34 y/o, 171 cm
koronerka toronto police service
Awatar użytkownika
bozia dała piękną gębę - nie moja wina
lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Po cichu liczyła na to, że ktoś wyperswaduje im ten pomysł z głowy. Może nawet Sam, który teraz wydawał się oczarowany tym, jakie są i jakie życie prowadzą. Ale nie było powiedziane, że za jakiś czas chłopiec nie zmieni zdania i jednak nie stwierdzi, że wcale nie chce z nimi mieszkać. To tylko utwierdziłoby je w przekonaniu, że absolutnie nie nadawały się do roli matek i co najwyżej powinny pozostać przy opiece nad kotami.
Nie mogła nie zgodzić się ze Swanson, że sytuacja, która dotyczyła wtedy bezpośrednio ich dwóch, znacznie różniła się od tego, na jaki etapie były teraz. Przeszło rok temu uciekały i wzbraniały się przed własnymi uczuciami. Nie potrafiły rozmawiać, a każda próba podjęcia konwersacji kończyła się kłótnią. Albo seksem. Albo seksem poprzedzonym kłótnią, co pozwalało rozładować frustracje i pozwalało przez chwilę nie myśleć. To trochę tak, jakby nie umiały ze sobą żyć, ale nie umiały też żyć bez siebie. Musiało minąć wiele miesięcy, zanim wypracowały kompromisy i zaczęły się docierać. I przede wszystkim uświadomiły sobie, że chcą być razem, pomimo niektórych różnic.
Naprawdę to rozważamy — przytaknęła i aż prychnęła pod nosem, nie wierząc, że w ogóle się dzieje. Zaylee była szczerze zdziwiona swoim zachowaniem i tym, że nie szła w zaparte, przystając przy swoich racjach. To chyba ta ucieczka Samuela z kuchni poruszyła w niej coś, czego nie potrafiła zrozumieć i ogarnąć swoim logicznym myśleniem. — Tylko jak powiedzą nam, że chyba nas pojebało, to będzie nam trochę przykro — posłała narzeczonej nieco rozbawione spojrzenie, bo o ile z jednej strony chciałaby, żeby ktoś sprowadził ją na ziemię, to z drugiej chyba wcale nie chciała usłyszeć, że nie jest w stanie zająć się dzieckiem z tysiąca różnych powodów.
Jeszcze mocniej zacisnęła ramiona wokół pasa Swanson i przyciągnęła ją do siebie, żeby musnąć jej usta. To miało przypieczętować ich wstępne ustalenia. Na razie musiały się rozeznać w tym, co powinny zrobić i jak wyglądały te wszystkie procedury, które pewnie będą się ciągnąć miesiącami. No i pozostawała jeszcze kwestia ślubu. O ile wcześniej nie musiały się w żaden sposób spieszyć i nawet nie miały sposobności przez brak czasu, to tutaj musiały wszystko dopiąć na ostatni guzik, bo inaczej żadna adopcja nie wchodziła w grę.
Co powiemy Samowi? — zapytała, wymownie spoglądając w górę, gdzie na piętrze chłopiec zatrzasnął się w pokoju gościnnym. — Nie chcę robić mu nadziei, ale nie chciałabym, żeby myślał, że go nie chcemy. Bo to nieprawda — dodała już z większą pewnością, bez tych czających się wątpliwości. Dzięki Evinie coraz mocniej utwierdzała się w przekonaniu, że właściwie to mogłyby stworzyć rodzinę. Może nie przypadkowym dzieckiem, ale właśnie z Samuelem, którego już zdążyły trochę poznać i który dobrze czuł się w ich towarzystwie.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym, jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
48 y/o, 168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
Find the will to live again
Find a way to break the chains
You're a monster forever
No more games to play
Wash your pain away
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Powinny wiedzieć czego chcą. Mieć to wszystko opanowane, ale nie miały. Dlatego może właśnie najlepszym, co mogły zrobić to spróbować. Odkładanie tego wszystkiego w czasie na pewno nie wyjdzie im na dobre. Dlatego właśnie teraz podejmowały konkretną decyzję.
W tym momencie wszystko było możliwe. Mogą odrzucić ich kandydaturę z tysiąca różnych powodów. W końcu dziecko nie było kotem, którego przygarnęły w kartonie z ulicy i uznały za własnego. Musiały zostać wyraźnie prześwietlone, sprawdzone pod milionem kątów i wtedy dopiero zapadłaby korzystna dla nich decyzja. Z jednej strony mogły uznawać, że co inni mogą wiedzieć o ich życiu, ale chyba potrzebowały interwencji kogoś kto podszedłby do tego w miarę bezemocjonalnie i stwierdził wprost czy na pewno się do tego nadają.
Przeszły naprawdę ogromną drogę od początku swojego związku... czy też raczej tego, co je łączyło zanim oficjalnie zdecydowały się na to, aby być razem. Co prawda wciąż zdarzały im się jakieś bezsensowne kłótnie, które prowadziły do wyładowywanych w łóżku frustracji, ale teraz miało to zupełnie inny wymiar niż wtedy, gdy wszystko chciały sprowadzać do czystej fizyczności. Mimo wszystko teraz rozmawiały ze sobą i starały się rozwiązywać każdy problem jak trzeba.
Zaśmiała się tylko krótko, gdy w końcu Zaylee potwierdziła, że faktycznie zastanawiają się teraz nad powiększeniem swojej rodziny o prawdziwe, istniejące dziecko. Chyba żadna z nich się tego nie spodziewała. Tego nie było w ich planach i nawet nie przypuszczałyby kiedyś, że mogą pragnąć czegoś podobnego, a jednak Samuel w jakiś sposób sprawił, że zaczynały rozważać dla siebie zupełnie inną przyszłość.
- W takim razie zrobimy wszystko, aby nie stwierdzili, że nas pojebało, panno perfekcyjna - odpowiedziała, nie mogąc dalej zwalczyć szerokiego uśmiechu, który mimowolnie wciąż utrzymywał się na jej wargach. - Postaramy się o to, aby uznali nas za najlepsze możliwe kandydatki. Wiem jak bardzo lubisz udowadniać, że jesteś najlepsza.
Przytuliła ją mocno do siebie, odwzajemniwszy ten krótki pocałunek i poczuła jak nagle całe jej ciało oblewa fala rozluźnienia. Najwyraźniej obie potrzebowały tego bardziej niż mogłyby się spodziewać.
Tygodnie nawarstwiającego się stresu zdawały się powoli parować pod wpływem tego dotyku oraz zdjętego z ramion ciężaru decyzji. W teorii nie potrzebowały ślubu, aby przebrnąć przez procedury adopcyjne, ale zdecydowanie to by wszystko ułatwiło. Musiały więc zająć się też tym w pierwszej kolejności. Całe szczęście ostatnio miały nieco wolnego czasu, który mogły spożytkować także na takie przemyślenia, które wypadało powoli przekuwać w konkretne przygotowania.
- Powiemy mu zatem, że bardzo chciałybyśmy stworzyć dla niego dom, ale to wszystko może zająć sporo czasu... - odpowiedziała, rozluźniając uścisk wokół talii narzeczonej. - Obiecamy mu, że porozmawiamy o tym wszystkim z panią Rose jak tylko odwieziemy go do sierocińca i postaramy się o to, aby pozwolono mu z nami zostać na stałe.
Chciała załatwić to jak trzeba. Wciąż jednak zastanawiała się jak najlepiej byłoby to wszystko przekazać chłopcu w taki sposób, aby nie rozbudzać zanadto jego nadziei, ale też nie pozwalać mu na to, aby myślał, że jest niechciany. Zasługiwał na wszystko, co najlepsze. Musiały jednak postarać się wyłożyć mu rzeczywistość tak, aby wiedział, że nie mają mocy, która sprawiłaby, że z dnia na dzień będzie mógł opuścić sierociniec i z nimi zamieszkać. Sprawy były o wiele bardziej skomplikowane, bo musiały udowodnić to, że będą w stanie się nim odpowiednio zająć.

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o, 171 cm
koronerka toronto police service
Awatar użytkownika
bozia dała piękną gębę - nie moja wina
lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Poczuła nagłą, zaskakującą ulgę, kiedy w końcu wyrzuciła z siebie myśl, która od dawna nie dawała jej spokoju. Otwarcie przyznała, że chciała stworzyć z Eviną dom dla chłopca, który niespodziewanie pojawił się w ich życiu. Z tyłu głowy bezustannie rodziły się kolejne wątpliwości. Czy będą w stanie być dobrymi matkami? Czy poradzą sobie z odpowiedzialnością, z trudnymi dniami i nieprzewidywalny zachowaniem dziewięciolatka? Czy będą umiały okazać miłość i jednocześnie postawić granice? Czy będą wystarczająco cierpliwe, gdy dzień po dniu trzeba będzie powtarzać te same lekcje i zasady? Czy poradzą sobie z własną niepewnością i strachem przed tym, że mogą zawieść? Było tego znacznie więcej, ale chyba w tym przypadku te wątpliwości nigdy całkowicie nie znikną. Ale nie musiały też paraliżować jej decyzji.
Będę musiała zrobić całą listę rzeczy do zrobienia — zamyśliła się głośno, ale widząc szeroki uśmiech Swanson, pchnęła ją lekko. — Och, spieprzaj — skarciła ją żartobliwym tonem. — Wcale nie lubię udowadniać, że jestem we wszystkim najlepsza — zastrzegła, co oczywiście było kłamstwem. Zaylee kochała demonstrować swój perfekcjonizm.
Nawet rozmowa z wychowawczynią Samuela wymagała odpowiedniego planu i Miller nie zamierzała działać bez odpowiedniego przygotowania. Nie mogły pozwolić sobie na żadną wpadkę przed wszystkimi ludźmi, którzy będą oceniać, czy nadają się na rodzinę zastępczą. One dwie mogły nawet uważać, że miały potencjał, jednak ostateczny werdykt i tak należał do osób trzecich. Niezależnie od tego, czy będzie pozytywny, czy wręcz przeciwnie.
Żadnych obietnic — wtrąciła, wyswobadzając się z objęć ukochanej. — Nie możemy niczego obiecywać. Nawet takich błahostek, jak rozmowa z panią Rose. Jeszcze coś sobie przeinaczy, a i tak wystarczy, że czasami wyolbrzymia i ponosi go wyobraźnia. Trzeba to rozegrać taktycznie — powiedziała i skinęła głową w kierunku schodów prowadzących na piętro. — Chodź — złapała ją za rękę i wyciągnęła na korytarz. — Miejmy to już za sobą. Nie może przecież tak się smucić przez cały dzień, trzeba mu wszystko wytłumaczyć i jakoś go udobruchać. Co poprawiłoby mu humor? — zerknęła przez ramię na Evinę, gdy obie wspinały się po schodach na piętro.

Evina J. Swanson
Ostatnio zmieniony sob wrz 27, 2025 12:44 am przez zaylee miller, łącznie zmieniany 1 raz.
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym, jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
48 y/o, 168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
Find the will to live again
Find a way to break the chains
You're a monster forever
No more games to play
Wash your pain away
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Od dawna Evina starała się przekonać narzeczoną do tego, aby w końcu wyraziła to, co czuła na głos. Zapewne wtedy mogłyby się dużo lepiej przygotować na ten moment. Tylko, że wcześniej nie miały czasu na to, aby dokładnie przedyskutować kwestię wspólnego macierzyństwa, a kiedy tylko Swanson starała się poruszyć kwestię uczuć, które w narzeczonej wzbudzał Samuel to ta stawała się opryskliwa i starała się zamknąć temat jak najszybciej. Najważniejsze jedna k było to, że w końcu zmierzały w jednym kierunku.
Jak to wszystko im wyjdzie? Nie miały pojęcia. Dużo łatwiej było być tymi dwiema fajnymi dorosłymi, które po prostu pojawiają się w życiu dziewięciolatka, kiedy tylko jest to dogodne. Takie zaangażowanie wymagałoby od nich znoszenia wszystkich trudów związanych z wychowywaniem dziecka. Musiałyby być przy nim, gdy tylko by tego potrzebował, strofować go za każdym razem, kiedy zrobiłby coś źle i tłumaczyć mu zawiłości otaczającego świata. Tylko czy na pewno sprostają temu wyzwaniu?
Z jej gardła wyrwał się krótki i niekontrolowany chichot, gdy tylko Miller spróbowała ją odepchnąć. Evina jedynie chwyciła ją za ramię i przyciągnęła ponownie do siebie. Jeszcze na krótką chwilę pozwoliła sobie by zatopić się w jej wargach i skraść krótki pocałunek nim ponownie mogła spojrzeć w jej magnetyzujące ciemnobrązowe oczy.
- Uwielbiasz to udowadniać, ale to jedna z rzeczy za które cię kocham. Nawet jeśli czasami mnie to wkurwia - przyznała szczerze, bo obie zdawały sobie sprawę z tego, że były momenty, w których koronerka naprawdę działała jej na nerwy swoim charakterem.
Nie miała szczerze pojęcia jak powinny się za to wszystko zabrać. Wiedziała jednak, że na pewno musiały porozmawiać z wychowawczynią Samuela, a im szybciej to zrobią tym lepiej. Wiedziała, że Lily Rose była jedynie małym trybikiem w całej tej adopcyjnej machinie. Będą musiały się potem wykazać przed ogromem innych osób, aby udowodnić, że na pewno nadają się do tego, aby dać miejsce temu zbłąkanemu dziewięciolatkowi.
- Dobrze. Po prostu powiemy, że z nią porozmawiamy i zrobimy to jak tylko go odwieziemy. Nie chcę zostawiać tego na później - sprostowała, przyznając narzeczonej rację.
Zero obietnic. Postarają się, aby wszystko brzmiało w miarę neutralnie i nie pozostawało zbyt wielu możliwości nadinterpretacji oraz tworzenia złudnych nadziei. Przynajmniej na tyle na ile były w stanie tego dokonać.
- Gwiezdne Wojny i kubełek lodów ciasteczkowych? - podsunęła, dając pociągnąć się narzeczonej w kierunku schodów prowadzących na piętro. - Najpierw musimy z nim poważnie porozmawiać, a potem możemy się zakopać pod kocami na kanapie z przekąskami... No i dokończyć rysunki dla Finna.
Przynajmniej na razie to brzmiało jak plan. Musiały jedynie przekonać się o tym jak właściwie to wyjdzie w praniu i na ile w ogóle uda im się udobruchać chłopca swoimi zapewnieniami. Na razie stały pod drzwiami pokoju gościnnego, w którym chwilę wcześniej zatrzasnął się dziewięciolatek i wymieniały ze sobą spojrzenia, niepewne tego jak właściwie powinien wyglądać pierwszy krok. W końcu Swanson jako pierwsza uniosła dłoń i zapukała w drewno, czekając na to czy otrzyma jakikolwiek odzew.
- Sam? Możemy porozmawiać? - zapytała, chcąc dać mu szansę na to, aby sam zdecydował o tym czy chce na pewno przedyskutować to wszystko raz jeszcze.
Nie chciała mu od samego początku niczego narzucać. Niech przynajmniej ma poczucie tego, że szanują jego zdanie.

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o, 171 cm
koronerka toronto police service
Awatar użytkownika
bozia dała piękną gębę - nie moja wina
lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Może właśnie o to w tym wszystkim chodziło. Może Zaylee sama musiała się przekonać i zrozumieć, czego tak naprawdę pragnęła. Wyciąganie z niej czegokolwiek na siłę nigdy nie prowadziło do niczego dobrego. Wręcz przeciwnie — w takich sytuacjach Miller uparcie trwała przy swoim, chcąc za wszelką cenę udowodnić, że inni się mylą. Nie znosiła, gdy ktoś próbował jej coś wmówić, a efekty zwykle bywały odwrotne od zamierzonych. Im mocniej Evina naciskała, tym bardziej zamykała się w sobie, jakby każdy kolejny argument stawał się kolejną cegłą w murze, który budowała wokół własnych myśli. A im wyższy był ten mur, tym trudniej było do niej dotrzeć.
Zaylee miała świadomość, że ta jej skłonność do udowadniania wszystkiego i nieustępliwość potrafiły być upierdliwa jak drzazga. Niektórzy nazywali to uporem, inni złośliwym poczuciem racji. Czasami wcale nie chodziło tylko o to, żeby być lepszą. Od dziecka obawiała się, że jeśli raz odpuści, ktoś zacznie traktować ją jak mniej wartą. Że przestanie być słyszalna. Dlatego czasem walczyła o drobiazgi, nawet wtedy, gdy wiedziała, że stawka była śmiesznie mała. A jednak kiedy patrzyła na Swanson, którą potrafiła zirytować do czerwoności, żadna z nich nie uciekała. Nawet jeśli kosztowało to kilka spięć i niejedno przewrócenie oczami.
Po tym, jak przystanęły przed drzwiami do pokoju gościnnego, Zaylee skinęła lekko głową. Powinny przekazać Samuelowi ważne informacje w prosty i zrozumiały dla niego sposób. Bez obietnic na mały palec i wprawiania go w stan konsternacji, podczas którego zasypie je lawiną pytań.
Jesteś taką mądra — wyszeptała, bo pomysł Eviny z leżeniem na kanapie pod kocami był wyśmienity, a pogoda sprzyjała takiej rozrywce. No i jeszcze lody ciasteczkowe. To był istny przejaw geniuszu. I Miller wcale nie podszywała tego sarkazmem. — Między innymi właśnie dlatego cię kocham — mruknęła cicho, mając ogromną ochotę zaczepić zębami jej dolną wargę, ale finalnie powstrzymała się przed tym. To nie był odpowiedni moment, mały tutaj ważną sprawę do załatwienia.
Z początku na pukanie w drzwi odpowiedziała im cisza. Zaylee nawet nastawiła ucho, ale nie usłyszała żadnych odgłosów. Zerknęła porozumiewawczo na Swanson, dając jej do zrozumienia, że powinna spróbować jeszcze raz. I po tej drugiej próbie w pokoju rozległ się tupot stóp.
Idźcie sobie! — nakazał dziecięcy głos. — Nie chcę z wami rozmawiać!
Miller skrzywiła się lekko i zerknęła niepewnie na narzeczoną. Cholera, było trudniej, niż obie z początku założyły.
Sammy, daj spokój — poprosiła i już chciała nacisnąć na klamkę, ale zawahała się i cofnęła rękę. Nie chciały przecież naruszać jego przestrzeni. — Chciałybyśmy powiedzieć ci coś ważnego — dodała zachęcająco i skrzyżowała ręce na piersiach w oczekiwaniu, aż chłopiec zaprosi je do środka. Ale nic takiego się nie wydarzyło.
Zadzwońcie do pani Rose i powiedzcie jej, żebym po mnie przyjechała! — odkrzyknął w końcu i Zaylee posłała Evinie powątpiewające spojrzenie. Jak miały do niego dotrzeć, skoro nie chciał ich widzieć?

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym, jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
48 y/o, 168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
Find the will to live again
Find a way to break the chains
You're a monster forever
No more games to play
Wash your pain away
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Wciąż uczyły się jeszcze tego jak się poprawnie ze sobą komunikować. Miały z tym coraz mniejsze problemy, ale czasami te wciąż występowały. Zwłaszcza, gdy chodziło o sprawy istotne i takie, na których temat wydawały się mieć już dawno jedno określone stanowisko, którego nie chciały zmieniać. Tak właśnie było z kwestią posiadania dzieci. Może i nie chciały mieć jakiegokolwiek dziecka, ale Sama? Sama mogłyby zaakceptować.
Przebrnęły zatem przez pewien kryzys, który miały między sobą, a teraz musiały jeszcze zmierzyć się z pewnym dziewięciolatkiem, który był przekonany o tym, że tak naprawdę go nie chciały. To było prawdziwe wyzwanie. Choć obie pewnie w swojej upartości również potrafiły przypominać podobne dzieciaki, które nie zamierzają za żadną cenę rezygnować ze swoich racji. Jakiekolwiek by one nie były. Chyba całą trójką byli siebie warci.
Wbrew pozornemu spokojowi, którym Evina zdawała się emanować, czuła się naprawdę przerażona i nerwowa. Nie wiedziała jeszcze jak właściwie powinna radzić sobie z Samem. Nie poznała go jeszcze na tyle, aby wiedzieć jak najlepiej byłoby do niego przemówić. W dodatku był jeszcze dzieckiem, a to dodatkowo komplikowało sprawę, bo nie potrafił prowadzić rozmów na poziomie dorosłych. Niemniej miała nadzieję, że jakoś do niego trafią i nakłonią do tego, aby wyszedł z pokoju i spędził z nimi miła resztę weekendu.
Posłała jeszcze narzeczonej drobny chociaż nieco niepewny uśmiech. Zdawało jej się, że o może zadziałać, ale nie była pewna czy w ogóle odniesie to jakikolwiek efekt. Pierwszy raz miały do czynienia z takim kryzysem i nie miała pojęcia czy w ogóle Sammy da się przekonać podobnym rzeczom.
Na razie czekały. Czekały na to, aż zamknięty w pokoju dziewięciolatek postanowi się do nich odezwać. Nie było to łatwe, ale w końcu usłyszały głos dochodzący z drugiej strony drzwi. Nie napawało jej to optymizmem.
Opierając się o framugę drzwi, spojrzała jedynie na narzeczoną, zastanawiając się co teraz. Nie chciały nachodzić Sama i odbierać mu poczucia bezpieczeństwa, które odnalazł w tym pomieszczeniu, ale jeśli będzie trzeba to z pewnością to zrobi. Tyle dobrego, że sypialnia nie była zamykana na klucz, więc nie musiały martwić się o to, że chłopiec zrobił użytek z zamka.
Przez chwilę jeszcze starała się znaleźć odpowiednie słowa w jakich mogłaby się zwrócić do Samuela. Kolejne zdania uciekały jej zanim w ogóle zdążyła je wyartykułować i miała wrażenie, że nigdy właściwie nie będzie w stanie wypowiedzieć ich na głos. Przynajmniej nie w takiej formie, która zabrzmiałaby szczególnie przekonująco.
- Nie chcemy, żebyś wracał... Chciałybyśmy z tobą porozmawiać na poważnie, bo mamy ci coś ważnego do powiedzenia - powiedziała, zerkając jeszcze kontrolnie na koronerkę jakby chciała się upewnić czy na pewno używa odpowiednich argumentów, bo sama nie czuła tego, aby było to coś, co mogłoby zadziałać.
Czemu to wszystko musiało być tak trudne? Czemu w ogóle wdepnęły w coś podobnego? Owszem, spędzanie czasu z Samem sprawiało im prawdziwą radość i obudziło w nich instynkt macierzyński, ale przez to też musiały przechodzić przez te wszystkie zdecydowanie zbyt trudne rozmowy na zbyt dojrzałe tematy... A z czasem na pewno nie będzie łatwiej.
Przyglądała się narzeczonej, mając nadzieję, że może ona wpadła na pomysł tego jak można byłoby nakłonić Sama do szczerej rozmowy, która nie odbywałaby się przez drzwi. Evina na razie czuła jak coraz bardziej opuszczają ją siły. Nigdy nie była najlepsza jeśli chodziło o rozmowy wychowawcze, a tutaj sytuacja była jeszcze bardziej skomplikowana niż cokolwiek z czym musiała się zmagać w swoim rodzinnym życiu, gdy zajmowała się własnymi dziećmi. Tylko, że wtedy miała przy sobie męża, który wiedział o wiele lepiej jak sobie z tym radzić.

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o, 171 cm
koronerka toronto police service
Awatar użytkownika
bozia dała piękną gębę - nie moja wina
lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Żadna z nich nie wiedziała, jak obchodzić się z dziećmi, choć w teorii Evina powinna mieć w tym większe doświadczenie. W praktyce bywało różnie. Zaylee wiedziała, że Swanson nigdy nie spełniała się w roli matki, a przynajmniej nie tak, jak wszyscy od niej tego oczekiwali. Poświęciła się całkowicie pracy, a stanowisko przykładnego rodzica objął jej mąż, który musiał mieć znacznie lepsze podejście wychowawcze. Razem umieli przez to przebrnąć? A Miller? Ona do dzisiaj nawet nie wiedziała, że chciałaby czegoś podobnego.
Nie będę z wami rozmawiał! — powtórzył Sam, na co Zaylee rozłożyła bezradnie ręce. Wzbierała w niej coraz większa irytacja. Najchętniej wparowałaby do pokoju i przemówiła dziewięciolatkowi do rozsądku, ale wiedziała, że to byłaby najgorsza decyzja z możliwych. Nie chciała przecież go wystraszyć. Tylko dzieciak wcale nie współpracował. Cholera, jak nie potrafiły poradzić sobie w takie sytuacji, to niby jak miałyby wpłynąć na niego w przyszłości, kiedy zrobi się o wiele trudniej?
Spojrzała na narzeczoną i westchnęła ciężko, po czym oparła czoło o drzwi do pokoju, próbując odnaleźć w sobie spokój i opanowanie. Ostatnio bywała mocno rozchwiana emocjonalnie, więc zajęło jej to nieco więcej czasu, niż zwykle.
Sam? — spróbowała ponownie. Cisza. — Sam, pozwól nam wszystko wytłumaczyć, proszę. Mieliśmy robić same fajne rzeczy, pamiętasz? Napisać list do Finna, a potem dokończyć oglądnie Gwiezdnych Wojen. Evina celowo kupiła lody. I to nie byle jakie lody, a takie o smaku ciasteczkowym. Jadłeś kiedyś takie? — kiedy za drzwiami ponownie rozniósł się tupot stóp, a przez szparę przemknął cień, Zaylee podniosła wzrok na Swanson. — To są naprawdę dobre lody. Szkoda, gdybyśmy miały zjeść je same — dodała zachęcającym tonem i nie minął moment, a klamka poruszyła się, a przez uchylone drzwi spojrzała na nich prawa niebieskich, zapłakanych ślepiów.
Wprawdzie Samuel nic nie powiedział, ale odsunął się na bok, pozostawiając otwarty pokój, czym chyba chciał dać im do zrozumienia, że mogą wejść do środka. Miller zerknęła na narzeczoną i kiwnęła podbródkiem, żeby weszła pierwsza. A kiedy ta już to zrobiła, podążyła jej śladem.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym, jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
48 y/o, 168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
Find the will to live again
Find a way to break the chains
You're a monster forever
No more games to play
Wash your pain away
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Problem polegał na tym, że Samuel nie był po prostu jakimś dzieckiem. Był tym jednym konkretnym, które pochodziło z domu dziecka i powoli zaczynało przyzwyczajać się do nich bardziej niż powinno. Całe szczęście sentyment ten był odwzajemniony, bo jakimś cudem dziewięciolatek zaskarbił sobie miejsce w sercach dwóch dorosłych kobiet, które dotychczas utrzymywały, że z pewnością nie planują powiększania rodziny.
Sytuacja była na tyle wyjątkowa, że w zasadzie jakiekolwiek dotychczasowe doświadczenia z dziećmi nie mogły Swanson przygotować na coś podobnego. Dlatego obie musiały w jakiś sposób podążać za wewnętrznym instynktem, podpowiadającym im, co było słuszne. O tym na ile słuszne było podążanie za takimi odruchami to pewnie się okaże dopiero, gdy zakończą tę debatę.
Samuel wciąż upierał się przy swoim, a Evina miała wrażenie, że już policyjne negocjacje były łatwiejsze i o wiele bardziej sensowniejsze. Tam przynajmniej można było od razu wejść na ścieżkę negocjacji. W teorii teraz gra toczyła się o mniejszą stawkę, a chłopiec nie miał zakładników, ale mimo wszystko presja, którą odczuwała detektywka była o wiele większa niż w czasie podobnych akcji.
Przez moment przyglądała się temu jak Zaylee postanowiła podjąć się próby przemówienia do rozsądku dziewięciolatka. Odwoływała się przy tym do tych wszystkich fajnych rzeczy, które przecież jeszcze je czekały i było to oczywiste przekupstwo, ale najwyraźniej odniosło jakiś skutek skoro w końcu Sam postanowił uchylić drzwi i dać im zielone światło, aby wejść do środka.
Skinęła jeszcze Miller głową w ramach podziękowania po czym weszła do pomieszczenia. Usiadła powoli na łóżku i poklepała miejsce obok siebie, dając chłopcu znać, aby do niej dołączył.
- Nie miałyśmy pojęcia, że tak dobrze się u nas czujesz, Sammy. Zaskoczyłeś nas nieco tym swoim wyznaniem, wiesz? - zaczęła łagodnie, chcąc zaznaczyć, że żadna z nich nie spodziewała się takiego obrotu zdarzeń. - Uwierz, że bardzo miło spędza nam się z tobą czas. Lubimy cię i chciałybyśmy, żebyś tu został... Porozmawiamy o tym z panią Rose jutro rano o tym wszystkim, dobrze?
Cały czas Evina bacznie obserwowała reakcje dziewięciolatka, lustrując go uważnym spojrzeniem jasnoniebieskich oczu, aby wyczuć moment, w którym coś mogłoby go urazić lub wywołać jakieś niepożądane emocje. Nie chciały w końcu doprowadzić do jakiejś ogromnej kłótni. Liczyły na spokojną rozmowę. Na to, że w końcu wyjaśnią sobie pewne rzeczy i będą mogli kontynuować swój przyjemny weekend.
- Czy kiedyś pojawił się już ktoś kto chciał stworzyć dla ciebie dom, Sam? - zapytała jeszcze, nie bardzo wiedząc w zasadzie jak dalej miałyby kierować tę rozmowę. - Wiesz coś więcej na temat tego jak wygląda adopcja? To jest bardzo czasochłonny proces i zanim opuścisz Wierzbowy Zakątek wszyscy muszą mieć pewność, że na pewno trafisz do odpowiedniego domu, gdzie będą się tobą zajmować odpowiedzialne osoby... Nie można wszystkiego mieć od razu.
Może starała mu się teraz wykładać oczywistości, ale zdawało jej się, że tego właśnie potrzebował, aby uzmysłowić sobie, że to wszystko nie było wcale takie proste jak by tego chciał, a pewne procedury istniały właśnie dla jego bezpieczeństwa, a nie po to, aby zrobić mu na złość.

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o, 171 cm
koronerka toronto police service
Awatar użytkownika
bozia dała piękną gębę - nie moja wina
lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Zastanawiała się, czy nie byłoby nieco łatwiej, jeśli w jej rodzinie byłyby już jakieś dzieci, z którymi miałaby sporadyczny kontakt. Gdyby te przewijały się pośród dalszych krewnych, nawet jeśli widywałaby je od święta. Na przykład dzieci kuzynostwa. Jej matka nie miała rodzeństwo, a ojciec, pomimo że miał dwie siostry, to jaki był Otto Miller, każdy wiedział. Kontakt został urwany lata temu. Teraz jedynymi dziećmi, z jakimi przyszło obcować Zaylee, były te martwe w prosektorium.
Próbując przekonać Sama, żeby wpuścił je do pokoju, zaczęła mówić o wszystkim, co przed nimi — o filmie, pisaniu listu i pysznych lodach. Tak, to było przekupstwo, ale chyba właśnie tego wymagała bliskość — ustępstwa, które były bardziej obietnicą wspólnego czasu niż jakimś podstępem. Dlatego gdy drzwi się uchyliły, poczuła, że ten chłopiec już na zawsze zmieni ich życie, niezależnie od tego, jak bardzo wcześniej twierdziły, że nie chcą dzieci. Może właśnie w tej chwili obie zaczynały rozumieć, że rodzina nie zawsze rodzi się z planu, czasem po prostu z cichego wejdźcie.
Przykucnęła przy łóżku, na którym Sam przysunął się do Eviny i zerknęła na dziewięciolatka, który niepewnie wsłuchiwał się w słowa Swanson. Najpierw z naburmuszoną miną, ale zaraz złość została zasępiona szczerym zdziwieniem. O ile rozumiał, co właśnie próbowano mu wytłumaczyć, to chyba nie do końca w to wszystko wierzył.
Chcecie, żebym został do jutra? — zapytał, bo przecież wcześniej zażyczył sobie wcześniejszego powrotu do sierocińca.
Chciałybyśmy, żebyś został z nami na stałe — wtrąciła Miller, a to sprawiło, że Młody aż podskoczył na łóżku, więc musiała gestem ręki uspokoić jego zapał. — Ale tak, jak mówi Evina, to wymaga czasu — wyjaśnia, żeby nie zaczął wyobrażać sobie zbyt wiele i nie pomyślał, że od jutra będą mogli razem zamieszkać.
Tak, wiem — wypalił natychmiast; oczy błyszczały mu od nadmiernej ekscytacji. — Tatowie Finna długo przyjeżdżali, zanim mogli go zabrać do Vancouver. Chyba prawie rok — oznajmił i Zaylee pomyślała, że rok to bardzo długo, ale one były w nieco lepszej sytuacji, bo były na miejscu i chociaż nie miały takiej mocy sprawczej, aby przyspieszyć formalności, to na pewno ich kontakt z Samem był znacznie ułatwiony.
Nad kolejnym pytaniem, chłopiec wcale nie musiał się długo zastanawiać. Pokręcił smutno głową i westchnął cicho.
Nie — wyszeptał, nawet na nie patrząc. — Nikt mnie nigdy nie chciał — wyznał i pociągnął nosem. — Rozumiem, że trzeba długo czekać — podniósł niepewnie wzrok na Swanson. — To jak wam się nie chce... — nie dokończył, bo Miller szybko umieściła swoją dłoń na jego kolanie.
Ale nam się chce — zastrzegła natychmiast. — Tylko musisz wiedzieć, że przejście przez procedury i dopełnianie formalności, to wszystko jest bardzo czasochłonne, Sammy.
To ja powiem, że chcę u was zostać na zawsze!
Zaylee zaśmiała się krótko i posłała mu ciepły uśmiech.
To na pewno będzie bardzo pomocne — przytaknęła skinieniem głowy, ale nagle Młody znowu wydymał usta w podkówkę. — Co się stało? — dopytała, spoglądając z zaniepokojeniem na narzeczoną.
Samuel milczał przez chwilę, aż w końcu wypuścił powietrze z ust i poprawił się na łóżku tak, aby podciągnąć nogi i objąć kolana ramionami.
No bo jak chcecie mnie zaadoptować tylko dlatego, że jest wam mnie żal, to ja chyba tak nie chcę — wyszeptał, kuląc się jeszcze bardziej.
Zaylee i Evina wymieniły spojrzenia. Cholera, czy on naprawdę myślał, że robią to z litości?

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai, postów o niczym, jak ktoś nie pcha fabuły do przodu
48 y/o, 168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
Find the will to live again
Find a way to break the chains
You're a monster forever
No more games to play
Wash your pain away
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Niektóre rzeczy na pewno byłyby łatwiejsze, gdyby tylko miały większy kontakt z dziećmi. Nieco lepiej orientowałyby się w tym jak wygląda teraz ich świat i jak go pojmują, ale pewne sprawy nie stałyby się automatycznie przez to prostsze. Sam miał swoją historię, która sprawiała, że zajmowanie się jego przypadkiem było wyjątkowe. Trudno było przełożyć inne doświadczenia na te związane z Samuelem.
Drobne zagrywki były obecne w ich relacji już od samego początku, gdy Zaylee przekonała go do składania zeznań wizją wspólnego oglądania Gwiezdnych Wojen. Teraz po prostu wchodziły na nieco wyższy poziom. Wciąż było to przekupstwo, ale przynajmniej w dobrej wierze. W zasadzie to chyba tak będzie wyglądało ich przyszłe życie. Będzie pasmem ustępstw oraz wytyczanych linii, których żadne z nich nie mogło przekroczyć. Miała jedynie nadzieję, że faktycznie nie będą potem tego żałować.
Przytaknęła na słowa narzeczonej, która natychmiast skorygowała chłopca, uświadamiając mu, że mówiły teraz o tym, aby przygarnąć go na stałe. Nie na weekend. Nie na pojedynczy wieczór, ale na zawsze. Tak jak tego chciał.
- Nam będzie nieco łatwiej cię odwiedzić, bo jesteśmy na miejscu, ale też zajmie to sporo czasu. Pewnych rzeczy nie da się przyspieszyć nawet jeśli bardzo tego chcemy - dopowiedziała, ciesząc się teraz z tego, że bliski przyjaciel Sama przechodził przez coś podobnego, bo przynajmniej dzięki temu nie musiały tłumaczyć mu wszelkich szczegółów, które dla nich samych również nie były zbytnio znane.
Żadna z nich wcześniej nie miała powodów do tego, aby interesować się tym jak właściwie wyglądają procedury adopcyjne: jak wiele czasu zajmują, w jaki sposób są przeprowadzane oraz jakie warunki stawiane są kandydatom. Teraz jednak zdecydowanie musiało się to zmienić jeśli myślały o wszystkim na poważnie.
Chłopiec wydawał się na tym etapie być naprawdę zdeterminowany, aby faktycznie zostać częścią ich rodziny. To był dobry znak, ale niestety niewystarczający do tego, aby przyspieszyć całą adopcyjną biurokrację. Nawet jeśli jego zdanie się liczyło to wciąż był dziewięciolatkiem, który miał niewielkie pojęcie o życiu i nie mógł właściwie samodzielnie decydować o tak istotnych kwestiach nawet jeśli dotyczyły jego samego.
Po raz kolejny Sam im przygasł. Miał tendencję do tego, aby markotnieć w ułamku sekundy jeśli tylko przypomniał sobie o czymś lub nagle uświadamiał sobie jakiś fakt. Nie inaczej było tym razem. Swanson westchnęła i otoczyła go ramieniem, próbując dodać mu nieco otuchy.
- Nie mówiłybyśmy o tym, gdybyśmy naprawdę tego nie chciały... Myślałyśmy w zasadzie już o tym wcześniej, ale nie miałyśmy pojęcia, że chciałbyś naprawdę zostać z nami na stałe - wyjaśniła, starając się brzmieć jak najbardziej przekonująco.
Zerknęła jeszcze ukradkiem w kierunku Miller, mając nadzieję, że ona także dołoży coś od siebie, aby wytłumaczyć chłopcu, że to wcale nie było tak jak myślał. Nie chciały go przygarnąć dlatego, że było im żal. To było okropne nieporozumienie.

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
ODPOWIEDZ

Wróć do „#33”