48 y/o
CHRISTMASSY
168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Starcia wydawały się nieuniknione przy tak mocnych charakterach. Zwłaszcza, gdy nagle zaczynało występować coś takiego jak różnice zdań, które były nie do pogodzenia. Wtedy zdecydowanie iskrzyło między nimi, a każda iskra była niczym zapowiedź niszczycielskiej pożogi.
Zwykle po fakcie żałowały wszystkich padających słów. Musiały jedynie ochłonąć i przetworzyć wszystko, co w tamtym momencie wypowiadały. Każdy cios, który wyprowadziły z intencją, aby dobić. Wtedy przychodził czas na przemyślenia, ochłonięcie oraz próbę podjęcia dialogu oraz osiągnięcia czegoś na kształt kompromisu, którego naprawdę potrzebowały. Tylko, że teraz po prostu wrzało i trudno było ocenić jak długo ten stan będzie się utrzymywał.
Piły do metalu były jednym z najczęściej używanych narzędzi do cięcia zwłok. Jednak ta, której mógłby użyć Blythe zdawała się być słabej jakości. Tępa. O rzadziej rozmieszczonych ząbkach, które nie zapewniały tak płynnego cięcia. Dokładne informacje jednak uzyska dopiero w momencie, gdy na odciętej kończynie zostaną już przeprowadzone wszelkie potrzebne badania.
Wolała skupić się na tej zagadce. Na dostarczonym jej elemencie układanki niż na tym, co to wszystko dla niej oznaczało. Była to niejako deklaracja. Deklaracja tego, że jak najbardziej Blythe gotowy był do tego, aby zabić, a ona znajdowała się na jego liście. Z każdą chwilą też zbliżał się do niej coraz bardziej. Uczucie paranoi z każdym dniem miało narastać. Był jej katem, a ona nie miała pojęcia kiedy nadejdzie dzień jej egzekucji.
Przynajmniej Sloan był zadowolony. Głównie dlatego, że wydają mu dyspozycję, pozwoliła mu na wyjście z pomieszczenia bez wzbudzania większych podejrzeń. Czekał wyłącznie na ten moment, a Evina wyczuwała, że jedynie sekundy dzielą ją od tego, aby narzeczona urządziła jej prawdziwe piekło, wyrażając bez żadnych zahamowań, co właściwie myślała na tema jej genialnego pomysłu.
- Już dawno mnie pojebało - odparowała, ale nie starała się nawet uściślić, w którym momencie to się stało.
Nawet nie patrzyła w jej kierunku. Wzrok miała zawieszony w jakimś punkcie przed sobą. Dłonie najchętniej sięgnęłyby po kolejnego papierosa, bo poprzedni zdążył już dawno zniknąć w popielniczce.
Wtedy jednak narzeczona znalazła się tuż obok niej i oparła się o to samo biurko. Przynajmniej w fizyczny sposób zmniejszył się dystans między nimi.
- Wiesz, że nie lubię siedzieć bezczynnie i czekać... - mruknęła, a z jej głosu wciąż nie zniknęła ostrożna i jakby po części wroga nuta. - Już raz go dorwałam i chcę to zrobić ponownie. Wiem jak działa i jak myśli...
A przynajmniej tak jej się zdawało. Była przekonana, że chodzi mu wyłącznie o nią. To z nią miał zatarg. To jej dotyczyła ta personalna vendetta, w którą byli uwiązani. Nie było potrzeby wciągać w to nikogo innego...

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Obie doskonale zdawały sobie sprawę z tego, co Blythe próbował przekazać detektywce swoim podarunkiem. Brakowało tylko, żeby owinął pudełko z odciętą dłonią w papier świąteczny i przewiązał je czerwoną wstążką. Nawet bez tej dosłownej manifestacji dawał im jednak jasno do zrozumienia, jak blisko się znajdował. Świadczyły o tym zdjęcia, które regularnie podrzucał. Obserwował je. Każdy ich krok. I nie były to wyłącznie fotografie samej Swanson. Wiele z nich przedstawiało całą trójkę, inne skupiały się wyłącznie na Zaylee albo na Samuelu. Kadry wykonane z ukrycia, z odpowiedniej odległości, tak żeby nie wiedzieli, że ktoś właśnie przechwytywał ich codzienność.
Evina mogła zarzekać się, że zna Blythe’a, że potrafi przewidzieć jego ruchy, ale równie dobrze mógł jedynie usypiać czujność, żeby w odpowiednim momencie uderzyć tam, gdzie zaboli najbardziej — w tych, na których jej zależało. Żadna z tych wersji nie była optymistyczna. W głowie Miller żadna nie prowadziła do dobrego zakończenia.
Ty mnie nie wkurwiaj, Swanson — warknęła, choć na to było zdecydowanie za późno, bo narzeczona już zdążyła doprowadzić ją do wrzenia.
A jednak ta złość nie brała się z nienawiści ani nawet z irytacji. Była prostą reakcją na strach. Na troskę, której w takich momentach nie potrafiła okazywać w inny sposób. Im bardziej Swanson igrała z niebezpieczeństwem, świadomie czy nie, tym mocniej w Zaylee narastała wściekłość, podszyta bezsilnością.
Odepchnęła się od biurka i znów zaczęła krążyć po gabinecie, stawiając szybkie, nerwowe kroki. Próbowała zrzucić z siebie nadmiar myśli, które już nie mieściły się w głowie. Chodziła od ściany do ściany, od jednego regału pełnego akt do drugiego, żeby zatrzymać się na moment przy oknie i zaraz znów ruszyć dalej. Ruch był jedynym sposobem, żeby nie eksplodować od środka.
Wiesz, jak działa? — powtórzyła, odwracając się gwałtownie na pięcie w stronę Swanson. — Chuja wiesz! — wyrzuciła wściekle. — Bo jak dotąd nie potrafiłaś nawet ogarnąć, gdzie może się ukrywać! Cały czas czai się tuż obok, może nawet teraz stoi przed komisariatem i cyka nam fotki. Nic, kurwa, nie wiesz! — wygarnęła jej, nawet nie próbując zapanować nad podniesionym głosem.
Chwilę zajęło, zanim Miller zebrała się w sobie. Przycisnęła palce do nasady nosa, starając się zdławić narastający gniew i wzięła głęboki, drżący oddech. Czuła, jak serce pulsuje jej w skroniach, a umysł wciąż rwał się do kolejnych słów, nad którymi nie potrafiła zapanować. Albo nie chciała.
To nie jest dobry plan — powiedziała, siląc się na spokojny ton. — Robienie za wabik. To nie jest dobry plan, Evina. Po prostu... — urwała, próbując wychwycić jej spojrzenie, którego ta tak zręcznie unikała. — Postaw się na moim miejscu. Gdyby tutaj chodziło o mnie, pozwoliłabyś mi to zrobić? Nie wydaje mi się.
Nie miało znaczenia, jakimi umiejętnościami posługiwała się każda z nich. W przeciwieństwie do Zaylee, Swanson była doświadczoną policjantką, a mimo to nawet ktoś z jej doświadczeniem nie potrafił przewidzieć, do czego zdolny był Blythe. Wszystko wskazywało, że był w stanie zrobić wszystko i że był zdolny do wielu rzeczy — także do tego, aby Evina nie mogła przewidzieć jego kolejnego ruchu.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
48 y/o
CHRISTMASSY
168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Przekaz był niezwykle klarowny i nie wymagał dodatkowego wyjaśniania. Zresztą od samego początku Blythe przedstawiał sprawę jasno tak, aby nie było wątpliwości, co do tego jakie są jego zamiary względem detektywki, która była odpowiedzialna za jego uwięzienie całe dwie dekady temu. Jego groźby jednak nabierały teraz dużo większego charakteru. Pokazywał, że faktycznie nie gada po próżnicy i był gotowy do tego, aby zabić. Tym razem chodziło o kogoś zupełnie innego, ale tak jak było powiedziane: ona może być następna.
Przynajmniej miała taką nadzieję, że tym razem uwaga będzie skupiona wyłącznie na niej i to jej nazwisko znajdowało się na liście osób, które Blythe miał do wyeliminowania. Wolała, żeby było tak niż żeby na celowniku mordercy znalazł się ktoś postronny... albo co gorsza Samuel lub Zaylee. O resztę rodziny była spokojniejsza skoro wiedli życie w Whitby, ale ta dwójka znajdowała się na miejscu. Zdecydowanie zbyt blisko.
Obie już dawno osiągnęły słuszny poziom wkurwienia. Wkurwienia sytuacją, upartością tej drugiej i czym jeszcze się dało. Wszystko jednak sprowadzało się tylko i wyłącznie do Anthony'ego Blythe'a, który zatruwał im życie w niezwykle sprytny sposób, doprowadzając do tego, że naskakiwały na siebie z byle powodu. Nie mogły czuć się swobodnie. Wciąż gdzieś z tyłu głowy czaiło się poczucie zagrożenia, a każdy poczyniony krok wydawał się nierozważny i jakby mógł doprowadzić do kolejnej tragedii.
Widziała to jak narzeczona zaczęła krążyć po pomieszczeniu. Wyczuwała doskonale emocje, które jej towarzyszyły i sama odczuwała je w równym stopniu. Obserwowała z pewnym znużeniem to jak koronerka krąży po jej gabinecie i zaciągnęła się głęboko nowo odpalonym papierosem. Sama nie potrzebowała ruchu, aby pomyśleć. Właściwie starała się teraz oczyścić swój umysł ze wszelkich emocji oraz niepotrzebnych myśli, które zdawały się rozbrzmiewać w jej głowie kakofonią różnych głosów. Potrzebowała ciszy. Potrzebowała spokoju, aby w końcu udało jej się dojść do odpowiednich wniosków.
- Wybacz mi wielce, że nie odgadłam miejsca jego przebywania na podstawie kilku kopert, które nam podrzucił. Zaraz postaram się to zmienić. Masz talię tarota w prosektorium? - odparła, sięgając po raz kolejny po sarkazm, którym się posługiwały za każdym razem, gdy tylko przychodziła pora na to, aby odeprzeć jakiś atak personalny.
Wpatrywała się w nią. Nie odrywała spojrzenia od rozemocjonowanej koronerki. Sama drżała wewnętrznie z nadmiaru emocji, którym nie chciała dać ujścia. Zawsze w kłótniach starała się wypadać na tę bardziej opanowaną, co jedynie bardziej wzburzało Zaylee. Dlatego właśnie powstrzymywała się do momentu, gdy już naprawdę nie była w stanie trzymać tego wszystkiego w sobie.
Nie spodziewała się jednak tego, że nagle narzeczona postara się jednak wykazać choćby odrobiną spokoju i nagle zwróci się do niej o wiele łagodniej. Westchnęła ciężko, wypuszczając dym z płuc. Wiedziała dokładnie, co by powiedziała jakby to Miller wpadła na ten pomysł. istniała jednak pewna subtelna różnica, o której wspominała jej od samego początku związku. Jako policjantka ciągle podejmowała ryzyko. Tego od niej wymagano. Jeśli zatem dzięki zostaniu wabikiem miałaby doprowadzić do ujęcia groźnego przestępcy to była w stanie to zrobić. Nawet powinna.
- Wiem, że się boisz, ale... Jeśli nie będziemy mieli innych sensownych opcji to warto spróbować. Nie chcę, żeby to się ciągnęło dłużej niż powinno - odpowiedziała w miarę spokojnie.
Nie mogły w końcu bezczynnie siedzieć i czekać na jakiś błąd Blythe'a. Musiała podjąć się czegoś, co pomogłoby jej w powstrzymaniu mordercy.

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Od początku wiedziała, że rozdzielanie się niczego nie zmieni. Ba, podejrzewała nawet, że gdyby wyjechała z Toronto, Blythe i tak by o tym wiedział i najpewniej spróbowałby to wykorzystać. Jednak nie po to, żeby bezpośrednio zaatakować Swanson — mógł przecież zrobić to już w tej chwili, kiedy Zaylee nie było w pobliżu. Poza tym ona i tak nie byłaby w stanie jej ochronić. Nie była w stanie ochronić nawet samej siebie, pomimo różnych kursów samoobrony. Może gdyby było inaczej, Foster nie zdołałby jej dopaść. A teraz istniało prawdopodobieństwo, że morderca, w którym Evina zbudziła żądzę zemsty, odnalazłby Miller zarówno w Whitby, jak i w innych zakątkach Kanady. Facet był nieobliczalny — już się o tym przekonały. Chociaż notki, zdjęcia i paczka z upiłowaną dłonią z pewnością nie były szczytem jego możliwości.
Och, spierdalaj — prychnęła w odpowiedzi. To był poziom wkurwienia, kiedy sarkazm i ironia tylko ją podjudzały.
Zaylee nie była głupia. Dałaby sobie odciąć rękę i dołożyłaby ją do tej z pudełka w przekonaniu, że narzeczona próbowałaby, po godzinach albo nawet w trakcie pracy, namierzyć Blythe’a. Że podejmowała próby, działając z ogromną ostrożnością, kryjąc każdy ruch przed przełożonymi i współpracownikami. Sprawdzała bazy danych, sięgała po stare kontakty, analizowała trop po tropie. A jednak Blythe pozostawał nieuchwytny. Nie tylko dla niej — dla całej policji w prowincji. Pomimo listu gończego i pomimo uruchomionych procedur, nie dawał się namierzyć.
Nie prowadzisz tej sprawy — zaznaczyła równie spokojnie, chociaż miała ogromną ochotę wydzierać się na Swanson wniebogłosy. Tylko co by to zmieniło? Im bardziej podnosiła głos, tym częściej Evina pozostawała niewzruszona. A to wywoływało w Miller jeszcze większą furię. — I pracuje przy niej dziesiątki funkcjonariuszy. Są takimi debilami, że nie potrafią go schwytać, czy gość, który dopiero co nawiał z pierdla, ma umysł szachisty i rozpracowuje was jak amatorów? — zapytała, bo narzeczona wielokrotnie powtarzała, że Blythe musi czuć się zagubiony po dwudziestoletniej odsiadce. Najwyraźniej wcale nie, skoro potrafił znaleźć niespostrzeżenie fotografować je z ukrycia, podrzucać koperty i bez przerwy kręcić się gdzieś w pobliżu. — Tu chodzi o twoje życie, Swanson. Ty nie będziesz siedziała i czekał bezczynnie, a ja nie zamierzam stać i patrzeć, jak mu się podkładasz — Zaylee ostrzegawczo wymierzyła w narzeczoną palcem. Żadne argumenty nie przekonywała jej na tyle, żeby nagle przytaknąć i pozwolić, aby wepchała się w łapska psychopaty. A już na pewno nie te, w których Evina zaznaczała, że musi coś zrobić, bo ją nosi i nie potrafi usiedzieć na dupie.
Ponownie rozległo się pukanie do drzwi. Po krótkiej chwili klamka poruszyła się ostrożnie i do gabinetu zajrzał Sloan. Najpierw omiótł spojrzeniem obie kobiety, jakby upewniał się, że może wejść, a gdy nie dostrzegł żadnych sprzeciwów, przekroczył próg. Bez słowa podszedł do Swanson i wyciągnął w jej stronę teczkę z dokumentami.
Wyniki analizy amputowanej ręki — oznajmił krótko. — Kazałem zdjąć odciski palców i przewertować bazę danych — dodała jeszcze w oczekiwaniu, aż detektywka sama zagłębi się w papierologię.
Zaylee również podeszła bliżej, a w głębi duchu dziękując Sloanowi, który zjawił się w odpowiednim momencie. Że przerwał to plucie jadem, zanim poszło w górę i całkowicie na nie spadło.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
48 y/o
CHRISTMASSY
168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Mogły polemizować i snuć swoje własne teorie na temat tego, co zadziałoby się w momencie, gdyby zdecydowały się na taki, a nie inny plan. Ucieczka na pewno nie wchodziła w grę, ale zabawy z zabójcą, które miały powoli doprowadzić do wywabienia go z ukrycia były jak najbardziej wskazane. Tylko, że nie miały pewności, co do tego jak taka prowokacja mogłaby się skończyć.
Prowokowała ją. Wiedziała jak działają na nią podobne uwagi. Dalej jednak używała ich z premedytacją i liczyła na to, że wystarczająco podziałają na narzeczoną, aby ta w końcu dała sobie spokój z wygłaszaniem własnych racji, które stały w wyraźnej opozycji do tego, co uważała sama Swanson.
- Jeszcze - dorzuciła, bo czuła, że w świetle ostatnich wydarzeń powinna jak najbardziej dołączyć do zespołu śledczego. - Po tylu latach odsiadki ten człowiek praktycznie nie istnieje w tym świecie. Nie ma jego śladów.
Nie miała pojęcia, gdzie mógł się zadekować. Praktycznie nie miał żadnych kontaktów na wolności, nie posiadał prawie nic. Nawet karty bibliotecznej, a jednak jakoś dawał sobie radę i żył gdzieś w Toronto.
- Bo ty rozpracowałabyś to od razu? Może przyjmą cię do zespołu jako analityka? - warknęła, bo schwytanie takiego zbiega wcale nie było takie proste.
Była gotowa do tego, aby odepchnąć się od brzegu biurka i stanąć tuż przed nią. Twarzą w twarz, aby móc się wyładować i powiedzieć jej, co tak naprawdę o tym wszystkim myślała. Owszem, chodziło o jej życie. Miała tego świadomość. Od samego początku chodziło o to, aby pewien frustrat wymierzył jej karę śmierci. Była bardzo blisko rzucenia jakiegoś niewybrednego komentarza, ale wtedy usłyszała dźwięk pukania do drzwi.
Odwróciła się w ich kierunku i od razu wyciągnęła rękę do Sloana po akta. Przewertowała kilka kartek i mruknęła z niezadowoleniem nim usiadła nieco głębiej na biurku.
- Finnegan McMurphy... Notowany. Recydywa za włamania, kradzieże i włóczęgostwo - przeczytała, patrząc na informacje, które udało im się zgromadzić na temat właściciela ręki. - Brak powiązania z Blythe'em. Wydaje się przypadkową ofiarą.
Na pewno nie brzmiało to pokrzepiająco. Chociaż może w jakiś sposób mogły to wykorzystać do jego namierzenia.

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Z każdą kolejną chwilą Zaylee coraz poważniej rozważała możliwość dołączenia do zespołu prowadzącego śledztwo. Myśl, która jeszcze niedawno wydawała się jedynie impulsem, teraz zaczynała nabierać realnych kształtów. Jednocześnie doskonale wiedziała, jak na ten pomysł zareaguje Swanson. Fakt, że Miller była jej narzeczoną, tylko komplikował sprawę. Z pewnością nie byłaby zachwycona. Prędzej zareagowałaby wkurwieniem niż aprobatą — z troski i z zawodowej odpowiedzialności.
Usłyszawszy, że ręka należała do jakiegoś recydywisty, prychnęła pod nosem z wyraźną pogardą. To oznaczało jedno: Blythe nie przebierał w ofiarach. Dopuszczał się morderstw na osobach, które nie miały nic wspólnego ze sprawą — a to tylko utwierdzało ją w przekonaniu, że był zdolny do absolutnie wszystkiego. Nie działał już z konkretnego powodu. Teraz kierowała nim czysta potrzeba przemocy.
Dalej uważasz, że sprawa dotyczy wyłącznie ciebie? — uniosła brew, zerkając na Evinę.
Skoro Blythe zabił albo okaleczył kogoś zupełnie postronnego, tym bardziej mógł zapolować na każdego, kto choćby na moment znalazł się na jego drodze. Na nią. Na Sama. Na kogokolwiek. Granice dawno przestały dla niego istnieć.
Dlatego potrzebujemy rozsądnego planu — wtrącił Sloan stanowczym, służbowym tonem. Jednak kiedy dostrzegł lodowate spojrzenie Miller, niemal natychmiast pożałował, że w ogóle się odezwał. Na moment odwrócił wzrok, jakby szukał odwrotu, którego i tak już nie było.
W takim razie chcę być we wszystko wtajemniczona — oznajmiła twardo Zaylee.
W gabinecie zapadła krótka cisza. Charles spojrzał na nią z wyraźnym wahaniem, jakby rozpaczliwie próbował znaleźć odpowiednie słowa, żeby wybić jej ten pomysł z głowy. Nie zdążył jednak otworzyć ust, bo Zaylee uniosła dłoń w uciszającym, nieznoszącym sprzeciwu geście.
Jestem na tych zdjęciach — dodała chłodno. — Więc to dotyczy również mnie.
Sloan skrzywił się wyraźnie.
Z całym szacunkiem, doktor Miller — zaczął, kątem oka wyłapując wzrok Swanson. — Miejsce koronera jest w prosektorium, nie w centrum operacji pościgowej. Nie będę cię narażał na spotkanie z człowiekiem, który odcina ludziom kończyny.
To nie jest propozycja — odparła Zaylee ze wzruszeniem ramion. — Nie będę siedzieć cicho, kiedy ktoś robi ze mnie element swojej chorej układanki. Jeśli Blythe uznał mnie za część tej gry, to zamierzam wiedzieć, według jakich zasad gramy — zrobiła krok do przodu, stając naprzeciwko Charlesa.
Sloan zacisnął szczękę, wyraźnie niezadowolony. Otworzył usta, jakby chciał zaprotestować, po czym je zamknął. Nie dało się nie zauważyć, że walczy sam ze sobą. W końcu odwrócił wzrok.
Nie podoba mi się to — rzucił twardo. — Ani trochę.
Nie musi ci się to podobać, Charles — odparła, krzyżując ręce na piersiach. — Wystarczy, że to zaakceptujesz. Oboje zaakceptujecie — w tym miejscu Miller popatrzyła wymownie na narzeczoną. Ich spojrzenia spotkały się na dłuższy moment. Zaylee wyprostowała się, unosząc dumnie podbródek. Jeżeli jeszcze przed miała jakieś wątpliwości, to teraz wcześniejsza niepewność zniknęło bez śladu.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
48 y/o
CHRISTMASSY
168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nawet nie sądziła jakie myśli mogą obecnie przebiegać przez głowę narzeczonej. Choć powinna się ich domyślać, biorąc pod uwagę jak podobne do siebie były pod pewnymi względami oraz biorąc na poprawkę charakter koronerki. Odkąd tylko Miller zaciągnęła ją do wspólnej pracy nad sprawą Nowego Początku, czuła potrzebę rozwiązywania kolejnych przypadków, które im powierzano.
Jak zwykle w takich momentach Evina zaczynała analizować i snuć różne scenariusze na temat tego jakim cudem McMurphy skończył w rękach Blythe'a. Musiał się zagłębić w jego aktach. Zobaczyć czy widniało w nich coś, co mogłoby ją naprowadzić na konkretny trop. Był postronną ofiara. Musieli na siebie wpaść. Jak? Czyżby włamał się po prostu do nieodpowiedniego domu?
- Twierdzę raczej, że powinniśmy zbadać dokładnie ten przypadek - odpowiedziała w miarę spokojnie, wiedząc, że teraz narzeczona nie da jej żyć.
Nie zamierzała dać jej się sprowokować. Nie teraz. W tej chwili mieli przed sobą całkowicie nowe fakty, które mogły naprowadzić ich na ślad Anthony'ego Blythe'a. Wystarczyło jedynie zbadać dokładnie wysłaną przez niego przesyłkę.
Zgadzała się ze Sloanem. Potrzebowali solidnego planu. Jakiegokolwiek. Była o krok od wygłoszenia jakiejś uwagi, gdy Zaylee zaskoczyła ją wyznaniem, że chce być we wszystko wtajemniczona. Znowu. Znowu pchała się w sprawy, które pod względem zawodowym z pewnością nie należały do niej.
- Chyba, kurwa, żartujesz - rzuciła z o wiele większą złością niż to planowała, ale nie potrafiła się powstrzymać.
Nie przypuszczała, że znowu będą musiały przez to przechodzić. Praca nad sprawą Fostera była dla nich drogą przez mękę. Wszystko przez to, że ich związek wytwarzał niepotrzebne napięcie podczas współpracy. Nie zawsze potrafiły pogodzić prywatę ze sprawami zawodowymi.
- Jak znajdziemy jakieś ciało albo będziemy potrzebowali opinii lekarza sądowego to będziesz wciągnięta - odpowiedziała za Sloana, bo jeśli chodziło o bardziej bezpośrednie zadania, które mogłyby ją wystawić na kontakt z Blythe'em to nie mogła się zgodzić.
Wpatrywała się w narzeczoną przez chwilę iście lodowatym spojrzeniem. Musi to zaakceptować? Wolne żarty. Nie zamierzała dopuścić do powtórki z rozrywki.
- Zagalopowujesz się. Porozmawiamy w domu - rzuciła ostrzegawczym tonem, bo nie chciała przeprowadzać tej konwersacji w towarzystwie Sloana.
Wiedziała, że znowu emocje mogą wziąć górę i zamienić te negocjacje w pełną awanturę.

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Sloan wyglądał na zrezygnowanego. Chyba jedyne, o czym teraz marzył, to szybka, cicha ewakuacja, która nie wymagałaby tłumaczeń, odpowiedzi na kolejne pytania i unikania niepotrzebnych spojrzeń. Zabawne, bo przecież mógł po prostu zakazać Miller wciskania nosa w nieswoje sprawy i mieć problem z głowy. Jedno stanowczy rozkaz i byłoby po wszystkim. Problem polegał jednak na tym, że już raz zignorował jej propozycję pomocy, kiedy miała rację. I to w sposób, którego teraz szczerze żałował. Potraktował ją zbyt surowo, jak intruza, dając jasno do zrozumienia, że nie życzy sobie jej ingerencji. A potem los okazał się wyjątkowo ironiczne, bo właśnie wtedy, gdy próbował wszystko dźwigać sam, uświadomił sobie, że jednak jej potrzebuje. Zwłaszcza w kontekście sprawy Nowego Początku, która przynosiła coraz więcej niewiadomych.
Może to nie jest wcale taki głupi pomysł? — zerknął niepewnie na Swanson. — Jej analityczny umysł może nam się przydać. Nie chodzi przecież o rzucanie jej w sam środek akcji — powiedział, chociaż wyraźnie nie chciał stawać pomiędzy dwiema kobietami, a tym bardziej wybierać którąś ze stron.
Tylko słowa Eviny podziałały na Zaylee jak płachta na byka. Zwłaszcza moment, w którym Evina oznajmiła spokojnym, nieznoszącym sprzeciwu tonem, że porozmawiają o wszystkim w domu. To zabrzmiało dokładnie tak, jakby Zaylee była nieopierzonym dzieciakiem, którego trzeba odsunąć na bok i rozliczyć później — wtedy, gdy skończą się prawdziwe rozmowy dorosłych. Jakby jej zdanie nie miało teraz żadnego znaczenia. Jakby była tylko niewygodnym dodatkiem do sytuacji, a nie jej pełnoprawną częścią. A przecież ona również miała w tym swój udział.
Odwróciła się gwałtownie w stronę Eviny, a jej spojrzenie zaiskrzyło się czystym gniewem.
W domu? — powtórzyła z kpiącym parsknięciem. — Nie. Absolutnie nie.
Sloan otworzył usta, chcąc coś wyjaśnić, może nawet załagodzić sytuację, ale Miller była już daleko poza zasięgiem rozsądku.
To może ja... — spróbował wtrącić, mimo że jego obecność została całkowicie zignorowana.
Nie zamierzam z tobą rozmawiać ani teraz, ani później — ton jej głosu był zaskakująco opanowany, choć tylko pozornie. Pod tą niby spokojną powierzchnią kłębiło się narastające wkurwienie, która szukało ujścia. — Nie po tym, jak próbujesz mnie tutaj uciszyć, jakby moje zdanie nie miało żadnego znaczenia. Jakby mnie to w ogóle nie dotyczyło. Mam, kurwa, dość. Idź, wpierdol się Blythe'owi prosto w łapy i daj mi święty spokój — odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia, żeby zaraz szarpnąć za klamkę i z hukiem zatrzasnąć za sobą drzwi gabinetu.
Przemierzała korytarz, taranując niemal wszystkich, wszystko na swej drodze, a pracownicy komisariatu musieli odskakiwać na bok, żeby się z nią nie zderzyć, ale Zaylee nie zwolniła nawet na chwilę. W końcu dotarła do piwnicy, a tam metalowe drzwi do prosektorium zamknęły się z hukiem, który echem odbił się po ścianach. Gniew pulsował jej w skroniach, jednak było to jedyne miejsce, gdzie naprawdę czuła, że panuje nad rzeczywistością.
Od razu umyła ręce, zarzuciła na siebie fartuch i podeszła do stołu, na którym wciąż leżał denat z niedokończonej sekcji. Jednym ruchem nałożyła lateksowe rękawiczki, zsunęła z głowy gogle, po czym zabrała się za krojenie nieszczęśnika. Biedak wpierdolił się pod koła ciężarówki i właściwie niewiele po nim zostało.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
48 y/o
CHRISTMASSY
168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Chyba każdy miał powoli dosyć całej tej sytuacji, która zdecydowanie się na nich odbijała. Powinni mieć to wszystko już z głowy, ale oczywiście nie mogli dojść do porozumienia. Każde z nich bowiem miało swoją wizję, pomysł czy też sugestię, co do tego jak powinny wyglądać ich działania związane z przebywaniem Blythe'a na wolności. Sprawy dodatkowo na pewno nie ułatwiał fakt, że we wszystko były zaangażowane zbyt wielkie emocje po stronie zarówno detektywki jak i koronerki. Chyba były po prostu skazane na podobne konflikty. Żadna z nich nie chciała, aby ta druga pchała się w zbyt niebezpieczne sytuacje, ale to wydawało się nieuniknione przy ich sposobie życia.
- Analizowanie danych, przegląd dokumentów... To jeszcze przejdzie - mruknęła, ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Zaylee zawsze było mało.
Miała świadomość tego, że trzymanie jej na odległość będzie w zasadzie niemożliwe, ale znając narzeczoną wiedziała też, że jeśli tylko Miller zostanie choćby w niewielkim stopniu dopuszczona do sprawy to będzie pragnęła zagłębić się w nią jeszcze bardziej. Na to z kolei nie chciała pozwolić. Zaylee wystarczająco wiele razy już nadstawiała karku.
Chciała oszczędzić Sloanowi wysłuchiwania kolejnej wielkiej kłótni między nimi, ale właśnie te jej słowa były kroplą, która przegięła pałę goryczy jak to rzekł król Foltest przed swoją finalną porażką.
Mogłaby się dalej wykłócać, ale koronerka nie dała jej nawet dojść do słowa. Zresztą czegokolwiek by nie powiedziała to ta i tak by nie słuchała. Przekroczyły już ten punkt, w którym przestawały siebie wzajemnie słuchać. Po prostu rzucały wtedy kolejne kłótnie, które eskalowały w zaskakującym tempie.
Drzwi jej gabinetu uderzyły z ogłuszającym hukiem o framugę, zostawiając Swanson samą ze Sloanem, który wyglądał jakby chciał jeszcze coś powiedzieć, ale detektywka natychmiast uciszyła go groźnym spojrzeniem.
- Ani słowa - zastrzegła. - Niech ochłonie. Wtedy z nią porozmawiam.
Domyśliła się, co chciał jej powiedzieć przełożony. Wiedziała jednak już z doświadczenia, że prowadzenie rozmów, gdy obie znajdowały się w tak wysokim wzburzeniu nie miało najmniejszego sensu. Dlatego właśnie postanowiła dać jej kilka godzin. Sama oddała się wirowi pracy i zanurzyła się w lawinie dokumentów, która spoczywała na jej biurku.
Praca pomagała jej w ukojeniu nerwów. Dopiero po tym jak przeanalizowała stosy dokumentów i zamieniła kilka słów z konkretnymi osobami zdobyła się na to, aby zejść do prosektorium.
Po drodze zaopatrzyła się jeszcze w tę ohydną kawę z automatu, która dla niej była jeszcze większym szkaradztwem niż ta parzona w domu przez narzeczoną, ale domyślała się, że Miller doceni jakoś ten gest. Miała to być swoista gałązka oliwna. Choć w nieco innej formie.
Przekroczyła próg pomieszczenia, które wydawało się być o co najmniej kilka jak nie kilkanaście stopni chłodniejsze od całej reszty budynku. Na razie nic nie mówiła. Obserwowała w ciszy krzątającą się Zaylee, starając się jakoś określić jej obecny nastrój po widocznej pozie i napięciu w mięśniach. Przynajmniej to pomogłoby jej określić w jaki sposób powinna zacząć rozmowę.

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Samo analizowanie danych nie było dla niej wystarczające. Nie potrafiła stać z boku, kiedy mogła działać. Kiedy istniała choćby najmniejsza szansa, że jej obecność coś zmieni. A Sloan doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział, że nie da się jej zatrzymać samymi argumentami rozsądku, bo w jej przypadku rozsądek zawsze przegrywał z lojalnością. Evina również to rozumiała, chociaż nigdy nie przyznałaby tego na głos. Zbyt wiele kosztowało ją okazywanie słabości. Zbyt wiele razy już się bała.
Zaylee wyraźnie czuła tę troskę. Rozumiała ją doskonale, bo ten lęk działał w dwie strony. Ona też cholernie się o nią bała. Właśnie dlatego nie była w stanie zostawić jej samej z kolejnym ryzykiem. Już zbyt wiele razy przekonały się, że tylko razem potrafiły przetrwać najgorsze. Razem były silniejsze i skuteczniejsze. Stanowiły zgrany duet, nie tylko w życiu, ale i w pracy. Ich współpraca była jak ciągła gra napięć — pełna ostrych wymian zdań, sprzecznych decyzji i momentów, w których żadna nie chciała ustąpić. Czasami ta współpraca była zajebiście trudna i wyczerpująca. I czasami była to też trudna miłość.
Nie wiedziała, ile dokładnie czasu minęło, kiedy usłyszała ciche skrzypnięcie metalowych drzwi prosektorium. Zatrzymała się na moment, z dłonią zawieszoną nad metalowym blatem. Nie musiała nawet podnosić wzroku, żeby wiedzieć, kto właśnie wszedł do środka. Rozpoznałaby ten sposób poruszania się wszędzie, niezależnie od pory dnia. Nawet z zupełnej ciemności. Miller udawała, że nadal skupia się nad ciałem, które miała przed sobą, choć w rzeczywistości cała jej uwaga była już skierowana na Swanson.
Potrzebujesz czegoś? — zapytała rzeczowym tonem, nie odrywając wzroku od denata. — Jestem trochę zajęta, jeśli nie zauważyłaś — dodała beznamiętnie i wsunęła dłonie w jamie brzusznej, wyciągając z niej trzustkę. A właściwie to, czym kiedyś była, bo niewiele pozostało ze zmiażdżonego fragmentu narządu. — Jak chcesz, żebym zajęła się jakąś autopsją, to zostaw dokumenty na szafce. Będziesz musiała jednak poczekać na swoją kolej, bo mam jeszcze sporo pracy — tym sposobem dała narzeczonej jasno do zrozumienia, że nie chciała z nią rozmawiać.
Nie miała ochoty po raz kolejny wysłuchiwać tego, co i tak zostało już powiedziane w gabinecie. Evina przedstawiła swoje zdanie, Zaylee miała swoje własne. Nie dojdą w tej kwestii do konsensusu, nawet przy próbie spotkania się gdzieś pośrodku. Nie i tyle. Obie były zbyt uparte, żeby w sprawie Blythe'a uzyskać jakiś kompromis.
Jak chcesz, żebym zajęła się jakąś autopsją, to zostaw dokumenty na szafce. Będziesz musiała jednak poczekać na swoją kolej, bo mam jeszcze sporo roboty — tym sposobem dała narzeczonej jasno do zrozumienia, że nie chciała z nią rozmawiać.
Miller westchnęła z poirytowaniem i sięgnęła po skalpel.
Serio, Swanson, czego chcesz? — zapytała, jednak nadal na nią nie spojrzała. — Najpierw pierdolisz, że porozmawiamy w domu, a potem włazisz tutaj jak do siebie — warknęła, bo ile Zaylee nigdy nie przeszkadzała obecność narzeczonej w tym świętym dla niej miejscu, to w tym momencie świadomość, że stała gdzieś pod ścianą, kurewsko ją drażniła.
W podobnych sytuacjach Evina zawsze przynosiła kawę i Miller była przekonana, że stało się tak i tym razem. Owszem, doceniała ten gest. Tylko teraz Swanson z pewnością będzie potrzebowała czegoś więcej, żeby ją udobruchać i nie pomoże w tym nawet kubek czarnej lury.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
ODPOWIEDZ

Wróć do „Toronto Police Service Headquarters”