36 y/o
OPIEKUN FORUM
189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
✎ consigliere kalabryjskiej organizacji przestępczej
✎ oficjalnie dyrektor strategii w korporacji
✎ mężczyzna, z którym zawiera się "układ", w którym on daje, a później "odbiera przysługę
✎ osobowość psychopatyczna
✎ mistrz manipulacji i pasjonat pogłębionej psychologii
✎ aktor w spektaklu życia; kameleon
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  Żaden mięsień na jego twarzy nie drgnął, kiedy Navi sprowadziła się do tak prostego określenia, jak „wal się”. Wciąż stał w jednym i tym samym miejscu, lustrując ją spojrzeniem. Jego wzrok nie błądził po jej sylwetce, nie szukał podpowiedzi, co do jej emocji, bo te wydawały się być po prostu słyszalne w jej głosie. Traciła więc kontrolę nad samą sobą. A złej jej jeszcze nie widział. Widział ją zrezygnowaną, zagubioną, zdeterminowaną czy szczęśliwą. Złość u niej była czymś nowym, choć sama emocja to coś tak pierwotnego.
  On tez jej zaufał. Nie było to aż tak efektywne jak to, gdy ona rzuciła wszystko, by wyjechać z nim na drugi koniec świata, znając go w zasadzie z ledwością. Ale to on pozwolił jej być blisko. Bo jego zaufanie istniało tam, gdzie ryzyko było pod kontrolą. Ufał na tyle, na ile mógł sobie pozwolić, aby nie stracić kontroli, a i tak przecież się na tym przejechał. Zawiodła te szczątkowe części zaufania, które jej ofiarował.
  Może po prostu nie rozumiała tego, co od niego dostała?
  Nie mógł przecież pomyśleć, że była pazerna na informacje – on był. Ona nie. Inaczej to by oznaczało, że to on pomylił się w ocenie, a przecież to była rzadkość.
  Uniósł minimalnie podbródek, gdy znów do niego przemówiła, wcześniejszy wybuch traktując zwykłą ciszą i nieugiętym spojrzeniem. Czymś, co mówiło za niego chłodno, że nie zamierzał podejmować.
  — Nie potrzebuję tych przeprosin, Navi. — Słowa te wypowiedział tak, jak zwykle. Ani na moment ton jego głosu nie zadrżał. Z tą ostrą, chirurgiczną wręcz precyzją, składając każdą sylabę w słowo, a słowa w zdania. — Przeprosiny nie cofają skutków. I nie mają wartości, jeśli nie idzie za nimi rozsądek. — A jej, według jego własnej analizy, tego rozsądku zabrakło. Zabrakło przede wszystkim czujności. I zabrakło świadomości, że po tym wszystkim, co miała, trudno będzie tak prosto wejść w normalne życie, nawet jeśli przeniósł ją do nowego miejsca, w nowe otoczenie.
  Jak gdyby znowu dawał jej nowy start, kiedy to była po prostu zmiana dla niego. Nie dla niej.
  — Jeżeli skończyłaś, przejdziemy dalej — powiedział spokojnie. — Twoje emocje nie zmieniają faktów.
  Zawsze ją cenił i podziwiał jej żywotność. To jak czuła. Choć dla innych to nie było nic niezwykłego, dla niego była fascynująca w swej naturalności. Była dla niego niczym obiekt badań, który lubił mieć przy sobie, bo zdarzało jej się wyłamać schemat i robić coś, co nie było aż tak przewidywalne. Co wyłamywało się ze sztywnych ram algorytmu.
  Teraz należało znaleźć rozwiązanie dla tego niedociągnięcia, które popełnił, gdy odprawiał ją z Kalabrii do Toskanii.
  Tyle tylko, że w Navi coś zaczęła pękać. Coś, co znał i z czym było mu łatwo, a co jednocześnie zdawało się być nudne i przewidywalne. Zaczęła rozłamywać się ta powłoka uległości.
  W najmniej dogodnym dla niego momencie.
  Nie mówiąc już o tym, że to jednak uległość była tym, co go pociągało najbardziej. W końcu to uwypuklało jego kontrolę
  Musiała się spotkać jednak z jego opanowaniem i niewzruszeniem jej postawą. Z jego zimną logiką i racjonalizmem.
  — To gdzie jesteś i gdzie będziesz, Navi, nie zależy od tego, czego ty chcesz. Od tego, czego oni szukają. — Wyprostował się, przechylając lekko głowę. Podbródek nieznacznie zadarł. — A szukają ciebie, bo jesteś łatwiejszym celem niż ja. — Nic, tylko suche fakty. Nie były wypowiedziane z wyższością, ani z pychą, jak gdyby to miało być jakieś osiągnięcie i coś, czym chciałby się chełpić. Bezemocjonalna precyzja.
  A jednak pod jego skórą, pod jego czaszką, dział się proces, który przebiegał niezauważalnie inaczej. Przecież najprostszym i najskuteczniejszym rozwiązaniem, najbardziej logicznym dla niego, byłoby zabicie Navi. Nie mieliby nawet przez kogo próbować wyciągać od niego informacji, bo wszyscy którzy wiedzieli o nim nieco więcej, byli z nim od dłuższego czasu i udowadniali, że byli nie do zdarcia.
  A skoro nie chciał jej zabić i nawet nie brał tego jako opcję, mimo iż była najrozsądniejsza, to znaczyło, że wciąż była luką w jego systemie.
  — Spakuj się — powtórzył, niespecjalnie twardo, niespecjalnie tez miękko. Bez głębszego zabarwienia w tonie, jak gdyby wypowiadał coś, co było niepodważalne i od czego miała nie mieć odwrotu.
  Z nieugiętym spojrzeniem wciąż wczepionym w twarz Navi, zdawał się nie zauważać, że mężczyzna, który leżał kawałek za nim, nie jest martwy. Nie zauważać, że choć poruszał się z ledwością, to jednak sięgał palcami pogruchotanej ręki po ten sam rewolwer, który próbował wziąć wcześniej.

Navi Yun
28 y/o
Welkom in Canada
162 cm
właścicielka tworzącej się restauracji koreańskiej
Awatar użytkownika
I broke into a million pieces, and I can't go back
But now I'm seeing all the beauty in the broken glass
The scars are part of me, darkness and harmony
My voice without the lies, this is what it sounds like
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Zaufanie w tej relacji było ciężkim orzechem do zgryzienia. Każde z nich miało swoje problemy, jeśli chodziło o dawanie go drugiej osobie, a teraz, to co mieli przestało działać ze względu na sekrety. A Navi zawsze lubiła wiedzieć, ale nigdy otwarcie nie pytała, bo też nigdy jej na to nie pozwalano. Mimo to, zdawała sobie sprawę z tego co robił Subin. Była w pełni świadoma jego mniej lub bardziej legalnych interesów, nawet jeśli on nie zdawał sobie z tego sprawy. Na jego spotkaniach biznesowych, gdzie robiła za dekorację, cały czas obserwowała, zdobywając informację o otoczeniu i ludziach. Nie było to zwykle nic tak ważnego jak pieprzona, przestępcza organizacja, a bardziej wiadomości o tym, kto z kim miał romans za plecami małżonka, a kto gadał za dużo po dwóch kieliszkach wina.
Teraz jej zdobyte informacje były nieco większej wagi.
Nie potrzebuję tych przeprosin, Navi.
Chyba nie spodziewała się niczego innego, a jednak i tak poczuła nieprzyjemne ukłucie w żołądku, jakby właśnie oberwała w niego z pięści.
Nawet to umiesz zepsuć — rzuciła krótko, wciąż nie spuszczając z niego swojego ciemnego spojrzenia.
W tej chwili czuła całą masę różnych rzeczy, które nie tylko odbijały się w jej postawie, ale także spojrzeniu, głosie czy nawet drobnych, nerwowych ruchach dłoni. I wiedziała, że on to widział. Ze wszystkich osób na świecie, widział to najlepiej i nie byłaby w stanie tego ukryć. Na pewno nie w tej chwili, nie w tym momencie, nie po tym wszystkim.
A jednak, jak raz postanowiła, chociaż przez chwilę, zawalczyć o samą siebie i przeciwstawić się silniejszemu. Była zmęczona tym, że traktowano ją jak przedmiot, który można przestawiać i ustawiać tak, jak ktoś sobie tego zażyczył. I przez całe swoje życie po prostu się na to godziła. Przytakiwała i ulegała wpływom, aby zadowolić drugą stronę, bo inaczej mogło to mieć przykre konsekwencje. Z domu przecież wyniosła, że mężczyzna ma zawsze rację.
A Giovanni, o ironio, przez ostatnie miesiące uczył ją, że ma swoje zdanie. I się ono liczy.
Ale najwyraźniej nie teraz.
Nie odpowiedziała. Zacisnęła mocniej dłonie w pięści i odwróciła spojrzenie w bok, nie mogąc się też z tym kłócić. Była łatwiejszym celem. Była łatwiej dostępna, bez ochrony i na pewno łatwiej dało się ją złamać, aby zdobyć informacje. A skoro już nie była przy boku Giovanniego, to przyciągała tych, którzy niekoniecznie mieli dobre zamiary.
Teraz chociaż będzie tego w pełni świadoma. I będzie robić research osób wokół niej. Jak chciał.
Spakuj się.
Wróciła do niego wzrokiem, ale dalej nic nie mówiła. Nie było sensu się stawiać i być upartą, dla samego tupnięcia nóżką. Logicznym było, że skoro teraz wiedzieli gdzie jest, to będzie celem o wiele częściej. Możliwe, że po śmierci ich kolegi, staną się bardziej natarczywi i mniej… mili. Dlatego chociaż chciała, nie kłóciła się już dalej. Tyle było z braku jej uległości.
Ale przynajmniej próbowała.
Odwróciła spojrzenie, ale to właśnie wtedy wyłapała delikatny ruch za jego osobą. Ruch, który nie miał prawa istnieć, a jednak się pojawił. Serce jej się skurczyło w nagłym przypływie adrenaliny. To właśnie wtedy ono zaczęło górować nad rozsądkiem. Instynkt. Pełna gama sprzecznych emocji, która sprawiła, że w kolejnych ułamkach sekund była szybsza, niż jakiekolwiek słowa.
Schwyciła przedramię Giovanniego i używając całej, niedźwiedziej siły jaką miała, jednym, zwinnym ruchem wysunęła się przed niego, odciągając go z linii ataku napastnika. Stanęła tuż za jego plecami w tej samej sekundzie, w której cztery ściany apartamentu przeciął ostry, charakterystyczny huk.
Nagle wszystko zwolniło.
Dźwięki zostały stłumione, a temperatura w pomieszczeniu zmalała o kilka stopni. A może to było tylko jej odczucie? Bo nagle stało się zimno, a po jej ciele przeszła fala bólu. Zaraz za nią pojawiło się mrowienie. Sięgnęła drżącą ręką do okolic brzucha. Czuła, jak materiał czarnej, dopasowanej sukienki zaczyna robić się ciężki. Mokry. Spojrzała na swoje drobne, zakrwawione palce i już wiedziała, że było źle.
Zimna świadomość ścisnęła jej serce.
To właśnie wtedy niemoc wkradła się do jej ciała. Świat zaczął wirować jej przed oczami, a nogi stały się jak z waty. Świat wirujący przed oczami rozmazywał kolory, kontury i ludzi, a każdy oddech palił w płucach. Kolana się pod nią ugięły.
Teraz nawet strach nie był już tak wyczuwalny.

Giovanni Salvatore
36 y/o
OPIEKUN FORUM
189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
✎ consigliere kalabryjskiej organizacji przestępczej
✎ oficjalnie dyrektor strategii w korporacji
✎ mężczyzna, z którym zawiera się "układ", w którym on daje, a później "odbiera przysługę
✎ osobowość psychopatyczna
✎ mistrz manipulacji i pasjonat pogłębionej psychologii
✎ aktor w spektaklu życia; kameleon
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  Niczego innego, niż racjonalności i zimnych faktów nie można było się po nim spodziewać. Potrafił mówić ładnie, ale mówienie ładnie mogło być wtedy, gdy wszystko było pod kontrolą, a tutaj tak wiele rzeczy wymknęło się poza nią. Nie było miękkości, nawet jeśli niemal zawsze była po prostu sztuczna, ale brzmiąca autentycznie. Tej, którą już znała i która jej zapewne odpowiadała – bo w końcu ta miękkość, nawet jeśli sztuczna (a może zwłaszcza dlatego) – była jego wyborem. Decydował się, aby jej użyć, pomimo tego, że nie była dla niego naturalna, a on nie rozgrywał nią już większej gry, żeby musieć ją każdego dnia próbować sobą oczarować.
  Jej bunt był zadziwiający, godny podziwu nawet, ale wybór momentu fatalny. W innej sytuacji pewnie by ją pochwalił, zapewne powiedziałby, że to jest właśnie ten jej wewnętrzny głos, który tak długo tłamsiła w sobie, że do tej pory pewnie już zdołała zapomnieć, że w ogóle go ma.
  Dlatego teraz należało to brutalnie zdusić. Nie przemocą, a zimną kalkulacją i brutalną prawdą. Przypomnieć, że chociaż odzyskiwała głos, to nie w każdej sytuacji musiał być słuszny.
  Wbrew pozorom – nigdy nie chciał dla niej źle. Mogła tego nie widzieć, na pewno nie widziała, ale wszystko co robił było po to, aby ją chronić. Choć myląca musiała być ta szorstka, zautomatyzowana wręcz powłoka. To wynikało z niezrozumienia jego perspektywy – pojęcie jej byłoby bardzo skomplikowane, bo mimo tego, że wydawało się być to proste, kiedy spłaszczało się to do „nie odczuwam emocji tak jak inni”, to przecież wyobrażenie sobie tego musiało być trudne. Bo odruchowo ludzie zawsze wybierali kierowanie się emocjami. I myślenie razem z nimi.
  Choć obserwował ją uważnie, to nim zareagował na chaotyczny i nieprzewidywalny ruch z jej strony, ona zdołała go odepchnąć, przykładając do tego nieludzką wręcz siłą.
  Huk wystrzału broni palnej był dla jego umysłu jak sygnał do startu. Sytuacja wysokiego stresu zadziałała na niego tak, że jeszcze bardziej zamierzał trzymać przy sobie kontrolę, drapieżnie więc o nią walcząc – choć nie bez naturalnej jeszcze większej nić na co dzień precyzji.
  Szybkim, ale płynnym, mechanicznym wręcz odruchem, z nieludzką precyzją, sięgnął po swoją broń spod marynarki i nim Luca zdołał oddać kolejny strzał, Giovanni go zlikwidował. Strzelając jeden, a później drugi raz, w głowę, choć ten drugi nie był już potrzebny.
  Później już odwracał się w kierunku kobiety. Ujął ją, gdy się zachwiała i gdy jej nogi zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Podtrzymał ją twardo, widząc krew na jej palcach, a później mokrą plamę na ciemnej tkaninie jej sukienki.
  Jego twarz była po prostu martwa. Nie była przerażona, ani pusta. Martwa, bo pod nią coś wrzało tak intensywnie. Zbyt mocno, aby mogło wypłynąć.
  — Navi. — Niekontrolowane. Jedno słowo, które wyszło inaczej, niż powinno. Zbyt miękko, jak na niego. Uświadomił sobie to bardzo szybko. — To było irracjonalne — powiedział znacznie ciszej, niż zwykle. — Nie powinnaś była mnie zasłaniać. — Nie powinna była. To był nielogiczny odruch, którego nie był w stanie pojąć. Pocisk był przecież przeznaczony jemu, nie jej. Dlaczego wiec miałaby to zrobić? Pewnie potrafiłby sobie to wytłumaczyć, znajdując w głowie wszelką wiedzę, o ludzkich odruchach, ale nie potrafił tego pojąć.
  Logika.
  Potrzebował logiki, aby samemu móc teraz funkcjonować. Aby nie oszaleć.
  Tylko logika.
  Widział jak krew wciąż wsiąka w materiał jej sukienki. Więc zrobił to, co słuszne – pomógł sprowadzić do parteru, nie chcąc jej nigdzie przenosić – to byłoby głupie. Nawet zbyt zły kąt mógłby jej tylko zaszkodzić. W drugim kroku, złapał za poły własnej marynarki, by ściągnąć ją z ramion i wsunąć po jej głowę. Następnie przesunął się w klęczkach by być bliżej jej boku i rany. Wyszarpnął koszulę z własnego ciała, zrywając jednym, mocnym ruchem guziki, zostając w samym ciemnym podkoszulku. Zdartego materiału użył do tamowaniarany.
  — Patrz mi w oczy Navi — powiedział, dokładając dłoń z tkaniną między palcami do miejsca, gdzie była rana, dociskając ją do niej precyzyjnie. Ani za mocno, ani za lekko. Drugą ręką wybierał numer w telefonie.
  Jego wzrok spadł z powrotem na nią.
  — To nie jest śmiertelne, jeśli nie będziesz się ruszać i jeśli nie odpłyniesz. Doskonale wiedział, jak ma wyglądać to zdanie, a mimo to jego mózg przerwał wątek, zacinając się nad jej bliskim śmierci spojrzeniem sprzed tych kilku miesięcy.
  Tylko przez sekundę wyglądał jakby coś próbowało przebić się przez jego logikę, jednak natychmiast, swiadomie to zdusił.
  Brak racjonalności. Brak kontroli. Defekt.
      Cazzo.
  — Spójrz na mnie — ponowił tonem, który nie był ani cierpliwy, ani też troskliwy. Był wręcz obligatoryjny, bliski nakazowi. Sięgnął dłonią, która wypuściła telefon do jej podbródka, wymuszając na niej, aby patrzyła na niego. — Nie umrzesz, Navi. — Deklarował właśnie coś, nad czym nie miał kontroli, ale na pewno usilnie próbował mieć w tej chwili. Swoim działaniem. — Nie pozwolę na to — dodał twardo, niemalże cedząc to jedno zdanie przez zęby. To wszystko było i tak najbliższe emocjom, na jakie było go stać.
  Nawet jeśli całym sobą, nawet teraz, wyglądał jak ktoś, kto tylko rzuca precyzyjne, chłodne nakazy, to dla niego było dużo.
  Dla niego to było za dużo. Niemalże czuł, jak jego umysł się blokuje, zawiesza i odbija od ścian w chaosie, który nie był mu znany i którego nie powinno w ogóle być.

Navi Yun
28 y/o
Welkom in Canada
162 cm
właścicielka tworzącej się restauracji koreańskiej
Awatar użytkownika
I broke into a million pieces, and I can't go back
But now I'm seeing all the beauty in the broken glass
The scars are part of me, darkness and harmony
My voice without the lies, this is what it sounds like
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

W jej ruchu nie było żadnej logiki. Tylko emocje.
Jako ktoś, kto wewnętrznie się go obawiał, kto jeszcze nie tak dawno temu prawie nie umarł z jego rąk, powinna była na to pozwolić. Powinna była zostać w miejscu i nie reagować, kiedy dostrzegła, że skatowany mężczyzna sięga broni i celuje nią w Giovanniego.
Ale nie mogła. Nie umiała. Coś w niej pękło.
To był instynkt.
Zawrzał pod jej skórą i zmusił do ruchu, nawet jeśli ten miał się okazać opłakany w skutkach. Nie myślała o tym, jak niedawno jeszcze bała się jego spojrzenia, jego dłoni i jego gniewu. Nie myślała nawet o tym, że mogłaby wreszcie odsunąć od siebie to wszystko, co było z nim związane. Mimo tych wszystkich różnych, sprzecznych emocji, które się w niej kłębiły gdy na niego patrzyła, w tym jednym, krótkim momencie wygrała sympatia. Troska. Wygrało serce, które chociaż oberwało już kilka razy, to wciąż zdawało się nie sparzyć na własnych błędach.
Miał rację. To było irracjonalne. Ale to nie miało znaczenia.
Czuła jak wraz z krwią odchodzi z niej też cała siła i energia. Z każdą kolejną sekundą, gdzie serce pracowało z całą mocą, dodatkowo napędzane stresem oraz adrenaliną. Jej porcelanowa skóra wydawała się być teraz bledsza niż kiedykolwiek wcześniej, a spojrzenie stawało się puste. Mętne i zmęczone, chociaż jeszcze nie tak dawno temu tryskało całą gamą różnych, żywych emocji.
Nogi odmówiły jej posłuszeństwa, a kolana się pod nią ugięły. Ale nie upadła. Podtrzymywana przez Giovanniego, ułożyła się na ziemi z jego pomocą. Starała się zachować trzeźwość rozumu. Z całych sił próbowała utrzymać świadomość, która powoli zaczynała się gubić. Wiedziała gdzie jest, ale wszystkie gesty, słowa i czyny były jak przepuszczane przez filtr. Wszystko działo się w zwolnionym tempie, a jego głos był przytłumiony. Jakby znajdowała się pod wodą.
Patrz mi w oczy.
Przeniosła na niego swoje słabe spojrzenie chyba tylko siłą woli.
Miała wrażenie, że tego nie przeżyje. Nigdy wcześniej nie czuła się tak słaba. Nawet wtedy, w tamtym pokoju, miała siłę, aby walczyć, aby się szarpać, nawet jeśli brakowało jej powietrza. Teraz nie umiała wypowiedzieć nawet słowa. Samo bycie przytomnym kosztowało ją sporo energii, ale wiedziała, że musi zachować świadomość tak długo jak tylko mogła.
Bo jeśli zamknie oczy, to przegra.
Chciała coś powiedzieć, ale nie była w stanie. Głos jej się wiązał w gardle, jakby wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa miało być niesamowitym wyzwaniem. Dlatego tylko go słuchała i walczyła o to, aby pozostać przytomną. I chociaż czuła, jak przez uciskaną przez niego ranę ulatuje z niej siła oraz resztki życia, to w tym czasie skupiała się na obserwowaniu Giovanniego w zupełnie innym, nowym dla niej wydaniu. Bo wreszcie widziała coś, czego wcześniej nigdy nie dopuszczał do głosu. Coś, co zawsze było ukryte pod maską opanowania, pewności, chłodu.
I w tym wszystkim było coś bolesnego i jednocześnie miękkiego.
Bo choć ledwo trzymała się przy życiu, to czuła, że Giovanni Salvatore naprawdę się nią przejmuje. Nie o tym, co mogła dla niego zrobić. Nie informacjami, które posiadała.
Tylko nią.
I to był widok, który miał zostać z nią do końca.
Odlatywała. Przymknęła oczy czując, jak powieki stają się ciężkie, a zmęczenie wygrywa. Nawet jego rozkaz nie był teraz na tyle silny, aby ją przebudzić.
Ale chwyt już tak.
Gdy poczuła jego dłoń na podbródku, zmusiła się do otwarcia oczu i spojrzenia na niego. Słabo, z ostatkami sił. Słyszała go, ale nie mogła mu odpowiedzieć. Nie słownie.
Nie umrzesz, Navi. Nie pozwolę na to.
Kącik ust jej drgnął słabo, niemalże niezauważalnie, jakby chciała się uśmiechnąć na tę deklarację. Jakby naprawdę chciała w nią uwierzyć, nawet jeśli czuła po własnym ciele, że właśnie obiecuje jej coś, co mogło się nie spełnić. Coś, czego jak raz nie mógł w stu procentach zapewnić. Zakrwawione palce dłoni jej drgnęły. Zmusiła się do ostatniego ruchu. Musnęła opuszkami jego dłoń, która dociskała drogą koszulę do jej przeciekającej krwią sukienki. Może to było podziękowanie. A może pożegnanie.
Naprawdę się starała. Naprawdę walczyła.
Tyle, że jej ciało w pewnym momencie przestało słuchać. Odmówiło posłuszeństwa i się zwyczajnie wyłączyło. Rzucając mu ostatnie, słabe spojrzenie, zamknęła oczy wbrew jego nakazom. Przestały dochodzić do niej wszelkie dźwięki oraz jego głos i wszystko zlało się w jedno.
W czerń.

Giovanni Salvatore
36 y/o
OPIEKUN FORUM
189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
✎ consigliere kalabryjskiej organizacji przestępczej
✎ oficjalnie dyrektor strategii w korporacji
✎ mężczyzna, z którym zawiera się "układ", w którym on daje, a później "odbiera przysługę
✎ osobowość psychopatyczna
✎ mistrz manipulacji i pasjonat pogłębionej psychologii
✎ aktor w spektaklu życia; kameleon
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  Nienawidził takich sytuacji. Momentów, które były poza jego kontrolą. Chwil, w których nie było danych do analizy, gdy schemat był łamany i działo się coś, czego on nie potrafił przewidzieć. Nienawidził momentów, w którym był pod wpływem nieprzewidywalnego bodźca emocjonalnego. Jego umysł… przestawał nadążać. Ciało było wciąż w najwyższym stopniu gotowości, ale jego logika – w strzępach. Najgorszy z możliwych dla niego scenariuszy.
  Cały czas starał się zachować choćby pozór posiadania kontroli nad tym, co się działo. Walczył tym, co było racjonalne – argumentacją, cedząc cierpko, przez zęby, imperatywy do słabnącej w jego oczach Navi. Ale to nie pomagało – a oni musieli czekać, aż jego ludzie zareagują.
  Gdy poczuł jej chłodną dłoń na swojej, to – choć widział ten ruch, bo przecież był czuły na każdy, nawet najmniejszy z jej strony – sam poczuł, że ów gest – lekki na tyle, że niemal nieodczuwalny, uderzył w niego mocniej, niż jakikolwiek z ataków na niego kiedykolwiek. Spadło na niego coś, na co nie miał żadnej zaprogramowanej procedury i co nie było w żadnym jego algorytmie.
  Niezrozumiałe dla niego w tym wszystkim. Przecież nie była to ani prośba, ani nic, co miałoby ja bronić. Świadomy i dobrowolny ruch z jej strony, pomimo irracjonalności całej tej sytuacji.
  Jego trzewia ścisnęły się mocno, niemal boleśnie; później szarpnęło nim coś od środka. W pierwszej reakcji, która przyszła świadomie, zjawiła się wściekłość, na którą nawet nie miał żadnej kategorii W drugiej – pojawiła się frustracja. Zapoczątkowana jej ruchami, a która spadła nie na nią, a na sytuację. Trzeci impuls był w tym wszystkim najmocniejszy. I, dla niego, najgorszy. Ostry, całkiem obcy i tak nielogiczny skurcz, który poczuł gdzieś głębiej.
  A nawet nie był w stanie nazwać tego lękiem. Ani niczym, co znał.
  Wziął głębszy oddech, czując że potrzebuje sam siebie zresetować. Jego dłoń mocniej docisnęła materiał koszuli do jej rany, druga zbierała suche poły tkaniny, by złożyć je na przesiąkającej już części.
  Przesunął spojrzenie na twarz kobiety, szukając w niej czegoś, co mogłoby mu dać racjonalny punkt zaczepienia w tej sytuacji.
  — Che diavolo fai… — wymknęło mu się spomiędzy warg, z syknięciem, gdy karcił swój własny umysł za to, że odmawiał posłuszeństwa.
  Jej pwieki opadły. Wbrew jego poleceniom, wbrew jego logice i wbrew wszystkiemu, co znał, znów coś w nim drgnęło, ale tym razem zdyscyplinował to szybciej, niż zdołało to znów zasiać spustoszenie w jego ciele.
  — Navi — warknął w frustracji. Nie słuchała się. Czemu się nie słuchała?
  Zacisnął szczękę. Zacisnął ją tak mocno, że aż zabolało, a mięśnie jego żuchwy wyraźnie się zarysowały.
     Ma che cazzo fai…
  — Navi — wypowiedział jej imię raz jeszcze, tym razem inaczej. Jego głos nie był tak zimny. Było w nim coś miękkiego i coś, o czym nigdy nie pozwalał sobie mówić. Było w nim coś, co w ogóle nie powinno się wydarzyć. Uświadomił to sobie dosłownie sekundę póxniej, gdy echo tej miękkości odbiło się w jego własnych uszach. — Powiedziałem, że nie umrzesz — wycedził, już z tym chłodem. Tą frustracją, absolutnym kontrastem dla tego, co po chwili opuściło jego wargi.
Jak gdyby chciał ukryć przed samym sobą, że to się zdarzyło.
Na chwilę przed tym, zanim pojawili się jego ludzie.
~*~
  — Trattiene bene — rzucił lekarz pod nosem, nie podnosząc głosu, gdy odsuwał się od ciała Navi, kiedy większość tragedii była już zatrzymana, a pozostałość zależała już tylko od samej kobiety i tego, jak waleczny był jej organizm.
  — Continua — odpowiedział Giovanni, stojąc tuż przy starym , wyścielonym stole, który teraz był łóżkiem dla pacjentki. Niecierpliwie zaciskał palce jednej dłoni na krawędzi blatu, tworząc tym samym w drewnie głębokie naprężenia. Choć na jego twarzy tego napięcia nie było absolutnie widać.
  — Pochi minuti ancora — mruknął. — Nessun organo vitale è stato compromesso.
  Salvatore nie odpowiedział. Odchylił minimalnie głowę, każde słowo analizując w ciszy. Dopiero po chwili zrzucił kolejne:
  — Continua.
  Pozwoliłl lekarzowi dokończyć to, co zaczął wcześniej. Pozwolił mu założyć opatrunek, a później przykryć pogrążone w bezruchu ciało. Nie zostało mu już nic innego, jak po prostu czekać. Tyle tylko, że nie potrafił, gdy odprawił już doktora, usiąść i trwać w jednym miejscu. Szukał czegoś, co mogłoby zająć jego umysł, bo gdyby pozostawił go samego z widokiem Navi, najpewniej znów pojawiłoby się w nim coś, za co musiałby go zganić.
  Navi była problemem.
  A mimo to – tak bardzo nie chciał jej pozwolić zginąć. Wbrew temu, że to rozwiązałoby jego wszelkie utrapienia, tak po prostu.

Navi Yun
28 y/o
Welkom in Canada
162 cm
właścicielka tworzącej się restauracji koreańskiej
Awatar użytkownika
I broke into a million pieces, and I can't go back
But now I'm seeing all the beauty in the broken glass
The scars are part of me, darkness and harmony
My voice without the lies, this is what it sounds like
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nie wiedziała ile spała.
Godzinę? Dwie? Może dziesięć. Jej organizm jednak nie był tak silny jak innych. Kiedy było się tak drobnym, po dużej utracie krwi, ciało potrzebowało masy czasu, aby się zregenerować. Była jednak waleczna, to trzeba było przyznać. Chociaż było już blisko, a zanim zamknęła oczy to czuła jak opuszczają ją resztki sił, nie chciała się od razu poddać. Nawet jeśli nie miała na to większego wpływu, to w myślach powtarzała sobie, że musi wytrzymać jeszcze chwilę.
Problem w tym, że gdy zapadła ciemność, była całkiem zdana na los.
Nic nie słyszała. Nic już nie czuła.
Aż w pewnym momencie, świadomość zaczęła wracać.
Najpierw wrócił słuch. Szumiało jej w uszach. Pojedyczne dźwięki powoli, przygłuszone i z lekkim opóźnieniem zaczęły do niej docierać, ale nie umiała ich jeszcze rozpoznać. Delikatne odgłosy otocznia oraz jej własny oddech, który oznaczał, że jednak żyła.
Kolejny był zapach. Miała wrażenie, że powietrze pachniało spirytusem, a także szpitalem. Nie było ono jednak tak przesiąknięte środkami medycznymi. Z drugiej strony nie pachniało niczym szczególnym, ale jeden zapach wyjątkowo przedzierał się do jej nozdrzy. Perfumy. Dobrze jej znane. Ich woń była lekka, przeplatająca się z całą resztą, ale dla niej jednocześnie tak charakterystyczna, że nie mogła jej pomylić z niczym innym.
Później wróciło czucie. Twardy materiał na którym leżała nieruchomo, bo w dalszym ciągu nie wiedziała czy w ogóle może się ruszyć. Było jej zimno, a jednocześnie dziwnie ciepło w okolicy rany, którą czuła z każdym ruchem własnych płuc. Pod palcami czuła materiał, który ją okrywał, ale jeszcze nie do końca mogła określić czym był. Ruszyła nimi, ale był to tak drobny ruch, że sama nie była pewna, że w ogóle go wykonała. Grawitacja wydawała się być teraz niesamowicie ciężka do pokonania.
Gardło miała zaschnięte, niezdolne do wydania z siebie jakiegokolwiek dźwięku.
W końcu jej powieki drgnęły. Otworzyły się powoli, ale zanim złapała ostrość, musiała je ponownie przymknąć. Przez ten ułamek sekundy zdołała jednak zrozumieć, że nie wiedziała gdzie się znajdowała. Nie była to na pewno kostnica. Nie wyglądało też na szpital, bo było zbyt… domowo. Pomalowane ściany, zwyczajne lampy, umeblowanie charakterystyczne dla mieszkania. Ale tego nie znała. Nie był to jej mały apartament, który zamieszkiwała ostatnie kilka miesięcy. Nie była to też własność zamordowanego kolegi u którego wszystko się wydarzyło.
Pamiętała jak przez mgłę. Kłótnię, a potem huk i rozlewające się zimno. Złość minęła i zastąpiło ją to dziwne uczucie ulgi, że ostatnią rzeczą jaką miała zrobić, było coś dobrego. Że jak raz coś się jej udało. Bo mimo wszelkich sprzecznych uczuć, to nie chciała jego krzywdy. To ta silna, skomplikowana sympatia do jego osoby, nawet po tym wszystkim, sprawiła, że się ruszyła i przyjęła strzał, który miał być skierowany do niego.
Gio — mruknęła niemalże niesłyszalnie. Bardzo słabo. Jakby przez sen. Jego pełne imię w tej chwili było zbyt długie i wymagało od niej zbyt dużych pokładów sił, więc chociaż rozsądek jej przypominał, że nie powinna, to je skróciła. Tylko trzy litery, jedna sylaba, którą udało się jej wyrwać. Słabe wołanie o jego osobę, jakby chciała się przekonać, że tu jest. Cały i zdrowy.
Głupi odruch, a jednak był przy tym piekielnie ważny dla jej jeszcze słabo przytomnej głowy.
Podświadomość sama o niego z jakiegoś powodu wołała.

Giovanni Salvatore
36 y/o
OPIEKUN FORUM
189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
✎ consigliere kalabryjskiej organizacji przestępczej
✎ oficjalnie dyrektor strategii w korporacji
✎ mężczyzna, z którym zawiera się "układ", w którym on daje, a później "odbiera przysługę
✎ osobowość psychopatyczna
✎ mistrz manipulacji i pasjonat pogłębionej psychologii
✎ aktor w spektaklu życia; kameleon
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  Niewygodna odmiana niepokoju siedziała w nim przez długie godziny. Tym intensywniejsza, im więcej razy obejrzał się na nieprzytomne ciało kobiety, ułożone na taniej improwizacji w postaci łóżka. To, co przez cały czas przeżerało mu umysł było na tyle niekomfortowe, że wywoływało w nim różne odczucia. Ale przede wszystkim złość – ostrą, choć kontrolowaną w nim samym; złość spowodowaną niezrozumieniem dlaczego to uczucie w ogóle w nim było. Nie potrafił go skategoryzować, nawet jeśli miał wiedzę na temat tego, co działo się w ludzkiej, zdrowej psychice. Jakie procesy w niej zachodzą i jakie odczucia się pojawiają.
  To było obce, a przez to, że obce – potencjalnie niebezpieczne; wymagające jego wzmożonej czujności. I budzące palącą potrzebę poznania.
  Warował przy niej. Robił coś, co normalnie nazwałby po prostu niepraktyczną stratą czasu. Wychodził tylko od czasu do czasu, załatwić pomniejsze sprawy, które nie cierpiały zwłoki – odebrać telefon, wydać polecenie – ale tak w pokoju był obecny cały czas. Nie spał, bo nie odczuwał zmęczenia. Fizycznie był w dobrym stanie, psychicznie – jego umysł był znacznie silniejszy niż czyjkolwiek, a przez to jego wyczerpanie przychodziło bardzo rzadko.
  I pewnie też dlatego niewiele spał.
  Podobnie jak i teraz – zajął się sobą, zajął się interesami, spoglądając od czasu do czasu w stronę drobnej, kobiecej sylwetki; wciąż nieprzytomnej. Reagował na każdy, nawet najmniejszy szmer; najdrobniejsze drgnięcie, czy mikroskopijną zmianę w powietrzu, która miałaby przyjść za ruchem.
  Dlatego też, gdy ona zdawała się powoli wracać do rzeczywistości, on stał w rogu pokoju, odwróciwszy się w jej stronę, choć nie zaalarmowało go nic szczególnego. A mimo to trwał w bezruchu, obserwując czujnie jej postać.
   Gio
  Zazgrzytało nieprzyjemnie w jego umyśle, jak gdyby ktoś przeciągnął paznokciami po kredowej tablicy. Odruchowo ścisnął szczęki, zaraz się rozluźniając – kiedy to sam siebie upomniał i kiedy jego spojrzenie zwróciło się na Navi.
  Zbliżył się ostrożnie i cicho do mebla, niczym cień. Zatrzymał się na wysokości jej ramion, przesuwając po jej twarzy czujnym spojrzeniem.
  — Sono qui — odpowiedział. Ledwie ułamek później skojarzył, że mówił do niej po włosku; brzmiało to na pewno bardziej miękko i przystępnie niż wtedy, gdy mówił po angielsku. Nie był to jednak zabieg celowy, bo już po tej krótkiej chwili dodał: — Jesteś przytomna.
  Jak gdyby zimno stwierdził fakt. Trzymając się tej praktycznej, racjonalnej strony tego wszystkiego. Nie chcąc znaleźć miejsca dla tej nieskładnej i niepożądanej łagodności, która znów się pojawiała przy niej. Tak samo, jak wcześniej.
  Tak samo, jak w dniu, w którym uznał, że Navi była problemem.
  Ale najgorsze było to, że wciąż nie wiedział, co ma z tym zrobić. Likwidacja, która była najbardziej logiczna, zdawała się być zablokowana w nim. Odsunięcie jej przyciągnęło niedopatrzenie. A przecież nie mógł jej trzymać blisko siebie.
  Zatrzymał ruch swoich mięśni, które miały sprawić, by jego ramię sięgnęło do jej czoła i policzka. Ruch był planowany i miał być praktyczny, bo chodziło tylko o tak podstawową kontrolę jej temperatury i reakcji, ale zdławił go. Tak po prostu, zanim w ogóle powstał.
  — Zaraz dam znać lekarzowi, aby przyjechał. — Racjonalizm. Praktyczność. Tego musiał się trzymać, aby nie zwariować. Aby nie zderzać się wciąż z nieznanym mu impulsem, którego nie dało się tak prosto kontrolować. A który dotyczył jego samego i przez to był tak bardzo niebezpieczny.
  Dlaczego tak się temu stawiał? Bo to było nieznane. Więc nie mógł temu zaufać – w końcu zaufanie było tam, gdzie była kontrola.

Navi Yun
28 y/o
Welkom in Canada
162 cm
właścicielka tworzącej się restauracji koreańskiej
Awatar użytkownika
I broke into a million pieces, and I can't go back
But now I'm seeing all the beauty in the broken glass
The scars are part of me, darkness and harmony
My voice without the lies, this is what it sounds like
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie czuła się tak słaba. Miała jeden raz, kiedy była w podobnym stanie i oczywiście miało to miejsce w nieszczęsnej Tajlandii. Tamten stan jednak różnił się od teraźniejszego. Wtedy została odurzona ogromnymi ilościami różnych proszków, aby nie zadawała pytań, była posłuszna i się nie stawiała. A teraz? Teraz po prostu nie miała na nic sił. I chociaż jej organizm stał się na tyle silny, aby się przebudzić, to nie mogła sobie pozwolić na zbyt wiele.
W zasadzie to, że mówiła było ogromnym osiągnięciem.
Nie była jeszcze w pełni świadoma tego co się działo, bo jej umysł pracował częściowo na autopilocie, ale fakt, że wracała do rzeczywistości był raczej dobrym znakiem.
I pierwsze co zrobiła, to zawołała po niego.
Z jednej strony nie powinna, ale serce mówiło inaczej. Ono chciało po niego zawołać. Przekonać się czy jest obok. Z jakiegoś nieznanego, albo raczej znanego, powodu, po prostu chciało tej ciężkiej, chłodnej obecności obok siebie. Tej samej, która była jednocześnie zimna, ale doskonale jej już znana. Tej przy której wcześniej czuła się zagrożona, a w ostatnich chwilach zaskakująco bezpiecznie.
Giovanni wzbudzał w niej masę sprzecznych emocji.
Ale najwyraźniej to jej nie przeszkadzało.
Sono qui.
Jego głos był jak kotwica, która zatwierdziła ją w rzeczywistości. Ściągnęła do siebie zanim ponownie odleciała spać. Nie regenerowała się tak dobrze jak inni, potrzebowała więcej czasu, aby odzyskać siły. Nie miała przeszłości z postrzałami, chociaż ból był jej dobrze znany. Ten rodzaj jednak był dla niej nowością. I raczej nie chciała go powtarzać.
Otworzyła oczy, chociaż jej spojrzenie było nieco zagubione. Widać było też ten brak siły, zupełnie inny od tego, który mógł zobaczyć w Tajlandii. Ten był bardziej ludzki, niezmącony narkotykami. A jednak utwierdziła to spojrzenie w jego osobie, jak gdyby chcąc się skupić przede wszystkim na jego sylwetce. Jego twarzy.
Chodził, był stabilny, o wiele silniejszy od niej. A to znaczyło, że jej bycie żywą tarczą okazało się być odpowiednio skuteczne, aby wyszedł z tego bez szwanku. Nie mówiąc o tym, że myślała, że jednak tego nie przeżyje, a teraz była…
Gdzie jesteśmy? — spytała, a jej głos ledwo wybił się z jej lekko zachrypniętego. Starała się rozejrzeć jakoś po pomieszczeniu w którym się znajdowali. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie teraz.
Nie rozpoznawała tego miejsca, ale czy to było ważne? Jeśli obudziłaby się i zobaczyła, że jest sama w nieznanym miejscu, zapewne zaczęłaby panikować. Adrenalina na nowo popłynęłaby w jej żyłach, a ona próbowałaby się wydostać. Fakt, że był tu Giovanni wyjątkowo ją uspokajał. Co było dziwne, bo przecież nie tak dawno temu jeszcze wycofywała się, aby być jak najdalej od niego - chodzącego niebezpieczeństwa.
Nie spuszczała z niego swojego wciąż słabo obecnego spojrzenia, gdy mówił jej o lekarzu.
Tą odrobiną siły, którą zregenerowało jej ciało, wyciągnęła rękę spod koca, którym była przykryta, aby instynktownie sięgnąć do jego nadgarstka w lekkim, niemalże niewyczuwalnym geście zatrzymania. Nawet nie ujęła jego ręki, było to ledwie smagnięcie palców, zanim dłoń jej nie opadła.
Nie trzeba. — Gdyby była po drugiej stronie, na pewno by się z tym kłóciła. Ale skoro się wybudziła, to była pewna, że teraz będzie już tylko lepiej. Musiała tylko odzyskać trochę sił.
Drgnęła, próbując się podnieść. Napięła swoje obolałe, wyjątkowo słabe mięśnie rąk i oparła je po bokach, ale nie dała rady sama się podźwignąć. Gdy tylko spięła mięśnie brzucha, poczuła nieprzyjemny, kłujący ból, który rozpościerał się w okolicy postrzału, paskudnie o sobie przypominając. W końcu nie tak dawno temu jej tkanki zostały rozerwane. Nawet nie wiedziała czy rana była wylotowa, czy jednak kulę trzeba było wyciągać, ale czuła, że jej ciało wciąż odczuwało konsekwencje.
Zrezygnowała z tego pomysłu, kładąc się ponownie na prowizorycznym, twardawym łożu. Ta jedna próba zmęczyła ją na tyle, aby nie chciała tego ponawiać w najbliższym czasie. A przynajmniej nie samej.
Odetchnęła ciężko, wracając do niego spojrzeniem.
Nic ci nie zrobił? — spytała, bo przecież nie miała pewności czy kula przez nią nie przeszła. Nawet jeśli był w o wiele lepszym stanie, to i tak musiała się upewnić. W końcu gdy przyszedł po wypadku samochodowym, to też wyglądał dobrze. Dopóki nie zaczął się wykrwawiać na ich oczach z rany, której wcześniej nie zauważył.

Giovanni Salvatore
36 y/o
OPIEKUN FORUM
189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
✎ consigliere kalabryjskiej organizacji przestępczej
✎ oficjalnie dyrektor strategii w korporacji
✎ mężczyzna, z którym zawiera się "układ", w którym on daje, a później "odbiera przysługę
✎ osobowość psychopatyczna
✎ mistrz manipulacji i pasjonat pogłębionej psychologii
✎ aktor w spektaklu życia; kameleon
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  — W wynajętym mieszkaniu. Wciąż w Castiglione della Pescaia — odpowiedział automatycznie, gasząc jej potrzebę informacji. Tyle mogła wiedzieć i tyle potrzebowała wiedzieć, aby uspokoić swój własny umysł. I znów mówił jej to, i tylko to, co musiała wiedzieć. Tyle, ile musiała wiedzieć.
  Ani mniej, ani więcej.
  Bo co by zmieniło więcej konkretów? Resztę sama mogła wywnioskować – była bezpieczna, a to miało liczyć się najbardziej dla niej. Podobnie jak doprowadzenie siebie do pełni zdrowia i sprawności.
  A do tego potrzebne były zalecenia. Nie jego.
  — Trzeba — odpowiedział cierpko, tym tonem, który zawsze pojawiał się w momencie, w którym dana kwestia miała absolutnie nie podlegać dyskusji. Nie było mowy, aby zmienił zdanie, bo wszystko to opierało się na jego ulubionej, twardej logice. Lekarz był potrzebny, aby sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku – choć pozornie tak, bo przecież się wybudziła – i aby poinstruował o dalszych krokach w tym przypadku. Lekarz był potrzebny, bo tylko jemu Giovanni mógł zaufać na tyle, by powierzyć mu zdrowie oraz życie kobiety.
  A to nigdy z niczym nie było proste. Teraz – podwójnie skomplikowane.
  Sięgnął po telefon, by napisać do starszego mężczyzny w fachu, ale wtedy też Navi spróbowała się ruszyć bardziej, niż podpowiadała logika. Jego ukochana logika. Oderwał wzrok od ekranu, patrząc na nią przez krótką chwilę w milczeniu, obserwując jak sama rezygnuje z tego pomysłu. Kosztowało go to wiele, aby jej nie upomnieć i nie wytknąć, że było to nierozsądne z jej strony.
  Kosztowało go to wiele, by się nie odezwać w formie komentarza do jej zachowania.
  — Musisz dać ciału odpocząć — powiedział po chwili, którą poświęcił na ułożenie w głowie czegoś, co zabrzmiałoby odpowiednio neutralnie. Nie jak imperatyw, którymi posługiwał się na co dzień, również wobec niej – co ostatnio spotkało się z aktem nielogicznego buntu. Takiego, który był prosty do zduszenia, ale który wyłamał się samym swoim pojawieniem się poza ramy schematu, który programował Salvatore.
  Nie odpowiedział na jej pytanie, przechodząc się po pomieszczeniu w kierunku starego fotela w rogu, na którym znajdowała się równie zużyta poduszka. Niespiesznie wrócił do miejsca, gdzie leżała Navi, obracając uważnie przedmiot w dłoniach, wodząc po nim analizującym, badawczym spojrzeniem.
  — Nic mi nie jest — rzucił w końcu, z niedbałością, dość machinalnie. Jak zwyczajny, nieistotny raport.
  Podniósł wzrok na nią, gdy stanął przy jej leżance. Bez słowa wsunął dłoń pod jej głowę, aby unieść ją delikatnym ruchem na tyle, aby zrobić miejsce na poduszkę, którą drugą ręką upchnął pod skalpem kobiety. Z tą samą delikatnością i ostrożnością wysunął palce spod niej, pozwalając miękko opaść na materiał.
  Dopiero w momencie, gdy kończył, zorientował się, że gest nie miał logicznego uzasadnienia. Zatrzymał na sekundę dłoń, jakby sam siebie przyłapał po czym cofnął ją sztywno.
  Stał w ciszy przez kilka długich chwil; wiadomość do lekarza wysłał chwilę wcześniej, ale teraz milczał, obserwując czujnie sylwetkę kobiety. Cisza nigdy nie była dla niego niekomfortowa – cisza była porządkiem i przestrzenią dla logicznej refleksji.
  A on teraz zastanawiał się, co dalej. Kiedy upewni się, że Navi jest stabilna, kiedy będzie miała możliwość się podnieść i się swobodnie poruszać. Jemu także to trochę zajęło, tyle tylko, że dla niego, nie było to pierwsze takie rodeo.
  Nie rozpatrywał tego pod kątem emocji, bo te przecież odrzucał z automatu, a pod kątem samej struktury, którą musiał mieć, aby funkcjonować. Cały szkopuł tkwił w tym, że żadna znana mu już struktura, nie obejmowała sytuacji, w której Navi wciąż żyła i nie była daleko. I w której on nie chciał tego zmieniać.
  Na ułamek sekundy coś mu zgasło w spojrzeniu coś, czego sam nie potrafiłby nazwać.
  — Żaden pocisk nie był wart tego, co zrobiłaś, Navi. — W końcu przełamał ciszę; powiedział to jednak tak cicho, jak gdyby mówił do siebie, a nie do nie. Jego głos przygasł na końcu, jak gdyby coś zacisnęło się na jego gardle. W żadnym żalu czy znanej jej czy pozostałym, normalnym ludziom trosce. Ale on nie był normalny – był psychologicznym odmieńcem, którego nie dało się tak po prostu zrozumieć pomimo starań. — Nie rób tego ponownie. Nigdy. — Znów imperatyw; znów to, czym operował na co dzień. Wygodne, logiczne polecenie, które w swym oczywistym brzmieniu dalekie było od troski czy obawy o kogoś.

Navi Yun
28 y/o
Welkom in Canada
162 cm
właścicielka tworzącej się restauracji koreańskiej
Awatar użytkownika
I broke into a million pieces, and I can't go back
But now I'm seeing all the beauty in the broken glass
The scars are part of me, darkness and harmony
My voice without the lies, this is what it sounds like
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Wynajęte mieszkanie. Czyli nie było to miejsce jakie znała, ale wciąż znajdowali się w tej samej okolicy. I w zasadzie więcej nie chciała wiedzieć. Nie potrzebowała. Wystarczało jej to, że była tu z osobą, którą znała i której mimo wszystko ufała. Bo chociaż mieli za sobą ciężkie sytuacje, zwłaszcza tą ostatnią, to jak było widać na załączonym obrazku, nie zmieniło to za bardzo tego, że w głębi serducha wciąż jej na nim zależało. Z jakiegoś chorego, nienormalnego powodu, którego nie mogła zrozumieć.
Ale to nie miało znaczenia.
Najważniejszym było to, że był cały i zdrowy, a ona mogła poczuć tą mieszankę poczucia bezpieczeństwa i czegoś jeszcze, które roztaczała jego osoba. Nie umiała do końca tego nazwać, ale też jeśli chodziło o odczucia wobec drugiej osoby, to też nie miała zbytniego doświadczenia w tych pozytywnych. Do Subina czuła jedynie odrazę i niechęć, a rodzina była głównie jej obowiązkiem. Bez większego sentymentu. Giovanni wzbudzał w niej nie tylko mieszankę niepewności i strachu, ale też coś silniejszego, co kiełkowało od tych kilku miesięcy, aby urosnąć do dziwnych, nieprzewidywalnych rozmiarów. Nie było to niewiadomo jak duże, ale zaskakująco silne. Na tyle, aby bez wahania przyjęła na siebie strzał przeznaczony dla niego.
Uczucia potrafiły być zdradliwe.
Nie spodziewała się po nim typowych dla ludzi odczuwających troskę gestów. Dlatego też niczego nie oczekiwała. Mimo wszystko wiedziała z kim ma do czynienia. To ona była tu człowiekiem, który czuł, możliwe, że trochę za dużo i za bardzo.
Dlatego w wewnętrznym zaskoczeniu przyjęła jego gest, gdzie wsadził jej poduszkę pod głowę, robiąc z taką delikatnością o jaką jeszcze jakiś czas temu w ogóle by go nie podejrzewała. Nie stawiała się, bo nie miała na to siły, ale w milczeniu obserwowała, na moment nawet przymykając oczy, dając im odpocząć, gdy ją układał. Jakby te ponad dziesięć godzin snu były niewystarczające.
Nie myślała o tym co dalej. Na ten moment skupiała się na tym, aby pozostać przytomną i odzyskać siły. Myślała również o tym, że nic mu nie było i z jakiegoś powodu wciąż tu był. Nie podejrzewała go o żadne wyrzuty sumienia, bo nie był do nich zdolny. Fakt jednak, że był tu zapewne przez cały czas jak spała był… uspokajający.
Otworzyła oczy, jak tylko usłyszała jego głos.
Przeniosła na niego swoje osłabione spojrzenie, początkowo się nie odzywając. Lustrowała go wzrokiem, jak gdyby starając się zrozumieć i dostrzec tą zmianę nie tylko w tonie, ale też w nim całym. Nie było to do niego podobne. Zwykle odzywał się tym charakterystycznym, zimnym tonem. Donośnym i twardym na tyle, że uderzał jej skórę. A teraz miała wrażenie, że miękko ją owiewa, jak nigdy wcześniej.
Nie możesz mi tego zabronić — powiedziała ledwo słyszalnie, a jej kącik ust się uniósł w delikatnym geście. Miał sporą kontrolę nad jej życiem, ale nie nad każdą jej decyzją. A tej to chyba sama się nie spodziewała, kiedy nie stanęła z nią twarzą w twarz. — Gdyby trzeba było… — zaczęła, wciąż nie spuszczając z niego wzroku. — zrobiłabym to znowu. — Ku jego niezadowoleniu. To była jednak ta przewaga uczuć nad logiką. Chociaż mogła to być też wada, bo przez sympatię do jego osoby, prawie sama umarła. Nawet jeśli rozsądek podpowiadał, aby się w to nie mieszała, to serce miało inne plany.
Odetchnęła ciężej, bo każde słowo w tej chwili było wyzwaniem.
Nie chciałam… — przerwała, zbierając oddech, który uciekł jej z płuc. — …żebyś to był ty. — I wiedziała, że w jego odczuciu było to lekkomyślne oraz niepotrzebne, ale też nie mógł wiedzieć co czuła w tamtym momencie. I jak bardzo emocje targnęły jej ciałem, byle tylko go zasłonić. — Przepraszam, że… że ci wszystko skomplikowałam. — Uśmiechnęła się blado, prawie niewidocznie. — Ale nie umiałam stać i patrzeć. — Zamknęła na chwilę oczy, jakby walczyła o to, by nie stracić ponownie wizji.

Giovanni Salvatore
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Świecie”