-
bozia dała piękną gębę - nie moja wina
lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczynanieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Ostatnie, czego chciała, to żeby jej stan psychiczny odcisnął piętno na Evinie. Tylko Zaylee była zbyt pochłonięta swoją wewnętrzną walką, aby to dostrzec. Znała ją na wylot, ale nie zauważała, że Swanson też nie radzi sobie z tym wszystkim najlepiej. Była silna, bo miała świadomość, że pokazując swoje słabości, nie sprawi, że jej narzeczona w magiczny sposób otrząśnie się po tragedii, jaka ją spotkała. Ale każdy miał swoją własną bańkę siły i cierpliwości, która musiała w końcu kiedyś pęknąć. Nikt tylko nie wiedział, kiedy to nastąpi.
Myśląc o spędzeniu czasu z Samem, Zaylee ściągnęła brwi i zagryzła dolną wargę. Zawsze tak robiła, gdy zastanawiała się nad czymś intensywnie. Rozważała wszystkie za i przeciw. Musiała w końcu przestać izolować się od ludzi, a spotkanie z dziewięciolatkiem było dobrą ku temu okazją. Na pewno lepszą niż przebywanie wśród dorosłych, którzy będą posyłać jej współczujące i oceniając spojrzenia. Przede wszystkim miała pewność, że Samuel jej skrzywdzi. Obawiała się jednak, że może nie podołać i że w którymś momencie przyjdzie nieoczekiwane załamanie, czym wystraszy chłopca. Dopóki jednak nie spróbuje się przełamać, nie przekona się o słuszności tej decyzji.
— Chyba chciałabym spróbować — powiedziała, choć w jej głosie czaiły się wątpliwości. — Chcę spróbować — zreflektowała się, bo chyba nie brzmiało nazbyt satysfakcjonująco. — Jeśli poczuję, że coś jest nie tak, powiem ci o tym — zapewniła. Zresztą wiedziała, że to nie będzie konieczne i Evina sama zauważy, kiedy Zaylee poczuje się zbyt przytłoczona obecnością chłopca.
Nie miała jednak wątpliwości co do tego, że Sam będzie miał mnóstwo pytań. Był bardzo rezolutnym, ale też ciekawskim dzieciakiem, który nie wiedział jeszcze, jak ujmować słowa w taki sposób, aby nikogo nie urazić. Dzieci z reguły miały to do siebie, że były bardzo bezpośrednie. Z kolei Miller zawsze miała odpowiedź na wszystko i jeśli Młody nie trafi w żaden czuły punkt, powinna sprostać zadaniu.
Frittata pachniała obłędnie, ale żołądek Zaylee skurczył się na samą myśl o przełknięciu czegokolwiek. Nie potrafiła się zebrać w sobie, żeby na nowo odzyskać zdrową relację z jedzeniem. Od ostatnich wydarzeń schudła kilogram, co już świadczyło o tym, na jak niebezpiecznej granicy balansowała. A przecież to były tylko trzy dni. Niechętnie sięgnęła po widelec i wbiła go we włoskiego omleta z warzywami. Przez chwilę wpatrywała się jeden kawałek, a potem ostrożnie wsadziła go do ust.
— Zajebiste — stwierdziła i chociaż frittata rzeczywiście była pyszna, Miller czuła się, jakby przeżuwała tekturę. Zjedzenie jednej czwartej zajęło jej chyba całą wieczność. — Ale nie dam rady zjeść wszystkiego — zaznaczyła. Połowa to było jej maksimum. I tak za bardzo się zmuszała, żeby coś z tego wyszło. — Dojesz? — dopytała, podsuwając talerz w kierunku narzeczonej. — No chyba, że się brzydzisz, Swanson — posłała jej nieco rozbawione spojrzenie. Ironizowanie zdecydowanie było dobrym znakiem.
Evina J. Swanson
Myśląc o spędzeniu czasu z Samem, Zaylee ściągnęła brwi i zagryzła dolną wargę. Zawsze tak robiła, gdy zastanawiała się nad czymś intensywnie. Rozważała wszystkie za i przeciw. Musiała w końcu przestać izolować się od ludzi, a spotkanie z dziewięciolatkiem było dobrą ku temu okazją. Na pewno lepszą niż przebywanie wśród dorosłych, którzy będą posyłać jej współczujące i oceniając spojrzenia. Przede wszystkim miała pewność, że Samuel jej skrzywdzi. Obawiała się jednak, że może nie podołać i że w którymś momencie przyjdzie nieoczekiwane załamanie, czym wystraszy chłopca. Dopóki jednak nie spróbuje się przełamać, nie przekona się o słuszności tej decyzji.
— Chyba chciałabym spróbować — powiedziała, choć w jej głosie czaiły się wątpliwości. — Chcę spróbować — zreflektowała się, bo chyba nie brzmiało nazbyt satysfakcjonująco. — Jeśli poczuję, że coś jest nie tak, powiem ci o tym — zapewniła. Zresztą wiedziała, że to nie będzie konieczne i Evina sama zauważy, kiedy Zaylee poczuje się zbyt przytłoczona obecnością chłopca.
Nie miała jednak wątpliwości co do tego, że Sam będzie miał mnóstwo pytań. Był bardzo rezolutnym, ale też ciekawskim dzieciakiem, który nie wiedział jeszcze, jak ujmować słowa w taki sposób, aby nikogo nie urazić. Dzieci z reguły miały to do siebie, że były bardzo bezpośrednie. Z kolei Miller zawsze miała odpowiedź na wszystko i jeśli Młody nie trafi w żaden czuły punkt, powinna sprostać zadaniu.
Frittata pachniała obłędnie, ale żołądek Zaylee skurczył się na samą myśl o przełknięciu czegokolwiek. Nie potrafiła się zebrać w sobie, żeby na nowo odzyskać zdrową relację z jedzeniem. Od ostatnich wydarzeń schudła kilogram, co już świadczyło o tym, na jak niebezpiecznej granicy balansowała. A przecież to były tylko trzy dni. Niechętnie sięgnęła po widelec i wbiła go we włoskiego omleta z warzywami. Przez chwilę wpatrywała się jeden kawałek, a potem ostrożnie wsadziła go do ust.
— Zajebiste — stwierdziła i chociaż frittata rzeczywiście była pyszna, Miller czuła się, jakby przeżuwała tekturę. Zjedzenie jednej czwartej zajęło jej chyba całą wieczność. — Ale nie dam rady zjeść wszystkiego — zaznaczyła. Połowa to było jej maksimum. I tak za bardzo się zmuszała, żeby coś z tego wyszło. — Dojesz? — dopytała, podsuwając talerz w kierunku narzeczonej. — No chyba, że się brzydzisz, Swanson — posłała jej nieco rozbawione spojrzenie. Ironizowanie zdecydowanie było dobrym znakiem.
Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym, jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
-
The world is not enough
But it is such a perfect place to start, my love
And if you're strong enough
Together we can take the world apartnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Nie mogła winić Zaylee za to, że w tej sytuacji nie zwracała na nią aż tak sporej uwagi i nie dostrzegała pewnych rzeczy. Przechodziła przez wystarczająco wiele strasznych rzeczy, które dotykały jej osobiście. Nie musiała, ani nawet nie powinna martwić się jeszcze o to czy na pewno jej narzeczona wszystko dobrze znosi. Evina nie była dzieckiem, które w pewnym momencie zacznie się buntować i płakać o to, że ktoś nie poświęca jej odpowiedniej uwagi. Wiedziała, że teraz zdecydowanie powinna się skupić na koronerce, a o siebie dbać jedynie w takim stopniu, żeby też jej nic nie trzepnęło.
Wizyta dziewięciolatka musiała być przemyślana. Jeśli tylko Miller miałaby jakieś wątpliwości to detektywka optowałaby za tym, aby przykładowo umówić się na inny dzień. Wyglądało jednak na to, że decyzja zapadła.
- W takim razie w porządku. Mogę przedzwonić i zobaczyć czy uda się to zorganizować - przytaknęła.
Musiały jedynie przygotować się na jego przyjście. Przede wszystkim należało wskoczyć pod prysznic i przebrać się w coś czystego. Może dzięki temu też uda im się poczuć nieco bardziej żywo oraz świeżo. Czasami zimny prysznic potrafił uczynić cuda.
Powoli dokończyła przygotowywanie jedzenia, starając się przy okazji przemyśleć, co jeszcze powinna zrobić. Na pewno przydałoby się uprzedzić Sama o tym, że Zaylee nie czuła się najlepiej na wypadek, gdyby coś poszło nie tak. Zastanawiała się też czy miały gdzieś jeszcze jakieś opakowanie podgrzewanego popcornu do przygotowania lub coś podobnego, aby faktycznie zorganizować przytulny kącik filmowy. Przewidywała w sumie rozłożenie kanapy w salonie oraz poduszki i koce dla wygodnego seansu.
Uśmiechnęła się z zadowoleniem, gdy tylko frittata wylądowała przed Miller, która uznała ją za smaczną. Tylko, że do uznania swojego sukcesu potrzebowała jeszcze tego, aby faktycznie większość jedzenia zniknęła z talerza.
- Zjedz tyle ile możesz. Wymyślę jakąś nagrodę jak sprzątniesz większość z talerza - rzuciła, chcąc jeszcze jakoś ją zachęcić do zjedzenia więcej, ale tak naprawdę nie miała jej zbyt wiele do zaoferowania.
Finalnie była w stanie zaakceptować zjedzenie połowy porcji i sięgnęła po widelec trzymany przez Zaylee, aby dokończyć danie. Prychnęła nawet z prawdziwym rozbawieniem, stwierdzając, że faktycznie musi być nieco lepiej ze względu na te zaczepki słowne.
- Gdybym się brzydziła to mój język nie byłby w wielu innych miejscach - odpowiedziała, posyłając jej jeszcze krótki uśmiech nim faktycznie przeszła do zajadania się frittatą.
Odzyskała nieco nadzieję na to, że może nie będzie tak źle i ten dzień stanie się małym przełomem w powrocie do normalności. Bardzo by tego chciała.
zaylee miller
Wizyta dziewięciolatka musiała być przemyślana. Jeśli tylko Miller miałaby jakieś wątpliwości to detektywka optowałaby za tym, aby przykładowo umówić się na inny dzień. Wyglądało jednak na to, że decyzja zapadła.
- W takim razie w porządku. Mogę przedzwonić i zobaczyć czy uda się to zorganizować - przytaknęła.
Musiały jedynie przygotować się na jego przyjście. Przede wszystkim należało wskoczyć pod prysznic i przebrać się w coś czystego. Może dzięki temu też uda im się poczuć nieco bardziej żywo oraz świeżo. Czasami zimny prysznic potrafił uczynić cuda.
Powoli dokończyła przygotowywanie jedzenia, starając się przy okazji przemyśleć, co jeszcze powinna zrobić. Na pewno przydałoby się uprzedzić Sama o tym, że Zaylee nie czuła się najlepiej na wypadek, gdyby coś poszło nie tak. Zastanawiała się też czy miały gdzieś jeszcze jakieś opakowanie podgrzewanego popcornu do przygotowania lub coś podobnego, aby faktycznie zorganizować przytulny kącik filmowy. Przewidywała w sumie rozłożenie kanapy w salonie oraz poduszki i koce dla wygodnego seansu.
Uśmiechnęła się z zadowoleniem, gdy tylko frittata wylądowała przed Miller, która uznała ją za smaczną. Tylko, że do uznania swojego sukcesu potrzebowała jeszcze tego, aby faktycznie większość jedzenia zniknęła z talerza.
- Zjedz tyle ile możesz. Wymyślę jakąś nagrodę jak sprzątniesz większość z talerza - rzuciła, chcąc jeszcze jakoś ją zachęcić do zjedzenia więcej, ale tak naprawdę nie miała jej zbyt wiele do zaoferowania.
Finalnie była w stanie zaakceptować zjedzenie połowy porcji i sięgnęła po widelec trzymany przez Zaylee, aby dokończyć danie. Prychnęła nawet z prawdziwym rozbawieniem, stwierdzając, że faktycznie musi być nieco lepiej ze względu na te zaczepki słowne.
- Gdybym się brzydziła to mój język nie byłby w wielu innych miejscach - odpowiedziała, posyłając jej jeszcze krótki uśmiech nim faktycznie przeszła do zajadania się frittatą.
Odzyskała nieco nadzieję na to, że może nie będzie tak źle i ten dzień stanie się małym przełomem w powrocie do normalności. Bardzo by tego chciała.
zaylee miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
-
bozia dała piękną gębę - nie moja wina
lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczynanieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Wizyta dziewięciolatka niewątpliwie byłaby doskonałą motywacją, żeby doprowadzić się do względnego porządku. Zaylee miałaby w końcu pretekst do założenia czegoś innego, niż dres, w którym chodziła trzeci dzień z rzędu. O ile prysznic brała nawet dwa razy dziennie, bo zimna woda koiła obolałe ciało, to nie widziała sensu, żeby wyciągać z szafy cokolwiek innego, skoro i tak nie wychodziła z domu. Goszcząc dziewięciolatka, przydałoby się jednak zmienić obszerną bluzę na inną bluzę. Nie chciałaby, żeby Sam dostrzegł choćby jednego siniaka.
Zjadła tyle, ile mogła, na co duży wpływ miała wspomniana przez narzeczoną nagroda. Potrzebowała jakiejś niewielkiej zachęty, żeby wyjść ze strefy komfortu. Evina stosowała różne metody. Czasem były to pocałunki, czasem zgoda na obejrzenie czegoś, na co sama nie miała ochoty. Raz nawet przystała na układanie puzzli.
— Wiesz, co byłoby najlepszą nagrodą? — spytała, poprawiając się na krześle w taki sposób, aby podciągnąć nogę i podeprzeć na niej brodą. — Wspólny prysznic. Wiem, że tego chcesz — spojrzała na nią prowokująco.
Przez ostatnie robiła wszystko, byle Swanson nie musiała oglądać jej bez niczego. W śladach o całej palecie barw nie było niczego seksownego. Zaylee sama źle czuła się we własnym ciele, kiedy smarowała potłuczone biodro chłodzącą maścią. Jej noga wyglądała, jakby rzuciła się pod koła ciężarówki, która przeciągnęła ją przez asfalt.
— Twój język lubi być w innych miejscach — stwierdziła, sięgając po kubek z resztką kawy. Kofeina pomogła zachować jej trzeźwość umysłu. — I nie najgorzej je penetruje — dodała zadziornie, po czym wstała z krzesła i podeszła do szafki, na którym leżały opakowania z lekami, w tym tabletki przeciwbólowe i witaminy.
Otworzyła buteleczkę i zgodnie z zaleceniami lekarza, wysypała na dłoń dwie kapsułki. Pomimo że ból bywał nie do zniesienia, Miller nie przekraczała wyznaczonego limitu. Korciło, ale nie była głupia. Jej umysł może nie do końca z nią współpracował, ale jej medyczna wiedza od razu podsuwała wszystkie skutki przedawkowania. To były naprawdę silne leki. Dzięki nim mogła spokojnie wytrwać do wieczora, a wieczorna dawka pozwalała przetrwać noc. Prawdopodobnie medykamenty również miały pewien wpływ na bezsenność, ale na ten moment nie wyobrażała sobie, żeby ich nie zażywać. Nie wiedziała też, jak długo będzie tego potrzebować. Nie chciała, żeby powtórzyła się sytuacja po strzelaninie w Nowym Początku, gdzie po operacji jeszcze długo nosiła w fartuchu tabletki, które łykała po kryjomu, mimo że ból dawno ustał.
Popiła pigułki dużą ilością wody i dostrzegłszy, że Evina skończyła jeść, natychmiast sięgnęła po talerz i umieściła go w zmywarce. Przynajmniej pod tym względem nic się nie zmieniło i dalej przemawiał przez nią jej wewnętrzny pedantyzm.
— Chodź — wyciągnęła do niej rękę, a gdy Swanson chwyciła jej dłoń, pociągnęła ją w kierunku łazienki. Nagroda to nagroda.
Evina J. Swanson
Zjadła tyle, ile mogła, na co duży wpływ miała wspomniana przez narzeczoną nagroda. Potrzebowała jakiejś niewielkiej zachęty, żeby wyjść ze strefy komfortu. Evina stosowała różne metody. Czasem były to pocałunki, czasem zgoda na obejrzenie czegoś, na co sama nie miała ochoty. Raz nawet przystała na układanie puzzli.
— Wiesz, co byłoby najlepszą nagrodą? — spytała, poprawiając się na krześle w taki sposób, aby podciągnąć nogę i podeprzeć na niej brodą. — Wspólny prysznic. Wiem, że tego chcesz — spojrzała na nią prowokująco.
Przez ostatnie robiła wszystko, byle Swanson nie musiała oglądać jej bez niczego. W śladach o całej palecie barw nie było niczego seksownego. Zaylee sama źle czuła się we własnym ciele, kiedy smarowała potłuczone biodro chłodzącą maścią. Jej noga wyglądała, jakby rzuciła się pod koła ciężarówki, która przeciągnęła ją przez asfalt.
— Twój język lubi być w innych miejscach — stwierdziła, sięgając po kubek z resztką kawy. Kofeina pomogła zachować jej trzeźwość umysłu. — I nie najgorzej je penetruje — dodała zadziornie, po czym wstała z krzesła i podeszła do szafki, na którym leżały opakowania z lekami, w tym tabletki przeciwbólowe i witaminy.
Otworzyła buteleczkę i zgodnie z zaleceniami lekarza, wysypała na dłoń dwie kapsułki. Pomimo że ból bywał nie do zniesienia, Miller nie przekraczała wyznaczonego limitu. Korciło, ale nie była głupia. Jej umysł może nie do końca z nią współpracował, ale jej medyczna wiedza od razu podsuwała wszystkie skutki przedawkowania. To były naprawdę silne leki. Dzięki nim mogła spokojnie wytrwać do wieczora, a wieczorna dawka pozwalała przetrwać noc. Prawdopodobnie medykamenty również miały pewien wpływ na bezsenność, ale na ten moment nie wyobrażała sobie, żeby ich nie zażywać. Nie wiedziała też, jak długo będzie tego potrzebować. Nie chciała, żeby powtórzyła się sytuacja po strzelaninie w Nowym Początku, gdzie po operacji jeszcze długo nosiła w fartuchu tabletki, które łykała po kryjomu, mimo że ból dawno ustał.
Popiła pigułki dużą ilością wody i dostrzegłszy, że Evina skończyła jeść, natychmiast sięgnęła po talerz i umieściła go w zmywarce. Przynajmniej pod tym względem nic się nie zmieniło i dalej przemawiał przez nią jej wewnętrzny pedantyzm.
— Chodź — wyciągnęła do niej rękę, a gdy Swanson chwyciła jej dłoń, pociągnęła ją w kierunku łazienki. Nagroda to nagroda.
Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym, jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
-
The world is not enough
But it is such a perfect place to start, my love
And if you're strong enough
Together we can take the world apartnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Wizyta Sama była zdecydowaną odmianą w ich nowej codzienności, która wymuszała na nich poczynienie pewnych przygotowań. Nagle zmiana dresów i zadbanie o swój wygląd nabierało większego sensu. Nie było większej motywacji niż to, aby dobrze zaprezentować się przed dziewięciolatkiem. Głównie po to, żeby nie wzbudzać u niego niepotrzebnego zmartwienia. Może właśnie dzięki temu Zaylee zdoła poczuć się bardziej ludzko. Tak jakby nagle wszystko wróciło do normy.
Cieszyła się, że mimo wszystko w wielu momentach znajdowała zawsze i tak jakiś sposób, aby zachęcić narzeczoną do zdrowszych nawyków. Gdyby tylko tak łatwo byłoby nakłonić ją do snu. Tylko, że koszmary nie dawały się tak prosto wyeliminować samą siłą woli i zostać przysłonięte obietnicą słodkiej nagrody po ośmiu godzinach snu.
- Jestem w stanie obiecać ci ten wspólny prysznic jak będziesz grzeczna - odpowiedziała, zniżając głos do przyjemnego dla ucha pomruku.
Wiedziała, że Miller czuła się nieswojo z tym jak wyglądało jej ciało. Nie była do końca pewna czy chodziło o swoisty wstyd czy może o fakt, że widok sińców przywoływał bolesne wspomnienia traumatycznych wydarzeń. Sama nie miała nic przeciwko temu widokowi. Widziała ją już w szpitalu. Była gotowa, aby pomóc jej pokrywać odpowiednie miejsca maściami czy przykładać zimne okłady. Chciała się nią zająć najlepiej jak mogła.
- Byłoby to smutne, gdybyś twierdziła inaczej - odpowiedziała, zabierając się za jedzenie pozostałych na talerzu resztek.
Kątem oka obserwowała to jak Zaylee zażywa poranną porcję leków, która miała jej pozwolić przejść przez dzień z nieco mniejszym natężeniem bólu. Ilość tabletek, która lądowała na dłoni koronerki była porażająca. Miała tylko nadzieję, że w miarę szybko będzie mogła z nich zrezygnować, bo nie będą już na tyle potrzebne.
Dała bez słowa pociągnąć się w kierunku łazienki. Szczerze powiedziawszy cieszył ją ten swoisty entuzjazm, który wykazywała w tym momencie koronerka. Tuż po przekroczeniu łazienki zrzuciła z siebie swoją koszulkę i zaraz chwyciła za brzeg tej, która należała do Miller aby zdjąć ją z ciała narzeczonej przy drobnej asyście.
zaylee miller
Cieszyła się, że mimo wszystko w wielu momentach znajdowała zawsze i tak jakiś sposób, aby zachęcić narzeczoną do zdrowszych nawyków. Gdyby tylko tak łatwo byłoby nakłonić ją do snu. Tylko, że koszmary nie dawały się tak prosto wyeliminować samą siłą woli i zostać przysłonięte obietnicą słodkiej nagrody po ośmiu godzinach snu.
- Jestem w stanie obiecać ci ten wspólny prysznic jak będziesz grzeczna - odpowiedziała, zniżając głos do przyjemnego dla ucha pomruku.
Wiedziała, że Miller czuła się nieswojo z tym jak wyglądało jej ciało. Nie była do końca pewna czy chodziło o swoisty wstyd czy może o fakt, że widok sińców przywoływał bolesne wspomnienia traumatycznych wydarzeń. Sama nie miała nic przeciwko temu widokowi. Widziała ją już w szpitalu. Była gotowa, aby pomóc jej pokrywać odpowiednie miejsca maściami czy przykładać zimne okłady. Chciała się nią zająć najlepiej jak mogła.
- Byłoby to smutne, gdybyś twierdziła inaczej - odpowiedziała, zabierając się za jedzenie pozostałych na talerzu resztek.
Kątem oka obserwowała to jak Zaylee zażywa poranną porcję leków, która miała jej pozwolić przejść przez dzień z nieco mniejszym natężeniem bólu. Ilość tabletek, która lądowała na dłoni koronerki była porażająca. Miała tylko nadzieję, że w miarę szybko będzie mogła z nich zrezygnować, bo nie będą już na tyle potrzebne.
Dała bez słowa pociągnąć się w kierunku łazienki. Szczerze powiedziawszy cieszył ją ten swoisty entuzjazm, który wykazywała w tym momencie koronerka. Tuż po przekroczeniu łazienki zrzuciła z siebie swoją koszulkę i zaraz chwyciła za brzeg tej, która należała do Miller aby zdjąć ją z ciała narzeczonej przy drobnej asyście.
zaylee miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
-
bozia dała piękną gębę - nie moja wina
lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczynanieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Za sukces uznawała noce, kiedy udawało jej się zasnąć na choćby godzinę. Ale później znów wyrywały ją ze snu te same, zapętlające się koszmary. Podrywała się na łóżku, nie mogą zaczerpnąć oddechu, a w nozdrzach czuła zapach starych szmat nasiąkniętych smarem i benzyną. Ten sam, który towarzyszył jej w garażu na szrocie. Czasem był to zapach mulistej rzeki. I o ile Zaylee do niedawna nie pamiętała, kiedy spała więcej niż cztery godziny, teraz nie odróżniała dnia od nocy.
Sama nie była do końca pewna, skąd wynikała niechęć, aby narzeczona nie musiała patrzeć na te wszystkie siniaki i zadrapania. Niewątpliwie niosło to za sobą same przykre wspomnienia, ale było w tym też jakieś poczucie wstydu. Czego dokładnie się wstydziła? Może tego, że podłożyła się Fosterowi i pozwoliła się tak urządzić. Wiedziała, co na ten temat myślała Evina. Wiedziała, co by powiedziała. Że to nie była jej wina. A jednak Miller miała wyrzuty sumienia, z którymi musiała uporać się sama, bez niczyjej pomocy.
— Nawet nie śmiałabym twierdzić inaczej — zaśmiała się krótko, bo język Swanson spisywał się na medal. Właściwie spisywał się powyżej jej oczekiwań i czasami Zaylee naprawdę musiała wysilić wszystkie swoje zmysły, żeby nie dojść zbyt szybko. To było dość masochistyczne, ale w przyjemnym sensie.
W łazience poczekała, aż narzeczona zdejmie z siebie koszulkę, po czym uniosła ręce, aby pomogła jej pozbyć się także własnej. Syknęła cicho. Miała złamane dwa żebra tuż pod piersią, a leki jeszcze nie zaczęły działać, więc ruchy ramion sprawiały jej najwięcej trudności. Sięgnęła palcami do spodenek Eviny, żeby je zsunąć, a potem to samo zrobiła ze swoimi. Nie patrzyła w dół, choć w lustrze dostrzegła odbijające się siniaki. Patrzyła jej w oczy. Pewnie i z lekką zadziornością. Zbliżyła się do niej i musnęła jej usta. A potem złapała ją za rękę i wciągnęła pod prysznic. Chłodna woda obalał nagie ciała. Zaylee nic nie mówiła. Delektowała się widokiem Eviny, co jakiś czas składając pocałunki na jej ramionach i szyi. Chciała pokazać jej, że wciąż tutaj była, zagubiona, ale z pełną świadomością. Obie potrzebowały tej bliskości. Dotyku. Bez pośpiechu. A mimo to, kiedy wzrok Swanson uciekał od jej twarzy, Zaylee od razu unosiła jej podbródek albo ujmowała jej twarz w obie dłonie, aby wzrok miała utkwiony w obrębie jej twarzy, nigdzie indziej. To było silniejsze od niej.
Evina J. Swanson
Sama nie była do końca pewna, skąd wynikała niechęć, aby narzeczona nie musiała patrzeć na te wszystkie siniaki i zadrapania. Niewątpliwie niosło to za sobą same przykre wspomnienia, ale było w tym też jakieś poczucie wstydu. Czego dokładnie się wstydziła? Może tego, że podłożyła się Fosterowi i pozwoliła się tak urządzić. Wiedziała, co na ten temat myślała Evina. Wiedziała, co by powiedziała. Że to nie była jej wina. A jednak Miller miała wyrzuty sumienia, z którymi musiała uporać się sama, bez niczyjej pomocy.
— Nawet nie śmiałabym twierdzić inaczej — zaśmiała się krótko, bo język Swanson spisywał się na medal. Właściwie spisywał się powyżej jej oczekiwań i czasami Zaylee naprawdę musiała wysilić wszystkie swoje zmysły, żeby nie dojść zbyt szybko. To było dość masochistyczne, ale w przyjemnym sensie.
W łazience poczekała, aż narzeczona zdejmie z siebie koszulkę, po czym uniosła ręce, aby pomogła jej pozbyć się także własnej. Syknęła cicho. Miała złamane dwa żebra tuż pod piersią, a leki jeszcze nie zaczęły działać, więc ruchy ramion sprawiały jej najwięcej trudności. Sięgnęła palcami do spodenek Eviny, żeby je zsunąć, a potem to samo zrobiła ze swoimi. Nie patrzyła w dół, choć w lustrze dostrzegła odbijające się siniaki. Patrzyła jej w oczy. Pewnie i z lekką zadziornością. Zbliżyła się do niej i musnęła jej usta. A potem złapała ją za rękę i wciągnęła pod prysznic. Chłodna woda obalał nagie ciała. Zaylee nic nie mówiła. Delektowała się widokiem Eviny, co jakiś czas składając pocałunki na jej ramionach i szyi. Chciała pokazać jej, że wciąż tutaj była, zagubiona, ale z pełną świadomością. Obie potrzebowały tej bliskości. Dotyku. Bez pośpiechu. A mimo to, kiedy wzrok Swanson uciekał od jej twarzy, Zaylee od razu unosiła jej podbródek albo ujmowała jej twarz w obie dłonie, aby wzrok miała utkwiony w obrębie jej twarzy, nigdzie indziej. To było silniejsze od niej.
Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym, jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
-
The world is not enough
But it is such a perfect place to start, my love
And if you're strong enough
Together we can take the world apartnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Ostatnie kilka dni pozwoliło im na poznanie nowego poziomu bezsenności. Częściowo dlatego, że nawet jeśli miały czas to nie mogły w żaden sposób odespać tego wszystkiego. Przerywany sen zdawał się nawet męczyć bardziej niż jego brak, ale i tak dawał choćby minimalne wytchnienie.
Nie miała pojęcia, co dokładnie działo się w głowie narzeczonej. Nie naciskała ani nie dopytywała szczególnie mocno, gdy wiedziała, że podobna rozmowa może być naprawdę bolesna. Może jednak powinna postarać się wysłuchać i sprawić, że Zaylee w końcu wyartykułuje swoje lęki? Nie miała pojęcia, a nie chciała jej popychać ku temu jeśli nie była na to gotowa.
Uśmiechnęła się na to stwierdzenie, bo dzięki tej krótkiej wymianie zdań przynajmniej udało im się wprowadzić nieco swobodniejszą atmosferę w mieszkaniu. Odrobina humoru na pewno sprawiała, że człowiek czuł się nieco lepiej niezależnie od okoliczności.
Nie miały czasu na to, aby zawczasu przygotować czyste komplety ubrań, ale nie był to szczególnie wielki problem. Tym będą się przejmowały już po wyjściu spod prysznica. Na razie miały przed sobą całkiem odprężającą wizję wspólnego czasu pod chłodnymi strumieniami wody.
Nie chciała rujnować tego momentu. Sama również milczała, odwzajemniając jedynie ten drobny dotyk i delikatne pocałunki. Sama również je inicjowała, ale Zaylee coraz wyraźniej stawiała jej pewne ograniczenia. Nie pozwalała jej na siebie patrzeć w pełni.
Dopiero za którymś razem, gdy Miller uniosła jej twarzy, aby po raz kolejny doprowadzić do spojrzenia ich spojrzeń, Evina zdobyła się na to, aby w końcu się odezwać. Łagodnie i na tyle głośno, aby być słyszalną w szumie prysznica.
- W porządku... - mruknęła. - Nie musisz się wstydzić. Parę sińców nie sprawi, że spojrzę na ciebie inaczej i zmienię o tobie zdanie.
Chciała by to wybrzmiało. To był bolesny widok, ale nie zmieniał praktycznie nic. Właściwie nawet świadczył o wytrzymałości i sile koronerki. Swanson nie widziała więc sensu w tym, aby szczególnie się przed nim wzbraniać.
zaylee miller
Nie miała pojęcia, co dokładnie działo się w głowie narzeczonej. Nie naciskała ani nie dopytywała szczególnie mocno, gdy wiedziała, że podobna rozmowa może być naprawdę bolesna. Może jednak powinna postarać się wysłuchać i sprawić, że Zaylee w końcu wyartykułuje swoje lęki? Nie miała pojęcia, a nie chciała jej popychać ku temu jeśli nie była na to gotowa.
Uśmiechnęła się na to stwierdzenie, bo dzięki tej krótkiej wymianie zdań przynajmniej udało im się wprowadzić nieco swobodniejszą atmosferę w mieszkaniu. Odrobina humoru na pewno sprawiała, że człowiek czuł się nieco lepiej niezależnie od okoliczności.
Nie miały czasu na to, aby zawczasu przygotować czyste komplety ubrań, ale nie był to szczególnie wielki problem. Tym będą się przejmowały już po wyjściu spod prysznica. Na razie miały przed sobą całkiem odprężającą wizję wspólnego czasu pod chłodnymi strumieniami wody.
Nie chciała rujnować tego momentu. Sama również milczała, odwzajemniając jedynie ten drobny dotyk i delikatne pocałunki. Sama również je inicjowała, ale Zaylee coraz wyraźniej stawiała jej pewne ograniczenia. Nie pozwalała jej na siebie patrzeć w pełni.
Dopiero za którymś razem, gdy Miller uniosła jej twarzy, aby po raz kolejny doprowadzić do spojrzenia ich spojrzeń, Evina zdobyła się na to, aby w końcu się odezwać. Łagodnie i na tyle głośno, aby być słyszalną w szumie prysznica.
- W porządku... - mruknęła. - Nie musisz się wstydzić. Parę sińców nie sprawi, że spojrzę na ciebie inaczej i zmienię o tobie zdanie.
Chciała by to wybrzmiało. To był bolesny widok, ale nie zmieniał praktycznie nic. Właściwie nawet świadczył o wytrzymałości i sile koronerki. Swanson nie widziała więc sensu w tym, aby szczególnie się przed nim wzbraniać.
zaylee miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
-
bozia dała piękną gębę - nie moja wina
lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczynanieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Zesztywniała na moment. Przez krótką chwilę zdawało jej się, że nawet szum wody przycichł, ustępując miejsca pulsowaniu krwi w skroniach. Chłodne krople spływały po jej ramionach, niosąc ulgę i jednocześnie podkreślając każdy ślad na skórze, których tak bardzo nie chciała pokazywać. Nie potrafiła uwierzyć, że to naprawdę takie proste. Że te wszystkie sińce, rysy i skazy nie zmieniały nic w oczach kogoś, kto stał tak blisko. W jej własnej głowie stanowiły dowód słabości i porażki. A jednak w spojrzeniu Swanson odnajdywała łagodność, której tak brakowało jej wobec samej siebie.
Zaylee wiedziała, że Evina nie kłamała. Że naprawdę nie spojrzy na nią odmiennie. Dostrzegała w niej siłę, której sama nie chciała uznać. Ale wewnętrzny głos nie miał skrupułów i nie pozwalał na pełną akceptację.
— Wystarczy już, że ja patrzę inaczej — odparła i odwróciła się do niej plecami, żeby spłukać odżywkę z włosów. A potem odsunęła drzwi kabiny, stając na zimnych płytkach łazienkowych. Sięgnęła po ręcznik, przetarła nim włosy i owinęła go szczelnie wokół ciała. I dopiero ten ręcznik dał jej poczucie odzyskania namiastki kontroli. Wzrok skupiła na lustrze, które matowiało jeszcze od pary. Nie widziała wyraźnie swoje odbicia, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Nawet wolała ten rozmazany obraz, w którym nie widać wymalowanych na ciele słabości.
— Sama wlazłam mu łapy — odezwała się nagle i chociaż Swanson wciąż znajdowała się pod prysznicem, musiała ją słyszeć. — Gdybym nie wróciła wtedy do samochodu po papierosy...
Było w tym wyznaniu więcej goryczy niż wstydu, choć Zaylee czuła oba te smaki. Wiedziała, że Caleb Foster odebrał jej coś, czego nigdy nie powinna była mu oddać — poczucie pewności siebie i przeświadczenie, że kontroluje własne życie. Teraz wszystko było nadszarpane, zupełnie jak ciało, które próbowała zasłonić ręcznikiem.
Cała scena brutalnie na nowo odtwarzał się w jej głowie. Ta jedna decyzja, która wydawała się błaha, a która rzuciła ją wprost w jego pułapkę. Zacisnęła palce na materiale, co kreowało tylko złudne poczucie ochrony.
— Sama wlazłam mu w łapy — powtórzyła, tym razem ciszej, a w jej umyśle znów pojawił się obraz ciemnego, metalowego garażu i jego oczu, które nigdy nie mrugały.
Evina J. Swanson
Zaylee wiedziała, że Evina nie kłamała. Że naprawdę nie spojrzy na nią odmiennie. Dostrzegała w niej siłę, której sama nie chciała uznać. Ale wewnętrzny głos nie miał skrupułów i nie pozwalał na pełną akceptację.
— Wystarczy już, że ja patrzę inaczej — odparła i odwróciła się do niej plecami, żeby spłukać odżywkę z włosów. A potem odsunęła drzwi kabiny, stając na zimnych płytkach łazienkowych. Sięgnęła po ręcznik, przetarła nim włosy i owinęła go szczelnie wokół ciała. I dopiero ten ręcznik dał jej poczucie odzyskania namiastki kontroli. Wzrok skupiła na lustrze, które matowiało jeszcze od pary. Nie widziała wyraźnie swoje odbicia, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Nawet wolała ten rozmazany obraz, w którym nie widać wymalowanych na ciele słabości.
— Sama wlazłam mu łapy — odezwała się nagle i chociaż Swanson wciąż znajdowała się pod prysznicem, musiała ją słyszeć. — Gdybym nie wróciła wtedy do samochodu po papierosy...
Było w tym wyznaniu więcej goryczy niż wstydu, choć Zaylee czuła oba te smaki. Wiedziała, że Caleb Foster odebrał jej coś, czego nigdy nie powinna była mu oddać — poczucie pewności siebie i przeświadczenie, że kontroluje własne życie. Teraz wszystko było nadszarpane, zupełnie jak ciało, które próbowała zasłonić ręcznikiem.
Cała scena brutalnie na nowo odtwarzał się w jej głowie. Ta jedna decyzja, która wydawała się błaha, a która rzuciła ją wprost w jego pułapkę. Zacisnęła palce na materiale, co kreowało tylko złudne poczucie ochrony.
— Sama wlazłam mu w łapy — powtórzyła, tym razem ciszej, a w jej umyśle znów pojawił się obraz ciemnego, metalowego garażu i jego oczu, które nigdy nie mrugały.
Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym, jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
-
The world is not enough
But it is such a perfect place to start, my love
And if you're strong enough
Together we can take the world apartnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Oczywiście, że to nie mogło być takie proste, ale Swanson wciąż miała nadzieję, że któregoś razu Zaylee naprawdę uwierzy w jej słowa i przyniosą jej jakieś ukojenie. Zresztą akurat te ślady znikną za jakiś czas. Nieco to potrwa, ale w końcu skóra przybierze normalny odcień, a żebra się zrosną. Ten fizyczny stan nie miał zatem prawa rzutować w żaden sposób na to kim była kobieta, którą Evina miała przed sobą, a jednak w jakiś sposób to robił.
Przez moment nie odzywała się. Nie umiała znaleźć odpowiednich słów. Upewniła się czy na pewno dobrze się spłukała z resztek kosmetyków i zakręciła wodę. Odgarnęła jeszcze do tył mokre włosy, aby nie kleiły się jej do twarzy i wyszła na zimne kafelki. Nie dbała kompletnie o ręcznik. Po prostu oparła się dłońmi o krawędź blatu przy lustrze, chcąc na nowo zamknąć koronerkę w swoich ramionach.
- Nie mogłaś tego wiedzieć. Żadna z nas nie mogła - mruknęła cicho, pochylając się, aby musnąć wargami jej bark.
Próbowała przekonać o tym także samą siebie. Ciągle bowiem wyrzucała sobie to, że mogła wtedy ją złapać za rękę i pociągnąć w stronę miejsca znalezienia zwłok Liftona, naciskając, że później przyjdzie czas na sięgnięcie po paczkę fajek. Wyrzuty sumienia dręczyły ją tym bardziej, że przecież obiecała ją chronić. Miała na nią uważać i pilnować, aby seryjny nie dorwał ją w swoje ręce. Nie wywiązała się z tego. Nie doszło całe szczęście do największej tragedii, ale wciąż zawiodła.
- Przetrwałaś. To najważniejsze. Żyjesz, a on został złapany. Nie skrzywdzi już ani ciebie ani nikogo innego... - dodała jeszcze, odrywając jedną z dłoni od brzegu umywalki, aby otoczyć Miller w pasie ramieniem. - Wiem, że boli, ale przebrniemy przez to tak jak przez wszystko inne.
Małymi kroczkami do przodu. Miała nadzieję, że jeszcze trochę i faktycznie obie z tego wyjdą, a działalność Fostera nie będzie kładła się cieniem na ich życie.
zaylee miller
Przez moment nie odzywała się. Nie umiała znaleźć odpowiednich słów. Upewniła się czy na pewno dobrze się spłukała z resztek kosmetyków i zakręciła wodę. Odgarnęła jeszcze do tył mokre włosy, aby nie kleiły się jej do twarzy i wyszła na zimne kafelki. Nie dbała kompletnie o ręcznik. Po prostu oparła się dłońmi o krawędź blatu przy lustrze, chcąc na nowo zamknąć koronerkę w swoich ramionach.
- Nie mogłaś tego wiedzieć. Żadna z nas nie mogła - mruknęła cicho, pochylając się, aby musnąć wargami jej bark.
Próbowała przekonać o tym także samą siebie. Ciągle bowiem wyrzucała sobie to, że mogła wtedy ją złapać za rękę i pociągnąć w stronę miejsca znalezienia zwłok Liftona, naciskając, że później przyjdzie czas na sięgnięcie po paczkę fajek. Wyrzuty sumienia dręczyły ją tym bardziej, że przecież obiecała ją chronić. Miała na nią uważać i pilnować, aby seryjny nie dorwał ją w swoje ręce. Nie wywiązała się z tego. Nie doszło całe szczęście do największej tragedii, ale wciąż zawiodła.
- Przetrwałaś. To najważniejsze. Żyjesz, a on został złapany. Nie skrzywdzi już ani ciebie ani nikogo innego... - dodała jeszcze, odrywając jedną z dłoni od brzegu umywalki, aby otoczyć Miller w pasie ramieniem. - Wiem, że boli, ale przebrniemy przez to tak jak przez wszystko inne.
Małymi kroczkami do przodu. Miała nadzieję, że jeszcze trochę i faktycznie obie z tego wyjdą, a działalność Fostera nie będzie kładła się cieniem na ich życie.
zaylee miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
-
bozia dała piękną gębę - nie moja wina
lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczynanieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Nie mogły tego wiedzieć, ale Zaylee miała na siebie uważać i to nie tylko po zmroku. Miała być ostrożniejsza. To zawrócenie po paczę papierosów, było czymś zupełnie normalnym. Nie robiła tego pierwszy raz. Niejednokrotnie zdarzało jej się zapominać torby z narzędziami czy telefonu, ale papierosy były nieodłącznym elementem jej funkcjonowania. Głupim nawykiem, który pewnie kiedyś sprezentuje jej kilka nowotworów. Co nie zmieniało faktu, że lubiła zapalić, zanim pochyliła się nad ciałem. A potem tuż po. Robiła tak od prawie dekada. Jeśli byłaby tylko gdzie indziej, jeśli przyjechałaby do innego przypadku, może nie straciłaby czujności. Ale nie przewidziała, że seryjny morderca zaatakuje na miejscu zbrodni, dosłownie chwilę po tym, jak porzucił zwłoki Victora Liftona. To po prostu nie mieściło się w ramach wypracowanego przez niego schematu.
Przymknęła oczy, kiedy Evina złożyła pocałunek na jej barku. To, co mówiła, zdawało się rozsądnie. I Miller rozumiała znaczenie tych słów, bo w tym wszystkim najważniejsze było, że sprawca został schwytany. I że nie zdołał jej zabić.
— Przeżyłam tylko dlatego, bo zdążyłaś przyjechać na czas — mruknęła cicho. To był jedyny powód, dla którego Zaylee dalej stąpała po tym świecie. Bez Swansin nie dałaby rady. Nie zdołałaby uciec czy wydostać z rwącej rzeki. Nie była ani sprytna, ani silna fizycznie. — Bez ciebie nie dałabym rady. Ani wtedy, ani teraz — odwróciła głowę w stronę narzeczonej i trąciła swoim nosem ten jej.
Nie miała pojęcia, w jaki sposób mogłaby okazać swoją wdzięczność. Zwykłe dziękuję nie miało wystarczającego wydźwięku. Miller czuła, że już do końca swoich dni będzie jej dłużniczką. W porządku, mogła z tym żyć. Ona zrobiłaby dla niej to samo.
Wyciągnęła rękę i sięgnęła do wieszaka po drugi ręcznik, który zarzuciła Swanson na plecy, po czym zagryzła w zamyśle dolną wargę. Przez chwilę milczała, a jej ściągnięte brwi świadczyły o tym, że chciała coś powiedzieć, ale nie do końca wiedziała, jak to ująć i czy w ogóle powinna.
— Evina? — spojrzała w tęczówki, które w łazienkowym świetle były bardziej zielone niż niebieskie. — Jak bardzo patetycznie to zabrzmi, jeśli powiem, że jesteś miłością mojego życia? — zapytała, odgarniając jej mokry kosmyk włosów za ucho.
To nie było ich w stylu. Ten cały patos. Nie mówiły sobie wzajemnie, że ich obecność była darem od lasu. Raczej stawiały na kontakt fizyczny. Były pod tym względem były akurat bardzo przyziemne. Nawet jeśli dla Miller bliskość Swanson była jak papieros po seksie, gorący prysznic po wielogodzinnej autopsji, burger o i zapach parzonej kawy, nie mówiła tego głośno. Choć przypuszczała, żeby to ostatnie szczególnie przypadło jej do gustu.
Evina J. Swanson
Przymknęła oczy, kiedy Evina złożyła pocałunek na jej barku. To, co mówiła, zdawało się rozsądnie. I Miller rozumiała znaczenie tych słów, bo w tym wszystkim najważniejsze było, że sprawca został schwytany. I że nie zdołał jej zabić.
— Przeżyłam tylko dlatego, bo zdążyłaś przyjechać na czas — mruknęła cicho. To był jedyny powód, dla którego Zaylee dalej stąpała po tym świecie. Bez Swansin nie dałaby rady. Nie zdołałaby uciec czy wydostać z rwącej rzeki. Nie była ani sprytna, ani silna fizycznie. — Bez ciebie nie dałabym rady. Ani wtedy, ani teraz — odwróciła głowę w stronę narzeczonej i trąciła swoim nosem ten jej.
Nie miała pojęcia, w jaki sposób mogłaby okazać swoją wdzięczność. Zwykłe dziękuję nie miało wystarczającego wydźwięku. Miller czuła, że już do końca swoich dni będzie jej dłużniczką. W porządku, mogła z tym żyć. Ona zrobiłaby dla niej to samo.
Wyciągnęła rękę i sięgnęła do wieszaka po drugi ręcznik, który zarzuciła Swanson na plecy, po czym zagryzła w zamyśle dolną wargę. Przez chwilę milczała, a jej ściągnięte brwi świadczyły o tym, że chciała coś powiedzieć, ale nie do końca wiedziała, jak to ująć i czy w ogóle powinna.
— Evina? — spojrzała w tęczówki, które w łazienkowym świetle były bardziej zielone niż niebieskie. — Jak bardzo patetycznie to zabrzmi, jeśli powiem, że jesteś miłością mojego życia? — zapytała, odgarniając jej mokry kosmyk włosów za ucho.
To nie było ich w stylu. Ten cały patos. Nie mówiły sobie wzajemnie, że ich obecność była darem od lasu. Raczej stawiały na kontakt fizyczny. Były pod tym względem były akurat bardzo przyziemne. Nawet jeśli dla Miller bliskość Swanson była jak papieros po seksie, gorący prysznic po wielogodzinnej autopsji, burger o i zapach parzonej kawy, nie mówiła tego głośno. Choć przypuszczała, żeby to ostatnie szczególnie przypadło jej do gustu.
Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym, jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
-
The world is not enough
But it is such a perfect place to start, my love
And if you're strong enough
Together we can take the world apartnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
W tej chwili obie mogłyby sobie znaleźć coś do zarzucenia. Rada zawsze przychodziła po czasie tak jak rozwiązania problemów, których nie dało się już uniknąć. Nie bez przyczyny babka Swanson powtarzała, że gdyby człowiek wiedział, że się przewróci to by usiadł. Żadnej z nich nie przyszłoby do głowy, że morderca będzie na tyle arogancki, aby przyczaić się na miejscu porzucenia zwłok, aby zgarnąć pospiesznie koronerkę, która przyjechała po to by je obejrzeć. To brzmiało jak niezwykle durny plan. Jednak Foster postanowił go zrealizować i naprawdę niewiele brakowało, aby skończyło się to jedną wielką tragedią.Wiedziała, że przede wszystkim Miller była kobietą faktów i starała się zawsze kierować rozumem. Dlatego też przemawiała do niej w taki sposób, aby to wykorzystać. Dodatkowo starała się podkreślać swoje słowa drobnymi gestami, które dodatkowo rozproszyłyby czarne myśli kłębiące się w głowie koronerki.- Całe szczęście zabrał cię w to samo miejsce... - odpowiedziała cicho i uśmiechnęła się delikatnie, gdy tylko narzeczona odwróciła się w jej stronę.Przymknęła na chwilę oczy, rozkoszując się jej bliskością. Oparła czoło o to należące do Zaylee i odetchnęła głęboko przyjemnym zapachem szamponu oraz żelu pod prysznic, z którego przed momentem korzystała. Czuła pod palcami ciepłą i miękką skórę, gdy tylko przesunęła dłoń na jej kark. Mogłaby tak trwać w nieskończoność i jedynie narzucony na plecy ręcznik niejako wyrwał ją z tego osobliwego transu.Widziała to jak Miller walczyła z myślami, zastanawiając się nad tym czy wypowiedzieć w końcu te słowa, które błąkały się jej na końcu języka. Evina wydała z siebie jedynie zachęcające mruknięcie, bo cokolwiek to było to chętnie by tego wysłuchała. Nie spodziewała się jednak tego, że w narzeczonej nagle odezwie się duch romantyzmu.- Powiem ci szczerze, że to zabrzmi cholernie patetycznie - odpowiedziała z ledwie wyczuwalną nutką rozbawienia w głosie po czym przechyliła lekko głowę, aby znaleźć się bliżej jej ust. - Całe szczęście, że nie dbam o to.Zmniejszyła dzielący je dystans. Znowu mogła zasmakować jej warg, które zawsze zdawały się mieć nieziemski smak. Swanson raczej nie nazwałaby siebie romantyczką, ale jeśli ktoś mógł sprawić, że się nią stanie to z pewnością była to Zaylee Miller.- Wiesz... Ty z kolei jesteś moją - stwierdziła w końcu z zaskakującą pewnością.Nie mówiła często podobnych rzeczy. Wolała upewniać koronerkę o swoim uczuciu poprzez swoje czyny. Nie tylko te wielkie, które starały się o tym krzyczeć głośno i wyraźnie. Bardziej przez te drobne, codzienne gesty, które utwierdzały kobietę w tym, że faktycznie Evina nigdzie się nie wybierała i zamierzała przy niej trwać niezależnie od okoliczności.- A teraz się ubierzmy i zadzwonię do Lily Rose, dobrze? - zaproponowała, ucałowawszy jeszcze krótko jej policzek nim odsunęła się nieznacznie.W końcu miały już jakieś plany, które warto byłoby zrealizować. Choć nie miała nic przeciwko temu, aby uległy one raz jeszcze zmianie.
zaylee miller
zaylee miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.