-
I will make you free when you're all part of menieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/her/bitchpostaćautor
Pewnie miał rację.
Zdecydowanie, w tym wypadku, miał rację.
Nie uważał się, oczywiście, nigdy za kogoś, kto pozjadał wszystkie rozumy i zawsze wiedział najlepiej, zwłaszcza w tematach, w których, tak naprawdę, miał niewielką wiedzę. Jeśli chodzi o teoretyczne dywagacje, to go fascynowały, ale nie zabierał głosu, jeśli temat go nie dotyczył. Mógł wtrącić się z jakąś statystyką czy rachunkiem prawdopodobieństwa, ale to było wszystko. Teoria była dla niego grząskim tematem, a jednocześnie polem do nauki. Jeśli jednak miał podjąć decyzję i nie sprowadzać się do samego teoretyzowania, to zwykle wykorzystywał wiele innych czynników, które mogłyby mu pomóc podjąć tę właściwą. A przez właściwą rozumiejąc: najbardziej korzystną dla niego samego.
W poruszonym przypadku – miał statystyczną pewność. Opartą o znajomość jej samej, o znajomość jej dbałości o szczegóły, ale przede wszystkim w oparciu o to, jak samo mówienie o tym ją angażowało. Nie można było więc założyć, że przez to wszystko, gdy przyjdzie co do czego – a konkretniej o prowadzenie przygotowań lokalu – ona nie wsiąknie całkowicie w temat.
Uśmiechnął się delikatnie pod nosem, słysząc jej słowa, wyczekując też wcześniej całości jej wypowiedzi.
— Tamtejszej kuchni możesz spokojnie posmakować w Archeo. Prowadzi ją, jakby nie patrzeć, Włoch. I szefem kuchni, jednej czy drugiej zmiany, jest też Włoch. — No to był przecież powód, dla którego stamtąd zamawiał. Bo kuchnia była bliższa temu, co nie było co prawda sentymentem, ani może ciężką preferencję, ale przyzwyczajeniem. — Jeśli zależy ci na czymś bardziej domowym, zawsze możemy o to poprosić Ernesta. — Co prawda w swojej karcie nie robił on jedynie fikołków kulinarnych, podając pianę z sera czy jakieś nitki niczym z karmelu a jednak z sera, bo miał też pozycje iście zwyczajnie, ale prywatnie, jak brat dla brata, mógłby coś prostego podać.
O ile byłby akurat w nastroju i nie spędzałby dwudziestej piątej godziny w dobie w restauracji.
— Akurat z kim jak z kim, ale z nim mogłabyś też porozmawiać nieco na temat restauracji. — W końcu sam był właścicielem i szefem kuchni, a więc co nieco mógłby jej opowiedzieć, choćby z kwestii technicznej. Oczywiście nie chciałby, aby Ernest wpływał na jej decyzje, choćby w najmniejszy sposób, ale kobiety też przecież nie mógł wiecznie pilnować.
A wpływy nie zawsze były takie złe.
Chociaż, wiadomo, jak ktoś miał jobla na punkcie kontroli, to dla niego każdy inny wpływ, nie własny, był po prostu zły i zakrzywiał jego wizję na kogoś. W tym wypadku: na Navi.
— Niemniej — pociągnął dalej, sięgając po kieliszek z winem — jak mówiłem, nadarzy się okazja, to cię zabiorę ze sobą. — Teraz niekoniecznie mógł, bo wyjeżdżał w interesach, a przy okazji musiał zaprowadzić porządek w starej posiadłości i winnicy rodziców, którą teraz prowadził zarządca, ale to nie musiała być jego jedyna podróż w tamtym kierunku w tym roku. Akurat już pokazał, że co Navi chciała i do czego nie wzdychała, to przecież prędzej czy później je to dawał.
I można było stwierdzić, że owinęła sobie go wokół palca. Całkowicie nieświadomie nawet. Realia były raczej zgoła inne.
— A wracając do samego dania, o które wcześniej pytałaś — zawiesił głos, zastanawiając się przez krótką chwilę nad tym, co powinien wybrać. — Chyba będzie to lagane e cicciari. To znaczy, ni mniej i ni więcej, lasagne z ciecierzycą. Jest dość proste, ale przy okazji czymś, co po prostu przejadłem już tyle razy w dzieciństwie, że nie sposób tego nie zapamiętać, a już na pewno nie wspomnieć. To dość charakterystyczne danie dla samej Kalabrii, więc sama rozumiesz. — Nie „sentyment” a obezanie,
Navi Yun
Zdecydowanie, w tym wypadku, miał rację.
Nie uważał się, oczywiście, nigdy za kogoś, kto pozjadał wszystkie rozumy i zawsze wiedział najlepiej, zwłaszcza w tematach, w których, tak naprawdę, miał niewielką wiedzę. Jeśli chodzi o teoretyczne dywagacje, to go fascynowały, ale nie zabierał głosu, jeśli temat go nie dotyczył. Mógł wtrącić się z jakąś statystyką czy rachunkiem prawdopodobieństwa, ale to było wszystko. Teoria była dla niego grząskim tematem, a jednocześnie polem do nauki. Jeśli jednak miał podjąć decyzję i nie sprowadzać się do samego teoretyzowania, to zwykle wykorzystywał wiele innych czynników, które mogłyby mu pomóc podjąć tę właściwą. A przez właściwą rozumiejąc: najbardziej korzystną dla niego samego.
W poruszonym przypadku – miał statystyczną pewność. Opartą o znajomość jej samej, o znajomość jej dbałości o szczegóły, ale przede wszystkim w oparciu o to, jak samo mówienie o tym ją angażowało. Nie można było więc założyć, że przez to wszystko, gdy przyjdzie co do czego – a konkretniej o prowadzenie przygotowań lokalu – ona nie wsiąknie całkowicie w temat.
Uśmiechnął się delikatnie pod nosem, słysząc jej słowa, wyczekując też wcześniej całości jej wypowiedzi.
— Tamtejszej kuchni możesz spokojnie posmakować w Archeo. Prowadzi ją, jakby nie patrzeć, Włoch. I szefem kuchni, jednej czy drugiej zmiany, jest też Włoch. — No to był przecież powód, dla którego stamtąd zamawiał. Bo kuchnia była bliższa temu, co nie było co prawda sentymentem, ani może ciężką preferencję, ale przyzwyczajeniem. — Jeśli zależy ci na czymś bardziej domowym, zawsze możemy o to poprosić Ernesta. — Co prawda w swojej karcie nie robił on jedynie fikołków kulinarnych, podając pianę z sera czy jakieś nitki niczym z karmelu a jednak z sera, bo miał też pozycje iście zwyczajnie, ale prywatnie, jak brat dla brata, mógłby coś prostego podać.
O ile byłby akurat w nastroju i nie spędzałby dwudziestej piątej godziny w dobie w restauracji.
— Akurat z kim jak z kim, ale z nim mogłabyś też porozmawiać nieco na temat restauracji. — W końcu sam był właścicielem i szefem kuchni, a więc co nieco mógłby jej opowiedzieć, choćby z kwestii technicznej. Oczywiście nie chciałby, aby Ernest wpływał na jej decyzje, choćby w najmniejszy sposób, ale kobiety też przecież nie mógł wiecznie pilnować.
A wpływy nie zawsze były takie złe.
Chociaż, wiadomo, jak ktoś miał jobla na punkcie kontroli, to dla niego każdy inny wpływ, nie własny, był po prostu zły i zakrzywiał jego wizję na kogoś. W tym wypadku: na Navi.
— Niemniej — pociągnął dalej, sięgając po kieliszek z winem — jak mówiłem, nadarzy się okazja, to cię zabiorę ze sobą. — Teraz niekoniecznie mógł, bo wyjeżdżał w interesach, a przy okazji musiał zaprowadzić porządek w starej posiadłości i winnicy rodziców, którą teraz prowadził zarządca, ale to nie musiała być jego jedyna podróż w tamtym kierunku w tym roku. Akurat już pokazał, że co Navi chciała i do czego nie wzdychała, to przecież prędzej czy później je to dawał.
I można było stwierdzić, że owinęła sobie go wokół palca. Całkowicie nieświadomie nawet. Realia były raczej zgoła inne.
— A wracając do samego dania, o które wcześniej pytałaś — zawiesił głos, zastanawiając się przez krótką chwilę nad tym, co powinien wybrać. — Chyba będzie to lagane e cicciari. To znaczy, ni mniej i ni więcej, lasagne z ciecierzycą. Jest dość proste, ale przy okazji czymś, co po prostu przejadłem już tyle razy w dzieciństwie, że nie sposób tego nie zapamiętać, a już na pewno nie wspomnieć. To dość charakterystyczne danie dla samej Kalabrii, więc sama rozumiesz. — Nie „sentyment” a obezanie,
Navi Yun
pies (dc: canine.west)
metagaming
-
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Jeżeli chodziło o włoską kuchnię, to w pełni musiała mu zaufać w tym wypadku, bo też przecież nie wiedziała jak powinna smakować. Tamtejsze smaki były dla niej obce, chociaż bardzo chciała je poznać. W końcu Włochy słynęły z przypraw, smaków i tekstur. Pizza, którą czasami zamawiali do domu, gdy mieszkała jeszcze w Korei, była niczym w porównaniu do Włoch. A też nie robili tego zbyt często, bo jednak Subin wolał kuchnię domową i rzadko kiedy od niej odchodził, a przez to nie mogła próbować nowych smaków oraz eksperymentów. Na szczęście to już były dawne czasy i z dnia na dzień odkrywała coraz więcej.
A skoro Giovanni, Włoch z krwi i kości, polecał Arche, to powinna to wziąć pod uwagę.
— Skoro pan zachwala, to chyba faktycznie powinnam spróbować. — Nie dość, że zostało ocenione wysoko, to jeszcze było prowadzone przez Włocha i to właśnie Włoch gotował. Jeśli Giovanniemu to smakowało, to musiało faktycznie być dobre. Nawet jeśli byli teraz w Kanadzie. No ale to nie chodziło też o sam kraj, tylko o smaki.
Z drugiej strony, włoski posiłek we Włoszech na pewno smakował inaczej.
— Nie głupi pomysł. Może poradzi mi w kilku kwestiach — przyznała. Giovanni na pewno będzie dla niej ogromną pomocą w kwestiach biznesu, w którym ona dopiero raczkowała. Będzie pytać o wiele rzeczy, które nie będą dla niej pewne lub co do których będzie mieć wątpliwości, bo chociaż i tak zapewne popełni wiele błędów, to na nich będzie się również uczyć. Chociaż jako, że od niej zawsze wymagano perfekcji, to… sama też do niej dążyła. Teraz było to po prostu dla niej naturalne.
Niemniej pytanie o biznes gastronomiczny kogoś, kto już sam posiadał i prowadził restaurację, w dodatku doskonale prosperującą, było bardzo dobrym pomysłem. A skoro przyjdzie jej mieć taką możliwość, to głupia by była, gdyby nie skorzystała. A nóż dostanie kilka podpowiedzi i odpowiedzi na wcześniej nie zadane pytania. I kilka wskazówek na start, co do menu, ustawień kuchni, sprzętu czy chociażby aranżacji wnętrza. Nawet jeśli sama zrobi ogromny research i będzie siedzieć w komputerze przez większość czasu wyszukując najlepszych urządzeń, które powinna mieć każda szanująca się kuchnia, to warto było mieć zdanie kogoś, kto w tym biznesie już siedział. Bo opinie na internecie były różne, ale doświadczenie praktyczne było o wiele ważniejsze.
Kąciki ust jej drgnęły w łagodnym uśmiechu na wieść, że ją ze sobą pewnego dnia zabierze na wycieczkę do słonecznej Kalabrii. Sama ta myśl napawała ją ekscytacją, a wiedziała, że jeśli już raz to zapowiedział, to prędzej czy później, ta wycieczka będzie mieć miejsce.
— Nie mogę się w takim razie doczekać tej okazji — przyznała. Chociaż ona, jako ona była żądna wszelkich podróży i nowych miejsc, bo skoro dopiero zaczynała poznawać świat, to nawet wyjazd kilka miast dalej było dla niej sporym, ciekawym przeżyciem.
Wysłuchała jego odpowiedzi z zainteresowaniem, bo też to była kolejna rzecz o której się dowiadywała, plus chodziło o nowe danie. W dodatku takie o jakim wcześniej nie słyszała.
— Lasagne e cicciari — powtórzyła za nim, starając się wymówić to danie z odpowiednim tonem, aby nie kaleczyć języka. — Nie słyszałam o tym wcześniej. Dostanę to danie w Archeo? — spytała. O normalnej lasagne się wiele słyszało, ale o takiej z ciecierzycy? Zapewne była zupełnie inaczej doprawiona, nie mówiąc już o samym przyrządzeniu. Niemniej, skoro było to danie, które co nieco dla niego znaczyło, to chciała je lepiej poznać, chociażby smakowo, aby może później je odwzorować. Tu w domu, jeśli by miał na nie ochotę. Chociaż domyślała się, że jeśli Archeo miało je w swojej ofercie, to na pewno stamtąd je zamawiał.
Dość naturalnym odruchem jednak było to, że chciała się go dla niego nauczyć.
— Jeszcze dopytam, kiedy pan jedzie? — Bo wiedziała na ile jedzie i po co, ale nie wiedziała jeszcze od kiedy.
Giovanni Salvatore
A skoro Giovanni, Włoch z krwi i kości, polecał Arche, to powinna to wziąć pod uwagę.
— Skoro pan zachwala, to chyba faktycznie powinnam spróbować. — Nie dość, że zostało ocenione wysoko, to jeszcze było prowadzone przez Włocha i to właśnie Włoch gotował. Jeśli Giovanniemu to smakowało, to musiało faktycznie być dobre. Nawet jeśli byli teraz w Kanadzie. No ale to nie chodziło też o sam kraj, tylko o smaki.
Z drugiej strony, włoski posiłek we Włoszech na pewno smakował inaczej.
— Nie głupi pomysł. Może poradzi mi w kilku kwestiach — przyznała. Giovanni na pewno będzie dla niej ogromną pomocą w kwestiach biznesu, w którym ona dopiero raczkowała. Będzie pytać o wiele rzeczy, które nie będą dla niej pewne lub co do których będzie mieć wątpliwości, bo chociaż i tak zapewne popełni wiele błędów, to na nich będzie się również uczyć. Chociaż jako, że od niej zawsze wymagano perfekcji, to… sama też do niej dążyła. Teraz było to po prostu dla niej naturalne.
Niemniej pytanie o biznes gastronomiczny kogoś, kto już sam posiadał i prowadził restaurację, w dodatku doskonale prosperującą, było bardzo dobrym pomysłem. A skoro przyjdzie jej mieć taką możliwość, to głupia by była, gdyby nie skorzystała. A nóż dostanie kilka podpowiedzi i odpowiedzi na wcześniej nie zadane pytania. I kilka wskazówek na start, co do menu, ustawień kuchni, sprzętu czy chociażby aranżacji wnętrza. Nawet jeśli sama zrobi ogromny research i będzie siedzieć w komputerze przez większość czasu wyszukując najlepszych urządzeń, które powinna mieć każda szanująca się kuchnia, to warto było mieć zdanie kogoś, kto w tym biznesie już siedział. Bo opinie na internecie były różne, ale doświadczenie praktyczne było o wiele ważniejsze.
Kąciki ust jej drgnęły w łagodnym uśmiechu na wieść, że ją ze sobą pewnego dnia zabierze na wycieczkę do słonecznej Kalabrii. Sama ta myśl napawała ją ekscytacją, a wiedziała, że jeśli już raz to zapowiedział, to prędzej czy później, ta wycieczka będzie mieć miejsce.
— Nie mogę się w takim razie doczekać tej okazji — przyznała. Chociaż ona, jako ona była żądna wszelkich podróży i nowych miejsc, bo skoro dopiero zaczynała poznawać świat, to nawet wyjazd kilka miast dalej było dla niej sporym, ciekawym przeżyciem.
Wysłuchała jego odpowiedzi z zainteresowaniem, bo też to była kolejna rzecz o której się dowiadywała, plus chodziło o nowe danie. W dodatku takie o jakim wcześniej nie słyszała.
— Lasagne e cicciari — powtórzyła za nim, starając się wymówić to danie z odpowiednim tonem, aby nie kaleczyć języka. — Nie słyszałam o tym wcześniej. Dostanę to danie w Archeo? — spytała. O normalnej lasagne się wiele słyszało, ale o takiej z ciecierzycy? Zapewne była zupełnie inaczej doprawiona, nie mówiąc już o samym przyrządzeniu. Niemniej, skoro było to danie, które co nieco dla niego znaczyło, to chciała je lepiej poznać, chociażby smakowo, aby może później je odwzorować. Tu w domu, jeśli by miał na nie ochotę. Chociaż domyślała się, że jeśli Archeo miało je w swojej ofercie, to na pewno stamtąd je zamawiał.
Dość naturalnym odruchem jednak było to, że chciała się go dla niego nauczyć.
— Jeszcze dopytam, kiedy pan jedzie? — Bo wiedziała na ile jedzie i po co, ale nie wiedziała jeszcze od kiedy.
Giovanni Salvatore
-
I will make you free when you're all part of menieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/her/bitchpostaćautor
Nie był pewien czy bliższe zapoznawanie Ernesta z Navi mu odpowiadało. Nie chodziło o te interesy po ciemniejszej stronie czy o to, że podejrzewał, iż kuzyn ich wyda. Wiedział po prostu, że mężczyzna był… charakterny. I jeśli miałby to uprościć to: dość nerwowy (aby nie napisać: wiecznie wkurwiony). I nie chodziło nawet o to, że był zdania, że Navi z kimś takim sobie nie poradzi, bo przecież mieszkała i żyła z Subinem, ale to była nieco inna skala. I inne spowinowacenie.
Postanowił jednak, że zabierze ją do Lamezia Terme, albo dokładniej do San Mina, aby pokazać stary dom. A raczej: rodzinną posiadłość i winnicę, które jeszcze działały, ale pod ramieniem zarządcy. O winie wiedział niewiele, jeśli chodziło o cały proces wokół niego – przed butelkowaniem. To znaczy: podstawy tego procesu znał, ale wolał dalsze prowadzenie tego oddać komuś bardziej doświadczonemu i zaangażowanemu.
— Jeśli ładnie poprosisz szefa kuchni — odpowiedział, nieco żartobliwie. Nie była to standardowa pozycja w restauracji jego kuzyna (brata?), ale biorąc pod uwagę fakt, że Ernest uwielbiał gotować i się sprawdzać, to być może by nie odmówił. Jeśli akurat trafiłaby na jego dobry nastrój. — To raczej mało popularne i regionalne danie. Tożsame z Kalabrią. Ernest i jego rodzina większość życia spędzili w sercu Lombardii, w Mediolanie. — Tam też zamieszkał po tym jak zamordowano jego rodziców. Przeprowadzka w nowe otoczenie była trudna. Nawet dla niego, bo jeszcze wtedy nie umiał tak szybko zajmować pozycji w nowym miejscu. Ani czytać ludzi tak bezbłędnie. Tego się uczył przez kolejne kilkadziesiąt już lat.
I nigdy nie przestawał pogłębiać swojej wiedzy.
— Jak mówiłem, Navi – najpierw zamkniemy transakcję i wszystko to, co wokół niej stoi. Resztą będę martwił się sam.
Oczywiście można było wnioskować, że skoro to sprawa rodzinna, to zależałoby mu na tym, aby rozwiązać ją jak najszybciej, ale też z drugiej strony – chyba nie była aż tak nagła i pilna, bo przecież ponad nią postawił dokonanie zakupu nieruchomości i to nie dla siebie, a dla Navi. A może w tym wszystkim chodziło przede wszystkim o to, że Giovanni niekoniecznie lubił nagłe zmiany planów. W istocie tak było – bo chociaż nie miał problemów z adaptacją, to przypadki nagłe potrafiły zachwiać jego poczucie kontroli.
A to, jak wiadomo, było dla niego najistotniejsze.
Ale jeśli chodziło o przekładanie spotkań bez konkretnego na ten moment terminu, to nie mogła na to liczyć. Ale z drugiej strony – nie będzie to aż tak skończone last minute, że będzie zmuszona zadzwonić godzinę przed spotkaniem, jak inwestor będzie już w drodze. To by było akurat kompletnie nieprofesjonalne i dalekie od jego charakteru.
— Nie przejmuj się tym. Postaram się to załatwić dość szybko, aby wrócić i pomóc ci w miarę możliwości. — Odłożył sztućce (nie jadł pałeczkami!), nieznacznie odsuwając od siebie talerz. — Dziękuję za kolację. Trudno mi będzie o niej zapomnieć. — Minimalistyczny, charakterystyczny przez to dla niego, uśmiech zagościł na jego twarzy, na jego własne życzenie.
A deser?
— Zostawię kartę — odezwał się nagle, opierając łokcie na stole (niegrzeczne!) i splatając dłonie na wysokości swojej twarzy. — Pójdź na zakupy, jak mnie nie będzie i kup sobie coś, abyś miała na wyjazd. — Niby powiedział to miękko, ale jednocześnie było w jego głosie coś, co miałoby nie znosić sprzeciwu. Temat jego sponsoringu był już trochę im znany i niekoniecznie jeszcze zaakceptowany przez nią. Chociaż on tego sponsoringiem nie nazwałby – bo musiałby oczekiwać czegoś w zamian, a nie oczekiwał. Mimo wszystko. — Możesz mi przy okazji wysłać zdjęcie lub dwa. — W tym, co kupiła, oczywiście. Chociaż ten półuśmiech, który zjawił się w kąciku jego ust, mógłby sugerować coś innego.
W tym, co kupiła… Albo bez tego.
Navi Yun
Postanowił jednak, że zabierze ją do Lamezia Terme, albo dokładniej do San Mina, aby pokazać stary dom. A raczej: rodzinną posiadłość i winnicę, które jeszcze działały, ale pod ramieniem zarządcy. O winie wiedział niewiele, jeśli chodziło o cały proces wokół niego – przed butelkowaniem. To znaczy: podstawy tego procesu znał, ale wolał dalsze prowadzenie tego oddać komuś bardziej doświadczonemu i zaangażowanemu.
— Jeśli ładnie poprosisz szefa kuchni — odpowiedział, nieco żartobliwie. Nie była to standardowa pozycja w restauracji jego kuzyna (brata?), ale biorąc pod uwagę fakt, że Ernest uwielbiał gotować i się sprawdzać, to być może by nie odmówił. Jeśli akurat trafiłaby na jego dobry nastrój. — To raczej mało popularne i regionalne danie. Tożsame z Kalabrią. Ernest i jego rodzina większość życia spędzili w sercu Lombardii, w Mediolanie. — Tam też zamieszkał po tym jak zamordowano jego rodziców. Przeprowadzka w nowe otoczenie była trudna. Nawet dla niego, bo jeszcze wtedy nie umiał tak szybko zajmować pozycji w nowym miejscu. Ani czytać ludzi tak bezbłędnie. Tego się uczył przez kolejne kilkadziesiąt już lat.
I nigdy nie przestawał pogłębiać swojej wiedzy.
— Jak mówiłem, Navi – najpierw zamkniemy transakcję i wszystko to, co wokół niej stoi. Resztą będę martwił się sam.
Oczywiście można było wnioskować, że skoro to sprawa rodzinna, to zależałoby mu na tym, aby rozwiązać ją jak najszybciej, ale też z drugiej strony – chyba nie była aż tak nagła i pilna, bo przecież ponad nią postawił dokonanie zakupu nieruchomości i to nie dla siebie, a dla Navi. A może w tym wszystkim chodziło przede wszystkim o to, że Giovanni niekoniecznie lubił nagłe zmiany planów. W istocie tak było – bo chociaż nie miał problemów z adaptacją, to przypadki nagłe potrafiły zachwiać jego poczucie kontroli.
A to, jak wiadomo, było dla niego najistotniejsze.
Ale jeśli chodziło o przekładanie spotkań bez konkretnego na ten moment terminu, to nie mogła na to liczyć. Ale z drugiej strony – nie będzie to aż tak skończone last minute, że będzie zmuszona zadzwonić godzinę przed spotkaniem, jak inwestor będzie już w drodze. To by było akurat kompletnie nieprofesjonalne i dalekie od jego charakteru.
— Nie przejmuj się tym. Postaram się to załatwić dość szybko, aby wrócić i pomóc ci w miarę możliwości. — Odłożył sztućce (nie jadł pałeczkami!), nieznacznie odsuwając od siebie talerz. — Dziękuję za kolację. Trudno mi będzie o niej zapomnieć. — Minimalistyczny, charakterystyczny przez to dla niego, uśmiech zagościł na jego twarzy, na jego własne życzenie.
A deser?
— Zostawię kartę — odezwał się nagle, opierając łokcie na stole (niegrzeczne!) i splatając dłonie na wysokości swojej twarzy. — Pójdź na zakupy, jak mnie nie będzie i kup sobie coś, abyś miała na wyjazd. — Niby powiedział to miękko, ale jednocześnie było w jego głosie coś, co miałoby nie znosić sprzeciwu. Temat jego sponsoringu był już trochę im znany i niekoniecznie jeszcze zaakceptowany przez nią. Chociaż on tego sponsoringiem nie nazwałby – bo musiałby oczekiwać czegoś w zamian, a nie oczekiwał. Mimo wszystko. — Możesz mi przy okazji wysłać zdjęcie lub dwa. — W tym, co kupiła, oczywiście. Chociaż ten półuśmiech, który zjawił się w kąciku jego ust, mógłby sugerować coś innego.
W tym, co kupiła… Albo bez tego.
Navi Yun
pies (dc: canine.west)
metagaming
-
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— Rozumiem, czyli będę musiała po prostu pojechać do Kalabrii i posmakować go osobiście, w odpowiednim regionie. — Jaka szkoda. Co prawda mogła poprosić szefa kuchni o to danie, ale jeśli i tak miałaby pojechać w te rejony z których danie miało się wywodzić, to mogła poczekać chwilę dłużej, aby posmakować go już na miejscu. Może rozłoży je sobie na czynniki pierwsze już tam, aby spróbować co nieco odwzorować, bo jak wiadomo, raczej tamtejszy szef kuchni nie zabierze jej ze sobą, aby pokazać tajniki gotowania. W końcu to była tajemna wiedza, której zbyt często się nie zdradzało.
No chyba, że nie mogła ci zaszkodzić. A ona akurat przecież nie mogła.
Przytaknęła głową, kiedy powiedział, że ma się też o nic nie martwić. Dość ciężko było się przestawić, że nie musiała się martwić o żadne spotkania, ani telefony, ale przecież jak zostanie „zwolniona”, aby mogła zająć się swoją nową restauracją, którą należało postawić od zera, to będzie musiała oddać swoje obowiązki komuś innemu. Nie mówiąc też o tym, że dostawała informacje nie dlatego, że była jego pracownicą, a dlatego, że była mieszkającą z nim kobietą, którą jego nieobecność mogłaby ją obchodzić. I obchodziła.
Ale do tego też należało się przyzwyczaić, że pewne rzeczy się… zmieniały.
Powoli, stopniowo, w ich tempie, ale zmiana była odczuwalna. Nie chodziło tylko o to, że dawno temu po nią pojechał do Bangkoku jako jedyna osoba. W dodatku ktoś, kogo by o to nie podejrzewała. Odkąd jednak z nim zamieszkała, działy się rzeczy. Niby łatwo je było wytłumaczyć, ale z drugiej strony było dla niej wciąż trochę sprzeczności, bo ich relacja była bliżej nieokreślona i nieco skomplikowana. Mimo, że dzielili dach, pod który ją przyjął, nie raz łóżko, kupował jej drogie rzeczy, zabierał na wycieczki, kolacje i… dawał biznes, to wciąż było to nienazwane. Nie mówiąc o tym, że w dalszym ciągu zwracała się do niego bardzo formalnie, co dla wielu byłoby zwyczajnie dziwne po tym wszystkim. A jednak przychodziło to naturalnie.
Ale to wywodziło się ze środowiska z którego została wyrwana.
— Cieszę się — odpowiedziała z uśmiechem, kiedy przyznał, że kolacja mu smakowała. Zależało jej zawsze, aby przygotowywane przez nią dania były smaczne, dlatego też komplementy, zwłaszcza w tym temacie, wiele dla niej znaczyły. Pewnie też dlatego, że była niedopieszczona, ale to akurat na prawie każdej płaszczyźnie. Teraz było to nadrabiane. — Możemy to wkrótce powtórzyć, jeśli nie będzie miał pan nic przeciwko — przyznała. W końcu ona nie miała problemu z tym, aby przygotowywać dla niego obiady czy kolacje, nie mówiąc też o śniadaniach, bo stanie w kuchni było dla niej relaksujące i nie nazywała tego przykrym obowiązkiem. No, chyba, że miała gotować dla Subina, ale tam każda czynność taka była.
Zostawię kartę.
Nie musiał jej niczego zostawiać. Poradziłaby sobie przez ten tydzień bez tego, nie mówiąc o tym, że miała przecież wszystko zapewnione - od dachu nad głową (ogromnego), przez pożywienie i całą resztę. Nadal miała w sobie ten wewnętrzny opór na przyjmowanie od niego pieniędzy, czy tym bardziej ubrań kupionych na jego koszt. Nie była też kobietą, która czekała, aż facet zasponsoruje jej garderobę, nawet jeśli nawet nie musiała o to prosić.
Niemniej same gesty były bardzo miłe. I dla niej wciąż… dziwnie obce.
Kąciki ust jej drgnęły wyżej, gdy odkładała swoje pałeczki na bok, kończąc swoją kolację.
— Nie wiem czy powinien pan ryzykować, że faktycznie coś wyślę — zaczęła, układając mniejsze, zużyte talerze na większych. — Co jeśli to pana zdekoncentruje we Włoszech — dodała, podnosząc na niego wymowne spojrzenie, z lekko uniesioną brwią. Co prawda jego to raczej nic nie było w stanie zdekoncentrować, ale zaczepić mogła. Skoro chciał zdjęcia na czas swojej nieobecności, to kim ona była, aby mu odmawiać?
Zaraz podniosła się z miejsca, aby powoli zacząć sprzątać po posiłku, bo to był jej naturalny odruch. Skoro już wszyscy zjedli, to teraz należało doprowadzić stół do porządku. O tyle dobrze, że kuchnia już była ogarnięta, bo sam Giovanni, nieproszony, sprzątał w trakcie. Kolejna zaskakująca i miła rzecz w jego wykonaniu.
Giovanni Salvatore
No chyba, że nie mogła ci zaszkodzić. A ona akurat przecież nie mogła.
Przytaknęła głową, kiedy powiedział, że ma się też o nic nie martwić. Dość ciężko było się przestawić, że nie musiała się martwić o żadne spotkania, ani telefony, ale przecież jak zostanie „zwolniona”, aby mogła zająć się swoją nową restauracją, którą należało postawić od zera, to będzie musiała oddać swoje obowiązki komuś innemu. Nie mówiąc też o tym, że dostawała informacje nie dlatego, że była jego pracownicą, a dlatego, że była mieszkającą z nim kobietą, którą jego nieobecność mogłaby ją obchodzić. I obchodziła.
Ale do tego też należało się przyzwyczaić, że pewne rzeczy się… zmieniały.
Powoli, stopniowo, w ich tempie, ale zmiana była odczuwalna. Nie chodziło tylko o to, że dawno temu po nią pojechał do Bangkoku jako jedyna osoba. W dodatku ktoś, kogo by o to nie podejrzewała. Odkąd jednak z nim zamieszkała, działy się rzeczy. Niby łatwo je było wytłumaczyć, ale z drugiej strony było dla niej wciąż trochę sprzeczności, bo ich relacja była bliżej nieokreślona i nieco skomplikowana. Mimo, że dzielili dach, pod który ją przyjął, nie raz łóżko, kupował jej drogie rzeczy, zabierał na wycieczki, kolacje i… dawał biznes, to wciąż było to nienazwane. Nie mówiąc o tym, że w dalszym ciągu zwracała się do niego bardzo formalnie, co dla wielu byłoby zwyczajnie dziwne po tym wszystkim. A jednak przychodziło to naturalnie.
Ale to wywodziło się ze środowiska z którego została wyrwana.
— Cieszę się — odpowiedziała z uśmiechem, kiedy przyznał, że kolacja mu smakowała. Zależało jej zawsze, aby przygotowywane przez nią dania były smaczne, dlatego też komplementy, zwłaszcza w tym temacie, wiele dla niej znaczyły. Pewnie też dlatego, że była niedopieszczona, ale to akurat na prawie każdej płaszczyźnie. Teraz było to nadrabiane. — Możemy to wkrótce powtórzyć, jeśli nie będzie miał pan nic przeciwko — przyznała. W końcu ona nie miała problemu z tym, aby przygotowywać dla niego obiady czy kolacje, nie mówiąc też o śniadaniach, bo stanie w kuchni było dla niej relaksujące i nie nazywała tego przykrym obowiązkiem. No, chyba, że miała gotować dla Subina, ale tam każda czynność taka była.
Zostawię kartę.
Nie musiał jej niczego zostawiać. Poradziłaby sobie przez ten tydzień bez tego, nie mówiąc o tym, że miała przecież wszystko zapewnione - od dachu nad głową (ogromnego), przez pożywienie i całą resztę. Nadal miała w sobie ten wewnętrzny opór na przyjmowanie od niego pieniędzy, czy tym bardziej ubrań kupionych na jego koszt. Nie była też kobietą, która czekała, aż facet zasponsoruje jej garderobę, nawet jeśli nawet nie musiała o to prosić.
Niemniej same gesty były bardzo miłe. I dla niej wciąż… dziwnie obce.
Kąciki ust jej drgnęły wyżej, gdy odkładała swoje pałeczki na bok, kończąc swoją kolację.
— Nie wiem czy powinien pan ryzykować, że faktycznie coś wyślę — zaczęła, układając mniejsze, zużyte talerze na większych. — Co jeśli to pana zdekoncentruje we Włoszech — dodała, podnosząc na niego wymowne spojrzenie, z lekko uniesioną brwią. Co prawda jego to raczej nic nie było w stanie zdekoncentrować, ale zaczepić mogła. Skoro chciał zdjęcia na czas swojej nieobecności, to kim ona była, aby mu odmawiać?
Zaraz podniosła się z miejsca, aby powoli zacząć sprzątać po posiłku, bo to był jej naturalny odruch. Skoro już wszyscy zjedli, to teraz należało doprowadzić stół do porządku. O tyle dobrze, że kuchnia już była ogarnięta, bo sam Giovanni, nieproszony, sprzątał w trakcie. Kolejna zaskakująca i miła rzecz w jego wykonaniu.
Giovanni Salvatore
-
I will make you free when you're all part of menieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/her/bitchpostaćautor
— Musimy to powtórzyć — odpowiedział, mocno akcentując to słowo, choć bez bezczelnej nachalności. Sam wieczór był przyjemny, odpowiednio zajmujący dla jego umysłu i, zaskakująco, absorbujący. Niby taka prosta czynność, ale tak naprawdę dla niego najważniejsze było to, co działo się wokół tego. I to, jak ona była zaangażowana w proces przygotowania jedzenia, jak się zmieniała i jakiej energii nabierała. Uczył się jej bardzo uważnie, analizując najmniejsze reakcje i mimikę.
Po co? Cóż. Dla lepszej kontroli nad nią, bo przecież o co innego mogło mu chodzić? Inna sprawa, że – tak jak mówił – potrafił się też przywiązać, może nie tak jak inni, ale na własnych warunkach. A Navi zapewniała mu sobą to, czego potrzebował długoterminowo. Odpowiednią, hehe, stymulację.
Uniósł minimalnie brew, słysząc jej odpowiedź. Zaraz za tym podniósł kącik ust w drobnym uśmiechu, jakby na znak, że spodobało mu się to subtelne rozegranie, które podrzuciła.
— Ciężko będzie mi się tobą zdekoncentrować — zaczął, tym samym, wyważonym i analitycznym tonem, którym mówił zawsze — skoro to na tobie koncentruję się przez większość czasu. — Czy to była prawda czy nie, to już inna sprawa. W końcu zaczepić mógł. Ale jeśli o czymś, a raczej o kimś myślał, to właśnie o niej. Może nie w ten sentymentalny sposób jak – ciekawe czy za mną tęskni czy zastanawiam się, co robi, a bardziej w ten swój własny, ale myślał.
Podniósł się równo z nią, jak na znak. Wiedząc w jakim celu wstała i niekoniecznie się z tym zgadzając.
— Siedź, Navi, ja posprzątam. — Nie brzmiało to jak rozkaz, bo nie miało nim być. A mimo to wypowiedział to jednak z pewną stanowczością, która sama sugerowała, że nie było co z nim dyskutować. Nie rozkaz, ale stanowcza uprzejmość.
Całość nie była jednak wyuczonym odruchem, a zaplanowanym już wcześniej działaniem. Ciężko, aby ów odruch był wkodowany w niego, kiedy w życiu, a na pewno przez ostatnie wiele lat, nie jadał posiłków przygotowanych przez kogoś innego, przy wspólnym stole, po procesie gotowania. Jego dieta sprowadzała się wcześniej do pudełek cateringowych, odpowiednio wyważonej diety i wszystkiego podstawionego pod nos. Zmieniła się nieco, a nawet – bardzo – wraz z przybyciem Navi, a nawet nie taki był jego plan.
Jak jednak zapowiedział, tak zrobił. Najpierw jednak uzupełnił jej lampkę wina, aby mogła się zająć niczym innym, jak drobną przyjemnością, a potem zgarnął sprawnie z blatu stołu talerze i talerzyki. Wyniósł to wszystko do kuchni, a w kuchni – po tym jak szybko rozplanował sobie proces sprzątania – podwinął mankiety koszuli, jeszcze wyżej niż do samego gotowania, a następnie, bez histerii i bez komentarza – zaczął zmywać. Wielki dyrektor w ogromnym koncernie po prostu zmywał.
Dla niego żadna ujma, ale on też przecież nigdy nie miał ego dojebanego. Nie w ten sposób.
Poza tym – zawsze to jakieś nowe doświadczenie. Nie to, żeby nigdy w życiu nie zmywał, bo jednak czasem trzeba było, a głupio byłoby wrzucać same sztućce do zmywarki po tym, jak wyjadł wszystko z cateringu.
Odłożył szmatę, w którą wytarł dłonie, po tym jak dość sprawnie obrobił się ze sprzątaniem. Chwała temu, że na bieżąco z kuchni usuwał to, co już można było, to teraz nie urobił się po pachy, a palce nie miały zmarszczek od wody. Tak, jakby go to w ogóle obchodziło.
Przez cały proces nie odzywał się.
— Czy jest coś — zaczął, przechodząc do stołu, aby usiąść z powrotem na swoim miejscu, wcześniej jednak rozlewając wino do lampek, tak w ramach uzupełnienia. Zwłaszcza tej jej, w końcu on nie miał kiedy pić, skoro stał nad zlewem — co chciałabyś jeszcze zrobić, Navi? Jakbym ci powiedział, żebyś zaszalała, to o czym byś pomyślała? — spytał. No bo to ciekawe. Może by mu powiedziała, że poszłaby pływać nago w jeziorze Ontario. Albo do wesołego miasteczka. Albo… zaszalałaby, czytając książkę w wannie.
Navi Yun
Po co? Cóż. Dla lepszej kontroli nad nią, bo przecież o co innego mogło mu chodzić? Inna sprawa, że – tak jak mówił – potrafił się też przywiązać, może nie tak jak inni, ale na własnych warunkach. A Navi zapewniała mu sobą to, czego potrzebował długoterminowo. Odpowiednią, hehe, stymulację.
Uniósł minimalnie brew, słysząc jej odpowiedź. Zaraz za tym podniósł kącik ust w drobnym uśmiechu, jakby na znak, że spodobało mu się to subtelne rozegranie, które podrzuciła.
— Ciężko będzie mi się tobą zdekoncentrować — zaczął, tym samym, wyważonym i analitycznym tonem, którym mówił zawsze — skoro to na tobie koncentruję się przez większość czasu. — Czy to była prawda czy nie, to już inna sprawa. W końcu zaczepić mógł. Ale jeśli o czymś, a raczej o kimś myślał, to właśnie o niej. Może nie w ten sentymentalny sposób jak – ciekawe czy za mną tęskni czy zastanawiam się, co robi, a bardziej w ten swój własny, ale myślał.
Podniósł się równo z nią, jak na znak. Wiedząc w jakim celu wstała i niekoniecznie się z tym zgadzając.
— Siedź, Navi, ja posprzątam. — Nie brzmiało to jak rozkaz, bo nie miało nim być. A mimo to wypowiedział to jednak z pewną stanowczością, która sama sugerowała, że nie było co z nim dyskutować. Nie rozkaz, ale stanowcza uprzejmość.
Całość nie była jednak wyuczonym odruchem, a zaplanowanym już wcześniej działaniem. Ciężko, aby ów odruch był wkodowany w niego, kiedy w życiu, a na pewno przez ostatnie wiele lat, nie jadał posiłków przygotowanych przez kogoś innego, przy wspólnym stole, po procesie gotowania. Jego dieta sprowadzała się wcześniej do pudełek cateringowych, odpowiednio wyważonej diety i wszystkiego podstawionego pod nos. Zmieniła się nieco, a nawet – bardzo – wraz z przybyciem Navi, a nawet nie taki był jego plan.
Jak jednak zapowiedział, tak zrobił. Najpierw jednak uzupełnił jej lampkę wina, aby mogła się zająć niczym innym, jak drobną przyjemnością, a potem zgarnął sprawnie z blatu stołu talerze i talerzyki. Wyniósł to wszystko do kuchni, a w kuchni – po tym jak szybko rozplanował sobie proces sprzątania – podwinął mankiety koszuli, jeszcze wyżej niż do samego gotowania, a następnie, bez histerii i bez komentarza – zaczął zmywać. Wielki dyrektor w ogromnym koncernie po prostu zmywał.
Dla niego żadna ujma, ale on też przecież nigdy nie miał ego dojebanego. Nie w ten sposób.
Poza tym – zawsze to jakieś nowe doświadczenie. Nie to, żeby nigdy w życiu nie zmywał, bo jednak czasem trzeba było, a głupio byłoby wrzucać same sztućce do zmywarki po tym, jak wyjadł wszystko z cateringu.
Odłożył szmatę, w którą wytarł dłonie, po tym jak dość sprawnie obrobił się ze sprzątaniem. Chwała temu, że na bieżąco z kuchni usuwał to, co już można było, to teraz nie urobił się po pachy, a palce nie miały zmarszczek od wody. Tak, jakby go to w ogóle obchodziło.
Przez cały proces nie odzywał się.
— Czy jest coś — zaczął, przechodząc do stołu, aby usiąść z powrotem na swoim miejscu, wcześniej jednak rozlewając wino do lampek, tak w ramach uzupełnienia. Zwłaszcza tej jej, w końcu on nie miał kiedy pić, skoro stał nad zlewem — co chciałabyś jeszcze zrobić, Navi? Jakbym ci powiedział, żebyś zaszalała, to o czym byś pomyślała? — spytał. No bo to ciekawe. Może by mu powiedziała, że poszłaby pływać nago w jeziorze Ontario. Albo do wesołego miasteczka. Albo… zaszalałaby, czytając książkę w wannie.
Navi Yun
pies (dc: canine.west)
metagaming
-
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Musimy to powtórzyć.
Brzmiało to dobrze. Sam fakt, że to powtórzą, że chciał w ogóle z nią jeszcze kiedykolwiek coś ugotować. To było miłe, ciekawe doświadczenie. Wspólne, nieprzymuszone gotowanie, spędzenie razem czasu przygotowując posiłek, który później razem zjedli. Wcześniej to brzmiało jak coś, co nigdy miało się nie wydarzyć, ale teraz, każdego dnia czuła, że to było… normalne, codzienne. Że tak to mogło wyglądać i nikomu korona z głowy nie spadła, a obowiązki domowe nie były tylko i wyłącznie jej, tylko nagle stawały się wspólne.
I nawet nie podejrzewała go o ukryte zamiary. Ale o to zapewne chodziło. Aby ugasić jej przeczucie i podejrzliwość, aby nie doszukiwała się czegoś, czego miało nie być. Aby po prostu mu zaufała, przyzwyczaiła się do tego i… zwyczajnie nie chciała odchodzić.
I to naprawdę dobrze działało.
Kąciki ust jej drgnęły wyżej w uśmiechu na jego odpowiedź, a wino zawirowało w jej kieliszku, kiedy nim zakręciła w palcach. To była dobra odpowiedź. Takiej, której mogłaby się spodziewać, ale też taka, którą chciała usłyszeć.
— W takim razie proszę czekać na zdjęcia — powiedziała, podnosząc do ust lampkę z końcówką wina, którą dopiła do końca.
Nigdy nie była tym typem kobiety, która wysyłała gołe zdjęcia na telefon czy pisała „seks-smski” ze swoim partnerem, ale to też dlatego, że Subin był ostatnią osobą z którą chciałaby to robić. No i oczywiście, według jej rodziny, byłoby to bardzo… nietaktowne. Nie tak przecież powinna zachowywać się kobieta z dobrego domu. No ale jak już wiadomo, oni mieli nieco inne standardy, gdy chodziło o to, co kobieta mogła, a czego nie.
Bo te same zasady nie tyczyły się na przykład mężczyzn.
Gdy ułożyła już pojedyncze talerze na sobie, brew jej drgnęła wyżej w zaskoczeniu, kiedy powiedział jej, aby usiadła, bo to on posprząta. On.
— Pomogę panu — odpowiedziała bez żadnego problemu, ale Giovanni był zdania, że przecież sobie poradzi. I to było dla niej… kolejną nowością, bo nigdy nie była w sytuacji, gdzie to mężczyzna sprząta. Nie dość, że jej pomógł z przygotowaniem kolacji, to jeszcze teraz miał wszystko ogarnąć po posiłku.
Subin by ją wyśmiał. Ciekawe co by sam powiedział na ten widok.
Wróciła na swoje miejsce, w dalszym ciągu nieco… skonsternowana i napięta, jakby za chwilę jednak miała wstać i sama ogarnąć naczynia. Ale tego nie zrobiła, bo Salvatore, chociaż był szanowanym dyrektorem wielkiej korporacji, najwyraźniej nie miał problemu, aby posprzątać. I z minuty na minutę, coraz bardziej oswajała się z myślą, że nie dostanie opierdolu za to, że siedzi i nic nie robi, a on odwala całą robotę.
Chwyciła za uzupełnioną lampkę wina i upijała ją sobie co jakiś czas, nie spuszczając spojrzenia z mężczyzny. I to nie dlatego, że chciała dopilnować czy robi wszystko dobrze, ale dlatego, że był to niecodzienny dla niej obrazek, a w dodatku…
— Nigdy nie sądziłam, że widok mężczyzny zmywającego naczynia będzie tak seksowny — przyznała otwarcie, z lekkim uśmiechem na twarzy, zaraz ponownie upijając dwa łyki z ozdobnego szkła. No musiała przyznać, że takie coś działało o wiele bardziej niż te wszystkie pokazówki w drogich autach czy inne działania na pokaz. To było takie naturalne, codzienne i jak się okazywało, podniecające. A może to tylko ona miała spaczone patrzenie na tego typu sprawy.
Brew jej lekko drgnęła wyżej na jego zapytanie.
— Zaszalała? — powtórzyła po nim, zastanawiając się nad odpowiedzią. Zarzuciła noga na nogę, powoli obracając kieliszek w dłoni. Zależało też co dla kogo było szaleństwem. Dla niej mogły to być bardzo przyziemne rzeczy, skoro zwykle siedziała zamknięta w złotej klatce, nie mając żadnej decyzyjności ani wolności. A dla innych było to nurkowanie z rekinami. — Pojechałabym do największego parku rozrywki jaki znam — a chyba żadnego nie znała — i jeździła na tych wszystkich, strasznych roller coasterach. — To było akurat mocno odstające od jej dotychczasowego życia, ale też było na tyle „szalone” w jej odczuciu, że chętnie by tego spróbowała. Ludzie w telewizji czy internecie wydawali się być zachwyceni. — Albo spróbowałabym jakiegoś sportu wodnego. Nie skakałabym ze spadochronem, bo coś czuję, że moje serce by stanęło tuż przed skokiem. — Podobnie byłoby z bungee. — A może park linowy? Mam naprawdę wiele rzeczy, których bym chciała spróbować głównie dlatego, że je gdzieś kiedyś widziałam i wydawało się fajne — przyznała. A im więcej dostrzegała - gdzieś w internecie, telewizji czy na zdjęciach, tym więcej chciała spróbować. I to głównie dlatego, że z dnia na dzień coraz bardziej czuła, że po prostu mogła. Wcześniej do głowy by jej to nie przyszło, bo brzmiało to jak abstrakcja, ale teraz?
Teraz miała życie, gdzie otwierała swoją własną restaurację, a mężczyzna z którym mieszkała sprzątał po kolacji. Roller coaster to przy tym pikuś.
— I poszłabym kiedyś na strzelnicę. Aby nauczyć się strzelać z broni — dodała, przenosząc na niego wzrok. To akurat było coś, co kierowało jej podskórną potrzebą ochrony samej siebie. Całe życie przecież była bezbronna. I chociaż w takiej Korei czy Kanadzie broń była raczej nielegalna, przez co należało mieć na nią pozwolenie, to i tak była zdania, że taka umiejętność byłaby przydatna. Nawet jeśli sama broni nie miała.
Ale jak już rozmawiali o szaleństwach…
Giovanni Salvatore
Brzmiało to dobrze. Sam fakt, że to powtórzą, że chciał w ogóle z nią jeszcze kiedykolwiek coś ugotować. To było miłe, ciekawe doświadczenie. Wspólne, nieprzymuszone gotowanie, spędzenie razem czasu przygotowując posiłek, który później razem zjedli. Wcześniej to brzmiało jak coś, co nigdy miało się nie wydarzyć, ale teraz, każdego dnia czuła, że to było… normalne, codzienne. Że tak to mogło wyglądać i nikomu korona z głowy nie spadła, a obowiązki domowe nie były tylko i wyłącznie jej, tylko nagle stawały się wspólne.
I nawet nie podejrzewała go o ukryte zamiary. Ale o to zapewne chodziło. Aby ugasić jej przeczucie i podejrzliwość, aby nie doszukiwała się czegoś, czego miało nie być. Aby po prostu mu zaufała, przyzwyczaiła się do tego i… zwyczajnie nie chciała odchodzić.
I to naprawdę dobrze działało.
Kąciki ust jej drgnęły wyżej w uśmiechu na jego odpowiedź, a wino zawirowało w jej kieliszku, kiedy nim zakręciła w palcach. To była dobra odpowiedź. Takiej, której mogłaby się spodziewać, ale też taka, którą chciała usłyszeć.
— W takim razie proszę czekać na zdjęcia — powiedziała, podnosząc do ust lampkę z końcówką wina, którą dopiła do końca.
Nigdy nie była tym typem kobiety, która wysyłała gołe zdjęcia na telefon czy pisała „seks-smski” ze swoim partnerem, ale to też dlatego, że Subin był ostatnią osobą z którą chciałaby to robić. No i oczywiście, według jej rodziny, byłoby to bardzo… nietaktowne. Nie tak przecież powinna zachowywać się kobieta z dobrego domu. No ale jak już wiadomo, oni mieli nieco inne standardy, gdy chodziło o to, co kobieta mogła, a czego nie.
Bo te same zasady nie tyczyły się na przykład mężczyzn.
Gdy ułożyła już pojedyncze talerze na sobie, brew jej drgnęła wyżej w zaskoczeniu, kiedy powiedział jej, aby usiadła, bo to on posprząta. On.
— Pomogę panu — odpowiedziała bez żadnego problemu, ale Giovanni był zdania, że przecież sobie poradzi. I to było dla niej… kolejną nowością, bo nigdy nie była w sytuacji, gdzie to mężczyzna sprząta. Nie dość, że jej pomógł z przygotowaniem kolacji, to jeszcze teraz miał wszystko ogarnąć po posiłku.
Subin by ją wyśmiał. Ciekawe co by sam powiedział na ten widok.
Wróciła na swoje miejsce, w dalszym ciągu nieco… skonsternowana i napięta, jakby za chwilę jednak miała wstać i sama ogarnąć naczynia. Ale tego nie zrobiła, bo Salvatore, chociaż był szanowanym dyrektorem wielkiej korporacji, najwyraźniej nie miał problemu, aby posprzątać. I z minuty na minutę, coraz bardziej oswajała się z myślą, że nie dostanie opierdolu za to, że siedzi i nic nie robi, a on odwala całą robotę.
Chwyciła za uzupełnioną lampkę wina i upijała ją sobie co jakiś czas, nie spuszczając spojrzenia z mężczyzny. I to nie dlatego, że chciała dopilnować czy robi wszystko dobrze, ale dlatego, że był to niecodzienny dla niej obrazek, a w dodatku…
— Nigdy nie sądziłam, że widok mężczyzny zmywającego naczynia będzie tak seksowny — przyznała otwarcie, z lekkim uśmiechem na twarzy, zaraz ponownie upijając dwa łyki z ozdobnego szkła. No musiała przyznać, że takie coś działało o wiele bardziej niż te wszystkie pokazówki w drogich autach czy inne działania na pokaz. To było takie naturalne, codzienne i jak się okazywało, podniecające. A może to tylko ona miała spaczone patrzenie na tego typu sprawy.
Brew jej lekko drgnęła wyżej na jego zapytanie.
— Zaszalała? — powtórzyła po nim, zastanawiając się nad odpowiedzią. Zarzuciła noga na nogę, powoli obracając kieliszek w dłoni. Zależało też co dla kogo było szaleństwem. Dla niej mogły to być bardzo przyziemne rzeczy, skoro zwykle siedziała zamknięta w złotej klatce, nie mając żadnej decyzyjności ani wolności. A dla innych było to nurkowanie z rekinami. — Pojechałabym do największego parku rozrywki jaki znam — a chyba żadnego nie znała — i jeździła na tych wszystkich, strasznych roller coasterach. — To było akurat mocno odstające od jej dotychczasowego życia, ale też było na tyle „szalone” w jej odczuciu, że chętnie by tego spróbowała. Ludzie w telewizji czy internecie wydawali się być zachwyceni. — Albo spróbowałabym jakiegoś sportu wodnego. Nie skakałabym ze spadochronem, bo coś czuję, że moje serce by stanęło tuż przed skokiem. — Podobnie byłoby z bungee. — A może park linowy? Mam naprawdę wiele rzeczy, których bym chciała spróbować głównie dlatego, że je gdzieś kiedyś widziałam i wydawało się fajne — przyznała. A im więcej dostrzegała - gdzieś w internecie, telewizji czy na zdjęciach, tym więcej chciała spróbować. I to głównie dlatego, że z dnia na dzień coraz bardziej czuła, że po prostu mogła. Wcześniej do głowy by jej to nie przyszło, bo brzmiało to jak abstrakcja, ale teraz?
Teraz miała życie, gdzie otwierała swoją własną restaurację, a mężczyzna z którym mieszkała sprzątał po kolacji. Roller coaster to przy tym pikuś.
— I poszłabym kiedyś na strzelnicę. Aby nauczyć się strzelać z broni — dodała, przenosząc na niego wzrok. To akurat było coś, co kierowało jej podskórną potrzebą ochrony samej siebie. Całe życie przecież była bezbronna. I chociaż w takiej Korei czy Kanadzie broń była raczej nielegalna, przez co należało mieć na nią pozwolenie, to i tak była zdania, że taka umiejętność byłaby przydatna. Nawet jeśli sama broni nie miała.
Ale jak już rozmawiali o szaleństwach…
Giovanni Salvatore
-
I will make you free when you're all part of menieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/her/bitchpostaćautor
Nie zdarzał mu się sexting. Nawet jeśli parokrotnie, choć wcale nie tak zaraz często, zdarzyło mu się mieć partnerkę na raz, to właśnie był – raz. Bardzo szybko tracił nimi zainteresowanie już po akcie a nawet w jego trakcie. Kiedy partnerka okazywała się nie spełniać jego oczekiwań i nie w pełni zajmować jego umysł. Nie otrzymywał też zdjęć, bo jego kontakty w telefonie ograniczały się tylko i wyłącznie biznesowych. A prze to – nie tylko tych stricte związanych z pracą, jedną czy drugą, ale też tym, że kogoś uznał za użytecznego.
W kontaktach miał również Navi, tylko że Navi zajmowała wśród tego wszystkiego miejsce inne, niż pozostali. Można było stwierdzić, że jest jego kontaktem biznesowym, bo przecież pracowała z nim i dla niego. No ale to nie było to, bo wiadomo – nawet kontaktom biznesowym nie poświęcał tyle swojej uwagi, co jej.
Ale skoro mu się coś nie zdarzało, to można było wziąć pod uwagę, że go zainteresuje jeszcze bardziej. Zawsze przecież był otwarty na nowe doświadczenia, tym bardziej jeśli te miały być wyjątkowo zajmujące dla jego umysłu.
Nie było możliwości, aby pozwolił jej sprzątać ze sobą. Co prawda gdyby się uparła, to by odpuścił, bo nie zamierzał walczyć o prostą uprzejmość. Która i tak nie była jakimś odruchem, a działaniem zaplanowanym i z konkretnym, przewidywanym skutkiem. Szczęśliwie dla niego – Navi odpuściła. I zajęła swoje miejsce królowej, które miałby jej przypisywać według włoskich standardów.
Nigdy nie sądziłam, że widok mężczyzny zmywającego naczynia będzie tak seksowny.
Zapewne cokolwiek, co sprowadzałoby się do pomocy w jej obowiązkach, czyli dokładniej: tym, co dotyczyło domu, a co według patriarchicznego poglądu należało tylko i wyłącznie do zadań kobiety, uznałaby za seksowne. Bo było to niecodzienne i poza jej zasięgiem.
Nie podjął jednak tej zaczepki, jedynie oglądając się na nią krótko przez ramię, wystarczająco wymownie. Potem skupił się już na tym, aby całe to sprzątanie doprowadzić do końca i móc spocząć na krześle obok niej. Nie to, żeby zaraz go to zmęczyło.
Wysłuchał jej odpowiedzi na zadane pytanie, w pamięci zapisując wszystko to, co podała, bo były to dla niego rzeczy dość użyteczne, jeśli chodziło o nawigowanie jego relacją z Navi. Było temu daleko od czegoś całkowicie normalnego i codziennego, standardowego powiązania międzyludzkiego, ale nabierało kształtu znacznie odmiennego od tego, co znał. Według normalnych standardów daleko było temu od bliskiej relacji.
Ale biorąc poprawkę na to, co było jego zaburzeniem, to miało całkiem znaczący kierunek. Tylko była kwestia temu, czy taka forma bliskiej relacji odpowiadała również drugiej stronie.
Myślami na dłużej zatrzymał się przy wspomnieniu nauki obsługi broni. Wydawało się to niegłupie, jeśli sam myślał o tym, jak wyglądało jego życie i sam nosił przy sobie broń, tylko właśnie – to było nielegalne. Nie było tu żadnego pozwolenia na noszenie przy sobie broni, jedyne co to posiadanie jej i przechowywanie zabezpieczonej, jeśli to była broń treningowa ze strzelnicy. Mogła być jedynie przenoszona na i ze strzelnicy do domu. Więc nawet gdyby, to musiałaby się pogodzić z tym, że łamie prawo, nosząc ją przy sobie.
Pomijając fakt, że w Kanadzie to nawet gazy pieprzowe czy paralizatory były zakazane, nawet jeśli chodziło o obronę własną. Tutaj miało być na tyle bezpiecznie, że byłoby to niewymagane, ale kto jak kto, ale Salvatore wiedział, że nigdzie nie jest bezpiecznie.
— Wybierz jedną rzecz, którą zrobimy teraz, Navi. — Teraz, czyli wieczorem, jeszcze niby w normalnych godzinach, ale większość z nich wymagała większej organizacji. Dla kogoś, kto miał pieniądze, to nie musiało być problemem, ani nie było przeszkodą. — Chyba, że jesteś zmęczona, to możemy pomyśleć o czymś mniej szalonym, ale równie zajmującym. — Jak na przykład… wspólna gra w scrabble. Bo na pewno to było jego sugestią.
Navi Yun
W kontaktach miał również Navi, tylko że Navi zajmowała wśród tego wszystkiego miejsce inne, niż pozostali. Można było stwierdzić, że jest jego kontaktem biznesowym, bo przecież pracowała z nim i dla niego. No ale to nie było to, bo wiadomo – nawet kontaktom biznesowym nie poświęcał tyle swojej uwagi, co jej.
Ale skoro mu się coś nie zdarzało, to można było wziąć pod uwagę, że go zainteresuje jeszcze bardziej. Zawsze przecież był otwarty na nowe doświadczenia, tym bardziej jeśli te miały być wyjątkowo zajmujące dla jego umysłu.
Nie było możliwości, aby pozwolił jej sprzątać ze sobą. Co prawda gdyby się uparła, to by odpuścił, bo nie zamierzał walczyć o prostą uprzejmość. Która i tak nie była jakimś odruchem, a działaniem zaplanowanym i z konkretnym, przewidywanym skutkiem. Szczęśliwie dla niego – Navi odpuściła. I zajęła swoje miejsce królowej, które miałby jej przypisywać według włoskich standardów.
Nigdy nie sądziłam, że widok mężczyzny zmywającego naczynia będzie tak seksowny.
Zapewne cokolwiek, co sprowadzałoby się do pomocy w jej obowiązkach, czyli dokładniej: tym, co dotyczyło domu, a co według patriarchicznego poglądu należało tylko i wyłącznie do zadań kobiety, uznałaby za seksowne. Bo było to niecodzienne i poza jej zasięgiem.
Nie podjął jednak tej zaczepki, jedynie oglądając się na nią krótko przez ramię, wystarczająco wymownie. Potem skupił się już na tym, aby całe to sprzątanie doprowadzić do końca i móc spocząć na krześle obok niej. Nie to, żeby zaraz go to zmęczyło.
Wysłuchał jej odpowiedzi na zadane pytanie, w pamięci zapisując wszystko to, co podała, bo były to dla niego rzeczy dość użyteczne, jeśli chodziło o nawigowanie jego relacją z Navi. Było temu daleko od czegoś całkowicie normalnego i codziennego, standardowego powiązania międzyludzkiego, ale nabierało kształtu znacznie odmiennego od tego, co znał. Według normalnych standardów daleko było temu od bliskiej relacji.
Ale biorąc poprawkę na to, co było jego zaburzeniem, to miało całkiem znaczący kierunek. Tylko była kwestia temu, czy taka forma bliskiej relacji odpowiadała również drugiej stronie.
Myślami na dłużej zatrzymał się przy wspomnieniu nauki obsługi broni. Wydawało się to niegłupie, jeśli sam myślał o tym, jak wyglądało jego życie i sam nosił przy sobie broń, tylko właśnie – to było nielegalne. Nie było tu żadnego pozwolenia na noszenie przy sobie broni, jedyne co to posiadanie jej i przechowywanie zabezpieczonej, jeśli to była broń treningowa ze strzelnicy. Mogła być jedynie przenoszona na i ze strzelnicy do domu. Więc nawet gdyby, to musiałaby się pogodzić z tym, że łamie prawo, nosząc ją przy sobie.
Pomijając fakt, że w Kanadzie to nawet gazy pieprzowe czy paralizatory były zakazane, nawet jeśli chodziło o obronę własną. Tutaj miało być na tyle bezpiecznie, że byłoby to niewymagane, ale kto jak kto, ale Salvatore wiedział, że nigdzie nie jest bezpiecznie.
— Wybierz jedną rzecz, którą zrobimy teraz, Navi. — Teraz, czyli wieczorem, jeszcze niby w normalnych godzinach, ale większość z nich wymagała większej organizacji. Dla kogoś, kto miał pieniądze, to nie musiało być problemem, ani nie było przeszkodą. — Chyba, że jesteś zmęczona, to możemy pomyśleć o czymś mniej szalonym, ale równie zajmującym. — Jak na przykład… wspólna gra w scrabble. Bo na pewno to było jego sugestią.
Navi Yun
pies (dc: canine.west)
metagaming
-
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Możliwe, że nawet jakby odkurzał czy ścierał kurze byłby seksowny, ale z drugiej strony, nie o każdym by tak powiedziała. Może miała nieco inne standardy, ale komu jak komu, jemu należało przyznać, że aparycję miał nienaganną. Zawsze ubrany elegancko, pachnący doskonale i zachowujący się… w ten swój gentlemański sposób. Nic więc dziwnego, że po dołożeniu do tego zwyczajnych, domowych obowiązków (które robił jednak w garniturze, albo raczej w koszuli), to robiło podwójne wrażenie. Wychodziło na to, że Giovanni miał wszystko, czego można byłoby szukać w mężczyźnie. No, chyba że ktoś też liczył na uczuciowość i ogrom czułości. W takim wypadku mógł się nieco zawieść.
Navi nigdy tego nie miała, więc też tego nie potrzebowała. Dostawała wszystko inne.
Na jej liście rzeczy do zrobienia, chociaż początkowo zdawały się być same nudne rzeczy, które dla wielu były czymś normalnym i przyziemnym, z biegiem czasu zaczęły się pojawiać nowości. Pojawiały się, bo coś zobaczyła, albo usłyszała i uznała to za coś, co mogłaby lub chciałaby spróbować. Nie zawsze musiało jej się to spodobać, ale odkąd dochodziło do niej, że mogła robić rzeczy i nikt jej niczego nie zabraniał, to nabierała też odwagi, aby… no chcieć. Dlatego jedne wychodziły poza jej strefę komfortu, inne się w niej dalej znajdowały. Jedne pasowały w pełni do niej oraz jej osobowości, a drugie już mniej.
Ale jak to się mówiło - dopóki się nie spróbowało, nie wiedziało się czy coś ci się podobało.
Tym czymś była też broń. Coś, co kompletnie do niej nie pasowało. Było zimne, niebezpieczne i w pewnym znaczeniu ciężkie. Navi od zawsze uchodziła za delikatną, subtelną. Rodzina na pewno też nazwałaby ją niewinną oraz… w pewnym sensie nieodpowiednią, aby nosić broń, bo przecież z tym także by sobie nie poradziła. Niemniej ona była zdania, że to tylko wymagało praktyki, którą chciałaby nabyć. Nawet jeśli nie mogła posiadać broni, to sama umiejętność korzystania z niej mogłaby jej się przydać. Prędzej czy później.
A może nigdy.
Musiała jednak przyznać, że od czasu sytuacji w restauracji, gdzie wynikła strzelanina, a ona obawiała się o własne życie, zaczęła coraz częściej myśleć o tym, aby spróbować kiedyś strzelić z broni raz, czy dwa. Lub więcej.
Wybierz jedną rzecz, którą zrobimy teraz, Navi.
— Teraz? — powtórzyła po nim, unosząc wyżej brew z geście zaskoczenia. Nie spodziewała się, że po kolacji jeszcze zaproponuje jej wspólną aktywność. Znaczy, może się spodziewała, ale na pewno nie chodziło o ten rodzaj.
Upiła trochę swojego wina.
— Strzelnica jest wyjątkowo kusząca, jeśli da radę ją załatwić — stwierdziła. Była też chyba najbardziej prawdopodobna. Na park linowy było raczej za ciemno, sporty wodne wydawały jej się odległe, a park rozrywki… niby były te, co były otwarte do późnych godzin, ale zapewne były też jakiś kawałek stąd. Zanim by tam dojechali, byłoby już późno. — Dzisiaj, wolałabym jednak zostać już w domu i zająć się… czymś innym — dodała, unosząc subtelnie, acz wymownie kącik ust wyżej, zaraz chowając go za kieliszkiem z którego upiła dwa łyki.
To nie tak, że miała na niego ochotę… ale miała.
/eot
Giovanni Salvatore
Navi nigdy tego nie miała, więc też tego nie potrzebowała. Dostawała wszystko inne.
Na jej liście rzeczy do zrobienia, chociaż początkowo zdawały się być same nudne rzeczy, które dla wielu były czymś normalnym i przyziemnym, z biegiem czasu zaczęły się pojawiać nowości. Pojawiały się, bo coś zobaczyła, albo usłyszała i uznała to za coś, co mogłaby lub chciałaby spróbować. Nie zawsze musiało jej się to spodobać, ale odkąd dochodziło do niej, że mogła robić rzeczy i nikt jej niczego nie zabraniał, to nabierała też odwagi, aby… no chcieć. Dlatego jedne wychodziły poza jej strefę komfortu, inne się w niej dalej znajdowały. Jedne pasowały w pełni do niej oraz jej osobowości, a drugie już mniej.
Ale jak to się mówiło - dopóki się nie spróbowało, nie wiedziało się czy coś ci się podobało.
Tym czymś była też broń. Coś, co kompletnie do niej nie pasowało. Było zimne, niebezpieczne i w pewnym znaczeniu ciężkie. Navi od zawsze uchodziła za delikatną, subtelną. Rodzina na pewno też nazwałaby ją niewinną oraz… w pewnym sensie nieodpowiednią, aby nosić broń, bo przecież z tym także by sobie nie poradziła. Niemniej ona była zdania, że to tylko wymagało praktyki, którą chciałaby nabyć. Nawet jeśli nie mogła posiadać broni, to sama umiejętność korzystania z niej mogłaby jej się przydać. Prędzej czy później.
A może nigdy.
Musiała jednak przyznać, że od czasu sytuacji w restauracji, gdzie wynikła strzelanina, a ona obawiała się o własne życie, zaczęła coraz częściej myśleć o tym, aby spróbować kiedyś strzelić z broni raz, czy dwa. Lub więcej.
Wybierz jedną rzecz, którą zrobimy teraz, Navi.
— Teraz? — powtórzyła po nim, unosząc wyżej brew z geście zaskoczenia. Nie spodziewała się, że po kolacji jeszcze zaproponuje jej wspólną aktywność. Znaczy, może się spodziewała, ale na pewno nie chodziło o ten rodzaj.
Upiła trochę swojego wina.
— Strzelnica jest wyjątkowo kusząca, jeśli da radę ją załatwić — stwierdziła. Była też chyba najbardziej prawdopodobna. Na park linowy było raczej za ciemno, sporty wodne wydawały jej się odległe, a park rozrywki… niby były te, co były otwarte do późnych godzin, ale zapewne były też jakiś kawałek stąd. Zanim by tam dojechali, byłoby już późno. — Dzisiaj, wolałabym jednak zostać już w domu i zająć się… czymś innym — dodała, unosząc subtelnie, acz wymownie kącik ust wyżej, zaraz chowając go za kieliszkiem z którego upiła dwa łyki.
To nie tak, że miała na niego ochotę… ale miała.
/eot
Giovanni Salvatore