Oparł się o blat stołu na wyprostowanych ramionach i spojrzał na Cema zajętego rozkładaniem sztućców jakby nigdy nic. Jakby chciał udawać, że ta nieoczekiwana informacja o wcześniejszym powrocie Eden wcale go nie rusza. Nie trzeba było zaawansowanych technologii ani nawet wygórowanej wiedzy o Ayersie, żeby domyślić się, że go to ubodło. Spochmurniał, ruchy miał trochę sztywniejsze, ton głosu trochę stracił na entuzjazmie.
-
 Najwyraźniej nie zdążyła. - Nie chciał jej tłumaczyć, a jedynie podkreślić, że okoliczności nie sprzyjały takiej rozmowie. -
 Porozmawiasz z nią później, to sobie wszystko wyjaśnicie. Nie taplaj się w tym przygnębieniu, Cem, bo jak będziesz tylko myślał o tym, że macie mniej czasu tutaj, to nie będziesz cieszył się tymi dniami, które macie. - Gdyby tylko mógł, to pomógłby jakoś rozwiązać tę sytuację, ale w tym wypadku był całkowicie bezradny. I nawet nie powinien nijak ingerować. Nie mógł niestety przełożyć spotkań z agentami na inny termin, a i o odwołaniu raczej nie było mowy, Ayers potrzebował managera. Nie mógł też za niego skonfrontować się z Eliasem - element stałego partnera w życiu Eden był tym, który Emirowi bardzo mocno zgrzytał w całej tej sytuacji, ale pomimo nie popierania wplątywania się w cokolwiek z kobietą związaną, nie prawił przyjacielowi morałów. Obydwaj są dorośli, każdy z nich ma swój rozum i cokolwiek się nie działo, Emir wierzył, że Cem naprawdę wie co robi i nie działa aż tak bezmyślnie i pochopnie, jak mogłoby się to wydawać. Miał tylko nadzieję, że nie skończy się to złamanym sercem.
Przechylił lekko głowę, spoglądając na przyjaciela nieco poważniej, jak zaczął rozwijać czarny scenariusz konsekwencji rozmowy z Eliasem.
-
 Przestań, Cem. Dorośli jesteście, a to nie scenariusz dramy meksykańskiej. Przede wszystkim to Eden musi z nim porozmawiać, to jej decyzja co i z kim robi i z kim chce się wiązać. Nie wychylaj się przed szereg, po prostu bądź w tym jako jej wsparcie. - Gdyby tylko mógł być wtedy w Kanadzie! Miał wrażenie, że w tej sytuacji Cemil potrzebował hamulca, kogoś myślącego trochę bardziej przyziemnie i racjonalnie, bo jego tendencja do dramatyzmu mogła być bardzo szkodliwa.
Nie chciał drążyć tego tematu, przede wszystkim nie teraz. I być może w ogóle nie dzisiaj. Miał swój pogląd i punkt widzenia na tę sytuację, ale to zapowiadało się na dłuższą rozmowę, którą lepiej będzie odbyć po premierze. Dzięki temu i Cemowi zajmie czas, żeby nie katował się przesadnie samotnością i tęsknotą za Eden, i sam swoje myśli oderwie od tego, o czym zdecydowanie powinien myśleć jako priorytet. Podświadomie ze strachu robił wszystko, żeby nie konfrontować się z kwestią Edy i ciąży. Mało dojrzałe, ale tak go to przytłaczało, że potrzebował więcej czasu na przetrawienie.
Wrócił do rozstawiania szklanek i tym razem rzucił przyjacielowi spojrzenie trochę jakby spod byka, ale bez nawet krzty wrogości. Co najwyżej z małą nuta upomnienia.
-
 Mavi wybierze to, na co sama będzie miała ochotę, dobrze o tym wiesz. Nie będzie kierowała się ulubionym kolorem waszej mamy. - Wiedział, że to nie czerwony był jej faworytem, o le nie zmieniło się to w przeciągu dziewięciu lat. Pamiętał taki szczegół bardzo dokładnie, mimo że teoretycznie powinien być już dla niego niewiele znaczący. A jednak słowa przyjaciela poruszyły w nim tę strunę każącą mu być rzecznikiem panny Ayers. 
Rozstawił pojemniki z zamówionym jedzeniem i zaczął je otwierać jeden po drugim. Wspaniale smakowity zapach tureckich potraw zaczął unosić się w jadalni, co aż zwabiło Vito, który w typowo psi sposób najwyraźniej miał nadzieję, że i jemu coś z tych przysmaków się dostanie. Emir pogłaskał go po głowie i podrapał za uszami.
-
 Nie dla ciebie, kolego, to niezdrowe dla piesków. - Nie przemyślał, a mógł przywieźć zwierzakowi jakiś smakołyk. 
Mavi Ayers 
eden de poesy 
Cem Ayers