-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiShe/herpostaćautor
Miles W. Waits
— Jezu — parsknęła śmiechem, tak że prawie łzy jej poleciały. Nie spodziewała się po sobie aż takiej reakcji. W głowie wyobraziła sobie Milesa w dosyć skąpym przebraniu, tańczącym do tej piosenki. Teraz tej wizji nie będzie w stanie wyrzucić ze swojej głowy zbyt łatwo. — wyobraziłam to sobie, ale w trochę ładniejszym outficie — mówiła przez śmiech, próbując się opanować. Cokolwiek miałaby mu teraz powiedzieć, cieszyła się jedynie. Z tego że ktoś potrafił rozchmurzyć ją, nieważne co by się działo. Pod tym względem Miles miał pewien rodzaj uprzywilejowania, którego nikt poza nim nie miał. Mogła na niego liczyć, nawet w najciemniejsze dni. To on pokazywał jej, że powinna zapalić światło.
Słuchała go uważnie. Momentami obawiała się tej rozmowy. Co mogłaby mu więcej powiedzieć? Zamiast tego wpatrywała się w niego swoimi maślanymi oczami. Niczym kot proszący o dodatkową porcję saszety. Cokolwiek do niej mówił, trafiało to wprost do jej serca. Teraz mogłaby zacząć przeklinać Marcie. Po co ona jej naopowiadała? Teraz tylko siedziało jej to w głowie.
— Tak — przytaknęła głową, nie roztrząsając tego faktu — będę z Tobą rozmawiała, a jeśli przestanę, to powiem Ci dlaczego. Byle byś mnie nie zranił Miles — stwierdziła finalnie, wpatrując się w niego badawczym wzrokiem. Coś musiało siedzieć za wypowiadanymi przez niego słowami. Nie była w stanie tylko odgadnąć co konkretnie. Bała się dopytywać. Czuła, że weszłaby wtedy na grząski teren, którego wolałaby uniknąć. Czasem łatwiej niż myślimy, można zranić drugiego człowieka. Nie trzeba się nad tym zbytnio zastanawiać. Jedno słowo wypowiedziane w złej atmosferze, potrafiło zepsuć cały wieczór.
— Nie musiałeś — powiedziała miękkim tone, marszcząc przy tym brwi — chociaż może powinnam Ci pogratulować? Wstąpiłeś do nowego etapu życia, gratulacje — zaśmiała się delikatnie. Próbowała zmiękczyć poważną atmosferę, która wtargnęła do nich tego wieczoru. Decyzje podejmowane przez niego, wydawały się dla niej prawie niemożliwe do zrobienia. Dalej miała zapisanych swoich byłych. Chociaż gdyby ktoś ich poszukiwał, znalazłyby się tam nazwy pt. palant, który złamał mi serce. Nawet nie musiała się zastanawiać, co robił, doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
— To czas zainwestować w walutę kanapkową, o ile dalej będziesz moim dostawcą — rzuciła poważnym, biznesowym tonem, unosząc oba kąciki swoich ust od razu do góry. Życie z Waitsem wydawało się takie proste. Nie potrzebowała udawać barmanki wyższych sfer, czy mówić biologicznym językiem. Była po prostu Cece.
— Ale za jedzenie rachunków nie opłacisz, chyba że otworzysz własną restaurację — szybko zwróciła mu uwagę, pokazując przy tym język. Poniekąd stworzyła już całą wielką jadłodajnię, sprezentowaną tylko dla jednej osoby. Specjalnie dla niego. Uniosła delikatnie kąciki swoich ust. Jakikolwiek kredyt miałaby brać, by zaspokoić jego potrzeby, chyba było warto?
— Wtedy powiem, za mundurem panny sznurem — i puściła kolejną salwę śmiechu. Nie potrafiła być przy nim poważna. Odprężały ją te wspólne momenty. Nikt nie byłby w stanie ich im zabrać. Chociaż przyszło jej do głowy, jak Miles wyglądał w mundurze. Z pewnością dobrze. Nie miała ku temu żadnych wątpliwości tylko... czy w jej przypadku to przysłowie by podziałało? Nie miała zielonego pojęcia.
— Ejejej, ale nie jestem skrzatem domowym do prania Ci skarpetek — zwróciła mu szybko uwagę, finalnie uśmiechając się szeroko. Może i była niska, ale miała w sobie dziwną iskrę, której nie dało się ukryć. Była wolnym skrzatem, niczym sam Zgredek — ale wtedy nie byłoby tak świeże jak moje — zwróciła mu uwagę, wytykając niemalże od razu język — hipogryfa chcesz jeść? Sumienia nie masz! To prawie jak jedzenie psa, lub kota — zwróciła uwagę zbulwersowana. Hipogryfy były majestatycznymi zwierzętami, a ona uwielbiała Hardodzioba. Cały ten wątek był dla niej przemagiczny. Może też dlatego, że miała wielką słabość to każdego zwierzaka na całej kuli ziemskiej? Cokolwiek miałoby się wydarzyć, im ufała najbardziej.
I wtedy atmosfera całej rozmowy wydawała się zmienić kąt o sto osiemdziesiąt stopni. Dziwne napięcie zapadło między nimi, takie które było nie poruszane przez cały czas, kiedy się znali. Trudno było wytłumaczyć to, co dokładnie teraz działo się w jej sercu. Zaczęła analizować słowa Milesa. Sama wyprostowała się do siadu, wpatrując się w niego wielkimi oczami. To co mówił bardzo zmieniłoby cały przebieg ich relacji, mimowolnie zaczęła przegryzać dolną wargę. Tak jakby cały alkohol, który miała w sobie, nagle z niej odleciał.
— No to... — zaczęła niepewnym głosem. Gdy już raz przejdzie przez tę granicę, nie będzie odwrotu. Doskonale zdawała sobie sprawę. Igrała z ogniem. Miles nie tak dawno miał jeszcze żonę, wczoraj u niego była, a jednak z dziwną łatwością powiedziała — pójdźmy razem na randkę i spróbujmy... być szczęśliwi? — nie miała zielonego pojęcia, kiedy dokładnie jej wzrok spadł na jego usta. Nawet nie była w stanie tego skontrolować. Chcąc, lub nie, już przekraczała granicę bycia tylko sąsiadami.
— Jezu — parsknęła śmiechem, tak że prawie łzy jej poleciały. Nie spodziewała się po sobie aż takiej reakcji. W głowie wyobraziła sobie Milesa w dosyć skąpym przebraniu, tańczącym do tej piosenki. Teraz tej wizji nie będzie w stanie wyrzucić ze swojej głowy zbyt łatwo. — wyobraziłam to sobie, ale w trochę ładniejszym outficie — mówiła przez śmiech, próbując się opanować. Cokolwiek miałaby mu teraz powiedzieć, cieszyła się jedynie. Z tego że ktoś potrafił rozchmurzyć ją, nieważne co by się działo. Pod tym względem Miles miał pewien rodzaj uprzywilejowania, którego nikt poza nim nie miał. Mogła na niego liczyć, nawet w najciemniejsze dni. To on pokazywał jej, że powinna zapalić światło.
Słuchała go uważnie. Momentami obawiała się tej rozmowy. Co mogłaby mu więcej powiedzieć? Zamiast tego wpatrywała się w niego swoimi maślanymi oczami. Niczym kot proszący o dodatkową porcję saszety. Cokolwiek do niej mówił, trafiało to wprost do jej serca. Teraz mogłaby zacząć przeklinać Marcie. Po co ona jej naopowiadała? Teraz tylko siedziało jej to w głowie.
— Tak — przytaknęła głową, nie roztrząsając tego faktu — będę z Tobą rozmawiała, a jeśli przestanę, to powiem Ci dlaczego. Byle byś mnie nie zranił Miles — stwierdziła finalnie, wpatrując się w niego badawczym wzrokiem. Coś musiało siedzieć za wypowiadanymi przez niego słowami. Nie była w stanie tylko odgadnąć co konkretnie. Bała się dopytywać. Czuła, że weszłaby wtedy na grząski teren, którego wolałaby uniknąć. Czasem łatwiej niż myślimy, można zranić drugiego człowieka. Nie trzeba się nad tym zbytnio zastanawiać. Jedno słowo wypowiedziane w złej atmosferze, potrafiło zepsuć cały wieczór.
— Nie musiałeś — powiedziała miękkim tone, marszcząc przy tym brwi — chociaż może powinnam Ci pogratulować? Wstąpiłeś do nowego etapu życia, gratulacje — zaśmiała się delikatnie. Próbowała zmiękczyć poważną atmosferę, która wtargnęła do nich tego wieczoru. Decyzje podejmowane przez niego, wydawały się dla niej prawie niemożliwe do zrobienia. Dalej miała zapisanych swoich byłych. Chociaż gdyby ktoś ich poszukiwał, znalazłyby się tam nazwy pt. palant, który złamał mi serce. Nawet nie musiała się zastanawiać, co robił, doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
— To czas zainwestować w walutę kanapkową, o ile dalej będziesz moim dostawcą — rzuciła poważnym, biznesowym tonem, unosząc oba kąciki swoich ust od razu do góry. Życie z Waitsem wydawało się takie proste. Nie potrzebowała udawać barmanki wyższych sfer, czy mówić biologicznym językiem. Była po prostu Cece.
— Ale za jedzenie rachunków nie opłacisz, chyba że otworzysz własną restaurację — szybko zwróciła mu uwagę, pokazując przy tym język. Poniekąd stworzyła już całą wielką jadłodajnię, sprezentowaną tylko dla jednej osoby. Specjalnie dla niego. Uniosła delikatnie kąciki swoich ust. Jakikolwiek kredyt miałaby brać, by zaspokoić jego potrzeby, chyba było warto?
— Wtedy powiem, za mundurem panny sznurem — i puściła kolejną salwę śmiechu. Nie potrafiła być przy nim poważna. Odprężały ją te wspólne momenty. Nikt nie byłby w stanie ich im zabrać. Chociaż przyszło jej do głowy, jak Miles wyglądał w mundurze. Z pewnością dobrze. Nie miała ku temu żadnych wątpliwości tylko... czy w jej przypadku to przysłowie by podziałało? Nie miała zielonego pojęcia.
— Ejejej, ale nie jestem skrzatem domowym do prania Ci skarpetek — zwróciła mu szybko uwagę, finalnie uśmiechając się szeroko. Może i była niska, ale miała w sobie dziwną iskrę, której nie dało się ukryć. Była wolnym skrzatem, niczym sam Zgredek — ale wtedy nie byłoby tak świeże jak moje — zwróciła mu uwagę, wytykając niemalże od razu język — hipogryfa chcesz jeść? Sumienia nie masz! To prawie jak jedzenie psa, lub kota — zwróciła uwagę zbulwersowana. Hipogryfy były majestatycznymi zwierzętami, a ona uwielbiała Hardodzioba. Cały ten wątek był dla niej przemagiczny. Może też dlatego, że miała wielką słabość to każdego zwierzaka na całej kuli ziemskiej? Cokolwiek miałoby się wydarzyć, im ufała najbardziej.
I wtedy atmosfera całej rozmowy wydawała się zmienić kąt o sto osiemdziesiąt stopni. Dziwne napięcie zapadło między nimi, takie które było nie poruszane przez cały czas, kiedy się znali. Trudno było wytłumaczyć to, co dokładnie teraz działo się w jej sercu. Zaczęła analizować słowa Milesa. Sama wyprostowała się do siadu, wpatrując się w niego wielkimi oczami. To co mówił bardzo zmieniłoby cały przebieg ich relacji, mimowolnie zaczęła przegryzać dolną wargę. Tak jakby cały alkohol, który miała w sobie, nagle z niej odleciał.
— No to... — zaczęła niepewnym głosem. Gdy już raz przejdzie przez tę granicę, nie będzie odwrotu. Doskonale zdawała sobie sprawę. Igrała z ogniem. Miles nie tak dawno miał jeszcze żonę, wczoraj u niego była, a jednak z dziwną łatwością powiedziała — pójdźmy razem na randkę i spróbujmy... być szczęśliwi? — nie miała zielonego pojęcia, kiedy dokładnie jej wzrok spadł na jego usta. Nawet nie była w stanie tego skontrolować. Chcąc, lub nie, już przekraczała granicę bycia tylko sąsiadami.
-
Oficjalnie: detektyw w wydziale konnym torontońskiej policji.
Nieoficjalnie: facet, który lepiej dogaduje się z końmi niż z ludźmi.
Zna na pamięć rozkład ulic w Toronto i każdy błąd, który popełnił w ostatnich dziesięciu latach.
Samotnik, który nie lubi samotności.
Facet, który trzyma się zasad - chyba że chodzi o czyjeś życie, wtedy potrafi złamać je wszystkie na raz.nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
- Ja chyba nie będę sobie tego wyobrażał... - jednak Britney była w tym lepsza, chociaż trzeba przyznać, że tamten jej strój to był taki z pazurem. Prawdziwa Britney Bitch. Miles jednak nie umiał być Bitch, to chyba nie dla niego.
Uśmiechnął się kiedy powiedziała, że będzie z nim rozmawiała, no bo to było najważniejsze, rozmowa, no i to, że mogli się razem pośmiać, chociaż w zasadzie przecież oboje nie byli najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Ale razem może trochę byli?
- Hm... Dwadzieścia lat miałem jedną dziewczynę i nie rozstaliśmy się dlatego, że ją zraniłem, to może jest jakaś rekomendacja? - powiedział, ale wcale nie z poważną miną, raczej nadal wesołą. Nie chciałby jej zranić, nie mógłby. Ale Paige też nigdy nie chciał, a w tym momencie, no nie w tym dosłownie, ale na przykład jeszcze wczoraj, to się tak ranili, że to było jakieś chore.
- Musiałem, jeśli chcę, żeby to miało jakiś sens - nie powiedział co za to, tylko na razie to, ale już w tej chwili myślał o tej randce. Już kasując numer Paige.
- Myślę, że powinniśmy teraz otworzyć szampana, jak w nowy rok, a później gratulacje i noworoczne życzenia... Ale niestety mam tylko piwo. Nie przygotowałem się - wzruszył ramionami, bo prawda jest taka, że jak dzisiaj wyszedł z pracy i szedł do siebie do mieszkania i jeszcze nie wiedział, że zapomniał kluczy i że na schodach spotka Cece, to w życiu by się nie spodziewał, że kilka godzin później będą siedzieć razem, on w jej koszulce, na jej pościeli, no i kasujący numer swojej byłej żony, a przede wszystkim to pytający swoją SĄSIADKĘ o randkę.
Los jednak bywa przewrotny.
- Ja dostarczam bułki, a Ty robisz kanapki, umowa? - zmrużył oczy patrząc na nią z powagą, ale tylko przez chwilę. Tylko kiedy Cece też poważniała, bo jak się uśmiechała, to on również nie mógł się powstrzymać.
- O to by było dobre, własna restauracja - powiedział i na moment się rozmarzył - ale problem w tym, że nie umiem gotować - no i koniec wielkich marzeń o byciu szefem kuchni. Miles umiał tylko w dania z mikrofalówki, ze słoika, albo w jajka sadzone, chociaż... był też mistrzem grilla. Może jakaś knajpa z grillem byłaby do przemyślenia.
- Myślisz, nawet za tymi naszymi czerwonymi, galowymi mundurami? - w zasadzie to w nich chyba nikt nie wyglądał dobrze, chociaż... No nie tak do końca źle, może nawet w Kanadzie to był jakiś kult tych mundurów i wszyscy je uwielbiali, a tylko reszta świata się z nich śmiała?
- A no tak, skarpetki prały skrzaty, a nie ślizgoni, mój błąd - powiedział z uśmiechem, ale już kiedy Cece zapytała, czy chciałby jeść hipogryfa, to parsknął śmiechem - a co myślisz, że jest żylasty? zażartował, ale później zmarszczył brwi - nie zjadłbym ani psa, ani kota, to jakieś nieludzkie - stwierdził poważniej, więc wychodzi na to, że hipogryfa też by nie zjadł. To prawie tak jakby miał zjeść swojego konia, jednak nie do pomyślenia.
Niby atmosfera się zmieniła, niby zrobiło się poważniej, ale w tej powadze wciąż było coś takiego... wesołego? Jakieś takie szczęście, a nie smutek, a nie poważna powaga. Raczej takie napięcie, co teraz się wydarzy. Kiedy Cece usiadła, to Miles cały czas na nią patrzył, badawczo, bo się zastanawiał, czy ona widzi w tym jakimś sens, a może zaraz go wyprosi, bo przekroczył te sąsiedzkie granice, a ona tego nie chciała? Nigdy jej nie zapytał czy chciała, do teraz.
Gdy zaczęła to patrzył na nią tak, jakby zaraz miał wstać i wyjść, z takim napięciem, jak ogląda się w kinie film, w którym zaraz ma się wydarzyć finałowa scena i wiesz, że jak ona nie będzie taka jak oczekujesz, to chyba lepiej będzie po prostu wstać i wyjść.
Wcale jednak nie musiał wychodzić, kiedy się zgodziła, to wypuścił z płuc powietrze ze świstem. Odetchnął z prawdziwą ulgą, jeszcze pół minuty, a by się udusił wstrzymując to powietrze.
- Ale mi ulżyło - powiedział to co czuł, bo z Cece to było jakieś takie proste, pomyśleć i powiedzieć, a nie dusić w sobie - ale jest jeszcze taki problem... - powiedział patrząc jej w oczy - ostatnio na pierwszej randce byłem ponad dwadzieścia lat temu, no i miałem siedemnaście lat, wiesz wystarczyło kino i popcorn na pół, a teraz to realia się pewnie zmieniły - mówił to dość poważnie. Teraz to pewnie będzie się zastanawiał gdzie ją ma zaprosić, w ogóle jak to się ma odbywać. Jak on na randce był wieki temu. Co prawda wychodzili gdzieś z Paige, ale jednak taka randka z żoną, a taka pierwsza randka to znacząca różnica.
Cece Marquis
Uśmiechnął się kiedy powiedziała, że będzie z nim rozmawiała, no bo to było najważniejsze, rozmowa, no i to, że mogli się razem pośmiać, chociaż w zasadzie przecież oboje nie byli najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Ale razem może trochę byli?
- Hm... Dwadzieścia lat miałem jedną dziewczynę i nie rozstaliśmy się dlatego, że ją zraniłem, to może jest jakaś rekomendacja? - powiedział, ale wcale nie z poważną miną, raczej nadal wesołą. Nie chciałby jej zranić, nie mógłby. Ale Paige też nigdy nie chciał, a w tym momencie, no nie w tym dosłownie, ale na przykład jeszcze wczoraj, to się tak ranili, że to było jakieś chore.
- Musiałem, jeśli chcę, żeby to miało jakiś sens - nie powiedział co za to, tylko na razie to, ale już w tej chwili myślał o tej randce. Już kasując numer Paige.
- Myślę, że powinniśmy teraz otworzyć szampana, jak w nowy rok, a później gratulacje i noworoczne życzenia... Ale niestety mam tylko piwo. Nie przygotowałem się - wzruszył ramionami, bo prawda jest taka, że jak dzisiaj wyszedł z pracy i szedł do siebie do mieszkania i jeszcze nie wiedział, że zapomniał kluczy i że na schodach spotka Cece, to w życiu by się nie spodziewał, że kilka godzin później będą siedzieć razem, on w jej koszulce, na jej pościeli, no i kasujący numer swojej byłej żony, a przede wszystkim to pytający swoją SĄSIADKĘ o randkę.
Los jednak bywa przewrotny.
- Ja dostarczam bułki, a Ty robisz kanapki, umowa? - zmrużył oczy patrząc na nią z powagą, ale tylko przez chwilę. Tylko kiedy Cece też poważniała, bo jak się uśmiechała, to on również nie mógł się powstrzymać.
- O to by było dobre, własna restauracja - powiedział i na moment się rozmarzył - ale problem w tym, że nie umiem gotować - no i koniec wielkich marzeń o byciu szefem kuchni. Miles umiał tylko w dania z mikrofalówki, ze słoika, albo w jajka sadzone, chociaż... był też mistrzem grilla. Może jakaś knajpa z grillem byłaby do przemyślenia.
- Myślisz, nawet za tymi naszymi czerwonymi, galowymi mundurami? - w zasadzie to w nich chyba nikt nie wyglądał dobrze, chociaż... No nie tak do końca źle, może nawet w Kanadzie to był jakiś kult tych mundurów i wszyscy je uwielbiali, a tylko reszta świata się z nich śmiała?
- A no tak, skarpetki prały skrzaty, a nie ślizgoni, mój błąd - powiedział z uśmiechem, ale już kiedy Cece zapytała, czy chciałby jeść hipogryfa, to parsknął śmiechem - a co myślisz, że jest żylasty? zażartował, ale później zmarszczył brwi - nie zjadłbym ani psa, ani kota, to jakieś nieludzkie - stwierdził poważniej, więc wychodzi na to, że hipogryfa też by nie zjadł. To prawie tak jakby miał zjeść swojego konia, jednak nie do pomyślenia.
Niby atmosfera się zmieniła, niby zrobiło się poważniej, ale w tej powadze wciąż było coś takiego... wesołego? Jakieś takie szczęście, a nie smutek, a nie poważna powaga. Raczej takie napięcie, co teraz się wydarzy. Kiedy Cece usiadła, to Miles cały czas na nią patrzył, badawczo, bo się zastanawiał, czy ona widzi w tym jakimś sens, a może zaraz go wyprosi, bo przekroczył te sąsiedzkie granice, a ona tego nie chciała? Nigdy jej nie zapytał czy chciała, do teraz.
Gdy zaczęła to patrzył na nią tak, jakby zaraz miał wstać i wyjść, z takim napięciem, jak ogląda się w kinie film, w którym zaraz ma się wydarzyć finałowa scena i wiesz, że jak ona nie będzie taka jak oczekujesz, to chyba lepiej będzie po prostu wstać i wyjść.
Wcale jednak nie musiał wychodzić, kiedy się zgodziła, to wypuścił z płuc powietrze ze świstem. Odetchnął z prawdziwą ulgą, jeszcze pół minuty, a by się udusił wstrzymując to powietrze.
- Ale mi ulżyło - powiedział to co czuł, bo z Cece to było jakieś takie proste, pomyśleć i powiedzieć, a nie dusić w sobie - ale jest jeszcze taki problem... - powiedział patrząc jej w oczy - ostatnio na pierwszej randce byłem ponad dwadzieścia lat temu, no i miałem siedemnaście lat, wiesz wystarczyło kino i popcorn na pół, a teraz to realia się pewnie zmieniły - mówił to dość poważnie. Teraz to pewnie będzie się zastanawiał gdzie ją ma zaprosić, w ogóle jak to się ma odbywać. Jak on na randce był wieki temu. Co prawda wychodzili gdzieś z Paige, ale jednak taka randka z żoną, a taka pierwsza randka to znacząca różnica.
Cece Marquis
zgrozo
powiem ci kiedy przekroczysz granicę
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiShe/herpostaćautor
Miles W. Waits
Życie z Milsem wydawało się być dla niej prostsze. Przestawała myśleć o tych wielkich, poważnych sprawach, które frapowały jej umysł. Równie dobrze mogłaby mu się pokazać w stroju małpy, a i tak by jej nie wyśmiał. Śmiałby się razem z nią do końca świata. Cokolwiek miałoby to oznaczać. W tych krótkich ulotnych chwilach cieszyła się, że ma go przy sobie. Pewnie tylko z jego powodu nie wszedł jej w stu procentach prawdziwy marazm życia.
— Czy startujesz w castingu na mojego chłopaka? — spytała lekko zaplątana w zeznaniach, marszcząc przy tym poważnie brwi — będziemy rozmawiać, bo nie wyobrażam sobie tygodnia bez pożalenia się Tobie na ludzi z mojej pracy — rzuciła finalnie, ale tak wyglądało to w rzeczywistości. Waits był jedną z niewielu stałych, na które mogła liczyć całą sobą. Cokolwiek miałoby się zadziać, był pewną stałą. Zawsze chciał wypić z nią piwo i zawsze chciał ją pocieszyć. Świat mógłby się skończyć, a oni czekaliby na siebie na tej szalonej klatce schodowej, byle być blisko siebie. Ta relacja miała mnóstwo dziwnych punktów, które inni mogliby zauważyć. Niektórzy mogliby wręcz już nazwać ich związkiem bez dziwnych czułości.
— To ona powinna ją wystawić, a nie ty — stwierdziła, wytykając język — ale doceniam lojalność względem klientów panie już prawdziwy singlu — zawołała wielce zadowolona z tego, co właśnie wydarzało się przed jej oczami — w takim razie zdrowie i powodzenia na nowej ścieżce życia — tylko skąd miała pewność, że to właśnie ona miała być z nią związana? Cokolwiek by się między nimi wydarzyło, nie spodziewała się kolejnych słów, które padały. Teraz mogła się z tego śmiać, ale teraz zacznie w nich odkrywać drugie dno. Parę godzin temu siedziała na klatce, rycząc jak bóbr, a teraz jak on się śmiała z charakterystycznym błyskiem w oku. Polubiła Milesa. Życzyła mu przede wszystkim szczęścia. Tylko skąd mogła wiedzieć, że mogła się z nim związać aż za bardzo?
— Umowa — zaśmiała się wesoło, podając Waitsowi rękę. Wszystko musiało zostać przypieczętowane. Nawet ich zabawne tylko dla nich żarty. Chociaż te kanapki wydawały się być dla Cece częścią dnia. W trakcie niektórych poranków wpatrywała się w okno, by dowiedzieć się, czy dzisiaj jest dzień na dostawę. Mimowolnie szła wtedy do łazienki, by choć trochę uporządkować swój wygląd. W końcu nie mogła wyglądać jak dres dla sąsiada, prawda?
— Twoja restauracja nazywa się Cece — szturchnęła go łokciem w bok z dosyć dużym uśmiechem — nie musisz, bo ja robię to za Ciebie — przypomniała mu Marquis, szczerząc się szeroko. Bywały takie dni, w trakcie których specjalnie przygotowywała jego ostatnio wywołaną potrawę. Jej samej kończyły się pomysły na posiłki, a marzyła o tym, by usłyszeć kolejne pochwały z jego ust.
— Zdecydowanie, chciałabym Cię w nim kiedyś zobaczyć — kiwnęła głową. Choć przyjaciółka śmiała się z policjantów konnych, tak ona nie mogła. Znała jednego z nich i nawet ten czerwony mundur nie wydawał się taki zły. Gdy policjanci w nich występowali, szukała na zdjęciach Milesa. Wiedziała, jak wygląda, ale nigdy by się do tego nie przyznała.
— Ja za to myślałam, że pani profesor McGonagall pierze wszystkim Gryfom — odparła bez wahania, uśmiechając się szeroko — Miles! — krzyknęła, gdy usłyszała o żylastym hipogryfie. Nie o tym marzyła myśleć, nie to chciała usłyszeć — no mam nadzieję, bo zrobiłabym fikołka i zostawiła Cię na pastwę losu! — tego by nie była w stanie strawić. Bywali pewni ludzie, których wolałaby po prostu unikać. Jednym z nich byli ludzie jedzący psy i koty. Nie byłaby w stanie wybaczyć takiego wyczynu, a już na pewno zjedzenia hipogryfa, który był pięknym, majestatycznym stworzeniem.
Uśmiechnęła się szerzej, widząc jego reakcję. W głębi duszy bała się, że mężczyzna ją wyśmieje. Wcale by się nie zdziwiła, jeśli by do tego doszło. Zamiast tego siedziała spokojnie z szerokim bananem na twarzy. Chyba nigdy nie czuła takiej swobody? Może jeszcze kiedyś pierdnie przy Waitsie, a jak wiadomo to najwyższy poziom związku.
— A co miałabym innego powiedzieć? Moja przyjaciółka twierdzi, jakbyśmy już byli w związku — rzuciła pół żartem, pół serio. Naprawdę chciała przekonać się, co się stanie dalej. Zdążyła naprawdę polubić policjanta. Mogła czuć się przy nim bezpiecznie i swobodnie. Finalnie oto chodziło w życiu, prawda? Mieć osobę, przy której możesz być w pełni sobą — szczerze mówiąc, niektóre nasze spotkania już mogły wyglądać jak moje randki. Kino i popcorn brzmi nieźle, nie potrzebuje więcej. Ważne, żebyś był obok mnie — powiedziała to poważnym tonem, jednocześnie brzmiąc swobodnie. Faktycznie tak było. Przy Milesie życie wydawało się być dla niej prostsze. Miała mniej trosk, mniej zmartwień, a ktoś finalnie ją dopingował. Sama nawet nie wiedziała, kiedy złapała go za rękę. Dla niej nawet teraz, gdy spożywała czwarte piwo, mogliby być na randce.
Życie z Milsem wydawało się być dla niej prostsze. Przestawała myśleć o tych wielkich, poważnych sprawach, które frapowały jej umysł. Równie dobrze mogłaby mu się pokazać w stroju małpy, a i tak by jej nie wyśmiał. Śmiałby się razem z nią do końca świata. Cokolwiek miałoby to oznaczać. W tych krótkich ulotnych chwilach cieszyła się, że ma go przy sobie. Pewnie tylko z jego powodu nie wszedł jej w stu procentach prawdziwy marazm życia.
— Czy startujesz w castingu na mojego chłopaka? — spytała lekko zaplątana w zeznaniach, marszcząc przy tym poważnie brwi — będziemy rozmawiać, bo nie wyobrażam sobie tygodnia bez pożalenia się Tobie na ludzi z mojej pracy — rzuciła finalnie, ale tak wyglądało to w rzeczywistości. Waits był jedną z niewielu stałych, na które mogła liczyć całą sobą. Cokolwiek miałoby się zadziać, był pewną stałą. Zawsze chciał wypić z nią piwo i zawsze chciał ją pocieszyć. Świat mógłby się skończyć, a oni czekaliby na siebie na tej szalonej klatce schodowej, byle być blisko siebie. Ta relacja miała mnóstwo dziwnych punktów, które inni mogliby zauważyć. Niektórzy mogliby wręcz już nazwać ich związkiem bez dziwnych czułości.
— To ona powinna ją wystawić, a nie ty — stwierdziła, wytykając język — ale doceniam lojalność względem klientów panie już prawdziwy singlu — zawołała wielce zadowolona z tego, co właśnie wydarzało się przed jej oczami — w takim razie zdrowie i powodzenia na nowej ścieżce życia — tylko skąd miała pewność, że to właśnie ona miała być z nią związana? Cokolwiek by się między nimi wydarzyło, nie spodziewała się kolejnych słów, które padały. Teraz mogła się z tego śmiać, ale teraz zacznie w nich odkrywać drugie dno. Parę godzin temu siedziała na klatce, rycząc jak bóbr, a teraz jak on się śmiała z charakterystycznym błyskiem w oku. Polubiła Milesa. Życzyła mu przede wszystkim szczęścia. Tylko skąd mogła wiedzieć, że mogła się z nim związać aż za bardzo?
— Umowa — zaśmiała się wesoło, podając Waitsowi rękę. Wszystko musiało zostać przypieczętowane. Nawet ich zabawne tylko dla nich żarty. Chociaż te kanapki wydawały się być dla Cece częścią dnia. W trakcie niektórych poranków wpatrywała się w okno, by dowiedzieć się, czy dzisiaj jest dzień na dostawę. Mimowolnie szła wtedy do łazienki, by choć trochę uporządkować swój wygląd. W końcu nie mogła wyglądać jak dres dla sąsiada, prawda?
— Twoja restauracja nazywa się Cece — szturchnęła go łokciem w bok z dosyć dużym uśmiechem — nie musisz, bo ja robię to za Ciebie — przypomniała mu Marquis, szczerząc się szeroko. Bywały takie dni, w trakcie których specjalnie przygotowywała jego ostatnio wywołaną potrawę. Jej samej kończyły się pomysły na posiłki, a marzyła o tym, by usłyszeć kolejne pochwały z jego ust.
— Zdecydowanie, chciałabym Cię w nim kiedyś zobaczyć — kiwnęła głową. Choć przyjaciółka śmiała się z policjantów konnych, tak ona nie mogła. Znała jednego z nich i nawet ten czerwony mundur nie wydawał się taki zły. Gdy policjanci w nich występowali, szukała na zdjęciach Milesa. Wiedziała, jak wygląda, ale nigdy by się do tego nie przyznała.
— Ja za to myślałam, że pani profesor McGonagall pierze wszystkim Gryfom — odparła bez wahania, uśmiechając się szeroko — Miles! — krzyknęła, gdy usłyszała o żylastym hipogryfie. Nie o tym marzyła myśleć, nie to chciała usłyszeć — no mam nadzieję, bo zrobiłabym fikołka i zostawiła Cię na pastwę losu! — tego by nie była w stanie strawić. Bywali pewni ludzie, których wolałaby po prostu unikać. Jednym z nich byli ludzie jedzący psy i koty. Nie byłaby w stanie wybaczyć takiego wyczynu, a już na pewno zjedzenia hipogryfa, który był pięknym, majestatycznym stworzeniem.
Uśmiechnęła się szerzej, widząc jego reakcję. W głębi duszy bała się, że mężczyzna ją wyśmieje. Wcale by się nie zdziwiła, jeśli by do tego doszło. Zamiast tego siedziała spokojnie z szerokim bananem na twarzy. Chyba nigdy nie czuła takiej swobody? Może jeszcze kiedyś pierdnie przy Waitsie, a jak wiadomo to najwyższy poziom związku.
— A co miałabym innego powiedzieć? Moja przyjaciółka twierdzi, jakbyśmy już byli w związku — rzuciła pół żartem, pół serio. Naprawdę chciała przekonać się, co się stanie dalej. Zdążyła naprawdę polubić policjanta. Mogła czuć się przy nim bezpiecznie i swobodnie. Finalnie oto chodziło w życiu, prawda? Mieć osobę, przy której możesz być w pełni sobą — szczerze mówiąc, niektóre nasze spotkania już mogły wyglądać jak moje randki. Kino i popcorn brzmi nieźle, nie potrzebuje więcej. Ważne, żebyś był obok mnie — powiedziała to poważnym tonem, jednocześnie brzmiąc swobodnie. Faktycznie tak było. Przy Milesie życie wydawało się być dla niej prostsze. Miała mniej trosk, mniej zmartwień, a ktoś finalnie ją dopingował. Sama nawet nie wiedziała, kiedy złapała go za rękę. Dla niej nawet teraz, gdy spożywała czwarte piwo, mogliby być na randce.
-
Oficjalnie: detektyw w wydziale konnym torontońskiej policji.
Nieoficjalnie: facet, który lepiej dogaduje się z końmi niż z ludźmi.
Zna na pamięć rozkład ulic w Toronto i każdy błąd, który popełnił w ostatnich dziesięciu latach.
Samotnik, który nie lubi samotności.
Facet, który trzyma się zasad - chyba że chodzi o czyjeś życie, wtedy potrafi złamać je wszystkie na raz.nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
Chyba jakby mu się pokazała w stroju małpy, to by się śmiał, ale rzeczywiście może nie ją wyśmiał, a po prostu śmiał się razem z nią, bo na pewno Cece jako małpka wyglądałaby słodko i zabawnie!
- A to jest casting? Trzeba się gdzieś zapisać, czy ustawić w kolejce? Bo jeśli tak, to proszę tam już zaznaczyć kilka plusików - zapytał i poruszył brwiami, a kiedy powiedziała, że będą rozmawiać, to uśmiechnął się szeroko - ja też bym nie przeżył bez opowieści o profesorach badających kobiece biusty - i pokręcił głową, bo to jeszcze wciąż wydawało mu się abstrakcyjne. Ale lubił w sumie słuchać takich ciekawostek, o tych bogatych dupkach z klubu trochę mniej, bo znał takich typów, no ale też wiedział jaka jest Cece, słodka, ale chyba nie dałaby takiemu paniczykowi, żeby jej wszedł na głowę.
- Za punkty lojalnościowe, mógłbym pewnie już kupić sobie elektrycznego grilla - zaśmiał się, a kiedy Cece życzyła mu powodzenie to sięgnął po puszkę piwa, żeby się z nią stuknąć - następnym razem to będzie szampan, obiecuję - powiedział i wypił kilka łyków. Chociaż... w sumie to on lubił piwo, a Cece też mu nigdy nie odmówiła. Zresztą... jak się spotkali dzisiaj na klatce to oboje mieli ze sobą właśnie browar. To musi coś znaczyć! Albo może to prze-zna-cze-nie?
Kilka godzin temu to chyba żadne z nich się tego nie spodziewała, takiego obrotu wydarzeń. A na pewno nie Miles, jakby mu ktoś powiedział, że zaproponuje Cece randkę, to chyba by go wyśmiał. Cece? Przecież to jego sąsiadka, przyjaciółka, najfajniejsza i najweselsza dziewczyna jaką zna. A takie fajne dziewczyny to nie chodzą na randki z takimi facetami, jak on. Ale jednak się okazało, że chodzą. Chyba miał dzisiaj szczęście.
Uścisnął jej dłoń, żeby przypieczętować kanapkową umowę i może trzymał ją nieco ciut za długo?
- To jeśli tak, to daje jej pięć gwiazdek - puścił jej oczko, w sumie mogła mu ugotować jajko na twardo, a pewnie i tak byłby zachwycony, chociaż trzeba jej przyznać, że gotowała świetnie, a czasami Miles to w ogóle miał wrażenie, że czyta mu w myślach z tymi potrawami - to ja chyba muszę wygrzebać moją kawiarkę po babce, bo naprawdę robię w niej dobrą kawę, żeby się chociaż trochę zrewanżować - powiedział i pokiwał głową, miał tylko nadzieję, że nie zostawił jej u Paige…
Znowu się uśmiechnął, kiedy Cece powiedziała, że chciałaby go zobaczyć w galowym mundurze.
- To na następnym pokazie zajmuję Ci miejsce w pierwszym rzędzie - wiadomo, że oni w tych mundurach nie patrolowali ulic na co dzień, a do tego TPS Cavalry Unit to nie była tylko stajnia, a normalny posterunek, tylko z końmi, ale byli tam też detektywi i śledczy.
Roześmiał się, gdy Cece tak się obruszyła o tego hipogryfa, przecież ją znał i wiedział, że kocha wszystkie zwierzątka (nawet kameleony), tak się z nią tylko droczył.
- No coś Ty, mnie wystarczy kurczak, albo stek - wiadomo, kura i krowa to też zwierzę, ale to już jest takie bardziej dopuszczalne - chociaż jak Ty go przygotujesz Cece to mogę zjeść nawet burgera z buraka - powiedział z pełnym poświęceniem. Bo Miles to jednak był mięsożerny.
Zamyślił się, kiedy powiedziała o tej przyjaciółce, a zwłaszcza to o zwią-zku.
Właściwie to Miles nigdy nie myślał o związkach, bo ten ostatni zaserwował mu dość tragiczny rok. A tu jednak padła taka propozycja. Jednak postanowił spróbować. Tylko czy będzie potrafił? Ale teraz to już nie ma co gdybać, bo słowo się rzekło! Teraz to się trzeba po-sta-rać.
- A co to za przyjaciółka, chyba jakiś detektyw - powiedział wesoło, chociaż on był detektywem, a trochę mu zajęło zanim do tego doszedł. Aż dziwne.
- Nie no, ta randka to będzie wyjątkowa, coś wymyślę - pokiwał głową, bo tego to był pewny, że randka z Cece, a zwłaszcza ta pierwsza, to musi być wyjątkowa. Kiedy złapała go za rękę, to spuścił na moment wzrok na jej dłoń, a później splótł jej palce ze swoimi. Mały gest, a jednak wiele dla Milesa znaczył. Delikatnym ruchem przyciągnął ją bliżej do siebie i ułożył jej dłoń na swojej klatce piersiowej, objął ją w pasie ramionami. Przez chwilę patrzył jej prosto w oczy, jakby chciał z nich wyczytać na ile te granicę może dzisiaj przekroczyć.
- Nie wiem... na ile mogę sobie pozwolić przed pierwszą randką - przyznał, ale tym razem to jego spojrzenie opadło niżej, na jej pełne usta.
Cece Marquis
- A to jest casting? Trzeba się gdzieś zapisać, czy ustawić w kolejce? Bo jeśli tak, to proszę tam już zaznaczyć kilka plusików - zapytał i poruszył brwiami, a kiedy powiedziała, że będą rozmawiać, to uśmiechnął się szeroko - ja też bym nie przeżył bez opowieści o profesorach badających kobiece biusty - i pokręcił głową, bo to jeszcze wciąż wydawało mu się abstrakcyjne. Ale lubił w sumie słuchać takich ciekawostek, o tych bogatych dupkach z klubu trochę mniej, bo znał takich typów, no ale też wiedział jaka jest Cece, słodka, ale chyba nie dałaby takiemu paniczykowi, żeby jej wszedł na głowę.
- Za punkty lojalnościowe, mógłbym pewnie już kupić sobie elektrycznego grilla - zaśmiał się, a kiedy Cece życzyła mu powodzenie to sięgnął po puszkę piwa, żeby się z nią stuknąć - następnym razem to będzie szampan, obiecuję - powiedział i wypił kilka łyków. Chociaż... w sumie to on lubił piwo, a Cece też mu nigdy nie odmówiła. Zresztą... jak się spotkali dzisiaj na klatce to oboje mieli ze sobą właśnie browar. To musi coś znaczyć! Albo może to prze-zna-cze-nie?
Kilka godzin temu to chyba żadne z nich się tego nie spodziewała, takiego obrotu wydarzeń. A na pewno nie Miles, jakby mu ktoś powiedział, że zaproponuje Cece randkę, to chyba by go wyśmiał. Cece? Przecież to jego sąsiadka, przyjaciółka, najfajniejsza i najweselsza dziewczyna jaką zna. A takie fajne dziewczyny to nie chodzą na randki z takimi facetami, jak on. Ale jednak się okazało, że chodzą. Chyba miał dzisiaj szczęście.
Uścisnął jej dłoń, żeby przypieczętować kanapkową umowę i może trzymał ją nieco ciut za długo?
- To jeśli tak, to daje jej pięć gwiazdek - puścił jej oczko, w sumie mogła mu ugotować jajko na twardo, a pewnie i tak byłby zachwycony, chociaż trzeba jej przyznać, że gotowała świetnie, a czasami Miles to w ogóle miał wrażenie, że czyta mu w myślach z tymi potrawami - to ja chyba muszę wygrzebać moją kawiarkę po babce, bo naprawdę robię w niej dobrą kawę, żeby się chociaż trochę zrewanżować - powiedział i pokiwał głową, miał tylko nadzieję, że nie zostawił jej u Paige…
Znowu się uśmiechnął, kiedy Cece powiedziała, że chciałaby go zobaczyć w galowym mundurze.
- To na następnym pokazie zajmuję Ci miejsce w pierwszym rzędzie - wiadomo, że oni w tych mundurach nie patrolowali ulic na co dzień, a do tego TPS Cavalry Unit to nie była tylko stajnia, a normalny posterunek, tylko z końmi, ale byli tam też detektywi i śledczy.
Roześmiał się, gdy Cece tak się obruszyła o tego hipogryfa, przecież ją znał i wiedział, że kocha wszystkie zwierzątka (nawet kameleony), tak się z nią tylko droczył.
- No coś Ty, mnie wystarczy kurczak, albo stek - wiadomo, kura i krowa to też zwierzę, ale to już jest takie bardziej dopuszczalne - chociaż jak Ty go przygotujesz Cece to mogę zjeść nawet burgera z buraka - powiedział z pełnym poświęceniem. Bo Miles to jednak był mięsożerny.
Zamyślił się, kiedy powiedziała o tej przyjaciółce, a zwłaszcza to o zwią-zku.
Właściwie to Miles nigdy nie myślał o związkach, bo ten ostatni zaserwował mu dość tragiczny rok. A tu jednak padła taka propozycja. Jednak postanowił spróbować. Tylko czy będzie potrafił? Ale teraz to już nie ma co gdybać, bo słowo się rzekło! Teraz to się trzeba po-sta-rać.
- A co to za przyjaciółka, chyba jakiś detektyw - powiedział wesoło, chociaż on był detektywem, a trochę mu zajęło zanim do tego doszedł. Aż dziwne.
- Nie no, ta randka to będzie wyjątkowa, coś wymyślę - pokiwał głową, bo tego to był pewny, że randka z Cece, a zwłaszcza ta pierwsza, to musi być wyjątkowa. Kiedy złapała go za rękę, to spuścił na moment wzrok na jej dłoń, a później splótł jej palce ze swoimi. Mały gest, a jednak wiele dla Milesa znaczył. Delikatnym ruchem przyciągnął ją bliżej do siebie i ułożył jej dłoń na swojej klatce piersiowej, objął ją w pasie ramionami. Przez chwilę patrzył jej prosto w oczy, jakby chciał z nich wyczytać na ile te granicę może dzisiaj przekroczyć.
- Nie wiem... na ile mogę sobie pozwolić przed pierwszą randką - przyznał, ale tym razem to jego spojrzenie opadło niżej, na jej pełne usta.
Cece Marquis
zgrozo
powiem ci kiedy przekroczysz granicę
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiShe/herpostaćautor
Miles W. Waits
— Jest casting. Mam wybrać pierwszego, lepszego? — parsknęła śmiechem — postawie plusiki, tylko dlatego, że jako jedyny uznajesz te opowieści za ciekawe — pokręciła głową. Marcie na przykład miała dość jej nudnych opowieści na temat doktoratu, czy jej pracy. Nie dziwiła się jej. Sama momentami miała go dosyć. Za to Waits za każdym razem dawał jej możliwość wysłuchania. Rozmawiał się o tym żywo zainteresowany. Cokolwiek miałoby się zadziać, wiedziała, że może na niego liczyć. Choćby właśnie kometa miała spaść z nieba, przybiegłby i pomógł uratować kota.
— Tylko pamiętaj, że tego grilla nie masz u mnie zdobytego. Mnie na niego nie stać — zaśmiała się uroczo, unosząc ręce do góry. Może mogłaby sobie na niego pozwolić, gdyby nie te wieczne rachunki za opiekę medyczną dla jej matki. Powoli przerastało to jej możliwości. Jak mogła równocześnie prowadzić badania, pracować w barze, a później pomagać własnej matce? To się nie składało. Zresztą każdy banknot wydawała z bardzo dużą rezerwą — alkohol nie sprawi, że coś się staje wyjątkowe. Chodzi o moment, który nadaje czemuś znaczenie — stwierdziła spokojnym tonem. Szczerze nie lubiła szampana. Mogła wypić jeden kieliszek, a później nie miał już na tyle dobrego smaku, by mogła pochłonąć się w nim do reszty. Za to piwo uwielbiała. Wino również. Chyba z każdego alkoholu na wyjątkowy moment wybrałaby prosecco. Bąbelki nadawały odpowiedniego charakteru.
— Może lepiej nie wystawiaj, jeszcze znajdą się inni klienci — bawiła ją to cała wymiana zdań. Nieważne, co by się działo, ich komunikacja zawsze była taka prosta, łatwa. Nie musiała zastanawiać się, czy to co mówi jest odpowiednie. Po prostu szła za sercem, nie zastanawiając się nad tym. Chociaż w głowie pojawiła się wizja własnego lokalu, ale nie wyobrażała sobie gotować dla nikogo innego. Wystarczy, że robiła drinki dla bogatych dupków — dobrze. W takim razie na śniadanie robisz dla mnie kawę, nawet jak nie znajdziesz kawiarki — wtedy tworzyliby naprawdę idealny duet. Ona gotowałaby dla niego posiłki, a on dekorowałby jej dzień dobrą kawą. Nawet liczyła na takie delikatne odprężenie. Wtedy nie musiałaby się zastanawiać nad niczym innym. Po prostu przyjęłaby to, co się działo dookoła niej.
— Zapamiętuje te słowa, więc lepiej uważaj. Jak będzie drugi rząd, to się zbuntuje — miała wrażenie, że przy Waitsie uśmiech w ogóle nie schodził z jej ust. Mogłaby stać przy nim cokolwiek, by się nie zadziało. Zostałaby wtedy osobą zatrudnioną za uśmiech. To nie tak, że cały czas siedziała radosna z życia. Przy nim wydawało się to łatwiejsze, mogła najzwyczajniej w świecie liczyć na niego. Stąd ta groźba była poważna, liczyła na pierwszy rząd, by z całą okazałością móc wpatrywać się w sąsiada.
— Dobrze Miles — kiwnęła głową cała zadowolona z siebie — przechodzimy na dietę wegetariańską — i powiedziała to z całą powagą. Żal jej było zwierząt, ale nie byłaby w stanie przejść na bycie wege w 100%. Lubiła ten smak. Za to mogła odrobinę powkręcać sąsiada. Zwłaszcza że miała w planach przygotować prawdziwie szaloną ucztę. Wege ucztą, bo cokolwiek by nie powiedzieć, to jedzenie też było dobre.
— To się zgadza, bo jest śledczą — przyznała całkiem szczerze. Pracowali w odrębnych jednostkach. Była szansa za to, że kiedyś ich losy się przetarły. Nic takiego nie usłyszała od Marcie, ale też nie spowiadała się jej ze wszystkich możliwości.
— Nie stwórz na sobie niepotrzebnej presji, bo nigdy nie będę księżniczką jak w bajce — powiedziała, gdy leżała już wtulona w niego. Czuła, że to było miejsce dla niej. Ciepło bijące od Milesa mimowolnie ją odprężało. Dłonią przejęła na lewą stronę torsu, by pod opuszkami palców czuć stukot jego serca. Dziwnie się ten wieczór zestarzał. Kilka godzin temu siedziała płacząca, licząc, że ktoś weźmie ją na karaoke z Britney.
— Wiesz... — zaczęła z delikatnym rumieńcem, próbując znaleźć odpowiednie słowa — szczerze mam ochotę zapomnieć, że ta pierwsza randka jest przed nami — rzuciła finalnie, wpatrując się w niego z maślanymi oczami. Mogłaby w nich utonąć. Ta chwila trwała dla niej wiecznie, ale było w niej coś wyjątkowego. Sama nie chciała nic przyśpieszać. Ich relacja od zawsze szła swoim tempem.
— Jest casting. Mam wybrać pierwszego, lepszego? — parsknęła śmiechem — postawie plusiki, tylko dlatego, że jako jedyny uznajesz te opowieści za ciekawe — pokręciła głową. Marcie na przykład miała dość jej nudnych opowieści na temat doktoratu, czy jej pracy. Nie dziwiła się jej. Sama momentami miała go dosyć. Za to Waits za każdym razem dawał jej możliwość wysłuchania. Rozmawiał się o tym żywo zainteresowany. Cokolwiek miałoby się zadziać, wiedziała, że może na niego liczyć. Choćby właśnie kometa miała spaść z nieba, przybiegłby i pomógł uratować kota.
— Tylko pamiętaj, że tego grilla nie masz u mnie zdobytego. Mnie na niego nie stać — zaśmiała się uroczo, unosząc ręce do góry. Może mogłaby sobie na niego pozwolić, gdyby nie te wieczne rachunki za opiekę medyczną dla jej matki. Powoli przerastało to jej możliwości. Jak mogła równocześnie prowadzić badania, pracować w barze, a później pomagać własnej matce? To się nie składało. Zresztą każdy banknot wydawała z bardzo dużą rezerwą — alkohol nie sprawi, że coś się staje wyjątkowe. Chodzi o moment, który nadaje czemuś znaczenie — stwierdziła spokojnym tonem. Szczerze nie lubiła szampana. Mogła wypić jeden kieliszek, a później nie miał już na tyle dobrego smaku, by mogła pochłonąć się w nim do reszty. Za to piwo uwielbiała. Wino również. Chyba z każdego alkoholu na wyjątkowy moment wybrałaby prosecco. Bąbelki nadawały odpowiedniego charakteru.
— Może lepiej nie wystawiaj, jeszcze znajdą się inni klienci — bawiła ją to cała wymiana zdań. Nieważne, co by się działo, ich komunikacja zawsze była taka prosta, łatwa. Nie musiała zastanawiać się, czy to co mówi jest odpowiednie. Po prostu szła za sercem, nie zastanawiając się nad tym. Chociaż w głowie pojawiła się wizja własnego lokalu, ale nie wyobrażała sobie gotować dla nikogo innego. Wystarczy, że robiła drinki dla bogatych dupków — dobrze. W takim razie na śniadanie robisz dla mnie kawę, nawet jak nie znajdziesz kawiarki — wtedy tworzyliby naprawdę idealny duet. Ona gotowałaby dla niego posiłki, a on dekorowałby jej dzień dobrą kawą. Nawet liczyła na takie delikatne odprężenie. Wtedy nie musiałaby się zastanawiać nad niczym innym. Po prostu przyjęłaby to, co się działo dookoła niej.
— Zapamiętuje te słowa, więc lepiej uważaj. Jak będzie drugi rząd, to się zbuntuje — miała wrażenie, że przy Waitsie uśmiech w ogóle nie schodził z jej ust. Mogłaby stać przy nim cokolwiek, by się nie zadziało. Zostałaby wtedy osobą zatrudnioną za uśmiech. To nie tak, że cały czas siedziała radosna z życia. Przy nim wydawało się to łatwiejsze, mogła najzwyczajniej w świecie liczyć na niego. Stąd ta groźba była poważna, liczyła na pierwszy rząd, by z całą okazałością móc wpatrywać się w sąsiada.
— Dobrze Miles — kiwnęła głową cała zadowolona z siebie — przechodzimy na dietę wegetariańską — i powiedziała to z całą powagą. Żal jej było zwierząt, ale nie byłaby w stanie przejść na bycie wege w 100%. Lubiła ten smak. Za to mogła odrobinę powkręcać sąsiada. Zwłaszcza że miała w planach przygotować prawdziwie szaloną ucztę. Wege ucztą, bo cokolwiek by nie powiedzieć, to jedzenie też było dobre.
— To się zgadza, bo jest śledczą — przyznała całkiem szczerze. Pracowali w odrębnych jednostkach. Była szansa za to, że kiedyś ich losy się przetarły. Nic takiego nie usłyszała od Marcie, ale też nie spowiadała się jej ze wszystkich możliwości.
— Nie stwórz na sobie niepotrzebnej presji, bo nigdy nie będę księżniczką jak w bajce — powiedziała, gdy leżała już wtulona w niego. Czuła, że to było miejsce dla niej. Ciepło bijące od Milesa mimowolnie ją odprężało. Dłonią przejęła na lewą stronę torsu, by pod opuszkami palców czuć stukot jego serca. Dziwnie się ten wieczór zestarzał. Kilka godzin temu siedziała płacząca, licząc, że ktoś weźmie ją na karaoke z Britney.
— Wiesz... — zaczęła z delikatnym rumieńcem, próbując znaleźć odpowiednie słowa — szczerze mam ochotę zapomnieć, że ta pierwsza randka jest przed nami — rzuciła finalnie, wpatrując się w niego z maślanymi oczami. Mogłaby w nich utonąć. Ta chwila trwała dla niej wiecznie, ale było w niej coś wyjątkowego. Sama nie chciała nic przyśpieszać. Ich relacja od zawsze szła swoim tempem.
-
Oficjalnie: detektyw w wydziale konnym torontońskiej policji.
Nieoficjalnie: facet, który lepiej dogaduje się z końmi niż z ludźmi.
Zna na pamięć rozkład ulic w Toronto i każdy błąd, który popełnił w ostatnich dziesięciu latach.
Samotnik, który nie lubi samotności.
Facet, który trzyma się zasad - chyba że chodzi o czyjeś życie, wtedy potrafi złamać je wszystkie na raz.nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
- A to te kolejki co się czasem ustawiają pod naszym blokiem, to na ten casting? A ja myślałem, że do tej nowo otwartej modnej knajpki... - powiedział z uśmiechem. No w sumie to by się nie dziwił, jakby takie kolejki ustawiały się do Cece, bo nie dość, że była ładna, to jeszcze mądra. Ile kobiet w jej wieku, z jej urodą, w ogóle ile kobiet, myśli o doktoracie. Imponowało mu to, to i jeszcze kilka innych rzeczy też. To jaka była troskliwa i jaka dobra.
- W zasadzie to mam już toster i patelnie, zresztą gdzie tego grilla można by zainstalować w naszej kamienicy? - nie to co w domu z ogródkiem, w którym kiedyś Miles przecież mieszkał. A później wymienił go na mieszkanie, a teraz już w ogóle na kamienice, ale z jednej strony to dobrze, bo gdyby się tu nie przeprowadził, to w ogóle nie poznałby Cece, tylko by pewnie siedział sam w tym swoim ogródku i się dołował.
Chociaż... ten domek z ogródkiem, to wciąż jego małe marzenie.
- To myślę, że ten moment jest całkiem dobry - uśmiechnął się do niej. Cece była wspa-nia-ła, nie oczekiwała drogiego wina, czy jakiś wystawnych kolacji, jej wystarczyło tylko, żeby była atmosfera. A oni razem chyba tworzyli całkiem dobrą. To nie tak, że Paige miała jakieś wygórowane oczekiwania, ale jednak kiedy żyje się z kimś przez dwadzieścia lat, to puszka piwa i maraton Harry'ego Potter'a mogą już nie wystarczać. Chociaż mieli takie swoje małe rytuały, wino i filmy klasy B, które potem jednak zanikły.
- O nie, co to, to nie, kanapki są dla mnie. To chyba te pięć gwiazdek to też tylko będzie ode mnie, dla ciebie, taka nasza tajemnica - puścił do niej oczko. Mogli rozmawiać o wszystkim, o bzdurach, wyimaginowanych knajpach z kanapkami, czy z grillem, a nawet o kotletach z hipogryfa, albo jednak z buraka. Ale najważniejsze jest to, że rozmawiali, cały czas. Śmiali się, patrzyli sobie w oczy i myśleli tylko, że ta chwila mogłaby trwać wiecznie. A przynajmniej Miles tak myślał.
- Tak jest, na śniadanie będzie kawka, zobaczysz, od razu postawi Cię na nogi - znowu się uśmiechnął i zasalutował jej jak na posterunku. Właściwie Miles był śpiochem, więc jego kawa zawsze była bardzo mocna, taka, żeby go obudzić.
- Z drugiego rzędu nie widziałabyś jak dobrze wyglądam w mundurze, bo ja zawsze stoję z tyłu, mam dużo niższych kolegów - roześmiał się głośno. W sumie to chciałby ją w pierwszym rzędzie, bo w pierwszym rzędzie zawsze siedziały najważniejsze osoby dla jego kumpli, a jego miejsce już od jakiegoś czasu było puste.
Kiedy Cece powiedziała o tej diecie WEGETRIAŃSKIEJ, to Miles nabrał powietrza w płuca, wstrzymał je na chwilę, bo w tej chwili w jego głowie pojawiła się taka równoważnia, z jednej strony słodka Cece, a z drugiej burgery, steki, kanapki i inne mięsa tańczące kankana.
- Dobrze - powiedział spokojnie wypuszczając powietrze. No i teraz ta równoważnia wystrzeliła i została Cece, a kotlety szybowały na drugi koniec świata. Naprawdę mógłby się tak dla niej poświęcić, ale... wiedział, że ona też od czasu do czasu lubi sobie zjeść burgera, więc to nie było takie pełne poświecenie.
- A widzisz, co detektyw to detektyw, zawsze pozna swojego - rzucił, kiedy powiedziała o tej koleżance. Ciekawe czy była z jego oddziału? Albo w ogóle czy się znali, w sumie z różnymi ludźmi się współpracowało podczas śledztw.
- No może nie jak w bajce o kopciuszku, bo nie stać mnie na karocę, ale jak w takiej bajce o Roszpunce, że kiedyś może zabiorę Cię na łódkę? - no dobra, Miles lubił filmy klasy B i bajki Disneya, no i Harry'ego Potter'a jednak też. Ale najbardziej to lubił sobie tak leżeć z Cece, obejmował ją ramieniem, a serce to biło mu jak szalone, chociaż zazwyczaj przy niej to się uspokajało, ale dzisiaj było dość dużo tych wyznań, dużo emocji, dużo słów. W ogóle dzisiaj było dużo.
- To możemy uznać, że tak jakby była to już trzecia, albo czwarta... - powiedział i od razu sobie pomyślał, że na czwartej to już mogłoby być nawet coś więcej niż druga baza. Bo Miles naprawdę na pierwsze randki, trzecie i czwarte chodził w liceum, a tam to się odbywało trochę inaczej niż u dorosłych ludzi.
Sięgnął do jej policzka, żeby zgarnąć z niego jakiś niesforny kosmyk włosów, a kiedy szorstka skóra jego dłoni, które były nieco spracowane i może mało delikatne, dotknęła jej gładkiej buzi, to Miles przepadał. Chociaż chyba przepadł już dawno.
Przesunął dłonią do jej brody, ujął ją delikatnie i nieco uniósł, żeby móc spojrzeć jej w oczy, jakby szukał w nich jeszcze pozwolenia. Czuł zapach tego jej bzowego płynu do kąpieli i ciepło jej ciała tuż obok swojego, i jej dłoń prosto na sercu, które odrobinę zwolniło rytm, jakby miało się zaraz zatrzymać. A później pochylił się, żeby ją pocałować. Delikatnie musnąć wargami jej usta, jakby najpierw tylko chciał poczuć ich smak. Piwo i cała słodycz, którą Cece miała w sobie. Tak jak to sobie wyobrażał.
Cece Marquis
- W zasadzie to mam już toster i patelnie, zresztą gdzie tego grilla można by zainstalować w naszej kamienicy? - nie to co w domu z ogródkiem, w którym kiedyś Miles przecież mieszkał. A później wymienił go na mieszkanie, a teraz już w ogóle na kamienice, ale z jednej strony to dobrze, bo gdyby się tu nie przeprowadził, to w ogóle nie poznałby Cece, tylko by pewnie siedział sam w tym swoim ogródku i się dołował.
Chociaż... ten domek z ogródkiem, to wciąż jego małe marzenie.
- To myślę, że ten moment jest całkiem dobry - uśmiechnął się do niej. Cece była wspa-nia-ła, nie oczekiwała drogiego wina, czy jakiś wystawnych kolacji, jej wystarczyło tylko, żeby była atmosfera. A oni razem chyba tworzyli całkiem dobrą. To nie tak, że Paige miała jakieś wygórowane oczekiwania, ale jednak kiedy żyje się z kimś przez dwadzieścia lat, to puszka piwa i maraton Harry'ego Potter'a mogą już nie wystarczać. Chociaż mieli takie swoje małe rytuały, wino i filmy klasy B, które potem jednak zanikły.
- O nie, co to, to nie, kanapki są dla mnie. To chyba te pięć gwiazdek to też tylko będzie ode mnie, dla ciebie, taka nasza tajemnica - puścił do niej oczko. Mogli rozmawiać o wszystkim, o bzdurach, wyimaginowanych knajpach z kanapkami, czy z grillem, a nawet o kotletach z hipogryfa, albo jednak z buraka. Ale najważniejsze jest to, że rozmawiali, cały czas. Śmiali się, patrzyli sobie w oczy i myśleli tylko, że ta chwila mogłaby trwać wiecznie. A przynajmniej Miles tak myślał.
- Tak jest, na śniadanie będzie kawka, zobaczysz, od razu postawi Cię na nogi - znowu się uśmiechnął i zasalutował jej jak na posterunku. Właściwie Miles był śpiochem, więc jego kawa zawsze była bardzo mocna, taka, żeby go obudzić.
- Z drugiego rzędu nie widziałabyś jak dobrze wyglądam w mundurze, bo ja zawsze stoję z tyłu, mam dużo niższych kolegów - roześmiał się głośno. W sumie to chciałby ją w pierwszym rzędzie, bo w pierwszym rzędzie zawsze siedziały najważniejsze osoby dla jego kumpli, a jego miejsce już od jakiegoś czasu było puste.
Kiedy Cece powiedziała o tej diecie WEGETRIAŃSKIEJ, to Miles nabrał powietrza w płuca, wstrzymał je na chwilę, bo w tej chwili w jego głowie pojawiła się taka równoważnia, z jednej strony słodka Cece, a z drugiej burgery, steki, kanapki i inne mięsa tańczące kankana.
- Dobrze - powiedział spokojnie wypuszczając powietrze. No i teraz ta równoważnia wystrzeliła i została Cece, a kotlety szybowały na drugi koniec świata. Naprawdę mógłby się tak dla niej poświęcić, ale... wiedział, że ona też od czasu do czasu lubi sobie zjeść burgera, więc to nie było takie pełne poświecenie.
- A widzisz, co detektyw to detektyw, zawsze pozna swojego - rzucił, kiedy powiedziała o tej koleżance. Ciekawe czy była z jego oddziału? Albo w ogóle czy się znali, w sumie z różnymi ludźmi się współpracowało podczas śledztw.
- No może nie jak w bajce o kopciuszku, bo nie stać mnie na karocę, ale jak w takiej bajce o Roszpunce, że kiedyś może zabiorę Cię na łódkę? - no dobra, Miles lubił filmy klasy B i bajki Disneya, no i Harry'ego Potter'a jednak też. Ale najbardziej to lubił sobie tak leżeć z Cece, obejmował ją ramieniem, a serce to biło mu jak szalone, chociaż zazwyczaj przy niej to się uspokajało, ale dzisiaj było dość dużo tych wyznań, dużo emocji, dużo słów. W ogóle dzisiaj było dużo.
- To możemy uznać, że tak jakby była to już trzecia, albo czwarta... - powiedział i od razu sobie pomyślał, że na czwartej to już mogłoby być nawet coś więcej niż druga baza. Bo Miles naprawdę na pierwsze randki, trzecie i czwarte chodził w liceum, a tam to się odbywało trochę inaczej niż u dorosłych ludzi.
Sięgnął do jej policzka, żeby zgarnąć z niego jakiś niesforny kosmyk włosów, a kiedy szorstka skóra jego dłoni, które były nieco spracowane i może mało delikatne, dotknęła jej gładkiej buzi, to Miles przepadał. Chociaż chyba przepadł już dawno.
Przesunął dłonią do jej brody, ujął ją delikatnie i nieco uniósł, żeby móc spojrzeć jej w oczy, jakby szukał w nich jeszcze pozwolenia. Czuł zapach tego jej bzowego płynu do kąpieli i ciepło jej ciała tuż obok swojego, i jej dłoń prosto na sercu, które odrobinę zwolniło rytm, jakby miało się zaraz zatrzymać. A później pochylił się, żeby ją pocałować. Delikatnie musnąć wargami jej usta, jakby najpierw tylko chciał poczuć ich smak. Piwo i cała słodycz, którą Cece miała w sobie. Tak jak to sobie wyobrażał.
Cece Marquis
zgrozo
powiem ci kiedy przekroczysz granicę
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiShe/herpostaćautor
Miles W. Waits
— Zdecydowanie na ten casting — parsknęła Cece, kręcąc głową — a tak poważnie to kolejki są do tej piekarni. Takiej, która dowozi najlepsze bułki — bo wierzyła, że nie tylko do niej ustawiały się ludzie. Miles był przystojny, był policjantem, a poza tym doskonale zajmował się drobnymi sprawami. Brakowało jej osoby w życiu, która wprowadzała taką delikatną atmosferę. Wszystko w życiu wydawało się dla niej prostsze, gdy mężczyzna siedział obok niej.
— Na ogródku na środku kamienicy? Tak powinno być dobre miejsce — stwierdziła, unoszą delikatnie kąciki swoich ust. Były przecież miejsca wspólne, gdzie oboje mogli czerpać z przebywania na dworze i promieni słonecznych. Chociaż dom z ogródkiem był piękną perspektywą, ale dla niej samej niemożliwą. Jak mogłaby pozwolić sobie na niego, gdy znała własną sytuację życiową? Nie da rady. Na pewno nie ona jedyna.
— Zdecydowanie Miles, to bardzo dobry moment — rzuciła, wpatrując się w niego maślanymi oczami. Żadne fajerwerki nie będą wyjątkowe, jeśli przy sobie nie ma się wyjątkowej osoby. Każdy ich wspólny wieczór był pełen śmiechu, radości. Życie we dwoje faktycznie było lżejsze. Gdy śpiewali razem gimme more, czy toxic. Oni we dwoje przeciwko światu. Tylko co na to jego była żona? Kiedyś będzie musiała dowiedzieć się o niej więcej, w końcu jeszcze wczoraj była u Milesa. Tylko zastanawiało ją dlaczego. Ta myśl wróci do niej następnego dnia. Na pewno nie teraz.
— Dobrze, to będzie tajemnica między nami i nikt się o niej nie dowie — powiedziała, unosząc oba kąciki ust do góry. Cokolwiek by się nie wydarzyło, byli tym we dwoje. Płacz po ciężkim dniu w pracy, opowieści o gburowatych naukowcach, wieczory, czy poranki wspólnie spędzone.
— O, to muszę Cię sprawdzić — zaśmiała się pod nosem Cece — a jak nie podniesie, to kto to zrobi? — spytała, wpatrując się w Waitsa jak w obrazek. Siedziała cała zadowolona, gdy ćwierkali sobie nawzajem do uszka. Pasowali do siebie jak dwa puzzelki. Wieczna radość, uśmiech, bez żadnych zmartwień i trosk.
— A są tak samo przystojni jak ty? Jak nie to powinni stać z tyłu — parsknęła Marquis, kręcąc głową. Będzie musiała założyć swoje okulary, by móc go zobaczyć z daleka. Chociaż może przed samym wyjściem będzie mogła go zobaczyć sam na sam? Lepiej nie, jeszcze nie wyszedłby na zewnątrz. Za mundurem panny sznurem to całkiem porządne przysłowie, które warto brać do szczęścia.
— Spokojnie — zaśmiała się, unosząc niewinnie kąciki ust — nie przejdziemy na dietę wege, od czasu do czasu zrobię jeszcze posiłek bezmięsny — nie zrobiłaby mu tego. Zdawała sobie sprawę, że był dorosłym mężczyzną, który nie wyobraża sobie życia bez mięsa. Wcale go za to nie winiła. Sama lubiła zjeść sobie burgerka, kotlecika, ale raz na jakiś czas lubiła zrobić coś nowego. To właśnie w ten sposób poznawała nowe smaki. W końcu kto by pomyślał, że z soczewicy można zrobić całkiem dobry posiłek?
— To powinnam Ci mówić, że ta przyjaciółka niezbyt poważnie bierze policjantów konnych? Czemu ludzie się z Was śmieją? — bo ona nie wiedziała. Znaczy zanim poznała Milesa, bawił ją fakt istnienia policjantów konnych, że jeździli na koniu i te czerwone mundury. Trochę zmieniło się to w momencie, w którym dowiadywała się więcej o Waitsie. Jak była młodsza, pewnie lubiła śpiewać: jak to policeman...
— Cokolwiek wymyślisz, będę zadowolona, serio. Nawet jak weźmiesz mnie na strzelnicę — stwierdziła bez zastanowienia Marquis. Karaoke, wspólne granie w planszówkę, picie piwa, wspólne posiłki. To był dla nich standard. Teraz wystarczy wyjść do ludzi i korzystać z życia. Nawet spacer wieczorem, gdy zaczynają pojawiać się gwiazdy, wydawał się być ważny.
— Możemy uznać, że liczba randek się nie liczy — rzuciła finalnie, wpatrując się mu w oczy. Była pijana, niezbyt racjonalnie myślała, a Milesa znała go dobrze. Przede wszystkim czuła się bezpiecznie i komfortowo. Cokolwiek miałoby się stać dzisiejszego wieczoru, była na to gotowa. Na którąkolwiek z baz. Raczej nie zostanie przez to uznana za łatwą.
Uchyliła delikatnie wargi, gdy chwycił jej policzka. W jej przypadku serce zaczęło bić jak szalone i nie było w stanie się zatrzymać. Aż zaczęła się obawiać, czy nie ucieknie jej z klatki piersiowej. Tak długo siedzieli we wspólnej przyjaźni, a ona nawet nie domyślała się, w jaki sposób on na nią działał.
Jedyne co zobaczył w jej oczach, to rozmarzenie. Dawno żaden mężczyzna jej nie dotykał. Nie miała czasu na mężczyzn. Chociaż Miles pojawił się w jej życiu nagle. Ciepło które od niego biło, rozpływało ją. Delikatnie poruszyła swoją ręką, by ułożyć ją na ramieniu. Delikatnie przesuwała paznokciami po jego karku. Nawet nie zdała sobie sprawy, gdy zamknęła oczy i odwzajemniła bardzo szybko jego pocałunek. Posmakowała jego warg, sąsiada, którym się opiekowała, a który opiekował się nią. Poczuła jak przez jej ciało przechodzi fala ekscytacji.
— Zdecydowanie na ten casting — parsknęła Cece, kręcąc głową — a tak poważnie to kolejki są do tej piekarni. Takiej, która dowozi najlepsze bułki — bo wierzyła, że nie tylko do niej ustawiały się ludzie. Miles był przystojny, był policjantem, a poza tym doskonale zajmował się drobnymi sprawami. Brakowało jej osoby w życiu, która wprowadzała taką delikatną atmosferę. Wszystko w życiu wydawało się dla niej prostsze, gdy mężczyzna siedział obok niej.
— Na ogródku na środku kamienicy? Tak powinno być dobre miejsce — stwierdziła, unoszą delikatnie kąciki swoich ust. Były przecież miejsca wspólne, gdzie oboje mogli czerpać z przebywania na dworze i promieni słonecznych. Chociaż dom z ogródkiem był piękną perspektywą, ale dla niej samej niemożliwą. Jak mogłaby pozwolić sobie na niego, gdy znała własną sytuację życiową? Nie da rady. Na pewno nie ona jedyna.
— Zdecydowanie Miles, to bardzo dobry moment — rzuciła, wpatrując się w niego maślanymi oczami. Żadne fajerwerki nie będą wyjątkowe, jeśli przy sobie nie ma się wyjątkowej osoby. Każdy ich wspólny wieczór był pełen śmiechu, radości. Życie we dwoje faktycznie było lżejsze. Gdy śpiewali razem gimme more, czy toxic. Oni we dwoje przeciwko światu. Tylko co na to jego była żona? Kiedyś będzie musiała dowiedzieć się o niej więcej, w końcu jeszcze wczoraj była u Milesa. Tylko zastanawiało ją dlaczego. Ta myśl wróci do niej następnego dnia. Na pewno nie teraz.
— Dobrze, to będzie tajemnica między nami i nikt się o niej nie dowie — powiedziała, unosząc oba kąciki ust do góry. Cokolwiek by się nie wydarzyło, byli tym we dwoje. Płacz po ciężkim dniu w pracy, opowieści o gburowatych naukowcach, wieczory, czy poranki wspólnie spędzone.
— O, to muszę Cię sprawdzić — zaśmiała się pod nosem Cece — a jak nie podniesie, to kto to zrobi? — spytała, wpatrując się w Waitsa jak w obrazek. Siedziała cała zadowolona, gdy ćwierkali sobie nawzajem do uszka. Pasowali do siebie jak dwa puzzelki. Wieczna radość, uśmiech, bez żadnych zmartwień i trosk.
— A są tak samo przystojni jak ty? Jak nie to powinni stać z tyłu — parsknęła Marquis, kręcąc głową. Będzie musiała założyć swoje okulary, by móc go zobaczyć z daleka. Chociaż może przed samym wyjściem będzie mogła go zobaczyć sam na sam? Lepiej nie, jeszcze nie wyszedłby na zewnątrz. Za mundurem panny sznurem to całkiem porządne przysłowie, które warto brać do szczęścia.
— Spokojnie — zaśmiała się, unosząc niewinnie kąciki ust — nie przejdziemy na dietę wege, od czasu do czasu zrobię jeszcze posiłek bezmięsny — nie zrobiłaby mu tego. Zdawała sobie sprawę, że był dorosłym mężczyzną, który nie wyobraża sobie życia bez mięsa. Wcale go za to nie winiła. Sama lubiła zjeść sobie burgerka, kotlecika, ale raz na jakiś czas lubiła zrobić coś nowego. To właśnie w ten sposób poznawała nowe smaki. W końcu kto by pomyślał, że z soczewicy można zrobić całkiem dobry posiłek?
— To powinnam Ci mówić, że ta przyjaciółka niezbyt poważnie bierze policjantów konnych? Czemu ludzie się z Was śmieją? — bo ona nie wiedziała. Znaczy zanim poznała Milesa, bawił ją fakt istnienia policjantów konnych, że jeździli na koniu i te czerwone mundury. Trochę zmieniło się to w momencie, w którym dowiadywała się więcej o Waitsie. Jak była młodsza, pewnie lubiła śpiewać: jak to policeman...
— Cokolwiek wymyślisz, będę zadowolona, serio. Nawet jak weźmiesz mnie na strzelnicę — stwierdziła bez zastanowienia Marquis. Karaoke, wspólne granie w planszówkę, picie piwa, wspólne posiłki. To był dla nich standard. Teraz wystarczy wyjść do ludzi i korzystać z życia. Nawet spacer wieczorem, gdy zaczynają pojawiać się gwiazdy, wydawał się być ważny.
— Możemy uznać, że liczba randek się nie liczy — rzuciła finalnie, wpatrując się mu w oczy. Była pijana, niezbyt racjonalnie myślała, a Milesa znała go dobrze. Przede wszystkim czuła się bezpiecznie i komfortowo. Cokolwiek miałoby się stać dzisiejszego wieczoru, była na to gotowa. Na którąkolwiek z baz. Raczej nie zostanie przez to uznana za łatwą.
Uchyliła delikatnie wargi, gdy chwycił jej policzka. W jej przypadku serce zaczęło bić jak szalone i nie było w stanie się zatrzymać. Aż zaczęła się obawiać, czy nie ucieknie jej z klatki piersiowej. Tak długo siedzieli we wspólnej przyjaźni, a ona nawet nie domyślała się, w jaki sposób on na nią działał.
Jedyne co zobaczył w jej oczach, to rozmarzenie. Dawno żaden mężczyzna jej nie dotykał. Nie miała czasu na mężczyzn. Chociaż Miles pojawił się w jej życiu nagle. Ciepło które od niego biło, rozpływało ją. Delikatnie poruszyła swoją ręką, by ułożyć ją na ramieniu. Delikatnie przesuwała paznokciami po jego karku. Nawet nie zdała sobie sprawy, gdy zamknęła oczy i odwzajemniła bardzo szybko jego pocałunek. Posmakowała jego warg, sąsiada, którym się opiekowała, a który opiekował się nią. Poczuła jak przez jej ciało przechodzi fala ekscytacji.
-
Oficjalnie: detektyw w wydziale konnym torontońskiej policji.
Nieoficjalnie: facet, który lepiej dogaduje się z końmi niż z ludźmi.
Zna na pamięć rozkład ulic w Toronto i każdy błąd, który popełnił w ostatnich dziesięciu latach.
Samotnik, który nie lubi samotności.
Facet, który trzyma się zasad - chyba że chodzi o czyjeś życie, wtedy potrafi złamać je wszystkie na raz.nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
- Myślisz, że mamy to w umowie lokatorskiej, że możemy tam postawić grilla? Bo ja jej w sumie nie czytałem - przyznał się Miles - Ale to też mogłoby być ryzykowne, bo sama wiesz kto - głową wskazał na ścianę za którą siedziała Krysia - mógłby się tam często wpraszać - powiedział poważnie, ale zaraz znowu się uśmiechnął.
Pewnie Miles musiałby wziąć kredyt, żeby było go stać na taki dom, policjanci nie zarabiali też kokosów, no chyba, że na boku, ale nie Waits, za to dla banków byli klientami idealnymi. To kiedyś mogłoby się udać.
Uśmiechnął się szeroko, kiedy Cece powiedziała, że to dobry moment, on też tak uważał, całym sobą, w ogóle chwilę z nią były dobre. Życie z nią musiałoby być cudowne. Cieszył się, że ona też tak uważa, chociaż przecież nie raz mu mówiła, że lubi spędzać z nim czas, ale te dzisiejsza słowa miały już trochę inny wydźwięk niż zwykle. W ogóle ten dzisiejszy wieczór był inny niż zwykle. A zapowiadało się niewinnie, chociaż... ta pościel w kotki, mogła już coś zwiastować, albo to, że Cece pokazała mu dzisiaj bieliznę, nawet jeśli to był prezent od Boba.
- No to dobrze, bo najlepszymi na świecie kanapkami się nie podzielę z nikim - puścił jej oczko. Chociaż dzielił się czasem z Tuckerem, ale na to Cece pewnie by pozwoliła, a może nawet gdyby jej powiedział to robiłaby kanapkę z sałatą dla jego konia?
- Ona postawiłaby na nogi nawet trupa - zaśmiał się - ale jeśli by się nie udało, to wiesz... Ja już mam wprawę - Cece była lekka jak piórko, więc Miles mógłby ją codziennie podnosić, wnosić po schodach na górę i w ogóle. Zwłaszcza, że w jego zawodzie kondycja była ważna, a taki trening siłowy to sama przyjemność.
- No wiesz Cece, na pokazach raczej ustawiamy się według wzrostu, ale następnym razem zasugeruję, żeby spróbować według przystojności, może to by wtedy przyciągnęło tłumy - znowu się śmiał. Cece była rozbrajająca, zawsze wiedziała co mu powiedzieć, żeby go rozbawić.
- Dzięki Bogu - odetchnął z ulga, kiedy jednak powiedziała, że nie przejdą na wegetarianizm - wiesz jakby było trzeba... Ale gorzej jakbym później gdzieś zasłabł w pracy, wegetarianie są dość mizerni - wyjaśnił jej. Dokładnie o to mu chodziło, tylko o zdrowie i pracę, a wcale nie o to, że Miles uwielbiał mięcho.
Kiedy Cece powiedziała o tej przyjaciółce, która nie bierze na poważnie policjantów konnych, to Miles zmarszczył brwi, przez chwilę wyglądał naprawdę groźnie.
- A co to za przyjaciółka? - zapytał badawczym tonem, ale w końcu wzruszył ramionami - bo wszyscy myślą, że my tylko siedzimy w stajni i karmimy konie, a prawda jest taka, że jak trzeba rozgonić jakieś demonstracje, to wtedy wszyscy dzwonią po nas - wyjaśnił jej spokojnie - zresztą w TPS też jest taka funkcja jak detektyw i to jestem ja - wskazał na siebie palcem - a Twoja koleżanka jaki ma stopień? - zapytał, bo o ile Miles nie za bardzo się przejmował jak komuś coś w nim nie pasowało, to jednak to go odrobinę ubodło. Policja konna była całym jego życiem. Nie wolno się z czegoś takiego śmiać.
Może nawet drążyłby ten temat, ale wtedy Cece powiedziała o tej strzelnicy, a on zrobił wielkie oczy, ale nie taki zdzwione, raczej takie rozpływające się nad tą propozycją.
- Naprawdę byś chciała? - strzelnica to było dla Milesa dość ważne miejsce, często tam chodził, kiedy chciał z siebie spuścić negatywne emocje, to tak jakby Cece mu powiedziała, chodźmy na randkę w Twoje miejsce. Kupiła go tym w całości.
Skinął tylko głową, kiedy powiedziała o tej liczbie randek. Pasowało mu to, chociaż trzeba też wspomnieć, że Miles trochę się stresował tym co mogło się wydarzyć. Chociaż może to nie był stres, a jakaś taka maleńka myśl gdzieś z tyłu głowy, że od ponad roku nie był z żadną kobietą, a wcześniej tylko z jedną, którą znał na pamięć, znał każdy jej oddech, każdy gest. A Cece? Cece dopiero musiałby się nauczyć. Z jednej strony bardzo kuszące, z drugiej, trochę przerażające, jak bezkresna toń oceanu. Pociągała, ale jednak z tyłu głowy zawsze jest strach, że można utonąć.
Dobrze, że Miles Waits ze strachem walczył. Tak go wychowała praca, żeby nie drżały ręce, gdy serce wali jak szalone. I może właśnie dlatego teraz też, mimo że nie był do końca pewny, mimo że gdzieś w środku była ta odrobina obawy, to postanowił stawić temu czoła.
Chwilo trwaj.
To był chyba dobry moment.
Miles już bez zawahania pogłębił ten pocałunek, czuł, jak jej włosy łaskoczą go w szyję, a ciepło jej ciała, które znajdowało się tak blisko niego wnika w każdy mięsień, który jeszcze przed chwilą był napięty.
Film dawno przestał istnieć. Byli tylko oni.
Jedna jego dłoń błądziła ostrożnie po jej plecach, zatrzymując się co chwilę, jakby sprawdzał, czy może posunąć się dalej. Drugą ręką sięgnął niżej, chwytając ją za pośladek i podciągając delikatnie do góry, tak że ich ciała zetknęły się jeszcze bardziej, a jej twarz znalazła się na wysokości jego.
Serce waliło mu jak przy pościgu, ale to nie był strach, raczej ta szaleńcza adrenalina, która kazała mu iść dalej.
Poczuł, jak jej udo opiera się o jego biodro, przyjemny ciężar jej ciała na sobie. Jego kciuk, niepewny przez ułamek sekundy, przesunął się leniwie wzdłuż krągłości jej uda w górę, wsunął palce pod materiał jej koszulki, żeby poczuć pod opuszkami ciepło jej delikatnej skóry.
Nie był gwałtowny. Wręcz przeciwnie, każdy ruch miał w sobie uważność, jakby badał teren, którego jeszcze nie znał. Usta na moment oderwały się od jej warg i powędrowały niżej, do linii żuchwy, potem do szyi, gdzie złożył powolny, miękki pocałunek. A potem drugi, trochę mocniejszy, przy którym pozwolił sobie lekko przygryźć jej skórę.
Westchnął w jej szyję, jakby dopiero teraz odważył się wypuścić powietrze, które zatrzymał gdzieś głęboko w płucach. A potem znów wrócił do jej ust, już bardziej stanowczo, bo wiedział, że to jest już teren, który zna, chociaż odrobinę.
Cece Marquis
Pewnie Miles musiałby wziąć kredyt, żeby było go stać na taki dom, policjanci nie zarabiali też kokosów, no chyba, że na boku, ale nie Waits, za to dla banków byli klientami idealnymi. To kiedyś mogłoby się udać.
Uśmiechnął się szeroko, kiedy Cece powiedziała, że to dobry moment, on też tak uważał, całym sobą, w ogóle chwilę z nią były dobre. Życie z nią musiałoby być cudowne. Cieszył się, że ona też tak uważa, chociaż przecież nie raz mu mówiła, że lubi spędzać z nim czas, ale te dzisiejsza słowa miały już trochę inny wydźwięk niż zwykle. W ogóle ten dzisiejszy wieczór był inny niż zwykle. A zapowiadało się niewinnie, chociaż... ta pościel w kotki, mogła już coś zwiastować, albo to, że Cece pokazała mu dzisiaj bieliznę, nawet jeśli to był prezent od Boba.
- No to dobrze, bo najlepszymi na świecie kanapkami się nie podzielę z nikim - puścił jej oczko. Chociaż dzielił się czasem z Tuckerem, ale na to Cece pewnie by pozwoliła, a może nawet gdyby jej powiedział to robiłaby kanapkę z sałatą dla jego konia?
- Ona postawiłaby na nogi nawet trupa - zaśmiał się - ale jeśli by się nie udało, to wiesz... Ja już mam wprawę - Cece była lekka jak piórko, więc Miles mógłby ją codziennie podnosić, wnosić po schodach na górę i w ogóle. Zwłaszcza, że w jego zawodzie kondycja była ważna, a taki trening siłowy to sama przyjemność.
- No wiesz Cece, na pokazach raczej ustawiamy się według wzrostu, ale następnym razem zasugeruję, żeby spróbować według przystojności, może to by wtedy przyciągnęło tłumy - znowu się śmiał. Cece była rozbrajająca, zawsze wiedziała co mu powiedzieć, żeby go rozbawić.
- Dzięki Bogu - odetchnął z ulga, kiedy jednak powiedziała, że nie przejdą na wegetarianizm - wiesz jakby było trzeba... Ale gorzej jakbym później gdzieś zasłabł w pracy, wegetarianie są dość mizerni - wyjaśnił jej. Dokładnie o to mu chodziło, tylko o zdrowie i pracę, a wcale nie o to, że Miles uwielbiał mięcho.
Kiedy Cece powiedziała o tej przyjaciółce, która nie bierze na poważnie policjantów konnych, to Miles zmarszczył brwi, przez chwilę wyglądał naprawdę groźnie.
- A co to za przyjaciółka? - zapytał badawczym tonem, ale w końcu wzruszył ramionami - bo wszyscy myślą, że my tylko siedzimy w stajni i karmimy konie, a prawda jest taka, że jak trzeba rozgonić jakieś demonstracje, to wtedy wszyscy dzwonią po nas - wyjaśnił jej spokojnie - zresztą w TPS też jest taka funkcja jak detektyw i to jestem ja - wskazał na siebie palcem - a Twoja koleżanka jaki ma stopień? - zapytał, bo o ile Miles nie za bardzo się przejmował jak komuś coś w nim nie pasowało, to jednak to go odrobinę ubodło. Policja konna była całym jego życiem. Nie wolno się z czegoś takiego śmiać.
Może nawet drążyłby ten temat, ale wtedy Cece powiedziała o tej strzelnicy, a on zrobił wielkie oczy, ale nie taki zdzwione, raczej takie rozpływające się nad tą propozycją.
- Naprawdę byś chciała? - strzelnica to było dla Milesa dość ważne miejsce, często tam chodził, kiedy chciał z siebie spuścić negatywne emocje, to tak jakby Cece mu powiedziała, chodźmy na randkę w Twoje miejsce. Kupiła go tym w całości.
Skinął tylko głową, kiedy powiedziała o tej liczbie randek. Pasowało mu to, chociaż trzeba też wspomnieć, że Miles trochę się stresował tym co mogło się wydarzyć. Chociaż może to nie był stres, a jakaś taka maleńka myśl gdzieś z tyłu głowy, że od ponad roku nie był z żadną kobietą, a wcześniej tylko z jedną, którą znał na pamięć, znał każdy jej oddech, każdy gest. A Cece? Cece dopiero musiałby się nauczyć. Z jednej strony bardzo kuszące, z drugiej, trochę przerażające, jak bezkresna toń oceanu. Pociągała, ale jednak z tyłu głowy zawsze jest strach, że można utonąć.
Dobrze, że Miles Waits ze strachem walczył. Tak go wychowała praca, żeby nie drżały ręce, gdy serce wali jak szalone. I może właśnie dlatego teraz też, mimo że nie był do końca pewny, mimo że gdzieś w środku była ta odrobina obawy, to postanowił stawić temu czoła.
Chwilo trwaj.
To był chyba dobry moment.
Miles już bez zawahania pogłębił ten pocałunek, czuł, jak jej włosy łaskoczą go w szyję, a ciepło jej ciała, które znajdowało się tak blisko niego wnika w każdy mięsień, który jeszcze przed chwilą był napięty.
Film dawno przestał istnieć. Byli tylko oni.
Jedna jego dłoń błądziła ostrożnie po jej plecach, zatrzymując się co chwilę, jakby sprawdzał, czy może posunąć się dalej. Drugą ręką sięgnął niżej, chwytając ją za pośladek i podciągając delikatnie do góry, tak że ich ciała zetknęły się jeszcze bardziej, a jej twarz znalazła się na wysokości jego.
Serce waliło mu jak przy pościgu, ale to nie był strach, raczej ta szaleńcza adrenalina, która kazała mu iść dalej.
Poczuł, jak jej udo opiera się o jego biodro, przyjemny ciężar jej ciała na sobie. Jego kciuk, niepewny przez ułamek sekundy, przesunął się leniwie wzdłuż krągłości jej uda w górę, wsunął palce pod materiał jej koszulki, żeby poczuć pod opuszkami ciepło jej delikatnej skóry.
Nie był gwałtowny. Wręcz przeciwnie, każdy ruch miał w sobie uważność, jakby badał teren, którego jeszcze nie znał. Usta na moment oderwały się od jej warg i powędrowały niżej, do linii żuchwy, potem do szyi, gdzie złożył powolny, miękki pocałunek. A potem drugi, trochę mocniejszy, przy którym pozwolił sobie lekko przygryźć jej skórę.
Westchnął w jej szyję, jakby dopiero teraz odważył się wypuścić powietrze, które zatrzymał gdzieś głęboko w płucach. A potem znów wrócił do jej ust, już bardziej stanowczo, bo wiedział, że to jest już teren, który zna, chociaż odrobinę.
Cece Marquis
zgrozo
powiem ci kiedy przekroczysz granicę
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiShe/herpostaćautor
Miles W. Waits
— Jedna kiełbasa i poszłaby do domu, a my moglibyśmy sobie wesoło świętować twoje awanse w policji — bo choć Krysia potrafiła się bardzo mocno rozgadywać, tak przy nich nie siedziała wystarczająco długo. Jakby sama zdawała sobie sprawę, że tych dwoje trzeba zostawić. Na co dzień rozmawiała z Cece godzinami, gdy potrafiła zatrzymać ją na klatce schodowej. Za to gdy widziała ją z Milsem, wydawała się nie być tak rozmowna. Jakby dawała im prawdziwe pole do popisu. Może liczyła na sąsiedzki romans między tą dwójką?
Na słowa o kanapkach uniosła jedynie delikatnie kąciki ust.
— No jestem ciekawa. Robiłeś taki eksperyment na miejscu zbrodni? — zaśmiała się uroczo Cece, widząc oczami wyobraźni całą taką scenę. Miles podchodzi i nalewa kawy do ust jakiegoś losowego denata. Później nadchodzi prawdziwa apokalipsa zombie, a wszystko przez kawę, która powoduje zmartwychwstanie boskie.
— Dobrze zbilansowana dieta wegetariańska poprawiłaby tylko twoje zdrowie. Piękne jelita to piękne działanie całego ciała — i tu faktycznie miała rację. Kiedyś ludzie spożywali przede wszystkim roślinne posiłki, mięso mieli tak naprawdę od święta. Nic więc dziwnego, że dieta roślinna miała zbawienne działanie na cały organizm. Na pewno nie powodowałaby żadnych omdleń. Chociaż nie chciała spierać się w tym temacie. Mięso dla mężczyzny rzecz święta. Nawet nie miała zamiaru tego kwestionować, tak jak pączki dla policjantów. Nic i nikt nie jest w stanie zmienić praw natury.
— Bardzo dobra przyjaciółka — powiedziała, wbijając spojrzenie dosyć intensywne. Widocznie, Marcie ma już pierwszego minusa, ale z drugiej strony czy na pewno? Człowiek zawsze śmieje się z czegoś, czego nie do końca zna, co jest mu obce. Pewnie wszyscy ludzie na ziemi, mieli grupy takich ludzi, z których żarty za każdym razie dobrze bawiły — Miles, daj spokój. Wiem, że twoja praca jest niebezpieczna i nie mam zielonego pojęcia, jaki stopień ma Marcie. Jak się spotkacie, to wyjaśnicie sobie wszystko — bo Cece zaczynała wierzyć, że kiedyś faktycznie się spotkają. Valentine była wyznacznikiem jakości facetów Marquis. Nalepiała specjalną naklejkę, która oświadczała wszem i wobec, że to jest dobry gość. Co prawda niechcący już zdążyła to zrobić na ich drinkowym spotkaniu, ale... czy to naprawdę miało spore znaczenie? — bo nie wiem, czy wiesz, ale ja się broniłam — rzuciła spokojniejszym wzrokiem, wbijając w niego poważne spojrzenie. Choć kiedyś bawił ją policjant konny, bo widziała go w przedziwnych barwach, tak teraz jej perspektywa znacząco się zmieniła. Widziała inaczej, znając już jednego z nich.
Zobaczyła jego oczy. Chyba strzeliła wprost w jego preferencje. Choć bałaby się strzelać z broni, o ile w ogóle wystrzeliłaby prosto, to kiwnęła głową.
— Jeśli ty poszedłbyś ze mną do ogrodu botanicznego? Oczywiście, że pójdę, o ile mnie zaprosisz — wychodzenie poza własną strefę komfortu nie wydawało się najprostszym zadaniem ale... widziała błyszczące oczy. Nie byłaby w stanie odebrać tego Waitsowi. Tak naprawdę dla niej tak bardzo nie liczyło się miejsce. Finalnie wszystko sprowadzało się do wspólnego spędzenia ze sobą czasu. Nawet ona doskonale o tym wiedziała. Dla Cece niepotrzebne były fajerwerki, jeśli będą się śmiać. Radość sama w sobie jest czymś wyjątkowym.
Dla Cece liczba randek nie była żadnym wyznacznikiem. Nie była łatwa, ale czasami są takie momenty w życiu, w których zdajesz sobie sprawę, że czas nie ma znaczenia. Właśnie coś takiego odczuwała w tej chwili. Niby mogliby spróbować, znali się już jakiś czas, a przede wszystkim byli dorosłymi ludźmi. Takimi którzy wiedzieli, czego chcą. Przynajmniej Cecille funkcjonowała w ten sposób. To nie tak, że się nie denerwowała. Bała się tego niesamowicie. To granica, której się już nie przekroczy z powrotem. Jednak zdawała sobie sprawę, że mogła powierzyć mu się w całości, że była przy nim bezpieczna, a on pod żadnym pozorem jej nie skrzywdzi.
Sama przesunęła się jeszcze bliżej niego. Dawała mu się prowadzić. Dla niej samo zbliżenie powodowało palpitacje serca. Mimo to każde muśnięcie warg odwzajemniała z taką samą siłą. Obdarowywała go podobną czułością. Chciała by poczuł się bezpiecznie. Spędzali już wcześniej ze sobą noce, ale ta w niczym nie przypominała tych wcześniejszych. Choć zaczęli się znać jak łyse konie, to odczuwała przedziwny, irracjonalny strach. Co jak mu się nie spodoba? Albo całuje jak kukła? Trudno było się nad tym zastanawiać, gdy wstrzymywała dla niego oddech. Dała mu się prowadzić.
Pewnie następnego dnia Cece zarzuci powtórkę filmu, bo najważniejszych scen nie widziała.
Czuła jego błądzące dłonie. Doprowadzały ją do szału. Dawno nie czuła z nikim takiej bliskości. Bob był dawno tego, a Tom? Kilka lat temu. Nie obracała się w jedno nocne przygody. Zaczęła być odrobinę wygłodniała jego dotyku. Ułożyła się jeszcze wygodniej na nim. Dobrze, że kanapa była rozłożona. Nie wytrzymałaby przejścia do sypialni. Nie powstrzymywała go. Dala tej chwili trwać jak najdłużej.
Odwzajemniała każdy jego dotyk. Kiedy przegryzł jej skórę, westchnęła z zadowolenia. Coraz bardziej przekonywała się, że ten wieczór był dobrą decyzją, tak samo jak ich rozmowy, pościel w kotki, a nawet ta koszulka, którą miał na sobie. W trakcie pocałunków w usta uśmiechnęła się, by po chwili delikatnie przegryźć mu delikatnie dolną wargę. Przerwała je, by móc się podnieść i zdjąć z niego koszulkę ze wzniosłym napisem "I
Cece". Możliwość zobaczenia zdjęcia byłego, zbiłaby ją z tropu.
— Jedna kiełbasa i poszłaby do domu, a my moglibyśmy sobie wesoło świętować twoje awanse w policji — bo choć Krysia potrafiła się bardzo mocno rozgadywać, tak przy nich nie siedziała wystarczająco długo. Jakby sama zdawała sobie sprawę, że tych dwoje trzeba zostawić. Na co dzień rozmawiała z Cece godzinami, gdy potrafiła zatrzymać ją na klatce schodowej. Za to gdy widziała ją z Milsem, wydawała się nie być tak rozmowna. Jakby dawała im prawdziwe pole do popisu. Może liczyła na sąsiedzki romans między tą dwójką?
Na słowa o kanapkach uniosła jedynie delikatnie kąciki ust.
— No jestem ciekawa. Robiłeś taki eksperyment na miejscu zbrodni? — zaśmiała się uroczo Cece, widząc oczami wyobraźni całą taką scenę. Miles podchodzi i nalewa kawy do ust jakiegoś losowego denata. Później nadchodzi prawdziwa apokalipsa zombie, a wszystko przez kawę, która powoduje zmartwychwstanie boskie.
— Dobrze zbilansowana dieta wegetariańska poprawiłaby tylko twoje zdrowie. Piękne jelita to piękne działanie całego ciała — i tu faktycznie miała rację. Kiedyś ludzie spożywali przede wszystkim roślinne posiłki, mięso mieli tak naprawdę od święta. Nic więc dziwnego, że dieta roślinna miała zbawienne działanie na cały organizm. Na pewno nie powodowałaby żadnych omdleń. Chociaż nie chciała spierać się w tym temacie. Mięso dla mężczyzny rzecz święta. Nawet nie miała zamiaru tego kwestionować, tak jak pączki dla policjantów. Nic i nikt nie jest w stanie zmienić praw natury.
— Bardzo dobra przyjaciółka — powiedziała, wbijając spojrzenie dosyć intensywne. Widocznie, Marcie ma już pierwszego minusa, ale z drugiej strony czy na pewno? Człowiek zawsze śmieje się z czegoś, czego nie do końca zna, co jest mu obce. Pewnie wszyscy ludzie na ziemi, mieli grupy takich ludzi, z których żarty za każdym razie dobrze bawiły — Miles, daj spokój. Wiem, że twoja praca jest niebezpieczna i nie mam zielonego pojęcia, jaki stopień ma Marcie. Jak się spotkacie, to wyjaśnicie sobie wszystko — bo Cece zaczynała wierzyć, że kiedyś faktycznie się spotkają. Valentine była wyznacznikiem jakości facetów Marquis. Nalepiała specjalną naklejkę, która oświadczała wszem i wobec, że to jest dobry gość. Co prawda niechcący już zdążyła to zrobić na ich drinkowym spotkaniu, ale... czy to naprawdę miało spore znaczenie? — bo nie wiem, czy wiesz, ale ja się broniłam — rzuciła spokojniejszym wzrokiem, wbijając w niego poważne spojrzenie. Choć kiedyś bawił ją policjant konny, bo widziała go w przedziwnych barwach, tak teraz jej perspektywa znacząco się zmieniła. Widziała inaczej, znając już jednego z nich.
Zobaczyła jego oczy. Chyba strzeliła wprost w jego preferencje. Choć bałaby się strzelać z broni, o ile w ogóle wystrzeliłaby prosto, to kiwnęła głową.
— Jeśli ty poszedłbyś ze mną do ogrodu botanicznego? Oczywiście, że pójdę, o ile mnie zaprosisz — wychodzenie poza własną strefę komfortu nie wydawało się najprostszym zadaniem ale... widziała błyszczące oczy. Nie byłaby w stanie odebrać tego Waitsowi. Tak naprawdę dla niej tak bardzo nie liczyło się miejsce. Finalnie wszystko sprowadzało się do wspólnego spędzenia ze sobą czasu. Nawet ona doskonale o tym wiedziała. Dla Cece niepotrzebne były fajerwerki, jeśli będą się śmiać. Radość sama w sobie jest czymś wyjątkowym.
Dla Cece liczba randek nie była żadnym wyznacznikiem. Nie była łatwa, ale czasami są takie momenty w życiu, w których zdajesz sobie sprawę, że czas nie ma znaczenia. Właśnie coś takiego odczuwała w tej chwili. Niby mogliby spróbować, znali się już jakiś czas, a przede wszystkim byli dorosłymi ludźmi. Takimi którzy wiedzieli, czego chcą. Przynajmniej Cecille funkcjonowała w ten sposób. To nie tak, że się nie denerwowała. Bała się tego niesamowicie. To granica, której się już nie przekroczy z powrotem. Jednak zdawała sobie sprawę, że mogła powierzyć mu się w całości, że była przy nim bezpieczna, a on pod żadnym pozorem jej nie skrzywdzi.
Sama przesunęła się jeszcze bliżej niego. Dawała mu się prowadzić. Dla niej samo zbliżenie powodowało palpitacje serca. Mimo to każde muśnięcie warg odwzajemniała z taką samą siłą. Obdarowywała go podobną czułością. Chciała by poczuł się bezpiecznie. Spędzali już wcześniej ze sobą noce, ale ta w niczym nie przypominała tych wcześniejszych. Choć zaczęli się znać jak łyse konie, to odczuwała przedziwny, irracjonalny strach. Co jak mu się nie spodoba? Albo całuje jak kukła? Trudno było się nad tym zastanawiać, gdy wstrzymywała dla niego oddech. Dała mu się prowadzić.
Pewnie następnego dnia Cece zarzuci powtórkę filmu, bo najważniejszych scen nie widziała.
Czuła jego błądzące dłonie. Doprowadzały ją do szału. Dawno nie czuła z nikim takiej bliskości. Bob był dawno tego, a Tom? Kilka lat temu. Nie obracała się w jedno nocne przygody. Zaczęła być odrobinę wygłodniała jego dotyku. Ułożyła się jeszcze wygodniej na nim. Dobrze, że kanapa była rozłożona. Nie wytrzymałaby przejścia do sypialni. Nie powstrzymywała go. Dala tej chwili trwać jak najdłużej.
Odwzajemniała każdy jego dotyk. Kiedy przegryzł jej skórę, westchnęła z zadowolenia. Coraz bardziej przekonywała się, że ten wieczór był dobrą decyzją, tak samo jak ich rozmowy, pościel w kotki, a nawet ta koszulka, którą miał na sobie. W trakcie pocałunków w usta uśmiechnęła się, by po chwili delikatnie przegryźć mu delikatnie dolną wargę. Przerwała je, by móc się podnieść i zdjąć z niego koszulkę ze wzniosłym napisem "I

-
Oficjalnie: detektyw w wydziale konnym torontońskiej policji.
Nieoficjalnie: facet, który lepiej dogaduje się z końmi niż z ludźmi.
Zna na pamięć rozkład ulic w Toronto i każdy błąd, który popełnił w ostatnich dziesięciu latach.
Samotnik, który nie lubi samotności.
Facet, który trzyma się zasad - chyba że chodzi o czyjeś życie, wtedy potrafi złamać je wszystkie na raz.nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
- Nie znasz jej możliwości Cece, kiedyś przez tydzień, dzień w dzień kazała mi kupować sobie wielką paczkę ciastek, a później wynosić pudełka. Nie dała mi nawet jednego - powiedział z dość poważną miną, na szczęście, albo nieszczęście, zależy dla kogo, później Krysia powiedziała mu, że ma wysoki cukier i kazała kupować sobie jabłka. Były cięższe, ale z nich czasem odpaliła mu jedną sztukę.
Krysia to jednak była cwana bestia, jeszcze chyba przed nimi odkryła co się tutaj kroi.
- Jeszcze nie, ale nie chcę wywołać apokalipsy zombie - też się zaśmiał. Trochę jakby czytał jej w myślach, jakby nawzajem sobie czytali, dopełniali się jak te dwie połówki jabłka, czy tam puzzle. Chociaż patrząc na nich, to oni bardziej byli jak te jabłuszka, jacyś tacy prości, nieskomplikowani.
Kiedy zrobiła mu wykład na temat jelit, to najpierw zrobił poważną minę, ale później się uśmiechnął. Z ust Cece nawet wykłady o zdrowych jelitach brzmiały jakoś dobrze. Nawet ta dieta wegańska, z nią byłaby mniej przerażająca.
Pokiwał głową, kiedy powiedziała, że śmieje się z niego jej dobra przyjaciółka, na moment się zamyślił, czy to ciągnąć, czy dać sobie spokój, w końcu jednak odpuścił, tak jak prosił i się uśmiechnął, a później zapytał.
- To przedstawisz mnie swojej dobrej przyjaciółce? - bo teraz to interesowało go bardziej, bo przecież zwykłego sąsiada nie przedstawia się przyjaciółkom, ale już takiego, z którym zamierza się chodzić na randki, to przecież można. A to jest jakby kolejny wyznacznik związku, poznawanie swoich przyjaciół. Tylko, że Miles nie miał ich za wielu, bo większość ludzi to byli wspólni znajomi jego i Paige, a po rozwodzie Miles zerwał większość kontaktów.
- Ja nawet lubię ogrody botaniczne, można tam odpocząć - odpowiedział od razu. Może i Miles nie za bardzo znał się na roślinach, ale lubił przyrodę, stąd pewnie też ta policja konna. Wolał patrolować ulice z Tuckerem, jeżdżąc wierzchem, niż z policyjnego wozu.
Zastanowił się, z jednej strony to uwielbiał strzelnicę, bo to było jego miejsce, dlatego chciałby zabrać tam Cece, z drugiej nie wyobrażał jej sobie z bronią, no chyba, że z jakimś mini pistolecikiem, a najlepiej na wodę.
Uśmiechnął się do swoich myśli.
Cece Marquis
Krysia to jednak była cwana bestia, jeszcze chyba przed nimi odkryła co się tutaj kroi.
- Jeszcze nie, ale nie chcę wywołać apokalipsy zombie - też się zaśmiał. Trochę jakby czytał jej w myślach, jakby nawzajem sobie czytali, dopełniali się jak te dwie połówki jabłka, czy tam puzzle. Chociaż patrząc na nich, to oni bardziej byli jak te jabłuszka, jacyś tacy prości, nieskomplikowani.
Kiedy zrobiła mu wykład na temat jelit, to najpierw zrobił poważną minę, ale później się uśmiechnął. Z ust Cece nawet wykłady o zdrowych jelitach brzmiały jakoś dobrze. Nawet ta dieta wegańska, z nią byłaby mniej przerażająca.
Pokiwał głową, kiedy powiedziała, że śmieje się z niego jej dobra przyjaciółka, na moment się zamyślił, czy to ciągnąć, czy dać sobie spokój, w końcu jednak odpuścił, tak jak prosił i się uśmiechnął, a później zapytał.
- To przedstawisz mnie swojej dobrej przyjaciółce? - bo teraz to interesowało go bardziej, bo przecież zwykłego sąsiada nie przedstawia się przyjaciółkom, ale już takiego, z którym zamierza się chodzić na randki, to przecież można. A to jest jakby kolejny wyznacznik związku, poznawanie swoich przyjaciół. Tylko, że Miles nie miał ich za wielu, bo większość ludzi to byli wspólni znajomi jego i Paige, a po rozwodzie Miles zerwał większość kontaktów.
- Ja nawet lubię ogrody botaniczne, można tam odpocząć - odpowiedział od razu. Może i Miles nie za bardzo znał się na roślinach, ale lubił przyrodę, stąd pewnie też ta policja konna. Wolał patrolować ulice z Tuckerem, jeżdżąc wierzchem, niż z policyjnego wozu.
Zastanowił się, z jednej strony to uwielbiał strzelnicę, bo to było jego miejsce, dlatego chciałby zabrać tam Cece, z drugiej nie wyobrażał jej sobie z bronią, no chyba, że z jakimś mini pistolecikiem, a najlepiej na wodę.
Uśmiechnął się do swoich myśli.
- Ukrywanie treści: włączone
- Hidebb Message Hidden Description
Cece Marquis
zgrozo
powiem ci kiedy przekroczysz granicę