- 
				 Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto nieobecnośćniewątki 18+niezaimkione/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkione/jejpostaćautor
Ruda nie chciała się trząść, nie chciała bujać się na boki, wtulona we własne ciało jak ostatnia idiotka. A jednak nie potrafiła inaczej. Trwała w tej dziwnej odklejce dobre minuty. A przynajmniej tak jej się wydawało, bo i czas w głowie inaczej płynął.
Nie chciała, by Ernie ją przepraszał. Serio, to było ostatnie czego potrzebowała. Szczerze mówiąc wcale nie miała mu nic za złe. Przecież nie wiedział, że Mio nie umie pływać, a jakby nie patrzeć była to taka dość podstawowa umiejętność, którą większość ludzi w jej wieku miało opanowaną. Miał więc pełne prawo założyć, że umie. Nie miała do niego żalu. Była jedynie zła na samą siebie i przerażona wizją głowy pod wodą. Sama ta myśl napędzała to dziwne uczucie przerażenia, które rozlewało się po całym ciele.
I wtedy Ernie zrobił coś bardzo dziwnego. Niespodziewanego.
Przytulił ją.
Jesteś bezpieczna, nic ci nie grozi
Jej głowa automatycznie znalazła sobie miejsce na wgłębieniu między ramieniem a szyją, chowając w nim twarz. Było coś kojącego w jego ramionach i przez moment faktycznie poczuła się bezpieczna. Autentycznie uwierzyła w to, co do niej mówił.
Czuła na plecach jego dłoń, która rytmicznie pocierała morke od wody ubranie, jedna kto nie do końca przynosiło zamierzone ciepło. A kiedy odszedł na moment, Mio poczuła dziwną samotność, by wrócić z bluzą, która po chwili faktycznie przyniosła ukojenie.
— Ernie — wyszeptała jego imię, jakby sprawdzała, czy struny głosowe uspokoiły się na tyle, by mogły już na spokojnie wydawać z siebie czyste dźwięki. Było wiele rzeczy, jakie chciała mu powiedzieć, jednak jedna, niewielka potrzeba przysłaniała je wszystkie. — Proszę daj mi papierosa — oparła policzek na podwiniętym kolanie i spojrzała na niego wielkimi oczami. Jej paczka, którą trzymała w tylnej kieszeni i która w tamtym momencie wbijała się w jej tyłek była kompletnie przemoczona, zresztą zapewne jak i również telefon oraz ulotka od Fiony.
— Kolację tematyczną? — uniosła brew, zbita z tropu. Do końca nie wiedziała, kiedy dokładnie przeszli z wydzierania się na Mio do pocieszania i zapraszania do siebie a kolację. Kurwa, jakimś cudem w jedną godzinę zadziało się tu więcej niż w niejednym serialu przez dwa sezony! — Prawie mnie zabiłeś, a teraz zapraszasz do siebie? Brzmi conajmniej niemoralnie. Trochę sadystycznie nawet — prychnęła pod nosem, łypiąc na niego tym swojej cwaniackim spojrzeniem. Jasne, nie był on tak intensywny jak zazwyczaj, jednak były go śladowe ilości, a to w aktualnej sytuacji było już bardzo dużo i mogło swiadczyc tylko o tym, że Mio czuła się już nieco lepiej.
ernie andrews
- 
				 so i will find my fears and face them so i will find my fears and face them
 or i will cower like a dog nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— Przecież nie zrobiłem tego celowo — próbował się bronić, ale nie zmieniało to faktu, że rzeczywiście prawie ją zabił i teraz nie miał nic na swoje usprawiedliwienie. A nawet jak miał, to każdy jego argument był inwalidą. — Skąd miałem wiedzieć, że jesteś taka delikatne i że jak cię lekko szturchnę, to wpadniesz do jeziora? No i nie miałem pojęcia, że nie potrafisz pływać — dodał, bo skąd miał niby wiedzieć?
Dla Andrewsa wydawało się oczywiste, że Richardson umie takie rzeczy. Odgórnie tak sobie założył, że każdy człowiek na świecie, w tym właśnie rudowłosa, pływa doskonale. On pływał. Jego siostry i znajomi też. Nie był pewien co do wujka Hanka, bo on rzadko wchodził do jakiejś wody, ale na pewno potrafił.
— Słuchaj, nie chcesz kolacji, to ja nie będę cię nagabywał. Nie to nie. Chciałem odkupić swoje grzechy, ale znowu jesteś niemiła, więc wszystko w normie — zauważył, zresztą słusznie, bo w głosie Mio znów dało się wyczuć charakterystyczny sarkazm.
Czasem było to zabawne, ale częściej drażniło go, że ciągle ironizowała. Wtedy miał problem z odgadnięciem, czy żartuje, czy mówi całkiem poważnie. A trzeba pamiętać, że Ernie nie był najostrzejszą kredką w piórniku i potrzebował czasu, żeby oddzielić jedno od drugiego.
— Pal lepiej tego papierosa i będziemy wracać — powiedział, zaciągając się własnym. — Jesteśmy cali przemoczeni i chyba powoli zaczyna grzmieć? — spojrzał w górę, gdzie w oddali malowały się czarne chmury. Jak to możliwe? Przecież dopiero co słońce świeciło na kompletnie bezchmurnym niebie. Jak się streszczą, to zdążą dojechać do miasta przed burzą. Jeśli nie, to albo będą pedałować w deszczu, albo będą musieli znaleźć jakieś schronienie. Tylko gdzie? Pośrodku niczego? Wokół były same drzewa, a dookoła nich ciągnęło się jezioro. Jedyne, czego jeszcze im brakowało, to powrót do domu w samym środku burzy.
Mio Richardson
- 
				 Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto nieobecnośćniewątki 18+niezaimkione/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkione/jejpostaćautor
— A pływać nie umiem bo nikt mnie nigdy nie nauczył — dodała po chwili, bo trochę chyba ta ich dziwna sprzeczka (o ile można było ją tak nazwać) pędziła do nikąd i kompletnie nie miała sensu. — To znaczy ojciec kiedyś próbował, ale właśnie wtedy się zaczęłam topić i jakoś tak potem nie było już okazji. Zresztą nie ważne — wyjaśniła mu, bo trochę poczuła się w obowiązku a trochę chciała te wszystkie wyjaśnienia mieć już z głowy. Teraz wiedział, że nie umiała pływać, wiedział też dlaczego, więc następnym razem, jak wpadnie na równie durny pomysł, żeby wrzucać ją do wody, będzie miał przynajmniej świadomość, że się ruda weźmie utopi. Proste? Proste.
— Ej, ej, ej wcale nie powiedziałam, że nie chce — machnęła w jego stronę paluchem i zgasiła peta w mokrej trawie tuż obok. — Zawsze się w życiu tak łatwo poddajesz? Jeden żart, a ty już wszystko odwołujesz? — pokręciła nosem i spróbowała wstać. Wciąż było jej w chuj zimno, a morkę włosy tuż przy głowie przyprawiały o dreszcze. Całe szczęście miała na plecach zarzuconą bluzę Erniego i tak szczerze to nie miała w planie mu jej oddawać przed nzjabliższą godzinę. Do tego odsunęła ją od pleców i przerzuciła przez głowę, zakładając porządnie. Materiał opadł wzdłuż przylegających do ciała ciuchów i Mio nagle wyglądała, jakby miała na sobie sukienkę. Bluza Andrewsa sięgała jej praktycznie do połowy ud, zasłaniając krótkie spodenki i przemoczony tyłek. Cóż normalnie rzuciłaby jeszcze jakimś komentarzem, że temu outfitowi brakowało dodatków, ale jakoś nie była w nastroju.
— Dobra, jedźmy już — podeszłą do roweru i wciąż lekko roztrzęsiona dłonią złapała za kierownicę. Zanim jednak zasiadła na pojeździe musiała podwinąć sobie rękawki, bo były tak długie, że Mio nie widziała nawet kawałka paznokcia i gdyby to tak zostawiła, pewnie za chwile by się wyjebała, nie potrafiąc zapanować nad rowerem.
Odepchnęła się jedną nogą i ruszyła przed siebie. Wcale nie jechało się już tak przyjemnie jak wcześniej. Mokre ciuchy pod wpływem wiatru, jaki wywoływała prędkość jazdy, robiły się coraz zimniejsze, a Mio czuła jak ciało na nowo zaczyna drżeć. Nawet nie chciała myśleć co musiał powiedzieć Andrews, który nie miał nawet bluzy, która chociaż trochę osłoniłaby go zimna.
— Tu zaraz w prawo. Tak mi się wydaje — krzyknęła do jadącego przed nią Erniego. Nie miała siły ani ochoty grzebać sobie teraz w staniu, żeby sprawdzić trasę, więc postawiła na intuicję. Pozatym ścieżka w lewo prowadziła pod górkę, a tam zdecydowanie nie chcieli się kierować, szczególnie biorąc pod uwagę, że pierwsze krople deszczu zaczęły kapać z nieba, a zaraz potem nastąpiło prawdziwe oberwanie chmury.
ernie andrews
- 
				 so i will find my fears and face them so i will find my fears and face them
 or i will cower like a dog nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— Wiem, kiedy odpuścić, jak kobiety mówią nie — odparł, podnosząc z ziemi swój rower. — To akurat dobrze o mnie świadczy — dodał dumnie, bo niejeden facet wolał nagabywać, zamiast dać sobie spokój. A skoro Mio powiedziała, że zaproszenie jej na tematyczną kolację brzmi niemoralnie, to co miał z nią dyskutować. Nie to nie.
Ruszyli, a po przejechaniu zaledwie kawałka drogi, Andrews poczuł nieprzyjemny powiew wiatru, który nie tylko wdzierał się pod ubranie, ale również sprawiał, że koszulka przylegała ciasno do klatki piersiowej. Nie zamierzał się skarżyć, po prostu zacisnął zęby i pedałował dalej. Musiał zaufać Richardson, która nawigowała na oślep, nie wiedząc nawet, jaka jest droga powrotna, bo co z tego, że ulotkę od Fiony miała w cyckach, skoro ta cała namokła, a woda rozmyła farbę. W tym momencie była kompletnie bezużyteczna.
— Oby ci się dobrze wydawało — powiedział i skręcił w prawo, jadąc za rudowłosą w bezpiecznej odległości, żeby przypadkiem nie scentrować jej koła. Jedyne, czego jeszcze im brakowało, to spektakularnej wywrotki. — Na pewno dobrze jedziemy? — zapytał i spojrzał w niebo; na jego dopiero co wytartych okularów, zaczęły pojawiać się pierwsze krople deszczu. — Zaczyna padać — poinformował, tak na wszelki wypadek, gdyby Mio nie zauważyła, bo i tak była przecież cała mokra.
Chwilę później rozpadało się na dobre. Ernie nie miał pojęcia, jakim cudem z bezchmurnego nieba powstała nagle taka ulewa. Koła rowerów grzęzły w błocie, mokra trawa wkręcała się w szprychy i jak się okazało po niewielkim zjeździe w dół, dalej nie było przejazdu.
— Lepiej będzie, jak przeczekamy! — krzyknął do niej, żeby przebić się przez strumienie deszczu. — Może pod tamtym drzewem?! — zaproponował, kiedy dogonił ją przy kolejnym zakręcie do chuj wie dokąd.
Wskazane przez niego drzewo było na tyle rozpostarte, że mogło przynajmniej połowicznie uchronić ich przed całkowitym zmoknięciem. Bo dopiero co zdążyli podeschnąć na rowerach, to wszystko wskazywało na to, że za moment znów ulegnie to zmianie.
Mio Richardson
- 
				 Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto nieobecnośćniewątki 18+niezaimkione/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkione/jejpostaćautor
— Chyba musimy gdzieś przeczekać! — ryknęła w eter, po czym widziała zza przymrużonych oczu jak Ernie też coś do niej krzyczał. Za chuja nie wiedziała co, ale chyba myśleli o tym samym, bo chwile potem ten wskazał wielki Klon (bo to w końcu Kanada hehe) po lewej. Mio kiwnęła porozumiewawczo głową w jego stronę i chwile później już kierowali się w wyznaczone miejsce.
— Ja pierdole, skąd to się wzięło?! — krzyknęła, kiedy byli już obok siebie, ciągnąć rowery za kierownice. Richardson odrzuciła swój dwukołowiec na ziemię zaraz obok drzewa i podbiegła pod samą korę, by osłonić się przed deszczem.
Pomimo tego, że Klon był ogromny, jego korona miała już spore dziury spowodowane tym, że sezon powoli zmieniał się na jesienny i niektóre z liści naturalnie już zdążyło opaść na ziemię. Znalazł się jednak niewielki skrawek, w którym mogli się schować, nie moknąc.
— Jest okej? — spojrzała na Erniego, który przecierał dłonie, próbując wydobyć z siebie resztki ciepła. — Może oddam ci bluzę? Co prawda też jest przemoczona, ale od środka nie jest aż tak źle. Jesteś pewnie cały zmarznięty — przejęła się. Bo chociaż jej też było w chuj zimno i mokro tak Ernie miał na sobie jedynie marną koszulkę na krótkim rękawku, a to przecież nie tylko samo prosiło się o pochorowanie ale i nawet jakaś jebaną hipotermię, a tego to już na pewno dla niego nie chciała. Dlatego była gotowa poświęcić własne ciepło na rzecz jego lepszego samopoczucia. — Trzymaj — skrzyżowała ręce i złapała za dół bluzy, po czym pociągnęła w górę, czując jak wiatr atakuje jej nagle odsłonięty brzuch.
ernie andrews
- 
				 so i will find my fears and face them so i will find my fears and face them
 or i will cower like a dog nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— Mnie nie pytaj — odparł bez entuzjazmu, czując, jak jego ciało drga mimowolnie. Było mu zimno, ale tak do wytrzymania. Nie mógł jednak zapanować nad bezwiednymi odruchami. — Może przejdzie bokiem — dodał, ale jakoś mało przekonująco. Zresztą jak mogło przejść bokiem coś, co rozpadało się w najlepsze?
Przetarł dłonie, potem ramiona, a potem wybałuszył na Richardson oczy, bo ta zaczęła ściągać z siebie jego bluzę.
— No co ty, zwariowałaś? — obruszył się, kiedy chwyciła za koniec materiału. — Nie, nie ma mowy. Pragnę przypomnieć, że przed chwilą prawie utonęłaś — powiedział poważnie i złapał ją za nadgarstek, żeby przestała się wygłupiać. — Zostaw — jego głos był stanowczy i nie znosił sprzeciwu. — Serio, nic mi nie będzie. Poza tym nie możemy zostać tutaj całą wieczność. Poczekamy chwilę, aż trochę się uspokoi i jedziemy. Im szybciej dotrzemy do domu, tym szybciej będziemy mogli się przebrać. Popada trochę i przejdzie obok — zapewnił, choć pewności wcale takiej nie miał. Mimo to nie zamierzał siedzieć tutaj do nocy. Jeszcze musieli obrać właściwy kierunek, żeby w ogóle dojechać do miasta.
— Lepiej wyciągnij tę ulotkę, żeby zobaczyć, czy jedziemy w dobrą stronę — powiedział z myślą o skrawku pomiętego papieru, który Mio dzierżyła w cyckach. I z którego pewnie niewiele zostało. — Zamówiłbym nam ubera, ale podejrzewam, że żaden samochód tutaj nie dojedzie — zaśmiał się krótko. Ernie nie wiedział, jak bardzo kierowca musiałby być zdesperowany, żeby w ogóle przyjąć taki kurs do takiego miejsca. I to jeszcze w taką pogodę.
Mio Richardson
- 
				 Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto nieobecnośćniewątki 18+niezaimkione/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkione/jejpostaćautor
— Ale jak będziesz kurwa chory, to nie licz, że będzie mi ciebie szkoda — wymierzyła w niego paluchem, a brwi ściągnęła w udawanym gniewie. Szybko jednak przypomniała sobie sytuację sprzed chwili, kiedy to Ernie aż ZA BARDZO dosadnie wziął sobie jej słowa i obraził się jak baba podczas okresu, że nie będzie jej nigdzie już zapraszał, kiedy ona tylko sobie swoiła jaja. — Oczywiście, ŻARTUJĘ, żeby nie było. Pierwsza bym była u ciebie na chacie, żeby zrobić ci rosołek — dźgnęła go jeszcze raz, jednak tym razem z delikatnym uśmiechem. No sytuacja dookoła była chujowa i mało stabilna, ale przecież nie mieli innego wyjścia niż narazie stać pod tym zasranym drzewem i czekać aż ogromna fala deszczu nieco się uspokoi.
— No już, już wyciągam — skinęła głową na słowa Andrewsa i zgodnie z poleceniem wsadziła łapska pod bluzę i
— Jak na moje jesteśmy tutaj — wskazała palcem miejsce oddalone o kilka centymetrów od niebieskiej plamy, oznaczającej jezioro przy którym jeszcze jakiś czas temu siedzieli. — Czyli pojechanie w prawo faktycznie było dobrym wyborem. Teraz trzeba będzie odbić o tutaj, a potem już prosta droga do obozu. Chociaż prosta ale długa, jeszcze trochę kilometrów nam zostało — wyjaśniła wszystko starannie, co chwile pokazując Erniemu odpowiednie rzeczy to na mapie, to na krajobrazie, jaki mieli okazje oglądać na żywo. Mio może i nie umiała pływać ale za to orientację w terenie to miała kurwa zajebistą. Serio. Normalnie jakby w poprzednim życiu była jakimś wojskowym albo taksówkarzem. Zawsze wiedziała gdzie była i idealnie czytała mapy (co w sumie mogło też mieć coś do faktu, że miała już na liczniku czterdzieści oczek).
— Na pewno zaraz przejdzie ta najmocniejsza ulewa, to będziemy mogli przejechać chociaż kawałek — te mocne ulewy z dupy miały to do siebie, że przechodziły równie szybko jak przychodziły, dlatego było światło w tym ponurym tunelu.
Przeniosła spojrzenie na Erniego. Mógł sobie mówić, co tylko chciał o tym jak było z nim okej, jednak jego ciało mówiło zupełnie co innego. Przecież nie była ślepa, widziała te drgające łapy i podbródek, który chodził od góry do dołu. I szczerze? Nie mogła na to dłużej patrzeć.
— Kurwa, chodź tutaj — przejechała dłońmi po jego kompletnie lodowatych ramionach, próbując je nieco rozgrzać, a następnie bez zgody wzięła go przytuliła. Może i też była mokra i chłodna, ale przecież każdy głupi wiedział, że ciało do ciała… no wiadomo. Dłonie przeniosła na mokre, męskie plecy, sunąć nimi od góry do dołu, próbując wytworzyć minimalną ilość ciepełka w tych spartańskich warunkach.
ernie andrews
- 
				 so i will find my fears and face them so i will find my fears and face them
 or i will cower like a dog nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— Do jakiego znowu obozu? — zapytał, unosząc wysoko brwi. — Do domu chcę wracać, a nie do żadnego obozu. Znajdź taką drogę, żeby dojechać do miasta — zazgrzytał zębami, próbując potrzeć ramiona i obdarować się złudnym uczuciem ciepła.
Nie oponował, kiedy rudowłosa chciała pomóc mu się ogrzać, ale kiedy go objęła, Andrews skrzywił się ostentacyjnie. Miło z jej strony, ale trochę to było... Dziwne? Poczekał jeszcze chwilę, zanim odchrząknął i odsunął sie.
— Już mi lepiej — chociaż dalej było mu zimno, ale przynajmniej już tak się nie trząsł jak galareta. Na szczęście deszcz zaczynał ustępować, a niebo nieco się przejaśniło. Co oczywiście nie sprawiło, że nagle w magiczny sposób przestało całkiem padać, ale przynajmniej rozpogodziło się na tyle, żeby ruszyć w dalszą trasę. — To nasza szansa — stwierdził Ernie, odpychając się od drzewa. — Możliwe, że jedyna, bo zaraz znowu może lunąć — powiedział, po czym schylił się po swój rower.
Ale zaraz po pierwszych metrach poczuł, że coś jest nie tak. Koła wpadały w miękkie błoto, każde obrócenie pedałów wymagało wysiłku jak wspinaczka pod górę. Błotnista masa chlapnęła na jego buty i spodnie, a rower niemal stanął w miejscu.
— Cholera — mruknął, próbując wyważyć ciężar ciała, żeby koła całkiem nie ugrzęzły. — To będzie cięższe, niż myślałem.
Z każdym kolejnym ruchem rower zapadał się głębiej w mokrą ziemię, a błoto przyklejało się do opon, tworząc ciężką warstwę. Ernie musiał stawiać nogę za nogą, walcząc z przyczepnością, aż w końcu udało mu się wydostać na trochę twardszy fragment ścieżki.
— Potrzebujesz wsparcia? — zwrócił się Mio, która również próbowała przepchnąć jednośladowiec przez boto. W myślach przygotowywał się do dalszej jazdy, świadomy, że każda kolejna sekunda na tej podmokłej trasie będzie wymagała równie dużo siły i cierpliwości.
Jeszcze raz zerknął na Richardson, która zatrzymała się kilka metrów dalej. Jej rower utknął w błotnistej mazi na amen. Mio prychnęła pod nosem, wyraźnie sfrustrowana. Andrews podparł swój o drzewo i robiąc dwa potężne kroki, złapał jej kierownicę i wspólnie balansując z rudowłosą ciężarem, pociągnęli jednośladowiec do trochę twardszego miejsca.
Mio Richardson
- 
				 Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto nieobecnośćniewątki 18+niezaimkione/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkione/jejpostaćautor
— No to skoro to nasza szansa, to na co jeszcze czekasz — przewróciła oczami i przeszła do własnego roweru, żeby pobierać go z ziemi. Kierownica była kompletnie przemoczona, zresztą jak wszystko dookoła, a koło nieznacznie wtopiły się w ziemię, które teraz bardziej przypominała kąpielisko błotne niż faktyczną ścieżkę.
— Jedź pierwszy, będę za tobą — i tak nie miała na tyle siły, by jechać tak szybko jak Ernie, więc nawet nie próbowała. Warunki podłogowe sprawiały, ze każde machnięcie nogami przyprawiało o ból łydek i było kurwa tak mocnym wysiłkiem, że ruda już chyba NIGDY W ŻYCIU nie będzie musiała iść na siłownie. Tak się namęczyła. Za całe marne życie.
Rower co jakiś czas grzęznął w błocie, które pochłaniało koła, jakby chciało je zabrać prosto do piekła, a wyciąganie ich równało się z niemożliwym. Kątem oka obserwowała, jak Andrews męczy się ze swoim, a chwile potem sama musiała zeskoczyć ze swojego i wykonać podobne czynności.
— Nie potrzebuję. Poradzę sobie sama — odpowiedziała szybko. Niech się lepiej zajmie własnym rowerem, bo gnój w jaki wjechał nijak miał się do małego bajorka Mio. Ale Ernie i tak podszedł i złapał za kierownice jej roweru, po czym pociągnął mocno. Pojazd zamlaskał, coś tam zaskrzypiało, ale finalnie udało się go wyciągnąć z błota.
— Nie no, tak nigdy nie dojedziemy — westchnęła kompletnie zrezygnowana, a kilka pojedynczych kropli deszczu uderzyło jej policzki. Rozejrzała się dookoła zastanawiając się, czy istniał jakikolwiek sposób, by przestrasportować się bez grzęźnięcia w błocie co dwa metry. Bo ścieżka na pewno odpadała. — Myśle, że powinniśmy jechać lasem — odezwała się w końcu, rzucając pełne przekonania spojrzenie. — Trawa nie będzie się aż tak zapadać i dobra, trzeba będzie wymijać drzewa, ale przynajmniej będziemy w ruchu, nie co chwile w jebanym błocie — podniosła nogę, która była już do kostki cała upierdolona i machnęła stopą, próbując strzepać z siebie chociaż trochę tej brązowej brei. — No chyba, ze masz jakiś lepszy pomysł.
ernie andrews
- 
				 so i will find my fears and face them so i will find my fears and face them
 or i will cower like a dog nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Rower Richardson faktycznie ciążył jak cholera, ale wcale nie był taki pewien, czy bardziej męczyło go to błoto, czy sposób, w jaki Mio z uporem chciała udowodnić, że poradzi sobie sama. Znał ją na krótko, ale jednak na tyle, żeby wiedzieć, że każde nie potrzebuję oznaczało dokładnie odwrotność. Dlatego, zamiast gadać, po prostu znowu złapał za kierownicę i pociągnął.
— Jak dla mnie możesz prowadzić nawet przez bagna, jeśli ci się to bardziej widzi — mruknął, ocierając rękę o mokre spodnie. Nie miał najmniejszej ochoty z nią dyskutować, bo w jej spojrzeniu nie było ani krzty zawahania. W sumie Ernie lubił, kiedy ktoś przejmował stery, bo wtedy nie musiał myśleć, co akurat nie wychodziło mu najlepiej.
Rozejrzał się za linią drzew, jakby chciał sprawdzić, czy las faktycznie jest mniej zdradliwy niż ta ścieżka. Deszcz przestał być już taki natarczywy, a widoczność stała się klarowniejsza.
— Dobra, prowadź. Ale jeśli rozbijemy łby na pierwszym lepszym klonie, to pamiętaj, że to była twoja idea — rzucił z krzywym uśmiechem, próbując nie pokazać, że też miał już po dziurki w nosie błota i tej całej jazdy donikąd.
Ruszyli między drzewa, a koła tym razem nie zapadały się od razu po samą oś. Trzeba było manewrować, omijać wystające korzenie, ślizgać się na mokrych liściach, ale i tak szło szybciej niż na rozjechanej, błotnistej ścieżce. Andrews poczuł, jak powoli wraca mu rytm, mięśnie nóg pracują regularnie, a odgłos chrzęszczących gałęzi pod kołami brzmiał lepiej niż to cholerne mlaskanie błota. Raz po raz podnosił wzrok, żeby upewnić się, że Mio jedzie przed nim, a jej sylwetka nie znika między drzewami. Deszcz już nie padał prosto z góry, tylko rozbijał się na liściach, przez co kapał na nich niespodziewanie, raz z prawej, raz z lewej. Krople lądowały mu na karku, spływały pod koszulkę i wywoływały ciarki.
— No przyznaję, miałaś rację — rzucił w końcu, żeby przekrzyczeć chrzęst i stukot. — Przynajmniej nie toniemy co dwa metry.
Nie spodziewał się odpowiedzi. Nie musiała nic mówić, on i tak wiedział, że to usłyszy w jej spojrzeniu, przy pierwszej okazji, jak się zatrzymają.
Mio Richardson

 
				