
- Myślisz, że dałbyś mi radę po przerwie? - dopytał, rzucając mu zaczepne spojrzenie spod grzywki. Swego czasu potrafili iść ze sobą łeb w łeb i chociaż to Eddie szybciej zaczął obracać się w sztukach walki, Pablo wpadł w to głębiej. Uwielbiał oglądać go na ringu, jak tańczył wkoło słabszych przeciwników i jak zmieniał się w dzikie zwierzę, kiedy stawał przed kimś bardziej doświadczonym. Sam niejednokrotnie miał na sobie ten zdeterminowany wzrok i z niemałą dumą wspominał momenty, kiedy z nim przegrywał. Im dalej w las tym rzadziej lądowali na sparingach w parze, jednak teraz myśl o powrocie na matę by znowu mieć na sobie te oczy obudziła w nim zainteresowanie.

Pablo Rivera-Sahin
ODPOWIEDZ

Wróć do „#1”