40 y/o
For good luck!
182 cm
adwokat/partner w kancelarii Philips and Gardner LLP
Awatar użytkownika
— i'm six feet under, like i'm buried alive.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Tak, mógłby dać spokój. I powinien. Doskonale o tym wiedział, a jednak pozbawił tą konwersację jakiejkolwiek normalności już na samym wstępie, głupim „wiesz, że obok jest druga winda?” prowokując cały ten dwuznaczny absurd, który zaczynał się rozkręcać. Peregrine irytowała go od dawna, aż się prosiło, żeby w końcu coś powiedzieć.
Parsknął w odpowiedzi, opierając głowę o ścianę. Z wymalowaną na twarzy dumą i wyższością patrzył jej prosto w oczy.
„Człowiek, który musiał wyrwać córkę partnera, żeby być traktowanym chociaż odrobinę poważnie”.
Nie dał po sobie poznać, że te słowa go ukłuły. Były jednak niczym w porównaniu z tym, o co zahaczyła chwilę później. Mogła się tylko domyślać, że temat jego przeszłości to bardzo, ale to bardzo delikatny rejon, w który niechętnie się zapuszczał. Zwykle po prostu omijał temat swojej rodziny. Zachowanie pozorów bycia kimś z dobrego domu wcale nie było takie trudne. Weszło mu to w krew do tego stopnia, że ludzie dookoła uważali go po prostu za człowieka sukcesu – takiego „od zawsze”, który wśród prestiżu i pieniędzy się wychował. Jemu to pasowało. Im mniej wiedzieli, tym lepiej.
Moje pochodzenie nie ma tu nic do rzeczy, Peregrine — zaczął sucho. Mógł próbować się wymigać, ale chyba zaszli już odrobinę za daleko, żeby teraz się wycofywać. — Wszystko co mam zawdzięczam sobie. — Wzruszył lekko ramionami. — Możesz powiedzieć to samo?
Patrzył na nią już nie tylko z wyższością; trochę prześmiewczo, a trochę tak, jakby naprawdę nie wierzył, że miała szansę z nim wygrać, bo zwyczajnie była dobra. Jakby to, co mówił wcześniej, faktycznie tyczyło się i jej osoby.
Moja żona nosi moje nazwisko. I to moje nazwisko znają ludzie z otoczenia, które nijak kojarzy się z tym, gdzie się wychowałem — podkreślił. Kącik jego ust wykrzywił wargi w nieodgadnionym grymasie. — A co z tobą? Nie oszukujmy się… nie pasujesz tutaj. Nie pomogłaby nawet fancy marynarka. — Przerwał na chwilę, obrzucając ją oceniającym spojrzeniem. — Jesteśmy ulepieni z tej samej gliny, prawda? — Znowu się wykrzywił. — Wiem, że kobietom o takiej przeszłości jest jeszcze ciężej, niż normalnie. Tym bardziej zrozumiałbym wspomaganie się znajomościami. Nie ma się czego wstydzić. — Cmoknął, dodając raz jeszcze. Ostatnie zdanie wypowiedział ze słyszalną ironią w głosie.
Równie dobrze mógłby powiedzieć: przyznaj się, że po prostu wpakowałaś się komuś ważnemu do łóżka.

helena peregrine
percy
Nie lubię postów tworzonych przez AI; jednostronnej inicjatywy; brania wszystkiego zbyt personalnie i nieodróżniania postaci od gracza.
32 y/o
CHRISTMASSY
165 cm
hakerka oraz informatyczka dla Toronto Police Service
Awatar użytkownika
I know who I am when I'm alone
I'm something else when I see you
You don't understand, you should never know

Jesus Christ, don't be kind to me
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimkijakiekolwiek
typ narracji3os.
czas narracjiteraźniejszy
postać
autor

Ona nie dawała się zwieść pozorom. Jedyne, co te pozory osiągały, to dodawanie oleju do ognia irytacji, którą wywoływał w niej ten człowiek. Sama nie zagłębiała się w sprawy swojej przeszłości i pochodzenia, jeśli nie musiała, ale też nigdy nie próbowała udawać kogoś, kim nie jest. Nawet jeśli ktoś miał się przez to od niej odwrócić; nawet wolała, gdy tak się działo. Nie chciała w swoim towarzystwie osób, którym przeszkadzało coś, na co zwyczajnie nie miała wpływu. Bo nie mogła zmienić tego, kto ją wychował, ani że pierwsze lata życia spędziła w parszywym domu, w parszywej dzielnicy. Ludzie wielokrotnie próbowali wbić jej do głowy, że powinna się tego wstydzić. I może nigdy nie była z tego dumna, ale wstyd tym bardziej do niczego się nie przydawał.
Czyli nie zostałeś partnerem tylko dzięki rodzinnym obiadkom z Philipsem? Wątpię — mówi, wzruszając ramionami. Nawet nie ma w jej głosie zbyt dużo oskarżenia. W przeciwieństwie do niego, nie musi wymyślać, żeby wbić szpilkę. I nawet nie potępia dochodzenia do sukcesu pokrętnymi ścieżkami; trzeba sobie przecież radzić. Wystarczy jednak, że widzi jego własny kompleks. Potępienie zaserwuje sobie sam, a Peregrine nie musi mu w tym nawet pomagać. — I owszem, mogę. Wszystko, co się liczy, osiągnęłam sama. — Jedyne, co dostała w wyniku swojego krótkiego małżeństwa, to poczucie materialnego bezpieczeństwa, które pozwoliło jej stanąć na nogi i zapracować na to, co naprawdę ceniła.

I zwisa mi to, Gardner. Wcale nie próbuję tu pasować. Jestem tu tylko po to, by zaoferować swoją ekspertyzę w słusznej sprawie. Nie muszę nikogo oszukiwać, żeby odnosić sukcesy. Spójrz tylko na nas. Ty udajesz zawodowo, ale mnie nie oszukasz, i to z tych samych powodów, dla których poległeś dzisiaj na sali, a także jedynych, dla których doszłam tu, gdzie doszłam. — Wywraca oczami; irytuje ją, że Gardner brnie w tę samą bezpodstawną obelgę, jakby spodziewał się, że za którymś razem siądzie. — Możesz sobie myśleć, że jesteśmy gorsi choćby od tego palanta, którego reprezentujesz, tylko dlatego, że nie jesteśmy wysoko urodzeni. Ale jakoś to on w tym momencie przegrywa. A ty razem z nim. I nawet nie jesteś w stanie wyciągnąć z tego wniosków, tak bardzo jesteś zaślepiony statusem. — Helena parska szyderczo. Sama nie wie, po co cały ten monolog. Przecież to nie tak, że w tej dyskusji chodzi o logiczne argumenty, które mają przełożenie na rzeczywistość. Gdyby tak było, Gardner szybko zamknąłby mordę, bo od dłuższego czasu jego obelgi są grubymi nićmi szyte. A jednak jego uporczywe komentarze wciągają ją w tę jałową rozmowę; najbardziej wkurwia ją to, że Percival udaje, że to, co mówi, ma jakikolwiek sens.

Percival Gardner
echo
AI, brak inicjatywy i inwencji, wątki nierozwijające postaci
40 y/o
For good luck!
182 cm
adwokat/partner w kancelarii Philips and Gardner LLP
Awatar użytkownika
— i'm six feet under, like i'm buried alive.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

„Czyli nie zostałeś partnerem tylko dzięki rodzinnym obiadkom z Philipsem?”.
Po twarzy Gardnera przemknął cień urażonej dumy, ledwie widoczny podryg wargi, w porę opanowany zaciśnięciem szczęk. Drobny, aczkolwiek znaczący kolec wbity w jego przekonaną świadomość, że zawdzięczał sobie awans wyłącznie ciężką pracą i sukcesem na płaszczyźnie zawodowej. A jednak myśl, że wszyscy ci, którzy twierdzili, iż jego nazwisko znalazło się tuż przy Philipsa również dzięki małżeństwu z Georginą, mieli rację – przecież była prawdą. W małym stopniu, ale była. Zawsze mógł mu przecież odmówić, prawda?
To świadomy wybór czy próba tuszowania porażki i wstydu, że nigdy do tego nie dojdzie? — zagaił, kiedy już wysłuchał wszystkiego co miała do powiedzenia. — No wiesz, że nigdy nie będziesz tu pasować. Nie próbujesz… Nie chcesz? — Wzruszył ramionami. — Czasami ci, którzy gardzą czymś najgłośniej, najbardziej tego pragną. — Wykrzywione usta i oceniające spojrzenie cały czas mówiły to samo: nie wierzył jej. — Szybki ślub, przypływ gotówki, stabilizacja. Jeszcze szybszy rozwód. Typowe dla kogoś, komu wcale nie chodzi o pieniądze i jakikolwiek status. — Zaśmiał się, rzucając połowicznie garścią kolejnych informacji, które zdołał wyłapać (i zapamiętać) z dostępnych – i tych mniej – dokumentów. Kiedyś, przelotnie. To były tylko litery i liczby, wpisane w odpowiednie miejsca, stanowiące o czyjejś przeszłości i teraźniejszości – brutalnie, bo jedynie na kartkach. Lub w komputerowych plikach. Tak naprawdę nic o niej nie wiedział. Co się za tym kryło? Nawet nie wnikał. Może lepiej było… nie wnikać.
Odchrząknął, robiąc krótką przerwę, zanim znowu zaczął mówić.
Jesteśmy gorsi — parsknął. — Nie, Peregrine, nie jesteśmy — odparł sucho. — A ja nie przegrywam. — Ostrzegawcza nutka w głosie. — Może zdasz sobie z tego sprawę, kiedy będzie już po wszystkim. Jak bardzo liczy się nie tylko wygrana, ale i status, którego nie masz i mieć nie będziesz. Ty trzymaj się swojej drogi, ja będę trzymać się swojej. Zobaczymy kto lepiej na tym wyjdzie.
Uśmiechnął się znacząco. Coraz bardziej miał ochotę pociągnąć za sznurki, do których ona nie sięgała. O ile wyjdą z tej cholernej windy, która nadal stała w miejscu. Od migającej lampki alarmowej zaczynała boleć go głowa. Skinął podbródkiem na guzik.
Odechciało ci się klikać? Czy jesteś skłonna przyznać mi rację, że to i tak nic nie zmieni?
Wyciągnął telefon, ponownie wklepując numer do ochrony. Przyłożył go sobie do ucha z lekko znudzoną już miną.

helena peregrine
percy
Nie lubię postów tworzonych przez AI; jednostronnej inicjatywy; brania wszystkiego zbyt personalnie i nieodróżniania postaci od gracza.
32 y/o
CHRISTMASSY
165 cm
hakerka oraz informatyczka dla Toronto Police Service
Awatar użytkownika
I know who I am when I'm alone
I'm something else when I see you
You don't understand, you should never know

Jesus Christ, don't be kind to me
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimkijakiekolwiek
typ narracji3os.
czas narracjiteraźniejszy
postać
autor

Helena przewraca oczami na jego słowa. Umiejętność obracania czyichś słów przeciwko nim na pewno była przydatna na sali sądowej, ale Helenę wkurwiała niesamowicie. Tam udawało jej się zachować swoje uczucia dla siebie, ale tutaj wcale nie musi powstrzymywać się przed tym, że jej twarz układa się w coś na kształt odrazy. W pewnym sensie Gardner reprezentował sobą wszystko, czym nie chciała się nigdy stać. Zanim zaczęła pracę dla policji, typów takich jak ten, którego bronił dzisiaj Percival uważała za szczyt zepsucia. A jednak było coś gorszego – bo oni przynajmniej nie byli najwyraźniej odpowiednio inteligentni, by ukrywać to, jacy są naprawdę. Tacy jak Gardner natomiast stali pierwsi w kolejce po ich brudne pieniądze, jakby odpowiednio sprawnym interpretowaniem kodeksu byli w stanie sprać tę krew.
Właśnie o tym mówię. Że nie jesteśmy gorsi. Nie jesteśmy, więc dlaczego mam udawać, że jestem taka jak oni? — mówi powoli, gardłowym głosem. Nie musi go podnosić, żeby brzmieć stanowczo. Komentarz o jej krótkim małżeństwie nie rusza jej pewności siebie. Na jej ustach zaraz odmalowuje się lekko pogardliwy, krzywy uśmiech. — Nie musisz mi mówić, jak działa świat, Gardner. Oboje wychowaliśmy się na ulicy, nic tego lepiej nie uczy, hm? — Wie, że trafia w czuły punkt za każdym razem, kiedy przywołuje to, co ich łączy i nie może się temu oprzeć. Być może tyka go tak, by sprowokować go do zrzucenia sprawnie tkanej maski. Bardzo głupi pomysł – i nigdy by sobie na to nie pozwoliła, gdyby nie utknęli wspólnie w windzie. Teraz jednak czerpie z tego pewną satysfakcję.

I nie miała zamiaru przestawać. Parska krótko na to proste ostrzeżenie – i to ze szczerym rozbawieniem. Coś w jej spojrzeniu wygląda, jakby wierzyła, że już wygrała. Bo może tak było. Przegrała wystarczająco wiele razy, żeby wiedzieć, jak wygląda porażka i co można z niej wyciągnąć. Ta jego arogancja jest słabym punktem, który Peregrine skrzętnie zapamiętuje. Tym lepiej, jeśli do tego jeszcze ma o niej niskie mniemanie. — Nie przeczę, w tę ich grę idzie ci nieźle. — Nie precyzuje, o jakich "ich" jej chodzi. Zakłada, że oboje wiedzą. Średnio to ją obchodzi, jeśli jest inaczej. — Ale w życiu trochę więcej się liczy, Percy — dodaje, akcentując swoje słowa kolejnym ironicznym uśmieszkiem.

A potem ze stoickim spokojem naciska jeszcze raz guzik alarmowy – i tym razem słychać próbę wykonania połączenia do centrum serwisowego. Peregrine podrywa się na chwilę do przykucu, by w razie czego było ją dobrze słychać. Oddycha z ulgą, gdy z głośnika dobiega się głos depozytora, któremu Helena szybko i treściwie przekazuje odpowiednie informacje.
Ktoś będzie tam z państwem za dziesięć minut — mówi. Helena ma nadzieję, że to bardziej zaokrąglenie, niż czas potrzebny na sam dojazd do budynku.

Percival Gardner
echo
AI, brak inicjatywy i inwencji, wątki nierozwijające postaci
40 y/o
For good luck!
182 cm
adwokat/partner w kancelarii Philips and Gardner LLP
Awatar użytkownika
— i'm six feet under, like i'm buried alive.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

„Oboje wychowaliśmy się na ulicy, nic tego lepiej nie uczy, hm?”.
Zdawał sobie z tego sprawę aż za dobrze, by się nie zgodzić. W duchu rzecz jasna, bowiem każdą wzmiankę o jego – ich – przeszłości pomijał, odpychał lub zamieniał tak, żeby odpowiedź Percivala nie brzmiała, jakby się tego wstydził. W rzeczywistości zrobiłby wszystko, byle tylko nie musieć wiązać swojej osoby z ulicą, na której się wychował.
W tamtym momencie przyglądał się już Peregrine z żywą niechęcią wypisaną w każdej zmarszczce na twarzy, która uwydatniała się dzięki ściągniętym brwiom i wykrzywionym w niesmaku wargom. Oboje wyzbyli się kurtuazji w tej jakże przyjemnej konwersacji; napięcie było niemalże odczuwalne. W dusznym powietrzu wisiało ostrzeżenie: ta winda i każde inne pomieszczenie w tym budynku były zdecydowanie za małe na tą dwójkę.
„Ale w życiu trochę więcej się liczy, Percy”.
Zaśmiał się pobłażliwie, na kilka sekund przymykając powieki. Naprawdę miał dość.
Tak, Hellie — podkreślił, odbijając piłeczkę zdrobnień, zupełnie jakby byli dobrymi znajomymi. — Rodzina, przyjaciele, miłość, wzajemny szacunek. Życie w zgodzie ze sobą, dobroć i uczciwość. Sprawiedliwość… — Posłał jej znaczący uśmieszek. — Nie masz pojęcia co się dla mnie w życiu liczy. — Dobitna nutka w jego głosie sugerowała, że po tej krótkiej rozmowie wcale lepiej się nie poznali. A może właśnie poznali? — I niech tak zostanie.

Westchnął cicho, gdy usłyszał męski głos wydobywający się ze słuchawki. Nareszcie. Dziesięć minut był w stanie jeszcze wytrzymać – i tak spędzili tam wystarczająco dużo czasu. Z a dużo.
To były najbardziej przedłużające się minuty. Przepełnione ciszą i tym cholernym, uwierającym napięciem, które cały czas odczuwał. Przylegał plecami i głową do ściany, w myślach wystukując rytm, który dopasowywał się do migającej lampki awaryjnej. Po jakichś dwudziestu minutach od połączenia byli wolni.
Panie przodem — rzucił dosyć cierpko, gdy metalowe drzwi otworzyły się z hukiem, ukazując im trzech serwisantów.
— Cholerna winda! — krzyknął jeden z nich. — Żyją państwo?
Cholerna… — mruknął Gardner. — Żyjemy.
Wyszedł na hol zaraz za Heleną. Nawet nie zamierzał się ubierać, zgarnął płaszcz pod pachę, a w dłoń teczkę. Chciał się stamtąd jak najszybciej oddalić.
— Nie potrzeba aby karetki?
Nie, nie. Chyba, że pani potrzebuje — odparł, siląc się na zmartwiony ton. — Uciekam, dziękuję za pomoc. — Podał mężczyznom dłoń, a kiedy znów spojrzał na Helenę, uśmiechnął się kącikiem ust. — Do zobaczenia.

/zt

helena peregrine
percy
Nie lubię postów tworzonych przez AI; jednostronnej inicjatywy; brania wszystkiego zbyt personalnie i nieodróżniania postaci od gracza.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Superior Court of Justice”