36 y/o
OPIEKUN FORUM
189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
✎ consigliere kalabryjskiej organizacji przestępczej
✎ oficjalnie dyrektor strategii w korporacji
✎ mężczyzna, z którym zawiera się "układ", w którym on daje, a później "odbiera przysługę
✎ osobowość psychopatyczna
✎ mistrz manipulacji i pasjonat pogłębionej psychologii
✎ aktor w spektaklu życia; kameleon
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

   Gdyby trzeba było zrobiłabym to znowu
  To było jak ciężki, ostry policzek, który mu wymierzyła. Te słowa zatrzymały go w bezruchu, jedynie spojrzenie, wraz z głową, zwrócił powoli na nią. Milczał, jednak nie dlatego, że nie miał na to słów. Brakowało mu schematu z czymś takim; z taką deklaracją i takim wyznaniem. Z bezwzględnym oddaniem u kogoś, na kim tego oddania nigdy nie wymuszał.
  — Nie możesz — powiedział w końcu, jednak głos wymknął mu się odrobinę niżej, mniej twardo niż planował. Natychmiast to wyłapał, dlatego ponowił: — Nie możesz. — Ze znaną mu, odpowiednią dla tej jej deklaracji twardością i chłodem. — To był błąd. — W systemie jego wartości i zrozumienia było to błędem. Bardzo głupim, niedopuszczalnym wręcz błędem. Tak absurdalnym, że aż sam się nad tym zachwiał.
  Niczego w tym wszystkim nie potrafił ułożyć w logiczną całość, której przecież tak desperacko potrzebował, by funkcjonować. Im dłużej do tego wracał, tym bardziej miał wrażenie, że analizuje zdarzenie, które nie powinno w ogóle istnieć. Decyzja Navi nie mieściła się w żadnym znanym mu racjonalnym modelu zachowań. Nie była ani reakcją obronną, ani nie była paniką, nie była też próbą bohaterstwa, tego nie szukałby u niej. W tekj całej akcji nie było w znanej mu potrzeby kalkulacji zysków. A była świadoma i dobrowolna. A to z kolei czyniło ją bezużyteczną z punktu widzenia analizy. Z jego punktu widzenia.
  Wciąż też wracał myślami do momentu, w którym poczuł jej dłoń na swojej, gdy próbował tamować jej krwawienie. Do tego nieznacznego nacisku z jej stronu, który w jego świecie przecież nie miał prawa znaczyć czegokolwiek. A jednak znaczenie było nieproporcjonalne, jakby jego organizm zareagował szybciej niż umysł, jakby na ułamek sekundy coś w nim się zatrzymało. I wiedział, że nie był to strach. Było to coś znacznie gorszego, czego nawet nie chciał próbować nazywać.
  Bo kiedy mówimy o czymś, to znaczy, że uznajemy tego istnienie. A to przecież nie mogło istnieć.
  Navi była problemem.
  Navi była… problemem?
  W jego obwodach pojawiłą się niepożądana myśl: że problemem może nie być ona. Że problemem może być to, że on reaguje. Zdusił ją natychmiast. Bo jeśli pozwoliłby tej myśli zostać dłużej, musiałby przyznać przed samym sobą, że coś w nim uległo przesunięciu. Przyznać, że ten drugi wilk, który zawitał w Tajlandii, wciąż w nim siedział i czekał na chwilę jego słabości, by zaburzyć doskonale znany mu i potrzebny porządek.
  Obserwował ją uważnie; widział, jak krucha była. Kolejne jej słowa piłowały jego umysł z każdą kolejną sylabą. Tak bardzo nie chciał tego wszystkiego do siebie dopuścić. Tego, że wybrała jego ponad siebie, bo nie chciała by to on zginął. I to była jej decyzja, przy której na szali postawiła swoje własne życie.
    Absurdalne.
  Patrzył jak jej usta układają się w nikłym uśmiechu, kiedy ona go przepraszała za komplikacje. Komplikacje, których w ogóle nie powinno być. Gdyby był sprytniejszy. Gdyby lepiej wszystko kontrolował.
  — To nie jest kwestia komplikacji — odpowiedział, znów nieco ciszej. Zatrzymał się więc na tym zdaniu, raz jeszcze w głowie układając sobie, co chciał powiedzieć. — Świat i tak jest skomplikowany — podjął, już zwyczajowo bez emocji. — Ty tylko znalazłaś się w miejscu, w którym nie powinno cię być.
  Przymknął własne powieki i powoli wciągnął powietrze do płuc, kojąc własne nerwy i próbując przywrócić kontrolę. Ta sytuacja oddziaływała na niego znacznie mocniej, niż cokolwiek kiedykolwiek. Dlatego, że czegooś takiego nie znał, więc miotał się wśród własnych schematów i algorytmów, desperacko próbując znaleźć ten, który nadałby temu wszystkiemu sensu u porządku.
  — Następnym razem — zaczął, jednak urwał. Otworzył oczy, wzrok wbijając w przestrzeń pomieszczenia, na nic konkretnego. — Nie będzie następnego razu. — Tak, jakby już postanowił. Twardy, charakterystyczny dla niego imperatyw. A może jak obietnica, którą właśnie jej złożył. Że nigdy nie pozwoli jej stanąć w podobnej sytuacji i narażać siebie z wyboru. — To jest moja odpowiedzialność, nie twoja.
  Nie mówił tego wprost, może nawet dlatego, że nie był w stanie tego przyznać przed samym sobą, ale chodziło o jej bezpieczeństwo – o to, aby faktycznie nigdy nie musiała znowu dobrowolnie wybierać czegoś tak nielogicznego. Jego odpowiedzialnością miało być zadbanie o to, by do tego nie dopuścić; by nie miała takiej możliwości.

Navi Yun
28 y/o
Welkom in Canada
162 cm
właścicielka tworzącej się restauracji koreańskiej
Awatar użytkownika
I broke into a million pieces, and I can't go back
But now I'm seeing all the beauty in the broken glass
The scars are part of me, darkness and harmony
My voice without the lies, this is what it sounds like
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nie możesz. To był błąd.
To nie był błąd — skontrowała, przenosząc na niego spojrzenie. I nawet jeśli była słaba, to chociaż na ułamek sekundy starała się, aby było twardsze niż była w stanie pokazać. — Nie dla mnie. — W przeciwieństwie do niego nie uważała tego za błąd. Nie traktowała tego jako pomyłkę. Niczego nie żałowała. I nie kłamała, kiedy mówiła mu, że zrobiłaby to drugi raz, jeśli byłaby taka potrzeba. Chciała go ochronić. Nie chciała, aby umarł. Mimo tych wszystkich sprzecznych odczuć oraz ostatnich wydarzeń, nie chciała jego krzywdy.
Jeśli już miała za kogoś umierać, to jego osoba była na pierwszym miejscu na liście. Mógł się z tym nie zgadzać, ale musiał to zaakceptować.
Jej działania nie opierały się na logice. Nie było w tym równań, ani oszacowania zysków do strat. Nie myślała co będzie później. Nie myślała o konsekwencjach. Działała pod wpływem emocji, impulsu, który targnął jej ciałem. To było coś, czego nie mógł zrozumieć. To była ta przewaga, którą nad nim miała. O ile można było to tak nazwać zważając na to, że nie tak dawno temu prawie umarła. Niemniej jak ona nie umiała pojąć braku jego sentymentów i emocji, tak on nie mógł zrozumieć co czuła, kiedy pomyślała, że mógłby umrzeć na jej oczach. Nie mógł wiedzieć jaki strach czuła. Jak silna adrenalina płynęła w żyłach. Jaki miks emocji przepływał przez jej żyły, gdy pchały ją do działania.
To była ta siła, która zwykle ją trzymała przy życiu. I która za nią decydowała.
On był rozumem, ale ona była sercem.
Mógł być silny, niebezpieczny i przerażający. Mógł być diabłem i przekleństwem, ale był też kimś więcej. Nie umiała się przywiązywać. A przynajmniej przez te wszystkie lata wydawało jej się, że jest w tym temacie nieco… zniszczona. Okazywało się, że wystarczyła osoba, która daje jej przestrzeń, wyrozumiałość i szacunek, aby serducho zaczęło działać jak należy.
Chociaż nie wiadomo czy to było dobre określenie patrząc na to do kogo miało słabość.
Słuchała go, chociaż miała wrażenie, że i tak jego słowa docierając do niej z opóźnieniem. Możliwe, że to przez to, że nie nabrała jeszcze sił, by odpowiednio szybko analizować sens poszczególnych zdań. Mogła się jednak zgodzić z nim w kwestii komplikacji świata. A także z kolejnym stwierdzeniem.
Ostatnio mam do tego talent — odpowiedziała, trochę ciszej niż zamierzała.
Jakby nie patrzeć, to w jego tajnym pomieszczeniu również znalazła się, chociaż nie powinna. I to właśnie od tego wszystko zaczęło się sypać. Na jej własne życzenie.
Następnym razem.
Otworzyła ciężkie powieki, aby na niego spojrzeć. Zaskakiwał ją. Odkąd się przebudziła, wydawało jej się, że obserwuje nową, niespotykaną wcześniej twarz Giovanniego. Taką, której nie poznała. I ona była… nawet nie umiała do końca określić jak się z nią czuła. Budziła większą sympatię, niż jakakolwiek wcześniej wersja, którą jej pokazał. Może dlatego, że była najbardziej prawdziwa.
A może po prostu chciała, aby tak było.
Jeśli to była twoja odpowiedzialność… — zaczęła słabo, nie spuszczając z niego spojrzenia. — To chyba pierwszy raz w życiu ktoś naprawdę wziął ją na siebie. — Jeżeli to jego zadaniem było przyjęcie kulki, to chyba w pewien sposób częściowo odebrała mu kontrolę. I przejęła jego obowiązek. Nie zamierzała za to przepraszać, ani tego żałować.
Zyski były większe niż straty.
I nie obiecuj mi, że nie będzie następnego razu — dodała, na chwilę pauzując to co chciała powiedzieć, aby wziąć oddech. — Tego nie wiesz. — Bo chociaż mógł się starać ze wszystkich sił, aby zapewnić jej bezpieczeństwo, to nie mógł mieć stuprocentowej pewności. Życie było przewrotne, ludzie nieprzewidywalni. I chociaż wiedziała, że Giovanni był człowiekiem, który robił wszystko, aby sprawować jak największą kontrolę nad innymi oraz sytuacją, to nawet on nie mógł być wszędzie. I przewidzieć wszystkiego.

Giovanni Salvatore
36 y/o
OPIEKUN FORUM
189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
✎ consigliere kalabryjskiej organizacji przestępczej
✎ oficjalnie dyrektor strategii w korporacji
✎ mężczyzna, z którym zawiera się "układ", w którym on daje, a później "odbiera przysługę
✎ osobowość psychopatyczna
✎ mistrz manipulacji i pasjonat pogłębionej psychologii
✎ aktor w spektaklu życia; kameleon
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

   To nie był błąd. Nie dla mnie
  Zawiesił się na tych słowach, nie odpowiadając.
  Akurat w jego systemie pojęć błąd był kategorią skrajnie obiektywną. Zdarzeniem prowadzącym do straty, decyzją zwiększającą ryzyko, którą należało wyeliminować lub po prostu unikać. Tymczasem ona wyjęła swoje działanie spod tej definicji jednym zdaniem i nie próbowała go przekonać. Po prostu nazwała własny punkt odniesienia, zupełnie inny od jego. I właśnie to było niepokojące. Bo oznaczało, że miała własny protokół decyzji, niezależny od jego logiki i jego kontroli.
  Najgorsze było to, że część jego umysłu potrafiła ten wybór zrozumieć, nawet jeśli całkowicie go odrzucała. To nie była ani panika ani przypadek, tylko świadome postawienie jego życia wyżej niż własnego bezpieczeństwa. Nielogiczna. Właśnie dlatego próbował nazwać to błędem. Ale im dłużej wracał do jej słów, tym wyraźniej widział, że problemem nie jest ona ani jej wybór, tylko to, że on na ten wybór reaguje.
  Dlatego nie powiedział nic. Nie dlatego, że oddał jej rację – po prosut aby nie zakopywać się w tym dłużej i nie myśleć. Bo znów dochodził do ciężkiej konkluzji i świadomości lokalizacji problemu.
  Nie powiedział również nic na jej komentarz o wyjątkowym talencie do znajdowania się w kiepskim momencie, na kiepskiej osi czasu. Zasadniczo mógłby powiedzieć, że wcale nie ostatnio, a przez całe życie, bo jeśli spojrzeć na to, gdzie się urodziła, przez co przeszła i skąd ją zabrał, oraz w co wciągnął – to uniwers od początku życzył jej jak najgorzej.
  — Moją odpowiedzialnością jest dbać o to, żeby takich sytuacji nie było. A nie przyjmować na siebie konsekwencje niedopatrzeń. — Bo nie chodziło o sam fakt stanięcia przed odbezpieczoną, naładowaną bronią. O to, aby unikać błędów, które do tego miały doprowadzać. Takich jak to, że Navi wplątała się w romans z kimś, kto dopatrywał się w niej źródła informacji. A wcześniej takich jak fakt, że nie potrafił sobie poradzić z własnym umysłem w jej obecności.
  Zmarszczył delikatnie czoło, słysząc jej kolejne słowa, które z umęczeniem wypowiedziała. Nierozsądnym było, że jeszcze w ogóle próbowała dyskutować – nie w kontekście jej argumentów, a braku sił.
  To, co powiedziała, było logiczne z jej perspektywy. Faktycznie, życie bywało chaotyczne. Ludzie faktycznie popełniali błędy i nawet on nie mógł przewidzieć wszystkiego. Problem w tym, że ona myliła dwie rzeczy. Nie mówił o przyszłości w kategoriach prawdopodobieństwa. Nie mówił o staraniu się, ani o nadziei, że coś się nie wydarzy. On tak nie działał. Nie obiecał – on postanawiał.
  — Niczego ci nie obiecałem — odpowiedział szorstko. Byłoby to sprzeczne z tym, jaki był i sprzeczne z jego własnymi zasadami – a kolejnych sprzeczności już by nie zniósł. Niemniej Giovanni nigdy nie obiecywał czegoś, czego nie mógł. Zresztą, tu nie było mowy o tym. — Obietnice są wtedy, kiedy zostawia się miejsce na porażkę. — Przeniósł na nią swoje spojrzenie, zaraz dodając: — A ja nie zostawiam. — W tym jednym zdaniu nie było ani emocji, ani patosu. Była metoda. Był wybór. Była odpowiedzialność, którą brał na siebie bez pytania, czy to rozsądne, czy wykonalne, czy bezpieczne. On nie kalkulował w ten sposób. Uniósł delikatnie podbródek, wciąż nie spuszczając z niej pewnego, przenikliwego spojrzenia. — Nie będzie następnego razu — zakończył, cierpko i stanowczo. Na sam koniec powtarzając ten sam imperatyw, co wcześniej.
  Nie miało brzmieć to jak czcza próba uspokojenia jej. Ani nie miało brzmieć jak pocieszające zapewnienie. Miało wybrzmieć tak, jak chciał – jak zamknięcie tematu. I nie dlatego, że świat nagle przestanie być nieprzewidywalny, tylko dlatego, że on nie zamierzał zostawić mu na to przestrzeni.
  Był szorstki, skrajnie racjonalny, ale tak właśnie funkcjonował jego umysł. Próżno doszukiwać się w nim bardzo miękkich przełomów, w których nagle stanie się romantycznym antybohaterem jakiejś powieści i bez problemu będzie radził sobie z tym, co się działo. Że zrozumie i nada sens tej relacji. Emocje były przytępione, wszystko u niego musiało iść jak spod skalpela; ale miał swoje glitche, ostatnio coraz częściej. Mogły umykać jej uwadze, w końcu nie znała go doskonale, a zrozumieć psychopatę – o czym o nim nie wiedziała wprost – było naprawdę trudno komuś, kto jednak urodził się w zakorzenioną empatią i świadomością emocjonalną.
  — Odpocznij, Navi — powiedział, machinalnym gestem zaciągając cienki materiał kołdry, który zdołał się zsunąć, wyżej, pod jej szyję. Świadomość tego gestu przyszła ułamek sekundy później, a on opuścił dłoń wzdłuż ciała, dodając sucho: — Jesteś bezpieczna.
   Kiedy był przy niej, mógł to gwarantować – choć przecież nie tak dawno temu, to jego palce zaciskały się na jej szyi, świadomie odbierając jej oddech, dłużej niż mogła trwać jakakolwiek podniecająca zabawa.

Navi Yun
28 y/o
Welkom in Canada
162 cm
właścicielka tworzącej się restauracji koreańskiej
Awatar użytkownika
I broke into a million pieces, and I can't go back
But now I'm seeing all the beauty in the broken glass
The scars are part of me, darkness and harmony
My voice without the lies, this is what it sounds like
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Rzadko kiedy podejmowała decyzje na podstawie emocji. W końcu przez całe życie była zmuszona je tłamsić. Wtedy kiedy oddawano ją Subinowi w zamian za dług rodzinny, wtedy kiedy mówiła „tak” na ślubnym kobiercu, wtedy kiedy była bita i obrażana. Gdyby wtedy podejmowała decyzje zgodnie z własnym sercem, zapewne wiele rzeczy wyglądałoby inaczej, a ona byłaby główną podejrzaną o morderstwo pierwszego stopnia. Z drugiej strony, z jej lotnym umysłem, zapewne nie zrobiłaby niczego brutalnego i oczywistego. Prędzej pokusiłaby się o truciznę albo jakiś przykry wypadek w drodze z pracy. Lub do niej.
Ale Navi nigdy nie była też brutalna. Nie umiała kogoś uderzyć, nawet jeśli na to w pełni zasługiwał. Mimo wielu różnych myśli i scenariuszy, mimo tysiąca okazji… ani razu nie zrobiła nic, co mogłoby jakkolwiek skrzywdzić jej oprawcę. W przeciwieństwie do niektórych ona miała sumienie, miała też ogrom tłumiących się w środku emocji. Nie dawała im ujścia zbyt często, bo to był najlepszy sposób aby chronić samą siebie przed przytłoczeniem i ciężarem.
Poprzedniego wieczora to się jednak zmieniło. Coś w niej pękło i pozwoliła im działać.
I zupełnie tego nie żałowała. Musiał się z tym pogodzić.
Słuchała go, ale już nic nie odpowiedziała. Wiedziała o nim tyle, aby zdawać sobie sprawę z tego, że to, co się wydarzyło, będzie go jeszcze jakiś czas prześladować. To był błąd w jego działaniach, a przynajmniej wydawał się być patrząc na jego reakcję. On nie ucierpiał, wyszedł z tamtego spotkania praktycznie bez szwanku. Przynajmniej fizycznie. Nie wiedziała jednak co się działo w jego psychice, bo ta była dla niej zbyt… złożona i skomplikowana. Nie myślał i nie czuł na tyle przewidywalnie, aby mogła się chociażby domyślać.
A nawet jeśli, to nie pomyślałaby o tym, co faktycznie się działo.
Niczego si nie obiecywałem.
Kącik ust jej drgnął mimowolnie. Wrócił. Wrócił ten sam, dobry Giovanni Salvatore, którego znała. Ten szorstki i twardy człowiek, który nie pozostawiał miejsca na sentymenty czy jakąkolwiek miękkość. Wierzyła mu. Wierzyła, że nie zostawi miejsca na kolejną porażkę. Wierzyła, że następnego razu już nie będzie. Dokładnie tak jak mówił.
Nawet jeśli nie mógł mieć stu procentowej pewności. Zawsze mogło pójść coś nie po jego myśli. Wolała jednak wierzyć, że nie tyle co ona nie oberwie kolejnej kulki i nie minie się ze śmiercią o włos, ale że on nie znajdzie się w sytuacji, że ktoś lub coś mu zagrozi na tyle, by musiała wkroczyć. Bo gdyby się nie podstawiła, to ona miałaby powtórkę z rozrywki, tylko teraz Giovanni mógł nie mieć tyle szczęścia.
Rozluźniła się bardziej, kiedy ją przykrył. Krótki, delikatny ruch. Kolejny, jakiego się po nim normalnie by nie spodziewała, bo wcześniej takich drobnych gestów jej nie okazywał. Normalnie pomyślałaby, że to umysł płata jej figle, ale ruch jego palców był zbyt wyczuwalny, aby mogła to nazwać halucynacją.
Słowo bezpieczna zawisło między nimi ciężko i miękko osiadło w jej umyśle. Nie odpowiedziała od razu. Oddychała płytko, wsłuchując się w własne ciało, w ból, który rozchodził się po jej ciele i wypełniał płuca. Świadomość, że nie musiała się niczego obawiać była… przyjemna. Ostatni raz się tak czuła kilka miesięcy temu, jeszcze zanim wszystko się posypało.
Powoli uniosła spojrzenie na jego twarz. Na ten sam profil, który potrafił być spokojny i opanowany oraz te same dłonie, które potrafiły zarówno chronić, jak i niszczyć. Dłonie, które nie tak dawno temu zaciskały się z jasną intencją na jej szyi.
Miał w sobie sprzeczność, z którą już nawet nie próbowała walczyć.
Wiem — powiedziała, uśmiechając się niemalże niewidocznie pod nosem. Na moment przymknęła oczy, zmęczona, ale spokojniejsza. — Kiedy jesteś obok… — urwała, jakby zabrakło jej siły, by dokończyć. — To wystarczy. — To było wszystko czego potrzebowała.
Nie powiedziała, że się nie boi, bo bała się nadal. Powiedziała dokładnie tyle, ile była w stanie i dokładnie tyle, ile było prawdą. Był niebezpieczny, był przerażający, ale jednocześnie budził w niej to dziwne poczucie bezpieczeństwa, które tylko on umiał odebrać.



/eot

Giovanni Salvatore
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Świecie”