-
it's christmas time~~nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3-osobowyczas narracjiczas przeszłypostaćautor
— Prawda? W dorosłym życiu już tak trzeba się umawiać — zaśmiała się. Każdy miał swoje sprawy do ogarnięcia, terminy goniły, a codzienność pochłaniała. Jeśli każdy zaznaczy dzień, który mu pasuje, to z pewnością coś się w końcu znajdzie; a przynajmniej musi być jakiś dzień, w którym przynajmniej większość będzie mogła się spotkać.
— Pewnie, bardzo chętnie. Może uda się wyrwać albo jak nasze matki się umówią, to przyjdę razem z nią — pomyślała na głos. W końcu byli dla siebie jak rodzina, a ich matki nie odpuściłby, aby nie spotkać się w jakiś już bardziej poświąteczny wieczór na winko i odsapnąć od gorączki przygotowań. Zwłaszcza skoro u nich święta celebrowało się według litewskich tradycji, a to nieco różniło się od kanadyjskiego i nieco bardziej świeckiego podejścia do spędzania bożego narodzenia.
— Nie no, myślę że uda mi się wyrwać. Zresztą, nie wiem na ile wytrzymam towarzystwo swoich braci, co za dużo to niezdrowo — żartowała oczywiście, bo lubiła spędzać czas z tymi gnomami ogrodowymi, zwłaszcza jeśli wiązało się to ze zdrową kłótnią nad planszówkami.
— No i dobrze! Nie ma co, baby są okropne — powiedziała z pełnym przekonaniem, jakby sama nie była babą i właśnie w tym momencie skrytykowała samą siebie — ale dobrze wiedziała, że i ona miała swoje odpały, ideałem nie była i też do tego nie dążyła. Nie zmienia to jednak faktu, że widok innych dziewczyn w jego towarzystwie, jeszcze bardziej odpaliłby tę jej “złą” stronę, a wtedy już całkiem wydałaby się ze swoimi uczuciami. A w końcu nie chciała niszczyć ich znajomości, zwłaszcza jeśli dopiero co ją odbudowywali.
— Już nie wiem, czy to szaleństwo z okazji Halloween czy mi odwala na starość — parsknęła. Zaraz będzie wstawanie o świecie, joga i pilates; wszystko zmierzało właśnie w tę stronę. Póki co, skłaniała się do picia niedobrego alkoholu i to z własnej, nieprzymuszonej woli. Jakby brakowało jej emocji w życiu.
— Nie no, wtedy to trzeba będzie się stąd wyczołgać i zachować resztki godności. — Nie mogli się obydwoje skończyć, ktoś musiał trzymać względny poziom, nawet jeśli chwiejny. Taniec miał unormować tę ilość procentów w ich krwii, a przynajmniej Camellia miała taką nadzieję, bo niejednokrotnie tak to właśnie u niej działało.
— Jakbym wlała sobie kwasek cytrynowy do buzi — stwierdziła po chwili, tuż po tej fali nieszczerego zachwytu nad tym shotem. Oczywiście, żadne jezusek nie tuptał jej po przełyku, a pierwszy odruch to był ten wymiotny. Była jednak dzielna, nazwisko zobowiązywało.
— To było dla dobra sprawy, okej? — szturchnęła go łokciem w bok. Takie kłamstwo to nie kłamstwo — a przynajmniej ona tak myślała. Bardziej było to dla niej w kategorii psikusa, więc nie przejęła się tym bardzo, a jedynie cieszyła, że i wcześniej mogła wypić coś dobrego, a teraz… mogła odpokutować pijąc tę ohydną cytrynę.
Uśmiechnęła się szeroko i pokiwała głową, a potem zniknęła w łazienkach. Naprawdę nie miała zamiaru przedłużać i to spotkanie z nieznajomym nie było dla niej komfortowe. Próbowała wyrwać się jak najszybciej, lecz jednocześnie wiedziała, że wypada być miłym i kulturalnym, bo mogła trafić tak naprawdę na każdego — włącznie z tym, że ten mężczyzna mógł być potencjalnie niebezpieczny i zagrozić jej, a nawet Connorowi, gdyby jakoś zdecydował się ingerować w tę sprawę. Chciała oszczędzić niepotrzebnej dramy, a najwidoczniej tym bardziej do niej doprowadziła.
— Kogo? — zapytała, podążając wzrokiem do miejsca, które wskazywał i ogarnęła, że chodziło jej o tego nieznajomego. — Nie, przyczepił się jak wychodziłam z łazienki — odpowiedziała zgodnie z prawdą. To ona była tu ofiarą, spełnił się wtedy jej najgorszy lęk, choć na całe szczęście, chłopak nie miał zamiaru jej obmacywać — przynajmniej na razie, chyba że wyczuł spojrzenie Walkera i postanowił odpuścić.
— Co ty gadasz? — zmarszczyła brwi i spojrzała na niego niezrozumiale. — To on mnie zaczepił i zaczął coś gadać, a nie ja do niego — dodała zaraz, ale wywracanie oczami dolało oliwy do ognia, przez co Harley zaplotła ręce na wysokości klatki piersiowej i spojrzała na niego niedowierzająco. — Zachowujesz się teraz jak duży dzieciak. Nie, nie podobał mi się bardziej, serce na miejscu? Po co miałabym zagadywać do jakiegoś obcego typa i komplementować jego strój, skoro interesuje mnie tylko mój joker — wyrzuciła z siebie, choć w pewnym momencie jej monolog przybrał nieco mnie oczekiwany rezultat. Nie zwróciła na to uwagi, bo była wkurzona jego zachowaniem, ale też Camellia nie miała świadomości, że nie tylko ona darzyła Connora większymi uczuciami niż tylko przyjaźń z dawnych lat. W jej mniemaniu, Walker teraz zbyt bardzo brał do siebie stroje innych i to, jak wygląda; a to, że nawet w sali wypełnionej jokerami i tak interesowałby ją najbardziej, to inna kwestia.
Connor Walker
-
All I want for Christmas is Youuu
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
- Grunt to dobra reklama i argumenty. - dodał jeszcze od siebie, zastanawiając się, co mogłoby przekonać kogoś z paczki do zrobienia domówki.
- Ostatecznie jak nikt się nie zgodzi... to poświęcę i siebie i swoje mieszkanie. - odparł, podnosząc rękę, jakby właśnie zgłaszał się do odpowiedzi, będąc gotowym na takie poświęcenie - najwyżej nie wypuści nikogo, dopóki jego mieszkanie nie będzie w takim stanie, w jakim było, nim wszyscy się do niego zjechali.
- Gdzie te czasy, kiedy wystarczyło rzucić jakieś hasło i wszyscy po szkole lecieli. Mam wrażenie, że strasznie szybko minęły. - powiedział, wracając myślami do przeszłości. U siebie w mieszkaniu miał nawet album ze sporą ilością zdjęć, wliczając również zdjęcia klasowe, koleżeńskie albo z profesjonalnych sesji na polach albo torach.
- A te to na pewno się umówią. Pewnie drugiego dnia świąt razem będą piły grzańca i zajadały się ciasteczkami korzennymi. - widział to tak wyraźnie i będzie mega zaskoczony, jeśli w tym roku będzie inaczej; szczególnie, że po którymś kieliszku, zaczynały albo śpiewać, albo płakać, albo śpiewać, śmiać się i płakać.
Uśmiechnął się, słysząc, że Stonesówna prawdopodobnie skorzysta z zaproszenia. Naprawdę go to cieszyło i miał nadzieję, że faktycznie uda jej się wyrwać. O tyle dobrze, że nasze domy rodzinne są obok siebie, to przynajmniej nie będzie musiała iść niewiadomo ile. pomyślał, bo jednak gdyby jego rodzice mieszkali w całkowicie innej dzielnicy, to raczej utrudniłoby spotkanie - w dodatku, jeśli ulicę przyozdabiała całkiem spora warstwa śniegu.
Parsknął głośnym śmiechem, kiedy usłyszał, co Camellia uważa na temat osób tej samej płci co ona sama i z jaką powagą to powiedziała.
- Powiedziałbym, że nie wszystkie... - rzucił, bo znał kilka takich, które nie uważał za okropne. Jedna siedziała tuż obok niego. Oczywiście szybko uciekł spojrzeniem gdzieś w bok, byle tylko nie napotkać spojrzenia Camellii gdyż czuł, że mogłoby to spowodować spalenie buraka - aczkolwiek dzięki temu oświetleniu, istniało spore prawdopodobieństwo, iż byłby on nawet niezauważalny.
- A może to i to? - zażartował, posyłając Stones ironiczny uśmiech, zastanawiając się, czy zaraz nie oberwie Pewnie powinienem zaprzeczyć, że przecież nie jest stara ale nie oszukujmy się, zaraz trójka z przodu, potem czwórka.... i tak do emerytury.
- Jak to było? Pamiętaj chemiku młody, zawsze wlewaj kwas do wody... - mimo, że zostało powiedziane o kwasku cytrynowym, przyszedł mu do głowy kwas a wraz z nim powiedzonko, które usłyszał kiedyś na zajęciach z chemii.
Connor przewrócił oczami, bo bądź co bądź dalej go troszkę bolało, że został tak perfidnie oszukany.
- Szanuję przyznanie się. - wycedził wreszcie, bo przecież mogła nic nie mówić albo poczekać jakiś dłuższy czas. Także jego złość prawdopodobnie potrwała jeszcze z maks dwie minuty, a potem zaczął się ładnie uśmiechać. Uśmiech jednak zniknął, gdy zauważył swojego klona...
- Mhmmm... - odpowiedział przeciągle, mając nadzieję, że więcej go nie ujrzy obok Camellii. Już otwierał usta by coś powiedzieć, gdy nagle usłyszał coś, co spowodowało, że zrobił wielkie oczy i zapomniał o języku w gębie. Zamiast odpowiedzieć sensownie, zaśmiał się ciut nerwowo i podrapał po głowie. Nie spodziewał się, że usłyszy takie słowa z ust Camellii. Wewnątrz głowy echem odbijało się mój joker. Automatycznie uniósł kąciki ust w uśmiechu.
- Ja głupi... - zaczął, uderzając się w czoło, choć nie do końca wiedział czemu tak powiedział.
- Znaczy... bardzo mnie to cieszy. - odparł, bo naprawdę cieszyło go, że Camellia ani nie skomplementowała tamtego typa, ani się nim nie zainteresowała.
- Chodźmy na parkiet Harley. Niech inni nam zazdroszczą tych kocich ruchów. - powiedział wstając ze stołka i czekając na Camellię, nie potrafiąc do końca sensownie wyjaśnić swojego zachowania. Wyciągnął dłoń, by pomóc jej zejść ze stołka i by przypadkiem mu się nie zgubiła pośród tłumu.
Gdy znaleźli się na parkiecie, Connor raz po raz chwytał Camellię za dłonie, odsuwał się, po czym znów przyciągał ją do siebie by po chwili ją obrócić.
- Przypomina mi to dyskotekę w liceum.... - rzucił nagle, parskając śmiechem. A konkretniej przypomniał sobie bal przebierańców, lecz nagle kątem oka dostrzegł, jak jakaś laska obok mu się przyglądała, lecz starał się nie zwracać na nią jakoś bardzo uwagi. Swoją energię oraz resztki skupienia wolał przelać na taniec oraz swoją towarzyszkę. Już dawno ze sobą nie tańczyli. I już dawno... nikogo nie trącił podczas wykonywania tanecznego ruchu. Ups.
Camellia Stones
-
it's christmas time~~nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3-osobowyczas narracjiczas przeszłypostaćautor
— To jest bardziej pewne niż to, że spadnie śnieg — zachichotała. W końcu z tym śniegiem to była loteria — mógł być albo nie. To, że ich matki się spotkają i będą popijać grzańca, było stałym punktem spędzania świąt. Dlatego Camellia nie wykluczała spotkania w domu Walkerów, bo jeśli nie przyjdzie sama, to przywlecze się z matką, która będzie szczęśliwa. Już zresztą jest, bo wiadomość o ich reunionie szybko się rozpowszechniła.
— Nie wszystkie? Myślę, że każda jej na swój sposób świrnięta — zdziwiła się, zastanawiając się, czy któraś z dziewczyn z ich ekipy mogła być wybitnie normalna? A może któraś mu się podobała? Szybko wyrzuciła tę myśl z głowy i w ogóle nie pomyślała o tym, że mógł mówić o niej — i to nie dlatego, że nie podejrzewała go o jakieś uczucia, po prostu w tym momencie nie pomyślała, że jednocześnie krytykuje również siebie. W jej głowie wykluczyła się z tych słów, chociaż i ona miała swoje odpały. Zresztą, kto ich nie miał?
— Sugerujesz, że jestem stara? — zapytała, zdzielając go w biceps. — Dobrze, w takim razie ty również, bo przypomnę, że nawet jesteś ode mnie starszy — rzuciła, unosząc jeden palec w górę, jakby tym chciała zasygnalizować bardzo ważną adnotację w ich małej przepychance. Czy czuła się staro? Cóż, może jedynie w momencie, gdy wstawała połamana, a po ciężkim dniu odczuwała ból w krzyżu…
— W tym momencie to kwas do kwasu. Nie wiem, czy moje kwasy żołądkowe zaraz nie postanowią tego zwrócić — stwierdziła, nie będąc pewna, jak to się skończy. Jeśli nie dziś, to miała nadzieję, że jutro rano nie będzie miała przykrych skutków ubocznych zmieszania shotów z różnych alkoholi.
— No dawaj, nie mów, że się obrażasz o coś takiego. Jesteś ode mnie większy, więc to tylko taki prezent ode mnie, żebyś mógł spróbować czegoś… nowego — próbowała wytłumaczyć się zgrabnie i była wręcz przekonana, że udało jej się to zrobić. No i dodatkowo, zamrugała słodko oczami i posłała mu swój przepraszający uśmiech, żeby nieco szybciej złagodzić sytuację, nawet jeśli kilka minut miał zamiar jeszcze udawać obrażonego.
Spiorunowała go wzrokiem, bo przeciągła odpowiedź zdecydowanie jej się nie spodobała. Nie wierzył jej? Już w głowie rozpoczynała zalążek swojego wykładu, że to ona powinna być zła, że jej rycerz nie podszedł i nie wyrwał jej z rąk jakiegoś obcego chłopa — w końcu wcześniej o tym rozmawiali. Wstrzymała się jednak z tymi słowami, nie chcąc zostać źle zrozumianą.
— No ja myślę — mruknęła, bo mimo że on się cieszył z usłyszanych słów, to ona miała sprzeczne emocje. Dlaczego w ogóle musiała mu to uzmysłowić? Znali się już długo i Camellia nigdy nikogo nie zostawiała na imprezach; może Connorowi umknęło to przez fakt, że ten okres swojego życia spędzali osobno? Dopiero po chwili dotarł do niej ten ważny fakt, więc jedynie wywróciła oczami na tę całą sytuację.
Nie oponowała na taniec i zaraz cieszyła się, że atmosfera nieco zelżała. W końcu rozładowanie emocji w tańcu wydawało się być dobrą opcją, przynajmniej w tłumie ludzi zniknęli z pola widzenia jej napastnika. Te chwilowe bliskości sprawiały, że biło jej szybciej serce i starała się zganić to na wysiłek spowodowany tańcem. Czemu jednak się oszukiwała? Wzrok innej dziewczyny na Connorze ją zdenerwował, tym bardziej jeśli próbowała zwrócić na siebie jego uwagę i nieco zaczepnie przygryzała dolną wargę. Była już gotowa podejść do niej i wyjaśnić sytuację, ale co może bardziej to naprostować, niż pokazanie swojej przewagi? Dlatego bez skrupułów zarzuciła mu ręce na szyję, tańcząc dalej i zmrużyła walecznie oczy w kierunku obcej dziewczyny, która ewidentnie fuknęła w kierunku swoich koleżanek. — Totalnie szkolna dyskoteka — skomentowała, bo w końcu i na takich bywały podobne sytuację. Nieco czuła się jak podczas lat swoich młodości, choć wtedy nie rywalizowała o uwagę Connora — a przynajmniej aż tak. Wtedy jej uczucia kiełkowały, ale nie były dla niej jasne. Kręciła się wokół innych chłopaków, co być może było błędem. Co by było teraz, gdyby już wtedy dopuściła do siebie te emocje?
Nieco popłynęła myślami w tym kierunku i poczuła lekkie szturchnięcie, przez co zrobiła krok w tył i opuściła ręce z jego ramion. Czy było to coś nienormalnego? W końcu tak czasami się zdarzało. Normalną rzeczą było wpaść na kogoś, wymienić przepraszający uśmiech i iść dalej, ale nie w tym przypadku, bo gdy Connor odwrócił się w kierunku tamtego typa, obcy zdzielił go w nos, a Walker nie pozostał mu dłużny. Camellia wytrzeszczyła oczy i nie myśląc wiele, dość brawurowo stanęła między nimi, bo znała wystarczająco swojego przyjaciela i wiedziała, że jeśli dostanie jeszcze raz to odda po raz kolejny. — Jezu przestańcie! — krzyknęła, na co mężczyzna spojrzał się dziwnie, gdy nagle mały płot wyrósł mu przed twarzą. Jego towarzyszka również chwyciła go pod ramię, odciągając od bójki, a Stones odwróciła się w kierunku Walkera i zbladła, widząc, że oberwał dość solidnie. — Connor… krwawisz — powiedziała dość cicho, ale stała na tyle blisko niego, że musiał to słyszeć. — Wychodzimy stąd — zarządziła, chwytając go za rękę i posyłając na odejściu piorunujące spojrzenie ważniakowi, który mimo że sam przytykał łapę do nosa, to głupio się uśmiechał. Przechodząc obok baru, zgarnęła kilka serwetek, które podała przyjacielowi. — Co ja mam zrobić? Łapać taksówkę, dzwonić po karetkę? — spanikowała już na zewnątrz, totalnie zapominając, że w końcu przed sobą miała ratownika medycznego.
Connor Walker
-
All I want for Christmas is Youuu
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
- To prawda. - skinął głową, zgadzając się co do tego, iż aktualnie ich zakres obowiązków oraz spraw do załatwiania powiększył się w porównaniu z przeszłością. Aż westchnął smutno, bo naprawdę miał wrażenie, jakby czas młodości zleciał tak, jakby ktoś po prostu pstryknął palcami i puf, nagle budzi się jako dwudziestopięciolatek, który codziennie musi pracować aż do emerytury, pamiętać o podatkach oraz kupować sobie jedzenie. Mimo wszystko, oprócz minusów dorosłości, były także i plusy, a jednym z nich było to, że jego znajomość z Camellią wróciła na dobre tory - przynajmniej Walker tak uważał.
Parsknął śmiechem i skinął głową.
- Racja. Chociaż jeśli o śnieg chodzi, to mam nadzieję, że spadnie bo bez niego jest tak... nijak. - śnieg = klimacik, aczkolwiek prawdą było, iż ich mamy na milion procent się spotkają - to była taka ich tradycja od bardzo dawna. W sumie Connor był bardzo ciekaw, jakie tematy zostaną poruszone podczas tegorocznej wizyty świątecznej oraz która pierwsza będzie w dobrym stanie (obstawiał swoją mamę).
- Nie mogę się doczekać tegorocznych tematów. - dodał, parskając śmiechem.
Jednak zaraz przestał myśleć o spotkaniu mam, ponieważ czuł, że poruszany jest temat, który był dla niego prawie jak stąpanie po cienkim lodzie. Wystarczył jeden zły ruch i mógł wylądować pod taflą w lodowatej wodzie.
- Nic nie mówię, bo jeszcze to się na mnie zemści... albo Ty zaraz wylejesz na mnie drinka i sobie pójdziesz.... a tego bym nie chciał. - wyjaśnił, próbując zacząć stawiać kroki wstecz, by po prostu się wycofać. Jasne, znał kilka faktycznie świrniętych lub zawistnych, lecz Camelli nie podpinał pod żadną z tych kategorii. Dlatego nie chciał uogólniać, ani wrzucać wszystkich pań do jednego worka.
- Dokładnie tak. - odparł, kiwając głową i posyłając Camellii uroczy uśmiech, ukazując swe białe zęby, a następnie parsknął śmiechem, ponieważ rozbawiło go dźgnięcie w bicka.
- Co proszę?! No i po co mi to przypominasz, echhhh... - zacmokał i pokręcił głową udając, że absolutnie nie chciał w to uwierzyć, choć doskonale znał realia i pamiętał, że był starszy o DWA miesiące, a następnie schował głowę w dłonie, by zacząć udawać rozpaczanie. Uniósł głowę po krótkiej chwili, bo gdyby miał ją jeszcze ukrytą, nie byłoby zbyt wyraźnie słychać tego, co chciał powiedzieć - a szykował prawdziwą bombę słowną.
- Trele morele. - rzucił ostatecznie w odpowiedzi, co właśnie pokazało jego elokwencję - oprócz tego, doskonale wiedział, że zaraz przebiegał przez metę starości. Czasami kolana mu nieźle pykały oraz bolał go kręgosłup, gdy za długo się pochylał i domyślał się dlaczego tak było - wtedy przed oczami widział plakat pt. starość.
- Oj trzymam kciuki, żeby jednak były silne ale jak coś, to możemy stać bliżej toalet. - powiedział, bo wolał aby jeśli Camcia miała jednak cokolwiek zwracać, to by zrobiła to w łazience. Był nawet gotów trzymać jej włosy.
- Pomyślę, czy się odobrazić. - powiedział poważnie, unosząc głowę, choć tak naprawdę jego foch już mu zdążył przejść. Teraz się tylko drażnił, będąc ciekaw reakcji panienki Stones.
Uśmiechnął się do niej ciepło i już nie kontynuował tematu innego jokera, ponieważ skupiony był na tańcu. Serce zabiło mu mocniej, kiedy ręce Camellii oplatały jego szyję i spoczywały na ramionach. Miał wrażenie, że gdyby muzyka nagle przestała grać, wszyscy zgromadzeni słyszeliby bicie jego serca. Uniósł kąciki ust, a kątem oka zauważył, że inna dziewczyna coś tam powiedziała do swoich koleżanek, po czym sobie poszły. Oczywiście jego uwaga skupiona była na jego Harley'ce i ruchach, by przypadkiem jej nie zadeptać.
Skinął głową zgadzając się ze słowami Stones i kiedy chciał coś powiedzieć, poczuł szturchnięcie więc automatycznie się odwrócił w tamtym kierunku - nie spodziewał się jednak, że skończy się to rozkwaszonym nosem. Nie chcąc oczywiście pozostać dłużnym, oddał delikwentowi i kiedy szykował się do kolejnego ciosu, wyrosła przed nim Camellia.
- Spierdalaj frajerze! - krzyknął do niego, pokazując mu środkowy palec. Jasne, może i przypadkiem trącił gościa, ale nie przypuszczał, że ten miał tak krótki lont, by zdecydować użyć pięści. Nieznajomy coś tam warknął, lecz Walker go nie słuchał, ponieważ zaczął być wyprowadzany - ciągnięty - przez Camellię.
- Czemu nie pozwoliłaś mi mu przywalić jeszcze raz? Może dzięki temu, następnym razem byłby bardziej... spokojniejszy. - odparł, trzymając rękę na nosie.
- Powinni go stąd wyjebać. - dodał, będąc wkurwionym, bo przez to zdarzenie, nie mógł kontynuować tańca ze swoją towarzyszką. Westchnął raz, a po chwili drugi raz, ponieważ faktycznie krwawił. Odsunąwszy rękę od nosa, zauważył na niej czerwony ślad. Fantastycznie, jeszcze tego brakowało.
- Spokojnie ja teraz...potrzebuję papieru. Dość sporej ilości papieru. Bardzo jest krzywy? - spytał, mając rzecz jasna na myśli nos, którego wskazał palcem. Czuł nieco różnicę w oddychaniu i domyślał się, co to mogło oznaczać. Poza tym, bolał go, kiedy tylko lekko go dotknął, co nie było dobrym znakiem.
Camellia Stones