- 
				 "It’s a damn cold night, trying to figure out this life." "It’s a damn cold night, trying to figure out this life." nieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegopostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegopostaćautor
Uśmiechnął się nieporadnie, tym swoim charakterystycznym, Cole'owym przygaszonym półuśmiechem, który w jego wyobraźni miał być nonszalancki, a plasował się gdzieś pomiędzy próbą bycia zabawnym, a zakłopotaniem. Chciał coś jeszcze dodać, ale w tym momencie ekspres wydał z siebie syk – nie głośniejszy niż zwykle, ale wystarczający, by poderwał się jak oparzony.
-Muszę to odkamienić... - powiedział pod nosem, niby do siebie, ale na tyle głośno, by Mickey słyszała i zrozumiała, że właśnie to jest powodem jego wstania. Niby, żeby coś sprawdzić. Że niby nie ucieka do lady, by uciec od rozmowy.
Puste kubki stały równo, każdy pod kątem, jak lubił. Ale i tak je przesunął. O pół centymetra. Dla pozoru.
Oczywiście, że nie pytał Agnes o nazwisko, byłoby to dla niego niezręczne. Znał je tylko dlatego, że ona znalazła go na Facebooku, dodała do znajomych i przy następnej wizycie w kawiarni poinformowała, że powinien to zaproszenie zaakceptować, bo wisi już od trzynastu godzin. Scully nie potrafił sobie wyobrazić jak ludzie poznają swoje nazwiska w sytuacji, gdy nie znajdą się na social mediach. Jak nazywają się dziewczyny w szkole wiedział, bo chodziły do tej samej szkoły, a poza tym ktoś zawsze je znał - z innej klasy, rocznika, podwórka. A przypadkowi ludzie? Co się wtedy mówi? "Cześć, jak masz na imię... i nazwisko?".
Jezu.
Wziął głęboki oddech i udawał, że skupia się na przecieraniu blatu, choć w powietrzu wciąż czuł ciężar niedopowiedzianego pytania Mickey. Na ratunek Scully'emu przyszedł dzwonek zawieszony nad drzwiami kawiarni. Wpuszczając do środka zimne powietrze i zapach ulicy: spalin, liści i wilgoci, weszła starsza kobieta z psem na krótkiej smyczy. Mały maltańczyk bardziej przypominał mu mocno zużytego mopa po przejściach niż prawdziwe zwierzę, ale przyzwyczaił się już do obecności tego skrzyżowania szczura z miotełką do kurzu.
-Jedno cappuccino na podwójnym espresso na wynos i jedno mleko dla Napoleona, na wynos - powiedział niby do siebie, ale tak naprawdę do właścicielki kejtra. - Jak zdrowie, pani Charbonneau?
-Brakuje mi ojczyzny mojego papa - westchnęła teatralnie. - Ten climat de Toronto zabija mnie każdego dnia.. Jestem pewna, że niedługo umrę.
-Na pewno nie, pani Charbonneau. Wygląda pani świetnie.
-Pff, nie kłam, mon cher. Widziałam, że robicie tu małe rendez-vous littéraire - powiedziała. - Nie spodziewałam się, że czytasz książki, Cole. Incroyable! Przyjdę.
-Staram się, proszę pani - odpowiedział śmiertelnie poważnym tonem. - Mam jeszcze trudności z dłuższymi wyrazami, ale moja przyjaciółka mi pomaga. O, tutaj, Mickey. Mickey, przywitaj się z panią Charbonneau.
-Oh, piękna fryzura, młoda damo! Ten Cole to un idiot, ale robi pyszną kawę i dba o ciepłe mleko dla Napeleona, więc jeszcze tu przychodzę. Ale niedługo umrę, c’est sûr, bo Kanadyjczycy mnie wykończą.
-Mickey też będzie na spotkaniu - dodał Scully. Uśmiechał się.
-Oh, vraiment? Fantastique, ma chère! – rozpromieniła się Madame Charbonneau. – Wyglądasz na une femme intelligente! Niech zgadnę... docteure literatury albo historii, prawda? No bo chyba nie poétesse... a może? - zapytała z nadzieją w głosie. - Powiedz mi, mon soleil, co myślisz o twórczości Gabrielle Roy? Une vraie âme canadienne!
Sullivan robił kawę. Nie spieszył się.
///////////
*W zasadzie nie wiedziałem, które dialogi tu pogrubić, więc nie pogrubiałem już nic, o.
**Wiem, że nie wnosi wiele do fabuły, ale jestem przekonany, że rozmowa z panią Charbonneau sprawi Ci radość. Nie krępuj się z nią, jest Twoja :)
Mickey I. Gilmore
We face the path of time
And yet I fight, and yet I fight
This battle all alone
No one to cry to
No place to call home
dc: petercovell
gg: 8933348
- 
				 a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskiepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskiepostaćautor
Zanim zdążyła odpowiedzieć, Madame Charbonneau przeszła do ofensywy. Francuski popłynął z jej ust z prędkością, która wprawiłaby w zakłopotanie nawet rodowitego Paryżanina. Mickey znała język dobrze, ale ton, gestykulacja i ta histeryczna teatralność, z jaką kobieta przeciągała każde mon cher, mon soleil, une vraie âme canadienne, wybijały ją z rytmu. Przez moment miała wrażenie, że znalazła się w środku jakiegoś francuskiego filmu z lat sześćdziesiątych – tylko bez napisów i z psem w roli drugoplanowej.
– Emm… merci beaucoup, Madame Charbonneau, ale ja… – zaczęła, próbując zachować uprzejmość.
Kobieta nawet nie zwolniła.
– Mais non! Vous êtes si charmante, ma chère! – zasypała ją kolejną falą entuzjazmu – Vous devez venir à notre rencontre! Nous parlerons de littérature, de femmes fortes!
Mickey poczuła, że robi się jej gorąco. Nie dlatego, że było jej miło – wręcz przeciwnie. Miała ochotę wstać i uciec. Rzuciła krótkie, gniewne spojrzenie w stronę Cole’a, który w najlepsze zajmował się spienianiem mleka, udając, że niczego nie słyszy.
– Świetnie, po prostu świetnie – mruknęła pod nosem – Doigrasz się, Scully.
Mickey miała ochotę rzucić w niego czymś ciężkim. Odchrząknęła i spróbowała odzyskać kontrolę nad sytuacją.
– Madame, c’est très gentil, mais malheureusement je dois aller. Travail – wskazała na zegarek, podnosząc się z miejsca – Peut-être une autre fois.
– Travail? Oh, mon Dieu! Toujours le travail! – westchnęła kobieta dramatycznie – Mais vous devez revenir!
– Oczywiście – skłamała bez zająknięcia – Cole, spakuj mi, proszę, resztę bajgla na wynos.
Podała mu talerz, podchodząc do lady. Utrzymywała uprzejmy uśmiech, spoglądając na Madame i modląc się, aby znowu się nie rozgadała. Niech Cole męczy się ze swoją klientelą. Kiedy podał jej papierową torbę, skinęła tylko głową.
– Jak kiedyś powiesz mi, że to ja przyciągam dziwaków, przypomnę ci ten dzień – rzuciła cicho, kładąc banknot na ladzie - Ciastko do kawy dla Madame, ja stawiam - powiedziała głośniej, zerkając z uśmiechem na kobietę, po czym uśmiech zgasł, gdy wróciła spojrzeniem do Sullivana - A my jeszcze pogadamy. Pa! Au revoir, Madame.
Wyszła z kawiarni, pamiętając, aby sprawdzić Agnes Wilson. Przy okazji również Madame, tak dla pewności.
Cole Sullivan


 
				