-
I said I was smart.
I never said I had my shit together.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkityp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Ale jakoś nie myślała o tym. Tak samo nie myślała o tym co powiedziałby Marvin, bo raczej nie byłby zadowolony, że „spoufala” się z wrogiem. I to nie byle jakim.
Chociaż nie mogłaby tego nazwać spoufalaniem, bo przecież jedyne co chciała, to utrzeć mu nosa w jego własnej grze, a że jej to nie wychodziło… to już inna sprawa.
Niemniej, gdzieś tam w środeczku, musiała przyznać, że całkiem dobrze się bawiła. Od zawsze lubiła rywalizację, niezależnie od pola bitwy, ale teraz też jakoś zaskakująco dużo razy się uśmiechała, nawet gdy przegrywała. Musiała chyba uważać, bo jeszcze stwierdzi, że faktycznie na domówce nie było znowu najgorzej. Nie mówiąc o tym, że jeśli dłużej będzie spędzać czas z Evanderem, to uzna w końcu, że jest całkiem spoko człowiekiem, gdyby pominąć kwestie nękania innych i bycia zarozumiałym bucem.
Marvin by ją za to ukrzyżował.
Szkoda tylko, że cela nie miała najlepszego, bo przez to była do tyłu i jej przeciwnik nie musiał wypić swojego piwa nawet jeśli trafiła piłeczką do środka. Problem w tym, że jakimś cudem wyskoczyła i poturlała się po blacie. Jak dla niej to było ustawione. Jak? Nie wiadomo, ale takie rzeczy normalnie się nie działy, nie?
— No bezczelny jesteś — rzuciła, krzyżując ręce na piersi, ale w jej tonie uszczypliwość przeplatała się wraz z ukrywanym rozbawieniem. Niestety wyraz twarzy zdradzał, że wcale aż tak się nie burzyła, chociaż musiała przyznać, że fizyka właśnie złamała jej serce.
Każdy i wszystko, ale żeby nauka?
Gdy chłopak się odwrócił, aby rzucić piłką przez ramię, mimowolnie wywróciła oczami na tą ewidentną popisówkę. Podążyła spojrzeniem za pingpongiem i gdy ten zaczął się zataczać na jednym z kubeczków, miała wrażenie, że wstrzymuje oddech. W duchu modliła się, aby piłeczka nie wpadła w swoje miejsce, ale…
Plusk.
— OSZUSTWO — wyrzuciła głośno, wyciągając piłeczkę z kubka, aby zacisnąć na niej dłoń. — Dmuchałeś! — wskazała na niego oskarżycielsko palcem. Nawet jeśli jego oddech mógł w praktyce nie dosięgnąć piłki, to w tym momencie wystarczało, że po prostu to zrobił. Teoretycznie ten podmuch mógł zdobyć mu punkt.
Spojrzała na czerwony kubek, a potem na niego, gdy kończył swoją propozycję.
— Chyba cię coś boli — powiedziała, łapiąc piwo do ręki. Spojrzała na złoty płyn i westchnęła ciężej, modląc się w duchu, aby dzisiaj nie umrzeć. Zwłaszcza z tym tempem. Dobrze, że jadła dobrą kolację zanim tu przyszła, to chociaż nie piła na pusty żołądek. Wtedy to byłby jej koniec.
Skrzywiona odstawiła kubeczek na bok. Miała wrażenie, że aż ją zmroziło po tej ilości na raz, ale nie zamierzała być miękka, ok? Byle tylko znalazła Marvina w odpowiednim momencie, aby ją do domu odprowadził.
Sięgnęła po piłeczkę i nawet jedno oko przymknęła, chcąc odpowiednio wycelować. Złapała kulkę w dwa palce i… to właśnie wtedy ta się wyślizgnęła, aby wpaść do jej kubka. Tak po prostu.
— TO SIĘ NIE LICZY — powiedziała, zanim przeniosła wzrok na Krossa, spodziewając się chyba co chce powiedzieć. — Wyślizgnęła się! To nawet nie był rzut! — No zamierzała się bronić, nie ma, że nie. W końcu to był tylko przypadek, a nie faktyczny rzut.
Dyskutowała ostro w tym temacie. Część tłumu była po jej stronie, aby dać jej rzucić jeszcze raz, a druga połowa była za tym, aby piła z kubka, bo rzut to rzut, nawet jeśli samobój. Brakowało tylko aby kolega od mokrego podkoszulka powiedział, aby piła bo będzie łatwiejsza.
Chwyciła czerwony kubek i wymierzyła spojrzenie w przeciwnika.
— Nienawidzę cię. — Chyba zdawał sobie z tego sprawę.
Evander Kross
-
I suck at apologies, so unfuck you...
or whatever.
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjitrzecioosobowa, ograniczonaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Czy dmuchał – w stronę piłeczki – czy nie, to już było nieistotne, bo punkt mu przyznano, a Zoe musiała pogodzić się z porażką w tej rundzie. Mógł jej tylko zaproponować coś, czego zdecydowanie by nie zrobiła – bo miała kija w dupie – ale propozycja spotkała się z tym, czego się spodziewał. Odmową. I jakże pogardliwą. Sama więc pieczętowała swój los, on chciał jej pomóc. I nie mogła mu powiedzieć, że wcale nie, skoro dwa poprzednie kubki poprzewracał, rozlewając alkohol. Miała znacznie mniej do wypicia – teraz musiała się zmierzyć z pełnym.
Obserwował jej minę, gdy doiła browara, niczym zawodowiec. Gdyby tylko nie ta mina, to nic by jej nie zdradziło, że nie jest zaprawionym koneserem piwa. Ale wyraz jej twarzy po wszystkim wyjątkowo ją rozbawił – ciekawe czy w ogóle była świadoma, że jakikolwiek grymas pokazał się na jej buzi.
Ciekaw był, kiedy pęknie. I pewnie też nie był świadom, że nie wszyscy byli aż tak zaprawieni w boju jak on i jego znajomi, nawet jeśli wiedział, że Zoe razcej za dużo nie piła, bo nie bywała na imprezach. Ale może się okaże, że spożywała sporo alkoholu w towarzystwie lustra w domu.
Oj, jakże go rozbawiła tym kolejnym rzutem. Kiedy zobaczył, jak piłka ze smutnym plaskiem, takim który był w stanie usłyszeć przez dudnienie muzyki, spadła do kubeczka, wybuchnął śmiechem, jak chyba większość z gapiów. Nie był on jednak pusty, głupawy i skrajnie drwiący; zwyczajnie rozbawiony, jak to zwykle podśmiechiwano się ze znajomych i przyjaciół, kiedy przykładowo potknęli się i przewrócili. Tak, jak się podśmiechiwano zanim zapytano czy wszystko w porządku.
Otarł dłonią kącik oka, bo wyjątkowo go to rozśmieszyło, do tego stopnia, że aż łezka się zakręciła.
— Proszę cię — zaczął, machając ręką, jak gdyby gestem chciał dać do zrozumienia, aby nawet dalej nie próbowała się pogrążać dalszą dyskusją. — Pijesz, słońce, pijesz. — To nie podlegało absolutnej dyskusji, bo przecież miało nie być taryfy ulgowej – od początku ją tym straszył.
Może teraz, patrząc z perspektywy, to faktycznie jej pomógł tym przewracaniem kubeczków. Nieumyślnie, ale zawsze. Z drugiej strony – i tak i tak musiałaby to wypić, prędzej czy później. Ale dzięki temu wysunęła go jeszcze mocniej na prowadzenie, a rozgrywka szybciej będzie się miała ku końcowi, o ile Kross będzie zachowywał swoją celność.
A biorąc pod uwagę, że był sportowcem i pewnie też nie pierwszy raz grał w tę grę imprezową – powinien sobie poradzić.
W reakcji na jej wyznanie nienawiści, pokazał jej jeszcze kpiące serduszko, złączając do tego odpowiednio kciuk z palcem wskazującym, finalnie to serduszko tez ucałowując, aby wiedziała, że on się pastwić nad nią zamierza dalej. Oczywiście w granicach dobrej zabawy.
Przejął podaną mu piłeczkę pingpongową, by przycelować, a następnie rzucić, odbijając ją odpowiednio. Przedmiot wskoczył do swojego celu – kolejnego kubeczka. Tym samym chyba przypieczętowując los Zoe.
A było się zbekać. Oferta niestety przedawniona.
— Cieszę się, że przyszłaś — odezwał się, gdy pewnym stało się, że czeka ją kolejna porcja piwa do wypicia. Praktycznie bez jakiejkolwiek przerwy. Ale kto by tam odpadł po jednym czy dwóch piwach, prawda? — Szkoda, że chyba dość szybko stąd wyjdziesz — dodał, nie kryjąc swojego rozbawienia. Uniósł przy tym wymownie brew, a ramiona splótł ze sobą na klatce piersiowej, stojąc w tej swojej triumfalnej pozie. Zostały jej jeszcze dwa kubki do opróżnienia, nie licząc obecnego. Chyba nie mogło być aż tak źle. Chociaż z takim tempem – mogło być różnie.
Naprawdę – trzeba było się zbekać.
Zoe Avery
-
I said I was smart.
I never said I had my shit together.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkityp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Jak na początku jeszcze jej poszło w miarę, tak wraz z kolejnymi strzałami los stwierdzał, że położy jej kłody pod nogi i to tak porządnie. Nie wiedziała czym sobie na to zasłużyła, bo przecież była super człowiekiem i dobrą koleżanką, ale… ewidentnie miała nie przeżyć tego wieczora.
Nie spodziewała się po Krossie, że faktycznie da jej jakiekolwiek fory, bo przecież już powiedział, że ich nie będzie, ale chyba nie sądziła, że będzie miała aż tak beznadziejnego cela. I że będzie dostawać tak bardzo po dupie. Możliwe, że może gdzieś tam w środku jednak liczyła, że będzie to trochę bardziej rozwleczone w czasie jakimś cudem. W zasadzie nie wiedziała na co liczy, skoro pierwszy raz grała w tę grę, a jej przeciwnikiem był nie kto inny jak niekwestionowany Król Szkoły.
Prosiła się o srogi łomot.
W dodatku sabotowała samą siebie. Była gotowa, aby się bić z tym, że to był przypadek i należy jej się jeszcze jeden rzut, ale lud dookoła był podzielony, aż w końcu zdecydowano, że i tak musi wypić kolejny, czerwony kubek piwa. Może nie była wprawiona w boju i nie chodziła po imprezach, ale była inteligentna i wiedziała czym się kończy takie tempo picia, nawet jeśli piwa w Kanadzie były rozwodnione i nie tak mocne jak w pewnych częściach Europy.
Ale z jej głową i tak nie potrzebowała wiele.
Nie czuła się źle, nie czuła się przytłoczona i co dziwne, nawet jeśli przegrywała, a jej chęć rywalizacji była zawzięta, to nie odczuwała żadnej większej presji. Wbrew pozorom i tego co można by o niej myśleć, to naprawdę dobrze się bawiła. Może to alkohol, a może środowisko w które weszła pierwszy raz w życiu, a może coś jeszcze innego, ale czuła się na tyle swobodnie, że chyba aż sama była zaskoczona.
Wiedziała, że oberwie w dupę z jego kolejnym strzałem. Jeszcze ani razu nie chybił i chyba też nie zamierzał. Dlatego oparła się jedną ręką o blat stołu i obserwowała jak piłeczka rzucona przez niego raz jeszcze ląduje w jednym z wypełnionych kubków. W tym momencie to cała energia z niej wyleciała. No, prawie cała.
Szkoda, że chyba dość szybko stąd wyjdziesz.
Raczej zostanie stąd wyniesiona przez Marvina.
Odetchnęła ciężko pod nosem i podniosła otwartą dłoń wyżej.
— Okay, przerwa, czas czy coś. — Bo wiedziała, że jej potrzebuje. Niemalże czuła jak piwo płynie w jej żyłach. Jak rozpływa się po jej organizmie. Już miała świetny humor, nie mówiąc o tym charakterystycznym błogim stanie. Nie miała go zbyt często, ale teraz był bardzo wyczuwalny. — Byś się napił, a nie tak o suchej gębie stoisz. — Bo już od kilku rund jego kubeczki stały pełne, a tylko ona się bawiła. Chociaż sądząc po jego wyrazie twarzy i tym śmiechu, który bębnił jej w uszach, to najwyraźniej nie potrzebował piwa, aby mieć rozrywkę. Ona była doskonałą rozrywką, kiedy przegrywała i jeszcze strzelała sobie samobóje.
Na jego miejscu pewnie reagowałaby tak samo. Ale to ona przegrywała.
Kolega od podkoszulka przystawił się i położył jej „wspierająco” dłoń na plecach, kiedy łapała chwilę oddechu między następnymi kubkami z piwem. Zoe wydawała się nawet nie zauważyć tego gestu, bo już sięgała do swojego przekleństwa.
— Pewnego dnia ci złoję skórę, zobaczysz — powiedziała, rzucając mu wymowne, wręcz wyzywające spojrzenie. Ona mu tego nie zapomni! I będzie chciała rewanżu, ale może wtedy, kiedy nabierze wprawy w rzutach.
Ostatni cięższy oddech i wypiła z krzywą miną kolejne piwo, gdy jej nowy kolega, którego imienia nie znała, wspierał ją z boku. I nawet specjalnie rąk nie chciało mu się odklejać od jej pleców. Przynajmniej wciąż był na plecach.
— Zakręć nadgarstkiem tak, jakbyś bigos mieszała! — rzucił jej zajebistą radą, kiedy odstawiła na bok kolejny pusty kubeczek. Potrzebowała wody. Albo jakiegoś jedzenia, bo dłużej tak na pewno nie pociągnie. Dobrze, że wkrótce miał być koniec gry, bo gdyby było jeszcze kilka celów, to by umarła pod stołem.
Niemniej do rady się dostosowała. Sięgnęła po piłeczkę i przymknęła jedno oko, bo jej cel chociaż wcześniej był kiepski, tak teraz, po tej ilości piwa wypitego… szybko, to był jeszcze gorszy. Zakręciła tym nadgarstkiem i rzuciła przed siebie, pewna, że znowu nie trafi.
Ale piłeczka wpadła do środka.
Zoe to aż podskoczyła w miejscu z ekscytacji i przybiła dwie wysokie piątki swojemu koledze od podkoszulka, który powiedział, że odwaliła dobrą robotę z tym nadgarstkiem. Brakowało jeszcze aby powiedział, że pewnie jeszcze inne rzeczy umie nim robić.
— Dawaj! Drugi kubeczek powinieneś wypić dla zasady. I dla fabuły. — Nie spodziewała się, że by to zrobił, no ale pogadać mogła! A nuż by się zdecydował o ponadprogramowe piwo.
Evander Kross