-
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkinietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Czy liczył ich randki? Oczywiście, pewnie głównie dlatego, że musiał je zapisywać w kalendarzu i planować, tak, żeby Emptiness bez niego jakoś działało, bo Madox był zdania, że jak zabraknie go tam na chwilę, to wszystko się tam sypie i czasem naprawdę tak było.
Czy uważał, że na trzecią randkę zakłada się jeszcze bieliznę? Nie, zdecydowanie nie, dla niego nawet na pierwszą można było obyć się w zupełności bez niej. Chociaż przecież jeszcze wcale nie wiedział czy brunetka miała ją na sobie, ale wyobraźnia już mu działała, a zwłaszcza, kiedy tak go zaczepiała pod stolikiem.
Madox nigdy nie był cierpliwy, nie był też grzecznym chłopcem, który trzymał rączki przy sobie, ale Debbie też chyba nie była, więc kiedy tak oparła mu dłoń na udzie, to zerknął tylko na nią i przygryzł dolną wargę.
Pytanie, które jednak zadała było całkiem dobre, całkiem na miejscu, może to jego mieszkanie nie było wcale tak daleko, a jednak to wciąż te kilkanaście minut. KILKANAŚCIE, kiedy Madox sobie o tym pomyślał to aż stęknął. Długo, chociaż gdyby zamówili ubera, to mogliby już w nim...
W jego głowie pojawiło się pytanie, czy wolał do niej dobierać się w taksówce, czy w toalecie, w zasadzie obie opcje były kuszące. A jednak, kiedy ta jej dłoń przesunęła się wyżej, kiedy po plecach wzdłuż kręgosłupa przeszedł mu ten przyjemny dreszcz, zatrzymując się w okolicach lędźwi, to zdecydował się bardzo szybko.
- Idziemy stąd Debbie - wymruczał jej do ucha, ale zanim wstał to jeszcze przejechał po jego płatku językiem - ale do siebie też Cię zabiorę - oparł dłoń na jej krześle, między jej udami, a potem je szarpnął odwracając ją w swoim kierunku, tak, że była teraz zwrócona do niego przodem. Ktoś się może na nich obejrzał, kiedy to krzesło szurnęło o posadzkę, ale Madox się tym za bardzo nie przejmował, zresztą nie byli tutaj jedyną parą podczas jakiejś randki. I trzeba wziąć pod uwagę to, że Latynosi i ich ognisty temperament, to w meksykańskiej knajpie nic dziwnego.
Przez moment jego ciemne tęczówki utkwione były w tych jej równie ciemnych, ale w tym świetle takich błyszczących. Pochylił się lekko w jej kierunku, a potem bez żadnego pytania, po prostu połączył ich usta w pocałunku, ciepłym, miękkim, a jednak zakończonym tym, że przygryzł jej dolną wargę zostawiając na niej to gorące, pulsujące uczucie, które jej nie opuści zanim go nie znajdzie w toalecie.
Bo potem to już Madox sobie poszedł, pierwszy, żeby zniknąć za drzwiami prowadzącymi do łazienki.
Debbie McDowell
-
All I want for Christmas is you, and you, and maybe you too.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Dlaczego miałaby, skoro na pierwszy rzut okiem widać było, że mu to odpowiadało? Dostrzegała przecież, w jaki sposób na nią spoglądał i jak myślami uciekał w kierunku tego, co później będą mogli ze sobą zrobić. Debbie zresztą nie pozostawała daleko w tyle, oczyma wyobraźni widząc to, jak pozbawiała go koszulki, chwilę później to samo robiąc ze swoją.
Ona również zaczynała się niecierpliwić, a gdyby Madox tak bezdusznie uznał, że jednak miał ochotę to przedłużyć, ta randka z najlepszej prędko zamieniłaby się w najgorszą.
Na szczęście nie pozwolił jej się rozczarować.
Zagryzła policzek od środka, chcąc nieco przytłumić uśmiech, który poszerzył się jeszcze, gdy teraz mu się przyglądała. Choć nie sposób określić jej mianem szczególnie wstydliwej dziewczyny, obecność innych gości lokalu powstrzymywała ją przed tym, aby zacząć prowokować go w jeszcze bardziej oczywisty sposób. Już teraz robiła prawdopodobnie więcej, niż wypadało, ale to nie miało większego znaczenia.
W tej chwili liczył się wyłącznie o n.
Nie zdołała mu przytaknąć, kiedy tak gwałtownie obszedł się z jej krzesełkiem. Tym samym sprawił, że McDowell wciągnęła głęboko powietrze w płucach, a jej oczy zapłonęły jeszcze większym pożądaniem. Lubiła takie zagrywki. Lubiła, kiedy z mężczyzn wychodził ich temperament. Niesamowicie ją to pociągało.
Nic dziwnego, że na jego pocałunek odpowiedziała z pewną zachłannością. Chciała przyciągnąć go jeszcze bliżej siebie, ale nim się na to zdecydowała, Madox wycofał się i pozostawił po sobie pewien niedosyt. Debbie wypuściła głośniej powietrze i odprowadziła go spojrzeniem w stronę toalety, sięgając jeszcze po swój ostatni kieliszek, który czym prędzej wychyliła.
Nie miała problemu z odnalezieniem go w odpowiednim miejscu. Toaleta nie zajmowała zbyt dużej przestrzeni, ale wszelkie wygody i tak nie miały teraz znaczenia. Wślizgnęła się do środka i zatrzasnęła za sobą drzwi klaustrofobicznej kabiny, o które się oparła. Nie zwlekała z przyciągnięciem go do siebie, w tym celu wykorzystując materiał jego koszulki.
Teraz mogła wynagrodzić sobie to, jak przed chwilą pozostawił ją niezadowoloną, dlatego czym prędzej wpiła się w jego usta.
Smakowały tequilą, ale to nie ona była powodem, dla którego Debbie czuła to przyjemne uczucie gorąca.
Madox A. Noriega
-
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkinietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Wiec kiedy on już stał w tej ciasnej kabinie, kiedy już ta krew uderzyła do głowy, a Debbie jeszcze przez chwilę nie było, to pozwolił sobie jeszcze trochę podkręcić ten ogień.
Jakby tego naprawdę potrzebowali?
Ale Madox, to Madox, on najpierw działa, potem myśli, usypał sobie małą, białą kreseczkę na spłuczce od sedesu, bardzo kurwa higienicznie. Ale w zasadzie wciągał ją przez wymiętoszoną studolarówkę, która przeszła przez tyle palców, że pewnie miała na sobie więcej zarazków niż ten kibel. Dobrze, że kokaina wyżera zarazki!
A na pewno poczuł ją w nosie, a zanim zdążył zamknąć na moment powieki, zanim zdążył nabrać w płuca powietrze, to poczuł już ją w głowie. Poczuł już ją pod rozgrzaną skórą, a później usłyszał ciche skrzypnięcie drzwi i kiedy Debbie stanęła przed nim, tak blisko, to wbił w nią spojrzenie, jego oczy były praktycznie czarne, bo tak mu wyjebało źrenice, a oddech stawał się z sekundy na sekundę płytszy, szybszy. I teraz to już nie było żadnego zawahania, żadnej myśli czy powinni, czy mogę, czy tutaj. Teraz już były tylko myśli, że chciał ją mieć, teraz, już, tu.
- Ukrywanie treści: włączone
- Hidebb Message Hidden Description
Debbie McDowell
-
All I want for Christmas is you, and you, and maybe you too.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
-
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkinietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
-
All I want for Christmas is you, and you, and maybe you too.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
-
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkinietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
-
All I want for Christmas is you, and you, and maybe you too.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
-
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkinietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
- Ukrywanie treści: włączone
- Hidebb Message Hidden Description
No i może nawet byłby to miły koniec, jakaś miła chwila po, kiedy te oddechy próbowały się uspokoić, kiedy serca zwalniały swój bieg, w objęciach, z błyszczącymi od ekstazy oczami utkwionymi w tych jej, gdyby Madox nie naparł na nią zdecydowanie zbyt mocno, kiedy chciał to uwieńczyć jeszcze pocałunkiem, aż te drzwi...
Wypadły z zawiasów, albo zamek się zepsuł, albo i to, i to. Ważne jest, że poleciały z hukiem na podłogę. Z kurewskim hukiem, który pewnie było słychać w całym lokalu. Ups.
A Madox chociaż w pierwszej chwili to był jakiś szok, to zdążył złapać Debbie i pociągnąć do siebie tak, że nie poleciała z tymi drzwiami. I niech ktoś powie, że kokaina otumania, kiedy czasem to wyostrzała zmysły jak u jakiego spidermana! Zdążył jeszcze sięgnąć po ubrania Debbie i podciągnąć spodnie, zanim ktoś tutaj wpadł. Bo na pewno wpadł, i na pewno będą mieli zakaz przychodzenia tutaj. Szkoda.
Zasłonił McDowell stając w drzwiach kabiny, a potem trącił butem te drzwi, kiedy zaczęło się to całe co oni tutaj robią, co zrobili, kto za to zapłaci.
- Jakieś chujowe drzwi tutaj macie, można sobie zrobić krzywdę... - rzucił, chociaż to ewidentnie była ich wina - a jakby ktoś się na to nabił - wskazał na jakiś wystający gwóźdź, od zamka, który przecież wyrwali...
Debbie McDowell
-
All I want for Christmas is you, and you, and maybe you too.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Teraz natomiast czuła się tak, jakby krew w jej żyłach starała się przerażająco gorąca. Jakby każdy skrawek jej ciała palił od środka, ale było to uczucie na tyle przyjemne, iż miała ochotę się w nim zatracić. Miała ochotę jeszcze przez chwilę delektować się tym wyłącznie z nim, więc kiedy postanowił zamknąć jej usta w pocałunku, ona przyciągnęła go za kark mocniej, z pewną dozą zaufania opierając się o drzwi, które dzisiejszego dnia widziały i doświadczyły tak wiele.
I to najwyraźniej było błędem, ponieważ teraz zawiodły ich z ogromnym hukiem. Upojona zbliżeniem Debbie nie zarejestrowała od razu tego, co się wydarzyło, więc gdyby nie fakt, że Madox przyciągnął ją bliżej siebie, upadłaby, a czerwone rysy na jej plecach byłyby już nie tylko skutkiem jego paznokci.
Pisnęła cicho, czując to gwałtowne szarpnięcie, które uchroniło ją przed bolesnym zderzeniem z drzazgami. Nie zdołała jednak zareagować inaczej, nim w jej dłoniach znalazły się ubrania. W pośpiechu naciągnęła na siebie spodnie, kończąc zapinać rozporek w momencie, w którym drzwi toalety otworzyły się. Zaklęła pod nosem, jeszcze szybciej naciągając na siebie bluzkę, jak na złość plącząc się w jej rękawach.
Bielizną nie miała czasu zaprzątać sobie głowy, dopiero teraz uświadamiając sobie, że odchodząc od stolika nie zabrała ze sobą torebki. Przysunęła się bliżej Madoxa i po tym, jak przez materiał jego spodni zdecydowała się zaczepnie uszczypnąć jeden z jego pośladków, do jego kieszeni upchnęła własny biustonosz i majtki. Na szczęście były to tak niewielkie skrawki materiału, że nie zajmowały dużo miejsca.
— I cholernie ciasne kabiny — dodała, w końcu wychylając się zza jego ciała. W głowie szumiało jej po tym, czego chwilę wcześniej doświadczyli, ale skronie zaczęły pulsować od nadmiaru wzbierającego tu chaosu. — Co tu się, kurwa, stało? — padło gdzieś w tle, a Debbie zdobyła się wyłącznie na lekkie wzruszenie ramion. — Ktoś powinien to ogarnąć — i tym kimś na pewno nie mieli być oni. To przecież nie tak, że zepsuli te drzwi c e l o w o.
— Idziemy? — zapytała, wsuwając własną dłoń w tę należącą do Madoxa. Wolała nie tracić tu za dużo czasu, jednak nie dlatego, że obawiała się konsekwencji. Chciała po prostu czym prędzej urwać się stąd, aby mogli zaszyć się w jego mieszkaniu i przez resztę nocy delektować się tym, co udało im się zacząć tutaj.
Madox A. Noriega