-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
— Pewnie tak. Ale co mu przeszkadza to tak bardzo, skoro ma jeszcze jakieś osiem innych córek, czy ile ty tam miałaś sióstr. — Oczywiście wiedział, że osiem było liczbą przesadzoną i tak naprawdę wiedział też, ile dokładnie miała rodzeństwa (dużo). Ale skoro miała tego rodzeństwa dużo, to może Harvey by się nie doliczył – jedna córka w tę czy w tę, jaką mu to niby robiło różnicę?
Chciałoby się powiedzieć, że w razie potrzeby zrobi sobie kolejną, ale jego żona zostawiła rodzinę, aby reklamować szampony, a z innej nie wyjdzie już ta sama mieszanka krwi. Zresztą – byłoby to skrajnie nieuprzejme z jego strony!
— Wiem, domyślam się — odpowiedział. W zasadzie cała ta sprawa z atakiem na Sorę i późniejszym jego procesem pobicia gościa, który był za to odpowiedzialny, a który miał na tyle tupetu, by pozwać Jiwoonga za to, co zrobił, faktycznie ich zbliżyła. Harvey, mimo wszystko, chyba przekonał się, że Jiwoongowi można ufać. Bo też zależało mu na bezpieczeństwie Sory. I to, że w tym wszystkim chodziło o nią, było zapalnikiem do jego działania. Do stanięcia w obronie chłopaka, bez oczekiwania zapłaty.
Ale to też w głównej mierze przez to, że przede wszystkim, w jego głowie, rozchodziło się o dobro jego córeczki. I o to, że nie mógł przełknąć tego, że ktoś kto spuścił łomot facetowi, który chciał dopuścić się czynów różnych, miał niby jeszcze odpowiadać za to, że obronił kobietę.
No, to już było po prostu śmieszne.
Ale też takie było prawo.
Niemniej do sojuszu z Harveyem i tego, aby pili radośnie razem cytrynkówkę na Boże Narodzenie, albo browara na Oktoberfeście to jeszcze spora droga. Chociaż i tak był bliżej, niż dalej. Sora miała rację – mężczyzna był szorstki, nawet bardzo. Ale i z takimi ludźmi Jiwoong w końcu znajdował nić porozumienia.
W tym przypadku to byłaby raczej troska o Sorę i chęć zapewnienia jej tego, co najlepsze.
— Dziesięć wonów? Ja pierdolę, za dziesięć wonów to ja ci nawet jeszcze masaż i kolację zrobię. — Bo to w końcu była taka bajońska suma. Mógłby sobie przecież życie na nowo poukładać. I oczywiście żarty żartami, ale wychodziło, że on dla niej to wszystko za darmo. Teraz musiał sobie robić reklamę najlepszego mężczyzny pod słońcem. Raczej kiepsko wypadłby przy propozycji małżeństwa, gdyby całe dnie wcześniej był skrajnym obibokiem i jeszcze bekał po kątach. Obibokiem tak naprawdę nie był, o tym akurat wiedziała, ale beknąć mu się zdarzało.
Ale był na tyle wychowany, że przepraszał.
— Ale skoro już mówimy o jedzeniu i robieniu kolacji, to chyba trochę zjebaliśmy. Znaczy tak naprawdę to ja – lodówka jest pewnie pusta. A wątpię, żeby Yogiyo czy inne Glovo tu dowoziło. — Co by oznaczało, że muszą podjechać do jakiegoś pobliskiego sklepu spożywczego.
Powinni byli zrobić to po drodze, ale był już tak przejęty, że wyleciało mu to z głowy. A teraz wychodziło, że będą głodować.
Znów coś nie wyszło.
Ech, pięknie się zaczynało.
Na pewno będzie chciała go poślubić po tym, jak ją przegłodzi. No, chyba że się oświadczy pierścionkiem włożonym do Happy Meala. To też brzmiało jak dobry plan. Może znacznie lepszy niż przewrócenie się i zjechanie na dupie z wodospadu. I zgubienie pierścionka w całym procesie.
Jiwoong, chyba nie złapałeś aluzji, że ściąganie spodni i rzucanie nimi miało prowadzić do czegoś znacznie lepszego niż zarobienie dziesięciu wonów. A niby to twój brat był w tym kierunku niedorozwinięty.
— Dobra, dawaj te spodnie, maleńka. I szykuj się na przelew.
Sora Wolff
Chciałoby się powiedzieć, że w razie potrzeby zrobi sobie kolejną, ale jego żona zostawiła rodzinę, aby reklamować szampony, a z innej nie wyjdzie już ta sama mieszanka krwi. Zresztą – byłoby to skrajnie nieuprzejme z jego strony!
— Wiem, domyślam się — odpowiedział. W zasadzie cała ta sprawa z atakiem na Sorę i późniejszym jego procesem pobicia gościa, który był za to odpowiedzialny, a który miał na tyle tupetu, by pozwać Jiwoonga za to, co zrobił, faktycznie ich zbliżyła. Harvey, mimo wszystko, chyba przekonał się, że Jiwoongowi można ufać. Bo też zależało mu na bezpieczeństwie Sory. I to, że w tym wszystkim chodziło o nią, było zapalnikiem do jego działania. Do stanięcia w obronie chłopaka, bez oczekiwania zapłaty.
Ale to też w głównej mierze przez to, że przede wszystkim, w jego głowie, rozchodziło się o dobro jego córeczki. I o to, że nie mógł przełknąć tego, że ktoś kto spuścił łomot facetowi, który chciał dopuścić się czynów różnych, miał niby jeszcze odpowiadać za to, że obronił kobietę.
No, to już było po prostu śmieszne.
Ale też takie było prawo.
Niemniej do sojuszu z Harveyem i tego, aby pili radośnie razem cytrynkówkę na Boże Narodzenie, albo browara na Oktoberfeście to jeszcze spora droga. Chociaż i tak był bliżej, niż dalej. Sora miała rację – mężczyzna był szorstki, nawet bardzo. Ale i z takimi ludźmi Jiwoong w końcu znajdował nić porozumienia.
W tym przypadku to byłaby raczej troska o Sorę i chęć zapewnienia jej tego, co najlepsze.
— Dziesięć wonów? Ja pierdolę, za dziesięć wonów to ja ci nawet jeszcze masaż i kolację zrobię. — Bo to w końcu była taka bajońska suma. Mógłby sobie przecież życie na nowo poukładać. I oczywiście żarty żartami, ale wychodziło, że on dla niej to wszystko za darmo. Teraz musiał sobie robić reklamę najlepszego mężczyzny pod słońcem. Raczej kiepsko wypadłby przy propozycji małżeństwa, gdyby całe dnie wcześniej był skrajnym obibokiem i jeszcze bekał po kątach. Obibokiem tak naprawdę nie był, o tym akurat wiedziała, ale beknąć mu się zdarzało.
Ale był na tyle wychowany, że przepraszał.
— Ale skoro już mówimy o jedzeniu i robieniu kolacji, to chyba trochę zjebaliśmy. Znaczy tak naprawdę to ja – lodówka jest pewnie pusta. A wątpię, żeby Yogiyo czy inne Glovo tu dowoziło. — Co by oznaczało, że muszą podjechać do jakiegoś pobliskiego sklepu spożywczego.
Powinni byli zrobić to po drodze, ale był już tak przejęty, że wyleciało mu to z głowy. A teraz wychodziło, że będą głodować.
Znów coś nie wyszło.
Ech, pięknie się zaczynało.
Na pewno będzie chciała go poślubić po tym, jak ją przegłodzi. No, chyba że się oświadczy pierścionkiem włożonym do Happy Meala. To też brzmiało jak dobry plan. Może znacznie lepszy niż przewrócenie się i zjechanie na dupie z wodospadu. I zgubienie pierścionka w całym procesie.
Jiwoong, chyba nie złapałeś aluzji, że ściąganie spodni i rzucanie nimi miało prowadzić do czegoś znacznie lepszego niż zarobienie dziesięciu wonów. A niby to twój brat był w tym kierunku niedorozwinięty.
— Dobra, dawaj te spodnie, maleńka. I szykuj się na przelew.
Sora Wolff
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— Bo jestem tą najukochańszą. Pierwszą córusią tatusia, tego nie zmienisz. — To było ważniejsze niż wszystko inne. Oczywiście kochała swoje wspaniałe rodzeństwo z którym czasami się kłóciła, ale to nie zmieniało rankingu dzieci, który wygrywała w przedbiegach. No dobra, zwykle to to najmłodsze było oczkiem w głowie, ale w ich rodzinie wyglądało to nieco inaczej. Sora jako najstarsza z rodzeństwa miała pewną przewagę, plus jako ta najbardziej „problematyczna”, zważając na jej pojebane akcje z fanami, trochę też przewrażliwiła swojego ojca. Matki nie, bo ta niewiadomo gdzie była i co robiła. — Reszta rodzeństwa jest gdzieś tam z tyłu. — Change her mind.
Niemniej Harvey był naprawdę świetnym ojcem. Jak był zapracowany, to nie było go w domu bardzo długo, ale jak wracał, to wszystko wynagradzał swoim wolnym czasem, nawet jak był zmęczony. A ona, jako córka, była kiedyś straszną przylepą. Nie mogła więc powiedzieć na niego złego słowa, chociaż wiadomo, w każdej rodzinie zdarzały się problemy oraz błędy wychowawcze. Zawsze jednak, gdy potrzebowała go najbardziej, był przy niej, a ona nie musiała o to nawet prosić. I zawsze też szanował jej zdanie. Więc odkąd wybrała sobie Jiwoonga na partnera, nigdy się nie zająknął, że jest dla niej niewystarczająco dobry. Po prostu był szorstki i robił swoje własne oceny oraz testy na partnera.
Ale gdy nadeszła kolejna próba, wykazał się wyśmienicie. I jako ojciec, i jako prawnik.
Zaśmiała się pod nosem na jego słowa. Żaden pieniądz nie śmierdział, ok? Może nie było to dużo, w zasadzie były to grosze, ale tu nie chodziło o samą zapłatę, tylko o zakład. I cichą aluzję, aby się rozebrał, no ale jak widać bardziej sobie wziął do serca kwotę niż samo działanie. Mogła się tego w jakimś stopniu spodziewać.
— O kurde, to dostaniesz jeszcze pięć w ramach napiwku. Znaj moje dobre serce. — Bo może w Korei nie było zbyt popularne, aby zostawiać jakiekolwiek napiwki, ale jak już kiedyś pojadą do Kanady, która na tym etapie jeszcze nie istniała… to będzie trzeba się przestawić! Więc ona już nieświadomie zaczynała. — Ale nie myśl, że zapomnę o masażu. Tego ci nie odpuszczę. — Bo śmieszki śmieszkami, ale gdy chodziło o jego ręce na jej ciele, to zapamiętywała sobie te wszystkie obietnice. Bo nawet jeśli nie lubił tego robić jakoś specjalnie, to dla niej każdy taki dotyk był uzależniający. Smyrki, drapanie, macanki… potrzebowała wszystkiego i nigdy nie odmawiała.
A teraz sam się wkopał.
— Mogę powiedzieć, że spokojnie Jiwoong, najemy się sobą nawzajem, naszą miłością i coś tam… — jak to się mówiło, bo niektórzy przecież żywili się nie tyle co promieniami słońca, co energią miłości. — ale możemy też po prostu podjechać do sklepu jak już wyschniemy. — A to brzmiało o wiele praktyczniej. I pewnie dałoby im więcej możliwości pożywienia, bo jednak musieli tu przeżyć kilka dni, a jak zrobią zakupy teraz, to potem nie będą musieli się nigdzie ruszać.
Dla niej to był żaden problem.
— To się rozbieraj, to miały być twoje spodnie — powiedziała, przyciągając się mocniej do niego, ciągnąc za zapięcie paska na jego spodniach. — Moje spodnie będą twoją drugą próbą. — Bo jak swoich nie dorzuci i będą pływać gdzieś na jeziorze, a potem pójdą na dno, to tam jeszcze przeżyją. Chyba. Najwyżej Jiwoong będzie po nie nurkował. Ale jej spodnie? Dobra, ich też nie będzie przeżywać, bo ten kto był w jej domu ten wiedział, że miała osobny pokój przerobiony na wielką garderobę z… całą masą ubrań. Jak jedne z jej spodni staną się częścią wspólną jeziora, domem dla rybek, to nawet nie zauważy.
Żeby jednak nie czekać, to pod wodą, po omacku, bardzo sprawnie, rozpięła mu pasek, a nawet odpięła guzik, co by mógł teraz bez problemu te spodnie ściągnąć.
— Masz, pomogłam.
Jiwoong Ahn
Niemniej Harvey był naprawdę świetnym ojcem. Jak był zapracowany, to nie było go w domu bardzo długo, ale jak wracał, to wszystko wynagradzał swoim wolnym czasem, nawet jak był zmęczony. A ona, jako córka, była kiedyś straszną przylepą. Nie mogła więc powiedzieć na niego złego słowa, chociaż wiadomo, w każdej rodzinie zdarzały się problemy oraz błędy wychowawcze. Zawsze jednak, gdy potrzebowała go najbardziej, był przy niej, a ona nie musiała o to nawet prosić. I zawsze też szanował jej zdanie. Więc odkąd wybrała sobie Jiwoonga na partnera, nigdy się nie zająknął, że jest dla niej niewystarczająco dobry. Po prostu był szorstki i robił swoje własne oceny oraz testy na partnera.
Ale gdy nadeszła kolejna próba, wykazał się wyśmienicie. I jako ojciec, i jako prawnik.
Zaśmiała się pod nosem na jego słowa. Żaden pieniądz nie śmierdział, ok? Może nie było to dużo, w zasadzie były to grosze, ale tu nie chodziło o samą zapłatę, tylko o zakład. I cichą aluzję, aby się rozebrał, no ale jak widać bardziej sobie wziął do serca kwotę niż samo działanie. Mogła się tego w jakimś stopniu spodziewać.
— O kurde, to dostaniesz jeszcze pięć w ramach napiwku. Znaj moje dobre serce. — Bo może w Korei nie było zbyt popularne, aby zostawiać jakiekolwiek napiwki, ale jak już kiedyś pojadą do Kanady, która na tym etapie jeszcze nie istniała… to będzie trzeba się przestawić! Więc ona już nieświadomie zaczynała. — Ale nie myśl, że zapomnę o masażu. Tego ci nie odpuszczę. — Bo śmieszki śmieszkami, ale gdy chodziło o jego ręce na jej ciele, to zapamiętywała sobie te wszystkie obietnice. Bo nawet jeśli nie lubił tego robić jakoś specjalnie, to dla niej każdy taki dotyk był uzależniający. Smyrki, drapanie, macanki… potrzebowała wszystkiego i nigdy nie odmawiała.
A teraz sam się wkopał.
— Mogę powiedzieć, że spokojnie Jiwoong, najemy się sobą nawzajem, naszą miłością i coś tam… — jak to się mówiło, bo niektórzy przecież żywili się nie tyle co promieniami słońca, co energią miłości. — ale możemy też po prostu podjechać do sklepu jak już wyschniemy. — A to brzmiało o wiele praktyczniej. I pewnie dałoby im więcej możliwości pożywienia, bo jednak musieli tu przeżyć kilka dni, a jak zrobią zakupy teraz, to potem nie będą musieli się nigdzie ruszać.
Dla niej to był żaden problem.
— To się rozbieraj, to miały być twoje spodnie — powiedziała, przyciągając się mocniej do niego, ciągnąc za zapięcie paska na jego spodniach. — Moje spodnie będą twoją drugą próbą. — Bo jak swoich nie dorzuci i będą pływać gdzieś na jeziorze, a potem pójdą na dno, to tam jeszcze przeżyją. Chyba. Najwyżej Jiwoong będzie po nie nurkował. Ale jej spodnie? Dobra, ich też nie będzie przeżywać, bo ten kto był w jej domu ten wiedział, że miała osobny pokój przerobiony na wielką garderobę z… całą masą ubrań. Jak jedne z jej spodni staną się częścią wspólną jeziora, domem dla rybek, to nawet nie zauważy.
Żeby jednak nie czekać, to pod wodą, po omacku, bardzo sprawnie, rozpięła mu pasek, a nawet odpięła guzik, co by mógł teraz bez problemu te spodnie ściągnąć.
— Masz, pomogłam.
Jiwoong Ahn
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Mógłby jej jeszcze podokuczać, że z pewnością to teraz jest najukochańsza, bo faktycznie pierwsza, ale jakby zniknęła to na logikę pierwszą robi się ta, która obecnie jest druga. Mógłby powiedzieć, że jej ojciec jest super mądry bo zabezpieczył się na przyszłość, robiąc kilka córek. Jak jedna mu się nie uda albo zniknie to będą pozostałe. Mógłby – ale już całkiem odpuścił. Chociaż miło by było utrzeć dziewczynie nosa, patrząc na jej pewność siebie, co do bycia najukochańszą. Była jego najukochańszą, tatusia już nie musiała być. I dla niego była jedyną, to już w ogóle wygrywał w przedbiegach.
Ale już jej nie dokuczał – to miał być miły wyjazd.
Chociaż u nich dokuczanie było wyrazem sympatii, niczego innego.
— Dobrze, już dobrze. Znaj moją dobroć. — Akurat Jiwoong, w odróżnieniu do niektórych, nie miał problemu z poświęceniem czasu i dłoni na wymasowanie swojej partnerki. Ale Sora nie była po fizjoterapii a Jiwoong nie był upośledzony i nie myślał cały czas, że ona ocenia to, co robił, przez pryzmat własnych umiejętności.
Tak więc mógł jej okazać łaskę i faktycznie przytaknąć na ten masaż, który sam jej nieopatrznie zaoferował. Zwłaszcza, że miał dostać za to jakiś napiwek. I może można by było postarać się o niesławny (albo bardzo sławny) masaż z happy-endem.
Był taki sprytny, że we wszystkim potrafił odnaleźć korzyść dla siebie. Bo jeśli nie ten cały happy-end, to potem może zagrać kartę „no wiesz? A ja nie dyskutowałem jak chciałaś masaż”, kiedy też poprosi ją o jakąś cielesną przyjemność.
Drobną i nieerotyczną, żeby nie było.
— O ile teoretycznie ty się moją miłością nawet możesz spróbować najeść, o tyle u mnie to raczej średnio. — Spojrzał na nią na tyle wymownie, że nawet jeśli początkowo mogła nie zrozumieć do czego pił, to po wzroku i wyrazie jaki miał na twarzy, wszystko stawało się jasne – Jiwoong snuł bezpruderyjną i trochę obrzydliwą aluzję. Idiotyczną, gówniarską i przez to, niestety, trochę taką charakterystyczną dla niego.
Jiwoong, ze swoim usposobieniem lekkoducha, czasami leciał z tematem. Ale, jak to się mówi – widziały gały, co brały. Nie pierwszy jego taki beznadziejny tekst.
Trochę nie miał pojęcia jak to się stało, że przeszli od tematu żywienia, wątpliwej jakości – patrząc na to, co sam zasugerował – do ściągania spodni. Chociaż, jakby się dobrze tematowi przyjrzeć, to on po prostu zawrócił na odpowiedni tor, bo od tego się rozpoczęło. To on po drodze zrobił jakiegoś drifta w kierunku pustej lodówki.
— A co? Moje spodnie jakieś gorsze, że mają iść na pierwszy ogień? Bo co? Bo biedniejsze? — burknął z udawanym oburzeniem, łapiąc się za sprzączkę paska, jak na znak, że teraz uwaga – on będzie oponował przed ściąganiem mu portek. Najpierw obrażała jego spodnie, a teraz zamierzała faktycznie próbować je zdjąć, aby nimi rzucił. A kto wie czy trafił. Z łuku dobrze strzelał. W spodniorzucie swoich sił nie próbował.
Tyle tylko, że tak ten opór stawiał, że zaraz faktycznie dał sobie poluzować zapięcie.
— Gratuluję, jesteś niesamowita. Nie wiem czy jest się czym chwalić. — Pokręcił głową z wyraźną, choć skrajnie przerysowaną dezaprobatą, bo oto kobieta mu pokazywała, jak to sprawnie potrafi facetowi rozpiąć spodnie. Jeśli tylko on miał być tym facetem to zajebiście, ale należałoby zapytać – na kim się tego nauczyła, że teraz taka zwinna jest.
A, pewnie też na nim.
Zsunął z dupska jeansy i wyciągnął je nad taflę, by poczuć, że spodnie to są ze trzy razy cięższe teraz, kiedy zmienione w przemoczoną kulę materiału. Przemoczoną od wody, gdyby ktoś się zastanawiał.
— Pa to, za trzy — zawołał, mierząc w kierunku kamienia, na którym wcześniej rozpłaszczył swoją mokrą koszulkę. Jego portki to doleciały z ledwością i na dobrą sprawę rozklapiły się w połowie na kamieniu, w który celował, a jedną nogawką wciąż znajdowały się w wodzie. Dla niego trafione.
— Dobra, dzitka. Rozbieraj się. Mamy mało czasu, a grafik napięty. — Tak naprawdę to nie, ale jeśli to, co planował faktycznie przeplecie (napisałam: przeleci) aktywnościami związanymi z seksem, to może go im czasu zabraknąć. Inna sprawa, że nic ich nie goniło. I byli tu tylko dla siebie.
No, chyba że banda nastolatków postanowi urządzić imprezę nad niedalekim brzegiem jeziora – jak tę rodem z Duże Dzieci 2. Wtedy… będzie się musiał na nią przejść i jak na boomera przystało – udawać, że jest młodzieżowy i się świetnie bawi.
Sora Wolff
Ale już jej nie dokuczał – to miał być miły wyjazd.
Chociaż u nich dokuczanie było wyrazem sympatii, niczego innego.
— Dobrze, już dobrze. Znaj moją dobroć. — Akurat Jiwoong, w odróżnieniu do niektórych, nie miał problemu z poświęceniem czasu i dłoni na wymasowanie swojej partnerki. Ale Sora nie była po fizjoterapii a Jiwoong nie był upośledzony i nie myślał cały czas, że ona ocenia to, co robił, przez pryzmat własnych umiejętności.
Tak więc mógł jej okazać łaskę i faktycznie przytaknąć na ten masaż, który sam jej nieopatrznie zaoferował. Zwłaszcza, że miał dostać za to jakiś napiwek. I może można by było postarać się o niesławny (albo bardzo sławny) masaż z happy-endem.
Był taki sprytny, że we wszystkim potrafił odnaleźć korzyść dla siebie. Bo jeśli nie ten cały happy-end, to potem może zagrać kartę „no wiesz? A ja nie dyskutowałem jak chciałaś masaż”, kiedy też poprosi ją o jakąś cielesną przyjemność.
Drobną i nieerotyczną, żeby nie było.
— O ile teoretycznie ty się moją miłością nawet możesz spróbować najeść, o tyle u mnie to raczej średnio. — Spojrzał na nią na tyle wymownie, że nawet jeśli początkowo mogła nie zrozumieć do czego pił, to po wzroku i wyrazie jaki miał na twarzy, wszystko stawało się jasne – Jiwoong snuł bezpruderyjną i trochę obrzydliwą aluzję. Idiotyczną, gówniarską i przez to, niestety, trochę taką charakterystyczną dla niego.
Jiwoong, ze swoim usposobieniem lekkoducha, czasami leciał z tematem. Ale, jak to się mówi – widziały gały, co brały. Nie pierwszy jego taki beznadziejny tekst.
Trochę nie miał pojęcia jak to się stało, że przeszli od tematu żywienia, wątpliwej jakości – patrząc na to, co sam zasugerował – do ściągania spodni. Chociaż, jakby się dobrze tematowi przyjrzeć, to on po prostu zawrócił na odpowiedni tor, bo od tego się rozpoczęło. To on po drodze zrobił jakiegoś drifta w kierunku pustej lodówki.
— A co? Moje spodnie jakieś gorsze, że mają iść na pierwszy ogień? Bo co? Bo biedniejsze? — burknął z udawanym oburzeniem, łapiąc się za sprzączkę paska, jak na znak, że teraz uwaga – on będzie oponował przed ściąganiem mu portek. Najpierw obrażała jego spodnie, a teraz zamierzała faktycznie próbować je zdjąć, aby nimi rzucił. A kto wie czy trafił. Z łuku dobrze strzelał. W spodniorzucie swoich sił nie próbował.
Tyle tylko, że tak ten opór stawiał, że zaraz faktycznie dał sobie poluzować zapięcie.
— Gratuluję, jesteś niesamowita. Nie wiem czy jest się czym chwalić. — Pokręcił głową z wyraźną, choć skrajnie przerysowaną dezaprobatą, bo oto kobieta mu pokazywała, jak to sprawnie potrafi facetowi rozpiąć spodnie. Jeśli tylko on miał być tym facetem to zajebiście, ale należałoby zapytać – na kim się tego nauczyła, że teraz taka zwinna jest.
A, pewnie też na nim.
Zsunął z dupska jeansy i wyciągnął je nad taflę, by poczuć, że spodnie to są ze trzy razy cięższe teraz, kiedy zmienione w przemoczoną kulę materiału. Przemoczoną od wody, gdyby ktoś się zastanawiał.
— Pa to, za trzy — zawołał, mierząc w kierunku kamienia, na którym wcześniej rozpłaszczył swoją mokrą koszulkę. Jego portki to doleciały z ledwością i na dobrą sprawę rozklapiły się w połowie na kamieniu, w który celował, a jedną nogawką wciąż znajdowały się w wodzie. Dla niego trafione.
— Dobra, dzitka. Rozbieraj się. Mamy mało czasu, a grafik napięty. — Tak naprawdę to nie, ale jeśli to, co planował faktycznie przeplecie (napisałam: przeleci) aktywnościami związanymi z seksem, to może go im czasu zabraknąć. Inna sprawa, że nic ich nie goniło. I byli tu tylko dla siebie.
No, chyba że banda nastolatków postanowi urządzić imprezę nad niedalekim brzegiem jeziora – jak tę rodem z Duże Dzieci 2. Wtedy… będzie się musiał na nią przejść i jak na boomera przystało – udawać, że jest młodzieżowy i się świetnie bawi.
Sora Wolff
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Może była zbyt pewna siebie jeśli chodziło o miłość rodzica, ale Harvey też nigdy nie dawał jej powodów, aby sądzić inaczej. Oczywiście kochał jej rodzeństwo w ten sam sposób, ale wiadomo, córeczka tatusia miała nadzieję, że jest tą ulubioną. Poza tym, sama uwielbiała swoich młodszych braci oraz siostry, samej im często matkując. Skoro nie mieli jako takiej rodzicielki, bo ta oryginalna ich zostawiła, to brakowało w domu „kobiecej ręki”. Ona więc w wielu przypadkach przejmowała tą rolę, ku uciesze wszystkich.
Pain in the ass. To właśnie była Sora.
Uśmiechnęła się niewinnie, gdy zgodził się na masaż. Jej mięśnie były wiecznie spięte, więc z przyjemnością przyjmie jego relaksacyjne uciski. Może to gdzieś doprowadzi, a może nie, chociaż Sory napędem jest kontakt fizyczny, więc automatycznie się nakręcała, gdy dotykała ją odpowiednia osoba. Dokładniej ta jedna osoba, zwłaszcza, że w jej przypadku nawet nie pozwalała się dotknąć nikomu innemu. I do fizjoterapeutów również nie chodziła.
— Słuchaj, możemy się podzielić — powiedziała, całkowicie ignorując fakt, że wielu mogłoby obrzydzić to, co powiedział. Ona jednak poczuciem humoru była bardzo zbliżona, więc nawet się nie skrzywiła. Zamiast tego uśmiechnęła się wymownie i poruszyła brewkami. — Poza tym, też możesz się najeść. Nie w takim stopniu, ale coś tam już tak — dodała. W końcu przy niej język też mu pracował i… mógł się najeść. Co prawda nie było to raczej tak pożywne jak w jej przypadku, ale może jako przystawka by przeszło.
Dziwny temat się u nich nawinął, ale przyszło to tak naturalnie, że chyba żadnego z nich to już nie dziwiło. I żadne z nich nie zamierzało z tym nic robić.
Przechyliła głowę w bok, posyłając Ahnowi bardzo wymowne spojrzenie.
— Walnę cię, jeśli dalej będziesz porównywał wartość naszych szaf — powiedziała, a jej ton zabrzmiał bardzo poważnie. Przynajmniej na ułamek sekundy. Nawet jeśli w żartach, nie lubiła kiedy podkreślał różnice majątkowe pomiędzy nimi. Była w pełni świadoma, że wywodzili się z zupełnie różnych środowisk. Była wychowana w domu, gdzie pieniędzy nigdy nie brakowało, kiedy w jego rodzinie często się nie przelewało.
A praca idola także była opłacalna. Zwłaszcza, gdy menagerka dbała także o twój prywatny, indywidualny rozwój, nie tylko zespołowy.
— Pewnie, że jest — rzuciła z niewinnym uśmiechem wymalowanym na twarzy. — Ty rozpinasz stanik jedną ręką, ja spodnie. — Często jak to robił, to się potem szczerzył jak głupi do sera, to ona również mogła się pochwalić umiejętnościami, które sobie wyszkoliła, ok? Powinien ją pochwalić, bo dużo praktykowała. Na nim.
Obserwowała jak zwija swoje jeansowe spodnie w dość nieporęczną kulkę, a potem ciska nią w kierunku brzegu. Szczerze? To stawiała na to, że nie doleci, ale jak się okazywało, Jiwoong miał jednak parę w łapie, nawet jeśli nie trenował już łucznictwa.
— Dwa i pół bym powiedziała. — Bo jedna nogawka była w wodzie, więc część punktów należało uciąć, a że ich zawody były dziwne, to mogła sobie wymyślić punktację i zasady.
Jeśli chciał, mógł się wykłócać, ale jak na jej, to dwa i pół to dobry wynik. Jej wyniósłby zero.
Brew jej drgnęła wyżej w lekkim zaskoczeniu, ale przy tym też rozbawieniu.
— Mało czasu? Grafik? Myślałam, że jesteśmy tu aby odpocząć i nic nie robić — powiedziała, sięgając jednak do swoich spodni, aby je zgrabnie z siebie zdjąć. Podała je Jiwoongowi, aby mógł wykonać kolejny rzut za trzy, bo ona już wiedziała, że sama swoich ciuchów nie dorzuci na brzeg. Wolała mieć jednak pewność, że nic jej nie utonie.
— Czy to znaczy, że nici z seksu w jeziorze? — rzuciła wielce niewinnie, zerkając na niego w ten łobuzerski sposób. Skoro miał swoje plany i ułożył im jakiś grafik, to przecież nie będzie mu teraz niszczyć wszystkiego jakimiś szemranymi wyskokami. Zwłaszcza, że "nic nie robić" przy Jiwoongu, to pojęcie względne.
Jiwoong Ahn
Pain in the ass. To właśnie była Sora.
Uśmiechnęła się niewinnie, gdy zgodził się na masaż. Jej mięśnie były wiecznie spięte, więc z przyjemnością przyjmie jego relaksacyjne uciski. Może to gdzieś doprowadzi, a może nie, chociaż Sory napędem jest kontakt fizyczny, więc automatycznie się nakręcała, gdy dotykała ją odpowiednia osoba. Dokładniej ta jedna osoba, zwłaszcza, że w jej przypadku nawet nie pozwalała się dotknąć nikomu innemu. I do fizjoterapeutów również nie chodziła.
— Słuchaj, możemy się podzielić — powiedziała, całkowicie ignorując fakt, że wielu mogłoby obrzydzić to, co powiedział. Ona jednak poczuciem humoru była bardzo zbliżona, więc nawet się nie skrzywiła. Zamiast tego uśmiechnęła się wymownie i poruszyła brewkami. — Poza tym, też możesz się najeść. Nie w takim stopniu, ale coś tam już tak — dodała. W końcu przy niej język też mu pracował i… mógł się najeść. Co prawda nie było to raczej tak pożywne jak w jej przypadku, ale może jako przystawka by przeszło.
Dziwny temat się u nich nawinął, ale przyszło to tak naturalnie, że chyba żadnego z nich to już nie dziwiło. I żadne z nich nie zamierzało z tym nic robić.
Przechyliła głowę w bok, posyłając Ahnowi bardzo wymowne spojrzenie.
— Walnę cię, jeśli dalej będziesz porównywał wartość naszych szaf — powiedziała, a jej ton zabrzmiał bardzo poważnie. Przynajmniej na ułamek sekundy. Nawet jeśli w żartach, nie lubiła kiedy podkreślał różnice majątkowe pomiędzy nimi. Była w pełni świadoma, że wywodzili się z zupełnie różnych środowisk. Była wychowana w domu, gdzie pieniędzy nigdy nie brakowało, kiedy w jego rodzinie często się nie przelewało.
A praca idola także była opłacalna. Zwłaszcza, gdy menagerka dbała także o twój prywatny, indywidualny rozwój, nie tylko zespołowy.
— Pewnie, że jest — rzuciła z niewinnym uśmiechem wymalowanym na twarzy. — Ty rozpinasz stanik jedną ręką, ja spodnie. — Często jak to robił, to się potem szczerzył jak głupi do sera, to ona również mogła się pochwalić umiejętnościami, które sobie wyszkoliła, ok? Powinien ją pochwalić, bo dużo praktykowała. Na nim.
Obserwowała jak zwija swoje jeansowe spodnie w dość nieporęczną kulkę, a potem ciska nią w kierunku brzegu. Szczerze? To stawiała na to, że nie doleci, ale jak się okazywało, Jiwoong miał jednak parę w łapie, nawet jeśli nie trenował już łucznictwa.
— Dwa i pół bym powiedziała. — Bo jedna nogawka była w wodzie, więc część punktów należało uciąć, a że ich zawody były dziwne, to mogła sobie wymyślić punktację i zasady.
Jeśli chciał, mógł się wykłócać, ale jak na jej, to dwa i pół to dobry wynik. Jej wyniósłby zero.
Brew jej drgnęła wyżej w lekkim zaskoczeniu, ale przy tym też rozbawieniu.
— Mało czasu? Grafik? Myślałam, że jesteśmy tu aby odpocząć i nic nie robić — powiedziała, sięgając jednak do swoich spodni, aby je zgrabnie z siebie zdjąć. Podała je Jiwoongowi, aby mógł wykonać kolejny rzut za trzy, bo ona już wiedziała, że sama swoich ciuchów nie dorzuci na brzeg. Wolała mieć jednak pewność, że nic jej nie utonie.
— Czy to znaczy, że nici z seksu w jeziorze? — rzuciła wielce niewinnie, zerkając na niego w ten łobuzerski sposób. Skoro miał swoje plany i ułożył im jakiś grafik, to przecież nie będzie mu teraz niszczyć wszystkiego jakimiś szemranymi wyskokami. Zwłaszcza, że "nic nie robić" przy Jiwoongu, to pojęcie względne.
Jiwoong Ahn
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
No gdzie mógł się najeść, skoro Sora nigdy mu sokiem nie spłynęła. Biedny facet, każdy do tego dążył, a dziewczyny, takie skrępowane, nie pozwalały na to. Więc następnym razem, tez jej da papierek do polizania i powie, że przecież może się najeść. On to chociaż faktycznie wkładał w nią, dosłownie i w przenośni, jakieś substancje odżywcze. Proteiny chyba. Gdyby ktoś pytał, to do tego wyjazdu też się przygotowywał i miał bardzo zdrową i smaczną dietę.
Tak na wypadek, gdyby ona faktycznie zgłodniała i też chciała sobie podjeść.
Nie pędzlował samego ananasa, ale to nie tylko on działał cuda – a przynajmniej tak czytał w Internecie, a wiadomo, że przecież co było w sieci, to musiało być absolutną prawdą. Zwłaszcza to, co zwracał ChatGPT. W to już w ogóle należało ślepo wierzyć.
No ale nie dyskutował z nią, żeby nie było jej głupio, że wcale nie ma racji, taki był z niego dobry facet. Przez te kilka godzin (czy tam kilkanaście) to Sora będzie miała racje, a on będzie tańczył, jak ona mu zagra. Tak na wszelki wypadek, by nałapać jeszcze jakichś punktów na sam koniec.
Bo przecież dodatkowe nie zaszkodzą, a wynik dla niego dalej był nie do oszacowania. I to nie tak, że Sora pokazywała mu, że za słabo go kocha. Po prostu on sam wolał się podminowywać wieloma myślami.
Jak ta, że przykładowo nie jest dla niej wystarczająco dobry i nie będzie w stanie zapewnić jej godnego życia, jakie wiodła teraz. Wiadomo, że teoretycznie po ślubie to facet przejmował pieczę nad dziewczyną, ale jeśli ta dziewczyna była córką mężczyzny takiego jak Harvey, to on z pewnością do usranej śmierci będzie im pomagał i się angażował w ich życie.
Na tyle, na ile mu pozwolą.
— Widzisz? Jeszcze mi grozisz. Robisz ze mnie zwyrola w momencie, w którym to ja jestem ofiarą. Ofiarą klas społecznych i tego, że najwyraźniej spodobały mi się tak zwane „za wysokie progi na moje nogi”. Lubię twoje progi. Zwłaszcza jak są otwarte. — Brawo, Jiwoong. To musi wylądować na liście twoich top pięć tandetnych, zboczonych tekstów.
— To nie wiem, czy oboje mamy się czym chwalić. — Chociaż teoretycznie jemu jako facetowi, to można było wybaczyć. Bo wiecie – wedle stereotypów to facet, jak miał wprawę to wszystko git, ale jeśli laska ja miała, to olaboga – puszczalska szuja.
I nieistotne, że tej wprawy nabrała dzięki jednemu facetowi, a nie całemu stadu. I w ogóle to równouprawnienie przecież nie istniało.
— Ta, dwa i pół. Ty chyba w życiu na oczy meczu koszykówki nie widziałaś. — Odrębną punktację wprowadzała. Baba jedna. Dobrze, że nie wypowiedział tego na głos, bo klękałby przed nią, żeby przeprosić. — Trzy jak nic. — Co z tego, że nogawka zwisała. Normalnie odbiło się od tablicy i poleciało do środka. Tutaj nie było co prawda tablicy, ani obręczy, ale ostatecznie na pewno by się tak zakończyło.
— Okej, ale dla nic nie robienia też można mieć grafik. — Wypowiedział to w taki sposób, jakby właśnie obwieszczał coś bardzo ważnego. Jak profesor w czasie wykładu. Tyle tylko, że nie był profesorem. Ani nie robił wykładu. Jeśli już miał coś robić to debila z siebie. To mu szło bezbłędnie.
Przejął od niej ubrania by dorzucić, a nawet przerzucić te swoje. Dzięki temu rzeczy mogły bezpiecznie i z głośnym plaskiem wylądować na kamiennym tarasie. I gdy to zrobił, otoczył dziewczynę ramieniem w talii, przyciągając do siebie. Drugą ręką utrzymując siebie – i trochę tez ją – na powierzchni. Bo dna to mogli sobie poszukać.
Uniósł lekko brew, słysząc jej konkluzję. Widział to jej spojrzenie. To samo, w którym zamykała pewną prowokację. Zawsze tę samą, której nie sposób było odmówić. Nie tak całkowicie.
— Sora, kocham cię, ale wybierz miejsce, w którym będę miał stabilny punkt podparcia i nie będę wyglądał jak konik morski z apopleksją. — Romantycznie ze swojej strony Jiwoong. I aż się chciało uprawiać z tobą seks. Chociaż u nich to był etap taki, że seks był tematem otwartym, żadnym tabu i dział się albo zaplanowany albo niezaplanowany. Zależnie od tego, jaką miał wenę. — Tamten kamień wygląda zajebiście.
Sora Wolff
Tak na wypadek, gdyby ona faktycznie zgłodniała i też chciała sobie podjeść.
Nie pędzlował samego ananasa, ale to nie tylko on działał cuda – a przynajmniej tak czytał w Internecie, a wiadomo, że przecież co było w sieci, to musiało być absolutną prawdą. Zwłaszcza to, co zwracał ChatGPT. W to już w ogóle należało ślepo wierzyć.
No ale nie dyskutował z nią, żeby nie było jej głupio, że wcale nie ma racji, taki był z niego dobry facet. Przez te kilka godzin (czy tam kilkanaście) to Sora będzie miała racje, a on będzie tańczył, jak ona mu zagra. Tak na wszelki wypadek, by nałapać jeszcze jakichś punktów na sam koniec.
Bo przecież dodatkowe nie zaszkodzą, a wynik dla niego dalej był nie do oszacowania. I to nie tak, że Sora pokazywała mu, że za słabo go kocha. Po prostu on sam wolał się podminowywać wieloma myślami.
Jak ta, że przykładowo nie jest dla niej wystarczająco dobry i nie będzie w stanie zapewnić jej godnego życia, jakie wiodła teraz. Wiadomo, że teoretycznie po ślubie to facet przejmował pieczę nad dziewczyną, ale jeśli ta dziewczyna była córką mężczyzny takiego jak Harvey, to on z pewnością do usranej śmierci będzie im pomagał i się angażował w ich życie.
Na tyle, na ile mu pozwolą.
— Widzisz? Jeszcze mi grozisz. Robisz ze mnie zwyrola w momencie, w którym to ja jestem ofiarą. Ofiarą klas społecznych i tego, że najwyraźniej spodobały mi się tak zwane „za wysokie progi na moje nogi”. Lubię twoje progi. Zwłaszcza jak są otwarte. — Brawo, Jiwoong. To musi wylądować na liście twoich top pięć tandetnych, zboczonych tekstów.
— To nie wiem, czy oboje mamy się czym chwalić. — Chociaż teoretycznie jemu jako facetowi, to można było wybaczyć. Bo wiecie – wedle stereotypów to facet, jak miał wprawę to wszystko git, ale jeśli laska ja miała, to olaboga – puszczalska szuja.
I nieistotne, że tej wprawy nabrała dzięki jednemu facetowi, a nie całemu stadu. I w ogóle to równouprawnienie przecież nie istniało.
— Ta, dwa i pół. Ty chyba w życiu na oczy meczu koszykówki nie widziałaś. — Odrębną punktację wprowadzała. Baba jedna. Dobrze, że nie wypowiedział tego na głos, bo klękałby przed nią, żeby przeprosić. — Trzy jak nic. — Co z tego, że nogawka zwisała. Normalnie odbiło się od tablicy i poleciało do środka. Tutaj nie było co prawda tablicy, ani obręczy, ale ostatecznie na pewno by się tak zakończyło.
— Okej, ale dla nic nie robienia też można mieć grafik. — Wypowiedział to w taki sposób, jakby właśnie obwieszczał coś bardzo ważnego. Jak profesor w czasie wykładu. Tyle tylko, że nie był profesorem. Ani nie robił wykładu. Jeśli już miał coś robić to debila z siebie. To mu szło bezbłędnie.
Przejął od niej ubrania by dorzucić, a nawet przerzucić te swoje. Dzięki temu rzeczy mogły bezpiecznie i z głośnym plaskiem wylądować na kamiennym tarasie. I gdy to zrobił, otoczył dziewczynę ramieniem w talii, przyciągając do siebie. Drugą ręką utrzymując siebie – i trochę tez ją – na powierzchni. Bo dna to mogli sobie poszukać.
Uniósł lekko brew, słysząc jej konkluzję. Widział to jej spojrzenie. To samo, w którym zamykała pewną prowokację. Zawsze tę samą, której nie sposób było odmówić. Nie tak całkowicie.
— Sora, kocham cię, ale wybierz miejsce, w którym będę miał stabilny punkt podparcia i nie będę wyglądał jak konik morski z apopleksją. — Romantycznie ze swojej strony Jiwoong. I aż się chciało uprawiać z tobą seks. Chociaż u nich to był etap taki, że seks był tematem otwartym, żadnym tabu i dział się albo zaplanowany albo niezaplanowany. Zależnie od tego, jaką miał wenę. — Tamten kamień wygląda zajebiście.
Sora Wolff
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Gdyby ktoś kiedyś usłyszał ich tematy z boku, to na pewno byłby w lekkim zaskoczeniu. I pewnie też niesmaku, zwłaszcza, że często rozmawiali o rzeczach dla których mogłyby byś wstydliwe. Oni jednak nie mieli między sobą tematów tabu. Rozmawiali o wszystkim, a Jiwoong to się z nią nawet dzielił tym, że poszedł się wysrać i prawie mu dupę urwało. To była dopiero relacja. Nie było udawania, że kobieta nie sra, że może mieć włosy na nogach i pod pachami… chociaż Sora jako idolka praktycznie ich nigdzie nie miała, bo została poddana zabiegom depilacji laserowej, przez co nie musiała się martwić o zbędne owłosienie. Zawsze była gotowa do rozebrania się.
— Moje progi nie są takie wysokie. Jestem niższa — powiedziała, zerkając na niego wymownie. Nie mógł używać tego argumentu, skoro potem mówił, że jej progi są dla niego otwarte. To akurat była prawda. Niemniej w takim razie wychodziło, że chodzi o nogi, a ona nawet na obcasach dalej miała mniej centymetrów niż on. — Więc mi tu głupot nie wmawiaj. — To ona chyba powinna się martwić, że to za wysokie progi na jej nogi, bo czasami to musiała stawać nawet na palcach, jak na przykład chciała go pocałować.
Przedrzeźniła go, mamrocząc pod nosem, kiedy powiedział, że pewnie nie widziała żadnego meczu koszykówki, bo chuja się zna na punktacji.
— W sumie to nie widziałam, ale te spodnie to nawet nie leżały przy piłce do kosza, więc się już nie wymądrzaj. — Bo to nie była koszykówka! Nie byli na sali gimnastycznej, a tam nie było obręczy do której się rzuca. Kamień się nie liczył jako kosz. — To spodniówka. — Piękny sport, zapewne niedługo stanie się narodowy. — A w spodniówce jest punktacja na dwa i pół — wyjaśniła, bo oto właśnie wymyśliła coś nowego i w jej niespisanych zasadach sportowych były także połówki. Chciał czy nie chciał, musiał to zaakceptować.
— W sumie fakt. — Musiała przyznać, że wszędzie można było obmyślić plan. Mogli najpierw nic nie robić w jeziorze, a potem w salonie, a potem przenieść się na przykład do łóżka. Wtedy wyjdzie na to, że nie robią nic, ale w kilku różnych miejscach, więc nie są aż tak bezużyteczni. Czy coś.
Teraz chociaż nie było jej nieprzyjemnie w wodzie. Ich poprzedni raz w jeziorze mocno jej zapadł w pamięć, głównie przez to, że szczękała zębami i prawie zamarzła. Teraz było o wiele fajniej i nawet nie miała oporów, aby się rozebrać. Poprzednim razem go zwyzywała, bo to dla niego robiła różne głupie rzeczy. W ostatecznym rozrachunku oczywiście niczego nie żałowała.
Kąciki ust jej drgnęły w rozbawieniu, wyobrażając sobie jego apopleksję. Nie miała na myśli tego miejsca gdzie żadne z nich nie dotyka dna, bo zawsze mogli podejść bliżej brzegu, gdzie już poczuliby się stabilniej. Co prawda w wodzie się jeszcze nie ruchała, ale w filmach podobno się to sprawdzało.
— Może mnie to kręci — rzuciła, zerkając na niego wymownie. Generalnie ją kręcił w każdym stanie, więc pewnie nawet przy tych dziwnych wybrykach także. To już jednak nie powinno nikogo dziwić.
Przeniosła spojrzenie w kierunku wskazanego przez niego kamienia.
— Wygląda? — Jak dla niej wyglądał… jak kamień. Normalnie. Wilgotno. Ślisko. — To już wolę ten brzeg, chociaż będzie wygodniej i nic twardego nie będzie się we mnie wbijać — powiedziała, głową wskazując na miejsce, które można było jeszcze w jakiś sposób zaliczyć jako część jeziora. — No, może poza tobą. — Brawo, Sora. Oficjalnie mieliście dokładnie ten sam poziom poczucia humoru i zapewne nie bawiłoby to nikogo, poza wami. — Stwierdzam, że jesteśmy siebie warci — dodała, ale była z tego dumna. Co prawda kto z kim przystaje takim się staje, ale szczerze mówiąc, nie wymieniłaby ich debilizmów na nic innego. Jej wizerunek publiczny był nieskazitelny, grzeczny i bardzo ułożony, ale prywatnie… prywatnie trochę odstawała.
Gdyby fani ją poznali naprawdę, to pewnie byliby nią częściowo zażenowani.
— Dobra, koniku morski. — Już znalazła dla niego nowy przydomek. — Wybieraj, szybki numerek na brzegu, a potem zakupy, czy najpierw zakupy? — Bo numerek miał być prędzej czy później, to akurat nie podlegało dyskusji, ale chyba nikomu to nie przeszkadzało.
Jiwoong Ahn
— Moje progi nie są takie wysokie. Jestem niższa — powiedziała, zerkając na niego wymownie. Nie mógł używać tego argumentu, skoro potem mówił, że jej progi są dla niego otwarte. To akurat była prawda. Niemniej w takim razie wychodziło, że chodzi o nogi, a ona nawet na obcasach dalej miała mniej centymetrów niż on. — Więc mi tu głupot nie wmawiaj. — To ona chyba powinna się martwić, że to za wysokie progi na jej nogi, bo czasami to musiała stawać nawet na palcach, jak na przykład chciała go pocałować.
Przedrzeźniła go, mamrocząc pod nosem, kiedy powiedział, że pewnie nie widziała żadnego meczu koszykówki, bo chuja się zna na punktacji.
— W sumie to nie widziałam, ale te spodnie to nawet nie leżały przy piłce do kosza, więc się już nie wymądrzaj. — Bo to nie była koszykówka! Nie byli na sali gimnastycznej, a tam nie było obręczy do której się rzuca. Kamień się nie liczył jako kosz. — To spodniówka. — Piękny sport, zapewne niedługo stanie się narodowy. — A w spodniówce jest punktacja na dwa i pół — wyjaśniła, bo oto właśnie wymyśliła coś nowego i w jej niespisanych zasadach sportowych były także połówki. Chciał czy nie chciał, musiał to zaakceptować.
— W sumie fakt. — Musiała przyznać, że wszędzie można było obmyślić plan. Mogli najpierw nic nie robić w jeziorze, a potem w salonie, a potem przenieść się na przykład do łóżka. Wtedy wyjdzie na to, że nie robią nic, ale w kilku różnych miejscach, więc nie są aż tak bezużyteczni. Czy coś.
Teraz chociaż nie było jej nieprzyjemnie w wodzie. Ich poprzedni raz w jeziorze mocno jej zapadł w pamięć, głównie przez to, że szczękała zębami i prawie zamarzła. Teraz było o wiele fajniej i nawet nie miała oporów, aby się rozebrać. Poprzednim razem go zwyzywała, bo to dla niego robiła różne głupie rzeczy. W ostatecznym rozrachunku oczywiście niczego nie żałowała.
Kąciki ust jej drgnęły w rozbawieniu, wyobrażając sobie jego apopleksję. Nie miała na myśli tego miejsca gdzie żadne z nich nie dotyka dna, bo zawsze mogli podejść bliżej brzegu, gdzie już poczuliby się stabilniej. Co prawda w wodzie się jeszcze nie ruchała, ale w filmach podobno się to sprawdzało.
— Może mnie to kręci — rzuciła, zerkając na niego wymownie. Generalnie ją kręcił w każdym stanie, więc pewnie nawet przy tych dziwnych wybrykach także. To już jednak nie powinno nikogo dziwić.
Przeniosła spojrzenie w kierunku wskazanego przez niego kamienia.
— Wygląda? — Jak dla niej wyglądał… jak kamień. Normalnie. Wilgotno. Ślisko. — To już wolę ten brzeg, chociaż będzie wygodniej i nic twardego nie będzie się we mnie wbijać — powiedziała, głową wskazując na miejsce, które można było jeszcze w jakiś sposób zaliczyć jako część jeziora. — No, może poza tobą. — Brawo, Sora. Oficjalnie mieliście dokładnie ten sam poziom poczucia humoru i zapewne nie bawiłoby to nikogo, poza wami. — Stwierdzam, że jesteśmy siebie warci — dodała, ale była z tego dumna. Co prawda kto z kim przystaje takim się staje, ale szczerze mówiąc, nie wymieniłaby ich debilizmów na nic innego. Jej wizerunek publiczny był nieskazitelny, grzeczny i bardzo ułożony, ale prywatnie… prywatnie trochę odstawała.
Gdyby fani ją poznali naprawdę, to pewnie byliby nią częściowo zażenowani.
— Dobra, koniku morski. — Już znalazła dla niego nowy przydomek. — Wybieraj, szybki numerek na brzegu, a potem zakupy, czy najpierw zakupy? — Bo numerek miał być prędzej czy później, to akurat nie podlegało dyskusji, ale chyba nikomu to nie przeszkadzało.
Jiwoong Ahn
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Prychnął na samo określenie, którym się posłużyła. Spodniówka. I z tym, z tak mocnym argumentem, już nie sposób było walczyć. Dlatego ustąpił jej pola; i zrezygnował z wykorzystania arcy-argumentu, w postaci przedrostka „sr”, bo ten wolał zachować sobie na ważniejszy moment. To nie tak, że jego moc się wycierała z każdym użyciem, ale wiecie o co chodzi.
Poza tym lepiej to wykorzystać później, jak na przykład w momencie, w którym zada jej to pytanie, które planował zadać, ona odpowie mu „nie”, a on ją zgasi krótkim „srie”. I wtedy już i tak będzie musiała zostać jego żoną.
Wszystko chłopak miał obcykane.
Nie sposób było dyskutować z Sorą. Bo może faktycznie ją to kręciło – jego może niekoniecznie, ale też nie wiedział, bo nigdy nie próbował. Jedyne, czego próbował to wyobrażenie sobie tego wszystkiego i było to pozbawione gracji i w ogóle… czegokolwiek. Tak jakby każdy inny ich seks był faktycznie pełen wdzięku i szyku, i nie wyglądał, jakby tak naprawdę z sobą walczyli.
O ostatni kawałek pizzy na przykład. Poza tym – w przypadku ostatniego kawałka pizzy, jeśli już faktycznie stawali do walki, to kończyło się podobnie. No, chyba że akurat byli u Jiwoonga i obok była mama. Bo przy bracie to jeszcze. Biedny Jaehyun strzelał oczami, łapał aluzję i ulatniał się.
Dlatego już im nie ufał, kiedy Jiwoong proponował mu, żeby dołączył do nich na oglądanie filmu. Tylko szedł do siebie i zakładał słuchawki. Albo w ogóle wychodził z domu.
Spojrzał na Sorę, przychając pod nosem, kiedy sprowadziła to do tematu twardego i wbijającego się obiektu. Aż nie wiedział czy się śmiać czy załamywać nad tym, kiedy okazało się, że bardzo wiele rzeczy po prostu spłycali do tego wszystkiego. Albo raczej: do jednego.
— Zdecydowanie, Sora. Trochę to mnie przeraża. — Pewnie nie tak jak twojego brata, a później będzie przerażało (i odrażało) Huntera, kiedy już z wami zamieszka. Jedno gorsze od drugiego, trafił swój na swego i tak dalej. Podobno przeciwieństwa się przyciągały, tu akurat szli w tym samym kierunku, więc ciężko o przeciwieństwach w ogóle pisać.
No i właśnie.
— Ja mam wybierać? — spytał, unosząc lekko brew. — Przecież słyszę, że ty już wybrałaś. — Może mu się wydawało, może nie, ale skoro wszystko już teraz dążyło do jednego tematu i było odpowiednio sugestywne, to zbierało mu się to w jeden wynik. Sora chciała szybki numerek. I nieważne czy na brzegu czy faktycznie tutaj, z konikiem z apopleksją.
A kim on był, aby swojej partnerce, i potencjalnie: przyszłej żonie, odmawiać.
A kwestię szybkich numerków mieli już przerobioną (nie to co taki Damon od Syanny, który tego schematu nie ogarniał). Czasami faktycznie czasu nie było, ale ochota już tak. Ciśnienie także. I niczym złym było zaliczenie wszystkich baz, więc home-runu, w ciągu pięciu minut. Co prawda w takich warunkach ciężej było u orgazm – u niej, bo u niego wystarczyłoby naprawdę trzydzieści sekund (jak coś to przez to, że była taka seksowna, no przecież) – ale zwykle się starał.
Jak nie jeden to drugi, to była pewna przewaga, której nie wahał się wykorzystywać. Choć ciężko mówić tu o wykorzystywanie, skoro chodziło o jej satysfakcję.
Otoczył ją rękami w biodrach, przyciągając powoli do siebie, przepływając te parędziesiąt centymetrów, aż nie wyczuł mułu (i glonów) pod nogami.
— To co? Ten kamień czy tamten, Sora? — On dalej na kamień ją ciągnął. Bezwzględnie. — Myślę, że jak z dwóch stron coś twardego będzie się w ciebie wbijać to jednak nie będzie ci już robiło większej różnicy.
Ważne, żeby wbiło się porządnie.
Sora Wolff
Poza tym lepiej to wykorzystać później, jak na przykład w momencie, w którym zada jej to pytanie, które planował zadać, ona odpowie mu „nie”, a on ją zgasi krótkim „srie”. I wtedy już i tak będzie musiała zostać jego żoną.
Wszystko chłopak miał obcykane.
Nie sposób było dyskutować z Sorą. Bo może faktycznie ją to kręciło – jego może niekoniecznie, ale też nie wiedział, bo nigdy nie próbował. Jedyne, czego próbował to wyobrażenie sobie tego wszystkiego i było to pozbawione gracji i w ogóle… czegokolwiek. Tak jakby każdy inny ich seks był faktycznie pełen wdzięku i szyku, i nie wyglądał, jakby tak naprawdę z sobą walczyli.
O ostatni kawałek pizzy na przykład. Poza tym – w przypadku ostatniego kawałka pizzy, jeśli już faktycznie stawali do walki, to kończyło się podobnie. No, chyba że akurat byli u Jiwoonga i obok była mama. Bo przy bracie to jeszcze. Biedny Jaehyun strzelał oczami, łapał aluzję i ulatniał się.
Dlatego już im nie ufał, kiedy Jiwoong proponował mu, żeby dołączył do nich na oglądanie filmu. Tylko szedł do siebie i zakładał słuchawki. Albo w ogóle wychodził z domu.
Spojrzał na Sorę, przychając pod nosem, kiedy sprowadziła to do tematu twardego i wbijającego się obiektu. Aż nie wiedział czy się śmiać czy załamywać nad tym, kiedy okazało się, że bardzo wiele rzeczy po prostu spłycali do tego wszystkiego. Albo raczej: do jednego.
— Zdecydowanie, Sora. Trochę to mnie przeraża. — Pewnie nie tak jak twojego brata, a później będzie przerażało (i odrażało) Huntera, kiedy już z wami zamieszka. Jedno gorsze od drugiego, trafił swój na swego i tak dalej. Podobno przeciwieństwa się przyciągały, tu akurat szli w tym samym kierunku, więc ciężko o przeciwieństwach w ogóle pisać.
No i właśnie.
— Ja mam wybierać? — spytał, unosząc lekko brew. — Przecież słyszę, że ty już wybrałaś. — Może mu się wydawało, może nie, ale skoro wszystko już teraz dążyło do jednego tematu i było odpowiednio sugestywne, to zbierało mu się to w jeden wynik. Sora chciała szybki numerek. I nieważne czy na brzegu czy faktycznie tutaj, z konikiem z apopleksją.
A kim on był, aby swojej partnerce, i potencjalnie: przyszłej żonie, odmawiać.
A kwestię szybkich numerków mieli już przerobioną (nie to co taki Damon od Syanny, który tego schematu nie ogarniał). Czasami faktycznie czasu nie było, ale ochota już tak. Ciśnienie także. I niczym złym było zaliczenie wszystkich baz, więc home-runu, w ciągu pięciu minut. Co prawda w takich warunkach ciężej było u orgazm – u niej, bo u niego wystarczyłoby naprawdę trzydzieści sekund (jak coś to przez to, że była taka seksowna, no przecież) – ale zwykle się starał.
Jak nie jeden to drugi, to była pewna przewaga, której nie wahał się wykorzystywać. Choć ciężko mówić tu o wykorzystywanie, skoro chodziło o jej satysfakcję.
Otoczył ją rękami w biodrach, przyciągając powoli do siebie, przepływając te parędziesiąt centymetrów, aż nie wyczuł mułu (i glonów) pod nogami.
— To co? Ten kamień czy tamten, Sora? — On dalej na kamień ją ciągnął. Bezwzględnie. — Myślę, że jak z dwóch stron coś twardego będzie się w ciebie wbijać to jednak nie będzie ci już robiło większej różnicy.
Ważne, żeby wbiło się porządnie.
Sora Wolff
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Byli do siebie bardzo podobni, a jednocześnie różnili się pod wieloma względami. Mieli różne zainteresowania, inne charaktery, a jednak tak świetnie się dogadywali, że prawie nigdy się nie kłócili, a jeśli już, to mimo wszystko się godzili. Mogli się w jakichś kwestiach nie zgadzać, ale kombinowali, aż odnajdowali wspólne rozwiązanie. Nawet jeśli tylko częściowe. Co jednak lepsze, mieli równie głupie poczucie humoru, kompatybilne charaktery. Byli zgodni i to na tyle, że osoby trzecie, które je widzieli obok nie mogli czasami uwierzyć w to, że ktoś może tak na siebie patrzeć, nawet gdy druga osoba śmieje się tak głośno, że słyszą ją dwa miasta dalej.
Uważała go za swoją drugą połówkę. Soulmate. Za kogoś, kogo już dawno temu powinna znaleźć. Kogoś, kogo szukała i jej ciało wiedziało, że to on jeszcze zanim umysł wiedział. I to było dziwne, ale jednocześnie było jej potwierdzeniem, że się nie myliła. Bo przez te wszystkie miesiące, wzloty i upadki, jakoś odnajdywali siebie nawzajem, wspierali. I przez to też za każdym razem utwierdzała się w przekonaniu, że dobrze wybrała. Że Jiwoong sprawia, że czuła się zwyczajnie szczęśliwa i bezpieczna. A niczego więcej od drugiej osoby nie wymagała.
— Trochę? — Spojrzała na niego bardzo wymownie, ale z szerokim, rozbawionym uśmiechem na ustach. Jaheyun na pewno odetchnął z ulgą, że ta dwójka się wyprowadziła i teraz nie musi uważać jak wracał do domu, bo nie napotka ich w salonie, kuchni czy gdzieś indziej, mizdrzących się lub rzucających różne, bardzo wymowne aluzje. Takie jak te teraz.
To nie była nowość, to był ich standard. Dobrze, że przy rodzicach tego nie robili.
Ja mam wybierać?
— Znaczy wiesz, jeśli nie chcesz, to w porządku — powiedziała w obronnym geście, aby nie było, że to tylko ona wybiera co będą robić i kiedy. W końcu to miała być ich wspólna decyzja. — Nie chcę, abyś czuł się molestowany — dodała, zarzucając ręce na jego kark, przyciągając się bliżej jego. Kochała go, a byłaby beznadziejną dziewczyną, gdyby go biednego zaciągała na szybkie numerki, zmuszając do obcowania z nią! Biedny może miałby traumę.
Chociaż nigdy nie narzekał, a patrząc na ich załatany, różny grafik, to nauczyli się wykorzystywać różne dziwne okazje, zwłaszcza gdy naszła któreś z nich ochota. A Sora nie znała się od tej strony, aby ją tak często mieć, bo to oznaczało kontakt fizyczny. Ale już dawno temu uświadomiła sobie, że ten kontakt z Jiwoongiem był najlepszym, co ją spotykało. Bo też wiedział jak ją dotknąć.
Dobrze, że Harvey nie wiedział szczegółów, bo by na zawał padł.
Objęła go nogami w biodrach, przyciągając się bliżej. Zaśmiała się pod nosem, zerkając przez ramię w kierunku kamieni, które wcześniej miałby wybrać.
— W takim razie bez różnicy, bierz pierwszy lepszy. — Bo skoro i tak twarde rzeczy miały się w nią wbijać z dwóch stron, to już chyba nieważnym było miejsce. Chociaż dla nich i tak rzadko kiedy miało one większe znaczenie.
I zanim jeszcze dotarł na jakiekolwiek miejsce, ale gdy wyczuła, że Jiwoong ma już stabilny grunt pod nogami, sięgnęła ustami do jego warg, aby się w nie wpić w pocałunku. Nie odrywała się od niego nawet, gdy powoli wyłaniali się z wody, chociaż czuła jak grawitacja staje się coraz bardziej namacalna.
— Jesteś pewien, że nikogo dookoła nie ma, nie? — mruknęła mu z cichym rozbawieniem w wargi, gdy dochodzili do wybranej przez niego skały. Wolała się upewnić. Wcześniej co prawda, gdy robili szubidubi w aucie, w samym środku lasu, to nikt nagle nie wysłał jej gołych fotek do wytwórni, ale wiadomo, jak było się nikim, to raczej nie interesowało kogoś to, że się z kimś spotykasz. I ruchasz po lasach. Ale jak już się było idolem… to wystarczała jedna osoba, która przypadkiem się tu nawinie.
Chociaż patrząc po drodze tutaj, a także czasie jaki spędzili w aucie pośrodku niczego, nie spodziewała się, że ktoś tu będzie. Chyba, że jakieś obozowisko po drugiej stronie jeziora.
Jiwoong Ahn
Uważała go za swoją drugą połówkę. Soulmate. Za kogoś, kogo już dawno temu powinna znaleźć. Kogoś, kogo szukała i jej ciało wiedziało, że to on jeszcze zanim umysł wiedział. I to było dziwne, ale jednocześnie było jej potwierdzeniem, że się nie myliła. Bo przez te wszystkie miesiące, wzloty i upadki, jakoś odnajdywali siebie nawzajem, wspierali. I przez to też za każdym razem utwierdzała się w przekonaniu, że dobrze wybrała. Że Jiwoong sprawia, że czuła się zwyczajnie szczęśliwa i bezpieczna. A niczego więcej od drugiej osoby nie wymagała.
— Trochę? — Spojrzała na niego bardzo wymownie, ale z szerokim, rozbawionym uśmiechem na ustach. Jaheyun na pewno odetchnął z ulgą, że ta dwójka się wyprowadziła i teraz nie musi uważać jak wracał do domu, bo nie napotka ich w salonie, kuchni czy gdzieś indziej, mizdrzących się lub rzucających różne, bardzo wymowne aluzje. Takie jak te teraz.
To nie była nowość, to był ich standard. Dobrze, że przy rodzicach tego nie robili.
Ja mam wybierać?
— Znaczy wiesz, jeśli nie chcesz, to w porządku — powiedziała w obronnym geście, aby nie było, że to tylko ona wybiera co będą robić i kiedy. W końcu to miała być ich wspólna decyzja. — Nie chcę, abyś czuł się molestowany — dodała, zarzucając ręce na jego kark, przyciągając się bliżej jego. Kochała go, a byłaby beznadziejną dziewczyną, gdyby go biednego zaciągała na szybkie numerki, zmuszając do obcowania z nią! Biedny może miałby traumę.
Chociaż nigdy nie narzekał, a patrząc na ich załatany, różny grafik, to nauczyli się wykorzystywać różne dziwne okazje, zwłaszcza gdy naszła któreś z nich ochota. A Sora nie znała się od tej strony, aby ją tak często mieć, bo to oznaczało kontakt fizyczny. Ale już dawno temu uświadomiła sobie, że ten kontakt z Jiwoongiem był najlepszym, co ją spotykało. Bo też wiedział jak ją dotknąć.
Dobrze, że Harvey nie wiedział szczegółów, bo by na zawał padł.
Objęła go nogami w biodrach, przyciągając się bliżej. Zaśmiała się pod nosem, zerkając przez ramię w kierunku kamieni, które wcześniej miałby wybrać.
— W takim razie bez różnicy, bierz pierwszy lepszy. — Bo skoro i tak twarde rzeczy miały się w nią wbijać z dwóch stron, to już chyba nieważnym było miejsce. Chociaż dla nich i tak rzadko kiedy miało one większe znaczenie.
I zanim jeszcze dotarł na jakiekolwiek miejsce, ale gdy wyczuła, że Jiwoong ma już stabilny grunt pod nogami, sięgnęła ustami do jego warg, aby się w nie wpić w pocałunku. Nie odrywała się od niego nawet, gdy powoli wyłaniali się z wody, chociaż czuła jak grawitacja staje się coraz bardziej namacalna.
— Jesteś pewien, że nikogo dookoła nie ma, nie? — mruknęła mu z cichym rozbawieniem w wargi, gdy dochodzili do wybranej przez niego skały. Wolała się upewnić. Wcześniej co prawda, gdy robili szubidubi w aucie, w samym środku lasu, to nikt nagle nie wysłał jej gołych fotek do wytwórni, ale wiadomo, jak było się nikim, to raczej nie interesowało kogoś to, że się z kimś spotykasz. I ruchasz po lasach. Ale jak już się było idolem… to wystarczała jedna osoba, która przypadkiem się tu nawinie.
Chociaż patrząc po drodze tutaj, a także czasie jaki spędzili w aucie pośrodku niczego, nie spodziewała się, że ktoś tu będzie. Chyba, że jakieś obozowisko po drugiej stronie jeziora.
Jiwoong Ahn
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
- Ukrywanie treści: włączone
- Hidebb Message Hidden Description
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor