-
Dear Santa, I’ve been good all year. Most of the time. Once in a while. Nevermind, I’ll buy my own stuff
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3os.czas narracjiprzeszłypostaćautor
- Myślę, że ty akurat powinieneś być najrozsądniejszy i wiedzieć, że takich kobiet jak ja w ogóle nie warto zdobywać. – dodała jednak dość gorzko, bo co jak co… wiedziała, że nie jest dobrą partią. Zdecydowanie nie była materiałem na dziewczynę albo żonę, a akurat on doskonale powinien o tym wiedzieć. Czuć! I trzymać się od niej z daleka. Ale cóż… ewidentnie oboje lubili komplikować sobie życie. Sobie i sobie nawzajem.
Bo tak, ten pocałunek potraktowała jako obietnicę. Zapowiedź. I skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie chciała więcej, że jej wyobraźnia a przede wszystkim wspomnienia nie zaczęły działać na wyższych obrotach, zabawny dreszcz nie przemknął wzdłuż jej kręgosłupa i nie uśmiechnęła się na to pod nosem. Jednak po prostu wycieczka do niego byłaby… zbyt prosta. Czy to oczekiwanie nie sprawiało właśnie, że apetyt rósł? Chciała więcej, ale wcale nie chciała tego podanego na złotej tacy, jednocześnie wcale nie chciała jemu podawać się na złotej tacy. Nie to, że nie była tak łatwa – bo oczywiście, że była. Po prostu lubiła też od czasu do czasu się zabawić.
- Co stoi na przeszkodzie, że będzie to bar w Vancouver? Oprócz tego, że to oznaczałoby, że skończylibyśmy w podmiejskim motelu, a ja miałabym ograniczony wybór jeśli chodzi o twoje koszule. – zaśmiała się – Dlatego znajdziemy coś na miejscu. Mam nawet pomysł. – bo faktycznie przeszło jej na myśl miejsce pod miastem. Niezbyt daleko, ale na tyle na uboczu i na tyle niezaangażowane, że faktycznie mogliby tam być anonimowi. A już na pewno nie mogli wpaść tam na kogoś, kto mógłby sprawiać kłopoty – takich nie potrzebowali – Zobaczymy. – uśmiechnęła się pod nosem i nawet zamknęła drzwi, chociaż jednocześnie czuła, że to zupełnie bez sensu. Zamek w jej domu, a nawet nowoczesny system alarmowy i kamery nic nie dały. Niepokojące.
Kiedy jednak znaleźli się w aucie pokierowała go do odpowiedniego miejsca. Dość… ustronny bar, niewielka ilość światła, muzyka, bilard i dobry alkohol. No i brak tłumów! Zajęli jeden ze stołów bilardowych, a Darcy właśnie wróciła z baru z kilkoma kieliszkami tequili.
- Pij, pij… będziesz łatwiejszy! W pokonaniu cię oczywiście. – wskazała na bile i podniosła dwa kieliszki, jednej podając Arvelowi i śmiejąc się pod nosem – Tak sobie myślę, gdybym nie zadzwoniła z domu, nie chciała się spotkać z tobą na miejscu zbrodni… też byś przyjechał?
Arvel Cadwalader
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
Wiedziała co myślał, o czym myślał w tym momencie. Arvel coraz bardziej zdawał sobie sprawę z tego jakie piętno musiało wywrzeć na niej to włamanie jeśli nawet w jakiś sposób ucierpiała jej samoocena. Niestety on sam niekoniecznie był z tych facetów, którzy usiądą i będą razem z nią użalać się nad jej losem, nawet jeśli jest to coś, czego teraz potrzebowała, albo oczekiwała. On był zdecydowanie lepszy w rozpraszaniu jej bądź rozwiązaniu jej problemu. Dzisiaj zrobi to dokładnie w takiej kolejności. Zajmie jej głowę, a później zajmie się jej problemem. Miał już pewne poszlaki. Miał też zielone światło by robić wszystko po swojemu. To tylko kwestia czasu aż zrobi się lepiej. Musi tylko chwilę przeczekać.
- Wiesz... Niektórzy żyją z rządowej pensji Darcy. A co gorsza, żeby tę pensję dostać muszą się czasami pojawiać w pracy. - przewrócił oczami zaraz wesoło się do niej uśmiechając bo oboje wiedzieli jak frywolnie potrafił podchodzić do swoich obowiązków - W takim razie tylko mów mi gdzie mam skręcić tak z minutę przed tym, a nie jak zawsze dokładnie w momencie, kiedy powinienem to zrobić. - spojrzał na nią wymownie, a na jego usta cisnął się delikatny, coraz bardziej rozbawiony uśmiech.
Jak znał życie to jeszcze będą wracać na sygnale, czyli tak jak ta kobieta lubiła najbardziej. Może nawet pozwoli jej włączyć koguty w tę stronę. W każdym razie przesunął jeszcze dłonią po jej pośladku kiedy przechodził obok. Nie klepnął, tylko lekko musnął. Pozwalając by poczuła ten dotyk, lecz miała niedosyt. Skoro mieli się tak podpuszczać... On też był całkiem dobry w tę grę. Bardziej niż dobry.
Bar, który dla nich wybrała być idealny. Nawet nie wiedział, że w tych okolicach jest jakiś bar. Nikogo tu nie znał, nikt nie zdawał się też znać ich. Takie klimaty lubił. Kiedy w końcu mógł po prostu odpuścić. Miał ze sobą swoją ulubioną dziewczynę, bilard, może nawet dobry alkohol? Zapowiadał się udany wieczór.
- Darcy... - zaczął, wychylając kieliszek i odkładając go z powrotem na deskę, na której przyszedł - Czy kiedykolwiek miejsce miało znaczenie? - podszedł bliżej całując ją w szyję.
Delikatnie, bezpardonowo. Tylko najlżejszy dotyk. Podobnie jak ten, który mogła poczuć na swoim podbrzuszu, po którym tylko przesunął swoją dłonią pozwalając poczuć jej ciepło swojej skóry. By tak szybko jak to zrobił, odebrać jej tę przyjemność, kiedy przeszedł za jej plecami by sięgnąć po kij do bilarda z tym swoim rozbrajającym uśmiechem. Pochylił się za chwilę nad stołem, wymierzył kilka razy i posłał białą bilę na spotkanie z jej przyjaciółkami. Rozległ się charakterystyczny dźwięk odbijających się od siebie bil. Dwie nawet od razu wpadły do dziur.
- Wygląda na to, że pełne są moje. - spojrzał na nią znad stołu utrzymując ten kontakt wzrokowy, kiedy wbijał właśnie kolejną bilę.
Każdy facet lubi się trochę popisać. Może znała go na tyle żeby zauważyć, że wcale nie był taki pewien czy wpadła? A może dla niej to zawsze była po prostu dobra zabawa i nigdy nie próbowała go rozgryźć?
Darcy Bowman
-
Dear Santa, I’ve been good all year. Most of the time. Once in a while. Nevermind, I’ll buy my own stuff
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3os.czas narracjiprzeszłypostaćautor
Aczkolwiek i tak była zadowolona ze swojego wyboru. Tym bardziej, że gdy już znaleźli się w barze i przyglądała się Cadwalderowi miała wrażenie, że on też był zadowolony z wyboru. Domyślała się, że nie było łatwo go zaskoczyć, gdy w ramach obowiązków służbowych bywał w różnych, mocno podejrzanych miejscach. Miała widać sporo szczęścia, że nie w tym.
Drażnił się z nią… kolejny przyjemny dreszcz przeszedł ją, gdy męskie wargi musnęły jej wrażliwą skórę na karku. Zawsze wiedział jak ją podejść. Z łatwością znajdował jej wrażliwe punkty… wiedział jak ją dotknąć, pocałować i co powiedzieć. I zdawała sobie sprawę, że to było niebezpieczne i powinna chociaż spróbować z tym walczyć. Albo… odwdzięczyć mu się tym samym i dobrze bawić?
- Nie miało… – przyznała, przyglądając mu się uważnie, gdy pochylał się nad stołem bilardowym – A mimo wszystko przez tyle czasu milczałeś. – zacisnęła dłonie na krawędzi stołu, opierając się o niego i pochylając w stronę mężczyzny. Jednocześnie nawet przez moment nie odrywając od niego spojrzenia. Wwieracając się w niego uparcie i wyzywająco. Kawał życia była striptizerką, doskonale wiedziała jak zwrócić na siebie męską uwagę. Ba! Jak zatrzymać na sobie męską uwagę i jak się zaprezentować, żeby jego głowa przestała działać. Głęboki dekolt, długa szyja, pełne usta i błyszczące spojrzenie wbite tylko w niego… bile nie miały żadnego znaczenia.
- Nie zadzwoniłeś. Nie przyjechałeś. Wiedziałeś, że już go nie ma… i nic z tym nie zrobiłeś. Czekałeś na damę w opałach. – którą znowu była i zgodnie z przewidywaniami, zadzwoniła do niego. Wyprostowała się i omiotła stół spojrzeniem – Chyba moja kolej – rzuciła spokojnie, złapała za kij i pochyliła się nad stołem, żeby uderzyć w wybraną przez siebie bilę. Wpadła.
Arvel Cadwalader
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
- Co mogę Ci powiedzieć Darcy... - spojrzał przelotnie na bile celując po raz kolejny - Też miałem kilka rzeczy, które musiałem w swoim życiu ułożyć. Rozstanie z narzeczoną, spłacenie kilku długów... To nie było takie proste, jak mogłoby się teraz wydawać. - wbił kolejną bilę unosząc na nią wzrok.
Nie próbował się tłumaczyć. To bardziej było po prostu powiedzenie jej co się działo w jego życiu w ostatnim czasie. Taki szybki update odnośnie tego co porabiał. Dlaczego nie dzwonił i nie pisał. Nigdy nie lubił prosić się o kontakt czy atencję. Jakby nie patrzeć ona też do niego nie dzwoniła. Nie pisała. Robiła to tylko wtedy, kiedy go potrzebowała. Jednak nie zamierzał jej tego wypominać.
Miał o wiele ciekawsze rzeczy do roboty jak chociażby wpatrywanie się w jej odsłoniętą skórę, te tęczówki, które zdawały się wręcz błyszczeć na jego widok. Doskonale wiedział, co robiła. Wykorzystywała to wiele razy, co nie czyniło tego nudnym. Lubił gdy to robiła. Bo w przeciwieństwie do tego, kiedy robiła to w klubie, tutaj była tylko i wyłącznie jego. Wiedział, że będzie mieć okazję zabrać ją do siebie i zrobić wszystko to, na co nabierał ochoty. Głównie z tego powodu właśnie nie trafił nawet w białą bilę przy kolejnym uderzeniu.
- Uważaj Darcy, bo jeszcze pomyślę, że czekałaś na telefon ode mnie... - wyprostował się sięgając po kolejny kieliszek od razu go wypijając - Albo, że widzisz we mnie materiał na chłopaka. - uśmiechnął się opierając się o stół obok niej i pocierając odsłoniętą skórę pomiędzy jej koszulką, a spodniami u dołu jej pleców chłodniejszymi od kieliszka palcami.
Darcy Bowman
-
Dear Santa, I’ve been good all year. Most of the time. Once in a while. Nevermind, I’ll buy my own stuff
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3os.czas narracjiprzeszłypostaćautor
Chciała zapytać. Ta ciekawska część Darcy chciała się dopytać, poznać szczegóły… dowiedzieć się o jakich długach mówił, ale przede wszystkim – dlaczego rozstał się z narzeczoną? Oczywiście, że wiedziała o jej istnieniu. Nie rozumiała jej istnienia, ale o nim wiedziała. Zagryzła lekko wargę wpatrując się w mężczyznę i wahała się, bo nie była pewna, czy powinna. Ważyła słowa, przerobiła w głowie wszystkie za i przeciw, ale ostatecznie nie zapytała. Przemilczała, a kącik ust drgnął jej dopiero, gdy jego uderzenie było nietrafione.
- Może czekałam… może to był ten moment, w którym potrzebowałam męskiego ramienia, żeby się pocieszyć. Może. – a może wcale nie? Uśmiechnęła się i przesunęła spojrzeniem po męskiej twarzy, przez moment lawirując od jego warg do oczu i z powrotem. Nie potrafiła się zdecydować, co kusi ją bardziej. Jego dotyk zresztą nie ułatwiał. Chłodne palce wywołały kolejny dreszcz i pokręciła lekko głową – Ale nie mam piętnastu lat, żeby widzieć w tobie materiał na chłopaka. Nie poproszę cię, żebyś ze mną chodził. – rzuciła pół żartem, pół serio i przybliżyła się mocniej do mężczyzny. Zacisnęła palce na jego koszulce i oparła się o niego dla stabilizacji, gdy jednocześnie wspięła się na palce by sięgnąć jego policzka – Poprosiłabym, żebyś mnie przeleciał… ale raczej nie będę musiała. Nie potrafisz trzymać rąk przy sobie, Cadwalder. – szepnęła prosto do męskiego ucha, ciepłym oddechem muskając jego policzek. I odsunęła się, śmiejąc się i kręcąc lekko głową, bo mężczyźni naprawdę byli łatwi do rozgryzienia. Czy jej to jednak przeszkadzało? Nie. Ani trochę. Pochyliła się też nad stołem tak, żeby miał najlepszą perspektywę na jej pośladki przy pierwszym udanym uderzeniu, które wykonała. Jej bila wpadła i mogła podjąć kolejną próbę – Możesz też się zastanowić o co my tu właściwie gramy. Jaka jest kara i nagroda? – póki co szanse były wyrównane, ale przecież dopiero zaczęli.
Arvel Cadwalader
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
Cadwalader sam nie wiedział, kiedy to się zaczęło zmieniać. Na pewno były to małe kroki. To jak z rana wyglądała w jego koszuli. To jak uśmiechała się do niego przy kawie. Nawet taka głupota jak czasami podwoził ją do klubu. To wszystko sprawiło, że zapragnął czegoś więcej niż tylko wygodnej relacji. Na pewno miało to związek z pewną pustką, którą pozostawiła po sobie jego narzeczona, lecz to zaczęło się już dużo wcześniej. Wiele niewypowiedzianych słów. Wiele spojrzeń, które znaczyły więcej niż chciał wtedy przyznać. Teraz nie miał już z tym większego problemu. Mogła próbować go zdystansować, a nawet odtrącić na różne sposoby. Raczej zdążyła go poznać na tyle by wiedzieć, że on zbyt łatwo się nie poddawał.
- Może ja też czekałem żeby zobaczyć, czy zatęsknisz. Czy po prostu zadzwonisz, gdy znów będziesz potrzebować pomocy... - oboje znali odpowiedź na to pytanie, jednak nie wydawał się specjalnie wzruszony nadal delikatnie, zaczepnie przesuwając swoimi palcami po jej skórze.
Podobało mu się to gdzie pojawiał się jej wzrok. Też miał ochotę ją pocałować. Bo nie, nie wierzył, że nadal go po prostu kokietuje. Nigdy nie musiała tego robić. Mogła, było to zawsze mile widziane, ale zdecydowanie nie musiała.
- Myślisz, że mam jeszcze szansę u piętnastolatek? - zaśmiał się cicho muskając jej policzek swoim zarostem w dość intymnym geście aprobaty jej poczynań - Może powinienem wyrwać jakąś młodą siksę. Wiesz, odreagować po ostatnim związku. - mruknął niedaleko jej ucha chcąc zobaczyć czy wzbudzi w niej to chociaż trochę zazdrości.
Te gierki, choć cholernie przyjemne były tylko gierkami. Teraz chciał od niej też czegoś więcej. Chociaż nie mógł powiedzieć, że to nie działało. Działało. Po jego karku przeszedł przyjemny dreszcz gdy wyszeptała następne słowa, a przed jego oczami stanęły obrazy tego, co zamierzał z nią dzisiaj zrobić. Nie zamierzał trzymać rąk przy sobie. Nigdy tego nie robił i wiedział, że czeka na to tak samo mocno, jak on sam.
- Nigdy nie musiałaś i nigdy nie będziesz musieć... - uśmiechnął się zniżając nieco głos i wychylając kolejnego drinka bezceremonialnie gapiąc się na jej pośladki - Ale zawsze cholernie lubiłem, kiedy to robiłaś. - dodał jeszcze z niebezpieczną nutką w głosie, która zwiastowała, że da jej dzisiaj popalić w tym barze. Lubił wyzwania.
Przeszedł na drugą stronę stołu. Zaczesał włosy do tyłu i powoli rozpiął mankiety swojej koszuli podwijając rękawy ledwo za linię łokci ujawniając nieco ze swoich tatuaży. Spojrzał na nią z tym zadziornym uśmiechem opierając się dłońmi o stół i nachylając się w jej stronę.
- Co powiesz na... Jeśli ja wygram, zrobisz w końcu to, o co Cię prosiłem kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy. Jeśli Ty wygrasz... Hmm... - zastanowił się chwilę - Zatańczę dla Ciebie. - uśmiechnął się łobuzersko bo oboje wiedzieli, że nie chodziło o tango czy foxtrota. Ona doskonale wiedziała o czym rozmawiali już lata temu.
Darcy Bowman
-
Dear Santa, I’ve been good all year. Most of the time. Once in a while. Nevermind, I’ll buy my own stuff
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3os.czas narracjiprzeszłypostaćautor
- Może jedno i drugie? – może to, że potrzebowała pomocy było wymówką? Dobrą okazję, żeby przyznać się trochę do tego, że tęskniła. W jakimś stopniu na pewno tęskniła. Jak mogłaby nie tęsknić za kimś, kto był tym pozytywnym elementem jej popieprzonego życia? Z tego samo powodu przecież ciągle trzymała jego numer telefonu.
- Młodą siksę… – powtórzyła za Arvelem, uśmiechając się pod nosem i na krótką chwilę wsuwając dłoń pod jego koszulkę, zaledwie opuszkami palców muskając skórę na brzuchu, krótko i drażniąco. Jednocześnie ani na moment nie odrywała od niego spojrzenia, a w kącikach ust drżał jej wymowny uśmiech – Ale zacznij od trochę starszych, legalnych. Szkoda byłoby zmarnować karierę i życie… bo jestem pewna, że znalazłbyś całą masę chętnych. – młode dziewczyny przecież nie były wcale najmądrzejsze. Ba! Sama pamiętała jak była w tym wieku i zdecydowanie nie była najmądrzejsza – niedługo później wyniosła się z domu, zaczynając życie na własny rachunek i zadawała się wtedy z naprawdę… oj naprawdę różnymi typami. Niestety nie mógł liczyć na jej zazdrość, a przynajmniej nie przy takiej okazji. Albo po prostu bardzo dobrze ją kryła. Wypiła szot tequili i po prostu zabrała się za swoje uderzenie.
Uśmiechnęła się pod nosem, gdy stwierdził, że nie będzie musiała się… prosić. Obróciła się do niego przez ramię, ciągle jednak pochylając się nad stołem. Oczywiście, że przyłapała go na gapieniu się na jej pośladki, ale zupełnie się tym nie przejęła, wręcz przeciwnie – kącik ust drgnął jej w rozbawieniu, bo faceci naprawdę byli przewidywalni. Lubił to. A co ona lubiła? Pewnych siebie facetów, którzy wiedzieli czego chcą i nie bali się po to sięgnąć. Tak… ale doskonale o tym wiedział. Kto jak kto, ale on wiedział.
- Zatańczysz dla mnie? – zaśmiała się, kręcąc głową i sięgając po kolejny kieliszek alkoholu – Musisz być bardzo pewny siebie, bo nie wierzę, że byłbyś w stanie to zrobić. – tyle lat i nigdy tego nie zrobił, więc dlaczego teraz? – I wiesz, że musisz mi przypomnieć, prawda? Rozmawialiśmy o wielu rzeczach, wielu rzeczy ode mnie chciałeś, Cadwalader. Co tak bardzo utkwiło ci w pamięci, że wracasz do tego teraz?
Arvel Cadwalader
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
- Nie mówiłem o nastolatkach, nie przesadzajmy. Lubię nielegalne rzeczy, ale nie tego typu przestępstwa. - przewrócił oczami cicho wzdychając pozwalając jej się domyślać czy to dlatego, że go dotykała, czy po prostu był rozczarowany tym, co sobie pomyślała - Legalnymi... Takimi, jak Ty? - spojrzał jej w oczy szukając tam jakiegoś potwierdzenia.
Jeśli nie tęskniła, ani nie była zazdrosna, albo przynajmniej dobrze to ukrywała, może samemu uda mu się coś wyczytać z jej reakcji? Chciał zobaczyć coś więcej. Dobrze się bawił w jej towarzystwie. Zawsze się bardzo dobrze dogadywali, tylko jemu przestawało to już wystarczać. Zwłaszcza, że Bowman była teraz wolną kobietą. Nie musiał rozwalać żadnej relacji chcąc zbudować z nią coś więcej. O czym my w ogóle mówimy. On, miał budować coś stabilnego? Już próbował. Może raz wystarczy? Nie skończyło się to dla niego szczęśliwym zakończeniem. Tak, nie było się przecież o co prosić. Jeśli będzie czegoś od niego chciała da mu znać. Potrafi wziąć telefon i zadzwonić kiedy go potrzebuje. Może uda jej się zrobić to również z chęci, a nie tylko potrzeby.
- Tak myślisz? - uśmiechnął się do niej enigmatycznie podchodząc nieco bliżej - Pewny, że wygram? Całkiem. - złapał ją za biodra i przycisnął jej pośladki do stołu przywierając swoim ciałem do jej - Pewny, że byś tego nie zapomniała? Zdecydowanie. - uśmiechnął się szerzej, nachylając się do niej i po prostu kradnąc jej namiętny pocałunek zakończony przygryzieniem jej dolnej wargi idealnie na granicy bólu i przyjemności.
- Masz rację, trochę tego było. - zaśmiał się cicho nadal pozostając blisko i właściwie muskając jej wargi swoimi - Dasz mi się aresztować. - spojrzał jej w oczy z tymi niebezpiecznymi iskierkami - Pójdziemy do biura komendanta... - spojrzał jej w oczy przesuwając palcem po jej szyi przenosząc go powoli na jej dekolt - I tam Cię przelecę. - oblizał usta na samą myśl zahaczając jej bluzkę.
Wziął głębszy wdech by poczuć znów jej perfumy. Z tą myślą ją zostawił. Zrobił dwa kroki do tyłu pozwalając jej poczuć brak jego ciepłego ciała. Puścił jej jeszcze oczko zanim złapał za kij i przygotował się do następnego uderzenia. Uderzenia, które wbiło bilę do dziury. Zostawało ich już coraz mniej na stole. Gra nabierała tempa.
Darcy Bowman
-
Dear Santa, I’ve been good all year. Most of the time. Once in a while. Nevermind, I’ll buy my own stuff
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3os.czas narracjiprzeszłypostaćautor
Brew drgnęła jej do góry i pokręciła lekko głową, bo naprawdę… przecież to on się zastanawiał, czy miał szanse u piętnastolatek! Miał… oczywiście, że miał! Ale zdaniem Darcy była to gra niewarta świeczki. Wiedziała, że można w życiu robić różne głupoty, ale ta jedna nigdy nikomu nie wychodzi na dobre, ani jednej ani drugiej stronie. I zazwyczaj okazuje się to długo po czasie.
- Obawiam się, że w kategorii młodych siks… nie jestem legalna. Jestem przeterminowana. – kącik ust drgnął jej w rozbawieniu, mocniej zacisnęła palce na jego koszulce i przysunęła się, żeby zaczepnie krótko musnąć jego wargi. Autoreklama? Poniekąd. Zabawne, ale ona sama dużo lepiej czuła się we własnej skórze z trójką z przodu niż, gdy faktycznie była młoda. Życie też było łatwiejsze i dużo lepiej można było je wykorzystać… no i czy człowiek wiedział w takim momencie już czego chciał? Poniekąd. W pewnych kwestiach na pewno. Na pewno już wiedział, co lubi i na ile jest sobie w stanie pozwolić.
Lubiła na przykład jego stanowczość. To, że się nie wahał… mruknęła zadowolona prosto w jego wargi, gdy przyjemny dreszcz po tym pocałunku spłynął wzdłuż jej kręgosłupa – Nie dałabym sobie tego zapomnieć. – rzuciła przekornie, bo wiedziała, że to byłaby jedna z tych rzeczy, których nie mogłaby zapomnieć, bo prawdopodobnie poprawiałyby jej humor jeszcze do późnej starości. Zwłaszcza, że w tym momencie nie potrafiła go sobie wyobrazić w takim układzie, więc… potrzeba wygrania była silna! Chociaż… alternatywa?
Zaśmiała się w głos. Bo czy tego się spodziewała? Nie, ani trochę.
- Ale w tym układzie bardziej kręci to, że mnie aresztujesz… – czyli właściwie skuje jej nadgarstki? Ograniczy jej możliwość poruszania się? W głowie miała przynajmniej kilka sposobów w jaki mógł to zrobić we własnej sypialni – … czy to biuro komendanta? – kącik ust znów drgnął jej w rozbawieniu, a gdy się od niej odsunął… przesunęła spojrzeniem po jego sylwetce. Powoli i ostrożnie, bez najmniejszego skrępowania – Seks w pracy? Seks z aresztowaną? Czy chcesz mi po prostu związać ręce? O którą część tej fantazji chodzi Cadwalder? – mówiła nieprzerwanie go rozpraszając i przechodząc po kolejny kieliszek alkoholu, który wlała sobie do gardła i lekko się przy tym skrzywiła – I nie pamiętam, żebyś kiedyś mi o tym mówił… musiałeś być lepszy w aluzjach, a ja jej nie wyłapałam. Zresztą straciłeś okazję po śmierci Daniela. Zabraliście mnie w kajdankach na przesłuchanie… żeby po kilku godzinach wypuścić, gdy okazało się, że żona jednak jest niewinna. – niewinna… cała ona!
Arvel Cadwalader
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
Nie był specjalnie zainteresowany nastolatkami, ani nawet do końca dwudziestolatkami. Tak, jak większość facetów lubił mieć na ramieniu młodszą i atrakcyjną dziewczynę, ale robił się na tego typu figle już trochę za stary. Nie rozumiał tych nowych pokoleń, pewnie nie wiedziałby nawet jak taką siksę poderwać. Dojrzał już na tyle by wiedzieć, czego chce, a od dłuższego już czasu pragnął właśnie kobiety, z którą właśnie rozgrywał tę partię bilarda. Zdawał sobie sprawę, że we wszystkim, co mówiła zawsze było ziarno prawdy. Darcy nigdy nie była szczególnie zahukaną czy skromną dziewczyną. Miała problemy. On wiedział o tym najlepiej zawsze będąc jej pierwszym kontaktem. Z tego samego powodu się dzisiaj spotkali. Przynajmniej oboje tak mówili. Pewnie mógł znaleźć sobie kogoś mniej problematycznego i o nieco mniej ciekawym życiorysie, ale cholera. To dla niej załapał jakieś uczucia, których sam jeszcze nie potrafił do końca zdefiniować. Chciał się jednak przekonać czym mogłyby być.
- O nie Złotko. To po prostu byłoby niezapomniane przeżycie. - uśmiechnął się absolutnie pewny siebie ściskając nieco mocniej jej biodra, na których nadal trzymał swoje dłonie.
Mogła się tylko domyślać, czy miał już obmyślony jakiś układ. Może robił to wcześniej dla swojej narzeczonej, albo jest to jeden z tych sekretów, których jeszcze nie poznała? Nigdy nie pytała jak długo był policjantem. Skąd wziął się pomysł na taką karierę. Nie wiedziała o nim jeszcze naprawdę wiele. Mogła być natomiast pewna, że miał znakomitą kontrolę nad swoim ciałem. W końcu wielokrotnie mogła już tego doświadczyć. Nawet jeśli był pewny siebie, nie zamierzał dać za wygraną. Chciał zdobyć swoją nagrodę.
- Biuro komendanta. - odpowiedział bez chwili zawahania - Gdyby samo założenie Ci kajdanek aż tak mnie podniecało już dawno byśmy to zrobili. - zwilżył usta językiem patrząc na nią nieco gorętszym spojrzeniem omiatając jej sylwetkę właśnie to sobie wyobrażając.
Obrazek na pewno był podniecający i zaczął się zastanawiać jak to się stało, że wcześniej tego nie zrobili? Nie mogli mieć już lepszych okazji chociażby ze względu na swoje ścieżki kariery. To byłoby całkiem realne, a on przecież lubił przejmować kontrolę. Może powinni to dzisiaj przetestować?
- Seks z aresztowaną mam już za sobą. - uśmiechnął się do niej zadziornie pochylając się by wymierzyć uderzenie w kolejną bilę - Nie zawsze dogaduję się ze swoim komendantem. Czasami potrafi być prawdziwym dupkiem. Więc chcę zerżnąć na jego biurku kobietę, której on sam nigdy nie mógłby zdobyć. - uniósł na nią wzrok przesuwając po jej sylwetce gorącym spojrzeniem zawieszając je na chwilę dłużej na jej dekolcie oraz szyi już sobie wyobrażając jak mógłby ją tam całować i jak dobrze wyglądałaby pod nim na tym biurku - Darcy... Nie jestem mężczyzną, który czeka na okazję. Ja tworzę swoje okazje. - kliknął językiem kręcąc głową z pewnym rozczarowaniem by za chwilę wykonać kolejne uderzenie, którym... Znów trafił.
Uśmiechnął się do niej zadziornie bo nie zostało już zbyt wiele bil. Raptem trzy i czarna. Czas na wygraną powoli się kończył. Kto chciał tego bardziej?
Darcy Bowman