34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Z pewnością moment, w którym Evina Swanson przejdzie na emeryturę, będzie trudny nie tylko dla samej zainteresowanej. Zaylee również będzie mieć spory problemy z odnalezieniem się w nowej rzeczywistości ze świadomością, że ukochanej nie będzie kręcić się po komisariacie. W końcu odkąd Miller zaczęła pracę w prosektorium, ona zawsze tutaj była. Zaglądała do kostnicy w sprawach zawodowych jeszcze długo, zanim się zeszły. Obie wiedziały, że właściwie już teraz Evina mogłaby zakończyć swoją przygodę z policją, ale miały też świadomość, że dopóki będzie na siłach, to nigdzie się nie ruszy. A koronerka nie zamierzała w żaden sposób naciskać, bo doskonale rozumiała, czym jest pracoholizm. Ktoś inny mógłby mieć z tym problem, ale ona była równie mocno uzależniona od wykonywania swojego zawodu, więc wyszłaby na kompletną hipokrytkę.
Widziała to spojrzenie, kiedy zjawiła się w pobliżu niczym najprawdziwsza wybawicielka. Mogłaby przysiąc, że ukochana od początku wieczoru czekała na ten moment i nie marzyła o niczym innym, jak ulotnić się z gali rozdania nagród. I tak uczestniczyły w niej dłużej, niż zamierzała, ze względu na odebranie statuetki i sierżanta Matthewsa, który strzegł wyjścia. Zaylee pieszczotliwie nazwała go w myślach Gestapo.
Pożegnały się krótko z dociekliwymi funkcjonariuszami i natychmiast ruszyły do wyjścia. Miller automatycznie przyspieszyła kroku, bo nie chciała, żeby znów ktoś je zaczepił i odwlekł od ewakuacji. Wystarczająco długo zabawiły na uroczystości, na której i tak sporo osób przyglądało im się podejrzliwie, jakby zaraz miały rzucić się na siebie i zacząć obściskiwać.
Zrobiłabym to wiele szybciej, gdyby nie sierżant Mattherw — mruknęła, popychając drzwi prowadzące na korytarz. — Nie zrozum mnie, to miły gość, ale z premedytacją podłożył ci nogę, twierdząc, że pilnuje, abyś należycie wypełniała obowiązki. Chyba nie wyczuł niedyskretnych aluzji, że twoje miejsce jest między moimi udami — dodała z rozbawieniem, chociaż wcale nie rzucała zbereźnych tekstów w obecności Matthewsa. A mogłaby.
Skręciły w korytarz, który ciągnął się w kierunku schodów, a te z kolei prowadziły do piwnicy, gdzie mieściło się prosektorium. Zaylee zbiegła w dół, przez cały czas ściskając w dłoni statuetkę o bliżej niezidentyfikowanym kształcie i odłożyła ją, dopiero gdy znalazły się w czymś, co w teorii było biurem koronerów. W praktyce była to miejsce, gdzie Bobby Hackman sypiał, kiedy pokłócił się z żoną, a Miller używała tego pomieszczenia do schadzek z narzeczoną. Dawniej przyprowadzała tu inne kobiety, ale to nie miało znaczenia. Najważniejsze, że tego dnia Bobby i jego żona nie mieli cichych dni.
Czy ja wspominałam coś wcześniej o dodatkowej nagrodzie? — zapytała w udawanym zamyśleniu, zatrzaskując za sobą metalowe drzwi, o które oparła się plecami i popatrzyła na Swanson spod zmrużonych oczu. — Czy tak mi się tylko jakoś palnęło?
Zanim jednak Evina zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Zaylee chwyciła ją za szlufkę od spodni i przyciąga do siebie. Przestrzeń między nimi skurczyła się do minimum, a ich usta zetknęły się w czułym, choć nieco rozbawionym pocałunku. Miller wplotła swój język pomiędzy rozchylone wargi, a jej dłonie już błądziły po dobrze znanej sylwetce narzeczonej.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
48 y/o
CHRISTMASSY
168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Spędziła za dużo lat na komendzie, aby móc przestawić się do życia domowego. Zresztą biorąc pod uwagę to jak wiele pracowała koronerka to stracą okazję do tego, aby widywać się tak często w ciągu dnia. Jakby nie patrzeć to nawet jeśli każda z nich była zajęta swoimi obowiązkami to i tak starały się zawsze znaleźć tę chwilę, aby wspólnie wyjść na papierosa albo wyskoczyć na ciepły posiłek, którego tak bardzo potrzebowały. Zresztą Evina nie ukrywała tego, że zamierzała pozostać aktywną zawodowo tak długo jak tylko zdrowie by jej na to pozwoliło... Lub też dopóki ktoś nie wyrzuciłby ją siłą ze służby.
W tej chwili Zaylee nie jawiła jej się jako nikt inny jak wybawicielka. Naprawdę czekała z utęsknieniem na moment, w którym kobieta przybędzie z odsieczą i pomoże jej się wyrwać ze szponów kolegów, którzy byli święcie przekonani, że siedziała obok nich z własnej i nieprzymuszonej woli, a nie wyłącznie dlatego, że tak wypadało. Całe szczęście zawsze mogła liczyć na swoją narzeczoną.
W drodze do wyjścia Swanson jeszcze rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu postaci Matthewsa, który mógłby nagle im zagrodzić drogę, ale z zadowoleniem stwierdziła, że ten właśnie był zajęty wymienianiem ciętych uwag ze swoją nemezis: kapitan Charlene Bitsch, która jego zdaniem miała niezwykle adekwatne nazwisko w stosunku do swojej osobowości. Przynajmniej dzięki temu mogły przemknąć niezauważone za jego plecami.
- Mówisz tak jakbym nie przeżywała, co roku tego samego i nie słyszała tych samych tekstów - mruknęła, zdejmując w końcu czapkę z głowy. - Nie sądzę też, aby był zdolny do tego, aby wyłapać jakąkolwiek aluzję tego typu.
Chyba jeszcze nigdy nie poznała kogoś kto wydawałby się tak aseksualny jak Matthews. Było to tym bardziej dziwne, że w końcu nosił obrączkę na palcu, więc podobne sprawy nie powinny być mu wcale obce.
Przemykały kolejnymi korytarzami w kierunku dobrze im znanego pomieszczenia przylegającego do prosektorium. W zasadzie mogłyby pojechać od razu do domu, ale nie była pewna czy Miller nie miała jeszcze jakiejś sekcji do dokończenia. Poza tym już i tak wystarczająco długo czekały na to, aby móc się wreszcie sobą nacieszyć. Zaskakujące było to jak bardzo potrafiły być sobą nienasycone. Mimo wszystko to jedno nie potrafiło ulec zmianie wraz ze stażem związku.
- Pamiętam, że wspominałaś - odpowiedziała jakby od niechcenia po czym rzuciła czapkę na biurko i odstawiła fikuśną figurkę na jakichś niewypełnionych papierach. - Ciekawi mnie jaką nagrodę miałaś na myśli.
Jeszcze przez chwilę przyglądała się uważnie narzeczonej, rozpuszczając włosy, które zdecydowanie zbyt długo były upięte w ciasnym koku. Ledwie zdążyła je jakoś poprawić i rozmasować obolały skalp, gdy narzeczona znalazła się tuż obok.
Swanson zamruczała z zadowoleniem czując zwinny język koronerki tuż przy własnym i przyciągnęła ją jeszcze bliżej siebie, zaciskając zachłannie palce na jej talii. Miękki materiał sukienki był niezwykle przyjemny w dotyku, ale i tak nie mogła się doczekać tego, aż w końcu się go pozbędzie, aby móc celebrować ciało ukochanej tak jak powinna.
- Mówiłam ci już jak zniewalająco wyglądasz? - mruknęła tuż przy jej uchu, gdy już oderwała się od jej ust.
Nie mogła się na nią napatrzeć. Czasami wciąż zastanawiała się jakim cudem mogła nazywać podobną piękność swoją kobietą. Tylko, że teraz nie miała zbyt wiele czasu do namysłu. Zamiast tego podciągała materiał sukienki narzeczonej w niezwykle znajomym ruchu, a jej wargi szybko odnalazły drogę do szyi ukochanej, której całą długość pragnęła pokryć gorącymi pocałunkami. Minęło ledwie parę godzin, a ona już zdążyła się za nią stęsknić.

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Na miejscu Swanson, już dawno przeciwstawiłaby się sierżantowi Matthewsowi, nic nie robiąc sobie z corocznych nakazów i znajdując najprostszą drogę ucieczki. Właśnie w tym się różniły — Evina potrafiła z pokorą i szacunkiem podejść do niektórych spraw. Zwłaszcza jeśli chodziło o osoby, z którymi łączyła ją silna więź, jak relacja z Jeromem Matthewsem. Zaylee z kolei niekoniecznie. Miała butną naturę, która kazała jej się wszystkiemu i wszystkim przeciwstawiać. Dostawała szału, kiedy ktoś próbował jej coś narzucić, a wtedy już tym bardziej chciała postawić na swoim.
Figurka ustawiona na papierach, które czekały na uzupełnienie, przypomniała jej, że powinna się tym zająć. Najchętniej zrobiłaby teraz, ale Evina szybko odciągnęła jej uwagę, odwzajemniając pocałunek.
Taką, która spodoba ci się bardziej niż statuetka — mruknęła prosto w jej usta i kiedy jedną rękę już odpinała jej pasek przy elegancko skrojonych spodniach od munduru, drugą wplotła w ciemne, rozpuszczone włosy narzeczonej. — Wcześniej marudziłaś, że po co ci taka, że będzie tylko stała i się kurzyła — wyszeptała między jednym a kolejnym pocałunkiem, po czym odstąpiła od drzwi i zmusiła Swanson do przemieszczenia się w kierunku kanapy. — Może przynajmniej ta nagroda ci się spodoba — popchnęła ją na kanapę, ale zanim usiadła na niej okrakiem, pochyliła się, żeby ściągnąć z ramion ukochanej marynarkę i zajęła się odpinaniem guzików od śnieżnobiałej koszuli. — Ale przysięgam, że jak usłyszę jakieś narzekania, to więcej nic nie dostaniesz — oznajmiła poważnym tonem, jednak w jej oczach czaiło się rozbawienie. Nie mówiła poważnie, bo to musiałoby oznaczać, że więcej nie dobierze się do majtek Swanson, a przecież nie potrafiła wytrzymać bez jej bliskości dwóch godzin.
Kiedy już uporała się z koszulą, przyszła pora na spodnie. Zaylee uklękła i najpierw przeciągnęła pasek przez szlufki, który zawiesiła sobie na szyi, a potem zaczęła zsuwać je z bioder, jednocześnie muskając ustami wewnętrzną stronę uda narzeczonej. Była już w połowie, ale wtedy metalowe drzwi załomotały. Miller podniosła głowę, wyraźnie zaskoczona. Nie spodziewała się tutaj nikogo o tej porze. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale wtedy drzwi otworzyły się i jedyne, co zdążyła zrobić, to cisnąć w Swanson koszulą.
Do biura koronerów wszedł nie kto inny jak Bobby Hackman. Nie, nie wszedł. Wtoczy się, najebany niczym biszkopt. Chwilę zajęła, zanim spojrzał na obie kobiety. W tym czasie Zaylee zdążyła poderwać się z kolan, a Evina niedbale zarzuciła koszulę na ramiona.
O! — zdziwił się pulchny, wąsaty koroner. — A co wy tu... — machnął ręką, w której trzymał butelkę wódki i Miller musiała uchylić się, żeby nie dostać nią w głowę.
My? — powórzyła, zdmuchując sobie z twarzy niesforny kosmyk włosów. Trzeba przyznać, że Hackman nie tylko był beznadziejnym człowiekiem, ale miał również beznadziejne wyczucie czasu. — Co ty tutaj robisz, Bob? — Zaylee spojrzała na wiszący na ścianie zegarek. O tej porze prosektorium powinno być puste. Była pewna, bo trzykrotnie sprawdzała grafik. Jednak aktualny stan Bobby'ego wskazywał na to, że na pewno nie zjawił się tutaj w celach służbowych.
W odpowiedzi Hackman czknął głośno i znów uniósł butelkę, tym razem wyciągając ją w kierunku Swanson.
A chcecie się napić? — zapytał, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że właśnie przeszkodził im w czymś ważnym. Miller była już wystarczająco rozjuszona, bo nie po to czekała pół wieczora, aby zaciągnąć tutaj Evinę i teraz rezygnować z przyjemności. No nic, najwyżej zamienią biuro koronerów na jej gabinet detektywki.

Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
48 y/o
CHRISTMASSY
168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Być może miało to coś wspólnego z tym, że jednak została wychowana w nieco innych czasach. Była starszej daty niż koronerka. Podobnie jak jej rodzice w porównaniu do Millerów. Może i była niepokornym duchem, ale miała pewne granice, których nie chciała przekraczać oraz pewien niepowtarzalny szacunek dla postaci autorytetu.
Na razie praca musiała pójść w odstawkę. Nie po to przecież tu przyszły. Miały o wiele lepsze zajęcia niż wypełnianie papierów i przeglądanie akt oddelegowanych im przypadków. W końcu to był wieczór gali. Zdecydowanie mogłyby sobie odpuścić chociaż na chwilę babranie się w tym wszystkim.
- Już mi się bardziej podoba - przyznała mrukliwym głosem, wsuwając palce pod materiał sukienki narzeczonej.
Ze zdecydowanym wyczuciem zahaczyła palcami o brzeg jej majtek, aby zsunąć je w dół jej nóg. Wszystko po to, aby wylądowały gdzieś zapomniane na środku pomieszczenia, gdy Miller napierała na nią, prowadząc ku stojącej pod ścianą kanapie.
- Myślisz, że mogłabym na to narzekać? - zapytała szczerze, przyglądając jej się z nieskrywanym uwielbieniem.
Nie miała najmniejszych powodów, aby rzec jedno złe słowo na temat tego, co się aktualnie działo. Patrzyła na nią roziskrzonymi oczami, a dłonie powoli przesuwały się wzdłuż gładkich ud. Taką nagrodę mogłaby zdecydowanie odbierać częściej.
Czuła z każdą mijającą chwilą jak pożądanie rozpala jej ciało od środka. Palce wbijały się w ciało koronerki z taką siłą, że miała wrażenie iż pozostawią po sobie wyraźne ślady.
Pieściła ustami i językiem skórę jej szyi oraz dekoltu. Zostawiła po sobie ślad ugryzienia na wypukłości obojczyka, która tak łatwo dala się pochwycić między zęby, ale nie zdołała zrobić nic więcej nim koronerka rozpiąwszy jej koszulę, zsunęła się na podłogę, aby wylądować przed nią na kolanach.
Z pewnym rozbawieniem obserwowała o jak uporawszy się z zapięciem spodni Miller przewiesiła sobie przez szyję pasek. Zdecydowanie za bardzo ją kusiła.
Evina nie mogła się powstrzymać od tego, by nie chwycić skórzanego materiału paska. Jeden pewny ruch sprawił, że jej dłoń znalazła się za głową narzeczonej, tworząc z elementu garderoby swoistą pętlę. Pociągnęła. Na tyle delikatnie, aby pasek nie wżynał się zbytnio w ciało i nie wywołał zbyt nagłego ucisku na szyję, ale na tyle stanowczo, aby na chwilę odsunąć od siebie całującą wnętrze jej ud koronerkę.
- Uwielbiam widzieć cię na kolanach... - wymruczała, pochylając się, aby raz jeszcze wpić się w jej usta.
Rozkoszowała się tym pocałunkiem tak długo jak starczyło jej tchu, a potem odsunęła się od niej, przygryzłszy jeszcze mocno jej dolną wargę. Puściła też pasek owinięty wokół jej szyi i wygodnie oparła się plecami o kanapę. Chciała pozwolić jej wrócić do poprzedniego zajęcia i pracować dalej... Jednak oczywiście wszechświat musiał mieć nieco inne plany.
Zaklęła, gdy tylko usłyszała jak drzwi zatrzęsły się w futrynie i natychmiast chwyciła materiał spodni, aby je na siebie ponownie wciągnąć. Koronerka w tym czasie cisnęła w nią zwiniętą koszulą.
Nie miała już pojęcia
czy Miller zwyczajnie zapomniała zamknąć drzwi czy może po prostu intruz posiadał klucze do pomieszczenia. Zresztą nie miało to żadnego znaczenia w momencie, gdy do pomieszczenia wszedł Bobby Hackmann. Jebany Bobby Hackmann, który po raz kolejny musiał im przeszkodzić.

- Nic szczególnego, Bobby - odpowiedziała nadzwyczaj chłodno i zarzuciła na siebie marynarkę, którą zapięła szybko, aby ukryć jakoś fakt, że miała pod nią całkowicie rozpiętą koszulę.
Podniósłszy się z kanapy rzuciła spojrzeniem na trzymaną przez zalanego w płaskorzeźbę koronera butelkę wódki. Normalnie może by się i skusiła, aby wypić z nim jednego, ale wiedziała, że narzeczonej było teraz, co inne w głowie. Jej zresztą też.
- Wybacz, ale... Innym razem. Właśnie się zbierałyśmy - odpowiedziała, poklepując jeszcze mężczyznę po ramieniu po czym ruszyła w kierunku drzwi.
Musiały jak najszybciej ulotnić się z pomieszczenia, bo spodziewała się, że w każdej chwili mogłoby dojść do próby zamordowania Hackmanna przez zirytowaną koronerkę, którą otoczyła swoim ramieniem.
- Mój gabinet czy zwijamy się do domu, gdzie nikt nam nie przeszkodzi? - mruknęła jej jeszcze na ucho, bo może i druga opcja zakładała, że będą musiały jeszcze przez jakiś czas trzymać ręce przy sobie, ale tam przynajmniej nikt nie będzie ich szukał, ani nie będzie miał szansy na to, aby im przeszkodzić w akcie.

zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Pierdolony Bobby Hackman. Gdyby nie on, pewnie dałaby się nawet związać paskiem, który dalej zwisał z jej szyi. A teraz jedyne, na co miała ochotę, to rozszarpać pulchnego koronera własnymi rękami. I pewnie rzuciłaby się na niego, nie zważając na fakt, że mężczyzna ledwo trzymał się na nogach, zataczając po pomieszczeniu od ściany do ściany.
Sama była sobie winna. Nie zamknęła drzwi na klucz. Nie przypuszczała, że ktoś może wejść do prosektorium o tej porze. Była zbyt zaabsorbowana Swanson, zbyt nakręcona, żeby w ogóle pomyśleć o zamku.
Miller — Bobby czknął głośno, znowu bezwiednie wymachując butelką wódki. — Bo ja cię tak szanuję — wyburczał pijackim głosem i wykonał gest, jakby chciał zamaszystym ruchem pokazać, jak ją szanował.
Zaylee prychnęła pod nosem, zgarniając statuetkę z biurka, po czym dała się objąć Evinie ramieniem.
Jasne, Bob — odparła, wskazując podbródkiem na kanapę. — Idź spać, ty stary pijaku — zarządziła, bo przecież Hackman był tak napruty, że bredził bez sensu. Jutro i tak nic nie będzie z tego pamiętał i tyle po jego szacunku. A potem spojrzała na narzeczoną z charakterystycznym błyskiem w oku, który oznajmiał, że wcale nie chciała wracać do domu. — Twój gabinet — zadecydowała i szarpnęła za klamkę.
Bobby jeszcze coś bełkotał, ale ona już nie słuchała. Chciała jak najszybciej wydostać się z prosektorium, przemierzyć korytarz i udać na piętro, gdzie mieściło się biuro Swanson. I przemierzała. Z paskiem na szyi i widocznym śladem po ugryzieniu na obojczyku. Tym razem los postanowił być dla nich łaskawy, bo w drodze na wyższą kondygnację nie wpadły ani na Matthewsa, ani na żadnego innego uczestnika gali. A co najważniejsze, żaden jebany Bobby Hackman nie wpadł na pomysł, żeby za nimi podążyć i namawiać na wspólne spożywanie wódki.
Przed gabinetem poczekała ze zniecierpliwieniem, aż Evina otworzy drzwi i ledwo po przekroczeniu progu, od razu wyrwała jej klucz z dłoni. Teraz już nikt im nie przeszkodzi.
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description


Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
48 y/o
CHRISTMASSY
168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Czasami wydawało się jakby naprawdę cały świat znajdował się przeciwko nim. Przynajmniej takie wrażenie można było odnieść chociażby teraz. Wpierw Matthews pilnował wyjścia z sali, a teraz Bobby Hackmann wprosił im się do pomieszczenia w najmniej odpowiednim momencie... Chociaż może ten najmniej odpowiedni moment nastąpiłby chwilę później, gdy Zaylee już na dobre rozgościłaby się między jej udami.
Trudno przewidzieć na ile zdałoby się w tym wypadku zamknięcie drzwi na klucz. Koroner dalej mógłby robić raban i stanowić przeszkodę, ale przynajmniej nie wparowałby do środka. Zawsze było o coś.
Evina była pewna tego, że gdyby tylko nie była w tej chwili tak wkurzona na Hackmanna to pewnie zaśmiałaby się z tego jak nagle zebrało mu się na komplementowanie Miller. Tylko, że obecnie obie chciały przede wszystkim znaleźć jakieś ustronne miejsce, w którym nareszcie mogłyby być same.
Jak zwykle w takich okolicznościach droga do gabinetu Swanson dłużyła im się niesamowicie, a one dwie cudem właściwie trzymały ręce przy sobie. Przynajmniej tak długo, aż nie przekroczyły wspólnie progu biura.
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description


zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description


Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
48 y/o
CHRISTMASSY
168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description


zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
34 y/o
CHRISTMASSY
171 cm
koronerka w toronto police service
Awatar użytkownika
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description


Evina J. Swanson
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
48 y/o
CHRISTMASSY
168 cm
detektywka wydziału zabójstw w Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
The Grinch stole Christmas and so did I
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description


zaylee miller
Ari
Nie lubię narzucania mojej postaci reakcji i zachowania oraz dopisywania do jej rzeczy czy sterowania nią w jakikolwiek sposób bez konsultacji.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Toronto Police Service Headquarters”