34 y/o, 171 cm
koronerka toronto police service
Awatar użytkownika
bozia dała piękną gębę - nie moja wina
lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

013.
Minęły trzy dni. Trzy długie, nierówne dni, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność, a jednocześnie rozmywać w jednej, niewyraźnej plamie. Zaylee prawie nie spała, niewiele jadła. I praktycznie nic nie mówiła. Nie dlatego, że nie chciała, po prostu słowa grzęzły w jej gardle, a każda próba ich wydobycia kończyła się ciszą i ciężkim westchnieniem. Odpowiadała wzruszeniem ramion, pojedynczym ruchem głowy, czasem ledwie słyszalnym mhm.
Bliskość Eviny trzymała ją na powierzchni, ale nie umiała korzystać z tego wprost. Nie potrafiła powiedzieć, że jej potrzebuje. Że czuje niepokój, kiedy musiała zareagować na nagłe wezwanie z pracy. Zamiast tego chowała się w drobnych gestach i szukała kontaktu, ale tylko na swoich warunkach. Dłużej zatrzymywała dłoń przy jej nadgarstku, kładła głowę na jej ramieniu i przysuwała się bliżej w łóżku, gdy koszmary rozdzierały jej oddech.
Po domu poruszała się jak cień, zbyt zmęczona, żeby walczyć z własnym ciałem i zbyt rozdarta, aby udawać, że wszystko jest w porządku. Czasami tylko siadała na kanapie, wpatrując się w jakiś punkt na ścianie. Innym razem zamykała się w łazience, pozwalając wodzie płynąć po skórze dłużej, niż było trzeba, bo tylko szum prysznica potrafił zagłuszyć echo w jej głowie. Czas nie istniał, a godziny i dni sklejały się w jedno. Poranki, południa, wieczory — wszystko wyglądało podobnie. Leżenie, siedzenie, gapienie się w przestrzeń. Jedzenie smakowało jak tektura, a sen był kapryśny i płytki.
Najgorsze były jednak noce. Zasypiała na chwilę, tylko po to, żeby wyrwać się nagle ze snu, z przyspieszonym oddechem i uczuciem, że znowu jest tam, na szrocie. Albo w rzece. Czasem kryła twarz w dłoniach, nie chcąc, żeby Swanson dostrzegła jej łzy, ale i tak wiedziała, że narzeczona widzi to drżenie.
Z zewnątrz wyglądała jak cień samej siebie. W środku toczyła nieustanną walkę, żeby nie zwariować, żeby nie poddać się obrazom i znów nie rozlecieć się na kawałki.
Ten poranek nie różnił się niczym od ostatnich. Miller weszła do kuchni, nieobecnym wzrokiem omiotła pałętające się pod nogami koty i podeszła do ekspresu do kawy. Teraz piła jej jeszcze więcej niż zwykle, bo tylko kofeina pozwalała jej nie zmrużyć oka. A ona bardzo nie chciała zasypiać.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym, jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
48 y/o, 168 cm
detektywka w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The world is not enough
But it is such a perfect place to start, my love
And if you're strong enough
Together we can take the world apart
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

To były naprawdę długie trzy dni.
Jeszcze nigdy nie widziała swojej narzeczonej w podobnym stanie i szczerze powiedziawszy Evina nie bardzo wiedziała, co powinna zrobić, żeby faktycznie pomóc jej w uporaniu się z dręczącymi ją demonami. Nie chciała opuszczać jej boku, ale czasami musiała wyjść z domu po to, aby załatwić drobne sprawunki. Jak chociażby zakup nowego telefonu, bo poprzedni kompletnie nie nadawał się do użytkowania czy wykupienie recepty otrzymanej w szpitalu.
Wiedziała, że Zaylee znajdowała się w totalnej rozsypce i raczej nie zapowiadało się na to, aby się szybko z tego otrząsnęła. Na pewno nie bez pomocy, a jedynym, co mogła zaproponować jej Swanson była jej obecność oraz zadbanie o podstawowe potrzeby koronerki. Pilnowała tego, aby na pewno nie opuszczała posiłków ani dawek leków, ale przynajmniej w tym drugim przypadku nie musiała być aż tak gorliwym strażnikiem, bo te przynosiły w fizycznym bólu na tyle sporą ulgę, że Miller zdawała się niezdolna do tego, aby o nich zapomnieć.
Obserwowała również zmiany w zabarwieniu sińców, które były na tyle rozległe, że na pewno zajmie im sporo czasu, aby całkowicie zniknąć z powierzchni ciała kobiety, ale przynajmniej częściowo zaczęły nabierać nieco innych odcieni, powoli blaknąc i rozmywając się na brzegach.
Noce były najcięższe. Były momenty, że tego nie czuła, bo zmęczenie potrafiło ją całkowicie odłączyć od rzeczywistości, ale zdecydowanie zbyt często budziła się dlatego, że czuła jak narzeczoną męczą koszmary, przez które wiła się przy jej boku. Najwyraźniej jej psychika wciąż przypominała jej o niebezpieczeństwie i wysyłała ostrzegawcze sygnały.
Tym razem obudziła się dlatego, że poczuła jak Zaylee wysunęła się spod jej ramienia i opuściła granice łóżka. Zajęło jej to chwilę nim samej zdołała się podnieść i ruszyć do kuchni, gdzie spodziewała się ją zastać.
Nie pomyliła się. Po raz kolejny widziała jak kobieta stoi tuż obok ekspresu do kawy, który był urządzeniem kupionym właściwie wyłącznie dla jej użytku. Dla Eviny był to zbędny dodatek i diabelska maszyna. Jednak dla Miller był to bezcenny wodopój i źródło szczęśliwości.
- Hej - odezwała się zachrypniętym i wciąż zaspanym głosem nim podeszła bliżej i powoli owinęła ramiona wokół jej talii. - Znowu nie możesz spać?
Złożyła krótki pocałunek w zagłębieniu jej szyi, gdzie zaraz na chwilę skryła twarz, walcząc z nawracającą sennością. W ciągu ostatnich nocy sypiała jeszcze gorzej niż zwykle. Nie było to w sumie nic dziwnego biorąc pod uwagę to, że zaraz po powrocie ze szpitala w zasadzie nie zmrużyła oka, czuwając przez cały czas przy boku narzeczonej. Nie była pewna tego czy na pewno powinna opuszczać szpital i czy odniesione obrażenia nie odezwą się jakimiś komplikacjami. Wyglądało jednak na to, że fizycznie było coraz lepiej. Gorzej było z psychiką.

zaylee miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Mark your calendar for Canada Day
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o, 171 cm
koronerka toronto police service
Awatar użytkownika
bozia dała piękną gębę - nie moja wina
lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Siniaki na jej ciele żyły własnym życiem. Najpierw ciemne plamy na skórze były szorstkim dowodem, że Zaylee Miller nie była niezniszczalna. Teraz zaczynały przechodzić przez wszystkie możliwe odcienie — od głębokiego granatu po zgniłą zieleń i brudną żółć. Leki przeciwbólowe i maści przynosiły złudną ulgę, ale pomagały przetrwać dzień. Złamane żebra wciąż dawały o sobie znać przy każdym głębszym oddechu. Ruchy miała ograniczone. Zwykłe podnoszenie ramienia, wstawanie z kanapy, nawet zwykłe schylenie się stanowiło wyzwanie i kończyło się sykiem bólu. Ten ból fizyczny mieszał się z psychicznym, tworząc jedną, nierozdzielną całość.
Głos Eviny sprawił, że Zaylee wzdrygnęła się niekontrolowanie. Każdy dźwięk był potencjalnym zagrożeniem. Zwykły trzask drzwi, stukot butów na korytarzu czy szelest materiału wywoływały w niej natychmiastowy skurcz mięśni. Za każdym razem odruchowo cofała ręce i kuliła się jak małe dziecko. Nawet Swanson nie mogła zawsze przewidzieć, jak zareaguje. Ale wraz z czułym objęciem i delikatnym pocałunkiem, ramiona Miller rozluźniały się nieznacznie, a w środku pojawiał się spokój, który zaraz zakłócał cichy głosik w głowie, że przecież powinna być czujna.
Nie wiem, czy w ogóle spałam — mruknęła, bo przez cały czas odnosiła wrażenie, że oczy miała jak na zapałki. — Nie chciałam cię obudzić — dodała od razu ze skruchą. Wiedziała, że przez nią narzeczona również nie sypiała najlepiej. Zaczynała pluć sobie w brodę, że nie została w szpitalu. Przynajmniej miałaby bez niej względy spokój i zdołałaby złapać trochę snu.
Z każdym kolejnym dniem przychodziły też inne wyrzuty sumienia. Ona też musiała zainwestować w nowy telefon, bo po tym wcześniejszym nie zostało kompletnie nic i kiedy tylko uruchomiła urządzenie, miała kilkadziesiąt nieodebranych połączeń od rodziny. Jej bliscy dowiedzieli się o wszystkim z mediów. Nie chciała, żeby tak to wyglądało, ale pismaki ją uprzedziły. Nie miała na to wpływu. Najgorsze było jednak rozczarowanie w głosie ojca, które mieszało się ze zwykłą, rodzicielską troską. Matka z kolei od razu zapragnęła złożyć jej wizytę. Na szczęście Evina skutecznie odwiodła ją od tego, pomysłu tłumacząc, że nie jest to odpowiedni czas.
Wracaj do łóżka — poprosiła, nadstawiając kubek pod ekspres, a strumień czarnej jak smoła kawy zaczął wypełniać jego brzegi. — Poradzę sobie — dodała, nawet na nią nie patrząc. Wiedziała, co ma robić. Przede wszystkim musiała coś zjeść, żeby przyjąć końską dawkę leków, a znieczulenie było priorytetem. Bez tego nie dotrwa do wieczora.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym, jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
48 y/o, 168 cm
detektywka w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The world is not enough
But it is such a perfect place to start, my love
And if you're strong enough
Together we can take the world apart
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Przynajmniej zmiany w zabarwieniu skóry świadczyły o tym, że faktycznie coś się dzieje. Przynajmniej jej ciało się regenerowało w swoim tempie, aby zapomnieć w końcu o tym czemu zostało poddane przez Fostera. Z psychiką było niestety inaczej. Im dłużej to wszystko trwało tym większe obawy zaczynały towarzyszyć detektywce. Było o wiele gorzej niż po Nowym Początku.
Nie chciała jej przestraszyć, ale mimo wszystko i tak sprawiła, że koronerka drgnęła niekontrolowanie na dźwięk jej głosu. Już i tak Evina nauczyła się tego, aby swoje pojawienie się w pomieszczeniu sygnalizować w sposób werbalny. Nieoczekiwany dotyk działał o wiele gorzej. Dowiedziała się tego w momencie, gdy jednego ranka weszła do kuchni i bezwiednie sięgnęła do ramienia narzeczonej. Nie potrafiła zapomnieć tej paniki, która ogarnęła ją nim w końcu Miller zorientowała się, że nie ma do czynienia z nikim kto mógłby ją skrzywdzić. Jednak wciąż potrafiła reagować silnie na najmniejszą zmianę wyczuwalną w otoczeniu.
- Nie przejmuj się tym - zapewniła ją, gdy tylko usłyszała przepraszający ton.
Przez lata służby miała okazję przywyknąć do deficytu snu. Co prawda teraz nie była napędzana tym specyficznym rodzajem stresu i adrenaliny, ale wciąż była w stanie znieść te trudne warunki. Tyle dobrego, że nie musiała się dodatkowo przejmować zbytnio pracą. Foster został złapany. Zostały tylko przesłuchania i formalności, gdyż postawiono mu już zarzuty. Swanson postanowiła ograniczyć swój udział na tym etapie do niezbędnego minimum, najlepiej wykonywanego zdalnie, domagając się wolnego na czas trwania zwolnienia lekarskiego narzeczonej. Musieli zrozumieć. Zasłużyły na to.
Na razie się izolowały. Starały się samodzielnie stanąć na nogi. Głównie dlatego, że Zaylee nie chciała pokazywać się nikomu w obecnym stanie. Eviny to nie dziwiło. Rodzinie Millerów prawdopodobnie pękłoby serce na jej widok. Dodatkowo Swanson nie miała pojęcia jak mogłaby spojrzeć w oczy Otto Millera, który od samego początku był przekonany o tym, że nie potrafi się odpowiednio zająć jego córką oraz zapewnić jej bezpieczeństwa. Niestety miał rację.
Był jeszcze Samuel, który był świadkiem tego jak Foster zawieszał ciało Beckera na drzewie. Być może jemu też zagrażało jakieś niebezpieczeństwo. Nie miały pojęcia na ile mężczyzna blefował w szpitalu i chciał je jedynie zastraszyć. Wiedziały, że chłopiec również się martwił. Na stoliku w salonie wciąż leżała laurka, którą wykonał dla Zaylee, aby życzyć jej szybkiego powrotu do zdrowia. To był dobry dzieciak. Nie chciały żeby cokolwiek mu się stało, bo niechcący wmieszał się w te ciemne sprawy.
- Wrócę jedynie z tobą - zastrzegła, obserwując to jak narzeczona posługuje się ekspresem.
Obie wiedziały, że nie da się tak łatwo przekonać do powrotu do łóżka. Nie mogłaby tak po prostu się położyć ze świadomością, że Miller sama błąka się gdzieś po domu w stanie właściwie niemal katatonicznym. Chciała być obok tak na wszelkie wypadek. Czujna i zawsze gotowa do tego, aby zrobić cokolwiek... Nawet jeśli faktycznie nie mogła zrobić nic poza zaoferowaniem swojej obecności.
- Powinnaś wypoczywać, Zaylee. Długo tak nie uciągniesz... Nie mówiąc już o tym, że twój organizm lepiej by się regenerował przy zdrowej dawce snu - zaczęła ostrożnie, wciąż nie wypuszczając jej ze swoich objęć. - Może powinnyśmy skontaktować się z lekarzem? Nie chciałabym cię szprycować większą ilością prochów, ale może przypisałby ci coś na spokojny sen.
Mówiąc to, wsunęła powoli jedną z rąk pod koszulkę narzeczonej, aby ułożyć chłodną dłoń na jej biodrze, które wciąż było obolałe po tym, co zrobił jej Foster. Myślami jednak była przy możliwych rozwiązaniach tego problemu. Leki przynajmniej na jakiś czas mogłyby być dobrym rozwiązaniem. Potrzebowały jednak czegoś, co dałoby radę całkowicie odłączyć Zaylee od rzeczywistości i pozwolić jej zapaść w sen bez snów. Tak, aby nie wywołać koszmarów, w których prześladowałby ją morderca koronerów. Chyba też powinny zacząć myśleć o tej terapii...

zaylee miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Mark your calendar for Canada Day
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o, 171 cm
koronerka toronto police service
Awatar użytkownika
bozia dała piękną gębę - nie moja wina
lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Wbrew pozorom, fizycznie miała się całkiem nieźle. Dzięki lekom ból stawał się znośny, siniaki zakrywała obszernymi bluzami i dresowymi spodniami, a szwy na stopie już tak nie ciągnęły. Jeszcze kilka dni i będzie można je ściągnąć. I zamierzała zrobić to sama. Bo mogła. Czasami jeszcze bolały ją palce po tym, jak przyłożyła Fosterowi, łamiąc mu na nowo nos, ale coraz rzadziej zwracała na to uwagę.
Psychicznie była jednak rozjebana. Nie dało się tego nazwać inaczej. Pierwszy raz w życiu nie myślała o tym, żeby jak najszybciej wrócić do pracy, a to najlepiej świadczyło o tym, w jak fatalnym stanie się znajdowała. Każdy, kto znał Zaylee Miller, wiedział przecież, że była prawdziwą pracoholiczką. Nawet po strzelaninie w Nowym Początku jedyne, o czym mówiła, to ponowne stanie nad stołem sekcyjnym.
Evina — powiedziała spokojnie, ujmując kubek z kawą w obie dłonie i stanęła w taki sposób, aby móc spojrzeć jej prosto w oczy. Chłodny dotyk na biodrze przyniósł jej cichą falę ukojenia, która rozlała się wzdłuż kręgosłupa. — Kocham cię i dziękuję za wszystko, co dla mnie robisz, ale nie możesz tak bez przerwy koło mnie skakać. Nie czuję się dobrze ze świadomością, że nie możesz przeze mnie odpocząć. A potrzebujesz tego — zauważyła, wymownie spuszczając wzrok na jej cienie pod oczami. — Musisz odpocząć, zanim wrócisz do pracy — przypomniała jej, bo w życiu nie przeszłoby jej przez gardło, że nie chciała, aby gdziekolwiek wychodziła. Nie mogła jej tego zrobić.
Praca zawsze była dla nich najważniejsza i to właśnie dzięki pracy połączyły się ich ścieżki. Zaylee nie mogła wymagać, że narzeczona rzuci wszystko, byle tylko zostać z nią w domu. To tak nie działało. Nawet jeśli wizja bycia samej przez wiele godzin mroziła jej krew w żyłach.
Na wzmiankę o kolejnych lekach, cmoknęła z nieukrywanym niezadowoleniem. Odnosiła wrażenie, że i tak była wystarczająco otumaniona działaniem silnych przeciwbólowych, co z jednej strony przynosiło wspaniałą ulgę, ale z drugiej Swanson chyba czasami zapominała, że związała się z lekarzem.
Benzodiazepiny hamują aktywność układu nerwowego — powiedziała, upijając łyk gorącej kawy. — To spowolnienia reakcję i powoduje problemy z koncentracją. Skracają też fazę snu REM, więc organizm teoretycznie śpi, ale nie odzyskuje pełni energii. W efekcie rano zamiast wypoczynku pojawia się otępienie. W dodatku mózg szybko przyzwyczaja się do sztucznego wywoływania snu. Nie chcesz mieć chyba w domu ćpunki na pełen etat? — zapytała z lekkim uśmiechem. Czy to było coś na kształt żartu? Chyba tak. — Także moja odpowiedź brzmi nie — Zaylee złapała kolejny łyk kawy. — Ale wrócimy do łóżka. Włączę jakiś serial, a ty spróbujesz się przespać. W zamian oferuję mizianie po plecach — dodała, starając się brzmieć przekonująco, a na zachętę musnęła usta narzeczonej.
Nie widząc czemu, nagle pomyślała o Samuelu, który dowiedziawszy się, co się od wychowawczyni, co się wydarzyło, od razu poprosił panią Rose o przekazanie własnoręcznie robionej laurki. Przedstawiała skrzyżowane gwiezdne miecze, z których wystrzeliwały serduszka. Zaylee łapała się, że czasami o nim myślała. Nie za często, żeby nie popaść w całkowitą paranoję. Ciągle miała w głowie słowa Fostera, który wprost powiedział im, że wie, kim jest chłopiec z domu dziecka. Znał jego imię, najpewniej wiedział również, gdzie mieszka. Groził, że jego ludzie znajdą dziewięciolatka. Tylko kim oni byli i czy w ogóle istnieli? Jeśli faktycznie chciał je jedynie zastraszyć, to w przypadku Miller udało mu się to po mistrzowsku.
Wiesz, co u Sama? — zapytała cicho, odsuwając się do Swanson, żeby podejść do lodówki. Otworzyła ją, ale nic z niej nie wyciągnęła. Wciąż zdarzały jej się dziwne momenty zawieszenia. Zwykle, gdy trzeba było coś zjeść, a ona nie miała na to ochoty. W ciągu ostatnich dni musiała się zmuszać, żeby cokolwiek w siebie wcisnąć.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym, jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
48 y/o, 168 cm
detektywka w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The world is not enough
But it is such a perfect place to start, my love
And if you're strong enough
Together we can take the world apart
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Po części powinny być wdzięczne za to, że ostatnim przypadkiem, który trafił się Miller był tylko topielec. Mogła zawsze trafić o wiele gorzej, a wtedy Foster nie miałby litości w odwzorowywaniu poszczególnych obrażeń. Już i tak wystarczająco się na niej wyładował choć wcale nie musiał tego robić.
Chociaż widać było postęp w tym jak zaleczało się ciało tak jednak psychika wciąż pozostawała w rozsypce. Przez moment jeszcze Swanson musiała milczeć, gdy tylko narzeczona odwróciła się w jej stronę. Miała świadomość tego, że potrzebowała odpoczynku. Słyszała argument o pracy, ale na ten moment nie potrafiła sobie wyobrazić, aby mogła tak po prostu wrócić do pracy bez Miller. Evina po prostu bała się ją zostawić samą.
Bała się tego, że w samotności Zaylee mogłaby przejść jeszcze jakieś silniejsze załamanie. Dlatego też unikała zostawiania jej na dłużej. Wszystko przez to, że te cholerne nawracające myśli i uczucia, które ze sobą niosły mogłyby stać się nieznośne. Przynajmniej będąc obok mogła stanowić nawet nieme wsparcie dla koronerki i jeśli było trzeba spróbować ją rozproszyć na tyle, by nie skupiała się na tym tak mocno.
- Nie mej wyrzutów sumienia, dobrze? Robię to, bo tego chcę. Chcę spędzić czas w domu z moją narzeczoną. Odpocząć od tego całego gówna, które się dzieje na zewnątrz - odpowiedziała, starając się w ten sposób zagłuszyć owe poczucie winy.
Nie mogła zapomnieć o tym, że zamierzała poślubić lekarkę. Co jakiś czas koronerka przypominała jej o tym w ten czy inny sposób, posługując się swoją wiedzą oraz doświadczeniem medycznym. Tak jak teraz na wzmiankę o lekach nasennych. Evina nie do końca zdawała sobie sprawę z tego jak właściwie działały poszczególne specyfiki. Głównie dlatego, że raczej unikała przyjmowania jakichkolwiek medykamentów dopóki nie było to niezaprzeczalnie konieczne.
- Dobra. Żadnych leków w takim razie... Ale musimy coś z tym zrobić - zastrzegła, bo to akurat nie podlegało dyskusji.
Musiały jakoś złagodzić to wszystko, a najlepiej pozbyć się w ogóle całych tych koszmarów. Niezależnie od tego ile czasu i trudu by to zajęło. To nie mogło ciągnąć się w nieskończoność, bo inaczej Zaylee po prostu się wykończy.
- Brzmi obiecująco - uśmiechnęła się lekko i naprawdę sytuacja była nadzwyczajna jeśli postanowiła zignorować smak kawy osiadły na wargach narzeczonej i sama zainicjowała kolejny czuły pocałunek.
Miała wrażenie, że faktycznie przez to wszystko zachowywała się po trosze jakby chodziła wokół niej na palcach. Wszystko byle tylko jej nie uszkodzić niczym jakiegoś kruchego eksponatu. Dlatego też ostatnio nie była w stanie pozwolić sobie z nią na jakąś szczególną bliskość fizyczną. Inną kwestią było to, że w takich okolicznościach trudno było w ogóle o ochotę na bardziej intymne czynności.
- Nie najlepiej. W takim sensie, że jest przybity wyprowadzką FInna, a teraz jeszcze martwi się o ciebie - odpowiedziała szczerze, opierając się o brzeg kuchennego blatu i spoglądając na koronerkę, która postanowiła przeprowadzić inspekcję lodówki. - Jak się lepiej poczujesz możemy go w końcu zaprosić na tet Gwiezdne Wojny. To na pewno poprawi mu humor.
Decyzję o terminie z pewnością pozostawi narzeczonej do ustalenia, aby wybrała moment, gdy poczuje się już na tyle pewnie i komfortowo, aby podjąć się jakichkolwiek gości, a zwłaszcza dziewięciolatków po przejściach z ogromną ilością pytań.
- Przygotuję ci coś do jedzenia, dobrze? Masz na coś ochotę? - zaproponowała jeszcze, bo widziała jak koronerka przygląda się wnętrzu lodówki bez jakiegokolwiek pomyślunku.
Musiała coś zjeść. To, że jedzenie nagle przestało sprawiać jej tak ogromną przyjemność również w pewien sposób niepokoiło Swanson, ale wolała tego po sobie nie pokazywać. Mogła zamiast tego poświęcić część swojej energii na to, aby przygotować coś, co mogłoby zasmakować Miller. W głowie robiła już nawet szybki przegląd jej ulubionych dań śniadaniowych, szukając czegoś, co w normalnych okolicznościach mogłoby jej sprawić prawdziwą radość. Tyle mogła zrobić, aby należycie się nią zająć po tym wszystkim.

zaylee miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Mark your calendar for Canada Day
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o, 171 cm
koronerka toronto police service
Awatar użytkownika
bozia dała piękną gębę - nie moja wina
lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Sama myśl o tym, że mogłaby zostać w domu dłużej niż godzinę czy dwie, wywoływała w niej paraliżujący strach. W głowie ciągle odtwarzała poranek, kiedy Evina pojechała do sklepu, żeby kupić nowe telefony. Zaylee nie potrafiła znaleźć sobie wtedy miejsca. Cały czas miała ogarniał ją lęk, że zaraz ktoś tutaj po nią przyjdzie. Najgorszy był jednak strach o narzeczoną. Dziwne przeczucie, że ktoś może ją śledzić i skrzywdzić. Kręciła się po domu, bezustannie zerkając przez okno aż do momentu, kiedy samochód Swanson nie wjechał na podjazd. Za drugim razem było podobnie. Za trzecim Miller odnalazła skupienie w puzzlach. Dokładnie tak, w niepozornych, rozrzuconych na podłodze w salonie puzzlach, którym poświęciła całą swoją uwagę. W ciągu godziny ułożyła połowę z dwóch tysięcy elementów i nawet nie pamiętała, jak to zrobiła.
Nie wiem, może zacznij mi parzyć jakieś ziółka, znachorko — powiedziała z myślą o szafkach, w których znajdowały się kilogramy różnych herbat. — Nie daję gwarancji, że po nich zasnę, ale na pewno się porzygam — dodała zaczepnie. Miewała lepsze momenty. Tak, jak teraz, gdy ironizowała i przypominała dawną siebie. Były to przebłyski, ale jakże ważne dla powrotu do normalności.
Zaylee była przekonana, że bez Eviny nie dałaby sobie rady. Już i tak miała wrażenie, że wariuje, ale bez niej chyba oszalałaby do końca. To był jeden z powodów, dla których nie chciała być dla ukochanej ciężarem. Przez to, że ona nie mogła spać, Swanson także nie spała. Musiały znaleźć na to sensowne rozwiązanie.
Każda drobna czułość była na wagę złota. Miller była zbyt obolała i zmęczona, żeby myśleć o jakiejś większej intymności, ale nie zapominała o drobnych gestach takich jak czułe pocałunki czy uściski. Obie tego potrzebowały. Zaylee wiedziała, że gdyby zamknęła się na to wszystko i próbowała ją odtrącić, byłoby tylko gorzej. Rozumiała, że Evina była niej. I była jej za to dozgonnie wdzięczna.
Westchnęła cicho, do czego przyczyniły się wieści o Samie. Pamiętała, że chłopiec przeżywał swoją osobistą tragedię w postaci przeprowadzki najlepszego przyjaciela. Nie przypuszczała jednak, że dziewięciolatek aż tak zmartwi się jej zdrowiem. Oczywiście pani Rose na pewno powiedziała mu tyle, ile było konieczne, bez wdawania się w szczegóły, ale w głowie dziecka takie rzeczy rozrastały się do ogromnej skali.
Pewnie nie papla o niczym innym, jak o drugiej części maratonu — skomentowała, dalej oceniając zawartość lodówki. Mimo obszernej zawartości nie było w niej nic, co mogłoby ją usatysfakcjonować. — Nie jestem głodna — powiedziała, a w jej ustach brzmiało to wręcz nieprawdopodobnie. Bo Zaylee kochała jeść i potrafiła wcisnąć w siebie niewyobrażalną ilość wszystkiego. Normalnie powiedziałaby, żeby zamówiły na śniadanie pizzę, ale teraz tylko wzruszyła beznamiętnie ramionami. Albo jeszcze lepiej — na pytanie, co chciałaby zjeść, odpowiedziałaby, że . — Chleb z masłem? Cokolwiek, żebym tylko mogła wziąć leki. Nie patrz tak na mnie — dodała, bo chociaż stała odwrócona do Swanson plecami, to i tak widziała, jak marszczy brwi i przygląda jej się niezadowoleniem. Znała ją na wylot.
Stała jeszcze tak przez chwilę, aż w końcu zatrzasnęła drzwi lodówki, odwróciła się na pięcie i podeszła do Eviny, żeby znów ją pocałować. Tym razem dużo namiętniej. Miał to być rozpraszacz, żeby narzeczona przestała naciskać na śniadanie.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym, jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
48 y/o, 168 cm
detektywka w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The world is not enough
But it is such a perfect place to start, my love
And if you're strong enough
Together we can take the world apart
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Paranoja była dla nich nową normalnością. Potencjalne zagrożenie ze strony Fostera zostało zneutralizowane, bo nie dość, że znajdował się obecnie w areszcie to w dodatku nie był w stanie chodzić przez całkowicie zniszczoną prawą nogę. Nie byłby w stanie zrobić czegokolwiek, co mogłoby im zaszkodzić, a jednak jego wcześniejsze czyny i groźby wygłaszane pod ich adresem były wystarczające do tego, aby wprowadzić Zaylee w podobny stan, w którym zastanawiała się cały czas czy morderca lub jakiś jego poplecznik nie znajduje się gdzieś za rogiem. To było prawdziwe szaleństwo, ale nie miała pojęcia jak inaczej przekonać ją o tym, że wszystko było w porządku i nikt na nie nie czyhał.
- Może jednak warto tego spróbować? - odpowiedziała równie zaczepnie, a usta na chwilę wykrzywił jej lekko złośliwy uśmieszek, ale zaraz ponownie spoważniała. - A tak poważnie to zastanawiałam się nad terapią. Musiałybyśmy znaleźć jakiegoś specjalistę od PTSD. Mogłabym tam nawet pójść z tobą...
Na ogół nie była szczególnie przekonana do takich rozwiązań, ale może faktycznie trzeba było spróbować? Evina należała do starszego pokolenia, które zamiast psychoterapii miało alkoholizm i butelkowanie uczuć. Tylko, że nie wszystko dało się rozwiązać w ten sposób. (A w zasadzie nie powinno się w ogóle tego robić, ale to już osobna kwestia.) Musiały jednak to jakoś przepracować i postarać się wrócić do normalności.
Faktem było, że nie mogły zostać na wieczność w domu, a Swanson nie mogła cały czas usługiwać Zaylee niezależnie od tego jak bardzo chciała jej pomóc i być do czegokolwiek przydatną. Z każdym dniem ogarniała ją coraz większa bezsilność i przygnębienie. Co chwila wyrzucała sobie to, że nie była w stanie pomóc kobiecie tak jak by tego pragnęła. Musiały zatem wymyślić coś innego.
Te drobne czułości były jak zapewnienie, że trwały obok siebie i jakoś to wszystko przetrwają. Potrafiły pomóc zakotwiczyć się w dużo prostszej rzeczywistości wypełnionej względnym spokojem zamiast pogrążać się w swoich lękach i urojeniach.
Evina szczerze wątpiła w to, aby maraton Gwiezdnych Wojen dalej był jedyną rzeczą, która siedziała w głowie chłopca. Samuel był dzieciakiem, który mimo wszystko był dosyć emocjonalny. Przypuszczała, że teraz głównie zastanawiał się czy z tą przyjazną koronerką było wszystko dobrze oraz starał się pogodzić z pustką w pokoju po wyjeździe najlepszego przyjaciela. Oglądanie filmów raczej nie było jego największym priorytetem.
- Jestem pewna, że według niego seans Gwiezdnych Wojen pomógłby ci poczuć się lepiej - powiedziała, posyłając narzeczonej lekki uśmiech, którego ta i tak nie zauważyła skupiona na lodówce.
Brak chęci do jedzenia był zdecydowanie niecodzienny jeśli chodziło o koronerkę. W końcu należała do tych osób, które niemal zawsze były głodne i skore do tego, aby pochłonąć cokolwiek tak długo jak było dobre i chociaż chleb z masłem potrafił być rarytasem o ile był świeży i pulchny tak teraz wydawał się najsmutniejszą rzeczą na świecie.
Miller nawet nie musiała się do niej odwracać, aby wiedzieć jaki dokładnie wyraz twarzy przybrała, gdy tylko przyglądała jej się myszkującej po lodówce. Nie przypuszczałaby nigdy, że kiedykolwiek stanie się świadkiem takiej sceny.
Drzwi od lodówki w końcu trzasnęły, a koronerka stanęła tuż przy niej. Miała wrażenie, że na chwilę serce zamarło jej w klatce piersiowej nim przyspieszyło swój bieg, gdy tylko poczuła ten namiętny i pełen potrzeby pocałunek. Nie przeszkadzał jej nawet posmak kawy który pozostał na języku Zaylee. Delikatnie zahaczyła zębami o dolną wargę koronerki, nie chcąc niechcący w przypływie namiętności odnawiać znajdującego się tam pęknięcia. Zasmakowała już wystarczająco dużo krwi.
Wydała z siebie krótki zadowolony pomruk nim zsunęła usta na szczękę narzeczonej. Złożyła tam jeszcze kilka pocałunków zbliżając się do jej ucha, a jedna z dłoni na chwilę wsunęła się pod jej koszulkę, by palcami przejechać po dolnej linii kręgosłupa.
- Przygotuję ci coś do jedzenia... a potem pójdziemy do łóżka - wymruczała zdecydowanie nim niechętnie odsunęła się od koronerki.
Teraz przyszła jej kolej na to, aby dokonać inspekcji lodówki i na przygotowanie ze znajdujących się tam składników czegoś, co mogłoby się stać pożywnym śniadaniem.

zaylee miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Mark your calendar for Canada Day
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o, 171 cm
koronerka toronto police service
Awatar użytkownika
bozia dała piękną gębę - nie moja wina
lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Nie mogła winić za swoją obsesję nikogo, poza własną głową. Umysł płatał jej figle. A to wszystko za sprawką za sprawką Fostera, który z takim przekonaniem mówił o tym, że jego ludzie są gdzieś tam i stwarzają zagrożenie, że Zaylee w to uwierzyła. Wiele razy rozmyślała, czy wizyta w jego sali szpitalnej nie była błędem. Może bez tego wszystko byłoby inaczej albo chociaż przynajmniej stało się ciut łatwiejsze. Przy Evinie odnajdowała spokój i czuła się bezpiecznie, ale lęki powracały za każdym razem, gdy narzeczona znikała z zasięgu jej wzroku. Mówiąc, że wszystko jest w porządku, próbowała przekonać o tym nie tylko ją, ale przede wszystkim samą siebie. Do tego dochodził jeszcze strach o inne osoby ważne w życiu Miller — rodziców, rodzeństwo, a nawet chłopca z domu dziecka, z którym poczuła dziwną, kompletnie niezrozumiałą dla niej więź. Wszędzie węszyła zagrożenie, co z punktu medycznego powoli zaczynało przypominać schizofrenię paranoidalną.
Nie chciała słuchać o terapii. Przynajmniej nie, dopóki sama przynajmniej w minimalnym stopniu nie zdoła sobie tego w minimalnym stopniu poukładać. Na każdą taką sugestię pomocy reagowała poirytowanym prychnięciem. Zwykle nic wtedy nie odpowiadała, a jak już to robiła, to bez większego przekonania. Teraz była podobnie. Udawała, że nie słyszy. Nie była gotowa na wizytę o supecjalisty.
Parsknęła pod nosem, wyobrażając sobie Sama, który wierzył w to, że Gwiezdne Wojny mają jakąś niesamowitą moc sprawczą i dzięki kilku filmom Zaylee poczuje się lepiej. Chyba pierwszy raz chciałaby, żeby faktycznie okazało się to prawdą. Żeby Luke Skywalker i jego towarzysze zdjęli z jej ramion wszystkie troski.
Jak bardzo głupim pomysłem byłoby zaprosić go do nas dzisiaj? — zerknęła niepewnie na narzeczoną, kiedy ta zakończyła pocałunek delikatnym zagryzieniem wargi i przejechała dłonią wzdłuż jej kręgosłupa. Zaylee przymknęła oczy i wydawał z siebie niekontrolowany pomruk. Właśnie takie gesty ją uziemiały i sprawiały, że przestawała myśleć. Zaraz jednak mruczenie zamieniło się w niezadowolone prychnięcie, bo Evina odsunęła się i podeszła do lodówki. Oczywiście, że nie dała za wygraną.
Swanson pilnowała, żeby Miller nie opuszczała posiłków i zjadła więcej, niż kromkę chleba. Gdyby nie ona, sama prawdopodobnie jadłaby cokolwiek i to jak najmniej, byle tylko nie zażyć leków na pusty żołądek. I to nie ze względu na zalecenia, a dlatego, żeby nie nabawić się niestrawności. W tym wszystkim jedyne, czego jej brakowało, to ból brzucha i wymioty.
Zajęła miejsce na krześle i wbiła wzrok w plecy narzeczonej. W normalnym stanie już dawno siedziałaby na blacie, zaczepiając ją i przeszkadzając, ale ciało Zaylee było zbyt słabe na takie ekscesy, a samopoczucie mocno szwankowało.
Tylko nie przesadzaj — poprosiła, dając Swanson do zrozumienia, żeby nie szalała za bardzo z tym śniadaniem. — Możemy później coś zamówić. Postaram się zjeść więcej — powiedziała, ale nie mogła jej tego obiecać. Wszystko zależało od tego, jak się będzie czuła.
Nie wiedziała, czy wizyta Samuela mogła coś zmienić, ale istniała szansa, że przynajmniej oderwałaby myśli od tego, o czym myśleć nie powinna. No i wtedy miałaby chwilową pewność, że przy nich dziewięciolatek jest bezpieczny. Nie twierdziła, że w domu dziecka nie miał wystarczającej opieki, ale nie miała też gwarancji, że faktycznie ludzie Fostera go nie obserwowali.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym, jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
48 y/o, 168 cm
detektywka w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The world is not enough
But it is such a perfect place to start, my love
And if you're strong enough
Together we can take the world apart
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Trudno było wyplenić niektóre obawy i natrętne myśli z głowy. Możliwe, że wizyta w sali Fostera była ogromnym błędem, bo właśnie dzięki niej mężczyzna mógł zasiać w nich dodatkowy strach. Na razie nie pojawiły się żadne przesłanki, które mogłyby sugerować, że było to coś więcej niż zwyczajny blef, ale zmęczony umysł sam wpadał w panikę, podsuwając najczarniejsze scenariusze.
Evina starała się nie zwariować, ale przebywanie na jednej przestrzeni z narzeczoną, która już była na granicy szaleństwa sprawiało, że sama coraz bardziej zbliżała się do własnego załamania psychicznego. Na razie trzymała ją chyba wyłącznie myśl o tym, że nie może pozwolić sobie na słabość ze względu na koronerkę. Któraś z nich musiała mocno się trzymać na nogach i nie pozwolić na to, aby cokolwiek ją ruszyło. Nie miała jedynie pojęcia jak długo ten stan będzie się utrzymywał, bo w końcu może nadejść moment, w którym nie zniesie już dłużej tego wszystkiego.
Znane było jej doskonale podejście narzeczonej do terapii. Szczerze powiedziawszy Swanson na jej miejscu też by prychała na takie propozycje. Tylko, że naprawdę znajdowały się już w punkcie, gdzie nic się nie zmieniało, a z czasem wydawało się tylko być gorzej. Dlatego jej zdaniem faktycznie warto było zacząć się nad tym zastanawiać, bo najwyraźniej same nie bardzo mogły uporządkować te sprawy.
- Możemy to zrobić jeśli tylko jesteś pewna, że tego chcesz i będziesz się z nim czuła komfortowo - odpowiedziała, nie zamierzając od razu torpedować tej propozycji.
Może to był dobry znak? Na pewno byłby to drobny krok ku wyjściu z izolacji i porobienia czegoś innego niż zamartwianie się we własnym towarzystwie. Swanson z pewnością nie była zwolenniczką teorii, że dzieci były lekiem na troski, ale możliwe, że żywiołowy Samuel wraz ze swoją ekscytacją Gwiezdnymi Wojnami mógłby na chwilę przekierować myśli koronerki na nieco inne tory.
Znała na tyle dobrze narzeczoną, aby wiedzieć, co było próbą odwrócenia lub też rozproszenia uwagi. Czasami specjalnie godziła się na to i odpuszczała, ale tym razem stawka była zbyt wysoka. Nawet jeśli najchętniej spędziłaby jeszcze trochę czasu rozkoszując się bliskością Zaylee to wiedziała, że musiała ją nakarmić i zadbać o to, aby zaspokoić jej podstawowe potrzeby.
Przez chwilę grzebała w lodówce, wyjmując resztki warzyw i kilka jajek do tego, aby przygotować szybką oraz pożywną frittatę. Przynajmniej zadba o to, aby Miller przyjmowała białka oraz warzywa.
- Możemy. Zdecydujemy jak będziemy wiedziały czy odwiedzi nas Sam - odpowiedziała, powoli zaczynając działać przy kuchence.
Nie zamierzała podawać jej mikroskopijnych porcji. Zaylee faktycznie musiała się najeść czymś konkretnym. Potem mogą wrócić do łóżka i porozmawiać o reszcie dnia.

zaylee miller
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Mark your calendar for Canada Day
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
ODPOWIEDZ

Wróć do „#33”