-
There is something wrong with me. An emptiness. I'm just... drifting. And I don't have purpose. I thought throwing myself into work was the answer.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/hertyp narracji1os (bio), 3os (reszta)czas narracjiprzeszłypostaćautor
Potwierdzenie słów było dla niej ciosem, który jednak przyjęła już równie łatwo, co pozostałe. Uodporniła się już w większej mierze na takie rzeczy, bo co one zmieniały? Nie dało się uczynić zmarłego bardziej zmarłym. Jemu było już obojętne czy ktoś myślał, czy należała mu się ta śmierć czy nie. Hayward starała się o tym pamiętać, ale relacja, która ich łączyła, nie pozwalała jej całkowicie dać temu spokój. Stąd też jej chłodne spojrzenie, skierowane prosto w jej rozmówcę oraz usta zaciśnięte w cienką linię. Bo mimo wszystko miał rację, a że prawda była bolesna przekonała się już nie raz. Wiedziała dobrze, na co się pisze.
— Rozumiem, ale mimo wszystko… Czasami ciężko jest odejść od nawyków, nawet tych lekko… paranoicznych. — przyznała na głos, również stawiając na całkowitą szczerość. Od śmierci męża było tylko gorzej. Nie raz i nie dwa myślała, że być może ją też ktoś będzie chciał ukatrupić. Ale skoro żyła aż do dnia dzisiejszego, może to tylko jej luby był faktycznym celem rywali. Przynajmniej nieoficjalnie.
— Również. A mając do czynienia z ludźmi naszego pokroju to naprawdę dość rzadkie zjawisko. — poczuła się trochę pewniej po kilku minutach, przez co pozwoliła sobie na zawtórowanie mu cichym śmiechem, ale z tyłu głowy cały czas miała tę myśl, by nie pozwalać sobie na stuprocentową beztroskę. Nie tylko ze względu na obawę o samą siebie, ale by nie skoczyć dalej niż przewidywała, dokonując tym samym spektakularnego upadku. Każdy jej ruch był uważnie przemyślany, zwłaszcza po śmierci męża. Ciężko było jej ot tak odejść od wyuczonego już trybu życia.
— Jasne, ale jedyny ratunek jaki teraz jest w stanie zadziałać to opuszczenie murów cmentarza. Dziwnie się tutaj czuję. — przyznała szczerze, rozglądając się wokół. Nie był to strach, bardziej klasyczny niepokój, ale wciąż wliczał się do tych emocji, których raczej nie chciało się czuć bez końca. Chcąc czy nie, spotkanie nieznajomego z mafii dokładało cegiełkę do tego wszystkiego. — Jeśli dalej masz chęć na piwo to możemy pójść do tego baru. Myślę, że będzie raźniej niż tutaj. — co prawda sama zamierzała ostrożnie obejść się z alkoholem i ewentualnie być pod telefonem tak absolutnie w razie czego, ale chęć opuszczenia cmentarza okazała się być nieco silniejsza niż jej obawy co do motywów mężczyzny.
Cathal Graves
-
Kowboj z pochodzenia, zakapior z powołania
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiCię/żarówkatyp narracjiTyp spod ciemnej gwiazdyczas narracjiCzas na łubudupostaćautor
- Nie dziwię się - odparł krótko, bo taka postawa nie była dla niego zaskoczeniem.
On był jedynie zwykłym zakapiorem, parobkiem, który martwić musiał się jedynie chwilą bieżącą. Jej mąż był trochę wyżej postawiony w hierarchii i tym samym wraz ze wzrostem wpływów, rosło też ryzyko ataku. I częścią takich działań mogło być również włączenie do nich członków rodziny - żony, dzieci czy rodziców.
Parsknął rozbawiony na jej komentarz, bo była to bardzo trafna uwaga. Paradoksalnie, w ich środowisku bardziej "odjechanymi" interakcjami były te, które przez innych nazywane były zwykłymi. Częściej bowiem Cathal bił kogoś po twarzy niż ściskał mu rękę i teraz wystarczyło pomnożyć podobne sytuacje razy nieskończenie wiele.
- W sumie, to w naszych kręgach cmentarze odwiedza się tylko z dwóch powodów. By kogoś pożegnać, lub... się pożegnać - wzruszył ramionami, bo niestety taki był żywot gangstera i choć Graves nie uczestniczył jeszcze w żadnym pogrzebie członków mafii, tak wiedział, iż jest to tutaj normalna praktyka. Po prostu Toronto miało lżejszy okres, jeśli chodziło o liczbę trupów związanych z włoskim półświatkiem przestępczym.
- Zgoda - kiwnął głową, samemu również nie widząc powodów ku temu, by dłużej siedzieć nad grobem znanego sobie jedynie z nielicznych opowieści mafiosy.
Opuścili więc cmentarz i udali się do najbliższego baru, w którym na korzyść działała nie tylko przyjemniejsza, mniej niepokojąca atmosfera, ale również i obecność wielu innych ludzi, wokół których siłą rzeczy Hayward mogła czuć się bezpiecznie.
Cathal stuknął w blat, zwracając tym samym uwagę barmana.
- Dla mnie whisky z lodem - rzucił i spojrzał na Sylvie, której teraz kolej przyszła na podanie swojego zamówienia.
Sylvie Hayward
-
There is something wrong with me. An emptiness. I'm just... drifting. And I don't have purpose. I thought throwing myself into work was the answer.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/hertyp narracji1os (bio), 3os (reszta)czas narracjiprzeszłypostaćautor
Zamilkła na dłuższy moment, stopniowo uspokajając skołatane myśli. Choć komentarze mężczyzny ją zdenerwowały, nie przyszła tutaj wykłócać się nad grobem ani psuć sobie resztki dnia. Cieszyła się zatem, że rozmowa mimo wszystko nieco się uspokoiła, a oni mogli wrócić do nieco swobodniejszej wymiany zdań, a nawet pozwolić sobie na odrobinę humoru. Dopóki ten nie schodził na temat jej męża leżącego pod nimi, mogła odwdzięczyć się tym samym.
— Z trzech powodów. — wtrąciła finalnie. — Tylko że ten trzeci powód wygląda tak, że to z tobą ludzie się żegnają, a ty leżysz sobie parę metrów pod ziemią. — powiedzenie tych słów było zaskakująco łatwe. Być może dla niej faktycznie tak było – ona działała zawsze od zaplecza, choć tacy też mogli się komuś narazić. Mafia nie miała litości bez względu na hierarchię i dla każdego mogła być okrutna lub brutalna. Dodatkowo, jej śmierć wydawała się bez znaczenia w porównaniu z tą jej męża. Tylko jego, bo cała reszta też była jej względnie obojętna. Mimo wszystko.
Po aprobacie z ust mężczyzny nie oponowała i wspólnie ruszyli do baru. Faktycznie nie znajdował się on daleko, a Sylvie zwyczajnie pomijała go wzrokiem za każdym razem, gdy tutaj przejeżdżała. Niekoniecznie kojarzyła wizyty na cmentarzu z piciem, ale dobrze wiedzieć na przyszłość.
W barze od razu zrobiło jej się lepiej. Bezustanny gwar, więcej światła i przede wszystkim – ciepło, a nie szczypiący coraz bardziej nocny chłód na zewnątrz. Spotkanie z duchem, nawet w postaci białego psa, wydawało się mniej straszne w tym miejscu. I dodatkowo nie zmarzną bardziej.
— Dla mnie będzie piwo. — poprosiła barmana. Rzadko kiedy pozwalała sobie na alkohol inny niż wino, ale raz mogła zrobić wyjątek. Zwłaszcza, że zamierzała poprzestać na jednym, przynajmniej na razie.
W milczeniu przyglądała się, jak barman obraca się i odchodzi parę kroków w celu przygotowania napojów. Nastała cisza sprawiała, że znowu zaczęła odczuwać niepokój. Nie wiedziała też, jak ją w tym momencie przerwać.
— Czy my w ogóle wymieniliśmy się imionami? — spytała w końcu, nie mogąc sobie przypomnieć takiego momentu z cmentarza. Ewentualnie zaczynała doświadczać jakiejś niewyjaśnionej amnezji.
Cathal Graves
-
Kowboj z pochodzenia, zakapior z powołania
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiCię/żarówkatyp narracjiTyp spod ciemnej gwiazdyczas narracjiCzas na łubudupostaćautor
- Dokładnie tak - przytaknął, kończąc już śmianie się z dość smutnego tematu, którym niewątpliwie były egzekucje.
Kiedy znaleźli się już w barze, Graves poczuł, że atmosfera między nimi się rozluźniła. Najpewniej za sprawą bezpieczeństwa, które zwiększyło się, wraz z namnożeniem się osób w ich towarzystwie. Było tu jednak zbyt gorąco w zderzeniu z warunkami na zewnątrz, toteż już chwilę po wejściu, Cathal zrzucił z siebie lekką kurtkę, którą przewiesił na oparciu krzesła za sobą.
Przeniósł spojrzenie z alkoholu na blondynkę i zmarszczył czoło, zastanawiając się moment.
- Chyba nie - odparł. - A nawet jeśli, to nie zapamiętałem - wzruszył ramionami, bo dla niego faux pas było na porządku dziennym i nie robił sobie zbyt wiele z tego, że mógł kogoś urazić słowami, gestami czy czynami. - Cathal - nie widział powodów, dla których miałby podawać się za kogoś innego, bo czuł jakiś dziwny zalążek zaufania w kierunku Sylvii, która przed uzewnętrznieniem mafijnych koneksji była jedynie potencjalną cizią do puknięcia w toalecie. Teraz stała się na tyle interesującą personą, że nawet wypije z nią i to bez intencji przerżnięcia jej później.
- Konwenanse mamy za sobą - odezwał się w przerwie między kolejnymi łykami alkoholu. - Ale interesuje mnie jeszcze, co robisz. Po wyglądzie zgaduję, że jesteś jakąś bizneswoman albo inną szychą na mieście, mylę się? - jej aparycja była tylko jednym aspektem. Drugim było to, że wyszła za nie byle kogo w strukturach 'Ndranghety, więc domyślał się, iż musi być wysoko postawiona. Taka wyższa klasa średnia, a może nawet i coś więcej.
Zlustrował ją wzrokiem, zawieszając go na moment na jej biodrach, które dość dobrze wyeksponowały się w tej pozycji. Może i było to nietaktowne, ale jak już wielokrotnie Graves zdążył po sobie pokazać - taktownym człowiekiem to on za bardzo nie był. Cud, że nie zaślinił się jak jakiś oblech.
Sylvie Hayward
-
There is something wrong with me. An emptiness. I'm just... drifting. And I don't have purpose. I thought throwing myself into work was the answer.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/hertyp narracji1os (bio), 3os (reszta)czas narracjiprzeszłypostaćautor
Przejście do baru było strzałem w dziesiątkę. Co prawda i tak z tyłu głowy miała tę myśl, by jak zawsze zachować ostrożność, ale przynajmniej nie musiała się obawiać niczego pokroju psa-ducha. Ciepły lokal był także zdecydowanie lepszą alternatywą niż marznięcie w ciemnościach. Sama pokusiła się o zdjęcie swojego eleganckiego płaszcza, który położyła sobie na kolanach po zajęciu miejsca siedzącego.
— Nietypowe imię. Ale ładnie brzmiące. — przyznała na głos, kiwając głową tak, jakby tym sposobem zyskał nieco bardziej w jej oczach. Tak naprawdę był to jedynie komentarz, który miał przemówić za jej mniej sztywnym, ale wciąż nieco oficjalnym nastawieniem. — Sylvie. Miło poznać. — czy faktycznie było miło – nad tym można było dywagować. Ona natomiast postanowiła zostawić tę dziwną rozmowę z cmentarza za sobą, przynajmniej na razie. Zrobiła krótką pauzę, którą wykorzystała na pociągnięcie niewielkiego łyka z butelki piwa, które zostało jej dostarczone już jakąś chwilę temu przez barmana.
— Dokładnie. — zgodziła się, ale wyraz jej twarzy nie zmienił się właściwie wcale. — Jestem prawnikiem i zajmuję się finansami. — oczywiście, że ubrała to nieco skromniej we własnych słowach. Nie dało się jednak zaprzeczyć, że ugruntowaną pozycję miała, bo inaczej mafia nie byłaby zainteresowana jej personą w żadnym stopniu. Znajomości też robiły swoje, ale na ich temat zazwyczaj się nie odzywała. Na takim etapie znajomości to już w ogóle.
Spojrzenie Cathala nie umknęło jej uwadze, choć nie skomentowała go ani słowem. Nie napawało jej to jakimś wielkim entuzjazmem, bo jej życiowym celem nie było podobanie się mężczyznom. Z drugiej strony nie przeszkadzało jej to jakoś szczególnie – dopóki w zestawie nie dostawała dodatkowo catcallingu i innych, postrzeganych jako obleśne, zachowań wszystko było git.
— A ty? Czym się zajmujesz? — spytała, po części z zainteresowania, po części z innego powodu. Domena mężczyzn w mafii była raczej wiadoma, ale Hayward interesowało to, czy zajmował się czymś poza tym. I czy był skłonny się z nią tym podzielić.
Tak sobie pogawędzili, finalnie rozchodząc się każde w swoją stronę. Nie można było jednak zaprzeczyć temu, że to spotkanie pozostanie w ich głowach na dłuższy czas. Niecodziennie można było poznać kogoś na cmentarzu, w taki sposób.